-
W empik go
Zapisane w umyśle - ebook
Zapisane w umyśle - ebook
Gdzie przebiega granica między wspomnieniem a iluzją?
Emilii próbuje przebrnąć przez otaczającą ją rzeczywistość, a pomaga jej w tym odwieczny towarzysz – pamiętnik. Wie, że może powierzyć mu wszystko, a ten dochowa tajemnicy. Jednak spokój, który z trudem budowała, szybko zaczyna się rozpadać, gdy na jaw wychodzą skrywane od lat tajemnice.
Kiedy jej mąż, Gabriel, nagle znika bez śladu, a w piwnicy pojawia się tajemnicza kobieta, Emilii odkrywa, że otaczający ją świat jest pełen złudzeń. To, co uważała za prawdę, staje się labiryntem wspomnień i iluzji. Granica między rzeczywistością a wyobrażeniem zaczyna się zacierać, zmuszając Emilii do odkrycia, co naprawdę wydarzyło się w jej przeszłości.
Dobrze, że mamy marzenia i wyobraźnię. Myśli to coś głębokiego, dzięki nim możemy nieraz uciekać od prawdziwego życia i mieć swój mały wyidealizowany świat w głowie. Swoje szalone poglądy albo nieraz inne spojrzenie na rzeczywistość. Do których nikt nie ma wglądu.
Emilii próbuje przebrnąć przez otaczającą ją rzeczywistość, a pomaga jej w tym odwieczny towarzysz – pamiętnik. Wie, że może powierzyć mu wszystko, a ten dochowa tajemnicy. Jednak spokój, który z trudem budowała, szybko zaczyna się rozpadać, gdy na jaw wychodzą skrywane od lat tajemnice.
Kiedy jej mąż, Gabriel, nagle znika bez śladu, a w piwnicy pojawia się tajemnicza kobieta, Emilii odkrywa, że otaczający ją świat jest pełen złudzeń. To, co uważała za prawdę, staje się labiryntem wspomnień i iluzji. Granica między rzeczywistością a wyobrażeniem zaczyna się zacierać, zmuszając Emilii do odkrycia, co naprawdę wydarzyło się w jej przeszłości.
Dobrze, że mamy marzenia i wyobraźnię. Myśli to coś głębokiego, dzięki nim możemy nieraz uciekać od prawdziwego życia i mieć swój mały wyidealizowany świat w głowie. Swoje szalone poglądy albo nieraz inne spojrzenie na rzeczywistość. Do których nikt nie ma wglądu.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8373-654-9 |
| Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PAŹDZIERNIK 2022
Niebo było dzisiaj wyjątkowo błękitne, gdzieniegdzie przykrywały je białe kłębki chmur. Słońce, wisząc jeszcze nisko nad horyzontem, muskało góry i las, oświetlając przy tym przepiękny krajobraz powleczony poranną mgłą. Rok ten przyniósł złotą i słoneczną jesień. Zastanawiając się, czy nie tęsknię za deszczem, strofuję w myślach moją osobę.
Kiedy moje ciało rozbudziło się w pełni ze snu, leżałam w łóżku koło dużego okna i spoglądałam na cudowne widoki, a wtedy nagle zmarszczyłam brwi, bo dziś wszystko wydało mi się inne niż zawsze. Nie pamiętam, jaki jest dziś dzień i co robiłam wczoraj, a nawet nocnych koszmarów. Spojrzałam za siebie, licząc, że już nie śpisz, chciałam rozpocząć dzień naszą codzienną rutyną, czyli wtulić się w twoje pełne miłości, rozgrzane ramiona.
Ale ciebie nie było.
Nie pamiętam nawet, kiedy wyszedłeś. Zastanawiam się w myślach. To niemożliwe, zawsze pamiętałam takie drobiazgi. Byliśmy nierozłączni, nawet po kłótni żadne z nas bez pożegnania na pewno by nie wyszło. Może wstałeś wcześniej, a ja zwyczajnie cię nie usłyszałam. Pootwierałam okna, bo nie ma nic lepszego niż świeże powietrze o poranku. Jest bardzo zimno w mieszkaniu, nic dziwnego, o tej porze roku tutaj to normalne.
Ani śladu po tobie w całym mieszkaniu.
– Spróbuję do niego zadzwonić, przecież nie mógł zapaść się pod ziemię, zaraz pewnie się znajdzie – upominam swoje nerwy.
Biorę telefon do ręki, ale nie mogę znaleźć twojego kontaktu, odkładam go na łóżko. Siedząc nieruchomo, czuję, jak w środku zaczyna wzmagać się panika. Nie mam pojęcia, co się dzieje, wydaje mi się, jakbym obudziła się w nie swoim życiu. Wstaję, idę do łazienki, podchodzę do kranu, odkręcam zimną wodę, nalewam ją sobie w dłonie i oblewam nią moją zaspaną twarz.
Nagle przystaję bez ruchu. Usłyszałam jakieś nieznane mi do tej pory dźwięki. Wydaje się, jakby dochodziły z piwniczki. Najpierw pomyślałam, że to wiatr, ale dziś jest bezwietrznie. Dreszcz przeszył moje ciało, zaczęłam się przeraźliwie bać. Wzięłam wazon, który akurat był pod ręką, miał służyć za broń. Dźwięki ustały, ale ja wiem, że były prawdziwe, więc próbuję znaleźć ich źródło. Powoli schodzę schodami w dół. Najpierw zapaliłam wszystkie światła, choć był poranek i wszędzie było raczej jasno. Piwniczka jest jednym z tych miejsc, gdzie jest ciemniej, a przecież w ciemności jest jeszcze straszniej.
– Gdzie jesteś, kochanie? – mówię szeptem, z lękiem w głosie. – Jesteś mi bardzo potrzebny.
Dźwięk nabiera siły, zatrzymałam się i zaczęłam nasłuchiwać. Pewnie jakiś kot albo dzikie zwierzę wpadło przez otwarte okno, bo przecież tylko taka niezdara jak ja mogła zapomnieć zamknąć je na noc.
