- W empik go
Żar Australii - ebook
Żar Australii - ebook
Młoda kobieta, której życie nigdy nie oszczędzało, spotyka na swojej drodze mężczyznę, który w życiu ma wszystko na wyciągnięcie ręki. Ona wrażliwa, samotna… wybudowała wokół siebie mur, którego dotąd nikomu nie udało się zburzyć. On seksowny, charyzmatyczny, diabelsko przystojny i bogaty. Max sprawił, że świat Patrycji zatrząsł się w posadach… Czy będzie w stanie zburzyć mur, jaki dziewczyna wokół siebie wybudowała? Czy Patrycja przywróci jego wiarę w szczerość i bezinteresowność kobiet? Dwa różne światy, dwie zupełnie inne osobowości, które przyciąga niesamowita siła. Chemia, emocje, dramaty.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8563-3 |
Rozmiar pliku: | 409 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stanęłam w drzwiach samolotu i australijskie powietrze buchnęło na mnie takim żarem, że niemal się przewróciłam. Już gdy schodziłam po schodach podstawionych pod samolot, byłam cała spocona, a ubrania przylepiły mi się do ciała. Upał był nieznośny, wręcz namacalny, otaczał mnie jak gęsta, ciepła mgła. Lubiłam ciepło, ale nie tak intensywne i porażające, które wkradało się w płuca i sprawiało, że oddychanie stawało się trudniejsze.
Nim dotarłam do kontroli paszportowej na lotnisku, zaczęłam mieć zawroty głowy i pewnie byłam cała czerwona. Miałam wrażenie, że cała ta sytuacja w pewien sposób odzwierciedla moje życie, przepowiada moją przyszłość i zamyka przeszłość. Palę za sobą wszystkie mosty. Opuściłam Polskę, uciekłam od ojca alkoholika, od tragicznej przeszłości, w której zginęła moja matka i moja nadzieja na odrobinę szczęścia i miłości. Teraz rozpoczynam nowe życie w Australii, dzięki pomocy ostatniej osoby na tym świecie, której jeszcze na mnie zależało.
Ciocia Jadzia była siostrą mojej mamy. To ona zajęła się mną po wypadku, który zabrał najbliższą mi osobę. Ojciec załamał się śmiercią miłości swojego życia, zaczął topić smutki w alkoholu i nie dbał już o nic innego. Jadzia zastąpiła mi rodziców i tylko dzięki niej pozbierałam się jakoś psychicznie. Jednak kiedy miałam dziesięć lat, ciocia poznała Johna, rodowitego Australijczyka z polskimi korzeniami, zakochała się i dostała od życia ogromną szansę, którą za moją namową wykorzystała. Wyjechała do Australii, przysięgając mi, że kiedy przyjdzie czas i skończę edukację, ona sprowadzi mnie do siebie.
Teraz właśnie nastał ten czas. Już nic nie trzyma mnie w Polsce, rozpoczynam więc nowe życie. Pewniejsze. Stabilniejsze. Być może okraszone odrobiną ciepła i miłości, za którymi skrycie tęskniłam, ale których nauczyłam się bać. Miłość to ból. Miłość to wyczerpująca tęsknota. Nie chcę już ani jednego, ani drugiego. Za bardzo to boli.Pięć lat później
– Patrycja, no co ty tutaj robisz, przecież dziś są twoje urodziny!!! Uciekaj do domu, dziś nie pracujesz! – krzyknęła Jadwiga, widząc dziewczynę przemierzającą salon z odkurzaczem.
– Ciociu, przestań. Urodziny urodzinami, a praca pracą, przecież wiem, jak ważny jest dzisiejszy dzień. Dziś wraca do domu synalek naszego chlebodawcy i wszystko musi się świecić na glanc, żeby jedynaczek o imieniu Narcyz mógł się przeglądać i podziwiać swoją facjatę w każdej gładkiej powierzchni. Jak ja bym cię mogła zostawić samą na placu boju?
– Nie samą, mam tutaj Ingrid.
– Która jest miłą dziewczyną, ale przed pracą powinna chyba wypić parę red bulli na rozruch. – Kobieta uśmiechnęła się na te słowa i porozumiewawczo puściła oczko do siostrzenicy.
– No dobrze, to chodź i pomóż mi, ale posprzątamy tylko ten apartament i idziemy do domu świętować twoje dwudzieste pierwsze urodziny.
– Tort już czeka, właśnie skończyłam go dekorować.
– Oj, dziewczyno, od kiedy tu przyjechałaś, przytyłam chyba ze dwadzieścia kilo. Tworzysz prawdziwe cuda w kuchni.
– Ciociu, przytyłaś co najwyżej pięć, i dobrze, bo wyglądasz o wiele zdrowiej.
– Wyglądam zdrowiej, bo nie muszę się już zamartwiać tym, że zostawiłam cię w Polsce samą, jak ostatnia egoistka. Czuję się o wiele lepiej, mając cię tu przy sobie.
– Ja też się cieszę, jest mi tu z wami bardzo dobrze. Ale my tu gadu-gadu, a sprzątanie czeka. Pan Power to miły facet jak na milionera, ale lubi, gdy praca jest wykonana na sto procent, szczególnie wtedy, kiedy czeka na powrót swojego genialnego syna.
– My dziś będziemy świętować twoje urodziny, a pan Power powrót syna z Anglii. Podobno Maximilian nieźle rozkręcił ich interesy w Europie. Nie było go tu ładnych kilka lat, pracował jak szalony i pomnożył dochody firmy w niesamowitym tempie.
– Ojciec musi być z niego dumny jak paw, w końcu biznesu w praktyce nauczył się od niego…
– Bycia dupkiem zapewne się od niego nie nauczył, bo nasz szef to fajny facet.
– Skąd takie zdanie? Przecież ty Maxa w ogóle nie znasz i nie wiesz, jaki naprawdę jest.
– Wiem od innych pracowników resortu, że to rozpuszczony i arogancki dupek.
– Musisz wiedzieć, że nie wszystko, co się o nim mówi, jest prawdą. Kiedy był bardzo młody, jego ojciec stracił niemal cały majątek, a matka odeszła z bogatszym facetem i zostawiła ich obu bez słowa. Pan Power odzyskał majątek, ale oboje stracili chyba wiarę w prawdziwą miłość… i pewnie w kobiety. Dla Maxa ten czas był bardzo trudny, więc…
– Zachowywał się jak dupek i wyładowywał swoją złość na innych.
– Trochę tak, ale jak już mówiłam, było mu pewnie ciężko po stracie matki.
– Nie jemu jednemu, ja też straciłam mamę, a chyba wyszłam na ludzi…
– Kochana moja, nie mogłabym być z ciebie bardziej dumna! Pracujesz, uczysz się, pomagasz mi we wszystkim i jeszcze do tego tworzysz cuda w kuchni. No i nie zapomnijmy o tym, że jesteś przepiękną, zdolną dziewczyną.
– Dziękuję – szepnęła i poczuła, że robi się cała czerwona. Komplementy zawsze ją onieśmielały.
Było jej dobrze z ciocią i Johnem. Praca była dość ciężka, ale zarobki sprawiedliwe. Jadwiga od lat pracowała dla Simona Powera – multimilionera, właściciela sieci kurortów wypoczynkowych, restauracji, siłowni i Bóg wie czego jeszcze. Dziewczyna mieszkała z ciocią i jej mężem w jednym z mniejszych apartamentów w kurorcie, za który nie musieli płacić. Oprócz pracy sprzątaczki dorabiała sobie w kurortowej restauracji, gdzie mogła szlifować swoje kulinarne umiejętności. Studiowała w szkole o bardzo wysokiej renomie i dzięki temu mogła zdobyć wyśniony dyplom szefa kuchni. Gotowanie było jej pasją i marzyła o tym, że być może kiedyś jakimś cudem uda się jej otworzyć własną restaurację, albo chociaż cukiernię. Pięć lat spędzonych w Australii dało jej wiele możliwości, a ambitna dziewczyna chętnie to wykorzystała. Miała nadzieję, że powrót syna szefa niczego nie zmieni, choć krążyły pogłoski, że ojciec może przekazać firmę w jego ręce.
– Patrycja, te dywany czystsze już nie będą, znów odpłynęłaś? – Jadwiga się roześmiała.
– Tak, ciociu, znowu odpłynęłam – przyznała z uśmiechem.
– Jak ty to robisz, że nawet kiedy jesteś w swoim własnym świecie i nie widzisz, co robisz, wciąż wykonujesz pracę dziesięć razy lepiej niż wszystkie moje pracownice razem wzięte?
– Bo właśnie, kiedy odpływam, to najlepiej pracuję – odpowiedziała, a ciocia roześmiała się perliście.
– Jak ci idzie pisanie książki kucharskiej?
– Nie wiem… Tworzę nowe dania, zapisuję przepisy i dodaję zdjęcia, ale książką tego nie można nazwać, dopóki nie zostanie wydana. A wątpię, czy ktoś wyda książkę kucharską stworzoną przez nikomu nieznaną osobę. Teraz trzeba najpierw być kimś, żeby ktokolwiek w branży wydawniczej cię zauważył.
– Dopniesz swego. Dobrze cię znam. Jak czegoś chcesz, to ciężko pracujesz, żeby to osiągnąć, a takie wysiłki nigdy nie idą na marne. Pewnego dnia będziesz miała własną restaurację i masę wydanych książek kucharskich.
– Pomarzyć dobra rzecz – odparła dziewczyna.
Wiara i naiwność Jadwigi zawsze ją rozbrajały, ale też często podnosiły na duchu. Ona naprawdę wierzyła, że zwykła sprzątaczka mogła zostać celebrytką. Patrycja nie chciała być celebrytką, ale marzyła o tym, że kiedyś uda jej się otworzyć malutką restaurację lub cukiernię i być może jakimś sposobem ktoś kiedyś zechce wydać jej książkę.
Sprzątanie apartamentu trwało jeszcze pół godziny.Nawet niewidoczne pyłki kurzu nie miały szansy na przetrwanie. Patrycja wiedziała, jak ważne dla cioci i jej małego biznesu było to, żeby ten apartament wyglądał nieskazitelnie. Dla jej firmy ten właśnie dom był czymś w rodzaju jej wizytówki – pokazywał, jak dobrze firma potrafi wykonać swoją pracę. Profesjonalizm i skrupulatność przy sprzątaniu były bardzo istotne, bo niedługo miał do niego wrócić rozpieszczony synalek samego pana Powera. Wszystko musiało lśnić i być w idealnym stanie. Kiedy kobiety już skończyły i schowały cały sprzęt do komórki, Patrycja jeszcze raz zajrzała do każdego pokoju, aby się upewnić, że wszystko wygląda perfekcyjnie.
– Patrycjo, chodźmy już. John pewnie czeka na nas w domu. Mamy dla ciebie małą niespodziankę.
– Ciociu, wiesz, że nie znoszę niespodzianek. Prosiłam cię, żebyś nic nie kombinowała. Już i tak zbyt wiele wam zawdzięczam – zauważyła Patrycja. – W życiu nie będę mogła się wam za to wszystko odwdzięczyć.
– Zasługujesz na to, co najlepsze. Dość się już nacierpiałaś…
– Oj tam, nie było tak źle – odpowiedziała z uśmiechem, ale serce się jej ścisnęło na wspomnienie mamy, która tak młodo odeszła. Na szczęście od całkowitego rozklejenia się uchronił ją przeciąg, który sprawił, że okno w sypialni otworzyło się na oścież i przewróciło półokrągłą wazę wypełnioną drobnymi, bursztynowymi kuleczkami, które rozsypały się teraz po podłodze.
– Och, na co komu takie głupoty na stołach – westchnęła Jadwiga i ruszyła w kierunku toaletki z zamiarem pozbierania rozsypanych po podłodze bursztynów.
– Ciociu, ja to zrobię, ty uciekaj do Johna. Pewnie nie może się ciebie doczekać. Nie, nie kłóć się ze mną – dodała dziewczyna, widząc, że kobieta otwiera usta, by odpowiedzieć. – Mnie to zajmie pięć sekund. Proszę cię, pozwól mi się przygotować na tę waszą niespodziankę – dodała, kiedy Jadwiga kręciła przecząco głową, zmierzając w jej kierunku. Na szczęście zrozumiała.
– No dobrze, więc widzimy się za chwilę – powiedziała i wyszła z mieszkania. Dziewczyna miała nadzieję, że nie zorganizowali jej żadnego przyjęcia niespodzianki. Nie była zbyt towarzyska i nie miała ochoty na żadne imprezy. Biorąc głęboki oddech, przyklękła na podłodze i zaczęła zbierać rozsypane kuleczki. Te leżały nie tylko na dywanie, ale także i pod toaletką, dziewczyna musiała więc wejść pod stolik na czworaka, żeby podnieść ostatnich parę sztuk. Kiedy wkładała ostatni bursztyn do szklanego naczynia, o mało nie dostała zawału, bo usłyszała za sobą męski, głęboki głos, który sprawił, że podskoczyła i uderzyła głową w stolik.
– Mam nadzieję, że nie bolało? – zapytał ten sam głos, kiedy dziewczyna niezdarnie wysuwała się spod mebla.
Nie wiedziała, czy mężczyzna był pracownikiem resortu, gościem, czy może psychopatą, który będzie próbował ją napaść, więc na wszelki wypadek trzymała w dłoni szklany pojemnik, zamierzając go użyć w samoobronie, gdyby zaszła taka potrzeba. Wstała i spojrzała na niego, a przez jej ciało zamiast strachu przebiegła silna, niemal elektryczna fala, która sprawiła, że jej serce zaczęło walić jak młotem. Nie miała pojęcia, co zrobić, co powiedzieć. Patrzyła na najpiękniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widziała, i nie mogła oderwać od niego wzroku. Miał niesamowicie niebieskie oczy. W życiu nie widziała tak intensywnego zimnego koloru błękitu! Ciemne włosy idealnie ostrzyżone i zmierzwione, nadające mu image niegrzecznego chłoptasia, w nieładzie opadały na jego czoło, a uśmiech sprawiał, że kolana się pod nią uginały. Jego idealne usta rozciągały się w szczerym, ale kpiącym uśmieszku i ukazywały idealne śnieżnobiałe zęby.
– Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. Chyba nie zamierzasz mnie tym uderzyć? – spytał i podszedł do Patrycji, powoli wyjmując z jej dłoni ciężką szklaną wazę. Kiedy to robił, delikatnie musnął palcami jej dłoń, a ona odskoczyła od niego jak poparzona, ponieważ jego dotyk wywołał niespodziewanie przyjemne doznanie.
– Nazywam się Max Power. – Mężczyzna wyciągnął do niej dłoń, przedstawiając się, i wtedy ją oświeciło… Boże, jak mogła być taka głupia.
– Przepraszam, myślałam, że przylatuje pan dopiero wieczorem – powiedziała, podając mu dłoń i próbując nad sobą zapanować.
Intensywnie się w nią wpatrywał, a dziewczynie z wrażenia zaschło w ustach. Zabrała dłoń i czekała na jego odpowiedź, czując się totalnie skołowana.
– Złapałem wcześniejszy lot, żeby zrobić ojcu niespodziankę. I proszę, nie mów do mnie per pan, jestem Max. Miło mi cię poznać – zawiesił to zdanie w powietrzu, oczekując, że dziewczyna się przedstawi, i dopiero teraz do niej dotarło, jak głupio się zachowywała. Była w jego domu, zastał ją siedzącą pod jego stolikiem, gotową zaatakować go szklanym dziełem sztuki, i do tego jeszcze zadawała mu głupie pytania.
– Przepraszam, po prostu mnie pan wystraszył. Nie spodziewałam się pana tak wcześnie. Nazywam się Patrycja i jestem sprzątaczką. Wszystko już jest w najlepszym porządku i właśnie wychodziłam, kiedy to… ta… waza przewróciła się i wszystkie te… bursztynowe kuleczki wysypały się na podłogę – paplała, zacinając się co chwila i czując, że jej policzki zalewa czerwień. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Zazwyczaj nie miała problemu w rozmowach z bogaczami. Przyzwyczaiła się do tego, że są wyniośli i traktują personel kurortu z góry, nauczyła się więc trzymać do tych ludzi profesjonalny dystans, ale on, a właściwie jego zimne, a zarazem gorące, błękitne spojrzenie działało na nią niesamowicie i sprawiło, że nie mogła się skupić na niczym innym, tylko na jego nieziemskich oczach.
– Nigdy nie lubiłem tego cholerstwa – powiedział Max, wciąż patrząc na nią ze zmysłowym uśmiechem na ustach. – Moja matka jednak twierdziła, że bursztyny mają uzdrawiającą i uspokajającą moc. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że szklany pojemnik, w którym się znajdują, jest bardzo niestabilny i wciąż się przewraca. Zbierałem to z podłogi już chyba milion razy i jakoś nie zauważyłem, żeby to na mnie działało uspokajająco, wręcz przeciwnie, doprowadzało mnie to do szewskiej pasji. – Mówiąc to, podszedł do kosza i wrzucił do niego szklany pojemnik wraz z bursztynami. Kilka z nich wyskoczyło z wazy podczas upadku i znowu wysypało się na dywan. Patrycję strasznie korciło, żeby je pozbierać, ale się powstrzymała.
Zaskoczyło ją, że mężczyzna tak bezceremonialnie pozbył się czegoś, co dostał od własnej matki. Pracując jednak w kompleksie hotelowym, nauczyła się nie zadawać pytań, nie okazywać emocji, udawać, że niczego nie widziała i nie słyszała, i zachowywać się jak profesjonalna… sprzątaczka. Jadwiga mówiła, że Max nie pałał miłością do matki, więc może nic dziwnego, że prezent od niej wylądował w śmieciach.
– Nie będę dłużej zabierała panu czasu. Na pewno chciałby pan odpocząć po podróży.
– Patrycjo, proszę cię, przestań już z tym panem. Jestem Max.
Kiedy wymówił jej imię, poczuła miłe ciepło w podbrzuszu. Robił na niej niesamowite wrażenie. Był wysoki i dobrze zbudowany, z szerokimi barkami, umięśnionymi ramionami i kaloryferem na brzuchu, który odznaczał się pod drogą, markową koszulką, idealnie przylegającą do jego ciała. Jednak najatrakcyjniejsze i najbardziej przyciągające uwagę były jego oczy. Nigdy nie widziała tak intensywnego odcieniu błękitu! Jego spojrzenie wywoływało w niej intensywną, niepokojącą falę uczuć, których nie potrafiła opisać. To było małą, przyjemną torturą. Kolor jego oczu wręcz hipnotyzował, co w połączeniu z jego charyzmą i pewnością siebie stanowiło bardzo niebezpieczną mieszankę…
– Dobrze, jeśli pan… jeśli tak sobie życzysz, Max.
– Będziesz spełniać wszystkie moje życzenia? – Uśmiechnął się prowokacyjnie.
– Jestem sprzątaczką, a nie dżinem – wypaliła bezmyślnie, a on znowu się roześmiał. – Przepraszam, nie powinnam tak mówić, pan… ty jakoś dziwnie na mnie działasz i nie potrafię się skupić. – Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, więc dziewczyna poczuła się jak kompletna idiotka. Nie tylko nie wiedziała, co mówi, ale także nie potrafiła nad sobą zapanować i zamilknąć wtedy, kiedy powinna. Czuła, że pieką ją policzki, i chciała jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego faceta. – Jeżeli to już będzie wszystko, to zostawię cię i pozwolę ci odpocząć po podróży.
– Dziękuję, Patrycjo, wszystko wygląda idealnie – powiedział, rozglądając się po apartamencie. – Dobrej nocy.
– Dziękuję i nawzajem. – Mówiąc to, ruszyła przed siebie i nadepnęła na kuleczkę, która wypadła z wazy, kiedy Max wrzucał ją do kosza. Wszystko zadziało się w okamgnieniu – dziewczyna poślizgnęła się, poczuła, że traci równowagę i za chwilę wyląduje z ogromnym impetem na podłodze. Okazało się jednak, że Max nie tylko był nieziemsko przystojny i seksowny, ale miał także niesamowity refleks, dzięki któremu zamiast na podłodze dziewczyna znalazła się w jego ramionach. W odruchu obronnym chwyciła go z całych sił i przylgnęła do niego całym ciałem, żeby nie upaść. W reakcji na całą szamotaninę spinka na jej ciężkim koku rozpięła się, a włosy rozsypały się w pięknej kaskadzie na jej ramiona i plecy. Max trzymał ją mocno i pewnie, a kiedy spojrzała na niego, oblała ją fala gorąca. Już nie uśmiechał się arogancko ani kpiąco, zamiast tego patrzył na nią… Patrzył na nią tak, że zaparło jej dech.
– Jesteś piękna – powiedział półszeptem, jak gdyby mimowolnie, a ona poczuła, że te słowa rozlały się po jej ciele przyjemnym dreszczem i obudziły wszystkie motyle w brzuchu. Czuła jego silne, wysportowane ciało tuż przy swoim, zapach zniewalał i pobudzał wszystkie zmysły, a spojrzenie cudnych oczu wydawało się wdzierać wprost do jej duszy. Zniknęła gdzieś maska pewniaka i przez kilka sekund dziewczyna mogła podziwiać prawdziwego Maxa. Maxa, który teraz patrzył na nią… z zachwytem?
– Myślę, że powinniśmy wyciągnąć te bursztynki z kosza, bo mszczą się na nas za to, że zostały wyrzucone – powiedziała i nie poznała swojego głosu, który teraz brzmiał zmysłowo i seksownie.
– A ja myślę, że właśnie zaczęły działać i wreszcie przyniosły mi szczęście – odpowiedział Max i puścił do niej oczko.
Dziewczyna wyswobodziła się z jego objęć, mamrocząc pod nosem podziękowania, i przyklękła na ziemi. Wyciągnęła szklane naczynie wraz z jego zawartością ze sterylnie czystego kosza, po czym pozbierała resztę kuleczek z podłogi i postawiła je z powrotem na stole.
– Prezentów nie powinno się wyrzucać – powiedziała, choć wiedziała, że nie powinna się wtrącać, nie potrafiła jednak powstrzymać się od komentarza. Spojrzał na nią, ale nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy. Znowu przybrał maskę obojętności i wpatrywał się w okno niewidzącym wzrokiem. – Czy życzy pan sobie czegoś jeszcze? – dodała oficjalnym tonem, a Max spojrzał na nią z lekką irytacją. Zaczął się do niej zbliżać powolnym krokiem, patrząc na nią tak, że zaparło jej dech w piersiach. Cofnęła się, nie mając pojęcia, o co mu chodziło i jakie były jego zamiary, i wpadła na toaletkę. Był tak blisko, że poczuła cudowny zapach jego wody kolońskiej zmieszanej z zapachem jego ciała. Na ustach Maxa pojawił się seksowny uśmieszek.
– Dlaczego wciąż się chowasz za słowem „pan”. Boisz się mnie? – spytał, odgarniając pukiel włosów z jej policzka.
Chciała odpowiedzieć, że nie, ale nie potrafiła wydobyć z siebie głosu, więc tylko potrząsnęła przecząco głową. Jego bliskość i dotyk niesamowicie na nią działały, wręcz zniewalały. Max pogładził opuszkami palców jej policzek, a ona straciła kontrolę nad tym, co robi. Było jej tak przyjemnie, że przymknęła oczy i lekko odchyliła głowę do tyłu. Jej ciało przeszyła fala przyjemności i usłyszała lekkie westchnienie bezwiednie wydostające się z jej własnych ust. Kiedy otworzyła oczy, intensywność spojrzenia Maxa i reakcja jej ciała na jego bliskość przeraziły ją. Żar i pożądanie w jego oczach uderzyły w nią z ogromną siłą i rozpaliły ją do białości. Serce zaczęło łomotać jak oszalałe, a ona nie mogła zapanować nad swoim oddechem, który stał się szybki i urywany. Nie wiedziała, co się z nią działo. Ten mężczyzna wzbudzał w niej wszystkie emocje: irytował ją, fascynował, niesamowicie pociągał i tym samym przerażał. Nigdy nie czuła czegoś takiego i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Miała ochotę uciekać i zostać, wyzywać go i poddać się mu… Zdała sobie sprawę, że zachowuje się jak wariatka, więc próbowała się opamiętać, jednak jego bliskość sprawiała, że była jak w transie, totalnie pod jego urokiem.
– Powinnaś się mnie bać. Takie dziewczynki jak ty pożeram na śniadanie – powiedział Max, zmysłowo przesuwając kciukiem po jej ustach, a kolana dziewczyny zaczęły drżeć.
Ta delikatna, niespodziewana pieszczota przyprawiła ją o mały skurcz rozkoszy, ale jego słowa podziałały na nią jak płachta na byka. Zawstydziło ją własne zachowanie, nie była przecież pierwszą lepszą.
– Niejeden arogancki wilczek próbował już zjeść owieczkę, ale ta stanęła im w gardle – wypaliła, odepchnęła go i na drżących nogach ruszyła przed siebie. Musiała włożyć wiele wysiłku w to, żeby nie wybiec z sypialni.
Chciała jak najszybciej znaleźć się u siebie, z dala od Maxa, z dala od tych dziwnych, niesamowicie intensywnych uczuć, które w niej wywoływał. Jego bliskość była oszałamiająca i niebezpieczna. To, jak na nią patrzył, sprawiało, że jej ciało reagowało w nieznany jej dotąd sposób. Od kiedy rozpoczęła pracę w resorcie, spotkała wielu rozpuszczonych chłopaczków, którzy próbowali zaimponować jej kasą i zaciągnąć ją do łóżka. Nauczyła się ich ignorować i uodporniła się na ich czar, jednak to nie było wcale trudne, bo nigdy nikt nie działał na nią tak jak Max! Czy to właśnie była ta chemia, o której naczytała się w głupkowatych kobiecych magazynach i niegrzecznych romansach? Wszystko w tym mężczyźnie działało na nią jak ogień na ćmę – jego głos, zapach, spojrzenie i dotyk… Na samą myśl o jego dotyku poczuła pulsowanie między udami. Ale nie działał na nią tylko fizycznie, było w tym coś jeszcze. Wiedziała, że pod maską arogancji i pewności siebie skrywała się potrzeba prawdziwej bliskości, samotność i… głęboko skrywany bezbrzeżny smutek. Taki sam smutek, który wypełniał jej serce, widziała w jego oczach, kiedy wspominał swoją matkę…
Patrycja wpadła do domu cała zdyszana i dopiero tam odetchnęła z ulgą.
– Co się stało, Patrycjo? Wyglądasz jakoś nieswojo.
– Spotkałam młodego Powera. Nie spodziewałam się, że pojawi się w domu, trochę mnie zaskoczył.
– I co, jest taki zły jak go sobie wyobrażałaś?
„Jest całkiem niezły” – pomyślała dziewczyna a na głos powiedziała:
– Był… hmm, inny, niż myślałam.
– Dwudziestoośmioletni geniusz biznesu. Tyle o nim wiem, nie widziałam go całe lata – powiedziała Jadwiga, a Patrycja złapała się na tym, że od razu zaczęła się zastanawiać, czy taki mężczyzna mógłby poważnie się nią zainteresować. W końcu była od niego młodsza o siedem lat. Oprzytomniała jednak po chwili i rozejrzała się po salonie.
– Dziękuję, że nie wyskoczyła na mnie masa ludzi, krzycząc: „Niespodzianka”, bo tego bym chyba nie przeżyła – powiedziała do Jadwigi, która cała rozpromieniła się na jej widok.
– No właśnie… – Kobieta z zakłopotaniem rozglądała się po małym salonie połączonym z kuchnią, a Patrycja natychmiast pomyślała, że za chwilę jednak ktoś skądś wyskoczy.
Jadzia zaczęła się śmiać i puściła do niej oczko.
– Ciociu, ty takie niewiniątko udajesz, a z własnej jedynej siostrzenicy żarty sobie stroisz! Chcesz, żebym dostała zawału?
– Nie mogłam się powstrzymać. Ale nie bój się, nikt się nigdzie nie chowa. Niespodzianką jest po prostu kolacja w głównej restauracji. Antonio obiecał, że ugotuje dla nas coś dobrego. Miło spędzimy czas w jego towarzystwie.
– Super! – Patrycja naprawdę się z tego ucieszyła.
Nienawidziła tłumów, imprez i gratulacji. Nie lubiła być w centrum uwagi, więc kameralna kolacja z rodziną była dla niej idealna. Wiedząc, że będzie świętowała tylko we czwórkę, z Antoniem, Johnem i ciocią, mogła wreszcie odetchnąć i zrelaksować się. Personel resortu, dziewczyny, z którymi pracowała. Wszyscy, którzy ją znali, dopytywali, co zorganizuje na swoje bardzo symboliczne dwudzieste pierwsze urodziny, wszyscy spodziewali się ogromnej imprezy, na którą próbowali się wprosić, a kiedy Patrycja odpowiedziała, że nie organizuje nic, nikt nie chciał jej uwierzyć. Dziewczyna jednak naprawdę nie marzyła o niczym innym, tylko o tym, żeby spędzić ten dzień w spokoju. Po tylu latach życia z ojcem alkoholikiem, który wpadał w coraz bardziej niebezpieczne towarzystwo i robił coraz więcej długów, spokój i normalność były wszystkim, czego pragnęła.
– No i mamy dla ciebie jeszcze malutki prezent. – Ciocia uśmiechnęła się ciepło i skinęła na Johna, który przyniósł stylowo wyglądające pudło.
– Nie musieliście mi nic kupować – powiedziała Patrycja, ale z radością podbiegła do pary, wyściskała i wycałowała ich w podzięce. Otworzyła pudełko i jej oczom ukazała się najbardziej elegancka i stylowa sukienka, jaką w życiu widziała. Patrycja wyciągnęła ją i patrzyła jak urzeczona. Nigdy nie była typem dziewczyny, która latałaby po sklepach, przebierając w fatałaszkach, jednak w tej chwili potrafiła zachwycić się klasycznym stylem czarnej sukienki i przyjemnym w dotyku materiałem. – Wskoczę pod prysznic i szybko się przebiorę. Poczekacie?
– Przed nami cała noc, Paciu, i należy do ciebie, nie spiesz się – odpowiedziała Jadwiga, mrugając oczami podejrzanie szybko, zapewne walcząc ze łzami wzruszenia.
Patrycja wzięła prysznic, umyła włosy i wysuszyła je, próbując zapanować nad ciężkimi lokami, nad którymi zapanować się nie dało. Normalnie nie nakładała makijażu, bo nie wydawało się jej to potrzebne. Miała naturalnie ciemne, długie rzęsy, które były piękną oprawą dla jej ogromnych zielonych oczu. Idealne ciemne brwi i pełne czerwone usta potrafiły zachwycić i przykuć uwagę płci przeciwnej bez podkreślania… nie, żeby kiedykolwiek o to zabiegała. Tym razem jednak czuła, że winna jest makijaż samej sobie, jeśli nie eleganckiej sukni, która aż się o to prosiła. Pomalowała więc oczy brązowym cieniem, który uwydatniał zieleń jej tęczówek, na rzęsy nałożyła maskarę, dzięki której wydawały się jeszcze dłuższe i gęstsze, po pełnych ustach przeciągnęła malinowym błyszczykiem, który pachniał tak smakowicie, że miała ochotę go zjeść, a na policzki naniosła delikatny róż. Włożyła nowy komplet czarnej koronkowej bielizny, który sama sobie sprezentowała, i naciągnęła na siebie suknię od cioci i Johna. Suknia leżała na niej idealnie, co trochę ją zaskoczyło, bo miała szczupłą sylwetkę, ale bujne piersi, które nigdy nie mieściły się w ubraniach rozmiaru S. Ta suknia była jednak jakby na nią szyta, przylegała do ciała, ale pozwalała jej czuć się swobodnie i komfortowo, nawet w biuście, który nigdy nie chciał się nigdzie zmieścić. Była bardzo prosta, długość tuż za kolano, dekolt był wycięty w kształcie podłużnej litery „V”, który ze smakiem ukazywał tyle, ile można było ukazać, by wciąż czuć się bardzo elegancko, ale także seksownie. Dziewczyna spojrzała w lusterko i uśmiechnęła się sama do siebie. Wyglądała całkiem nieźle. Jej oczy błyszczały, włosy w wielkich lokach opadały na ramiona i plecy, co jeszcze dodawało jej uroku, a skóra dzięki australijskiemu słońcu miała atrakcyjny oliwkowy kolor i zdrowy blask.
– Może być – powiedziała do lusterka i wyszła do salonu.
Kiedy Jadwiga ją zobaczyła, oniemiała, po czym zaczęła ją wychwalać i komplementować.
– Moja kochana, jaka ty jesteś niesamowicie piękna!!! Powinnaś częściej nosić rozpuszczone włosy, wyglądasz jak leśna rusałka! Przepięknie!
– Dzięki, ciociu, ale proszę cię, przestań już, bo za chwilę policzki mi spłoną.
– Wiesz, kochana… tak bardzo przypominasz mi swoją mamę, ona też była piękną kobietą. I tak samo mądrą i dobrą jak ty. Niedługo skończysz naukę, jestem pewna, że jako jedna z najlepszych, a wtedy… Nie zwalniam cię ani nic takiego, ale mam nadzieję, że jak już będziesz miała wymarzone kwalifikacje, poszukasz innej pracy i będziesz robić to, co kochasz. Nie możesz być zwykłą sprzątaczką do końca życia, marnujesz się tu ze swoją pasją i talentem do gotowania, z młodością, która daje tyle szans…
– Ale ja nie jestem zwykła sprzątaczką, ciociu, wręcz przeciwnie, jestem sprzątaczką niezwykłą. – Roześmiała się. – Jest mi tu dobrze.
– Bardzo się cieszę, najbardziej z tego, że mam cię przy sobie, ale ostrzegam, że jak tylko skończysz szkołę i nie zaczniesz szukać lepszej pracy, to ja zrobię to za ciebie. Tylko proszę cię, niech ta praca będzie gdzieś blisko, żebyś mogła wciąż do nas zaglądać.
Dopiero teraz dotarło do Patrycji, że dwudzieste pierwsze urodziny nie są tylko czymś symbolicznym. Wszystko naprawdę miało się teraz zmienić. Niedługo kończy studia w jednej z najlepszych szkół gastronomicznych w Australii. Wszyscy ją tam ogromnie chwalili i wiedzieli, że dziewczyna ma talent oraz pasję do gotowania, i przepowiadali jej wielką karierę. Niedawno dostała nawet dwie oferty stażu w bardzo ekskluzywnych restauracjach, które kusiły ją nie tylko ze względu na dobrą płacę, ale przede wszystkim ze względu na to, że mogłaby pracować z doświadczonymi szefami kuchni, od których mogłaby nauczyć się wielu nowych rzeczy. Antonio był świetnym nauczycielem, ale dziewczyna chciała wiedzieć więcej. Z jednej strony bardzo cieszyła się z nadchodzących zmian, ale z drugiej – czuła się tak, jakby po raz kolejny miała stracić dzieciństwo, którego przecież tak naprawdę nigdy nie miała. Najpierw śmierć mamy i alkoholizm ojca wepchnęły ją na drogę dorosłego życia, w którym powitał ją ból straty dwóch najbliższych jej osób – mamy, która została jej odebrana w tragicznym wypadku, i taty, który sam wybrał ucieczkę w inny świat, w którym nie było miejsca dla małej dziewczynki. Ojciec uciekł w nałóg, żeby zapomnieć o bólu, a tym samym stracił więź, jaka go łączyła z jedyną córką. Potem straciła ciocię i przez sześć długich lat była zdana sama na siebie. Dopiero tutaj, w Australii, w domu cioci i Johna mogła znowu poczuć się dzieckiem, bo wiedziała, że ma kogoś, na kogo mogła liczyć. Co prawda, kiedy tu przyleciała, była szesnastolatką i ciężko ją było nazwać dzieckiem, ale ona właśnie tak o tym wszystkim myślała. Przeprowadzka do Australii pozwoliła jej przez chwilę jeszcze być wolną od podejmowania ważnych decyzji i beztroską, bo ktoś się nią opiekował. W Polsce musiała być rozsądna, odpowiedzialna, silna i zrównoważona, tutaj mogła choć trochę wyluzować, być trochę mniej odpowiedzialną. Może jednak wreszcie nadszedł czas na lepsze życie, w którym to ona będzie podejmowała decyzje, a nie będzie za nią decydował los? Ta myśl sprawiła, że Patrycja poczuła się lepiej. Czas uwolnić się od smutku i przeszłości, czas zacząć żyć teraźniejszością. Te urodziny, jak się okazało, nie były tylko symbolicznym okresem wejścia w dorosłość – dla Patrycji naprawdę oznaczały wiele zmian i nowy etap w życiu.
– No to chodźmy, czas zacząć świętować moją australijską dorosłość – powiedziała Patrycja, a w oczach Jadwigi pojawiły się łzy szczęścia.
Nigdy nie mogła sobie wybaczyć, że zostawiła Patrycję jako małą dziewczynkę na pastwę losu, i przysięgała sobie, że jej to wynagrodzi. Miała nadzieje, że teraz nareszcie Patrycja będzie szczęśliwa. Wszystko było na najlepszej ku temu drodze.