- W empik go
Zasady Gry. Tom 2 - ebook
Zasady Gry. Tom 2 - ebook
„Zasady gry” to powieść pełna skrajnych emocji i nagłych zwrotów akcji. Główni bohaterowie dają się ponieść miłosnym uniesieniom w śrdoku przestępczego świata wierząc, że przetrwają wszystko. Czy Blanka z Karoliną, najlepsze przyjaciółki od zawsze, odnajdą idealną miłość u boku idealnych mężczyzn? A może coś zburzy ten piękny, choć trudny do zrealizowania plan…
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8245-279-2 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sierpień w tym roku był upalny i słoneczny, choć zdarzały się też dni mocno chłodne, takie jak dziś. W powietrzu czuć było coraz częściej wilgoć nadchodzącej jesieni. Drzewa wciąż zielone i tętniące życiem falowały delikatnie w chłodnym wietrze, a z pobliskiego lasu dało się słyszeć śpiew ptaków. Blanka siedziała w ogrodzie na ulubionym wiklinowym fotelu, ubrana w leginsy i długi, grubo pleciony, beżowy sweter z golfem. Tym razem była sama, pochłonięta pracą nie zwracała uwagi na to, co dzieje się wokół niej, choć co jakiś czas rozpraszały ją szczekania psów biegających po ogrodzie.
— Może kawy? — niski, męski, trochę mruczący głos rozległ się tuż za jej plecami, ale zamyślona, nawet go nie zauważyła i podskoczyła ze strachu, kiedy dłoń dotknęła jej ramienia.
— Może kawy? — mężczyzna powtórzył z uśmiechem, podchodząc do niej od boku i spoglądając w twarz.
— Boże, przepraszam zamyśliłam się, tak poproszę.
— Duża, mocna i z mlekiem? — zaśmiał się.
— Skąd wiesz? — spytała, zasłaniając dłonią rażące ją słońce.
— Zawsze pani taką pije — chłopak uśmiechnął się, pokazując równe, białe zęby.
— Serio? To tym razem też poproszę — wróciła do czytania konspektów.
Po tych kilku miesiącach u boku Adama przywykła już do stałej obecności ochroniarzy.
Po kilku minutach wysoki, dobrze zbudowany chłopak przyniósł Blance duży kubek z gorącą, pachnącą kawą i talerzyk z ciastkami.
Spojrzała na niego chłodno.
— Nie jem słodyczy.
— Kobiety… — westchnął z uśmiechem i pokręcił głową.
Podjeżdżający pod bramę samochód przerwał ich rozmowę.
— Może by mi ktoś otworzył, bo chyba mi bateria w pilocie wysiadła! — Karolina zawołała, wychylając się przez otwarte drzwi.
Blanka parsknęła śmiechem, a chłopak bez słowa i z uśmiechem na twarzy wyciągnął z kieszeni pilot i kierując go w stronę bramy wcisnął guzik.
— Ty serio nie chcesz się pozbyć tego złomu? — Blanka zawołała do wysiadającej pod garażem przyjaciółki.
— Po co? Jeździ? Jeździ!
— Ale nie pasuje teraz do ciebie — odwróciła twarz do wciąż stojącego przy niej chłopaka — no co tak stoisz? Kawka dla pani — uśmiechnęła się szeroko.
Ochroniarz popatrzył na dziewczynę i poszedł w kierunku domu.
— A co on cię tak słucha? — Karola obejrzała się za odchodzącym chłopakiem.
— Perspektywa śmierci za niesłuchanie to wystarczający powód?
— Uważaj, bo znów będzie dym.
— Proszę cię, on ma dwadzieścia lat — zaśmiała się.
— Wielka wada faktycznie.
Blanka przysunęła się blisko do Karoliny i zbliżyła głowę do jej twarzy, rozejrzała się, jakby z obawy, że ktoś może usłyszeć co mówi, a Karola z przejęciem otworzyła szeroko oczy.
— Dobra, powiem ci coś, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz — szepnęła.
— Wiedziałam! Co jest?
— Obiecaj mi! — poważnie patrzyła dziewczynie w oczy.
— Blant, obiecuję!
— Nawet Donowi!
— Kurwa, Blanka nie przeginaj, mów!
— Kocham Adama co dzień mocniej — zaśmiała się cicho.
— Kurwa! Jaja sobie robisz? — krzyknęła i uderzyła Blankę w głowę leżącymi na stoliku dokumentami.
— Ej, co mi papiery psujesz?
— Rozmawiałaś z matką? — pytanie Karoliny zmyło z twarzy Blanki uśmiech — Stara, musisz z nią w końcu porozmawiać.
— Karo, ona nie chce ze mną gadać, ona chce, żebym odeszła od Komandosa.
— Po co mówiłaś kim on jest?
— A co miałam jej powiedzieć, że jest kwiaciarzem? Z trzema luksusowymi samochodami, Kawasaki w garażu, gigantyczną chatą i pistoletami zawsze przy sobie?
— No fakt, pewnie sama by się domyśliła, że te giwery to nie na mszyce — zaśmiała się.
— Poczekam trochę, aż jej wkurw minie i spróbuję z nią pogadać. Wiesz, nawet jej się nie dziwię — westchnęła i podciągnęła nogi na fotel — Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby moja córka tak do mnie zadzwoniła i powiedziała, że chce wyjść za gangstera, przemytnika i płatnego zabójcę. Ale z drugiej strony, ona nie chce nawet słuchać tego, co ja mam jej do powiedzenia. Ona by chciała, żebym miała spokojne życie u boku jakiegoś nudnego prawnika, bez stresu, bez zagrożenia i kurwa bez emocji. A tak się nie da, nie wymienię tego życia na spokojne. A matka w końcu przywyknie.
— Wnuk by to przyspieszył… — Karolina spojrzała niepewnie na Blankę.
Dziewczyna przewróciła oczami i oparła się w fotelu.
— A ty co? Gadałaś z Adamem? Nie chcę teraz dziecka, wiem, że Komandos na to czeka jak na zbawienie, ale ja chcę jeszcze trochę popracować. Chociaż tyle, żebym nie musiała wszystkiego sama pilnować. Jak już szkoła mi ruszy na tyle, że będę mogła nadzorować wszystko z domu, to pewnie o tym pomyślimy. No ale on chce już, teraz, natychmiast, najlepiej, żebym jutro zaszła, a pojutrze urodziła — zdenerwowana mówiła, patrząc przed siebie — A u was jak?
— A daj spokój — machnęła zrezygnowana dłonią — Wydawałoby się, że to nic trudnego. Gacie w dół, bzyknąć i po sprawie. A tu kicha…
— Oj dopiero jeden cykl przepadł, nie przejmuj się — popatrzyła w smutne oczy Karoliny i chwyciła jej dłoń.
— Nie przejmuję się, ale Don mało nie wybuchnie. Wiesz, męskie ego cierpi, boi się, że to z nim jest coś nie tak. Na zasadzie, co ze mnie za facet, że dziecka lasce nie umiem zrobić — popukała się w czoło — a jak zaczynam z nim o tym rozmawiać, to od razu się kłócimy.
— A co jeśli on ma rację? — Blanka niepewnie spojrzała na Karolinę.
— Nie myślę o tym. Wiesz, może to jest tak, jak z naszym pierwszym seksem? Za bardzo się staramy.
— A może to po tych tabletkach nie wychodzi, może musicie odczekać trochę?