– Słyszę cię – powiedział ktoś z dołu.
Wazon wypadł mi z dłoni i roztrzaskał się z dużym hukiem. Był to całkowicie nieznany mi kobiecy głos.
– Wyłaź, pokaż się! – zawarczała.
Zamarłam. Moje nogi się trzęsły. Wydobyłam z wnętrza siebie odrobinę odwagi, schyliłam głowę i zobaczyłam kobietę siedzącą na gołej posadzce w kałuży nieznanej mi cieczy. Obie jej ręce przykute były jakimś ciężkim cholerstwem do grubej stalowej rury. Poobijana ze wszystkich stron, w nie najlepszej kondycji, no i ten odór – ciężki, smętny, bez ani grama czystego powietrza. Kto to jest i co robi w mojej piwnicy? Jeszcze w dodatku w takim stanie, przykuta do rury jak więzień.
– Zabiję cię! – odezwała się niskim, wściekłym głosem.STYCZEŃ 2023
Teraz
Choć nie jest tak, jakbym sobie wymarzyła, nareszcie czuję spokój. Mój wygodny fotel pochłonął mnie w całej okazałości. Odpoczywam, a moje nogi kołyszą się radośnie. Od znalezienia tej tajemniczej kobiety w mojej piwnicy i twojego zniknięcia, ukochany, minęły zaledwie dwa miesiące. Ten okres, w rzeczywistości niedługi, ciągnął mi się prawdziwie wolno, wydarzyło się tak wiele. Części tych rzeczy całkowicie nie rozumiem. Ale teraz, parę tygodni później, już wiem, jaka jest prawda, gdzie byłeś i co się stało w moim życiu. Przez ten krótki czas odkryłam parę szokujących rzeczy na mój temat i rozwikłałam zagadkę, która nurtowała mnie, odkąd znalazłam tamtą kobietę w piwnicy.
A więc jestem Emilii. W grudniu skończyłam dwadzieścia dwa lata. Siedzę na swoim bujanym fotelu w wymarzonym domku w górach nad pięknym, malowniczym jeziorem. Życie przelatuje mi przed oczami w mgnieniu oka, ale próbuję sobie wszystko poukładać, posortować w głowie. Trwam w głębokiej deliberacji. W każdym razie właśnie skończyłam pisanie parodii o tym, co wydarzyło się w moim życiu. Żeby trwały, niezapominalski papier mógł uwiecznić te parę niedorzecznych chwil, ponieważ na własnej pamięci człowiek nie zawsze może polegać.
Wiele osób, pisząc pamiętnik, opisuje w nim swoje smutki i żale, intymne sprawy, którymi raczej nie chcą się dzielić. Nie mówiąc już o tym, aby ktoś czytał zawarte w nim treści.
U mnie jest trochę inaczej. Jestem już zmęczona ciągłym udawaniem kogoś innego. Pisząc ten pamiętnik, zastanawiam się, w jakiej formie to zrobić. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej stwierdzam, że chciałabym, żeby ktoś go przeczytał. Zależy mi na tym dlatego, bo w prawdziwym życiu byłam samotna. Więc pisząc go, mam na uwadze, że choć jedna osoba go przeczyta, od początku do końca.
To ważne.
Ponieważ kiedy poznajemy jakąś osobę, na początku widoczne są dla nas jej dobre cechy, a dopiero potem wychodzi na jaw, jakie ma wady. Czytając tylko początek albo połowę, możesz wyrobić sobie fałszywe zdanie na mój temat.
Ale jak już go przeczytasz, to jak mnie ocenisz? Jaką według ciebie jestem osobą? Czy będziesz czuć gniew? A może niesmak? A może mnie polubisz? W idealnym świecie wymyślonym przez moją głowę nie musiałabym opisywać mojej historii w zeszycie. Nie miałabym na to czasu. W idealnym świecie mieszkaliby idealni ludzie. Ja byłabym idealna. Nie miałabym teraz za jedynego przyjaciela tego pamiętnika. Otaczałabym się ludźmi, którym mogłabym wyjawić wszystko, co leży na mojej duszy. Nie będę kłamać, nie będę wymyślać, napiszę wszystko, tak jak było naprawdę. Historia, którą będzie zawierał ten pamiętnik, niestety w większości jest mało pozytywna. Jest przesiąknięta krwią i bólem, zawiera dużo łez. Życie czasami układa się nie po naszej myśli. Jest brutalne i nie oszczędza nam cierpienia. Czasami ma się pecha i życie układa się niefortunnie. Jak to w życiu bywa – raz jest z górki, a raz pod górkę. Już tacy jesteśmy, że dostrzegamy i zapamiętujemy raczej te złe momenty. Ale kiedy zapiszesz to na kartce, rozdzielając smutne i radosne chwile, wychodzi, że jest ich pół na pół. Wiem, bo to sprawdziłam.
Zanim przejdę do opowiedzenia historii, napiszę krótko o sobie, moim dzieciństwie i rodzicach. Chcę w ten sposób troszkę dać się poznać.
Od zawsze pisałam pamiętniki. Miałam ich w życiu kilka. Lubiłam przelewać na kartki swoje uczucia. Wiedziałam, że ludzie szybko zapominają o tych mniej ważnych sytuacjach z życia. Ja chciałam je zapamiętać, bo przecież nie we wszystkie nasze dni dzieje się coś, co wrasta w nasze wspomnienia. Więcej jest tych spokojnych, przeciętnych chwil, tych, które nazywamy szarą codziennością. Jednak w nich też bywają piękne chwile, te mniej ważne, o których tak szybko zapominamy. Ja nie chciałam, więc uwieczniałam je na papierze. Często wracam do tych starych zeszytów i czytam wspomnienia. Robiąc to, wracam myślami do tych dni, jakby były żywe. W jakimś sensie te zwykłe zeszyty są dla mnie jak wehikuł czasu. Dlatego mogę powiedzieć, że wiem albo pamiętam więcej szczegółów z mojego życia niż przeciętny człowiek, który takich zeszytów nie prowadził. Bo przyznasz, że mało się pamięta z czasów sprzed dziesięciu, dwudziestu lat, a w szczególności z wieku, kiedy człowiek był dzieckiem. I jakby nie wiadomo jak bardzo chciał sobie przypomnieć, ciężko jest to zrobić, bo pamięta się tylko małe urywki. Na szczęście są jeszcze zdjęcia, które nam w tym pomagają, na których czas i zdarzenia są uchwycone, zatrzymane w czasie.
