Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Żar Wiecznego Płomienia. Część 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
30 kwietnia 2025
2099 pkt
punktów Virtualo

Żar Wiecznego Płomienia. Część 2 - ebook

Podróż Diem i Luthera przez królestwa Emarionu powoduje, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżają. Mogą ufać tylko sobie podczas misji mającej na celu zdobycie informacji o pochodzeniu dziewczyny, co nie jest takie proste z powodu intryg i kłamstw władców innych królestw.

Korony Emarionu wzięły Diem na celownik. Niektóre mogą okazać się największymi sprzymierzeńcami, podczas gdy pozostałe pragną wyłącznie jej śmierci. Aby położyć kres ich rządom, dziewczyna musi odseparować przyjaciół od wrogów i zaryzykować wszystko, by zgromadzić własną armię.

Tymczasem potężna postać z północy snuje plany mogące zmienić wszystko…

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.

Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8418-125-6
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KRÓLESTWA EMARIONU

Lumnos, Królestwo Światła i Cienia

Światło płonie, a cienie atakują znienacka

Ich niebieskie oczy prześladują podróżnych dzień i noc

Fortos, Królestwo Siły i Męstwa

Z czerwonymi oczami i ostrzami pokrytymi krwią wrogów

Uzdrowią cię w pełni lub zadadzą śmiertelny cios

Faunos, Królestwo Bestii i Okrutników

Futrzaste, pierzaste oraz pełzające bestie

Ich żółte oczy kontrolują wszystko

Arboros, Królestwo Korzeni i Cierni

Zielony mech wzbudza gniew natury

A najładniejsze kwiaty posiadają trujące kolce

Ignios, Królestwo Piasku i Płomieni

Płomień w sercu, chwała w zasięgu wzroku

Pustynia skrywa ich potęgę

Umbros, Królestwo Umysłu i Wiecznych Sekretów

Czarne tęczówki niczym skamieniałe serca

Pocałunek, który wkrótce zniewoli twój umysł

Meros, Królestwo Morza i Przestworzy

Spojrzenie porównywalne z bezlitosnymi falami

W głębokiej wodzie utopi twe błagania

Sophos, Królestwo Mądrości i Magii

Iskierka prawdziwej mądrości

Różowe oczy przyczynią się do twej zguby

Montios, Królestwo Kamienia i Lodu

Skamieniała twarz z pustymi oczami

Strzeż się ich chłodnego spojrzenia u kresu swych dniROZDZIAŁ 46

– Dobrze, że do nas wróciłaś.

– Też się cieszę, że jestem już w domu.

Zaskoczyły mnie własne słowa. Czy właśnie nazwałam pałac królewski, stanowiący epicentrum opresyjnego reżimu znienawidzonego od początku swojego życia, domem?

Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że czułam się tu naprawdę dobrze, zwłaszcza z tego powodu, że znajdował się tu mój brat, przyjaciele, a także Luther. Chociaż to miejsce nigdy nie spełniło do końca moich oczekiwań, tak jak rodzinny dom na bagnach, to nie ukrywam, że życie tutaj okazało się wygodne i bezpieczne.

Bezpieczniejsze niż gdziekolwiek indziej.

Brakowało jednak kluczowego elementu: śmiertelników. Poza bratem w zasięgu wzroku nie widziałam ani jednego brązowookiego człowieka. Znajdowali się ponad kilometr stąd, w Mieście Śmiertelnych, i choć zrobiłam wszystko, co mogłam, by poprawić panujące tam warunki, wciąż cierpieli i walczyli o przetrwanie.

Przechadzając się obok przepięknych gobelinów oraz niesamowitych dzieł sztuki, odziana w wytworne szaty i z pełnym brzuchem po porannej uczcie, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że zawodzę ich wszystkich.

– Czuję się zaskoczona, że Luther spuścił cię z oka – drażniła się Eleanor. – Właściwie to się dziwię, że zostawiłaś go samego.

– W sumie to nie zostawiłam, ponieważ mam tajną broń. – Uśmiechnęłam się. – Dałam Lily zadanie, by opatrywała jego rany. W pewnym momencie próbował wstać, a ona zaczęła ubolewać, że obleje swoje pierwsze zadanie jako uzdrowicielka i kiedy wrócił do łóżka, by ją uspokoić, spojrzała na mnie i mrugnęła porozumiewawczo.

Eleanor wybuchnęła śmiechem.

– Wcale nie jestem tym zaskoczona. Nasza urocza księżniczka skrywa w sobie wredną zołzę. Iléana zwykła jadać lunch w pałacu, by zwrócić na siebie uwagę Luthera, ale Lily przekonała kucharzy, by do wszystkich jej posiłków dodawali najostrzejsze papryczki. Każdego popołudnia zaczynała się pocić i robiła się jaskrawoczerwona. Nie wiem, kto bardziej się ucieszył, gdy przestała przychodzić: Lily czy Luther.

Obie się zaśmiałyśmy, choć przyjaciółka wyglądała na zamyśloną.

– Cieszę się, że idzie w twoje ślady jako uzdrowicielka. Ma do zaoferowania znacznie więcej, niż się komukolwiek wydaje. Potrzebowała tylko kogoś, kto w nią uwierzy.

– Brzmi jak ktoś, kogo znam. – Szturchnęłam ją łokciem, a jej policzki się zarumieniły. – Jak się mają sprawy na dworze?

– Małymi, ale zdecydowanymi krokami szukam dla ciebie sprzymierzeńców. Wielu młodszych Potomków zgadza się z tym, że obecny ustrój jest niesprawiedliwy. Możesz mi wierzyć lub nie, ale wielu szanuje to, co zrobiłaś podczas pojedynku, starając się oszczędzić życie tego człowieka.

