Zaręczyny w Wenecji - ebook
Zaręczyny w Wenecji - ebook
Najmłodszy z braci Sabbatinich nie znosi, gdy ktoś nim manipuluje. Nie akceptuje zapisu w testamencie dziadka, nakazującego małżeństwo z Jade Sommerville. Jednak Jade bardzo potrzebuje pieniędzy i ucieka się do podstępu, by nakłonić Nica do ślubu. Jedzie za nim do Wenecji i podaje się w hotelu za jego narzeczoną. Na drugi dzień prasa pisze o zaręczynach. Nicholas, przyparty do muru, godzi się na fikcyjne małżeństwo, ale tylko na rok…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9036-2 |
Rozmiar pliku: | 604 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Panna Jade Sommerville do pana, signor Sabbatini – zapowiedziała sekretarka Nica, Gina, kiedy przyniosła mu poranną kawę. – Zagroziła, że nie opuści budynku, póki się z panem nie spotka.
Nic nie oderwał wzroku od listy najwyższej klasy nieruchomości, wyświetlonej na ekranie komputera.
– Każ jej ustalić termin wizyty jak każdej innej osobie – odparł z szyderczym uśmiechem. Wyobrażał sobie jej drobną postać przemierzającą nerwowo recepcję. Postąpiła w sposób typowy dla siebie: pod wpływem impulsu przyleciała do Rzymu, żądać wypełnienia swej woli. Nie spytała nikogo o zdanie, jakby miała wrodzone prawo do natychmiastowego spełnienia każdej zachcianki, jaka przyjdzie jej do głowy.
– Wygląda na to, że nie ustąpi, szefie – ostrzegła Gina. – Myślę, że...
Nim zdążyła dokończyć zdanie, ktoś z drugiej strony otworzył drzwi z takim impetem, że uderzyły w ścianę.
– Zostaw nas samych, Gino – rozkazała Jade ze sztucznym uśmiechem. – Mamy z Nikiem prywatne sprawy do omówienia.
Gina popatrzyła z troską na Nica.
– Wszystko w porządku, Gino – zapewnił. – To nie potrwa długo. Nie łącz telefonów i dopilnuj, żeby nikt pod żadnym pozorem nam nie przeszkadzał.
– Si, signor Sabbatini – odrzekła sekretarka i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Nic rozparł się wygodnie w fotelu i obserwował ciemnowłosą furię przed sobą. Kocie oczy rzucały gniewne błyski. Zwykle alabastrowobiałe policzki zabarwił intensywny rumieniec. Zacisnęła drobne ręce w pięści. Piersi, które skrycie podziwiał od chwili, gdy skończyła szesnaście lat, falowały ze wzburzenia przy każdym oddechu.
– Co cię tu sprowadza, Jade? – zapytał z leniwym uśmiechem.
Kocie oczy zwęziły się w szparki.
– Ty draniu! – prychnęła. – Idę o zakład, że ty go do tego nakłoniłeś, podstępny łotrze!
Nic uniósł brwi ze zdziwienia.
– Nie wiem, o czym mówisz. Kogo? Do czego?
Jade podeszła do biurka i wsparła dłonie o blat.
– Ojciec odmówił dalszego łożenia na moje utrzymanie! Rozwiązał mój fundusz powierniczy. Nie daje mi ani pensa. To twoja wina!
Nic pozwolił sobie przez chwilę w milczeniu kontemplować kuszący widok kremowej skóry w wycięciu dekoltu. Nozdrza mu zafalowały, gdy wciągnął aromat egzotycznych perfum: intrygującej mieszanki zapachu jaśminu, kwiatu pomarańczy i jeszcze czegoś, czego nie potrafił nazwać. Ponownie napotkał jej rozognione spojrzenie.
– Można mi zarzucić wiele grzechów, ale na pewno nie ten – odrzekł ze stoickim spokojem. – Nie rozmawiałem z twoim ojcem od lat.
– Nie wierzę ci – odburknęła, prostując się.
