Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zapiski o upadku demokracji w Polsce - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 stycznia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zapiski o upadku demokracji w Polsce - ebook

Nazywanie rzeczy po imieniu nie jest łatwe, czytelnicy nie lubią złych wiadomości, które dotyczą bezpośrednio ich samych. Jednak wówczas jak i dzisiaj nie jest jeszcze za późno, aby pokazywać perspektywę jaka zbliża się do nas dużymi krokami. Na nasze nieszczęście materiały pojawiające się kilka lat temu w Skwerze Wolności zupełnie się nie zdezaktualizowały.

Kategoria: Polityka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8221-707-0
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZAPISKI O UPADKU DEMOKRACJI W POLSCE

_Felietony z lat 2017 — 2019 zamieszczone na łamach portalu Skwer Wolności_

W 2017 roku Katarzyna Wyszomierska wraz z kilkoma znajomymi związanymi z mediami opozycyjnymi założyła portal Skwer Wolności. Był to czas gdy PiS zaczął konsekwentną rozbiórkę systemu demokratycznego w Polsce i nie można było czekać z założonymi rękami. Skwer Wolności stał się opiniotwórczym źródłem informacji o poczynaniach władzy jak i opozycji, zwłaszcza tej która przybrała zaszczytne miano opozycji chodnikowej. Poza felietonami komentującymi rzeczywistość tamtych dni, ważną częścią portalu było kalendarium zawierającego wszystkie większe inicjatywy opozycji. Miałem przyjemność należeć do grona autorów regularnie publikujących w nim materiały. Był to pracowity czas, ponieważ wątków wartych opisania na pewno nie brakowało.

Nazywanie rzeczy po imieniu nie jest łatwe, czytelnicy nie lubią złych wiadomości, które dotyczą bezpośrednio ich samych. Jednak wówczas jak i dzisiaj nie jest jeszcze za późno, aby pokazywać perspektywę jaka zbliża się do nas dużymi krokami. Na nasze nieszczęście materiały pojawiające się kilka lat temu w Skwerze Wolności zupełnie się nie zdezaktualizowały.PiS kolorowymi obrazkami walczy o uznanie na wsi

Z powodu czarnych chmur zbierających się nad dotacjami dla rolnictwa oraz po kompromitacji przy organizacji pomocy dla poszkodowanych w huraganach władza uznała, że pora rozdać na wsi zabawne, kolorowe gazetki.

To nie jest jakaś mało znacząca, oddolna inicjatywa jednego, czy drugiego miejscowego działacza nienajlepszej zmiany. Do operacji przygotowano się kompleksowo. Całość nosi znaczący tytuł „Polska Ziemia” i nie pozostawia wątpliwości o czym będzie zawartość. Zagłębiając się w lekturze można po prostu się odprężyć. O tylu dobrych rzeczach jest tam napisane, że łatwo zapomnieć o chorobach i głodzie na świecie, a o konieczności płacenia podatków nie wspominając.

Wszystko to przez autorów tekstów zawartych w kilkunastostronicowym periodyku. Jarosław Kaczyński oznajmia w ujmujący sposób, że PiS jest dobrym gospodarzem. Premier Szydło podkreśla, że sprawy wsi idą w dobrym, oczekiwanym przez ludzi kierunku. Wtóruje im minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, który ponadto zajął się trudną rolą redagowania bieżącego wydania, wespół z posłem Robertem Telusem. Pomoc redakcyjną świadczy nie kto inny, jak zespół rolny klubu parlamentarnego PiS.

Po przejściu przez te wszystkie dobre wieści z trudnego frontu rodzimego rolnictwa, redaktorzy nie zapominają o jasnym określeniu źródła ewentualnych potknięć, bo przecież nie porażek w sektorze rolnym. Nie będę trzymał Was w niepewności, za całe zło na wsi jest odpowiedzialne oczywiście PSL. Dziwi mnie trochę taka informacja, ponieważ myślałem, że Donald Tusk w swych knowaniach przeciw Polsce nie omieszkał napsuć także na wsi. Widocznie Tusk zapomniał, albo miał inne ważniejsze sprawy do zepsucia i całą robotę zostawił na barkach byłego koalicjanta.

Po przebyciu niekończących się pokładów satyry na „pańskie” pomysły w walce o rząd dusz terenów wiejskich czas na słowa prawdy. Nie wiem, czy to będą dobre informacje dla rolników, ale postawa rządu powoduje, że dotacje dla rolnictwa są już zagrożone. Bez dotacji nasze rolnictwo będzie na straconych pozycjach w konkurowaniu z rolnictwem europejskim. Jeśli cały zamysł propagandowy pisemka rządowego ma złagodzić twarde lądowanie polskiego rolnika, to przypuszczam, że to się nie uda. Obserwujemy dzisiaj pełną buty i arogancji postawę władz wobec poszkodowanych w nawałnicach. W mediach narodowych widzimy świat równoległy generowany na potrzeby programów informacyjnych. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Rząd chce propagować swój obraz dobrego gospodarza bardzo topornymi środkami.

Po słowach prawdy czas na słowa otuchy. Jeśli PiS mocno pracuje nad poparciem wsi w opisywany powyżej sposób, to świadczy o tym, że chyba jest inaczej, niż nam to chcą pokazać. Poparcie dla nich jakie próbuję się nam sprzedawać jest tymczasowe i już nawet oni to rozumieją. Prawdopodobnie jesteśmy bliżej celu, czyli pozbycia się tego towarzystwa, niż możemy się spodziewać. Niekoniecznie będzie to oznaczać dobre wiadomości dla rolników.

29 sierpnia 2017 rokuHistoria pisana od nowa za sprawą reformy oświaty

Słowo reforma jest tu na wyrost, zmiany w podstawie programowej i podręcznikach mają za zadanie indoktrynację polityczną naszych dzieci i mają nauczyć je nowomyślenia partii rządzącej

Być może reprezentuję stronnicze grono tych osób, które z niechęcią spoglądają na pisanie na nowo historii jaką naucza się w szkołach. Jakoś trudno mi połączyć zmiany w parlamencie z potrzebą zmian w programie nauczania tego zacnego przedmiotu. Co prawda kiedyś w złotych czasach socjalizmu, czy też komunizmu, tu znów pojawia się kwestia spojrzenia na temat, w dobrym tonie było korygować na bieżąco przekaz podręczników, ale ponoć to się już skończyło i zostały tylko ubeckie wdowy.

Wpadła mi ostatnio w ręce książka do historii dla czwartej klasy oraz zeszyt ćwiczeń do niej. Pewnie nie zainteresowałbym się nią gdyby nie doskonale widoczna informacja na okładce o tym, że uwzględniono w niej nową podstawę programową. Naraz pomyślałem sobie, że czym prędzej sprawdzę u siebie poziom postkomuchowości i innych przywar negujących w moim umyśle wszędzie widoczne skutki „dobrej zmiany”.