To dopiero zaskoczenie. W tamtym momencie moja próba okazania miłosierdzia spotkała się z żądnymi krwi okrzykami, ale jeśli chodzi o Potomków, zdążyłam się już przekonać, że pierwsze wrażenie może okazać się mylące.

– Czy mogę liczyć na wsparcie któregoś z domów? – spytałam.

– Niestety nie. Starsi Potomkowie wciąż dzierżą władzę i trzymają się swoich poglądów. Chociaż… – przerwała na chwilę – …ród Ghislaine’ów okazał się dość pomocny.

– Nawet po tym, gdy zabiłam Rhona Ghislaine’a podczas pojedynku?

– Obwiniają o to ród Hanoverre’ów, tak jak większość. Nigdy nie chcieli ci rzucać wyzwania, ale Marthe Hanoverre zmusiła ich do tego licznymi groźbami. Teraz się obawiają, że zapłacą wysoką cenę za to, że jej plan się nie powiódł.

– Czy dałaś im znać, że potrafię być bardzo wyrozumiała dla sojuszników? – Uśmiechnęłam się.

Odwzajemniła uśmiech.

– W zasadzie to tak. – Po chwili posmutniała. – Diem, jeśli mogę być szczera, wywalczyłam dla ciebie całkiem sporo, ale obawiam się, że jeśli wyruszysz do Fortos…

– Nie zechcą dłużeć popierać królowej, gdy ta uwolni przywódczynię rebeliantów?

Skinęła głową, a ja westchnęłam.

– To moja matka, Eleanor. Nie mogę jej tam zostawić.

– Wiem – odparła, a jej głos złagodniał. – Ale powinnaś wiedzieć, ile może cię to kosztować.

Poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Zastanawiałam się, ile ludzkich istnień przyjdzie mi poświęcić, by wydostać matkę z więzienia.

Wyglądało na to, że to dopiero początek i że zostanę zmuszona za to słono zapłacić.

– Czy istnieje szansa, że młodsi Potomkowie porzucą Rody, by mnie wesprzeć?

– W normalnych okolicznościach powiedziałabym, że nie, ale nigdy nie mieliśmy takiej Korony jak ty. Potomków przyciąga władza, a tobie jej nie brakuje.

Skręciłyśmy za róg i prawie zderzyłyśmy się z Alixe. W mundurze Gwardii Królewskiej, ozdobionym dodatkowo symbolami potwierdzającymi jej nowy status jako Najwyższego Generała, prezentowała się imponująco. Nawet jej liczne srebrne kolczyki zostały zastąpione bardziej onieśmielającą czernią.

– Wasza wysokość, właśnie cię szukałam. – Ukłoniła się. – Miałam nadzieję, że będziemy mogły omówić na osobności projekt, o którym wspominałam w Umbros.

Skinęłam głową, po czym przytuliłam do siebie Eleanor.

– Dziękuję ci za wszystko. Zasiałaś ziarno niepewności i przekonałaś Potomków, że wiele rzeczy wymaga zmian. Cieszę się, że to zrobiłaś, bez względu na rezultat.

Gdy kobieta odeszła, zbliżyłam się do Alixe.

– Chciałabym się w końcu dowiedzieć, czym jest ta tajemnicza rzecz, która według ciebie może nam pomóc wygrać wojnę.

Skrzywiła się, sprawiając wrażenie niezdecydowanej.

– W dniu pogrzebu twojego ojca dostrzegłam niezwykle czarne kamienie, leżące w miejscu, gdzie… eksplodowałaś.

Na samo wspomnienie o rodzinnym domu, który nieumyślnie zniszczyłam po odejściu taty, przeszył mnie ogromny ból. To kolejna rzecz, jaką odebrałam Tellerowi, a jednocześnie kolejna strata, o której musiałam powiedzieć mamie.

– Miałam pewne podejrzenia, czym one dokładnie są – kontynuowała. – Zebrałam je wszystkie i przyniosłam do pałacu, tak na wszelki wypadek.

Wzdrygnęłam się.

– Zebrałaś szczątki mojego ojca, nic mi o tym nie mówiąc?

– Przepraszam, wasza wysokość, ale pozostawienie ich tam wiązało się ze zbyt dużym niebezpieczeństwem, a w tamtym momencie… – skrzywiła się – …nie chciałaś ze mną rozmawiać.

Nie dało się temu zaprzeczyć. Pogrążona w żałobie niesprawiedliwe oskarżyłam ją i Luthera o spisek, mający na celu dostanie się do mojej Rady Koronnej. Teraz takie zarzuty wydawały się nie do pomyślenia.

– Co masz na myśli, mówiąc, że pozostawienie ich tam wiązało się ze zbyt dużym niebezpieczeństwem?

– To nie jest zwykły kawałek skały, tylko boski kamień.

Zatrzymałam się.

– W moim rodzinnym domu znajdował się boski kamień?

Przytaknęła.

– W surowej, nieprzetworzonej formie. Wiedziałam o jego istnieniu wyłącznie z książek. Powiedziano nam, że tylko Przodkowie mogą go wytwarzać, a pozostawione przez nich zapasy wyczerpano. Nikt nie sądził, że kiedykolwiek jeszcze go znajdziemy.

– W takim razie skąd się tu wziął?

– Od ciebie. Znajdował się wyłącznie w dotkniętych przez twoją magię miejscach.