Skrzyżowała ręce na piersiach, co jeszcze uwydatniło ich apetyczne kształty. Drażniło go, że na ten widok krew jak zwykle zaczęła szybciej krążyć mu w żyłach. Mimo że nie stronił od miłosnych przygód, coś go powstrzymywało przed pójściem z Jade do łóżka, choć zdobyłby ją bez trudu. Emanowała zmysłowością, ale też słynęła z lekkiego prowadzenia. Ostatnio prasa doniosła o kolejnym skandalu: uwiodła żonatego mężczyznę. Odciągnęła go od niedawno poślubionej żony. Ciekawiło go, ilu mężczyzn ją posiadło, czy raczej ona ich. Ta mała wiedźma uwielbiała skupiać na sobie uwagę, za wszelką cenę.
Jade rozplotła ręce i wsparła je o biodra w wojowniczym geście.
– No i co? – dopytywała. – Nie zamierzasz nic powiedzieć?
Nic wziął złoty długopis z biurka i pstryknął kilkakrotnie.
– Jakiego rodzaju wypowiedzi oczekujesz?
– Specjalnie się ze mną drażnisz? Doskonale wiesz od wielu miesięcy, co należy zrobić. Teraz został nam tylko miesiąc na podjęcie decyzji. W przeciwnym razie całą forsę diabli wezmą – wyrzuciła z siebie w złości.
Nica znowu ogarnął gniew na nieżyjącego dziadka za jego ostatnią wolę. Kilka ostatnich miesięcy spędził na szukaniu legalnego sposobu unieważnienia testamentu. Na próżno zasięgał rady najlepszych prawników. Testament okazał się niepodważalny. Jeżeli Nic nie poślubi Jade Sommerville do pierwszego maja, jedna trzecia aktywów Sabbatinich przejdzie w obce ręce. Ale miał miesiąc na zastanowienie się. Nie zamierzał pozwolić sobą manipulować. Jeżeli musi się z nią ożenić, a wszystko na to wskazywało, zamierzał zawrzeć ten kontrakt wyłącznie na własnych warunkach.
– Życzysz sobie, żebym został twoim mężem, Jade? – spytał, przeciągając w nieskończoność każde słowo.
– Właściwie nie – odparła, rzucając mu wściekłe spojrzenie jak rozzłoszczona kotka. – Chcę tylko tych pieniędzy. Za wszelką cenę. Zapisano mi je. Nikt nie może mi ich odebrać.
Nic uśmiechnął się leniwie.
– Z tego, co mi wiadomo, akurat ja mogę, cara.
Jade podeszła z powrotem do biurka, lecz już nie od przodu tylko od tyłu. Chwyciła za oparcie fotela i odwróciła Nica twarzą ku sobie. Stała pomiędzy jego rozchylonymi udami, tak blisko, że czuł jej oddech pachnący wanilią. Dźgnęła go w pierś paznokciem z francuskim manikiurem i oświadczyła, wyrzucając osobno słowa, niczym kule z karabinu:
– Ożenisz. Się. Ze. Mną. Nicu. Sabbatini.
Nic wykrzywił usta w ironicznym grymasie:
– Albo?
Jade otworzyła oczy tak szeroko, że mocno umalowane rzęsy niemal dotknęły łagodnych łuków brwi. Oblizała wargi, aż zaczęły błyszczeć. Zmysłowy ruch czubka języka rozpalił Nicowi krew w żyłach.
Nim zdołała się wycofać, chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął bliżej do siebie.
– Podeszłaś do mnie w niewłaściwy sposób – zwrócił jej uwagę. – Gdybyś użyła swojego zmysłowego czaru, zamiast atakować jak rozwścieczona tygrysica, więcej byś osiągnęła.
Zielone oczy Jade ciskały gromy.
– Puść mnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Nic ponownie uniósł brwi.
– Co innego mówiłaś, gdy miałaś szesnaście lat.
– Zmarnowałeś swoją szansę, włoski amancie – wytknęła z rumieńcem na policzkach, nielicującym z zuchwałym sposobem bycia. – Twój najlepszy przyjaciel zgarnął nagrodę. Nie był nadzwyczajnym kochankiem, ale przynajmniej pierwszym.
Nic dokładał wszelkich starań, by opanować gniew. W końcu wytłumaczył sobie, że Jade celowo go prowokuje. To umiała najlepiej. Tak właśnie postępowała od samego początku, odkąd ją poznał. Była rozpustnicą, używającą ciała do osiągnięcia swoich celów.
Wiele lat temu zachował się jak człowiek honoru, odrzucając jej zaloty. Bez trudu odgadł, że niedojrzała, głupiutka dziewczyna robi wszystko, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Pouczył ją o niestosowności takiego zachowania. Niestety zignorowała jego ostrzeżenie i rozmyślnie uwiodła jednego z jego najlepszych przyjaciół. Zniszczyła nie tylko ich przyjaźń. Dla niej również stracił resztę szacunku. Zamierzał dać jej szansę. Przypuszczał jednak, że zeszła na tę samą destrukcyjną drogę co jej niefrasobliwa matka, nim zmarła w latach wczesnego dzieciństwa Jade.
– Obwiniasz mnie za to, że ojciec przestał cię finansować. Czy przypadkiem nie przyszło ci do głowy, że przebrałaś miarę, nawiązując romans z Richardem McCormackiem? – zapytał.
Jade wyrwała rękę z jego uścisku i ostentacyjnie roztarła nadgarstek.
– To wierutne kłamstwo – zaprotestowała. – Niesłusznie zostałam oczerniona przez prasę. Zalecał się do mnie, ale nie byłam zainteresowana.
Nic prychnął lekceważąco.
– Według mojej oceny zawsze robiłaś wrażenie zainteresowanej. Stanowisz spełnienie wszystkich męskich fantazji. Każdy ma ochotę na rozrywkową panienkę, która wyjdzie ze skóry, żeby znaleźć się w centrum zainteresowania.
Jade zerknęła na niego z ukosa.
– Przyganiał kocioł garnkowi! Sam przepuściłeś przez łóżko liczniejsze tabuny dziewczyn niż ktokolwiek, kogo znam.
Nic uśmiechnął się z wyższością, wiedząc, że ją rozzłości.
– Wiem, że to hipokryzja z mojej strony. Weź jednak pod uwagę, że mimo rozluźnienia obyczajów społeczeństwo nadal wyznaje odmienne standardy dla każdej z płci. Żaden mężczyzna nie zechce dziwki za żonę.
Jade zmarszczyła brwi.
– Jesteś więc gotów zrezygnować ze swojego dziedzictwa?
Wzruszył ramionami.
– Przecież to tylko pieniądze.
Jade znów zrobiła wielkie oczy.
– Ale jakie! Cały majątek.
– Mnie nie zależy. I bez nich jestem bogaty. Jeżeli przyłożę się do pracy, zarobię dwa razy tyle w ciągu kilku lat – oświadczył z satysfakcją, obserwując silne emocje na jej twarzy, choć dokładała wszelkich starań, żeby je ukryć.
– A co z twoimi braćmi? Czy udziały Giorgia i Luki nie będą zagrożone, jeżeli jedna trzecia majątku korporacji pójdzie w obce ręce?
Nic zrobił obojętną minę.
– Jeżeli tak się stanie, to trudno. Nie życzę sobie tego, ale to nie powód, by ulegać kaprysom zmarłego staruszka.
Tym razem Jade nie zdołała ukryć oburzenia:
– Ale tu nie chodzi tylko o ciebie, lecz również o mnie! Potrzebuję tych pieniędzy!
Nic rozparł się z powrotem wygodnie w fotelu i skrzyżował nogi w kostkach.
– To znajdź sobie posadę, jak wszyscy, którzy nie urodzili się bogaci. Może nawet ją polubisz. Zawsze to jakaś odmiana od wizyt u manikiurzystki i fryzjera.
Jade przeszyła go ostrym spojrzeniem.
– Nie chcę pracować. Chcę tych pieniędzy, ponieważ twój dziadek, a mój ojciec chrzestny przeznaczył je dla mnie. Życzył sobie, żebym je odziedziczyła. Przed śmiercią powiedział mi, że zawsze ze mną pozostanie.
– Nie wątpię, że miał do ciebie słabość, choć nie rozumiem dlaczego, zważywszy twoje skandaliczne zachowanie. W każdym razie naprawdę cię lubił. Najgorsze, że usiłował mnie zmusić do wypełnienia swojej woli, a to mi nie odpowiada.
Jade zacisnęła usta i zaczęła nerwowo przemierzać gabinet. Nic obserwował ją w milczeniu. Nie ulegało wątpliwości, że wpadła w popłoch. Bez finansowego wsparcia ojca pozostawała bez pensa. Wiedział, że nie ma żadnych oszczędności. Żyła na kredyt i oczekiwała od ojca, że z miesiąca na miesiąc będzie spłacał jej długi. Nie przepracowała ani jednego dnia w życiu. Nie zdobyła nawet podstawowego wykształcenia. Wyrzucono ją z trzech kolejnych prestiżowych prywatnych szkół. Tydzień po zapisaniu do czwartej wyleciała stamtąd z hukiem. Od najmłodszych lat sprawiała same kłopoty – przez wielkie K.
Znów podeszła i stanęła przed nim. Wbiła w niego rozdzierająco błagalne spojrzenie zielonych oczu.
– Proszę cię, Nic, zrób dla mnie tę jedną, jedyną rzecz – wyszeptała. – Błagam!
Nic wziął nierówny, głęboki oddech. Tak wzruszająco zagrała bezradną, że niemal go rozbroiła. Była niebezpiecznie urocza w tej roli. Znów oblała go fala gorąca. Jeszcze chwila, a zmiękłby jak wosk.
Rok małżeństwa – dwanaście miesięcy życia pod jednym dachem, by uratować fortunę. Dzięki Bogu treść testamentu dziadka jeszcze nie dotarła do prasy. Nic zamierzał utrzymać ją w tajemnicy. Skompromitowałoby go podanie do publicznej wiadomości, że został zawleczony do ołtarza jak na smyczy przez zmarłego staruszka.
Lecz Jade miała rację, że szkoda tracić fortunę. Wprawdzie gdyby poświęcił dość czasu i energii, zdołałby odrobić stratę, ale niepokoiła go perspektywa oddania jednej trzeciej majątku komuś obcemu. Bracia zachowali się przyzwoicie. Nie wywierali nacisku. Nic wiedział jednak, że Giorgio jako dyrektor finansowy z niepokojem obserwował coraz bardziej niestabilną sytuację na rynkach europejskich.
Nic zdawał sobie sprawy, że otrzymał niepowtarzalną szansę udowodnienia, że nie jest takim lekkomyślnym playboyem, za jakiego go uważano. Mógł poświęcić jeden rok dla korporacji, a potem wrócić do normalnego życia bez zobowiązań i emocjonalnych zawirowań. Po odzyskaniu wolności znów zacząłby podróżować w interesach i podejmować ryzykowne decyzje, na jakie nikt inny nie mógłby i nie chciałby sobie pozwolić. Uwielbiał nagły przypływ adrenaliny i życiowej energii w momencie podpisywania wielomilionowych kontraktów.
Byłby skłonny wypełnić ostatnią wolę dziadka, ale nie na żądanie Jade.
Nikt i nigdy nie będzie mu rozkazywał, co robić. Odepchnął fotel i wstał.
– Na razie odłożymy tę sprawę – oświadczył. – Jadę do Wenecji obejrzeć willę wystawioną na sprzedaż. Wrócę za parę dni. Zadzwonię do ciebie po powrocie.
Jade zamrugała powiekami ze zdziwienia, jak gdyby oczekiwała zupełnie innej odpowiedzi. Lecz zaraz zrobiła z powrotem obrażoną minę.
– Każesz mi czekać na odpowiedź? – dopytywała się z niedowierzaniem.
– Czy nikt ci nie powiedział, że im dłużej człowiek na coś czeka, tym większą satysfakcję czerpie ze spełnienia swych życzeń? – spytał z drwiącym uśmiechem.
– Zapłacisz mi za to, Nicu Sabbatini! – prychnęła z wściekłością. Przemaszerowała do miejsca, gdzie zostawiła torebkę od drogiego projektanta, i zarzuciła ją na ramię. Na odchodnym obrzuciła go jeszcze jednym gniewnym spojrzeniem i oświadczyła:
– Sam zobaczysz, że będzie cię to drogo kosztować.