Ich rozmowę przerwał dźwięk przesuwającej się bramy.
— O, rycerz wrócił z wojny — Karolina zaśmiała się na widok wjeżdżającej, granatowej Audi.
— No nareszcie, zawsze się boję, że kiedyś nie wróci.
Adam podszedł do dziewczyn i pochylił się nad Blanką, całując jej słodkie, różowe usta. Dziewczyna objęła go mocno za szyję i przyciągnęła do siebie.
— Stęskniłem się za tobą marudo — szepnął jej do ucha — Też chcesz buziaczka? — spojrzał wesoło na Karolinę.
— Odwal się co? — zaśmiała się — musicie się tak mizdrzyć na widoku, jak ja nie mam Dona od prawie tygodnia? Adam, kiedy mi faceta oddasz?
— Myślę, że nie później, niż za trzy dni, ale będę ludzkim panem i dam mu po powrocie tydzień wolnego, to się wyprzytulacie.
— Jasne — uśmiechnęła się sztucznie i poszła do domu.
— Jak tam Skaza się sprawdza? — Adam usiadł obok Blanki.
— Co? — spytała zdziwiona.
— Chyba kto? Twój bodyguard — zaśmiał się.
— Aaa, Artur. Fajny, miły, dobrze wychowany, nieźle zbudowany, wesoły, przystojny, młody — wymieniała kolejne zalety, patrząc na coraz bardziej wkurzonego Adama.
— A coś złego? — zapytał, zaciskając szczęki.
— A po co?
— Żebym miał go za co zastrzelić.
— Kocham cię mój ty tyranie — usiadła mu na kolanach i mocno pocałowała — A czemu on jest Skaza?
— A nie wiem, od początku był.
Jak na zawołanie chłopak podszedł do Komandosa i z uśmiechem przyglądał się wtulonej w niego Blance.
— Skaza, czemu ty jesteś Skaza? — Komandos zapytał znienacka, a chłopak uśmiechnął się, jakby się wstydził.
— Jak miałem dziesięć lat, to wyjebałem się na rowerze i rozciąłem sobie ryj, wyglądałem jak Skaza z Króla lwa, dzieciaki mnie tak wtedy ochrzciły i tak już zostało.
— Dobra królu lwie, jedź do domu. Jutro melduj się o piątej.
— Jasne, do widzenia.
Adam patrzył Blance w oczy i od razu poznała, że coś się stało.
— No mów!
— Słońce, jutro wyjeżdżam — jego wzrok był poważny i pełen obaw.
— Na długo? — wbiła w niego swoje niebieskie oczy, ale tylko kiwnął głową.
— Na tydzień.
Dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
— Kochanie, nie przejmuj się, to niepierwszy taki wyjazd, zawsze wracałem — uśmiechał się do niej, ale też się martwił. Nie lubił zostawiać jej na tak długo.
— Jasne. Znów do Rosji?
— Do Czech.
— Jezu, jeszcze tam cię nie było.
— Skaza z tobą zostanie, a potem będzie już Dorian.
— I co, nie boisz się zostawić mnie z takim młodym? — uśmiechnęła się zalotnie.
— Nie denerwuj mnie — pokręcił głową i patrzył w ziemię.
— A jak Don nie wróci teraz, to co? Artur będzie tu ze mną cały tydzień całodobowo siedział? Zwariowałeś?
Podniósł na nią wściekły wzrok.
— Blanka nie dobijaj mnie już. Nic się nie wydarzy i Dorian do piątku tu będzie, więc co najwyżej dwa dni z nim będziesz. On dobrze wie, co stało się z Darkiem i nie sądzę, żeby się odważył ryzykować, nie jest głupi.
— Przepraszam — przypomniały jej się ostatnie wydarzenia z Darkiem.
— Dobra, chodź do domu, bo zimno się robi. Co to za papiery? — spojrzał na stolik zawalony dokumentami.
— Wykładowcy przesłali mi konspekty zajęć do przejrzenia. Trochę tego jest.
— Mój pracuś — objął ją i przytulił, chowając jej twarz w swoich silnych ramionach — nie miałem jeszcze pracującej kobiety, ciekawe doświadczenie.
— Źle tak jest?
— Dumny jestem z ciebie — podniósł ją do góry i mocno pocałował.
Kiedy weszli do domu Karolina siedziała w salonie na fotelu ze szklanką whisky w ręce.
— Boże, ta już — Blanka odwróciła się do Adama — Karo, Dorian zaraz wróci, już bliżej, niż dalej.
— A ja ci mówię, że coś jest nie tak. Niepierwszy raz wyjechał, a jeszcze nigdy tak się nie bałam jak dziś.
Adam patrzył na Karolinę i było mu jej żal.
— Dziewczyno, ma najlepszych ludzi ze sobą, zna się dobrze na tej robocie. Poradzi sobie, zobaczysz. Chcecie coś zjeść?
Karolina zamknęła zapłakane oczy i pokręciła głową.
— To może coś niezdrowego? Pizza, frytki i wiadro Nutelli? — Adam nie odrywał od niej wzroku.
— Zwłaszcza to wiadro mnie ciekawi, skąd je weźmiesz? — powiedziała, pociągając nosem.
— Jak to na pocieszenie, to załatwię, tylko już nie rycz.
Karolina podniosła się z fotela i poszła do barku po kolejną porcję procentów.
— Nie pij już może co? Będziesz jutro cierpieć — wyjął jej szklankę z ręki.
— Nie jesteś moim ojcem, nie jesteś moim mężem! — płakała rozżalona.
Komandos obejrzał się na stojącą kilka kroków dalej Blankę i zaśmiał się.
— Słuchaj, jak mocno potrzebujesz, to mogę być, no może nie ojcem, ale mężem to czemu nie.
Karolina szeroko otworzyła oczy i stała jak zamurowana.
— Co?
— Jajco! Nie pij tyle, jutro do pracy musisz wstać. Siadajcie zaraz dam wam coś do jedzenia.
Podszedł do Blanki i pocałował ją w szyję.
— Zrób coś z nią — szepnął i ruszył w stronę kuchni.
Blanka wzięła ze stolika szklankę z whisky i usiadła obok Karoliny.
— A ty co? Masz powód do picia?
— No trochę mam, Adam jedzie jutro na tydzień do Czech.
— To też zajebiście — wychyliła pół szklanki alkoholu.
Blanka odwróciła się i patrzyła na chodzącego po kuchni narzeczonego. Chciała się na niego napatrzeć, żeby wystarczyło jej na cały tydzień.
Adam przygotował dziewczynom kolację i usiadł razem z nimi w salonie. Narzuciły tak szybkie tempo picia, że wiadomo było, że żadna nie wstanie przed południem. Po godzinie picia w milczeniu zadzwonił domofon. Adam wstał bez słowa i wyszedł z domu, po kilku minutach wrócił. Popatrzył na zapłakaną wciąż Karolę i postawił przed nią białe wiaderko.
— Co to ma być? Nie będę rzygać, nie po to piłam.
— Nutella, trzy litry wystarczą? — zaśmiał się.
— Co kurwa? — przysunęła się do stolika i otworzyła białą pokrywę.
Zapach czekolady rozniósł się w salonie.
— O żesz w dupę! — spojrzała wesoło na Adama i wcisnęła palec w zawartość wiaderka.
— I to prawdziwa — powiedziała, oblizując opuszkę.
— A jaka miała być?