Zaczęłam zaprzeczać, twierdzić, że to niemożliwe, ale w dzisiejszych czasach to słowo straciło na znaczeniu.

– W Umbros Zalaric przedstawił mnie kobiecie, której przodkowie pracowali z nieprzetworzonym boskim kamieniem i udokumentowali wyniki swojej pracy. Nauczyła mnie tej sztuki za niewielką kwotę. – W jej oczach pojawił się błysk. – Jeśli to zadziała…

Podniosłam ręce.

– Alixe, nie jestem pewna, czy czuję się komfortowo, udostępniając światu nową broń z boskiego kamienia. Może wyjdę na głupią, ale po tym, co spotkało Tarana i Luthera…

Uśmiechnęła się szelmowsko.

– Wiedziałam, że to powiesz, ale przecież moglibyśmy go użyć jako tarczy. Nic nie jest w stanie przebić raz przekutego boskiego kamienia, więc nawet jeśli nasi wrogowie posiadają broń wykonaną z tego samego surowca…

– …moglibyśmy uchronić przyjaciół przed otrzymaniem obrażeń – dokończyłam podekscytowana. – Alixe, to genialny pomysł!

Wypięła dumnie pierś.

– Umieściłam boski kamień w pałacowej zbrojowni. Chciałabyś może pójść ze mną, by po raz pierwszy przetestować jego działanie?

– Z przyjemnością. Właśnie tam zmierzałam, by uzbroić się na wyprawę do Fortos.

Kobieta uśmiechnęła się szczerze, gdy ruszyłyśmy przed siebie.

– Boski kamień potrafi również odbijać magię. Jeśli to zadziała, to sprawimy, że twoja armia stanie się niezwykle trudna do pokonania zarówno dla śmiertelników, jak i Potomków.

Targały mną sprzeczne emocje. Chociaż nie podobała mi się myśl o używaniu prochów taty jako sprzętu wojennego, to czułam się szczęśliwa, wiedząc, że znajdzie się przy mnie podczas bitwy. Jeśli dzięki jego poświęceniu udałoby mi się ochronić bliskie mi osoby, to przynajmniej cierpienie po jego stracie przyniosłoby coś dobrego.

– Nie posiadamy zbyt dużych zapasów – poinformowała. – Myślisz, że mogłabyś stworzyć go więcej?

Zmarszczyłam brwi. Nawet nie wiedziałam, jak udało mi się tego dokonać za pierwszym razem.

– Kiedy wrócę z Fortos, zobaczę, co da się zrobić – zaproponowałam.

Znalazłyśmy się w korytarzu prowadzącym do zbrojowni i po chwili obie się zatrzymałyśmy. W przeszłości widziałam wyłącznie jednego strażnika przy drzwiach, najwyżej dwóch, a teraz znajdowało się tu pełno gwardzistów, w tym kilku mających na sobie mundur armii Emarionu.

Wymieniłam z Alixe zaniepokojone spojrzenia.

Straż Królewska z Lumnos stanęła przed nami na baczność, salutując, a żołnierze armii Emarionu wyprostowali się, choć wyglądało to raczej jak groźba, a nie powitanie królowej.

Gdy podeszłyśmy do drzwi, jeden ze strażników zagrodził nam drogę.

– Wasza wysokość, zastępczyni generała.

– Alixe jest teraz Najwyższym Generałem – poprawiłam go.

Spojrzał na nią niebieskimi oczami, a później na mnie.

– Odsuń się – rzuciła. – Jej wysokość chce odwiedzić zbrojownię.

– Rozkazano mi cię nie wpuszczać. – Przełknął ślinę. – Nikogo z was.

– Pojedynek już się zakończył – odparłam. – Jestem królową i nieważne kto wydał ten niedorzeczny rozkaz. Unieważniam go.

– Regent twierdzi, że nie zostałaś jeszcze oficjalnie koronowana, a dopóki to nie nastąpi, on nadal sprawuje władzę. – Ponownie przełknął ślinę.

– Regent się myli – wtrąciła Alixe. – Jej wysokość została już oficjalnie koronowana.

– Jego królewska mość król Fortos twierdzi inaczej – oświadczył gwardzista. – Powiedział, że ceremonia nie została ukończona.

Wróciłam myślami do tego okropnego dnia. Obeszliśmy świątynię Przodków, później każda z Koron przelała kroplę krwi, aby zatwierdzić moje rządy, dopóki moja posoka nie rozbiła kamienia serca na pół.

Chwila… Osłupiałam. Starszy król Montios, stojący wtedy po mojej lewej stronie, zajmował ostatnie miejsce w kolejce. Nie dostał swojej szansy, kiedy Strażnicy Wiecznego Płomienia rozpętali piekło za pomocą bomb.

Król Fortos miał rację.

Nie zostałam jeszcze oficjalnie koronowana.

Alixe stanęła twarzą w twarz z gwardzistą.

– Nie podlegamy królowi Fortos. Jesteśmy w Lumnos, a ty masz wykonywać rozkazy swojej królowej bez mrugnięcia okiem.

Wzdrygnął się, po czym podniósł głowę.

– Regent rozkazał nam użyć siły, jeśli okaże się to konieczne.

Przesunął rękę na rękojeść miecza. Po chwili rozległ się głośny brzęk, oznaczający, że pozostali zrobili to samo. Światło migotało na ścianach, gdy strażnicy unieśli tarcze. Alixe, widząc, co się dzieje, zacisnęła palce na rękojeści swoich krótkich mieczy.

Zbliżyłam się do mężczyzny.