Dlatego pamiętam dużo ze swojego dzieciństwa. To mój sposób na to, aby moja historia wciąż była żywa.
I tobie też polecam – zapisuj swoje życie na kartkach, bo masz je tylko jedno.
Trochę o moich rodzicach
Niedawno dopiero zrozumiałam pewny fajny tekst.
„Kiedy już nie będę obwiniać rodziców, kim się stałam, i wybaczę im to, o co w moim sercu mam do nich największy żal i za co ich nie lubię, stanę się szczęśliwszym człowiekiem”. To prawda. Ale czasami jest to prostsze, a czasami trudniejsze. To całkowicie zależy od danej sytuacji.
Moi rodzice zawsze byli idealni, więc ja też taka musiałam być. Nie mogłam jeść słodyczy ani pić coca-coli. Byli nieziemsko konsekwentni, czasami przez to myślałam, że mnie nie kochają. Ale teraz wiem, że było to dobre. Wymagało to od nich dużo dyscypliny i mądrości. Wiedzieli, że wyjdzie mi to na dobre. Teraz jak nigdy wiem, że słowa „kto karci, ten kocha” są dla mnie bardzo prawdziwe. Jako dzieci nie wiemy, co jest dla nas dobre. Skarbem jest to, gdy się ma rodziców, którzy chcą dla nas jak najlepiej i uczą nas wartościowych nawyków i zasad. Nigdy im za to nie podziękowałam.
Teraz mam dobre nawyki, więc łatwiej mi jest zachować zdrowe ciało. Wiem, że powinnam jeść dużo owoców, warzyw, pić dużo wody, a mało wódki. I to nie znaczy, że nie jem pizzy albo czekolady. Ciężko nie jeść tych pysznych rzeczy, jesteśmy przecież tylko ludźmi.
Pod innymi kwestiami też byli konsekwentni.
Nauka była najważniejsza. Znęcanie się nade mną w tej kwestii było na porządku dziennym. Czytanie, wkuwanie, dodatkowe zadania. Czasem bolało, i boli nawet, jak sobie przypomnę, ale cieszę się, że to już mam z głowy.
Dziękuję ojcu, że nauczył mnie, co to znaczy „wartość pieniądza”. Wydaje mi się, że on doskonale wiedział, co daje nam szczęście. Po prostu z czasem to zrozumiał. Widział, że jestem do niego podobna pod każdym względem i wpoił mi zasady, które sam z czasem uznał za właściwe, których sam musiał się nauczyć, popełniając błędy.
U mnie zadziałało.
Zdanie „pieniądze szczęścia nie dają” jest złożone. Nie można go interpretować dosłownie – one dają szczęście, jednak jest dużo „ALE”. Pieniądze mogą rozwijać w człowieku wiele negatywnych cech. Jak się ma ich za dużo w dzieciństwie, może tak się stać, że w późniejszym wieku będzie ciężej odnaleźć się w szarej codzienności. Bo nic nie przychodzi łatwo i ot tak, każdy ma problemy i nikt nie ma złotej karty, z którą by mógł przeżyć życie bez zmartwień i kłopotów. Pieniądze uszczęśliwiają krótkotrwale. Można powiedzieć, że kolorują nasze życie, jak w odpowiednim momencie ich używamy. Ale zadaję sobie pytanie: jeśli kasa szczęścia nie daje, to co je daje? Nie spotkałam jeszcze w życiu człowieka, który by powiedział: „Ja już mam wszystko i niczego więcej nie chcę”. Wiadomo, zawsze są wyjątki, jak we wszystkim. Ale zawsze do czegoś dążymy.
Idealna musiałam być też pod innym względem – dziewczęcości, a później kobiecości. Odkąd pamiętam różowy kolor, był on u mnie na każdym kroku. Ubrania, zabawki, nawet pokój miałam urządzony w stylu różowej barbie. Wszystko typowo dla dziewczynek. Mama pomagała mi już od najmłodszych lat dbać o swoje ciało. Pilnowała, abym rano po wyjściu z łóżka o siebie zadbała. Codzienną rutyną były: prysznic, upinanie włosów i kremowanie. Nie mogłam też mieć brudnych ubrań. Wszystko musiało być czyste.
Wspominając wcześniejsze lata i moje zabawki – nie było zmiłuj się, maślane oczy nie pomagały. Jako dziecko, u którego pamięć bywa okrutna, w szczególności zapamiętałam negatywy związane z zabawkami. Kiedy moje koleżanki miały różne zabawki, ja mogłam mieć tylko te przeznaczone dla dziewczynek. A zabronione było jeszcze bardziej kuszące. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie mogę mieć też takich, jakie miała reszta moich koleżanek. Kiedy udało mi się zdobyć, nazwijmy to, jakąś chłopięcą zabawkę, taką jak samochodzik czy robot, byłam karana, a zabawka lądowała w koszu. Oczywiście próbowałam przemówić rodzicom do rozsądku i błagałam, żeby odpuścili, ale oni byli nieugięci. Kiedy próbowałam coś ukryć, było jeszcze gorzej. Kara była trzy razy gorsza. Do tej pory nie wiem, jak rodzice to robią, że zawsze wszystko wiedzą. Zachodzę w głowę i zastanawiam się, jak tacy ludzie, uparci, konsekwentni, których ciężko złamać, mogli zrobić taką córkę – która jest całkowitym ich przeciwieństwem. Ale może dzieje się tak, że to, czego w rodzicach nienawidzisz, starasz się w szczególności u siebie wyeliminować.