Mój plan powiódł się i tak jak myślałem nadal nie mogą zrozumieć przekazu nowych czasów, bezceremonialnie depczących demokrację. Zapamiętały w lewactwie stosowanym na początku spostrzegłem, iż podręcznik stworzony jest z dobrą bolszewicką nutą, karzącą mówić jedynie o swej ojczyźnie bez refleksji, nie daj Boże, na temat krajów ościennych. Wybiegając myślami zupełnie gdzieś za daleko naszły mnie jakieś reminiscencje o Bliskim Wschodzie i Afryce. Dajmy z tym spokój stamtąd przybywają przecież uchodźcy. Pewnie chodzi o to, że i tak nikt już nie jeździ do Egiptu, wobec tego poco roztrząsać niepotrzebnie temat piramid i faraonów.

Dużo można pisać na temat treści zawartych w opisywanych podręcznikach. Aby oddać dokładnie ducha nowej epoki w szkolnictwie posłużę się przykładem z zeszytu ćwiczeń, a dokładnie jego stroną dziewięćdziesiątą pierwszą. Na górze tej strony mamy trzy ilustrację przedstawiające Józefa Piłsudskiego, Jana Pawła II oraz Witolda Pileckiego. Uczeń ma za zadanie napisać imiona i nazwiska tych osób, opisać kim były i otoczyć ramką tą osobę, która zmarła w bieżącym wieku. Proszę mi nie mówić, że zadanie jest trudne. Wystarczy oglądać telewizję publiczną. Aby dodać nieco smaczku do opisu toku nauczania historii w klasie czwartej, posłużę się jeszcze jednym przykładem z tej samej strony wspomnianego zeszytu ćwiczeń. Zadanie jest już trudniejsze, pamiętajmy, że uczniowie mają po dziesięć lat. Nawet dorośli jeszcze nie opanowali na właściwym poziomie tych meandrów wiedzy. Uczniowie w zadaniu muszą dokonać nie lada wyczynu dla nich. Muszą połączyć imiona i nazwiska „żołnierzy wyklętych” z ich pseudonimami. Niby czwarta klasa, ale poziom już wysoki.

Warto spróbować podejść do sprawy na chłodno, może się Wam to uda, mnie się nie udało. Swego rodzaju popkultura historyczna nowej władzy dotarła za sprawą nowej podstawy programowej do szkół. Przypuszczam, że ci z Was, którzy reprezentują nazwijmy to naukowe podejście do każdej nauki, w tym historii, planują już zajęcia uzupełniające dla swoich pociech w domu lub w gronie znajomych myślących podobnie jak Wy.

Dając się ponieść emocjom powinniśmy się rozejrzeć za literaturą drugiego obiegu, dość popularną ponad ćwierć wieku temu. Takie pozycję są dziś dobre dla kolekcjonerów, ale zupełnie nie straciły na znaczeniu. Pozostaje poczekać jeszcze na resztę podręczników jakie powstały wraz z nową podstawą programową. Najciekawsze mogą być książki do języka polskiego. Słyszałem ostatnio o nowym zjawisku wśród polskich literatów, ponoć powstaje prężna grupa bardów smoleńskich.

6 września 2017 rokuCzego opozycja nie powinna robić?

Można się mniej lub bardziej przejmować kolejnymi wynikami sondaży poparcia dla partii politycznych. Na dziś sytuacja nie wygląda różowo, trzeba przyznać, że jest wiele do zrobienia.

Poparcie dla partii rządzącej na poziomie czterdziestu procent jest w stanie odebrać zapał do działania. Patrząc jedynie poprzez liczby wydaję się, że im więcej opozycja robi, tym gorzej wygląda później w oficjalnych rankingach. Prawdopodobnie trzeba tu coś podregulować. A może działania opozycji dokładnie wkomponowują się w to co proponuje nam Nowogrodzka?

Prości ludzie lubią proste komunikaty. Najlepiej jest im wyjaśnić dlaczego właśnie im się nie udało i co teraz muszą zrobić, aby to zmienić. Skoro doszliśmy do tego, że nie są zadowoleni ze swojego dotychczasowego życia pozostaje wskazać winnych. Jak wiadomo pamięć powszechna, stosowana w komunikacji medialnej nie sięga kilku lat wstecz. Winnymi są wszyscy, którzy rządzili w tym właśnie czasie. Na takim prostym przepisie można zbudować prawie nieograniczone poparcie. Chyba tych, którym się najzwyczajniej w świecie udało, jest znów za mało.

Zaangażowanie w życie polityczne to nie jest popularna postawa, ponieważ wymaga czasu i być może nieco środków. Z reguły nikomu nic się nie chce i bez potrzeby nie jesteśmy skłonni wstać z kanapy, a co dopiero iść na wybory, nie ważne jakby nas do tego kuszono. Co innego jeśli możemy przysrać komuś winnemu za swój nieakceptowany los. Wtedy jesteśmy zdolni do niebywałych poświęceń, ba prawie rozszarpalibyśmy gołymi rękami tych, co chcieliby stanąć nam na drodze. Chęć wulgarnego odwetu w powyższym znaczeniu wygrywa i będzie wygrywać z dobroduszną troską o losy ojczyzny.

Jajogłowi mówią o czymś stale w telewizji, ale nikt poza garstką ich wiernych fanów nie wie o co w tym chodzi. Co innego jeśli przekaz jest dostosowany do specyficznych kryteriów o cechach brukowców i dumy narodowej jednocześnie. Można pogodzić ogień z wodą, a z tego mezaliansu powstają takie potworki jak żołnierze wyklęci, czy mit smoleński. Czym bardziej odjechany pomysł, tym lepiej, to nie jest konkurs na poprawność polityczną, tylko walka o rząd dusz. Nie starajmy się zrozumieć tych zasad poprzez rozsądek, szkiełko i oko, nie uda nam się to w ten sposób.

Przy okazji igrzysk rząd dorzuca nieco chleba, oczywiście tym, którzy nigdy nie zainteresowaliby się polityką, gdyby nie pięć stów co miesiąc. Proszę państwa dziś jest dość krucho z poczuciem społeczeństwa obywatelskiego wśród nas. To prawda część z nas może i wie o co w tym chodzi, ale dla większości to jakiś bełkot. Tym samym poletko wyborcze rośnie w siłę i wystarczy co jakiś czas doprawić je neofaszyzmem, szowinizmem lub podobnymi i wykwintnymi przyprawami. Pewnie uważacie, że z tym gównem trzeba ostrożnie? Znów złapałem was na myśleniu po swojemu, a tu mamy przed sobą ich sposób myślenia, spójny, poglądowy i dopasowany do portfela.