– Nie sądzę, byśmy się wcześniej spotkali. Jak się nazywasz?

– Werrol Corbois, wasza wysokość.

– Ach, kolejny Corbois. Powiedz mi, kuzynie, czy pojawiłeś się na moim pojedynku?

– Tak, wasza wysokość.

– Więc widziałeś, do czego jestem zdolna? – Uśmiechnęłam się do niego z fałszywą życzliwością. – Jeśli zechcę tam wejść, Werrolu, to naprawdę myślisz, że mnie powstrzymasz?

– Nie, wasza wysokość. – Zbladł, ale co imponujące, nie odpuścił. – Jeśli jednak cię wpuszczę, to regent mnie zabije. Walcząc z tobą, przynajmniej zginę z honorem, a nie skończę z głową nabitą na pal.

W myślach krążyły mi wszystkie możliwe pomysły, jak wyjść z tej sytuacji. Istniała możliwość związania każdego z nich pnączami za pomocą magii Arboros, odepchnięcia na bok, korzystając z mocy Meros, lub uwięzienia ich za ścianą ognia, używając magii z Ignios.

Mogłabym również puścić wodze fantazji i zapewnić im nieco upokorzenia albo i jeszcze gorzej.

Ale pomimo tego, że cechował mnie wybuchowy charakter, to nie miałam nic wspólnego z bezwzględnością Remisa i króla Fortos. Jeśli bym ich zawstydziła, wyładowaliby swoją złość z powodu zranionej dumy na tych strażnikach.

I choć nie powinno mnie to obchodzić, czy ci Potomkowie przeżyją, czy zginą… to jednak mi na nich zależało.

Tak mocno zacisnęłam zęby, że aż zadrżałam.

– Gdzie jest regent? – spytałam napastliwym tonem.

– Jest na zebraniu w salach spotkań, wasza wysokość.

Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie, a Alixe podążyła za mną. Gdy przechodziłyśmy obok oddziału żołnierzy Armii Emarionu, parsknęli śmiechem, a następnie uśmiechnęli się do siebie.

Sprawiło to, że pstryknęłam palcami.

Moje ciało rozbłysło oślepiającym światłem i po chwili żarzące pnącza przebiły się przez tarcze mężczyzn z taką łatwością, jakby te wykonano z papieru, i owinęły się wokół kostek zbrojnych, co spowodowało, że się przewrócili. Gdy odchodziłam, napięłam sznury, ciągnąc za sobą grupę krzyczących i szamoczących się ludzi.

– Potraktujcie to jako ostrzeżenie! – zawołałam przez ramię. – Moja litość ma granice.

Pozwoliłam im jeszcze trochę powłóczyć nogami, zanim jednym pstryknięciem palców rozproszyłam magię we mgle.

– Przesadziłam? – Spojrzałam na Alixe, unosząc brew.

– Uważam, że powinnaś ich srożej potraktować – stwierdziła. – Litość nie ma tu żadnego znaczenia. Teraz mogą pomyśleć, że Remis ma nad tobą władzę.

– Bo ma… – Westchnęłam. – Ma rację co do koronacji. Strażnicy Wiecznego Płomienia zaatakowali nas przed jej zakończeniem.

Spiorunowała mnie wzrokiem.

– Jeśli byłabyś jakąkolwiek inną Koroną, nie miałoby to żadnego znaczenia. W pozostałych królestwach nie istnieją pojedynki, więc nowy władca obejmuje panowanie od momentu wyboru. Koronacja to jedynie zwykła formalność, by odnowić zaklęcie Tw… – otwarła szeroko oczy. – To dlatego nasza magia wciąż powracała. Zaklęcie Tworzenia chroni granice poszczególnych królestw. Jeśli ceremonie nie są przeprowadzane odpowiednio szybko, to zaklęcie zaczyna słabnąć.

– To wyjaśniałoby dlaczego z czasem jest coraz gorzej – zgodziłam się.

– Cóż, przynajmniej dzięki temu będą musieli wkrótce dokończyć twoją koronację.

– Chyba że planują mnie zabić i zamiast tego koronować mojego następcę. – Uśmiechnęłam się ponuro.ROZDZIAŁ 47

Z łatwością rozpoznałam pomieszczenie, w którym Remis miał spotkanie, ponieważ po obu stronach korytarza stało dwudziestu królewskich gwardzistów.

Znajdująca się na większości ich mundurów biała róża zdradzała, z kim się spotkał.

Jeden ze strażników podniósł rękę, by mnie powstrzymać, ale tym razem nie zamierzałam marnować czasu. Wyczarowałam pajęczynę cieni, a ta po chwili oplotła mężczyznę, zatrzymując go w miejscu.

Wyzwoliłam magię z wystarczającą siłą, by otworzyć ciężkie drewniane drzwi. W środku siedział Remis z Aemonnem i jego ojcem, Garathem. Naprzeciwko nich znajdowała się Marthe, matriarchini rodu Hanoverre, wraz ze swoimi wnukami, Jeanem i Iléaną.

– No proszę! – krzyknęłam. – To tutaj odbywa się spotkanie moich najbardziej lojalnych poddanych.

– Nie sądziłem, że dzień może stać się jeszcze gorszy – mruknął Garath.

Tylko Aemonn wstał.

– Wasza wysokość – rzekł, skinąwszy głową.

Iléana prychnęła, spoglądając rozbawiona na brata.

– Przecież ona nawet nie jest królową, Aemonn. Możesz w końcu przestać całować ją w tyłek.

Skupiłam się na Remisie.

– Chciałabym zamienić z tobą słowo.