— Skąd ją wziąłeś o tej porze, i to w wiadrze?
— Wiesz może lepiej nie pytaj — spojrzał na smutną Blankę — Co słońce?
— Ona dostała coś na pocieszenie, a ja? — zrobiła jeszcze bardziej smutną minę.
— Dla ciebie też coś mam, chodź na górę to ci pokażę.
— Jak chcesz to możemy się zamienić — Karolina zaśmiała się do przyjaciółki.
— Żryj tę czekoladę i niech ci w dupę pójdzie — odpowiedziała z uśmiechem.
Adam złapał narzeczoną za rękę i pociągnął w stronę schodów. Wchodząc na górę przyciągnął dziewczynę do siebie.
— O piątej wyjeżdżam — spojrzał na nią poważnie.
— To musimy się spieszyć — odwróciła się do niego i mocno pocałowała.
Adam chwycił ją w pasie i posadził na sobie, niósł ją na górę, ciągle całując jej namiętne usta. Zaczęli się rozbierać już na szczycie schodów, Komandos nie mógł wytrzymać, widząc półnagą ukochaną. Przycisnął ją do drewnianej ściany i szybko wsunął dłoń między jej nogi.
— Nawet rozgrzewać cię nie muszę — szepnął, czując jej ciepłe, mokre krocze.
— Przy tobie zawsze jestem przygotowana na wszystko.
Bez namysłu oplotła jego biodra nogami i czuła jak twardy penis powoli w nią wchodzi. Wyczekiwana przyjemność rozlała się po jej delikatnym ciele. Rytmiczne kołysanie zwiększało jej doznania i pragnęła go mocniej z każdą chwilą. Pieściła językiem jego pulsującą podnieceniem szyję, czuła ulubiony cytrynowo-pieprzowy zapach jego perfum i czuła wzrastającą podnietę kochanka. Komandos mocno ścisnął jej pośladki. Podniecenie Blanki rosło coraz mocniej, nie chciała przestawać, bała się stracić jakąkolwiek chwilę. Nie ukrywała swoich uczuć, a jej jęki były coraz głośniejsze.
— Ej, ja tu wszystko słyszę! — usłyszeli głos Karoliny.
Blanka z uśmiechem schowała twarz w ramię kochanka.
— Włącz sobie telewizor i jedz tę czekoladę! — Adam starał się mówić poważnie, ale wciąż się śmiał.
Odwrócił twarz do Blanki i wbił w nią swoje spragnione, gorące usta. Całował jej szyję i obojczyki, a ich ruchy były coraz silniejsze, dziewczyna wbijała w jego plecy długie paznokcie, doprowadzając Adama na skraj rozkoszy. Czuli nadchodzący szczyt ich szaleńczej gonitwy po spełnienie. Adam wciąż pieścił miękkie pośladki dziewczyny, kiedy fala orgazmu pochłonęła ich gorące ciała. Nie chcieli przestawać, Komandos rytmicznie i delikatnie przyciskała się do zmęczonej narzeczonej, uśmiechając się na widok jej podnieconej twarzy.
— Chodź do sypialni — szepnął, całując jej ucho.
Chwycił ją mocno i trzymając dalej na sobie zaniósł ją do pokoju.
— Gdzie pani sobie życzy?
— Najpierw pod prysznic.
Stali chwilę pod strumieniami ciepłej wody, całując się i pieszcząc nawzajem swoje spragnione bliskości ciała. Chcieli nacieszyć się sobą przed rozstaniem. Komandos ściskał w dłoniach piersi dziewczyny, rozpalając na nowo jej pożądanie. Językiem pieścił jej długą smukłą szyję, upajając się jej zapachem, pragnął jej całej, najchętniej nie wypuszczałby jej z rąk i ciągle było mu jej mało. Blanka całowała spiętą klatę Komandosa, schodząc miękkimi ustami coraz niżej, aż dotarła do stojącego na baczność członka, uśmiechnęła się patrząc Adamowi w oczy. Poruszyła brwiami i dotknęła językiem delikatnej główki. Adam westchnął głośno i odchylił głowę do tyłu. Położył dłonie na głowie dziewczyny i wplótł palce w jej blond włosy. Wsunęła członka najgłębiej jak mogła, a jego słuszny rozmiar wypełnił jej spragnione usta, poruszała się spokojnie, zaciskając delikatnie miękkie wargi. Ciało Adama szalało w seksualnym amoku, jego oddechy stały się szybkie i urywane, czuł wzrastające napięcie każdego mięśnia jego odurzonego podnieceniem ciała. Ruchy dziewczyny stawały się coraz szybsze i głębsze. Chciał ją podnieść, ale złapała jego dłonie i przytrzymała za plecami, chciała, żeby skończył w jej ustach, wiedziała, że to już nie potrwa długo i nie myliła się. Po kilkunastu sekundach poczuła obfity wytrysk. Ciepła sperma spływała jej powoli do gardła, a dziewczyna nie przestawała pieścić zmęczonego penisa, rytmicznie poruszała głową, zaciskając coraz mocniej wilgotne, miękkie wargi. W końcu Komandos chwycił ją mocno za włosy i odsunął od siebie.
— Wariatka! — uśmiechnął się, podnosząc ją z kolan.
— Przepraszam, więcej nie będę — spojrzała na niego pożądliwie i przesunęła językiem po umięśnionej piersi Adama.
— I do tego niewyżyta wariatka! — podniósł ją i posadził sobie na brzuchu — skończymy w łóżku.
Leżeli w białej pościeli, kiedy zadzwonił telefon Adama, poznał dzwonek i wiedział, że musi odebrać. Wyszedł rozmawiać do toalety, a po kilku minutach wrócił. Blanka leżała naga na brzuchu, a jej kształtna pupa i szczupłe plecy podniecały go za każdym razem tak samo. Położył się na niej, wsuwając męskość między jej pośladki.
— Kochanie, przepraszam, ale muszę jechać do Karola.
— O tej porze? — odwróciła do niego.
— Chyba coś się stało, ale nie chciał mówić przez telefon. Wrócę za jakieś półtorej godziny. Poczekaj na mnie to dokończymy, zanim wyjadę — pocałował jej kark i szybko się ubrał.
Blanka leżała w pustym łóżku, co chwilę spoglądając na zegarek, mijała już druga godzina od wyjazdu, a Adama nadal nie było. Dochodziła północ, kiedy poczuła jak powoli usypia. Przez sen czuła, że ktoś na nią patrzy i nerwowo otworzyła oczy. Na łóżku obok niej siedział ubrany Adam, odruchowo spojrzała na zegarek, była druga w nocy.
— Długie te twoje półtorej godziny — westchnęła.
Nie odezwał się.
— Adam? Co ci jest? — widziała jego zaciskające się szczęki — Adam! Co się stało?
Patrzył jej w oczy i nie wiedział, co powiedzieć.
— Coś im nie poszło… Dorian dostał…Rozdział 2
Blanka długo patrzyła w kamienną twarz Adama.
— Wiesz, jeśli to żart, to wcale mnie nie śmieszy — powiedziała z żalem w głosie.
— Kochanie… czy ja wyglądam, jakbym się śmiał? — pierwszy raz słyszała jak jego głos się łamie. To nie był już ten sam pewny siebie i stanowczy facet.
Łzy napłynęły jej do oczu, a wargi zaczynały drżeć.