Chodziłam do prywatnego przedszkola, a potem szkoły. Wszystko pod dyktando ojca. We wczesnych latach byłam w małej grupie tylko z dziewczynkami. Ale wtedy nie było to dla mnie dziwne. Tak po prostu musiało być. W tamtym momencie nie rozmyślałam nad tym, tak było dobrze, bo całkowicie polegałam na moich rodzicielach.
Matka była też w jakimś stopniu idealna. Idealna, bo tato o nas dbał. Był nam oddany. Był człowiekiem, który nie porzuca i dba o to, co ma, nawet jeżeli jest to ułomne albo wadliwe. Szanuję go za to. Regularnie zawoził matkę do psychiatry i psychologa, u których się leczyła. Dostawała tabletki i miała zapewnioną najlepszą opiekę, jaką mogła dostać. Jako dziecko myślałam, że ojciec to jej sługa. Taki jak z filmu. A ona to królowa, która ma wszystko w garści. Teraz trochę się z tego śmieję.
Ojciec… tutaj sprawa się nieco komplikuje. Teraz wiem, że mnie kochał, ale po swojemu. Tak szczerze – nie znałam go. Niewiele o nim wiedziałam. Małomówny, skryty człowiek. Może to przez jego zawód. Był policjantem. Nasza rodzina od lat z pokolenia na pokolenie zajmowała się właśnie tym zawodem. Kochali to, co robili. Tak mówił ojciec. Ponieważ, kiedy byłam jeszcze mała, wyprowadziliśmy się z dala od naszego rodzinnego miasteczka, wszelkie informacje miałam tylko od niego. Kiedy byłam mała, tata próbował wyjaśnić mi, co to znaczy „wartość pieniądza”, ale, szczerze mówiąc, gówno rozumiałam. Dopiero jako dorosły człowiek zrozumiałam, co miał na myśli. Chciał mi wpoić, że w życiu nic nie przychodzi ot tak. Ciężko było to zrozumieć, w dodatku w takiej rodzinie. Ze skromnych i okrojonych opowiadań ojca dowiedziałam się, że dziadek był majętny. Wszystko jest owiane tajemnicą i chyba nigdy nie poznam prawdy. Dziadek został postrzelony na służbie, a później zmarł w szpitalu. Babcia umarła bardzo młodo na raka. Nie było mi dane ich poznać, więc nic więcej nie wiem.
W tym okresie tato się wzbogacił. Może dostał jakieś odszkodowanie z ubezpieczenia. Nie mam pojęcia, u nas w domu nie rozmawiało się zbyt otwarcie. Żyliśmy razem, ale jakby każdy z osobna miał własne prywatne życie.
Był jedynakiem, więc cały majątek należał do nas. Ale nigdy nie czułam, że mam wszystko. Jako policjant miał dużo znajomości, a jeszcze więcej przysług, przyjaciół fałszywych i prawdziwych. Mógł prawie wszystko. Oczywiście oprócz rzeczy, których nie da się w życiu kupić. Mnóstwo było tajemnic, więc dużo rzeczy musiałam się domyślać. Przecież byłam tuż obok i wiele widziałam.
Choć czasami wydawałoby się, że dzieci się niczym nie interesują, to jest całkiem zgubne. Są dobrymi obserwatorami i dużo słyszą.
Ludzie doskonale umieją się maskować. Matka pod opieką innych ludzi była doskonała, zawsze zadbana, ubrana w najlepsze ciuchy. Chodziła do najlepszych kosmetyczek i fryzjerów. W sumie zajmowała się sobą i mną. To było jej jedyne zajęcie. Nad wszystkim czuwał ojciec. Kiedy wychodziła z domu, zakładała idealną maskę, która zakrywała wszelkie niedoskonałości, problemy. Nagromadzony gniew przynosiła do domu, a gdy zdejmowała symboliczną maskę, wszystkie brudy wylewały się na dywan w zamkniętym domu. W oczach innych jednak i tak byliśmy idealni.
Ale przecież każda rodzina ma sekrety, nawet te mroczne.
Parę zdań o mnie
Jestem zodiakalnym strzelcem urodzonym w grudniu. Nie wiem, czy wierzę w tę całą astrologię, ale jednego jestem pewna – trochę mnie to jara.
Jestem młoda i kocham pisać. Kocham też jedzenie. Zawsze mam świeże włosy. Tańczę w domu przed lustrem, jak nikt nie patrzy, muzyka to moje hobby. Uszczęśliwia mnie. Słucham jej codziennie. To lekarstwo na duszę. Kiedy się smucę albo jestem przygnębiona, słucham moich ulubionych kawałków. Przystojni mężczyźni – w sumie to od nich powinnam zacząć, opisując to, co kocham, ale do kobiet też mam słabość. To moja pieprzona tajemnica. Płeć to dla mnie tylko płeć, dusza nie ma płci. Jest duszą, która dostała ciało. W swoich snach mam męską postać, czasami za często. I to też moja tajemnica. Każdy ma swoje tajemnice, o których wstydzi się mówić, bo są dziwne. A może po prostu nieprzyjęte.
Jestem bardzo tolerancyjna, czasami za bardzo.
Nie mówię tego, co myślę, bo boję się, że ludzie mnie odrzucą. Ale nic bardziej mylnego. I tak jestem sama. Więc może szczerość jest kluczem do przyjaźni.
Kocham zwierzęta, a nie lubię ludzi. Płaczę, jak umrze zwierzę, a nie płaczę, jak umrze człowiek. Chore, prawda? Ludzie mnie denerwują. Kocham jednostki, ale nie przepadam za większością. Nie umiem zrozumieć, skąd u ludzi to wszelkie zło. Ale może tutaj postawię kropkę. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić.
Uwielbiam seks. W odróżnieniu od innych kobiet w moim otoczeniu nie nudzi mnie nawet z jednym partnerem. Mogłabym go uprawiać codziennie. Uwielbiam książki i malować farbami, rozwijać swoją kreatywność, dyskutować na poważne tematy, poznawać poglądy innych. Myślę, że jestem dobrym człowiekiem, i zastanawia mnie, co o mnie myślą inni.
Więc czy zostaniesz na chwilę moim przyjacielem? Jeżeli tak, to posłuchaj. Postaram się opisać wszystko dokładnie tak, jak pamiętam. Zaczęło się to dawno temu, już u progu mojego dzieciństwa. Ale może zacznę od kluczowego dnia, czyli 8 kwietnia. Nie był to początek moich problemów, ani ich koniec. Tego dnia na pewno nie zapomnę. Choć zaczął się paskudnie, mogłoby się wydawać, że skończył się idealnie.
Cała historia rozgrywa się w południowej części Polski. Nie chcę podawać nazw miast i wiosek, w których działo się całe to zamieszanie. Chyba w ten sposób będę czuła się bezpieczniej.
Niebo było dzisiaj wyjątkowo błękitne, gdzieniegdzie przykrywały je białe kłębki chmur. Słońce, wisząc jeszcze nisko nad horyzontem, muskało góry i las, oświetlając przy tym przepiękny krajobraz powleczony poranną mgłą. Rok ten przyniósł złotą i słoneczną jesień. Zastanawiając się, czy nie tęsknię za deszczem, strofuję w myślach moją osobę.
Kiedy moje ciało rozbudziło się w pełni ze snu, leżałam w łóżku koło dużego okna i spoglądałam na cudowne widoki, a wtedy nagle zmarszczyłam brwi, bo dziś wszystko wydało mi się inne niż zawsze. Nie pamiętam, jaki jest dziś dzień i co robiłam wczoraj, a nawet nocnych koszmarów. Spojrzałam za siebie, licząc, że już nie śpisz, chciałam rozpocząć dzień naszą codzienną rutyną, czyli wtulić się w twoje pełne miłości, rozgrzane ramiona.
Ale ciebie nie było.
Nie pamiętam nawet, kiedy wyszedłeś. Zastanawiam się w myślach. To niemożliwe, zawsze pamiętałam takie drobiazgi. Byliśmy nierozłączni, nawet po kłótni żadne z nas bez pożegnania na pewno by nie wyszło. Może wstałeś wcześniej, a ja zwyczajnie cię nie usłyszałam. Pootwierałam okna, bo nie ma nic lepszego niż świeże powietrze o poranku. Jest bardzo zimno w mieszkaniu, nic dziwnego, o tej porze roku tutaj to normalne.
Ani śladu po tobie w całym mieszkaniu.
– Spróbuję do niego zadzwonić, przecież nie mógł zapaść się pod ziemię, zaraz pewnie się znajdzie – upominam swoje nerwy.
Biorę telefon do ręki, ale nie mogę znaleźć twojego kontaktu, odkładam go na łóżko. Siedząc nieruchomo, czuję, jak w środku zaczyna wzmagać się panika. Nie mam pojęcia, co się dzieje, wydaje mi się, jakbym obudziła się w nie swoim życiu. Wstaję, idę do łazienki, podchodzę do kranu, odkręcam zimną wodę, nalewam ją sobie w dłonie i oblewam nią moją zaspaną twarz.
Nagle przystaję bez ruchu. Usłyszałam jakieś nieznane mi do tej pory dźwięki. Wydaje się, jakby dochodziły z piwniczki. Najpierw pomyślałam, że to wiatr, ale dziś jest bezwietrznie. Dreszcz przeszył moje ciało, zaczęłam się przeraźliwie bać. Wzięłam wazon, który akurat był pod ręką, miał służyć za broń. Dźwięki ustały, ale ja wiem, że były prawdziwe, więc próbuję znaleźć ich źródło. Powoli schodzę schodami w dół. Najpierw zapaliłam wszystkie światła, choć był poranek i wszędzie było raczej jasno. Piwniczka jest jednym z tych miejsc, gdzie jest ciemniej, a przecież w ciemności jest jeszcze straszniej.
– Gdzie jesteś, kochanie? – mówię szeptem, z lękiem w głosie. – Jesteś mi bardzo potrzebny.
Dźwięk nabiera siły, zatrzymałam się i zaczęłam nasłuchiwać. Pewnie jakiś kot albo dzikie zwierzę wpadło przez otwarte okno, bo przecież tylko taka niezdara jak ja mogła zapomnieć zamknąć je na noc.
– Słyszę cię – powiedział ktoś z dołu.
Wazon wypadł mi z dłoni i roztrzaskał się z dużym hukiem. Był to całkowicie nieznany mi kobiecy głos.
– Wyłaź, pokaż się! – zawarczała.
Zamarłam. Moje nogi się trzęsły. Wydobyłam z wnętrza siebie odrobinę odwagi, schyliłam głowę i zobaczyłam kobietę siedzącą na gołej posadzce w kałuży nieznanej mi cieczy. Obie jej ręce przykute były jakimś ciężkim cholerstwem do grubej stalowej rury. Poobijana ze wszystkich stron, w nie najlepszej kondycji, no i ten odór – ciężki, smętny, bez ani grama czystego powietrza. Kto to jest i co robi w mojej piwnicy? Jeszcze w dodatku w takim stanie, przykuta do rury jak więzień.
– Zabiję cię! – odezwała się niskim, wściekłym głosem.STYCZEŃ 2023
Teraz
Choć nie jest tak, jakbym sobie wymarzyła, nareszcie czuję spokój. Mój wygodny fotel pochłonął mnie w całej okazałości. Odpoczywam, a moje nogi kołyszą się radośnie. Od znalezienia tej tajemniczej kobiety w mojej piwnicy i twojego zniknięcia, ukochany, minęły zaledwie dwa miesiące. Ten okres, w rzeczywistości niedługi, ciągnął mi się prawdziwie wolno, wydarzyło się tak wiele. Części tych rzeczy całkowicie nie rozumiem. Ale teraz, parę tygodni później, już wiem, jaka jest prawda, gdzie byłeś i co się stało w moim życiu. Przez ten krótki czas odkryłam parę szokujących rzeczy na mój temat i rozwikłałam zagadkę, która nurtowała mnie, odkąd znalazłam tamtą kobietę w piwnicy.
A więc jestem Emilii. W grudniu skończyłam dwadzieścia dwa lata. Siedzę na swoim bujanym fotelu w wymarzonym domku w górach nad pięknym, malowniczym jeziorem. Życie przelatuje mi przed oczami w mgnieniu oka, ale próbuję sobie wszystko poukładać, posortować w głowie. Trwam w głębokiej deliberacji. W każdym razie właśnie skończyłam pisanie parodii o tym, co wydarzyło się w moim życiu. Żeby trwały, niezapominalski papier mógł uwiecznić te parę niedorzecznych chwil, ponieważ na własnej pamięci człowiek nie zawsze może polegać.
Wiele osób, pisząc pamiętnik, opisuje w nim swoje smutki i żale, intymne sprawy, którymi raczej nie chcą się dzielić. Nie mówiąc już o tym, aby ktoś czytał zawarte w nim treści.
U mnie jest trochę inaczej. Jestem już zmęczona ciągłym udawaniem kogoś innego. Pisząc ten pamiętnik, zastanawiam się, w jakiej formie to zrobić. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej stwierdzam, że chciałabym, żeby ktoś go przeczytał. Zależy mi na tym dlatego, bo w prawdziwym życiu byłam samotna. Więc pisząc go, mam na uwadze, że choć jedna osoba go przeczyta, od początku do końca.
To ważne.
Ponieważ kiedy poznajemy jakąś osobę, na początku widoczne są dla nas jej dobre cechy, a dopiero potem wychodzi na jaw, jakie ma wady. Czytając tylko początek albo połowę, możesz wyrobić sobie fałszywe zdanie na mój temat.
Ale jak już go przeczytasz, to jak mnie ocenisz? Jaką według ciebie jestem osobą? Czy będziesz czuć gniew? A może niesmak? A może mnie polubisz? W idealnym świecie wymyślonym przez moją głowę nie musiałabym opisywać mojej historii w zeszycie. Nie miałabym na to czasu. W idealnym świecie mieszkaliby idealni ludzie. Ja byłabym idealna. Nie miałabym teraz za jedynego przyjaciela tego pamiętnika. Otaczałabym się ludźmi, którym mogłabym wyjawić wszystko, co leży na mojej duszy. Nie będę kłamać, nie będę wymyślać, napiszę wszystko, tak jak było naprawdę. Historia, którą będzie zawierał ten pamiętnik, niestety w większości jest mało pozytywna. Jest przesiąknięta krwią i bólem, zawiera dużo łez. Życie czasami układa się nie po naszej myśli. Jest brutalne i nie oszczędza nam cierpienia. Czasami ma się pecha i życie układa się niefortunnie. Jak to w życiu bywa – raz jest z górki, a raz pod górkę. Już tacy jesteśmy, że dostrzegamy i zapamiętujemy raczej te złe momenty. Ale kiedy zapiszesz to na kartce, rozdzielając smutne i radosne chwile, wychodzi, że jest ich pół na pół. Wiem, bo to sprawdziłam.
Zanim przejdę do opowiedzenia historii, napiszę krótko o sobie, moim dzieciństwie i rodzicach. Chcę w ten sposób troszkę dać się poznać.
Od zawsze pisałam pamiętniki. Miałam ich w życiu kilka. Lubiłam przelewać na kartki swoje uczucia. Wiedziałam, że ludzie szybko zapominają o tych mniej ważnych sytuacjach z życia. Ja chciałam je zapamiętać, bo przecież nie we wszystkie nasze dni dzieje się coś, co wrasta w nasze wspomnienia. Więcej jest tych spokojnych, przeciętnych chwil, tych, które nazywamy szarą codziennością. Jednak w nich też bywają piękne chwile, te mniej ważne, o których tak szybko zapominamy. Ja nie chciałam, więc uwieczniałam je na papierze. Często wracam do tych starych zeszytów i czytam wspomnienia. Robiąc to, wracam myślami do tych dni, jakby były żywe. W jakimś sensie te zwykłe zeszyty są dla mnie jak wehikuł czasu. Dlatego mogę powiedzieć, że wiem albo pamiętam więcej szczegółów z mojego życia niż przeciętny człowiek, który takich zeszytów nie prowadził. Bo przyznasz, że mało się pamięta z czasów sprzed dziesięciu, dwudziestu lat, a w szczególności z wieku, kiedy człowiek był dzieckiem. I jakby nie wiadomo jak bardzo chciał sobie przypomnieć, ciężko jest to zrobić, bo pamięta się tylko małe urywki. Na szczęście są jeszcze zdjęcia, które nam w tym pomagają, na których czas i zdarzenia są uchwycone, zatrzymane w czasie.
Dlatego pamiętam dużo ze swojego dzieciństwa. To mój sposób na to, aby moja historia wciąż była żywa.
I tobie też polecam – zapisuj swoje życie na kartkach, bo masz je tylko jedno.
Trochę o moich rodzicach
Niedawno dopiero zrozumiałam pewny fajny tekst.
„Kiedy już nie będę obwiniać rodziców, kim się stałam, i wybaczę im to, o co w moim sercu mam do nich największy żal i za co ich nie lubię, stanę się szczęśliwszym człowiekiem”. To prawda. Ale czasami jest to prostsze, a czasami trudniejsze. To całkowicie zależy od danej sytuacji.
Moi rodzice zawsze byli idealni, więc ja też taka musiałam być. Nie mogłam jeść słodyczy ani pić coca-coli. Byli nieziemsko konsekwentni, czasami przez to myślałam, że mnie nie kochają. Ale teraz wiem, że było to dobre. Wymagało to od nich dużo dyscypliny i mądrości. Wiedzieli, że wyjdzie mi to na dobre. Teraz jak nigdy wiem, że słowa „kto karci, ten kocha” są dla mnie bardzo prawdziwe. Jako dzieci nie wiemy, co jest dla nas dobre. Skarbem jest to, gdy się ma rodziców, którzy chcą dla nas jak najlepiej i uczą nas wartościowych nawyków i zasad. Nigdy im za to nie podziękowałam.
Teraz mam dobre nawyki, więc łatwiej mi jest zachować zdrowe ciało. Wiem, że powinnam jeść dużo owoców, warzyw, pić dużo wody, a mało wódki. I to nie znaczy, że nie jem pizzy albo czekolady. Ciężko nie jeść tych pysznych rzeczy, jesteśmy przecież tylko ludźmi.
Pod innymi kwestiami też byli konsekwentni.
Nauka była najważniejsza. Znęcanie się nade mną w tej kwestii było na porządku dziennym. Czytanie, wkuwanie, dodatkowe zadania. Czasem bolało, i boli nawet, jak sobie przypomnę, ale cieszę się, że to już mam z głowy.
Dziękuję ojcu, że nauczył mnie, co to znaczy „wartość pieniądza”. Wydaje mi się, że on doskonale wiedział, co daje nam szczęście. Po prostu z czasem to zrozumiał. Widział, że jestem do niego podobna pod każdym względem i wpoił mi zasady, które sam z czasem uznał za właściwe, których sam musiał się nauczyć, popełniając błędy.
U mnie zadziałało.
Zdanie „pieniądze szczęścia nie dają” jest złożone. Nie można go interpretować dosłownie – one dają szczęście, jednak jest dużo „ALE”. Pieniądze mogą rozwijać w człowieku wiele negatywnych cech. Jak się ma ich za dużo w dzieciństwie, może tak się stać, że w późniejszym wieku będzie ciężej odnaleźć się w szarej codzienności. Bo nic nie przychodzi łatwo i ot tak, każdy ma problemy i nikt nie ma złotej karty, z którą by mógł przeżyć życie bez zmartwień i kłopotów. Pieniądze uszczęśliwiają krótkotrwale. Można powiedzieć, że kolorują nasze życie, jak w odpowiednim momencie ich używamy. Ale zadaję sobie pytanie: jeśli kasa szczęścia nie daje, to co je daje? Nie spotkałam jeszcze w życiu człowieka, który by powiedział: „Ja już mam wszystko i niczego więcej nie chcę”. Wiadomo, zawsze są wyjątki, jak we wszystkim. Ale zawsze do czegoś dążymy.
Idealna musiałam być też pod innym względem – dziewczęcości, a później kobiecości. Odkąd pamiętam różowy kolor, był on u mnie na każdym kroku. Ubrania, zabawki, nawet pokój miałam urządzony w stylu różowej barbie. Wszystko typowo dla dziewczynek. Mama pomagała mi już od najmłodszych lat dbać o swoje ciało. Pilnowała, abym rano po wyjściu z łóżka o siebie zadbała. Codzienną rutyną były: prysznic, upinanie włosów i kremowanie. Nie mogłam też mieć brudnych ubrań. Wszystko musiało być czyste.
Wspominając wcześniejsze lata i moje zabawki – nie było zmiłuj się, maślane oczy nie pomagały. Jako dziecko, u którego pamięć bywa okrutna, w szczególności zapamiętałam negatywy związane z zabawkami. Kiedy moje koleżanki miały różne zabawki, ja mogłam mieć tylko te przeznaczone dla dziewczynek. A zabronione było jeszcze bardziej kuszące. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie mogę mieć też takich, jakie miała reszta moich koleżanek. Kiedy udało mi się zdobyć, nazwijmy to, jakąś chłopięcą zabawkę, taką jak samochodzik czy robot, byłam karana, a zabawka lądowała w koszu. Oczywiście próbowałam przemówić rodzicom do rozsądku i błagałam, żeby odpuścili, ale oni byli nieugięci. Kiedy próbowałam coś ukryć, było jeszcze gorzej. Kara była trzy razy gorsza. Do tej pory nie wiem, jak rodzice to robią, że zawsze wszystko wiedzą. Zachodzę w głowę i zastanawiam się, jak tacy ludzie, uparci, konsekwentni, których ciężko złamać, mogli zrobić taką córkę – która jest całkowitym ich przeciwieństwem. Ale może dzieje się tak, że to, czego w rodzicach nienawidzisz, starasz się w szczególności u siebie wyeliminować.
Chodziłam do prywatnego przedszkola, a potem szkoły. Wszystko pod dyktando ojca. We wczesnych latach byłam w małej grupie tylko z dziewczynkami. Ale wtedy nie było to dla mnie dziwne. Tak po prostu musiało być. W tamtym momencie nie rozmyślałam nad tym, tak było dobrze, bo całkowicie polegałam na moich rodzicielach.
Matka była też w jakimś stopniu idealna. Idealna, bo tato o nas dbał. Był nam oddany. Był człowiekiem, który nie porzuca i dba o to, co ma, nawet jeżeli jest to ułomne albo wadliwe. Szanuję go za to. Regularnie zawoził matkę do psychiatry i psychologa, u których się leczyła. Dostawała tabletki i miała zapewnioną najlepszą opiekę, jaką mogła dostać. Jako dziecko myślałam, że ojciec to jej sługa. Taki jak z filmu. A ona to królowa, która ma wszystko w garści. Teraz trochę się z tego śmieję.
Ojciec… tutaj sprawa się nieco komplikuje. Teraz wiem, że mnie kochał, ale po swojemu. Tak szczerze – nie znałam go. Niewiele o nim wiedziałam. Małomówny, skryty człowiek. Może to przez jego zawód. Był policjantem. Nasza rodzina od lat z pokolenia na pokolenie zajmowała się właśnie tym zawodem. Kochali to, co robili. Tak mówił ojciec. Ponieważ, kiedy byłam jeszcze mała, wyprowadziliśmy się z dala od naszego rodzinnego miasteczka, wszelkie informacje miałam tylko od niego. Kiedy byłam mała, tata próbował wyjaśnić mi, co to znaczy „wartość pieniądza”, ale, szczerze mówiąc, gówno rozumiałam. Dopiero jako dorosły człowiek zrozumiałam, co miał na myśli. Chciał mi wpoić, że w życiu nic nie przychodzi ot tak. Ciężko było to zrozumieć, w dodatku w takiej rodzinie. Ze skromnych i okrojonych opowiadań ojca dowiedziałam się, że dziadek był majętny. Wszystko jest owiane tajemnicą i chyba nigdy nie poznam prawdy. Dziadek został postrzelony na służbie, a później zmarł w szpitalu. Babcia umarła bardzo młodo na raka. Nie było mi dane ich poznać, więc nic więcej nie wiem.
W tym okresie tato się wzbogacił. Może dostał jakieś odszkodowanie z ubezpieczenia. Nie mam pojęcia, u nas w domu nie rozmawiało się zbyt otwarcie. Żyliśmy razem, ale jakby każdy z osobna miał własne prywatne życie.
Był jedynakiem, więc cały majątek należał do nas. Ale nigdy nie czułam, że mam wszystko. Jako policjant miał dużo znajomości, a jeszcze więcej przysług, przyjaciół fałszywych i prawdziwych. Mógł prawie wszystko. Oczywiście oprócz rzeczy, których nie da się w życiu kupić. Mnóstwo było tajemnic, więc dużo rzeczy musiałam się domyślać. Przecież byłam tuż obok i wiele widziałam.
Choć czasami wydawałoby się, że dzieci się niczym nie interesują, to jest całkiem zgubne. Są dobrymi obserwatorami i dużo słyszą.
Ludzie doskonale umieją się maskować. Matka pod opieką innych ludzi była doskonała, zawsze zadbana, ubrana w najlepsze ciuchy. Chodziła do najlepszych kosmetyczek i fryzjerów. W sumie zajmowała się sobą i mną. To było jej jedyne zajęcie. Nad wszystkim czuwał ojciec. Kiedy wychodziła z domu, zakładała idealną maskę, która zakrywała wszelkie niedoskonałości, problemy. Nagromadzony gniew przynosiła do domu, a gdy zdejmowała symboliczną maskę, wszystkie brudy wylewały się na dywan w zamkniętym domu. W oczach innych jednak i tak byliśmy idealni.
Ale przecież każda rodzina ma sekrety, nawet te mroczne.
Parę zdań o mnie
Jestem zodiakalnym strzelcem urodzonym w grudniu. Nie wiem, czy wierzę w tę całą astrologię, ale jednego jestem pewna – trochę mnie to jara.
Jestem młoda i kocham pisać. Kocham też jedzenie. Zawsze mam świeże włosy. Tańczę w domu przed lustrem, jak nikt nie patrzy, muzyka to moje hobby. Uszczęśliwia mnie. Słucham jej codziennie. To lekarstwo na duszę. Kiedy się smucę albo jestem przygnębiona, słucham moich ulubionych kawałków. Przystojni mężczyźni – w sumie to od nich powinnam zacząć, opisując to, co kocham, ale do kobiet też mam słabość. To moja pieprzona tajemnica. Płeć to dla mnie tylko płeć, dusza nie ma płci. Jest duszą, która dostała ciało. W swoich snach mam męską postać, czasami za często. I to też moja tajemnica. Każdy ma swoje tajemnice, o których wstydzi się mówić, bo są dziwne. A może po prostu nieprzyjęte.
Jestem bardzo tolerancyjna, czasami za bardzo.
Nie mówię tego, co myślę, bo boję się, że ludzie mnie odrzucą. Ale nic bardziej mylnego. I tak jestem sama. Więc może szczerość jest kluczem do przyjaźni.
Kocham zwierzęta, a nie lubię ludzi. Płaczę, jak umrze zwierzę, a nie płaczę, jak umrze człowiek. Chore, prawda? Ludzie mnie denerwują. Kocham jednostki, ale nie przepadam za większością. Nie umiem zrozumieć, skąd u ludzi to wszelkie zło. Ale może tutaj postawię kropkę. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić.
Uwielbiam seks. W odróżnieniu od innych kobiet w moim otoczeniu nie nudzi mnie nawet z jednym partnerem. Mogłabym go uprawiać codziennie. Uwielbiam książki i malować farbami, rozwijać swoją kreatywność, dyskutować na poważne tematy, poznawać poglądy innych. Myślę, że jestem dobrym człowiekiem, i zastanawia mnie, co o mnie myślą inni.
Więc czy zostaniesz na chwilę moim przyjacielem? Jeżeli tak, to posłuchaj. Postaram się opisać wszystko dokładnie tak, jak pamiętam. Zaczęło się to dawno temu, już u progu mojego dzieciństwa. Ale może zacznę od kluczowego dnia, czyli 8 kwietnia. Nie był to początek moich problemów, ani ich koniec. Tego dnia na pewno nie zapomnę. Choć zaczął się paskudnie, mogłoby się wydawać, że skończył się idealnie.
Cała historia rozgrywa się w południowej części Polski. Nie chcę podawać nazw miast i wiosek, w których działo się całe to zamieszanie. Chyba w ten sposób będę czuła się bezpieczniej.
więcej..