– Obawiam się, że to musi poczekać. To spotkanie jest bardzo ważne. – Zwęził oczy, wysyłając mi w ten sposób cichą prośbę, bym się odpowiednio zachowywała.

Usiadłam na krześle i założyłam nogę na nogę.

– W takim razie, jeśli to takie ważne spotkanie, to z pewnością powinnam w nim uczestniczyć jako królowa.

– Korona powinna być na nim obecna – oznajmiła spokojnym głosem Marthe. – A jak zdążyłaś zauważyć, Remis już tu jest.

– Myślę, że moja grywerna by się z tym nie zgodziła. – Rzuciłam jej ckliwy uśmiech. – Chciałabyś ją poznać?

Skrzywiła się, po czym odwróciła do Remisa.

– Najpierw oskarżasz mojego wnuka o odrażające kłamstwo, a teraz przyprowadzasz ją, by nam groziła? Jeśli w ten sposób zamierzasz odpokutować za wyrządzone nam krzywdy…

– To ty powinnaś to zrobić – warknęłam. – To, co uczyniłaś w trakcie etapu wyzwań, kiedy poszczególne rody mogły zakwestionować moje rządy, stanowiło cios wymierzony nie tylko we mnie, ale również w ród Corbois. Na szczęście chybiłaś i nie udało ci się zrealizować planu.

– Nie popełnimy już tego błędu – mruknął pod nosem Jean.

Marthe pochyliła się do przodu, opierając się na lasce, a następnie zmarszczyła czoło i uniosła brwi.

– Nie tylko my się nie popisaliśmy, prawda? Nawet ród Corbois uznał cię za niegodną noszenia korony. – Cmoknęła z dezaprobatą. – Po raz pierwszy w historii Lumnos Korona została wyzwana przez własny ród.

– Wiedziałam, że Luther w końcu przejrzy na oczy – rzuciła Iléana, po czym wstała. – Słyszałam, że wrócił. Gdzie on teraz jest? Chciałabym się z nim zobaczyć.

– Zapewniam cię, że to uczucie jest nieodwzajemnione. – Przewróciłam oczami.

Ruszyła w moją stronę, przyglądając mi się wzrokiem pełnym jadu, a ja wstałam, by się z nią zmierzyć. Alixe stanęła przede mną, by ją powstrzymać, ale odepchnęłam ją i rzuciłam Iléanie znudzone, niezrażone spojrzenie.

– Myślisz, że dzięki zmuszeniu go do pocałunku podczas etapu wyzwań udało ci się go zdobyć? Łączy nas o wiele głębsza więź, niż mogłabyś kiedykolwiek zrozumieć. Nie stawaj na drodze prawdziwej miłości. – Machnęłam ręką w stronę drzwi. – Znajdziesz go w moim łóżku. Powinnaś jednak wiedzieć, że jest strasznie wyczerpany. – Przygryzłam dolną wargę. – Mamy za sobą długą, intensywną noc.

Mogłabym przyrzec, że niemal widziałam parę wydobywającą się z jej uszu.

– Jak śmiesz?! – krzyknęła. – Czy on wie, że po kryjomu zaręczyłaś się ze śmiertelnikiem?

Zerknęłam na Aemonna, a jego pełne winy spojrzenie potwierdziło, że to on zdradził mój sekret.

– Jestem mu lojalna od lat – oznajmiła Iléana. – Wy, ludzie półkrwi, nie wiecie nic o lojalności. Jesteście zwykłymi śmiertelnymi dziwkami, rozkładającymi nogi przed każdym spotkanym Potomkiem.

Zacisnęłam pięści.

Alixe podeszła do kobiety, by szturchnąć ją łokciem.

– Marthe – westchnął Remis – mogę ją kontrolować tylko do pewnego stopnia. Jeśli za chwilę nie zareagujesz, to nie skończy się to dobrze dla twojej wnuczki.

– Chce z tobą być wyłącznie ze względu na tę koronę! – krzyknęła Iléana przez ramię Alixe. – Gdy ją utracisz, przestanie się tobą interesować i wróci do mnie.

Przechyliłam głowę.

– Musi być ci bardzo trudno z tym, że wybrał kogoś innego. Współczułabym ci, gdybym nie wiedziała, jak traktowałaś go przez te wszystkie lata, kiedy wmawiałaś mu, że jego blizny czynią go niegodnym zostania królem. – Kciukiem wskazałam na przypięty do biodra sztylet. – Być może powinnam sprezentować ci kilka własnych szram. Może wtedy przekonałabyś się na własnej skórze, jak wielką posiadają moc.

– Marthe – ostrzegł Remis.

Starsza kobieta wstała, aż zatrzeszczało jej w stawach, po czym podeszła do Iléany i chwyciła ją za rękę.

– Chodź, dziecko. Nie traćmy czasu na tę idiotkę półkrwi, zadającą się z rebelianckimi szumowinami.

Zaparło mi dech w piersi, gdy przypomniałam sobie nagle przerażające napisy wykonane krwią mojego ojca na ścianach naszego domu.

Śmiertelna kochanka.

Półkrwi.

Rebeliancka szumowina.

Znów ogarnęła mnie rozpacz po stracie taty. Nagle znalazłam się z powrotem w kuchni, klęcząc przy nim, podczas gdy jego ciepła krew wsiąkała w moje ubranie. Czułam unoszący się w powietrzu zapach śmierci oraz sztywne i bezwładne ciało pod dłońmi.