— Chcesz powiedzieć, że on… — urwała zdanie, bo nie potrafiła wypowiedzieć tych słów głośno — że on nie żyje? — słysząc własne słowa rozpłakała się w głos.
Adam przysunął się do niej i mocno ją objął.
— Cicho, nie płacz — próbował ją uspokoić, chociaż sam ledwo się trzymał.
Zasłaniała usta dłońmi, próbując zahamować swój spazmatyczny krzyk rozpaczy i trzęsła się w ramionach Adama coraz mocniej.
— Nie wiemy jeszcze nic pewnego. Karol dostał telefon od jednego chłopaka, który jest z Donem. Nie zdążył powiedzieć nic konkretnego poza tym, że Dorian oberwał. Potem sygnał się urwał, nie wiemy, czy stracili telefony, czy mają urządzenia zagłuszające sygnał. Lokalizatory też nie odpowiadają, nie wiemy nawet gdzie są. Jeśli żyją to muszą sobie sami poradzić.
— Adam, powiedz, że zostaniesz. Nie pojedziesz do tych cholernych Czech — płakała, patrząc mu w oczy.
Nie odzywał się, zdjął bluzę i buty, i położył się na łóżku obok niej. Mocno ją przytulił i całował jej włosy. Nie mogła się uspokoić, bo doskonale znała odpowiedź.
— Kochanie, nic mi nie będzie, nie bój się.
— Karolinie mówiłeś to samo. Boże co ja jej teraz powiem? — podniosła na niego oczy.
— Nie wiem, jeszcze nic nie wiemy, podejrzewamy tylko. Będzie się tylko niepotrzebnie martwić. Może to tylko tak groźnie wygląda i nic im nie jest, może jest tylko ranny.
— I co mam z nią siedzieć przy winku i plotkować?
— Rano pojedzie do pracy, a później może będzie już coś więcej wiadomo.
— Tak, o ile wstanie po tej ilości alko. Nie będę jej okłamywać, nie umiem jej okłamywać. Poza tym ja też bym nie chciała, żeby ukrywała przede mną coś takiego. Adam boję się — łzy jak groch spływały jej po bladych policzkach.
— Wiem słońce. Słuchaj, rozmawiałem z Konradem, zaraz zjadą się chłopaki, nie zostaniecie tu same. Karolina, jeśli będzie chciała jechać do salonu, to też broń Boże sama.
— No tak, to faktycznie nie zauważy niczego podejrzanego.
— To powiesz jej ogólnie, że coś jest nie tak. Niepierwszy raz macie kilku ludzi do ochrony. A teraz śpij już, ciężki dzień przed tobą — przycisnął ją do siebie i pocałował w skroń.
— Adam, proszę cię, nie zostawiaj mnie tu samej, umrę ze strachu — podniosła się i położyła na Adamie, kładąc głowę na jego mostku, a dłonie wsuwając mu pod łopatki.
Komandos szalał na myśl o ich rozstaniu. Objął dziewczynę i mocno przytulił.
— Szybko zleci, zobaczysz. Jutro może dowiemy się czegoś więcej o Donie. Zna się na tej robocie, da sobie radę zobaczysz.
— Do dupy takie życie — podniosła głowę i zbliżyła się do ust Adama — nie chcę cię stracić.
Szare oczy Komandosa zaszkliły się od łez, położył rękę na jej głowie i mocno przyciągnął do siebie. Całował ją długo i subtelnie, upajał się każdym jej dotykiem, chłonął przez skórę jej kuszący zapach i gładził jej skórę, próbując zapamiętać każdy kawałek jej ciała. Doskonale wiedział, że może jej już nigdy nie zobaczyć, ale nie chciał jej tego mówić. Nie zniósłby jej reakcji na taką wiadomość.
Blanka przytulona do ciała ukochanego po godzinie płakania usnęła. Obudziły ją przytłumione głosy dobiegające z parteru. Podniosła głowę z poduszki, a brak Adama jej nie zaskoczył. Wstała z łóżka i ubrała szlafrok. Cicho wyszła na korytarz i szła w kierunku schodów. Słyszała głos Adama wydającego rozkazy ochronie, brzmiał tak pewnie i groźnie, że zawahała się przed zejściem na dół. Cicho stąpała stopień po stopniu. Komandos stał tyłem do schodów, nie widząc pojawiającej się dziewczyny. Blanka spojrzała na kilkunastu wielkich facetów, którzy słuchali grzecznie wszystkich rozporządzeń. Przykładając palec do ust dała im znać, żeby na nią nie reagowali. Stanęła na schodku za plecami Komandosa i kiwała głową w rytm jego słów. Chłopaki na początku udawali, że nic nie widzą, uciekając wzrokiem po pokoju, ale po chwili trudno było im wytrzymać.
— Skaza, czy ja powiedziałem coś zabawnego? — Adam zabrzmiał tak, że Blanka sama się go przestraszyła.
— Nie — Artur patrzył mu w oczy i lekko skinął głową.
Adam obejrzał się za siebie, a przestraszona dziewczyna stała tuż za nim.
— Ty też na odprawę? — spojrzał na nią wściekłym wzrokiem.
— Jak pozwolisz — odpowiedziała przepraszająco.
Nie był zadowolony z jej obecności, ale nie umiał jej wyprosić. Wskazał głową na miejsce przy kominku i odprowadzana wzrokiem przez wszystkich obecnych, usiadła w dużym fotelu, z którego szybko wstał jeden z mężczyzn.
— Nie przeszkadzam wam przypadkiem? — Komandos zgromił podwładnych i wszyscy od razu odwrócili wzrok od Blanki.
Adam, próbując nie patrzeć na narzeczoną rozdzielał kolejne zadania. Po kilkunastu minutach chłopaki rozeszli się do swoich obowiązków, a Komandos został w salonie sam na sam z Blanką. Usiadł na kanapie naprzeciwko niej i patrzył jej głęboko w oczy, jakby chciał, żeby czytała jego myśli.
— Przepraszam, nie powinnam przychodzić.
Adam oparł głowę na rękach i patrzył na podłogę.
— Dziewczyno, wiesz, co zrobiłaś?
Zdziwiona pokręciła głową.
— Przecież oni wcale nie słuchali co ja mówię — uśmiechnął się.
— W sensie, że…
— Tak w tym sensie — przerwał jej.
— Sorry, chciałam z tobą pobyć, zanim wyjedziesz — popatrzyła ze łzami w oczach w jego czarne tęczówki i wstała z fotela.
Słyszał jej kroki na drewnianej podłodze i zamykane drzwi sypialni.
Teraz był wściekły sam na siebie, do jego wyjazdu została godzina, a on zamiast cieszyć się jej bliskością i przytulić to na nią nawarczał. Schował twarz w dłoniach i oparł się o poduszkę kanapy. Wszystko naraz zawaliło mu się na głowę. Po chwili wstał i poszedł do sypialni. Blanka leżała schowana pod kołdrą.
— Słońce, przepraszam. Nerwy mi już dziś nie wytrzymują. Boję się o ciebie — wsunął dłoń pod kołdrę i dotknął jej pleców — błagam odezwij się, bo zwariuję, nie będę cię słyszał przez tydzień — odkrył dziewczynę i przysunął się do jej ciała — kochanie, wiem zasłużyłem, ale ukarz mnie po powrocie, nie teraz — słyszał jak cicho płacze.
Leżał jeszcze chwilę przy niej, głaszcząc jej plecy i kark. W końcu przyszedł czas na wyjazd. Bez słowa pocałował jej głowę i wyszedł z sypialni. Był już u dołu schodów, kiedy złapała go za rękę. Przycisnęła go do swoich ust i długo całowała. Objął ją w pasie i przycisnął do ściany, stali tak wtuleni w siebie, jakby poza nimi świat nie istniał. Blanka nie hamowała płaczu, słone łzy płynęły po jej twarzy i zwilżały policzki Adama. Bał się wypuścić ją z rąk, obejmował mocno jej talię i przyciskał z całej siły do siebie.
— Przepraszam szefie — głos Skazy zabrzmiał krok od nich.
Komandos, nie odrywając ust od warg dziewczyny sięgnął za pasek i wymierzył pistolet prosto w chłopaka.
— Ok, poczekam na zewnątrz — powiedział spokojnie i wyszedł.
Adam wtulił twarz w szyję narzeczonej i przytulił, podnosząc ją do góry.
— Słońce nie martw się i bądź ostrożna. Jakby któryś z ochroniarzy budził jakiekolwiek twoje obawy, to dzwoń bezpośrednio do Konrada, wizytówka jest w mojej szufladzie z dokumentami, jeśli chłopaków będzie za mało, to powiedz Skazie, zorganizuje jeszcze kilku.
— Adam, oni się tu nie zmieszczą — zaśmiała się — Miało ich być kilku, a nie kilkunastu.
— Oj tam — uśmiechnął się — obstawią posesję, żebyście mogły spokojnie wyjść do ogrodu.
— A mogę chociaż z nimi rozmawiać i kawę wypić? — uśmiechnęła się słodko.
— Dziewczyno, nie kombinuj — patrzył na jej stęsknione oczy — rób co chcesz, tylko bez przesady, bo wolałbym ich nie zabijać po powrocie. I uściskaj ode mnie Karolinę. Muszę lecieć skarbek.
Blanka wtuliła się w jego pachnącą klatkę, a on pocałował ją w czoło i wyszedł.
Wiedziała, że nie powiedział jej wszystkiego o swoim wyjeździe i domyślała się dlaczego. Usiadła w kuchni przy stole i oparła głowę o blat.
— Może położy się pani jeszcze spać? Jest po piątej — troskliwy głos Artura ocknął dziewczynę.
— Kurwa Skaza! Nie mów do mnie pani, bo czuję się, jakbym już do pięćdziesiątki dobiła.
— Ok, przepraszam — spojrzał na nią ze współczuciem, widział w jej twarzy ból i strach.
Jej piękne niebieskie oczy były matowe i bez życia. Teraz Artur nie był w stanie jej niczego odmówić.
— To może kawy? Dużej, mocnej i z mlekiem — z zainteresowaniem przyglądał się Blance, próbując ją rozweselić.
Jej pusty wzrok utkwiony był w okno wychodzące na ogród, po którym co chwilę przechodził jakiś ochroniarz.
— Myślisz, że coś nam grozi? — zapytała nagle, odwracając twarz do chłopaka.
— Wiesz, Komandos…
— Wiem, co mówił Komandos — przerwała mu — ja pytam co ty myślisz?
Wzruszył ramionami, nie spuszczając wzroku z jej przerażonych oczu.
— Możliwe, tu interesy nie zawsze są czyste, nigdy nic nie wiadomo. Chłopaki zniknęli bez śladu, a zemsta zawsze idzie w górę.
— Co?
Skaza usiadł obok niej, ale nie bardzo wiedział, czy powinien jej wszystko tłumaczyć.
— Komandos jest bezpośrednio nad Donem, jeśli coś się komuś nie spodobało, że chciał zlikwidować Doriana, to nie będzie szukał kogoś, kto jest niżej od niego nie? Pójdzie wyżej, czyli najpierw tutaj.
— I co teraz będą polować na Adama?
— Może nie będą, może ta cała sytuacja to czysty przypadek.
Wiedziała, że chce ją tylko pocieszyć i uspokoić. Dwie rozhisteryzowane baby na pokładzie nie ułatwiłyby im pracy. Pokiwała głową i znów odwróciła twarz do okna.
Czas mijał, a Blanka siedziała nieruchomo przy stole, nie zauważyła nawet, że przed nią pojawiło się śniadanie i kawa.
— Jedz dziewczyno, bo jak schudniesz, to Komandos mnie rozstrzela.
— Nie jem tak wcześnie — burknęła.
— Wcześnie? Jest po ósmej — zaśmiał się, pokazując białe zęby.
Blanka podniosła na niego szkliste, błękitne oczy i przez kilka długich sekund nie odrywali od siebie wzroku.
— Wow, co dzień tak będziemy miały? — głos Karoliny dobiegł od schodów.
Blanka odwróciła wzrok od Artura i spojrzała na przyjaciółkę.
— Przeszkodziłam wam? — przenikliwie spojrzała na Blankę i opartego o oparcie jej krzesła chłopaka.
— Siadaj, jest świeża kawa — Blanka bez emocji odwrócił głowę.
Karolina podeszła do stołu nie spuszczając wzroku z Artura.
— Zostawię panie, jakby coś było potrzeba, to jestem przed domem. Smacznego! — nie czekając na odpowiedź wyszedł z domu.
Karo usiadła tyłem do okna i spokojnie przyglądała się Blance.
— Chyba go strasznie nie lubisz — odezwała się nagle, wskazując głową drzwi od kuchni.
— Bo?
— No, skoro życzysz mu takiego losu, przecież, jak Komandos się dowie, że sobie tak przy śniadanku słodko w oczka zaglądacie, to pewnie się bardzo ucieszy.
— Serio nie mam ochoty na takie żarty. Adam pojechał do tych jebanych Czech i raczej nie przewiduje pokojowych negocjacji, bo mamy dwudziestu ochroniarzy na podwórku — wskazała głową na okno.
Karolina obejrzała się za siebie.
— Chcesz mi coś powiedzieć? — popatrzyła na czerwone oczy Blanki.
— Nic poza tym, że nie jest wesoło, ale to chyba sama zauważyłaś.
— A co z młodym? — spytała podejrzliwie.
— Karolina, serio? Nie mam głowy do flirtowania. Boję się o chłopaków — spojrzała na Karolę ze łzami w oczach, z nadzieją, że nie zapyta czy wie coś o Dorianie — A ty jedziesz dziś do pracy?
— Jak się ogarnę, to pojadę, tylko nie wiem, jak będę prowadzić, bo jeszcze się czuję na gazie po tej whisky.
— Trzeba chłopaków uprzedzić, że będą z tobą jechali to cię zawiozą od razu.
— Czemu ze mną? — patrzyła w Blanki oczy i widziała, że nie mówi jej wszystkiego — co jest stara?
— Nie nic, Adam wariuje, że nie ma żadnego z nich z nami.
— No, ale Don niedługo wraca.
Blanka wahała się chwilę z odpowiedzią.
— No i jak wróci to chłopaki wyjadą, a przynajmniej ich część — starała się mówić jak najbardziej naturalnie.
— Jasne — uśmiechnęła się z niedowierzaniem — dobra zjem, idę pod prysznic i jadę zarabiać.
Blanka odetchnęła z ulgą, że Karoliny nie będzie kilka godzin w domu, liczyła, że przez ten czas dowie się czegoś pewnego. Wstała od stołu i wyszła przed dom. Na jej widok kilku facetów stanęło na baczność.
— Spocznij załoga — zaśmiała się — Artur mogę cię na chwilę?
Chłopak uśmiechnął się, jakby tylko na to czekał.
— Nawet na zawsze, nie tylko na chwilę szefowo — poważnie stanął przed Blanką.
— Karolina chce zaraz jechać do pracy to…
— Ok, dam znać chłopakom, żeby się przygotowali — dokończył za nią.
— Skąd wiedziałeś, co chciałam?
— A co mogła pani ode mnie chcieć? Jestem tu od ochrony.
— Tylko ktoś ją musi zawieźć, bo nie bardzo nadaje się do prowadzenia.
Uśmiechnął się i bez słowa poszedł w kierunku garażu. Blanka chwilę stała i wpatrywała się w odchodzącego chłopaka. Podobał jej się, miał w sobie to coś, co przyciągało uwagę. W duchu skarciła samą siebie za takie myślenie, odwróciła się i poszła prosto do sypialni. Wciąż spoglądała na ekran telefonu w nadziei, że dostanie w końcu jakąś wiadomość. Była zmęczona, chciała wziąć prysznic, ale nie miała siły, żeby iść do łazienki. Położyła się na łóżku i zasnęła. Po dwóch godzinach podniosła oczy, szybko spojrzała na telefon, ale nie było żadnej wiadomości. Bała się bardziej z każdą mijającą minutą. Po długim prysznicu poczuła głód. Zeszła na dół w dżinsowych szortach i czarnym, koronkowym topie. Nie rozglądając się po domu weszła do kuchni i podskoczyła ze strachu, widząc stojącego przy wyspie chłopaka.
— Cholera, chcesz, żebym na zawał zeszła? Zawsze tak cicho siedzisz?
— Sorry — uśmiechnął się.
— Co ty tu robisz? — przeszła obok Artura i wyjęła z lodówki pudełko sałatki i butelkę wina.
— Będziesz pić? Jest jedenasta.
— To zegarek sobie przestaw, jak masz z tym problem — spojrzała poważnie — chcesz też?
— Nie dzięki — pokręcił z uśmiechem głową.
— To co tu robisz?
— Zdawało mi się, że pracuję, myślałem, że wiesz.
— Myślałam, że pojechałeś z Karoliną — mówiła, nalewając wino do szklanki.
— Jestem osobiście odpowiedzialny przed Komandosem za twoje bezpieczeństwo, więc sorry masz mnie przez tydzień całą dobę. Karolina ma Tomka przy sobie.
— Tomka… — westchnęła — No, jeszcze kurwa lepiej — przewróciła oczami i wychyliła szklankę do dna.
— Wino szklankami pijesz? — pytał zaskoczony.
— Mało w życiu widziałeś — przypomniała sobie imprezy z Karoliną i picie wódki szklankami z Komandosem w hotelu.
Mimowolnie łzy napłynęły jej do oczu, a podbródek zaczął drżeć, nalała kolejną porcję wina i wypiła duszkiem całą zawartość szklanki.
— Wolniej dziewczyno, bo do wieczora nie dożyjesz — zabrał jej butelkę, nalał wino do szklanki, a butelkę odstawił do lodówki — nie chcę skończyć jak Darek — spojrzał jej w oczy.
Po plecach Blanki przeszedł chłodny dreszcz na wspomnienie tamtego pamiętnego wieczoru.
— Darek był…
— Wiem, co zrobił, nie musisz mi mówić — patrzył na nią poważnie i groźnie.
— Ale ty nie wyglądasz na takiego.
— A on wyglądał? Skąd wiesz, że nie jestem gorszy od niego…?Rozdział 10
Blanka podeszła bliżej, wciąż patrząc przed siebie i unikając wzroku Komandosa, nie chciała patrzeć mu w oczy, bo nadal bała się jego podniecających tęczówek.
— Najpierw pojedziemy do Vectry, bo stoi na środku drogi z moimi rzeczami, o ile jeszcze tam są.
Komandos podniósł się z maski i poszedł do samochodu. Kiedy wrócił podał Blance jej torebkę.
— Walizki są w bagażniku — powiedział bez emocji.
Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową.
— Jasne, czemu mi to do głowy nie przyszło? — popatrzyła na niego z uśmiechem.
Jego kamienna dotąd twarz rozpromieniła się na widok jej uśmiechniętych ust.
— Zapal i jedziemy — powiedziała, opierając się o maskę samochodu.
Adam posłusznie wyciągnął papierosa i zapalił. Zapach dymu w połączeniu z jego perfumami tworzyło mieszankę, która dla stojącej obok dziewczyny była nie do zniesienia. Z całych sił starała się opanować swoje odruchy, wciąż odczuwała wzrastające pragnienie, tęskniła za jego dotykiem, chociaż kochali się kilka godzin temu.
— Czyj to samochód? — odezwała się nagle, odsuwając od siebie myśli o Adamie.
— Konrada, wiem, że moje i Dona byś poznała.
— A te łepki co zgarnęli mnie z drogi?
— Rekruci — odpowiadał spokojnie na każde pytanie.
— No to lepiej, żeby się nigdy Karolinie na oczy nie pokazali — zaśmiała się patrząc w ziemię.
— Czemu? — stanął przed Blanką i ze zdziwieniem patrzył w jej uśmiechnięte oczy.
— Bo jak się dowie, co zrobili z jej niunią, to nawet Konrad ich nie uratuje, no a w zasadzie to kierowcę.
Oczy Komandosa przybrały dobrze Bance znany czarny, lodowaty i wściekły kolor. Widziała, że ledwo nad sobą panuje. Zaciągnął kolejną dawkę nikotyny.
— O czym ty mówisz? — jego ton był tak stanowczy, że nie odważyłaby się teraz żartować.
— O przestrzelonej oponie i podziurawionej przedniej szybie — widząc furię w jego oczach od razu zaczęła go tłumaczyć — Wiesz, nie bardzo chciałam go słuchać i tak jakoś…
— Nic ci nie zrobił? — wyciągnął do niej dłoń, ale widząc, jak uchyla się od niego szybko zrezygnował.
— O ile mi wiadomo to nie.
— Już nie żyje… — powiedział spokojnie i znów oparł się o samochód.
— Nie żartuj.
— Słońce nie mieli prawa użyć broni ani w stosunku do ciebie, ani do samochodu. Po prostu, mieli rozkaz załatwić to bez broni. Spieprzyli i tyle.
— No, ale nikomu nic się nie stało, a Vectra i tak była stara — uśmiechnęła się, wzruszając ramionami.
— Kochanie, wiesz co się robi za zmianę rozkazu?
Na jego słowa Blankę przeszedł elektryzujący dreszcz, a w podbrzuszu poczuła przyjemny skurcz. Próbowała nad sobą panować, ale wiedziała, że jeśli zaraz nie wsiądą do samochodu, to odda mu się bez reszty, a potem będzie cierpieć dwa razy mocniej.
— Wiem, ale może jak to dopiero rekruci, to warto…
— Dać im szanse? — spojrzał jej z miłością w oczy — myślisz, że każdemu się należy?
Niepewnie popatrzyła w jego smutne oczy, które pierwszy raz były tak puste.
— Blanka… — westchnął smutno — co z nami dalej będzie? Przecież nie umiemy już bez siebie żyć — delikatnie dotknął palcami opartą o samochód dłoń dziewczyny, ku jego zaskoczeniu nie zabrała ręki.
Jej klatka piersiowa drżała, powstrzymując płacz.
— Chodź maleństwo moje, no już uspokój się — schował jej twarz w swoich ramionach i mocno przytulił.
Dziewczyna nie utrzymała emocji i głośno się rozpłakała. Komandos nie wypuszczał jej z rąk, całując jej głowę i czoło. Delikatnie wsunął dłoń pod brodę dziewczyny i podciągnął ją lekko do góry, zbliżając jej usta do swoich. Powoli dotknął drżących, miękkich warg ukochanej.
Blanka czuła na sobie jego ciepły papierosowy oddech, dreszcze podniecenia przechodziły przez jej ciało, wyzwalając kolejne fale pożądania. Przymknęła oczy, dając Adamowi sygnał, że mu się poddaje. Nie czekała długo, silny uścisk w talii dał jej do zrozumienia, że wiedział, o czym pomyślała. Jednym ruchem posadził ją na masce Jaguara i stanął między jej zgrabnymi nogami, mocno przycisnął ją do siebie i namiętnie całował pachnącą, drżącą szyję ukochanej, wsuwając dłonie pod luźną, czerwoną bluzkę. Ciche pojękiwania Blanki prosto do ucha kochanka, doprowadzały go do szaleństwa. Brutalnie wdarł się językiem w usta dziewczyny, hamując jej jęki. Byli rozpaleni i stęsknieni, każdy ruch i dotyk sprawiał im nieopisaną rozkosz, a nienasycone ciała domagały się uwagi i spełnienia. Komandos szybko zdjął bluzkę Blanki i śpiesząc się rozerwał jej biustonosz. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła, kiedy wyrzucał za siebie kolejne części jej ubrań. Szybko rozpięła bluzę ukochanego i zdjęła z niego opiętą, czarną koszulkę, odsłaniając umięśnioną, spiętą klatkę piersiową. Dłońmi przesunęła po gładkiej, pachnącej skórze, za którą tak tęskniła. Namiętnie pieścili swoje ciała, napawając się swoim dotykiem i zapachem, nie spieszyli się, chcieli wykorzystać każdą wspólną minutę swojej bliskości.
Komandos niepewnie przesunął usta na obojczyk dziewczyny, czekając, czy pozwoli mu iść dalej. Blanka się nie broniła, cierpliwie czekała na każdy następny dotyk swojego mężczyzny. Czuła, że Adam nie chce jej do niczego zmuszać i boi się jej reakcji na zbyt śmiałe kroki, powoli odsunęła się od kochanka i oparła plecy o zimną karoserię srebrnego kocura, chłód blachy wywołał na jej skórze gęsią skórkę, nie przejmując się tym podniosła pośladki, czekając, aż kochanek zajmie się jej dolną garderobą. Adam położył się na dziewczynie i całując każdy fragment jej gorącego ciała przesuwał się niżej, chłonął jej zapach, jednocześnie podniecając ją coraz bardziej, jej giętkie ciało wiło się pod napierającą klatką piersiową kochanka, kiedy jego usta zatrzymały się u dołu jej brzucha spojrzał na podnieconą twarz dziewczyny. Poczuła jego wzrok na swojej twarzy, powoli otworzyła oczy i uniosła się na łokciach.
— Nie, nie będziemy teraz rozmawiać!
Szeroki uśmiech Adama mówił jej wszystko, szybko ściągnął z Banki spodenki razem z bielizną i gwałtownie wdarł się językiem w nabrzmiałą, mokrą już kobiecość. Krzyk rozkoszy odbił się echem od drzew. Nie mógł się od niej oderwać, kciukami rozchylił gorące wargi i wdarł się jeszcze głębiej, spazmatyczne jęki Blanki były coraz głośniejsze, a jej ciało tonęło w erotycznym szaleństwie, głośno dyszała, próbując odwlec orgazm jak najdłużej się da, jednak palce Adama zbyt dobrze wiedziały, jak doprowadzić ukochaną na szczyt spełnienia. Kilka ruchów zwinnego języka po wilgotnym wnętrzu ukochanej wystarczyło, żeby orgazmiczny krzyk rozszedł się po lesie. Szczytowała każda komórka jej spragnionego miłości ciała, kochanek nie przestawał pieścić jej kobiecości, doprowadzając do kolejnej ekstazy, wycieńczona nie miała już siły krzyczeć, głośno mruczała, podniecając tym kochanka. Bez słowa zsunął spodnie i mocno wbił się w pulsujący środek, szybkie ruchy jego bioder przeszywały krocze dziewczyny, dając jej bolesną rozkosz, przycisnął swój nagi tors do wiotkiego ciała Blanki, mocno chwytając jej dłonie i przyciskając do kołyszącego się w ich rytmie samochodu. Erotyczny taniec ich spragnionych ciał trwał długo, bujali się powoli, ciesząc się każdą sekundą przyjemności, jaką sobie dawali. Komandos ściskał ustami różowe sutki kochanki, jej piersi jeszcze nigdy mu tak nie smakowały jak dziś. Ruchy Adama z chwili na chwilę stawały się coraz szybsze i głębsze. Czuł nadchodzący orgazm, mocno chwycił nogi dziewczyny i mocno przycisnął do jej brzucha, z całej siły wbił się w tętniące wnętrze, aż głośny jęk bólu i rozkoszy przeszył jego uszy, nie zwracając uwagi na jej zmęczenie posuwał ją coraz szybciej i brutalniej, w końcu dał upust emocjom i zalał jej wnętrze ciepłym nasieniem. Gorący orgazm pochłoną jego wycieńczone ciało, ale pomimo zmęczenia nie przestawał się kołysać między miękkimi udami ukochanej.
Zaspokojony i szczęśliwy opadł na rozgrzane, mokre ze zmęczenia ciało Blanki. Ich szaleńcze oddechy pieściły ich uszy, Komandos zachłannie całował szyję dziewczyny, ciesząc się jej każdym dotykiem, a nozdrza zaciągały głęboko jej oszałamiający zapach.
— Kocham cię dziewczyno, bez ciebie już nie żyję — szeptał Blance do ucha.
Wydychane przez Adama powietrze łagodnie łaskotało jej wilgotną skórę. Leżała wciąż pod nim i biła się z myślami co ma zrobić. Trudno jej było być zazdrosną o pocałunek z dziewczyną, która właśnie zmarła, ale bała się, co będzie dalej, kolejna znajoma, która poprosi go o seks na pożegnanie… Z drugiej strony kochała go i nie chciała odchodzić, jej życie bez Adama nie miało już sensu.
— Puść mnie już — szepnęła.
— Słońce, nigdy cię nie puszczę. Nigdy nie pozwolę ci odejść, słyszysz? — oparł się na rękach i zawisł nad jej twarzą — oboje będziemy cierpieć.
— Adam, nie mam żalu o ten pocałunek. Serio staram się ciebie zrozumieć, ale zrozum też mnie. Jak za rok spotkasz inną byłą, która poprosi cię o to samo to, co zrobisz?
— Nigdy więcej nie popełnię tego błędu, naprawdę nie sądziłem, że ta jedna chwila może narobić tyle szkód i że będzie miała takie skutki — podniósł się i powoli ubrał.
Podał Blance leżące obok ubrania i z przerażeniem patrzył. jak się ubiera i odwraca od niego wzrok. Wiedział, co to może oznaczać.
— Słońce, rozumiem, że nie chcesz już ze mną być. Mój błąd, nie obwiniam cię o nic. Jeśli tego sobie życzysz, to nie mogę niczego od ciebie wymagać. Pamiętaj — położył dłonie na jej biodrach i lekko przyciągnął do siebie — należę tylko do ciebie, jeśli będziesz kiedyś chciała wrócić, to zawsze i o każdej porze będę czekał — jego wzrok świdrował oczy Blanki.
Czuła jak do oczu napływają jej łzy. Bez słowa wsiadła do samochodu i czekała na wciąż wpatrzonego w nią Adama.
Karolina siedziała z Dorianem w salonie i przytulona milczała, myśląc, jak bardzo ich życie się wywróciło, spoglądała na spokojną twarz narzeczonego i zastanawiała się jak najdelikatniej zacząć z nim rozmowę.
— Don, muszę ci coś ważnego powiedzieć — zaczęła niepewnie.
Wbił w nią płonący wzrok i odruchowo wsunął dłoń pod czarną, opiętą koszulkę, powoli przesuwając ją w kierunku pępka. Przychylił ciepłe usta do ucha dziewczyny.
— Chcesz mi powiedzieć, że będziemy mieli małego Dorianka? — wyszeptał z iskierkami w oczach.
Karolina uśmiechnęła się, ale jej wzrok nadal był smutny.
— Niestety kochanie, to nie o to chodzi, wiem, że czekasz, ale… — nagle łzy napłynęły jej do oczu.
— Kotek, no co ty — mocno otulił ją ramieniem — nie dziś, to za miesiąc albo za rok. Nie przejmuj się tak, kocham cię z dzieckiem czy bez dziecka, na zawsze — chwycił jej brodę i podciągnął do swoich ust — no to co chciałaś mi powiedzieć?
— Mam prośbę, żebyś ściągnął jutro tutaj Tomka, chciałam z nim porozmawiać.
Wzrok Doriana zapłonął złością.
— Zrobił ci coś? — w jego głosie słychać było żądzę mordu.
Karolina w milczeniu patrzyła w piwne oczy narzeczonego.
— Zabiję skurwiela! — próbował podnieść się z kanapy, ale Karolina przycisnęła go do oparcia.
— Don, uspokój się on mi nic złego nie zrobił!
— Jeśli dotknął cię choćby palcem, to go rozerwę w rękach!
— Nie no dotknąć to on mnie dotknął, i to nie raz… — zaśmiała się.
— Kurwa, Karo serio cię to bawi?
— No dobra już się nie śmieję. Od początku ci opowiem ok? Tylko się nie wkurzaj.
Karolina spokojnie zaczęła mówić o ich wyjeździe do klubu i o wydarzeniu, które miało miejsce za lokalem. Ze łzami w oczach, ze szczegółami mówiła co się tam działo. Czuła coraz silniej zaciskające się na niej ramię Doriana. Spojrzała na jego poważną, zmienioną twarz, jego szczęki zaciskały się rytmicznie i, mimo że widziała tylko jego profil to zauważyła łzy w jego piwnych oczach. Chwilę wahała się co powiedzieć dalej i ile z tego, co się tam stało może mu powiedzieć. Dorian siedział w milczeniu tak, jakby nie zauważył, że na chwilę przestała mówić.
— …i wtedy przybiegł Tomek — zdenerwowana kontynuowała — oderwał ode mnie tego faceta i…
— Zastrzelił go? — dokończył za nią.
Była zaskoczona, bo odezwał się pierwszy raz odkąd zaczęła opowiadać.
— Zastrzelił — na samo wspomnienie tamtej sceny otarła łzę — Ale jak! Chyba cały magazynek w niego władował.
— I dobrze. Co dalej?
— Skaza zadzwonił do kogoś, żeby zabrali to, co z niego zostało. Don ja mu nawet nie zdążyłam podziękować…
— Nie musisz, to był jego obowiązek — powiedział chłodno i bez emocji.
— Wiem, ale nie chodzi mi o to, że mi wtedy pomógł tylko…
— Tylko co? — słychać było, że jest wściekły.
— Tylko o to, co później dla mnie zrobił… — powiedziała niepewnie.
Dorian bez słowa wstał i powoli podszedł do barku, nalał do szklanki koniak Komandosa i podniósł do ust.
— Pijesz? Przecież bierzesz leki — zaskoczona dziewczyna podniosła się z kanapy.
— Już mi chyba nic kurwa nie zaszkodzi co? — patrzył na narzeczoną z wyrzutem i żalem.
— Dorian, co z tobą?
— Ze mną? To może ty mi powiedz co Tomek takiego ci zrobił, że chcesz mu podziękować co? Dobrze ci z nim było?
— A ciebie to w łeb tam nie postrzelili? Co ty pieprzysz? Chodzi mi o to, że zajął się mną jak najlepszy przyjaciel. Nic nie musiałam mówić, a on wiedział, czego potrzebuję, nie odstępował mnie na krok dopóki nie wysiedliśmy pod domem — nagle Karolina się rozpłakała — Bałam się Don! Bałam się każdego faceta, który obok mnie przechodził, który na mnie spojrzał. Wbijałam w rękę Tomka paznokcie ze strachu, a on bez słowa siedział obok mnie i czekał, aż mi będzie lepiej. O nic mnie nie pytał, niczego ode mnie nie chciał, po prostu był! Wiem, że sporo ryzykował, to był wasz klub i wszyscy wiedzieli kim jestem, a mimo to cały czas trzymałam go za rękę, a on nic sobie z tego nie robił.
— No proszę, jaki rycerz… — lekceważący głos Doriana poruszył nerwy Karoli.
— Wiesz co? Wal się! — odwróciła się i pobiegła do sypialni.
Dorian usłyszał tylko trzaśnięcie drzwi. Było mu głupio, ale wiedział, czym może się skończyć zbytnia poufałość między Tomkiem a Karoliną. Podniósł szklankę z koniakiem do ust i wciągnął zapach bursztynowego płynu.
— Wykończy mnie ta kobieta.
Odstawił szklankę na stolik i usiadł na kanapie, opierając wciąż bolącą nogę o stojącą obok pufę. Był wściekły na siebie, że tak potraktował Karolinę, na Tomka, że nie dopilnował wszystkiego jak trzeba… Jego myśli wciąż krążyły wokół sceny, którą mu opowiedziała, nie mógł sobie podarować, że zostawił ją samą i dopuścił, żeby coś jej się stało. Zatopiony w myślach nawet nie zauważył, ile czasu tak siedział. Ocknęły go głośne kroki na schodach, odruchowo odwrócił głowę i zobaczył przejętą twarz Karoliny.
— Kotek co się stało?
Dziewczyna podeszła do stolika i popatrzyła mu w oczy.
— Komandos przyjechał…
Z niecierpliwością patrzyli w stronę drzwi wejściowych do domu, lecz nikt się nie pokazywał. Nerwy Karoli napinały się z każdą sekundą coraz mocniej, co chwilę spoglądała na Doriana, wciąż wierząc, że Adam wróci z Blanką.
Kiedy usłyszała otwierające się drzwi wejściowe zamarła, ze wstrzymanym oddechem czekała kto wejdzie do salonu, a po chwili ujrzała Adama, który ze wzrokiem utkwionym w podłogę wchodził do pokoju sam. Wkurzona dziewczyna chwyciła stojącą na stole szklankę i z całej siły rzuciła nią w mężczyznę.