Zapomniana miłość - ebook
Zapomniana miłość - ebook
Sasha, żona Apolla Vasilisa, miała wypadek samochodowy, po którym straciła pamięć. Apollo zabiera ją do domu i otacza opieką, choć ich małżeństwo właściwie było skończone i zamierzali się rozwieść. Początkowo Apollo podejrzewa, że rzekoma utrata pamięci to jakaś kolejna gierka Sashy, ale z czasem jest coraz bardziej zdumiony, jak ten wypadek odmienił jego żonę. Zupełnie jakby była inną osobą…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7433-3 |
Rozmiar pliku: | 596 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Apollo Vasilis patrzył przez okno. Daleko w tle rozciągała się panorama Aten, przysłonięta nieco przez obłok miejskiego smogu. Na horyzoncie majaczyła błękitna linia morza. On jednak zdawał się tego nie widzieć. Stał z założonymi rękami w pozie, z której przebijało niezwykłe napięcie. Gdzieś za jego głową cichy, pulsujący rytm nagle przyspieszył, gubiąc po drodze takt.
Odwrócił się. Kobieta na uniesionym do połowy łóżku medycznym była blada jak papier. Miała burzę złotomiedzianych włosów, opatrunek z gazy na czole, nad prawym okiem, zabandażowaną rękę i podrapany lewy policzek. Do tego kilka siniaków i skaleczeń na całym ciele. To był cud. Samochód, który prowadziła, spoczywał na dnie stumetrowego jaru w formie bezkształtnej, powykrzywianej masy czarnego metalu.
Podszedł do łóżka. Miała jasne rzęsy, tak długie, że prawie rzucały cień na policzki. Brwi były nieco ciemniejsze i wygięte w piękny łuk. Pomyślał, że jej twarz wyglądała na szczuplejszą i że nie miała aż tak wyraźnie zarysowanych kości policzkowych.
Poznali się cztery miesiące temu. Pamiętał doskonale jej nagie ciało w swoich ramionach. Małe piersi, płaski brzuch, szczupłe nogi, elegancki kształt bioder, pomiędzy którymi znajdował się kuszący, miedziany trójkąt…
Apollo poczuł, że do jego żył znów wlał się żar, którego nie doświadczył od kilku miesięcy. Zdziwiło go to i skonsternowało. Wyrzekł się tego uczucia, a kobieta, która je wyzwoliła, zdradziła go w najgorszy możliwy sposób.
Zamrugała. W tej samej chwili drzwi się otworzyły i do pokoju weszła lekarka w towarzystwie kilku pielęgniarek i usiadła na brzegu łóżka. Chwyciła dziewczynę za dłoń.
– Czy mnie słyszysz, moja droga? Możesz otworzyć oczy? – zapytała łagodnie.
Usłyszała głos. Dobiegał gdzieś z oddali, jak bzyczenie pszczoły, uprzykrzające cudowną ciszę, która otulała ją swoim spokojem.
Dotyk na dłoni. Dźwięk. Coraz głośniejszy. Nie mogła zrozumieć słów, jedynie intonację:
– Mmmm. Mmmm!
Chciała pozbyć się kontaktu, lecz ten jeszcze bardziej się nasilił. Jasność zaczęła wypierać mrok. Głowa zrobiła jej się ciężka. Rozkręcił się w niej potężny wir.
Nagle niewidzialna kurtyna uniosła się i usłyszała wyraźny, ostry głos:
– Pora się obudzić, pani Vasilis.
Przez chwilę zapragnęła wrócić do swojego azylu, ale wiedziała już, że musi podążyć za tym głosem. Otworzyła oczy, ale jaskrawe światło zmusiło ją do ich ponownego zamknięcia. Zaczęła wyczuwać panujący wokół niej wzmożony ruch. Zarejestrowała niepokojący kształt, który majaczył w nogach łóżka. Znajomy, ciemny i wysoki. Jej serce zabiło mocniej. Nie wiedziała dlaczego.
– Pani Vasilis, proszę otworzyć oczy jeszcze raz. Zasłoniliśmy żaluzje.
Z wielkim wysiłkiem podniosła powieki. Zamazany kształt wyostrzył się i zobaczyła twarz nieznajomej kobiety. A potem jeszcze kilka innych kobiet w białych fartuchach. Wokół było jasno, pachniało środkami odkażającymi, a zewsząd dobiegały miarowe dźwięki urządzeń elektronicznych. Szpital – odkryła ku swojemu zaskoczeniu.
Dostrzegła ponownie wysoką, ciemną postać. Jego znała.
– A… – Jej głos się załamał. Spróbowała jeszcze raz. – Apollo?
– Dobrze.
Ledwie zarejestrowała pochwałę w głosie lekarki. Przyglądała się mężczyźnie. Miał na sobie obcisłą, ciemną koszulkę z długimi rękawami, wykonaną z miękkiego materiału. Jego ramiona były szerokie, podobnie jak tors. Sprawiał wrażenie silnego, nie był jednak przesadnie umięśniony, lecz szczupły. Miał krótkie, ciemne włosy i bardzo męską twarz z głęboko osadzonymi oczami. Wiedziała, że były zielone, jeszcze zanim je ujrzała.
Na mocnej szczęce widniał kilkudniowy zarost. Spojrzała na jego usta i poczuła wspomnienie ich gorącego i twardego dotyku. Przeszedł ją dreszcz.
Lekarka zacisnęła lekko palce na jej ręku.
– Wiesz, kim jest ten człowiek?
Nie mogła przestać na niego patrzeć.
– Tak. – Pokiwała głową. – My… poznaliśmy się wczoraj wieczorem. Na przyjęciu.
Mężczyzna zmarszczył brwi. Poczuła rozlewające się po policzku ciepło. Pamiętała ich pierwsze spotkanie. Zatrzymał ją, gdy przechodziła. Przystojny i charyzmatyczny, w smokingu, który leżał na nim niemal jak druga skóra. Wyglądał wtedy na znudzonego, a inni obecni wydawali się zbyt onieśmieleni, by podejść bliżej.
Wtedy ich oczy spotkały się i jej serce zabiło mocniej.
Była w szpitalu. W dodatku z mężczyzną, którego prawie nie znała. Znasz go! – odezwał się głos w jej głowie.
Nie mogła w to uwierzyć. Jej umysł spowiły ciemne chmury zakłopotania. Uświadomiła sobie, że między nimi było coś bardzo złego. Poczuła uderzenie paniki i spojrzała na lekarkę.
– Co się stało? Dlaczego tu jestem? Ja… – zawahała się.
„Ja”. Temu słowu nie towarzyszyło nic. Przeraziło ją to jeszcze bardziej.
– Czekajcie, ja… nie wiem… kim jestem… – wydusiła. – Kim jestem?
Lekarka spojrzała na nią nieprzeniknionym wzrokiem.
– Jest pani Sashą Vasilis.
„Sasha” – to się nie zgadzało. Nie czuła, że to jest coś, co należy do niej.
– Nie sądzę, by to było moje imię.
– Więc jak ma pani na imię?
Poczuła pustkę, a następnie frustrację. Nie odezwała się.
– Sasha. Ma pani na imię Sasha – powtórzyła lekarka. – Jest pani żoną tego mężczyzny. Apolla Visalisa.
Spojrzała na niego. Marszczył brwi i nie wydawał się zadowolony z tego faktu. Potrząsnęła głową, co spowodowało pojawienie się tępego bólu nad prawym okiem.
– To niemożliwe, dopiero się poznaliśmy – odparła, a głębokie, wewnętrzne przeświadczenie mówiło jej coś przeciwnego.
Przykry ból ponownie zapulsował w jej głowie.
– Wystarczy jak na pierwszy raz – stwierdziła lekarka. – Musi odpocząć.
– Uważamy, że utrata przez panią pamięci spowodowana jest traumą, której doświadczyła pani podczas wypadku. Na szczęście mózg nie uległ uszkodzeniu – mówiła lekarka dwa dni później. – Lecz pamięta pani tylko moment poznania męża. Nic więcej. Jest to mechanizm obronny mózgu przed zbyt ciężkimi doświadczeniami lub urazami. Pamięć zapewne powróci. Może się to odbyć zarówno małymi etapami, jak i w całości, od razu. I dlatego… – kontynuowała lekarka, patrząc znacząco na Apolla, który stał z założonymi rękami przy oknie – …dlatego ważne jest, by panią stale obserwować.
Spojrzała na Sashę, która w dalszym ciągu nie zaakceptowała swojego imienia.
– Proszę niczego nie przyspieszać. Przede wszystkim musi pani wyleczyć się ze swoich kontuzji. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Teraz może pani jechać do domu. Gdy pamięć zacznie wracać, proszę niezwłocznie nas o tym poinformować.
Sasha nie wierzyła, że nastąpi to szybko. Jej umysł stanowił ciężką masę szarej mgły, przez którą nie sposób się było przebić. Podobno była Angielką, jedynaczką, a jej rodzice nie żyli. Tak przekazał jej wysoki, ciemny mężczyzna.
Poczuła przygnębienie.
Gdy lekarka wyszła, Sasha spojrzała na swojego męża. Był ponury, tak jakby zupełnie nie cieszył się z tego, że przeżyła ten wypadek. Tego dnia miał na sobie stalowoszary, trzyczęściowy garnitur. Emanował wytwornością. Wyczuwała skrytą pod nią energię.
Jak na ironię, w jedynym wspomnieniu, jakie z nim miała, był uśmiechnięty, a nawet roześmiany. Wówczas jego twarz zmieniała się z zapierającej dech w piersiach w oszałamiającą i olśniewającą. Zapamiętała także jego głos.
Tyle tylko, że ta noc wydarzyła się cztery miesiące temu, jak jej oznajmił. W międzyczasie stali się małżeństwem i najwyraźniej przeprowadziła się z Anglii do Grecji. Te wszystkie rzeczy były dla niej tak niewiarygodne…
– Jesteś gotowa? Samochód czeka.
Apollo podniósł jej torbę. Wcześniej przywiózł w niej ubrania Sashy. To jeszcze bardziej ją zakłopotało. Nie mogła uwierzyć, że kupiła takie rzeczy. Kremowe jedwabne dzwony z rozciętymi nogawkami, pasujący do nich jedwabny top oraz krótki żakiet. Do tego sandały na tak wysokim obcasie, że czuła się w nich jeszcze bardziej niepewnie.
Otworzył przed nią drzwi i Sasha postarała się wyjść z sali z tak dużym wdziękiem, jaki tylko potrafiła z siebie wykrzesać.
Apollo zauważył, że szła wolno, jakby nigdy wcześniej nie nosiła wysokich obcasów. Przypominała kroczącego niepewnie źrebaka. Zachwiała się, a on ją chwycił za ramię, pomagając w stabilizacji. Spojrzała na niego z zaróżowionymi policzkami.
– Dziękuję.
Jej włosy zawijały się naturalnie przy ramionach. Pamiętał, że zwykle je prostowała.
– Nie ma za co – wycedził, czując że jego ciało mocno zareagowało na ten tak delikatny kontakt fizyczny.
Nie pachniała też swoimi perfumami. Gdy wcześniej sprawdziła ich zapach na nadgarstku, błyskawicznie odsunęła nos i zdziwiona spytała:
– To naprawdę moje?
Teraz czuł tylko jej zapach. Mydło i unikalną, kobiecą nutkę. Ten fakt znów przywołał w nim wspomnienie ich pierwszego wieczoru. Jej świeża uroda wprost zwaliła go z nóg. To było jak uderzenie w splot słoneczny, po którym nie można złapać tchu.
Nie umiał tego rozgryźć. Znał wiele piękniejszych kobiet. Z niektórymi nawet sypiał, ale żadna nie wywarła na nim aż tak wielkiego wrażenia.
Skusiła go swoją bezbronną niewinnością, by potem uderzyć najstarszą sztuczką świata. Jego pożądanie zgasło równie szybko, jak wybuchło, a on przyjął to z zadowoleniem.
Lecz teraz pożądanie powróciło, drwiąc sobie z naiwnego przeświadczenia, że nad nim zapanował. Wiedział, że znów z nim pogrywała, a powiedział sobie, że już nigdy jej na to nie pozwoli.
Sasha skrzywiła się z bólu, a on, pogrążony w myślach, nieświadomie zaciskał palce na jej ramieniu. Chciała się uwolnić.
– Już w porządku, możesz mnie puścić.
Jego twarz straciła wyraz. Puścił ramię Sashy.
– Mój samochód stoi tuż za drzwiami – powiedział gładko.
Ujrzała elegancki, srebrny SUV i kierowcę, który otwierał przed nimi tylne drzwi. To znów wywołało w niej uczucie, że znajduje się kompletnie nie na swoim miejscu. Po przekroczeniu progu szpitala zaciągnęła się świeżym powietrzem. Słońce oblało ją przyjemnym ciepłem.
Wsiedli i samochód ruszył. Apollo zamienił z kierowcą kilka słów po grecku, po czym zasunął zasłonę między kabiną kierowcy i częścią pasażerską.
Jego ręka spoczęła na udzie. Mocna, męska dłoń z długimi palcami dotykała materiału garnituru, który wydawał się skrojony tylko po to, by jeszcze bardziej podkreślać silną, muskularną sylwetkę. Popatrzył na nią. Nawet nie miała czasu, by ukryć to, że się w niego wpatrywała.
– W porządku? – zapytał.
Kiwnęła głową. Pytanie było neutralne, lecz w samochodzie czuć było napięcie.
– Dokąd jedziemy?
– Do posiadłości. Niezbyt daleko stąd.
– Długo tam mieszkałam?
– Od momentu naszego ślubu, przez ostatnie trzy miesiące.
– A gdzie braliśmy ślub?
Patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Czuła, że zaczyna się czerwienić. Wyjął z kieszeni telefon, uderzył palcem w wyświetlacz i podał go Sashy.
– W Atenach – odpowiedział. – Braliśmy ślub cywilny.
Spojrzała na ekran smartfona. Przedstawiał oficjalną relację prasową z ich ślubu. Ze zdjęciami. Powiększyła jedno z nich i stwierdziła, że to faktyczne ona. Poczuła kolejne ukłucie dyskomfortu. Kobieta miała jej twarz, ale wyglądała obco. Miała na sobie jedwabną, zwiewną sukienkę bez rękawów, skrojoną na skos, z dekoltem sięgającym niemal do pępka i pantofle na porażająco wysokich obcasach. Twarz zdobił bardzo mocny makijaż, a włosy ufryzowane były w duże loki. Była obwieszona złotą biżuterią, lecz najbardziej rzucał się w oczy złoty pierścionek z ogromnym diamentem.
Przyjrzała się zdjęciu. Rozpromieniona trzymała na nim Apolla za ramię, a on wyglądał, jakby był autentycznie szczęśliwy. Potwierdziło to jego obraz, który miała zachowany w pamięci.
Przesunęła stronę na tekst.
„Apollo Vasilis, grecki potentat przemysłu budowlanego, bierze ślub z angielską narzeczoną Sashą Miller”.
To jej wystarczyło. Oddała telefon Apollowi, jeszcze bardziej zdezorientowana. Przypomniała sobie słowa lekarki i postanowiła nie przeciążać się zbytnio.
Popatrzyła za okno. Okolica wyglądała na bardzo zamożną. Skręcili i samochód wjechał pomiędzy masywne skrzydła otwierającej się automatycznie bramy, wykonanej z kutego żelaza.
Wewnętrzna droga prowadziła do obszernego dziedzińca, za którym stała rozłożysta, dwupiętrowa willa. Przy ogromnych, prowadzących do drzwi schodach czekała na nich kobieta w fartuszku.
Apollo sprawnie wyskoczył z samochodu. Gdy Sasha szukała klamki, drzwi otworzyły się i mężczyzna podał jej rękę. Odruchowo zacisnęła dłoń na jego palcach, po czym zarumieniła się.
Wspinała się po schodach, rozważając, czy powinna zaproponować mu osobne pokoje. Jak mógłby oczekiwać, że będą spali w jednym łóżku, jeśli ona ledwo go znała? – pomyślała. Jej ciało mówiło coś zupełnie przeciwnego.
Kobieta czekająca na szczycie schodów była dla Sashy zupełnie obcą osobą. Nie wyglądała na szczególnie uradowaną jej obecnością. Miała zaczesane do tyłu ciemne włosy, krępą sylwetkę i obfity biust statecznej matrony. Patrzyła na Sashę podejrzliwie.
Sasha postąpiła naprzód i wyciągnęła dłoń.
– Dzień dobry.
Kobieta wzdrygnęła się nieznacznie, następnie spojrzała na Apolla. On najwyraźniej dał jej jakiś znak, bo ujęła dłoń dziewczyny i odparła z mocnym, greckim akcentem:
– Witaj w domu, kyria Vasilis.
Poczuła lekki dotyk Apolla na plecach.
– Nie pamiętasz Rhei?
– Przykro mi, ale nie. – Pokręciła głową.
Oczy kobiety rozszerzyły się i wypuściła z ręki jej dłoń.
– Pokażę mojej żonie willę, Rheo. Za kilka godzin zjemy coś lekkiego na mniejszym tarasie.
Kobieta skinęła i zniknęła w domu. Sasha podążyła za nią wzrokiem. Zobaczyła potężny, okrągły hall i nabrała pewności, że nigdy wcześniej go nie widziała.
A jednak mieszkała tam. Instynkt zawodził Sashę na każdym kroku. Apollo oprowadzał ją po pomieszczeniach, od których zakręciło jej się w głowie. Były tam oficjalne pokoje gościnne, prywatne pokoje gościnne, oficjalne jadalnie i prywatne jadalnie. Ich wystrój był bardzo okazały i elegancki zarazem. Wielkie obrazy na płótnach zdobiły ściany, a gustowne antyki zestawiane były z bardziej nowoczesnymi przedmiotami.
Każdy z pokoi posiadał duże drzwi w stylu francuskim, które prowadziły na taras, rozwinięty na całej szerokości willi. Z tarasu roztaczał się widok na imponujący ogród oraz na nie mniej interesującą panoramę Aten w oddali.
– Czy to stary dom?
– Nie, ja go tu zbudowałem.
– Ty go zbudowałeś? – Spojrzała z niedowierzaniem.
– Nie osobiście. Moja firma.
Odwróciła się do niego.
– A więc posiadasz firmę budowlaną?
Kiwnął potakująco.
– Vasilis Construction.
– Czy to rodzinny interes?
Przez jego twarz przebiegła błyskawica nierozpoznawalnych emocji.
– Moi bliscy nie żyją. Ojciec był budowlańcem, ale pracował dla kogoś innego. To nie jest rodzinna firma.
– Przykro mi. Co się stało? – zapytała.
– Seria niefortunnych zdarzeń – odparł po długiej chwili milczenia, kiedy myślała już, że nie usłyszy odpowiedzi. – Pokażę ci resztę posiadłości.
Willa była kwintesencją luksusu i bogactwa. Dom był nowoczesny, a zarazem uniwersalny i ponadczasowy.
W piwnicach znajdowała się siłownia, wyposażona w najnowszy i najlepszy z możliwych sprzęt, oraz sala multimedialna, którą można było łatwo przekształcić w prywatne, domowe kino, a także sauna i basen z jacuzzi. Były tam też sale do masażu i innych zabiegów pielęgnacyjnych.
Na niższym poziomie ogrodu stały leżaki, a pomiędzy dwoma drzewami rozwieszony był hamak.
Apollo machnął ręką.
– Tam dalej jest odkryty basen i przebieralnia.
Następnie pokazał jej swoje biuro. Był to bardzo męski pokój, wypełniony półkami pełnymi książek. Po drugiej stronie hallu znajdowały się drzwi. Otworzył je.
– A to jest twój gabinet.
– Mam gabinet? – nie potrafiła ukryć zaskoczenia.
Weszła do środka. Tam poczuła uderzenie niechęci. Pokój był urządzony ładnie, lecz z przesadą. Biały pluszowy dywan i biurko w tym samym kolorze stanowiły najprostsze elementy jego wyposażenia. Na biurku stał drogi laptop.
Tapety, którymi pokryte były ściany, miały krzykliwy, kwiatowy wzór, który wydał się Sashy pretensjonalny. Podobnie jak wiszące na ścianach oprawione przedruki okładek kolorowych czasopism. Było tam wiele półek, jednak leżało na nich zaledwie kilka książek.
Przy biurku stał obity aksamitem fotel z podnóżkiem. Wyglądał na nieużywany.
– Czym się tu zajmowałam?
Apollo oparł się o framugę drzwi, skrzyżował ramiona, a na jego twarzy pojawił się nikły ślad lekceważenia.
– Mówiłaś, że stworzysz firmę PR-ową.
– To był mój zawód?
Wzdrygnął się.
– Kiedy się poznaliśmy, roznosiłaś drinki. Nie sądzę, by twoje PR-owe zdolności znacznie to przekraczały.
Poszła za nim na piętro, gdzie znajdowały się sypialnie. Pokazał jej kilka pokoi gościnnych. Na końcu korytarza zatrzymał się i otworzył drzwi.
– Twój pokój. – Pchnął drzwi.
Wyschły jej usta, nogi bolały udręczone wysokimi obcasami. Głowę znów nawiedził znajomy, tępy ból.
– Nie dzieliliśmy pokoju?
– Nie.
Chciała wiedzieć dlaczego. A on wydawał się spodziewać tego pytania. Jednak go nie zadała. Wolała jeszcze chwilę poczekać, zanim usłyszy kolejne rewelacje na swój temat.
Weszła do pokoju. Tak jak się spodziewała, był niezwykle luksusowy. Obcasy butów wręcz zatopiły się w miękkim pluszu. Odruchowo zsunęła pantofle, dając wytchnienie umęczonym stopom.
Wielkie masywne łóżko zaścielone było kosztowną lnianą pościelą. Z pantoflami w dłoniach wyszła na balkon. Widać było z niego kolejne skrzydło willi, jednopiętrowe, z mniejszym tarasem, otoczonym treliarzem, po którym wiły się pnącza ozdobnych roślin. Przy nim znajdował się basen, otoczony kwitnącymi krzewami bugenwilli, leżakami i przebieralniami.
Tuż za nimi teren opadał, odsłaniając fantastyczny pejzaż z panoramicznym widokiem na Ateny i morze.
Wrażenie luksusu było przytłaczające.
Odwróciła się i wróciła do pokoju. Po drodze przez chwilę oślepiło ją mocne światło słoneczne. Gdy jej wzrok przyzwyczaił się do warunków, które panowały w pokoju, zorientowała się, że stała znacznie bliżej Apolla, niż się tego spodziewała.
Krew zaczęła jej szybciej krążyć w żyłach, skóra stała się wrażliwa i rozgrzana.
Apollo spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Był w nim jakiś obsesyjny blask. Spostrzegła, że rozwiązał krawat i jego mocny kark wyłaniał się spod rozpiętego kołnierzyka.
Wycofał się i otworzył kolejne drzwi.
– Tu jest garderoba i łazienka.
Podążyła za nim oszołomiona i stremowana. Gdy weszła do garderoby, przed jej oczami roztoczył się widok nieprzebranych ilości wiszących ubrań i stojących pod nimi par butów. Specjalna szafka przeznaczona była na biżuterię.
Wyglądało to jak niewielki butik i było tam wszystko: sukienki, spódnice, spodnie, koszule, bluzki, dżinsy, stroje sportowe… We wszystkich kolorach tęczy.
– One wszystkie są… moje? – Była zafascynowana i przerażona zarazem.
Apollo w tym czasie starał się odzyskać równowagę po wrażeniu, jakie wywarł na nim widok Sashy. Oświetlona blaskiem południowego słońca, otoczona nimbem rudoblond włosów i w jedwabnej bluzce przylegającej do jej krągłych piersi, znów stała się dla niego kuszącym okazem niewinności. Zapragnął wziąć ją w ramiona i niemal to zrobił. Lecz powstrzymała go pamięć, że już wcześniej wykorzystała tę kartę.
Nie mógł sobie pozwolić, by ponownie wejść do tej samej rzeki. Pogrywała z nim, wiedział to. Symulowanie amnezji było fraszką dla takiej mistrzyni fałszu...
– Doskonale wiesz, że są twoje – powiedział grobowym głosem, ledwo opanowując gniew. – Zmarnowałaś mnóstwo czasu z moją kartą kredytową, kompletując to wszystko. Co chcesz w ten sposób ugrać, Sasho? Co ty, u diabła, kombinujesz?