Minęło wiele czasu, odkąd zdarzały mi się takie dni, gdy żal wydawał się przytłaczający, nieunikniony i kiedy nie potrafiłam zrobić nic więcej, jak tylko się położyć i płakać. Upłynęło już tyle czasu i zaczęłam przekonywać samą siebie, że już się z tego wyleczyłam.

Ale tego typu smutek nie znikał ot tak.

Po prostu czekał na odpowiedni moment, by znów uderzyć.

Świat zaczął wirować, więc chwyciłam się mocno krzesła. Próbowałam zaczerpnąć tchu, walcząc z głośnym dudnieniem w uszach.

Gdy Hanoverrowie opuścili salę, Jean stanął przede mną, a następnie pochylił się, aż jego twarz znalazła się blisko mojego ucha.

– Nie mogę się już doczekać spotkania z moim dawno zaginionym synem – wyszeptał. – Powiedz małemu Zalaricowi, że bardzo się cieszę, że znów go zobaczę.

Nagle zapanowała przerażająca cisza.

– Ty? – wydusiłam z siebie. – Jesteś…?

Mrugnął, śmiejąc się złowieszczo, po czym podążył za rodziną.

Zamknęłam oczy, choć nie powstrzymało to wizji zwłok taty. Boskość uderzyła o żebra z gwałtownym rykiem, chcąc się uwolnić tak samo, jak tamtego dnia, a ciało rozświetliło się srebrzystym blaskiem.

W jednym momencie ogarnęły mnie: poczucie winy, wściekłość, strach oraz nienawiść.

Wszystko to zataczało błędne, nieprzerwane koło.

– Diem – odezwała się Alixe. – Wszystko w porządku?

Serce waliło mi jak szalone, a magia coraz głośniej huczała. Próbowałam się jakoś uspokoić, skupiając na czymkolwiek, by nie zniszczyć całego pałacu.

– Czy wiesz, jak ciężko pracowaliśmy, by naprawić stosunki z rodem Hanoverre?! – wrzasnął Garath. – Dopiero co przybyłaś i już zdążyłaś wszystko zepsuć.

Wbiłam paznokcie w drewno, starając się nad sobą zapanować.

– Powiedziałeś im o Zalaricu? – warknęłam na Remisa.

Spojrzał na mnie, subtelnie się odsuwając.

– Lepiej, żeby dowiedzieli się o tym bezpośrednio od nas. Gdyby dotarły do nich dworskie plotki, stracilibyśmy jakąkolwiek szansę na rozejm.

– Powinnam mieć udział w podjęciu tej decyzji. Jestem królową!

– Jeszcze nie – odparł Garath. – W tej chwili jesteś jedynie głupiutką dziewczynką z koroną, bawiącą się władzą.

Upadłam na podłogę, a mój temperament eksplodował, podobnie jak boskość.

Rześkie powiewy powietrza schłodziły pomieszczenie, a mroczna magia spowiła każdą najmniejszą powierzchnię. Cieniste wici wspinały się po nogach i owijały wokół talii mężczyzn, a cierniste pnącza oplatały ich szyje. Rozprzestrzeniająca się w zastraszającym tempie ciemność stłumiła wpadające przez okno promienie słońca, a pokój został skąpany w atramentowej czerni. Jedynie moje ciało emanowało oślepiającym blaskiem.

A poza nim została wyłącznie Bogini Lumnos i jej przerażająca moc.

– Nie jestem jedynie Koroną, tylko kimś znacznie ważniejszym! – krzyknęłam, wstając z podłogi.

Garath wygiął wargę w drwiącym uśmiechu, ale zanim zdążył się odezwać, mroczne liście zasłoniły mu usta i nos.

– Zważaj na słowa – ostrzegłam. – W przeciwieństwie do twoich ofiar potrafię się obronić.

Zerknęłam na Aemonna, spoglądał z przerażeniem na ojca, choć po chwili uniósł nieznacznie kącik ust.

Garath się zaczerwienił, próbując zaczerpnąć powietrza. Zaczął się opierać mojej magii, a ponieważ ostatniej nocy przy Lutherze pozbyłam się całego swojego zdrowego rozsądku i powściągliwości, uśmiechnęłam się i poluźniłam ucisk.

Wykorzystał ten moment i wyciągnął w moim kierunku rękę, wyczarowując strumień rozgrzanego do białości światła. Błyskawicznie zasłoniłam Alixe tarczą, nie spuszczając jednak wzroku z mężczyzny. Jego magia rozprysnęła się na mojej skórze, a następnie została przez nią wchłonięta i zniknęła, a on wybałuszył oczy.

– Daj spokój, Garath. Stać cię na więcej. – Uśmiechnęłam się szeroko.

– Powinniśmy chyba porozmawiać na osobności – wtrącił Remis, wyswobadzając się z cienia, ale tylko dlatego, że na to pozwoliłam, i po chwili stanął przed bratem z uniesionymi rękami. – To zaszło już za daleko.

– Co o tym myślisz? – odezwałam się do Garatha ponad ramieniem Remisa. – Masz już dość?

Nie sądziłam jednak, by mnie usłyszał, gdyż nieustannie przewracał oczami i miał sine usta. Niechętnie machnęłam ręką, co sprawiło, że magia się rozproszyła, a on upadł z hukiem na podłogę.

Regent spojrzał na Aemonna, gdy ten podbiegł do ojca, by odciągnąć go w stronę drzwi. Odwróciłam się do Alixe i ściszyłam głos.

– Ostrzeż Zalarica i pozostałych. Znajdę cię, gdy skończymy rozmawiać.

Ukłoniła się, a później skinęła głową Remisowi, po czym wyszła i zamknęła za sobą drzwi.