Chyba na początku obiecałem wskazówki dla opozycji, a tu mamy gorzkie słowa o nas wszystkich bez wyjątku. Dlaczego większość ma zechcieć poprzeć to co już było, przecież przed nami roztacza się malownicza utopia, która kreują zwolennicy partii rządzącej? Opozycja chyba nie powinna zabiegać o poparcie dla siebie w sposób jaki to robi obecnie. Rządzący grają na tej nucie i tylko zyskują miast tracić. Śmiała teza, ale nie jest naszym celem walczyć do końca pojęcia beznadziejności, tylko jak najszybciej zacząć naprawiać to co zostało zepsute w ciągu ostatnich dwóch lat. Przywódcy opozycji powinni schować swoją ambicję bycia jedynym kapitanem statku demokracji i popracować nad pracą zespołową. To nie czas na udowadnianie sobie i nam wszystkim ich indywidualnych zalet. Będzie jeszcze czas na podział tortu sukcesu, dziś nawet nie mamy pomysłu kiedy ten tort zobaczymy. Jeśli każdy z nas będzie robił na własną rękę jak najlepiej dla ojczyzny, wówczas rządzący wyłapią nas jak natrętne muchy i nic z tego nie wyniknie. PiS boi się masowych wystąpień, pamiętamy jak uległ przez wściekłością kobiet. Należy się organizować, później przyjdzie czas na wyłonienie przywódców i szydełkowanie kolorowych sztandarów.

13 września 2017 rokuIle mamy wiary w polityce lub polityki w kościele?

W sumie to nikomu taki stan rzeczy nie odpowiada. Egalitaryzm nowoczesnego państwa europejskiego ma się nijak do Konferencji Episkopatu Polski.

Wklejanie nam akcentów związanych z religią na każdym kroku jest po prostu nie w porządku. Jako człowiek na bakier z kościołem, ze względów formalnych, dziwi mnie dewaluowanie znaczenia wiary za względne poparcie osób, które nie widzą w tej przynęcie haczyka. Sprawy zaszły już chyba nazbyt daleko, skoro nie odczuwają tego gorliwi katolicy, a tylko podejrzani osobnicy. Prawdopodobnie gdzieś po drodze niepostrzeżenie ktoś pozamieniał znaczenia dogmatów i teraz mamy jeden wielki bałagan wartości. Dlaczego o wartościach chrześcijańskich musi pisać właśnie ten, któremu są one znane, lecz niezbyt bliskie?

Czy wasze dzieci niedawno miały okazję w niedzielę poświęcić swe plecaki do szkoły, zeszyty i podręczniki? Czy widzieliście w telewizji jak poświęcane są radiowozy, pojazdy straży pożarnej? A może widzieliście jak policjanci konno wystrojeni w skrzydła udają anioły, a może bardziej dziwaczne pegazy, na jakiejś procesji? Czy widzieliście poświęcanie pokryw kanalizacyjnych? Czy widzieliście kapelana lasów państwowych, który jest myśliwym?

Proste odpowiedzi na trudne pytania, to specjalność fachowców od antagonizowania Polaków. Najlepiej będąc w podeszłym wieku mówić o aborcji i poczęciu dziecka. Na kanwie tego trzeba zabronić dostępu do środków antykoncepcyjnych i twierdzić publicznie, że seks jest złem. Można idąc dalej tą pokręconą ścieżką pozbawić kobiety ochrony przed przemocą domową, cynicznie dodając banały o rodzinie biologicznej. Po dzieleniu włosa na czworo przy definicji poczęcia bardzo blisko jest do zaprzestania finansowania zapłodnienia in vitro, ofiarując w zamian naprotechnologię. Aby jeszcze bardziej odrzeć z człowieczeństwa kobiety należy zmusić je do rodzenia dzieci tak zdeformowanych, że anestezjolodzy nie są w stanie im pomóc. Zdeformowane i chore dziecko ma się urodzić tylko po to, aby w kilka godzin umrzeć i zapewnić rodzicom ogromne cierpienia. Czy w szpitalu mamy spotkać się z dogmatem, czy też z wiedzą medyczną? Czy ludzie mają rodzić się tylko po to, aby umrzeć dla Boga?

Po wyjaśnieniu podstawowych zasad czas na wyznaczenie wrogów. Jak stwierdził kiedyś Jarosław Kaczyński emigranci roznoszą choroby i pasożyty, a przede wszystkim nie myślą o niczym innym tylko o wprowadzeniu prawa szariatu nad Wisłą. Przeciw nim nasza obecna władza wyśle neofaszystów, którzy z krzyżami na piersiach i pod ochroną policji rozprawią się z przybyszami, jeśli udałoby się im jednak do nas dotrzeć. Marsze nacjonalistów pod eskortą policji przywodzą na myśl zdarzenia w Niemczech z lat trzydziestych ubiegłego wieku. W tym ciemnym tyglu są szczególne przypadki jak były ksiądz Jacek Międlar wylewający w egzaltacji potoki nienawiści rasowej i nietolerancji religijnej. Do liderów propagatorów nienawiści zaliczyć też trzeba też Piotra Rybaka, który spalił publicznie kukłę Żyda. Co znamienne jednego jak i drugiego pod swoje skrzydła wzięła ostatnio prokuratura ministra Ziobry i nadal są na wolności. Czy po tym co wycierpieliśmy od państw totalitarnych musimy przekonać się jeszcze raz na własnej skórze że nie tędy droga?

Ale kasa musi się zgadzać. Dlatego coraz trudniej zliczyć potok pieniędzy płynący do fabryki bez komina ojca Rydzyka. Czasem zastanawiam się, czy zwrot ojciec nie jest tu szyderstwem? My wszyscy słono płacimy za starania tego duchownego w budowaniu poparcia dla rządu. Rydzyk bardzo mocno buduje z mozołem potęgę medialną, która chętnie wesprze kogo trzeba, jeśli rzeka pieniędzy płynąć będzie nadal. Pieniądze są nasze, władza już nie bardzo nasza. Powodów jest wiele: źródła geotermalne, szkolenie sędziów, nastawmy się na kolejne zaskakujące zlecenia dla Torunia. Pytanie ile działania Rydzyka mają wspólnego z przesłaniem Jana Pawła II? Jak mają się one do przekazu Franciszka?

Dlaczego jesteśmy już tak daleko w absurdzie serwowanym nam na tacy religii?

19 września 2017 rokuPolicjant nie jest naszym wrogiem

Policja nie jest nasza, ani nie jest nawet ich, policja powinna służyć nam wszystkim. Nie dajmy się nabić w butelkę nienawiści wobec służb mundurowych, im przecież o to chodzi.

Trwa w najlepsze upolitycznianie wszelkich służb mundurowych, nie znaczy to jednak, że wszyscy funkcjonariusze są już wyznawcami dobrej zmiany i z entuzjazmem podchodzą do dławienia wszelkich prób obrony demokracji. Nie powiem nic odkrywczego jeśli stwierdzę, że policjant to też człowiek.

Nasi policjanci są wysyłani przeciw demonstrującym z innym zadaniem niż dbanie o porządek i bezpieczeństwo obywateli. Oni mają aktywnie sprawić, aby opozycja co najmniej się zniechęciła. Działają więc stąpając po cienkim lodzie swych kompetencji i możliwości w zakresie prawa wynikające z ustawy o policji. W obiektywach kamer opozycji i wolnych mediów jest to piekielnie trudne. Do tego, aby było jeszcze trudniej wszelkie zajścia na ulicy są filmowane przez specjalnie do tego wyznaczonych funkcjonariuszy. Możemy przypuszczać, aby udowodnić później całe popełnione zło protestującym. Ten kija ma jednak dwa końce. Przełożeni mogą w łatwy sposób pooglądać sobie w zaciszu gabinetów zaangażowanie swych podwładnych i ich postawę, a bardziej postawę jaką chcieliby w nich widzieć. Trudno powiedzieć dlaczego większość parlamentarna jeszcze nie zmieniła wspomnianej ustawy. Dałoby to im większe możliwości represjonowania tych wszystkich, którzy mają czelność twierdzić, że coś nie jest tak jak powinno.

Dobrze przypuszczacie, że przeciętny policjant wolałby zmierzyć się z groźnymi bandytami, niż ze zdesperowanymi protestującymi, których trzeba znieść z ulicy, ponieważ właśnie przechodzi neofaszystowska manifestacja. Dla wynoszonych, jak i dla wynoszących to nie są łatwe chwile. Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że do wynoszenia w sumie można się przyzwyczaić. Ponoć w tym przypadku również najtrudniejszy jest pierwszy raz, a później nabiera się swego rodzaju doświadczenia. Można nawet oceniać poszczególnych wynoszących, czyli sposób podejmowania przez nich czynności. Nie mam dobrych wiadomości, wspomniane rankingi jednoznacznie wskazują, że jakość obsługi mimo coraz częstszych ćwiczeń niestety spada.

Do zabezpieczanie większych imprez na świeżym powietrzu, organizowanych z takim rozmachem około dziesiątego każdego miesiąca przez miłościwie panującą nam władzę potrzeba dużych sił. I nie można przecież powiedzieć, że jeden czy drugi policjant ma grypę lub jelitówkę. Nie chciałbym być w skórze tego funkcjonariusza, który naprawdę nabawił się przeziębienia za sprawą zbyt długiego przebywania na ulicy, pilnując płotków, a bardziej już płotów oddzielających poszczególne sorty Polaków. Nie można zdać się na przypadek i dlatego dowodzący siłami policyjnymi ściągają na te specjalne okazje posiłki skąd się da. Ci z Was którzy mieli okazję widzieć długie kolumny policyjnych samochodów zmierzających do stolicy wiedzą o czym mowa. Ja zawsze jestem w dobrym nastroju gdy jadę do Warszawy w jakimkolwiek celu, policjanci jadący na miesięcznicę już niestety nie. Mają bowiem przed sobą podłą robotę, możliwość uwiecznienie się na łamach mediów, a chyba co najgorsze popełnienia przestępstwa wobec protestujących na ulicy. Funkcjonariuszy czeka wielogodzinne stanie za barierkami i robienie dobrej miny do złej gry. Ci z nich, nie wiem czy mający więcej szczęścia, będą mogli przesiedzieć to wszystko w ciężkich pojazdach do rozbijania barykad, posiadających armatki wodne. Istnieją także inne perspektywy. Pamiętam, jak posłanka opozycji przyłapała podczas grudniowych wydarzeń w sejmie grupę policjantów na zapleczu parlamentu. Byli wyposażeni w plecakowe miotacze gazu, przypominające na pierwszy rzut oka miotacze płomieni z ostatniej wojny światowej. Jak dobrze się domyślacie wspomniani policjantom bardzo wówczas zależało, aby jak najszybciej oddalić się od posłanki wyposażonej w telefon z kamerą.

Nie traktujmy policjantów według jednego wzorca. Nie wszyscy noszą plakietki „śmierć wrogom ojczyzny”, więc nie wszyscy wyznają nową, szaloną doktrynę polityczną rozlewającą się na naszym poletku polityki. Sprzedawana nam nieporadnie nienawiść wobec policji ma sprawić, że ta ostatnia będzie miała w pełni uzasadnione podstawy do egzekwowania prawa. W imię dobrej sprawy jeden, czy drugi zdesperowany protestujący ma na kanwie tego pomysłu, jak rozumiem, przeciwstawić się funkcjonariuszom. Nie widać w tym sensu, ani przyszłości. Pokojowe demonstracje nie mogą przerodzić się w krwawe starcia pomiędzy rodakami. To nie ten czas i nie te okoliczności, mamy wystarczającą ilość ofiar nawet w nieodległej historii, więc protestujmy mając na uwadze, że ci po drugiej stronie też nie chcieliby tu być.

24 września 2017 rokuBędą karać za in vitro

Sejmowa komisja zdrowia kończy pracę nad ustawą o in vitro w myśl której samorządy mogą być karane za wprowadzanie tej metody wspomagania poczęcia dziecka. Będzie gorąco pod sejmem!

To jest kolejny etap zwycięstwa zabobonu i klerykalizmu w polskiej służbie zdrowia. Wcześniej minister Radziwiłł zamknął ogólnopolski program in vitro, przede wszystkim dlatego, że był dużym sukcesem, a ponadto ponieważ został wprowadzony przez koalicję PO-PSL. Niesforne samorządy, dalej będące poza brudnymi łapami podłej zmiany znalazły rozwiązanie tego problemu i postanowiły finansować go na własną rękę. Aby było weselej trzeba dodać, że na taki ruch zdecydowali się samorządowcy z Częstochowy, tym samym Jasna Góra nie pomogła tutaj w niczym. Wsparcie lokalnych władz w tym zakresie rozwija się też prężnie w Łodzi.

Nowogrodzka zebrała jednak ponownie siły i teraz chce ukrócić i ten proceder. Nowelizacja prawa jest nazwijmy to kompleksowa i nie pozostawia otwartej furtki. W sejmie przegłosowano już projekt ustaw o obronie życia i zdrowia nienarodzonych dzieci poczętych in vitro, nowelizacji ustawy o leczeniu niepłodności, Kodeksu Karnego jak również Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego. Innymi słowy chcą ustanowić bzdurne prawo, a jeśli ktoś odważy się go nie przestrzegać wówczas pójdzie siedzieć, albo pozbawią go praw rodzicielskich. Nie pomoże finansowanie z budżetu, który jest jeszcze poza ich zasięgiem, ponieważ po prostu będzie to zabronione. Formalnie na chwilę obecną samorządy, jeśli chcą finansować in vitro proszą o opinię Agencję Oceny Technologii Medycznych, lecz ta opinia nie jest dla nich wiążąca. To właśnie ma się zmienić, jeśli agencja oznajmi, że nie wyraża zgody samorząd nie będzie mógł udzielić wsparcia finansowego. In vitro pozostanie w marzeniach tysięcy par starających się o dziecko. Jedynym sposobem okaże się wyjazd za granicę, co jeszcze bardziej podniesie koszty ponoszone w tym wypadku z własnej kieszeni. Jest to złamaniem podstawowej zasady równości wszystkich obywateli wobec prawa, narusza Konstytucję i deklarację praw człowieka.

Wesoła i beztroska twórczość komisji zdrowia nie była konsultowana ze specjalistami zajmującymi się leczeniem bezpłodności. Przecież oni wiedzą co mają opracować, niepotrzebne im są opinie biegłych, gdyż tu chodzi o złośliwe upokorzenie par starających się o dziecko. Mamy do czynienia z brutalnym odwetem na kobietach za Czarny Protest i jego sukces w walce z władzą. Przy okazji spełnione zostaną oczekiwania zgorzkniałych środowisk zafascynowanych zupełnie nieciekawym radiem z Torunia. Czarny Protest pokazał siłę oburzenia i desperacji jaka w nas drzemie. Dzisiaj czas na wielką powtórkę, albo jeszcze lepiej na znaczące rozwinięcie tego pomysłu.

Nienawidzimy jak ktoś bezceremonialnie wchodzi nam z buciorami do łóżka! Dlaczego polityk ma decydować o tym czy będziemy mieli dzieci? Dlaczego hipokryci z sejmu chcą nam zakazać stosowania nowoczesnych metod leczenia bezpłodności? Dlaczego średniowieczna doktryna kościelna ma mieć wpływ na funkcjonowanie nowoczesnego państwa świeckiego? Nie zgodzimy się nigdy na wywożenie nas po cichu, tylnimi drzwiami ze zjednoczonej Europy!

27 września 2017 rokuDla każdego najlepiej po karabinie

Władza właśnie powróciła do swego pomysłu rozszerzenia dostępu do broni, ponoć ma być bezpieczniej. Jednak ja już dziś czuję, że będzie na odwrót.

Aby nie było, że wszystko co kontrowersyjne gotuje nam PiS tym razem do tworzenia prawa zabrali się posłowie Kukiz’15. Pomysł opiera się na przesłaniu, że pilnie należy zająć się legalizacją i normalizacją dostępu do broni. Wynika z tego, że obawiający się o swoje życie i zdrowie obywatel, ma pod górkę jeśli chodzi o załatwienie sobie spluwy, co skłania go do skorzystania z usług nielegalnych handlarzy oferujących co dusza zapragnie. Założenie jak każde inne, jednak w mojej ocenie oparte zbytnio na popularnych serialach sensacyjnych.

Jak przekonaliśmy się wielokrotnie w przeszłości nie ma w zasadzie żadnego pomysłu obecnego obozu rządzącego bez odniesienia się do wszechobecnego i pleniącego się niczym króliki grona „przedstawicieli starej nomenklatury” jak to określił twórczo poseł Tomasz Rzymkowski z Kukiz’15. Poprzednie rządy porozdawały zupełnie bez sensu broń sędziom, prokuratorom i byłym funkcjonariuszom służby bezpieczeństwa, a oni z tej broni nie tyle co nie korzystają, co na dodatek nawet nie potrafią tego robić. I tym skrótem myślowym dochodzimy do konkluzji, że trzeba to wszystko sprawdzić, zweryfikować i oczywiście pozabierać poniektórym to co mają po domach pochowane.

Po wycieczce do przeszłości czas na przybliżenie poselskich pomysłów. Projekt zakłada trzy poziomy dostępu do broni: pierwszy, drugi i trzeci. Czyli począwszy od broni gazowej, broni tak zwanego bocznego zapłonu i strzelb, poprzez broń dopuszczoną do posiadania przez cywilów, aż do prawa noszenia broni krótkiej w miejscach publicznych, oczywiście w ukryciu. Przy zachowaniu zdrowego rozsądku, czyli uzasadnienia w ogóle posiadania jakiejkolwiek broni i zakazie posiadania jej dla skazanych przestępców posłowie dołożyli nieco od siebie. Wnioskują zorganizowanie ogólnopolskiego rejestru pozwoleń na broń, broni będącej w posiadaniu obywateli, jak również wszystkich transakcji sprzedaży poszczególnych jednostek broni.

Posłowie Kukiz’15 nie wiedzieć czemu nie ufają policji w gestii szafowania pozwoleniami na broń. Z przydługiego uzasadnienie wynika, że komendanci wojewódzcy policji podchodzą bardzo uznaniowo do składanych na swe ręce wniosków o dostęp do broni. Kompletny wniosek przedłożony przez obywatela nie powoduje automatycznie osiągnięcia upragnionego celu. Dlatego też chcą, aby tą decyzje powierzyć starostom lub prezydentom miast na prawie powiatu. Oczywiście posłowie ci nie będą kruszyć kopii z PiSem o szczegóły, który z kolei podchodzi ostrożnie do starostów i jeśli będzie taka konieczność chętnie oddadzą decyzje o pozwoleniach wojewodom.

Odrzucając ziarni od plew należy przyznać rację pomysłowi zmian w prawie o dostępie do broni i jednocześnie zapytać dlaczego czy to też właśnie prawo musi być szyte na miarę bieżących potrzeb partii rządzących? Bliżsi i dalszy koledzy ministra Szyszki, który niewiele ma wspólnego ze środowiskiem już zacierają ręce mając przed sobą ułatwienie w dostępie do strzelb myśliwskich, kanonada w naszych lasach będzie jeszcze większa. Chronione i zagrożone gatunki zwierząt to przecież pomysł poprzednich rządów, więc nie pozostaje nic innego jak je powystrzelać. Z kolei określenie broń dopuszczona do użytku przez cywilów daje wiele możliwości dla mniej lub bardziej interesujących się zagadnieniem pasjonatów uzbrojenia. Jeśli zabraknie im fantazji, to wtedy zapewne ktoś zauważy konieczność nowelizacji ustawy raz jeszcze, aby dać tymże cywilom więcej i więcej. Nie daje mi spokoju myśl, że część schludnie wyglądających przechodniów na ulicy będzie miała pod płaszczem schowany pistolet, ponieważ zdołają prawidłowo wypełnić wniosek dla wojewody.

Truizmem jest stwierdzenie, że zwiększeni ilości posiadanej przez społeczeństwo broni niekoniecznie ma coś wspólnego z podniesieniem poziomu bezpieczeństwa. Jeśli przytoczę przykład Stanów Zjednoczonych, to wszyscy będą mieli za złe, że się czepiam naszego przecież największego sojusznika. W zupełnie czarnym scenariuszu widzę małą furtkę dla tych którzy łączą zupełnie niewinne zaciekawienie nacjonalizmem z ofertą sklepów z bronią.

28 września 2017 rokuWiatr historii daje się nam jednak we znaki

Wiatr historii, a bardziej huragan zmiata właśnie poniektórych patronów ulic z piedestału. Czasem jest w tym nieco zwykłej ludzkiej złośliwości, a czasem chyba wodewilu.

Nie pora na marudzenie, niedawno skończył się czas jaki otrzymali samorządowcy na uporanie się z palącym problemem niewłaściwych patronów ulic. Teraz to co napsuli nasi ojcowie i dziadowie w miastach, wsiach i miasteczkach naprawią wojewodowie wraz z IPN. Wysoka inkwizycja kolejnej z rzędu Rzeczpospolitej nie ma w sobie krzty litości. Przed nimi stoi oczywiście pewne wyzwanie. Tych wykreślanych z nazw ulic trzeba szybko zastąpić kimś innym. Jest i na to sposób. Najprościej sięgnąć po nowonamaszczonych bohaterów, posiadających jeszcze większą moc przebicia, niż „żołnierze wyklęci”.

Na czoło grupy bezwzględnych reformatorów, a może bardziej reformatorów bez refleksji wysunęli się radni PiS z Poznania. Toczą oni obecnie długotrwałą batalię o nazwanie jednej z ulic imieniem generała Andrzeja Błasika. Co prawda ich konkurenci z opozycji oznajmili, że może warto poczekać na ostateczne wyjaśnienie roli generała w katastrofie smoleńskiej, ale wspomnianych aktywistów nowego w szerokim tego słowa znaczeniu to nie zraża.

Oliwy do ognia dolali radni gminy Kroczyce opodal Zawiercia. Zdawać by się mogło właściwa ze wszech miar ulica Armii Krajowej zmieniła nazwę na Jana Pawła II. Wybór był trudny ponieważ w konsultacjach społecznych wzmiankowano takie nazwy jak Jagiellonów, Dąbrowskiego oraz co przestaje już powoli dziwić Ofiar Katastrofy Smoleńskiej. Rzecz jasna przepadła we wspomnianych Kroczycach ulica PPR z wiadomych względów. Stała się zwykłą Handlową, chociaż bardziej uczuciowi mieszkańcy proponowali także nazwy Bajkowa i Ojca Tadeusza Rydzyka. Ostatnie dwie nazwy najbardziej sprawiają, że nie można już spać spokojnie.

W porównaniu do Zawiercia włodarze Świętochłowic poszli w kierunku ilości i pewnego rodzaju oportunizmu. Zmienili bowiem nazwy osiemnastu ulic i jednego placu. Swe ulice straciły tak kiedyś znane postacie jak Nowotko, Buczek, Sawicka i Finder. W niepamięć odesłano też kilka lokalnych osobistości czasów realnego socjalizmu. Pojawił się propagowany z takim trudem Pilecki. W większości przypadków postawiono na standard i tak w Świętochłowicach mamy dziś ulicę Armii Krajowej zamiast też Armii tyle, że Ludowej, Kochanowskiego i Dmowskiego. Trzeba wspomnieć o pewnym sprytnym pomyśle w zmienianiu nazw ulic. Zmieniając nazwę ulicy trzeba postarać się o postać która nosi takie samo nazwisko jak poprzednik i oczywiście inne imię. W Świętochłowicach w ten sposób zmieniono ulicę Floriana Świerczyny na Bernarda Świerczyny, Janka Krasickiego na Ignacego Krasickiego oraz Franciszka Zubrzyckiego na Juliana Zubrzyckiego. Coś jest w tym pomyśle, warto go propagować jak kraj długi i szeroki, pozwoli nam to nie zgubić się w naszych miastach.

Pośmialiśmy się, a teraz warto pochylić się na tym co to wszystko dla nas oznacza.

— Nie mamy obowiązku wymiany dowodów osobistych, praw jazdy, ani dowodów rejestracyjnych, możemy korzystać z nich do końca okresu ich ważności.

— Nie mamy obowiązku składać wniosku o zmianę adresu w związku ze zmianą nazwy ulicy, zmiany dokonywane są z urzędu i są bezpłatne.

— Za wymianę tabliczek z nazwami ulic powinien odpowiadać urząd miasta lub jego odpowiednik.

— Za wymianę tabliczki z numerem nieruchomości zapłacimy niestety z własnej kieszeni, chyba, że obecnie posiadamy taką gdzie nie ma oznaczonej nazwy ulicy, a jedynie numer posesji. Czasem minimalizm popłaca i sprawdza się we wszystkich okolicznościach. Nigdy nie wiadomo co będzie za kilka lat.

— Nie mamy obowiązku składania wniosków o zmiany w księgach wieczystych, zmiany powinny być dokonane z urzędu, a o ich wprowadzeniu powinniśmy zostać powiadomieni.

— Osoby, które prowadzą działalność gospodarczą oraz posiadają pozwolenie na sprzedaż alkoholi muszą złożyć wniosek CEIDG-1, dane z tego wniosku zostaną przesłane do ZUSu / KRUSu, Urzędu Skarbowego i Urzędu Statystycznego.

— Nie ma konieczności składania zmiany deklaracji w sprawie gospodarowania odpadami, dotyczy to mieszkańców jak i przedsiębiorców, zmiany zostaną wprowadzone z urzędu.

— Nie ma konieczności składania informacji w sprawie podatku od nieruchomości, tu także zmiany zostaną wprowadzone z urzędu

— Osoby fizyczne powinny wypełnić i złożyć formularz ZAP-3 lub zgłosić aktualizację danych adresowych w przyszłym roku przy składaniu zeznania podatkowego.

— Osoby pobierające świadczenia z ZUSu powinny złożyć wypełniony formularz WZD-01 o zmianie danych adresowych

— Jeśli chodzi o zmianę danych w bankach, u dostawców energii elektrycznej gazu, u dostawców usług telekomunikacyjnych, telewizyjnych i internetowych, w towarzystwach ubezpieczeniowych, w funduszach emerytalnych, w zakładach pracy, w przechodniach lekarskich, szkołach i przedszkolach i podobnych instytucjach przed nami wyzwanie w postaci poszukiwania stosownych formularzy zmiany adresu lub też konieczność składania oświadczeń o zmianie adresu w formie pisemnej. I tu nas mają, w przeciętnym gospodarstwie domowym korzystamy przecież na ogół z większości wspomnianych usług i mediów. Wypada założyć wygodne buty i w drogę, nim dotknie nas jakieś nieszczęście i stracimy sygnał telewizyjny lub nie dotrze do nas automatyczne wznowienie polisy na nasz samochód.

10 października 2017 rokuJurgiel sprzedał, Szyszko wyciął, Błaszczak nie zauważył

Kompromitacja PiSu, pomagają swym działaniem w przejmowaniu polskiej ziemi przez obcokrajowców. Propaganda wyborcza to jedno, a życie to już inna historia.

Z matematyką trudno dyskutować. Janusz Piechociński z PSL w dobitny sposób podsumował na Tweeterze realizację pomysłu ograniczenia sprzedaży polskiej ziemi obcokrajowcom. W roku 2015 obcokrajowcy nabyli w naszym kraju 420 hektarów ziemi, ale już rok później, czyli za rządów samozwańczych obrońców tejże ziemi ponad trzy tysiące hektarów. Wynika z tego, że samo zadęcie i krzyki nie pomagają. Trzeba do tego mieć jeszcze jakiś plan.

Wspomniana dynamika sprzedaży, która nie jest do zaakceptowania dla ludowców stała się przesłanką do wniosku o wotum nieufności dla ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela. Mirosław Maliszewski z PSL grzmiąc w sejmie o realizacji jednej z podstawowych obietnic wyborczych PiSu dodał także, że ustawodawstwo jakie otrzymaliśmy za obecnej kadencji parlamentu mające na celu ochronę polskiej ziemi, przede wszystkim uderza w polskich rolników. Za sprawą utrudnień w obrocie ziemią rolnicy nie mogą korzystać w pełni z udzielanych przez banki linii kredytowych. Nie chodzi tu o to, że banki uwzięły się na nieszczęsnych rolników. Po prostu jeśli rolnikowi powinie się noga i zakupiona z pomocą banku ziemia nie uratuje jego gospodarstwa, to wówczas bank nie może stać się jej właścicielem, ponieważ co oczywiste nie jest rolnikiem. Banków — rolników jeszcze u nas nie ma i pewnie w najbliższej przyszłości nie będzie. Większe ryzyko dla banków oznacza droższe kredyty i bezsensowna spirala nakręca się sama. Dla rolników jest też obecnie niedostępna ziemia będąca pod zarządem państwowym, nie mogą jej kupić. Drugi pomysł na poprawę kondycji gospodarstwa rolniczego jakim jest parcelowanie ziemi gorszych klas na działki budowlane znów rozbija się o twardą rzeczywistość. W tym przypadku na drodze stają nieufni co do zamiarów rolników notariusze. Co prawda ustawa o obrocie ziemią dopuszcza zamianę ziemi rolniczej na inwestycyjna, ale to notariuszom nie wystarcza i zazwyczaj nie chcą uczestniczyć w takim procederze. W wyniku błędnego koła w obrocie ziemią w ręce obcokrajowców w zeszłym roku przeszło trzysta gospodarstw, czyli jak obliczył Maliszewski stanowi to równowartość trzydziestu wsi. Aby było weselej wspomniani polscy rolnicy mają jeszcze na głowie bezskuteczne zmagania resortu rolnictwa z afrykańskim pomorem świń oraz nieuregulowane prawo w zakresie odszkodowań łowieckich.

To nie koniec kłopotów PiSu z obrotem ziemią. Raport ministra Błaszczaka o realizacji w 2016 roku ustawy o nabywaniu ziemi przez cudzoziemców spowodował niewygodne pytania. Występujący z ramienia PO Kazimierz Plocke dopytywał o wyborcze zapewnienia obecnej partii rządzącej o rozprawieniu się ze „słupami’ skupującymi polską ziemię dla obcokrajowców. Pytanie o ilość wykrytych spraw, ilość unieważnionych transakcji oraz o ilość osób które poniosły konsekwencje prawne w tym zakresie pozostało bez odpowiedzi. Do tego Plocke chciał dowiedzieć się w jaki sposób resort spraw wewnętrznych podchodzi do spółek — córek zagranicznych firm, uczestniczących w obrocie polską ziemią. Tu także nie padła odpowiedź. Zgodnie z wytycznymi ministerstwa spraw wewnętrznych spółka rejestrowana w Polsce jest traktowana jako polska jeśli ma mniejszościowy udział kapitału zagranicznego. Ziemia będąca obiektem obrotu tych spółek nie trafiła do opisywanego raportu.

Wspomniane trzy tysiące hektarów może wydać się znikomą ilością wobec bezkresu naszej ojczyzny, ale jest to około dwudziestu procent wszystkiej ziemi jaka zmieniła w zeszłym roku właściciela. Taka informacja zmienia zupełnie rozumowanie problemu. Idąc nieco na skróty można stwierdzić, że PiS odciął naszych rolników od finansowania i od ziemi będącej w rękach państwowych, po czym spokojnie przygląda się jej stopniowemu przechodzeniu w obce ręce. Szukając szybko dobrych stron tego procesu można stwierdzić, że większość upłynnionego areału trafiła do mieszkańców Europy. Poniektórzy piewcy szowinizmu i faszyzmu mogą, więc spać spokojnie, ale nie rozwiązuje to sprawy do końca w moim przekonaniu.

11 październik 2017 rokuWybory czas zacząć

To jest apel bardziej do opozycji, ponieważ poseł Kaczyński ma już plan i go realizuje. Jak mawia mój znajomy, lepiej już było.

Myślicie może, że jakoś za wcześnie na rozpędzania machiny wyborczej? Nikt nie mówi o kampanii wyborczej. PiS chce zmienić reguły w tej zabawie i rozdać nam swoje zabawki. Ich podstawowe założenie to zdobycie miast w zbliżających się wyborach samorządowych. Mieszczuchy jak dotąd nie kupują zbytnio demagogii obecnej partii rządzącej, zakrapianej święconą wodą i doprawionej szowinizmem. Nie szkodzi. Wychodzi na to, że oni zrobią tak, aby kupili.

Nie ma czasu do stracenia, wybory już za rok w listopadzie. Co prawda Trybunał Konstytucyjny nie kojarzy się dziś z tym co kiedyś, ale orzekł onegdaj, że zmiany w ordynacji wyborczej należy przeprowadzać co najmniej na rok przed wyborami. Tym samym można się spodziewać wkrótce jakiejś eksplozji w mediach mającej odwrócić uwagę od opisywanej sprawy. Później głębokim wieczorem w sali sejmowej, na korytarzu lub na foyer posłowie podłej zmiany uchwalą sobie to co im będzie pasować.

Najbardziej bawi mnie, że poseł Kaczyński obawia się fałszowania wyborów. To jest chyba jakaś paranoja. Żeby zapobiec wszelkim próbom fałszowania wyników głosowania głosy oddane w godzinach otwarcia komitetów wyborczych ma liczyć druga komisja wyborcza. Posiadać ona będzie dużo sił i trzeźwość umysłu, a to jest niezbędne według Kaczyńskiego do prawidłowego liczenia głosów. Jakoś nie mogę rozgryźć, czy chodzi tu o fałszowanie wyników wyborów przez zmęczonych członków komisji wyborczych, czy też o fałszowanie tychże wyników, przez ich zmienników. Wiadomo przecież, że wszyscy członkowie komisji wyborczych nie mają innych zamiarów, niż niecne, a w szczególności te ze wspomnianym fałszowaniem związane. Z wariatem się nie pogadasz, jak mówi przypowieść. Ale nie można przecież powierzyć wyników wyborów w ręce nawet drugiej komisji wyborczej. Czyżby ci drudzy byli jeszcze gorsi od tych pierwszych? Tego jeszcze nie wiadomo. W dobie globalizacji i sieci, znany najbardziej z klasycznych rozwiązań prezes zapowiedział, że każda komisja wyborcza wyposażona zostanie w kamerkę internetową. Przed osobami wchodzącymi w skład komisji zapewne świetlana przyszłość w sieci, chociaż ja osobiście jakoś nie szykuję się na całodniowe oglądanie wrzucania głosów do urny. Za mało w tym procederze akcji i dramaturgii jak na mój gust.

Jak dotąd było o smaczkach, mających ułatwić nam przełknięcie gorzkiej pigułki. Barwne opisy pracy komisji wyborczej mają nam zastąpić jednomandatowe okręgi wyborcze. Pomysł nowy, a już ma przejść do historii, ponieważ sprzyja opozycji. Ma zniknąć z gmin poza miastami na prawach powiatu. Jak sama nazwa wskazuje do samorządu wchodzili tylko zwycięscy z danego okręgu, co bardzo nie pasuje PiSowi. Co zrobić jeśli taki kandydat partii rządzącej dobry jest i basta, a musi nie wiedzieć czemu stawać w szranki z lokalnym działaczem samorządowym, który na dodatek wywodzi się z opozycji? JOWy mają zniknąć zupełnie lub pozostaną w małych miastach, czyli takich miastach, gdzie wygrywał ostatnio nie kto inny jak PiS. Cóż za zbieg okoliczności. Garnitur szyty na miarę.

To nie koniec diabelskich pomysłów obozu władzy. W nadchodzących wyborach ma obowiązywać zakaz jednoczesnego kandydowania do dwóch szczebli samorządu. Tym samym nie będzie można ubiegać się na raz o fotel burmistrza i radnego. Niby nie jest to nic takiego, ale ma utrudnić opozycji życie. Jest szansa, że ludzie Nowogrodzkiej pozbędą się w ten sposób silnego lokalnego gracza. Nie będzie bruździł jako burmistrz, a radnym też nie zostanie.

Kaczyński niesiony swymi skomplikowanymi emocjami poszedł jeszcze dalej. W sumie po co w dość trudnych dla niego wyborach kłopotać się z różnorakimi komitetami obywatelskimi? Do wyborów mogłyby stawać jedynie kandydaci reprezentujący partie polityczne. Do ogrania zostałaby tylko opozycja, która nadal nie może się ze sobą dogadać. Działacze samorządowi, którzy nie są związani z partiami politycznymi to orzech nie do zgryzienia dla PiSu. W tym przypadku nie wystarczy rozdać kilka stów, czy też wysłać kogoś za złotówkę z różańcem nad granice. W lokalnych społecznościach osoby od lat działające na ich rzecz są nie do pokonania jeśli kandydują w wyborach samorządowych i wszystkim o tym doskonale wiadomo.

Jeśli wybory odbędą się nawet na mocy najbardziej surrealistycznej ordynacji, podstawową sprawą jest uczestnictwo w nich. Dopasowywanie prawa wyborczego do swych potrzeb przez partię rządzącą jest tożsame z postępowaniem lokalnych watażków w republikach bananowych. Jednak my nie jesteśmy na szczęście bez wyjścia. Trzeba iść do wyborów za rok i pokrzyżować totalitarne plany. Obecna władza boi się masowych wystąpień. Jeśli pójdziemy oddać swój głos, może to być ich koniec. Wystarczy, tylko tyle i jednocześnie aż tyle.

13 października 2017 rokuWycieranie gęby Bogiem

11 listopada zamaskowani narodowcy będą wrzeszczeć na całe gardło „My chcemy Boga!”. Na boga wspomnianego, a któż im go zabiera?

Tradycja obchodzenia naszego święta narodowego pod hasłem zupełnie nie mającym nic wspólnego z wydarzeniami z roku 1918 rośnie w siłę. Być może nie jestem laikiem w aspekcie historii, ale długo musiałbym dumać nad tym jaki związek ma odzyskanie niepodległości z potrzebami religijnymi. Należy trochę rozczarować rozpalone głowy. Bezpośredni wpływ na pojawienie się ponownie Polski po stu dwudziestu trzech latach mieli socjalista Piłsudski, socjalista Daszyński, socjalista Moraczewskiego, ludowiec Witos oraz chadek Korfanty. Aby do końca zamieszać w spreparowanych umysłach dopowiem, że formalnie niepodległość została formalnie ogłoszona już 7 października 1918 przez Radę Regencyjną Królestwa Polskiego składającą się z Prymasa Kakowskiego, prezydenta Warszawy księcia Lubomirskiego i ziemianina hrabiego Ostrowskiego.

Niewiele jest tego Boga w odzyskaniu przez nas niepodległości. Oczywiście nie ma to, żadnego znaczenia dla organizatorów tegorocznych obchodów. Przypomnę, że w ubiegłym roku byliśmy bastionem Europy, co miało pokazać gdzie dokładnie mamy cały ten zgiełk z Unią Europejską i jej problemami. W tym roku jako antidotum na wszelkie nasze nieszczęścia zaproponowano szukanie Boga. Jak rozumiem, nie przyniosło oczekiwanego rezultatu tropienie go z różańce w ręku na granicach, więc należy zmienić strategię.

Rośli jegomoście w sportowych kurtkach i biało — czerwonych kominiarkach na pewno znajdą co chcą na ulicach stolicy. Znani są z tego, że nie mają emocjonalnych rozterek przed wprowadzeniem czynów z życie, nim o czymkolwiek pomyślą. Myślenia nie zarzucajmy im bezpardonowo, bo się obrażą i jeszcze będziemy mieli problemy. Wątpliwości zarezerwujmy dla chuderlawych intelektualistów, tylko że oni znów nie będą mieli racji, ponieważ jak zwykle pozostaną w domach, aby pluć jadem ciętych ripost w mediach społecznościowych.

Wszelkiej maści gorliwi katolicy nie zorientują się, że ktoś ich znów nabija w butelkę. Mówiąc o religii pobiegną robić swoje. W tym biegu prawdopodobnie kogoś stratują, ale nikogo to nie interesuje. Można dodać, że mimo, że nie mają wspomnianych kominiarek, to wykazują się podobnym zaangażowaniem. Patrząc na to z boku, przede wszystkim widać agresje jaką okazują, gdy mówią o religii. Człowiek mało uczestniczący w praktykach kościelnych, taki jak ja w tym miejscu najbardziej się zdziwi. Nie wiem czemu, ale religia nie kojarzy mi się z napastliwością i wściekłością.

Gdzieś pomiędzy kijami bejsbolowymi i różańcem są oczywiście zwykli katolicy, którzy muszą wymyślić jak to tego spektaklu podejść z godnością. Podobno wiara nie wyklucza patriotyzmu, więc prawdopodobnie będą chcieli wziąć udział w marszu niepodległości. Z doświadczeń lat ubiegłych wiadomo, że może to być niebezpieczne. Co prawda KOD w zeszłym roku odczarował nieco marsz z 11 listopada, ale od tego wydarzenia upłynęło już bardzo dużo czasu. Udało się wtedy udowodnić, że jest to święto wszystkich Polaków, a nie tylko najgłośniej krzyczących. W ciągu roku poszliśmy jednak bardzo daleko w nonsens polityczny i dziś będzie trudno do tego nawiązać.

Wkrótce obejrzymy kolejny absurdalny festiwal podczas którego zaproponuje się nam wycieranie gęby Bogiem. Oni wychodzą z założenia, że nikt nie odważy się wystąpić przeciw takim praktykom. Kto chciałby pójść na wojnę z narodowcami, kościołem i tymi tysiącami starszych, bogobojnych niewiast słuchających namiętnie audycji z Torunia? Może będą to ci wszyscy, którym kolejny raz władza chce ukraść tożsamość narodową, wyrzucając poza nawias na kanwie powiedzenia, że jeśli nie jesteście z nimi, to jesteśmy przeciw Polsce. Nie byłem i nie będę z nimi, ponieważ patriotyzm to nie jest plastykowy klerykalizm na pokaz. Jeśli oni chcą wymyślać kryteria patriotyzmu to od razu muszę powiedzieć, że nie muszę ich akceptować. Te kryteria określono już wcześniej. Co więcej nie będą się martwił faktem, że nie jestem patriotom w rozumieniu kilku twardogłowych polityków. Nie bawię się zabawkami, które mi dają i to samo polecam Wam wszystkim.

23 października 2017 roku
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: