Zaproszenie na bal - ebook
Zaproszenie na bal - ebook
Książę Vitale Castiglione wie, że na najbliższym balu matka będzie chciała mu podsunąć kandydatkę na żonę. Żeby tego uniknąć, postanawia znaleźć sobie towarzyszkę. To nie może być żadna z jego znajomych, która będzie sobie robiła nadzieje na związek. Vitale wpada na pomysł, by poszła z nim Jazmine Dickens. Znają się z dawnych lat, a uczynienie damy z tej nienawykłej do salonów dziewczyny jest dla Vitalego interesującym wyzwaniem…
Trzecia część miniserii ukaże się w październiku.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4406-0 |
Rozmiar pliku: | 932 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Daj spokój! – Zac Da Rocha zbeształ swojego przyrodniego brata. – Powinieneś mieć tu trochę więcej miejsca. Sprzedaj mi ten samochód, a ja ci kupię, co tylko zechcesz.
Książę Vitale Castiglione był wściekły. Nikt nie irytował go tak, jak jego przyrodni brazylijski brat. Jedyną rzeczą, która ich łączyła, było zamiłowanie do luksusowych samochodów, które z upodobaniem kolekcjonowali. Zac nie przyjmował odmowy. Bajecznie bogaty Zacarias Da Rocha, właściciel kopalni diamentów Quintel Da Rocha, nie był nawykły do tego, by mu odmawiano. Spojrzał teraz twardo na swojego brata.
– Nie – powtórzył cicho Vitale, mając nadzieję, że zaraz pojawi się jego starszy brat Angel Valtinos i uciszy Zaca. Niegrzeczne zachowanie nie leżało w naturze Vitalego. Wychowany w tradycyjny sposób w królewskiej rodzinie zawsze przestrzegał odpowiednich form. Nigdy nie tracił nad sobą panowania i nie okazywał prawdziwych uczuć.
Ten dzień jednak był wyjątkowy. Rano jego ojciec, Charles Russell, wyprowadził go z równowagi. Zaprosił jego i obu braci do swojego biura. Było to dość nietypowe, gdyż Charles zazwyczaj starał się spotykać z synami oddzielnie. Na początku wezwał do siebie najstarszego syna, Angela, zostawiając młodszych braci samym sobie.
Zac poznał swojego ojca niecały rok temu i wciąż był dla swoich przyrodnich braci kimś z zewnątrz. Angel i Vitale znali się od wczesnego dzieciństwa, pomimo tego, że ich rodzice byli rozwiedzeni. Zac ze swoimi ciemnymi włosami, tatuażami i agresywnym sposobem bycia po prostu do nich nie pasował. Fakt, że był niewiele młodszy od Vitalego, niczego nie zmieniał. Dowodziło to jedynie tego, że został poczęty, kiedy Charles Russell wciąż był mężem matki Vitalego. Jego matka, królowa Sofia, była zimną kobietą i Charles zapewne szukał pocieszenia w ramionach kogoś cieplejszego niż ona.
– Załóżmy się – zaproponował Zac.
Vitale chciał przewrócić oczami w wymownym geście, ale nic nie powiedział.
– Słyszałem, jak rozmawiałeś z Angelem o wielkim balu, który ma się odbyć w pałacu w Lerovii – powiedział Zac. – Domyślam się, że chodzi o to, żebyś spośród zgromadzonych na nim kobiet wybrał sobie odpowiednią kandydatkę na żonę…
Vitale zacisnął zęby.
– Tak, moja matka bardzo się stara zorganizować mi życie, ale ja chwilowo nie mam zamiaru się żenić.
– Byłoby ci znacznie łatwiej trzymać te wszystkie kobiety na dystans, gdybyś pojawił się na nim z jakąś partnerką – zasugerował Zac. Doskonale wiedział, jaką presję wywiera na swoim jedynym synu królowa. – Idę o zakład, że nie uda ci się znaleźć zwykłej dziewczyny, która na ten jeden wieczór mogłaby pełnić rolę twojej towarzyszki. Jeśli podołasz temu wyzwaniu, dam ci mój najstarszy model z kolekcji. A jeśli twoja dziewczyna się nie spisze, ty mi dasz swój najcenniejszy.
Vitale pokręcił głową. Nigdy się nie zakładał. Gestem pełnym zniecierpliwienia odrzucił z czoła włosy.
– Nie jestem żadnym Pigmalionem. I nie znam zwykłej dziewczyny – przyznał zgodnie z prawdą.
– Kim jest Pigmalion? – Zac zmarszczył brwi. – I jak to możliwe, że nie znasz żadnej zwykłej dziewczyny? Przecież żyjesz na tym samym świecie co ja.
– Nie do końca.
Vitale bardzo chronił swoją prywatność i dbał o to, by do prasy nie przedostawały się żadne informacje na temat jego prywatnego życia. Zwłaszcza takie, które mogłyby zaszkodzić następcy tronu.
Dodatkowo był dyrektorem generalnym bardzo konserwatywnego i bardzo szanowanego banku Lerovia. Wymagano od niego spokojnego i zrównoważonego trybu życia. Lerovia była małym krajem, uznanym za raj podatkowy, a jej bogactwo i stabilność były oparte na solidnych finansowych podstawach.
Mając dwadzieścia osiem lat, Vitale wcale nie odczuwał potrzeby zakładania rodziny, nie mówiąc już o posiadaniu dziecka. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak trudno będzie jakiejś kobiecie wejść do królewskiej rodziny Lerovian, której głową była jego matka o niezwykle dominującej osobowości. Jego przyszła żona będzie musiała mieć nerwy ze stali.
W tej chwili pojawił się jego brat Angel, który sprawiał wrażenie dziwnie przygnębionego.
– Twoja kolej – oznajmił sucho starszy brat.
Vitale zaczął się zastanawiać, co takiego powiedział ojciec Angelowi, że wprawił go w taki ponury nastrój. Może Charles odkrył, że Angel ma nieślubną córkę? Na razie wiedział o niej tylko Vitale, ale nie zamierzał się z nikim dzielić tą wiedzą. I bardzo uważał, żeby jemu nie przydarzyło się coś podobnego. Za nic nie chciałby być bohaterem takiego skandalu, nie wspominając już o konieczności poślubienia ewentualnej matki swojego dziecka. Dlatego zawsze był w tych sprawach niezwykle ostrożny.
Ojciec wstał, żeby uściskać go na powitanie.
– Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać.
– Żaden problem – odparł gładko.
Wylewność ojca nieco go zaskoczyła. Nie był przyzwyczajony do takiego okazywania uczuć. Wciąż pamiętał, jak matka odsunęła go od siebie, gdy miał dwa lata, mówiąc, że nie przystoi, aby tak duży chłopiec chciał się przytulać.
– Potrzebuję twojej pomocy – powiedział bez wstępów Charles. – Pamiętasz gospodynię, którą zatrudniłem w Chimneys?
Zaskoczony Vitale spojrzał na niego pytająco. Obaj z Angelem spędzali w wiejskiej posiadłości ojca niemal każde wakacje i dla Vitalego były to niezapomniane chwile. W Chimneys czuł się wolny jak ptak, nieskrępowany żadnymi konwenansami i nieczujący nad sobą żadnej presji.
– Mówiąc szczerze, nie bardzo.
Ojciec zmarszczył brwi, najwyraźniej rozczarowany jego odpowiedzią.
– Ma na imię Peggy. Pracowała dla mnie wiele lat. Wyszła za mąż za ogrodnika, Roberta Dickensa.
W głowie Vitalego coś zaczęło świtać.
– Ruda kobieta, uciekła z jakimś małolatem.
– Tak, właśnie ta. Małolat był pomocnikiem ogrodnika i był pyskaty. Zawsze wydawał mi się dość podejrzany.
Vitale nie bardzo rozumiał, skąd to zainteresowanie prywatnym życiem jakiegoś pracownika. Spojrzał na ojca z nieskrywanym zdziwieniem.
– Dlaczego?
– Kilka razy widziałem na ciele Peggy siniaki. Przypuszczam, że Dickens ją bił, ale nic z tym nie zrobiłem. Kiedy ją o to pytałem, zapewniała mnie, że nic się nie dzieje. Powinienem był więcej zrobić w tej sprawie.
– Nie rozumiem, dlaczego. Skoro sama nie zgłaszała skarg, nie miałeś podstaw do tego, by interweniować. – Vitale nie bardzo rozumiał, dokąd ma zaprowadzić ta rozmowa. – Nie ponosiłeś za to żadnej odpowiedzialności.
– Prawda nie zawsze jest czarna albo biała. Gdybym okazał więcej zainteresowania, być może powiedziałaby mi prawdę i wtedy mógłbym pomóc jej i jej córce. Nie zrobiłem nic i w konsekwencji uciekła z tym małym gnojkiem.
– Nie wiem, co mógłbyś tak naprawdę zrobić. To przecież tylko twoi pracownicy. Są pewne granice, których nie należy przekraczać.
Vitale prawie nie pamiętał Peggy, za to doskonale pamiętał jej córkę, Jazmine. Jej osoba kojarzyła mu się z czasami dzieciństwa i to wspomnienie zawsze napawało go wstydem.
– Nie, Vitale. Pracownicy to też ludzie i warto o tym pamiętać. Czasami trzeba okazać im zrozumienie i wsparcie – przekonywał Charles.
Vitale miał inny pogląd na tę sprawę. Wymagał od swojego personelu, by dobrze wykonywał zleconą pracę. Nigdy nie zawierał ze swoimi pracownikami bliższych znajomości, ale, z szacunku do ojca, nie przedstawił teraz swojego stanowiska.
– Powiedziałeś, że potrzebujesz mojej pomocy – przypomniał starszemu panu.
Charles przyjrzał się szczupłej twarzy syna, z przykrością odnajdując w niej chłód i rezerwę byłej żony. Jeśli istniała na ziemi jakakolwiek osoba, o której mógłby powiedzieć, że jej nienawidzi, była nią królowa Lerovii, Sofia Castiglione. Kiedyś kochał ją do szaleństwa, dopóki się nie przekonał, że był dla niej jedynie dawcą spermy, który miał jej zapewnić potomka. Jej prawdziwą miłością była jej najbliższa przyjaciółka, Cinzia. Ich małżeństwo było fikcją. Kiedy się rozwodzili, obiecał, że nigdy nie zdradzi tej tajemnicy, w zamian za co miał nieograniczony dostęp do syna.
– Tak, pomocy… – Wrócił myślami do rzeczywistości. – Dostałem list od córki Peggy, Jazmine, w którym prosi mnie o pomoc. Chciałbym, aby ktoś pomógł mi ocenić sytuację, ponieważ sam, jak wiesz, wyjeżdżam w interesach na kilka miesięcy. Pomyślałem, że ty będziesz odpowiednią osobą, jako że znaliście się jako dzieci.
Vitale znieruchomiał.
– Ocenić sytuację?
Ojciec wziął z biurka list i podał mu.
– Kochaś Peggy ograbił ją ze wszystkiego, zaciągnął na jej nazwisko pożyczki, wpuścił ją w długi, jednym słowem zrujnował. Teraz obie walczą o przeżycie. Najgorsze jest to, że Peggy jest chora i nie może pracować.
– Ale dlaczego akurat ty miałbyś im pomagać? – spytał z wahaniem.
– Od dawna zarzucałem sobie, że jej nie pomogłem. Mogłem to zrobić, ale się bałem i w rezultacie nie zrobiłem nic. Ta kobieta po części przeze mnie znalazła się w takiej sytuacji.
– Wyślij jej czek – zaproponował Vitale, wciąż nie bardzo rozumiejąc, jaki związek z tą sprawą ma jego ojciec.
– Przeczytaj list. Jazmine prosi o pracę i miejsce, w którym mogłaby zamieszkać. Nie chce pieniędzy, tylko pożyczkę, którą spłaci. To dumna kobieta. Zrobi wszystko, żeby pomóc matce.
Vitale z niesmakiem spojrzał na list. W jego przekonaniu ojciec nie był nic winien swojej byłej pracownicy, a tym bardziej jej córce.
– Co mam zrobić? – spytał w końcu, zdając sobie sprawę z tego, że jego osobiste odczucia nie mają tu znaczenia.
– Życzę sobie, żebyś był dla niej miły i współczujący. Nie cyniczny, nie zimny i nie osądzający – powiedział wyraźnie Charles. – Wiem, że nie będzie to dla ciebie łatwe, ale ufam, że dzięki temu staniesz się lepszym człowiekiem. Nie chcę, żebyś się stał taki jak matka. Pamiętaj, że jesteś też moim dzieckiem.
Prośba ojca wcale nie przypadła Vitalemu do gustu. Owszem, wspierał akcje charytatywne, brał udział w różnego rodzaju dobroczynnych przedsięwzięciach, ale nigdy nie czuł potrzeby, żeby robić coś takiego bezpośrednio. Jako członek królewskiej rodziny żył w pewnej izolacji i nie bardzo miał pojęcie o tym, jak wygląda normalny świat.
– Nie interesuje mnie, ile to będzie kosztowało. Masz zrobić wszystko, żeby wyciągnąć je z tarapatów.
– Jestem bankierem. Pomnażanie pieniędzy to moja praca – powiedział sucho. – A przy okazji, nie musisz się obawiać, matka nie przerobi mnie na swoje podobieństwo.
Charles parsknął śmiechem.
– Wcale bym się nie zdziwił, gdyby po tym balu okazało się, że się zaręczysz! Już Sofia się o to postara, możesz być pewien! Powinieneś odmówić pójścia na ten bal.
– Jeszcze wciąż mogę to zrobić – powiedział chłodno. – Tak więc chcesz, żebym w twoim imieniu przeprowadził misję ratunkową?
– W taktowny sposób i bez oszczędzania – dodał Charles.
To akurat nie była dla niego żadna nowina. Jako członek królewskiej rodziny musiał się zachowywać w nienaganny sposób. Prośba ojca sprawiła mu pewną satysfakcję, świadczyła bowiem o tym, że Charles mu ufa i wierzy, że poradzi sobie w tej delikatnej sytuacji. Zdał sobie sprawę z tego, że chętnie przeczyta list Jazz.
Jazz, chuda rudowłosa dziewczyna, która wywarła na nim spore wrażenie. Miał wtedy osiemnaście lat, a ona czternaście. Niestety obiektem jej admiracji był Angel, znacznie bardziej towarzyski i miły w usposobieniu niż on. Usłyszała kiedyś, jak powiedział na jej temat jakiś niewybredny dowcip i tym samym był u niej spalony na zawsze. W przeciwieństwie do swojego brata, Vitale nie miał wielkiej wiedzy na temat kobiet. Jazz, rzecz jasna, znienawidziła go i zaczęła traktować jak powietrze, co w pewnej mierze przyjął z ulgą.
Potem Jazz i jej matka zniknęły z ich życia i z biegiem czasu zapomniał o jej istnieniu.
Miły i współczujący, przypomniał sobie słowa ojca, otwierając list Jazz. Został wydrukowany, co wcale go nie zdziwiło. Jazz była dyslektyczką, zawsze niezdarną, potykającą się i wpadającą na różne rzeczy.
Opisała w liście taką liczbę nieszczęść, że wystarczyłoby ich na niejedną grecką tragedię. Prosiła o pomoc dla matki, ale na własnych warunkach. Chciała pracować, ale jak dotąd była zatrudniona jedynie jako kasjerka w sklepie i sprzątaczka.
Per carita… Co ona sobie wyobraża? Jaką pracę może wykonywać, mając takie doświadczenie? Mimo to jej list wskazywał na to, że nie brak jej uporu i determinacji. Zwykła kobieta, pomyślał. Zwykła kobieta z niezwykłymi zielonymi oczami. Tak, jej oczy na pewno się nie zmieniły.
Uśmiechnął się do siebie lekko, co nie zdarzało mu się często. Przyszło mu do głowy, że gdyby zatrudnił sztab ludzi, Jazz dałoby się przekształcić w kobietę, która mogłaby być jego towarzyszką na balu. Może wtedy inne kobiety dałyby mu spokój. Tak, Jazz może sobie być zwykłą dziewczyną, ale jest też bystra i szybko się uczy.
– Teraz ty – powiedział do młodszego brata. – Ale zanim pójdziesz, załóżmy się. Pamiętasz tę kelnerkę, która w zeszłym tygodniu oskarżyła cię o to, że ją napastujesz?
Zacowi rzadko się zdarzało, by jakaś kobieta dała mu kosza, toteż tę pamiętał doskonale.
– Powiedz jej, że rzuciła cię dziewczyna i zaproś ją na bal. O to się założymy – dodał, rzucając bratu wyzwanie. Dobrze pamiętał, z jaką wściekłością ta dziewczyna patrzyła na Zaca. Będzie się musiał mocno nagimnastykować, żeby ją do tego przekonać…
Jazz wyprostowała się, czując, że plecy zupełnie jej zesztywniały. Cały dzień siedziała na kasie, a zaraz potem szła do pobliskiego hotelu, żeby sprzątać. Co gorsza, musiała zastąpić w supermarkecie kolegę, który zachorował. Wszystkie te prace były tymczasowe i kiepsko płatne. Ale kiepska praca była lepsza niż żadna praca. Nie chciała korzystać z zasiłku, niezależnie od tego, jak był wysoki.
Peggy Dickens nauczyła córkę porządnej pracy. Jazz nie narzekała na swój los, choć czasami marzyła o tym, że kończy studia, zdobywa wykształcenie i znajduje przyzwoitą pracę. Niestety, zawirowania w prywatnym życiu uniemożliwiły jej to, co nazywają „rozwinięciem pełni możliwości”. Wiedziała, że, wziąwszy pod uwagę środowisko, z jakiego pochodziła, nie ma wielkich szans na zrealizowanie swoich marzeń.
Matka była gospodynią domową, która wyszła za ogrodnika. Nikt z rodziny Jazz nie miał nigdy własnego domu ani nie skończył studiów. Peggy była zaskoczona, kiedy córka oznajmiła jej, że chce kontynuować naukę i zdać maturę.
Niestety, ich życie potoczyło się w taki sposób, że Jazz musiała iść do pracy. Trzykrotnie zmieniała szkołę, co niemal przypłaciła załamaniem nerwowym. Kiedy jej rodzice się rozeszli, odczuła ulgę. Ojciec niejednokrotnie bił matkę i wcale za nim nie tęskniła. Po kilku latach niespodziewanie zmarł, nie zobaczywszy jej od dnia rozwodu ani razu. Najwyraźniej nie zależało mu na jedynym dziecku, jakie miał.
Matka zakochała się w młodszym od siebie mężczyźnie, niejakim Jeffie Starlingu, co było sporym zaskoczeniem.
Na szczęście są różne rodzaje miłości, niektóre nawet przekładają się na konkretne czyny. Kiedy Jeff pozbawił je wszystkich oszczędności i z dnia na dzień znalazły się na bruku, jej ciotka Clodagh udzieliła im schronienia u siebie. A kiedy zdiagnozowano u Peggy raka piersi, Clodagh zrezygnowała z pracy i zajęła się siostrą. Na ich utrzymanie pracowała Jazz, łapiąc się każdego zajęcia, jakie się trafiło.
Skończyła właśnie pracę i wyszła na ulicę, kiedy nadeszła jakaś wiadomość. Wyjęła telefon z kieszeni i spojrzała na ekran. Od Charlesa Russella.
Wielkie nieba! Proponował jej spotkanie jutro o dziesiątej. Chciał porozmawiać na temat ich kłopotów i tego, jak im zaradzić.
Napisała do niego całkowicie zdesperowana, ponieważ zapamiętała go jako ciepłego i dobrego człowieka. Nie sądziła jednak, że jej list przyniesie jakiś skutek…
Wysłanie go wiele ją kosztowało. Była nauczona radzić sobie sama, a nie szukać pomocy u innych. Czasami jednak bez pomocnej ręki nie sposób było ruszyć dalej. Najwyraźniej Charlesa wzruszyła jej opowieść i postanowił im pomóc. Może da jej zatrudnienie? Może miejsce do mieszkania? W jej sercu pojawiła się nadzieja. W ich sytuacji każda pomoc była bezcenna.
Schowała telefon do kieszeni i otworzyła drzwi mieszkania.
– Miałam dobry dzień – oznajmiła Peggy, odwracając twarz od telewizora. – Po mszy poszłam na spacer do parku.
– Świetnie. – Jazz pochyliła się, żeby ucałować zapadnięty policzek matki. Włosy zaczęły jej odrastać, tyle że nie były już rude tylko siwe. Peggy nie chciała ich farbować, tłumacząc, że woli takie włosy niż żadne.
Jazz cieszyła się, że matka odzyskuje siły. Badania wychodziły dobrze i to napawało ją nadzieją. Zrobiłaby wszystko, żeby zapewnić matce jak najlepsze warunki powrotu do zdrowia.
– Jesteś głodna?
– Nie bardzo – przyznała Peggy.
– Zrobię przepyszną sałatkę. Na pewno nabierzesz apetytu, jak poczujesz zapach. – Jazz doskonale wiedziała, że matka musi jeść, żeby odzyskać siły.
– Clodagh pojechała odwiedzić swoją przyjaciółkę, Rose. Chciała, żebym z nią pojechała, ale czułam się zbyt zmęczona.
Jazz zaczęła sprzątać kuchnię, a potem zajęła się przyrządzaniem posiłku. Przez cały czas rozmawiała z matką, powtarzając jej różne ploteczki i opowiadając o pracy.
Usiadły do stołu, żeby zjeść. Jazz zastanawiała się, w co się ubierze na jutrzejsze spotkanie z Charlesem Russellem. Nie miała wielkiego wyboru. Większość ubrań sprzedała, a w pracy nosiła mundurki, które im dano. Zdecydowała się na spódnicę i buty na wysokim obcasie, jedyne jakie miała.
Następnego ranka wyszła wcześniej, żeby się nie spóźnić. Dojechała autobusem na miejsce i stanęła przed wielkim domem. Była zdziwiona, że starszy pan nie zaprosił jej do swojego biura, ale widocznie miał w tym jakiś cel. Dom był znacznie bardziej okazały, niż się spodziewała. No tak, w końcu Charles był kiedyś mężem królowej Sofii. Kobiety, która potraktowała matkę Jazz, jakby była śmieciem.
Charles był inny od swojej żony. Ciepły, uprzejmy, w każdym ze swoich pracowników dostrzegał człowieka. W przeciwieństwie do swojej byłej żony nie był snobem i nie dzielił ludzi na lepszych i gorszych.
Starając się opanować uczucie zdenerwowania, nacisnęła dzwonek.
Otworzyła jej kobieta mówiąca łamaną angielszczyzną, która zaprosiła ją do przestronnego holu. Ogromne lustra i antyczne meble były bardzo onieśmielające.
Po chwili otworzyły się jedne z drzwi i ujrzała mężczyznę, który na jej widok wstał zza masywnego biurka.
Jazz od razu go poznała. Zatrzymała się w pół kroku, mając wrażenie, że ktoś wyssał z jej płuc całe powietrze. Czekał na nią Vitale, nie Charles i to był… Jej… Największy… Koszmar…