– Nie powinnaś prowokować mojego brata. To niebezpieczny człowiek. – Westchnął wyraźnie zmęczony.

– A ja jestem niebezpieczną kobietą.

– Nie mam pewności, czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo jesteś groźna. Czy właśnie tak zamierzasz sprawować rządy? Grożąc każdemu, kogo nie lubisz?

– Zrobię znacznie więcej od samego grożenia komuś – odparłam, choć jego krytyka dotknęła mnie bardziej, niż chciałam przyznać.

Ojciec w swoich ostatnich słowach również potępił mój porywczy temperament i wyraził sprzeciw wobec sposobu, w jaki zdecydowałam się rządzić. Jego rozczarowany ton rozbrzmiewał mi w uszach przy każdej poniesionej porażce, przypominając, że wciąż go zawodzę.

Gdyby tylko mógł mnie teraz zobaczyć, to na pewno nie poczułby się dumny.

Ta przepełniona bólem myśl zdołała stłumić mój gniew, co sprawiło, że opadłam z powrotem na krzesło.

Remis również usiadł i przyjrzał mi się uważnie.

– Chcę ci podziękować za uratowanie życia mojemu synowi. Za to jestem twoim dozgonnym dłużnikiem.

– I tak mi się odwdzięczasz? Przywłaszczając sobie mój tron?

– Król Fortos twierdzi, że ceremonia nie została zakończona. – Uniósł brwi. – Zaprzeczasz temu?

Zacisnęłam zęby, nie odpowiadając.

– Powiedział również, że Korony mają pewne… obawy co do prawowitości twoich rządów.

Założyłam koronę Lumnos na głowę.

– Czy ona nie potwierdza mojego prawa do tronu?

Remis przechylił głowę, marszcząc czoło.

Skupiłam się na więzi łączącej mnie z grywerną i kilka sekund później rozległ się przeszywający skowyt Sorae.

– A co z nią? Czy jest wystarczającym argumentem za tym, że to ja powinnam rządzić?

Skoncentrował się ponownie na mnie.

– Pozostaje jeszcze kwestia twojego zaangażowania w działania Strażników. Korony uważają, że to ty zaplanowałaś atak.

– Nie miałam o nim zielonego pojęcia, dopóki nie nastąpił. Byłam nim tak samo zaskoczona jak wszyscy inni.

– A jednak Strażnicy cię uratowali.

– Oni mnie porwali i związali łańcuchami jak więźnia.

– Wróciłaś do nas w sukni balowej i ze szminką na ustach – zauważył. – To dość dziwne porwanie, nie sądzisz?

– To się stało w Umbros…

– Byłaś w Umbros?

– Tak. Strażnicy ścigali nas aż do Ignios, a później...

– Byłaś również w Ignios? – Poprawił się na krześle. – Czy tamtejsze Korony wiedzą, że przebywaliście w ich królestwach?

– Tak, obie o tym wiedzą.

– I nie zabiły cię z tego powodu?

– Starały się, jak mogły, by to zrobić.

– Czy wszędzie, dokąd się udasz, musisz przysparzać sobie wrogów?

– Co zrobiłeś podczas mojej nieobecności, Remis? – Założyłam ramiona na piersi. – Znalazłeś może zabójcę mojego ojca?

– Zajmowałem się innymi rzeczami.

– Znalazłeś zatem domy dla wszystkich sierot z Lumnos? Upewniłeś się również, że nikt nie będzie już więcej głodował w Mieście Śmiertelnych? Udało ci się też uchylić wszystkie prawa traktujące śmiertelników gorzej niż Potomków?

– Nie, nie zrobiłem tego. – Spiorunował mnie wzrokiem.

– W takim razie powiedz mi, czym dokładnie się zajmowałeś poza spiskowaniem z królem Fortos, by dosłownie zapełnić królestwo żołnierzami armii Emarionu?

– Próbowałem zapobiec wojnie! – krzyknął, tracąc nad sobą kontrolę. – Czy potrafisz sobie wyobrazić, czego domagało się Dwadzieścia Rodów po ataku na wyspę? Hanoverre’owie chcieli spalić Miasto Śmiertelnych wraz ze wszystkimi jego mieszkańcami. – Uderzył pięścią w poręcz krzesła. – Na szczęście udało mi się ich powstrzymać.

Spojrzeliśmy na siebie w milczeniu, pogrążeni w słusznym gniewie.

Jego złość została stłumiona przeciągłym westchnieniem.

– Ci żołnierze są tu po to, by utrzymać pokój, Diem. Wierz mi lub nie, ale nie chciałbym oglądać rzezi śmiertelników.

– Czyżby? – Odchrząknęłam.

– Pozostałe domy również by tego nie chciały, gdyby tylko nie kierowały się uprzedzeniami. – Brzmiał na rozdrażnionego. – Myślisz, że jakikolwiek Hanoverrczyk ugotuje sobie jedzenie, wypierze ubrania i umyje podłogi? Nasze królestwo potrzebuje tych śmiertelników, by prawidłowo funkcjonować.

– To są ludzie, Remis, a nie tania siła robocza. – Moje zdziwienie przerodziło się w pogardę.

– Tak czy inaczej, staram się utrzymać ich przy życiu. Moje rozkazy nie cieszą się popularnością, ale jeśli Dwadzieścia Rodów odkryje, że straciłem magię i nie mogę już dalej egzekwować praw, to tylko ci żołnierze powstrzymają ród Hanoverre’ów przed przejęciem siłą tego królestwa.

– Dlaczego miałabym ci wierzyć? Nie myśl, że zapomniałam o twoich groźbach przed pojedynkiem.

Potarł dłonią brodę.

– Przyznaję… powiedziałem kilka… nieodpowiednich rzeczy. W tamtym czasie nie potrafiłaś jeszcze korzystać z magii, a pojedynek wydawał się nieunikniony. Szczerze mówiąc, to się nie spodziewałem, że wyjdziesz z niego żywa.

Nie mogłam go za to winić, ponieważ ja również sądziłam, że tego nie przetrwam.

– Dopóki sytuacja się nie uspokoi, tak będzie najlepiej – kontynuował. – Jeśli nie obejmiesz całkowitej władzy, Korony i Dwadzieścia Rodów wstrzymają się pewnie z nieprzemyślanymi działaniami. Poza tym, w obliczu zbliżającej się wojny, królestwo potrzebuje silnego przywódcy.

– A ja nim nie jestem? – Uniosłam brew.

Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.

Rozczarowanie w jego oczach za bardzo przypominało mi niezadowolenie mojego ojca, więc zdecydowałam się spuścić wzrok.

– Mogłabym cię zmusić… – oznajmiłam cicho i choć te słowa świadczyły o mojej pewności siebie, to niestety już jej nie czułam – …do ustąpienia albo zabić, jeśli odmówisz.

– Mogłabyś – zgodził się – ale wtedy zaatakowałaby nas armia, a pozostałe rody by się zbuntowały. Wywołałabyś w ten sposób wojnę domową. Czy jesteś gotowa splamić sobie ręce taką ilością krwi tylko po to, by przejąć władzę?

Z powodu ucisku w gardle z trudem przełknęłam ślinę Remis najwyraźniej znał wszystkie moje słabości i umiejętnie je wykorzystywał.

– To tylko tymczasowe rozwiązanie… – zapewnił, po czym spojrzał mi w oczy, unosząc brwi, choć w jego spojrzeniu dostrzegłam nieznaczne oznaki triumfu – …dopóki Korony nie zgodzą się na dokończenie ceremonii koronacji. Do tego czasu powinnaś trzymać się z dala od kłopotów, bo może dzięki temu wycofają oskarżenia, gdy wojna już się zakończy.

Prawie się roześmiałam. Jeśli sądził, że teraz sprawiam kłopoty, wściekłby się, gdyby się dowiedział, co jeszcze zaplanowałam.

Niemniej jedna rzecz działała na moją korzyść. Jeśli teoria Alixe okazałaby się słuszna, to opóźnianie mojej koronacji doprowadziłoby do całkowitego osłabienia granic królestwa i wywołałoby chaos na całym kontynencie.

Wstałam i zaczęłam chodzić po sali.

– Zgodzę się na tę farsę i pozwolę ci się bawić w króla, ale pod dwoma warunkami.

– Słucham.

– Alixe zostanie twoim Najwyższym Generałem. Wykazuje się większymi umiejętnościami niż Aemonn i jest lojalna wobec królestwa, a nie wobec któregokolwiek z nas. Powiedziałam jej, że masz rację co do mojej koronacji. Uszanuje twoje rządy, dopóki ceremonia nie zostanie zakończona.

– Myślałem, że to Luther jest twoim Najwyższym Generałem. – Zwęził oczy.

– Był, ale już nie jest.

– A jaki jest twój drugi warunek? – Podniósł głowę, wyraźnie zaciekawiony.

– Masz unieważnić prawa dotyczące posiadania potomstwa i nie podejmować żadnych działań przeciwko śmiertelnikom.

– Dwadzieścia Rodów na pewno się zbuntuje.

– Więc walcz z nimi. – Rzuciłam mu surowe spojrzenie. – Te warunki nie podlegają żadnym negocjacjom, Remis. Jeśli ktokolwiek skrzywdzi śmiertelników lub półśmiertelników, to z twojej winy rozpęta się wojna domowa. Obiecuję ci, że nie sprzeciwię się rozlewowi krwi w tej sprawie.

Również wstał i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, zastanawiając się nad moimi słowami. Wiedziałam, że po prostu gra na zwłokę. Za bardzo pragnął władzy, by mi odmówić.

– Zgadzam się – powiedział w końcu – ale bez magii nie mogę zawrzeć kolejnej wiążącej umowy.

– Nie potrzebuję magicznej więzi, by dotrzymać słowa. – Uśmiechnęłam się. – Potrafię tego dokonać bez żadnego przymusu.

Podeszłam do drzwi, by opuścić salę, ale gdy chwyciłam za klamkę, zatrzymałam się na chwilę.

– Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż robię to wyłącznie ze względu na Luthera! – zawołałam przez ramię. – Bardzo go kocham i bez względu na to, jak okrutny dla niego byłeś, nie chciałabym, by z mojego powodu poszedł na wojnę przeciwko ojcu.

Remis wyraźnie posmutniał, a kiedy się odezwał, jego głos zdawał się przepełniony żalem.

– Nie jestem twoim wrogiem, Diem – odparł cicho – ani mojego syna. Gdybyście tylko potrafili zapanować nad emocjami na tyle, by to dostrzec.

Odrzuciłam od siebie współczucie z powodu tego, jak bardzo nim gardziłam, mając w pamięci bliznę Luthera, jego matkę, której nigdy nie poznał, oraz skrywane przez długi czas uczucia.

– Ciesz się tronem, dopóki możesz, Remis. – Postukałam się w czoło. – Tylko nie zapomnij, kto z nas nosi koronę.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij