Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Zaśpiewaj tylko dla mnie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 kwietnia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zaśpiewaj tylko dla mnie - ebook

Od tego momentu już nic nie będzie takie jak wcześniej.
To była najstraszniejsza noc w życiu Gai. Gdy zrozpaczona dziewczyna myślała, że to już koniec, w ostatniej chwili na jej drodze stanął jednak mężczyzna, który miał odmienić jej życie.
Pochodzą z zupełnie różnych światów i na pozór nic ich nie łączy. Wkrótce jednak przyciąganie między tymi dwojgiem staje się tak silne, że nic nie będzie w stanie go powstrzymać.
Dla obojga zaczyna się szalona jazda bez trzymanki. Dokąd ich zaprowadzi? Czy pokonają przeszkody piętrzące się na ich wspólnej drodze? Czy czeka ich happy end?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68261-57-8
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Gaja

Par­kiet drży pod no­gami, kiedy z wiel­kich ko­lumn usta­wio­nych przy sta­no­wi­sku DJ-a raz po raz wy­do­by­wają się gło­śne dźwięki basu. Tań­czę z pu­stą szklanką w dłoni na­prze­ciw męż­czy­zny, który tego wie­czoru bez­ce­re­mo­nial­nie za­pro­po­no­wał mi drinka. Rzadko się na to go­dzę. W za­sa­dzie ni­gdy. Mam swoje za­sady, a wła­ści­wie jesz­cze go­dzinę temu są­dzi­łam, że ist­nieją. Po­sta­no­wi­łam je zła­mać, kiedy fa­cet z na­prawdę szcze­rym uśmie­chem po­wie­dział mi, że mam atrak­cyjne do­łeczki w po­licz­kach. Ewe­ne­ment. Prę­dzej spo­dzie­wa­ła­bym się spro­śnego ko­men­ta­rza na te­mat in­nych par­tii ciała, tych znacz­nie po­ni­żej głowy. Tak naj­czę­ściej bywa w przy­padku chło­pa­ków bę­dą­cych mo­imi ró­wie­śni­kami. Dla­tego po­sta­no­wi­łam dać szansę temu go­ściowi. Poza tym prze­zor­nie po­de­szłam z nim do baru i ode­bra­łam pro­po­no­wany na­pój nie­malże od sa­mego bar­mana.

Roz­glą­dam się do­okoła. Wi­dzę ko­le­żankę, z którą tu­taj przy­szłam. Bawi się w naj­lep­sze w ra­mio­nach chło­paka z na­szej uczelni. Może w końcu też po­win­nam za­cząć ko­rzy­stać z ży­cia? Spo­śród setki róż­nych osób, które się tu­taj znaj­dują, znaczną część ko­ja­rzę, i to nie dla­tego, że je­stem by­wal­czy­nią klu­bów. Lo­ka­to­rzy aka­de­mika, w któ­rym przez trzy lata miesz­ka­łam i ja, naj­wy­raź­niej po pro­stu upodo­bali so­bie tę dys­ko­tekę.

Po­wra­cam wzro­kiem do męż­czy­zny sto­ją­cego na­prze­ciwko mnie. Mrużę oczy, pró­bu­jąc przy­po­mnieć so­bie jego imię, ale w za­sa­dzie na­wet nie wiem, czy w ogóle się przed­sta­wił. Wy­gląda tro­chę ina­czej niż więk­szość obec­nych tu­taj fa­ce­tów. Może po­wo­dem są ele­ganc­kie spodnie i ciemny golf za­miast zwy­kłego T-shirtu? W każ­dym ra­zie ma klasę. Wy­soki, ciem­no­włosy, z jedną dło­nią we­pchniętą w kie­szeń wwierca we mnie spoj­rze­nie. Chyba nie prze­stał mi się przy­glą­dać, od kiedy we­szli­śmy ra­zem na par­kiet. To tro­chę krę­pu­jące. Uśmie­cha się, pod­cho­dzi do mnie i wyj­muje mi z ręki pu­stą szklankę. Kła­dzie dłoń na mo­ich ple­cach i za­czyna bu­jać się ze mną w rytm mu­zyki. Nie ukry­wam, że robi się cał­kiem przy­jem­nie.

Za­sta­na­wiam się nad tym, dla­czego wy­brał aku­rat mnie, bo prze­cież na­prawdę ni­czym się nie wy­róż­niam. Pro­ste dżinsy, biały, do­pa­so­wany top, który nie od­sła­nia ani brzu­cha, ani tym bar­dziej de­koltu. To skromny strój na tle ra­czej roz­ne­gli­żo­wa­nego tłumu. Moje brą­zowe włosy już też z pew­no­ścią zdą­żyły się zmierz­wić po tym, jak w domu nie do końca sta­ran­nie po­trak­to­wa­łam je pro­stow­nicą.

– Chyba nie by­wasz tu­taj zbyt czę­sto, co? – Męż­czy­zna prze­rywa mi my­śle­nie.

Od­chy­lam się i spo­glą­dam mu pro­sto w oczy. W bla­sku stro­bo­sko­pów do­strze­gam, że są szare. Wcze­śniej nie mia­łam oka­zji przy­glą­dać się mu z tak bli­ska.

– Nie chcę za­brzmieć zbyt nudno, ale zwy­kle nie mam na to czasu.

– Stu­dia? – do­cieka.

– Stu­dia, praca – wy­mie­niam i przy­po­mi­nam so­bie o ju­trzej­szej roz­mo­wie, na któ­rej mu­szę zja­wić się w do­brej for­mie. – To zna­czy... praca jesz­cze do nie­dawna. Za­mknięto re­stau­ra­cję, w któ­rej by­łam za­trud­niona. Więc – wzru­szam ra­mio­nami – chwi­lowo je­stem bez­ro­botna. Mam na­dzieję, że to nie po­trwa zbyt długo. – Jesz­cze parę dni temu przy­wo­ła­nie tego te­matu do­pro­wa­dzało mnie do łez. Te­raz czuję tylko nie­przy­jemny, ale przej­ściowy ucisk w żo­łądku. Mu­szę zna­leźć coś no­wego, żeby ja­koś się utrzy­mać w mie­ście. Moi ro­dzice żyją skrom­nie, więc ni­gdy nie ośmie­li­ła­bym się pro­sić ich o ja­kie­kol­wiek pie­nią­dze. Zresztą skąd mie­liby je wziąć? Prze­pro­wadzka do Kra­kowa to był tylko i wy­łącz­nie mój po­mysł, więc to ja mam obo­wią­zek po­no­sić kon­se­kwen­cje ta­kiej de­cy­zji.

– Z taką bu­zią na pewno coś szybko znaj­dziesz – kom­ple­men­tuje mnie, a ja nie wiem, co mam mu od­po­wie­dzieć. Po­dobne sy­tu­acje są dla mnie nie­zręczne. Opusz­czam wzrok, ale tylko na chwilę.

– Są­dzę, że mam inne za­lety, które na­prawdę mogą przy­dać się w... – Milknę. Marsz­czę czoło, bo na­gle za­czyna mi się krę­cić w gło­wie. – W pracy – koń­czę. Przy­trzy­muję się ra­mie­nia nie­zna­jo­mego i zer­kam w bok. Dziwne. Pró­buję zro­zu­mieć, co się ze mną dzieje. Ale to chyba nie ze mną. To ko­lory wo­kół mnie na­gle stają się żyw­sze. Wcze­śniej tego nie za­uwa­ży­łam. I ta mu­zyka. Zmie­niła brzmie­nie. Te­raz jest bar­dziej płynna. Jakby bar­dziej spójna. Zde­cy­do­wa­nie gło­śniej­sza.

– Zmie­nił się DJ? – wy­pa­lam gło­śno.

Oboje z nie­zna­jo­mym spo­glą­damy w stronę źró­dła dźwięku.

– Nie. Dla­czego? – od­po­wiada mi i zerka na mnie po­dejrz­li­wie.

Kręcę głową. Wła­ści­wie sama nie wiem, dla­czego o to za­py­ta­łam. Za­czy­nam się śmiać, w za­sa­dzie bez po­wodu. Chyba zwa­rio­wa­łam. Fa­cet po­my­śli, że je­stem głu­pia. Nie­ważne. Mogę się śmiać i ba­wić. Za­my­kam oczy i za­czy­nam wić się w rytm ko­lej­nych ude­rzeń wy­do­by­wa­ją­cych się z ko­lumn. Czuję je każdą ko­mórką ciała, jak­by­śmy z mu­zyką two­rzyły zsyn­chro­ni­zo­waną jed­ność. Dźwięki prze­ni­kają mnie na wskroś. Jesz­cze ni­gdy nie tań­czyło mi się tak do­brze. Tak in­ten­syw­nie.

– Wszystko w po­rządku? – sły­szę głos nie­zna­jo­mego. Jest mę­ski. Głę­boki i po­cią­ga­jący. Pró­buje się prze­bić przez mu­zykę.

– Nie wiem – od­po­wia­dam, bo tak się wła­śnie czuję. Nie­co­dzien­nie. Znów za­czy­nam chi­cho­tać, bo cały ten wie­czór wy­daje mi się za­bawny. Śmieję się chyba sama z sie­bie. Na­gle dłoń nie­zna­jo­mego za­czyna prze­su­wać się po mo­ich ple­cach. Prze­cho­dzi mnie przy­jemny dreszcz. Prze­staję re­cho­tać i wcią­gam po­wie­trze.

– Kto to ma wie­dzieć, jak nie ty? – kon­ty­nu­uje tę bez­sen­sowną gadkę.

– Ty – przy­gry­zam wargę. – Słabo mi. – Opie­ram głowę o jego klatkę pier­siową. Dziw­nie się czuję. Nie je­stem zmę­czona, wręcz prze­ciw­nie. Ogar­nia mnie ja­kieś nie­ty­powe po­bu­dze­nie, a przy tym kręci mi się w gło­wie. A prze­cież wy­pi­łam tylko jed­nego drinka.

– Chcesz wyjść? – pyta on. Przy­trzy­muję się jego ra­mie­nia i bu­jam na boki, bo nie po­tra­fię ustać w miej­scu. Ki­wam głową, że tak. Choć sama nie wiem, czego w tym mo­men­cie naj­bar­dziej chcę.

Męż­czy­zna ła­pie mnie za rękę i cią­gnie za sobą. Prze­ci­skamy się przez tań­czą­cych lu­dzi. Ktoś śmier­dzi po­tem. Wzdry­gam się, ale za­pach szybko znika. Kiedy do­cie­ramy do roz­sta­wio­nych pod ścia­nami bok­sów, przy­staję, zwra­ca­jąc na sie­bie uwagę nie­zna­jo­mego.

Pa­trzy na mnie zdzi­wiony i wy­cze­ku­jąco pod­nosi brew.

– Ja na­wet nie wiem, jak ty masz na imię. – Roz­kła­dam bez­rad­nie wolną rękę i wzru­szam ra­mio­nami. – Nie pa­mię­tam, czy mi to wcze­śniej mó­wi­łeś.

Par­ska śmie­chem.

– A jak byś mnie na­zwała? – od­po­wiada py­ta­niem na py­ta­nie.

– Nie wiem. Oskar? – su­ge­ruję.

– Może być – po­ta­kuje i ru­sza da­lej, wciąż trzy­ma­jąc moją dłoń. Jest za­gad­kowy. Cały ten wie­czór taki się wy­daje. Może po­win­nam zo­stać w klu­bie i po­szu­kać Kasi. Zer­kam w bok, ale wszy­scy lu­dzie zle­wają się w jedną bez­kształtną masę. Nie roz­po­znaję ni­kogo. To­talny chaos.

Wy­cho­dzimy na ze­wnątrz. Jest błogo. Let­nie po­wie­trze wy­daje się rześ­kie. Do­piero te­raz uświa­da­miam so­bie, jak w klu­bie było mi duszno. Te­raz od­dy­cham pełną pier­sią.

– Do­kąd idziemy? – do­py­tuję, kiedy orien­tuję się, że nie­zna­jomy vel Oskar cią­gnie mnie w stronę par­kingu. – Bo chyba nie do sa­mo­chodu! – Znów za­czy­nam się śmiać. Dzi­wię się sama so­bie, że po­tra­fię być wy­lu­zo­wana. Na co dzień sto pro­cent roz­sądku, a te­raz bez­tro­ska wy­daje mi się dzie­cin­nie pro­sta. Gdyby jesz­cze nie te za­wroty głowy, by­łoby na­prawdę cu­dow­nie. W końcu ja, Gaja Ryb­ska, po­tra­fię się ba­wić! – Cze­kaj. – Znów przy­staję w miej­scu. Wszystko do­okoła wi­ruje jesz­cze szyb­ciej niż przed chwilą. Mam wra­że­nie, że na mo­ment tracę od­dech. Pusz­czam dłoń nie­zna­jo­mego. Po­chy­lam się i opie­ram ręce na udach.

– Jest do­brze. – Jego głos po­brzmiewa gdzieś nade mną. Działa uspo­ka­ja­jąco. – Też tak cza­sami mam, kiedy prze­by­wam w tłu­mie. To dla­tego. – Znów chwyta moją dłoń. Chyba ma ra­cję. Pro­stuję się, a wtedy on po pro­stu bie­rze mnie na ręce.

– Prze­stań, wa­ria­cie – śmieję się, ale nie wy­ry­wam. Nie mam za­miaru. Opla­tam rę­kami jego szyję. Czuję się lekka jak piórko. Fi­zycz­nie i men­tal­nie. Zero trosk. Jakby to nie było moje ży­cie.

Mija chwila, do­cie­ramy do ja­kie­goś bia­łego auta. Rze­komy Oskar sta­wia mnie na ziemi i za­czyna grze­bać w kie­szeni spodni. Chwilę po­tem ze sto­ją­cego przed nami po­jazdu do­ciera cha­rak­te­ry­styczny od­głos od­blo­ko­wy­wa­nia drzwi. Mu­siał na­ci­snąć gu­zik na pi­lo­cie.

Przy­glą­dam się bu­dyn­kom sto­ją­cym wo­kół mnie. Wy­dają się tak bar­dzo obce, choć prze­cież ode­szli­śmy od klubu za­le­d­wie ka­wa­łek. Wtedy ciem­no­włosy nie­zna­jomy kła­dzie dłoń na moim po­liczku i za­czyna mnie ca­ło­wać. Wszystko dzieje się tak szybko. Nie mam czasu na to, by za­re­ago­wać. Je­stem za­mro­czona, ale wiem jedno. Chcę tego. Wła­ści­wie... chyba tego chcę. Już tak dawno nie by­łam z ni­kim bli­sko. Nie mia­łam na to czasu. Dziś jest mój dzień.

Nie­zna­jomy vel Oskar otwiera drzwi sa­mo­chodu i po­maga mi wsiąść. Opa­dam na skó­rzany fo­tel, a do mo­ich noz­drzy do­ciera za­pach luk­susu. Ba­na­nowe fo­tele, ba­na­nowa de­ska roz­dziel­cza, chro­mo­wane wy­koń­cze­nia. Sunę po nich pal­cem. Matko Bo­ska! Kok­pit tego auta chyba nie­wiele różni się od kok­pitu sa­mo­lotu. Wszystko się tu­taj świeci. Przy­my­kam po­wieki, bo ja­skrawe świa­tełka draż­nią moje oczy, choć ni­gdy do­tąd nie mia­łam pro­blemu z nad­wraż­li­wo­ścią na świa­tło.

Sły­szę od­głos sil­nika. Ru­szamy z miej­sca.

– Do­kąd je­dziemy? – py­tam. W za­sa­dzie nie są­dzi­łam, że w ogóle gdzieś wy­ru­szymy. My­śla­łam, że przy­szli­śmy tu­taj po­sie­dzieć i po­ga­dać w ci­szy. No do­bra, może ewen­tu­al­nie prze­kro­czyć ba­rierę nu­mer je­den. Ale to już zro­bi­li­śmy.

– W fajne miej­sce. – Pa­trzy na mnie przez chwilę, a po­tem na po­wrót kie­ruje wzrok przed sie­bie. Wjeż­dżamy na główną drogę, która o tej po­rze jest nie­mal pu­sta.

Ni­gdy w ży­ciu nie je­cha­łam sama z zu­peł­nie ob­cym ty­pem. W za­sa­dzie nie jest aż tak obcy. Ma na imię vel Oskar.

Kur­czę blade.

To nie jest jego praw­dziwe imię.

– Chyba chcę wy­siąść – mó­wię mu z za­sko­cze­nia. W gło­wie za­pala mi się ja­kaś blada czer­wona lampka.

– No coś ty – śmieje się. Ła­pie mnie za ko­lano i prze­suwa pal­cami wy­żej. – Chcesz coś na uspo­ko­je­nie? – pyta.

– Nie. – Kręcę głową. Nie wiem, czy cho­dzi mu o ta­bletki czy o coś in­nego, ale nie mam za­miaru ni­czym się fa­sze­ro­wać. – Nie je­stem zde­ner­wo­wana.

Vel Oskar na­ci­ska na ja­kiś gu­zik, a wtedy tuż przed mo­imi ko­la­nami za­czyna po­woli otwie­rać się scho­wek. De­li­katna po­świata po­zwala doj­rzeć jego za­war­tość. Wi­dzę puszkę z ener­ge­ty­kiem, ja­kiś spray, per­fumy, Ke­to­nale, Apapy i ja­kieś pu­dełko z ko­lo­rową za­war­to­ścią. Się­gam po nie. O ja cię kręcę! Nie wie­rzę wła­snym oczom.

– To pu­drowe cu­kie­reczki? – do­py­tuję roz­en­tu­zja­zmo­wana z po­wodu ko­lo­ro­wych słod­ko­ści, które pa­mię­tam z lat dzie­ciń­stwa. Tak dawno ich nie wi­dzia­łam.

– Nie! Zo­staw to. – Wy­rywa mi pu­dełko z rąk i wrzuca je z po­wro­tem do schowka. Za­trza­skuje go z im­pe­tem. Jest wy­raź­nie zde­ner­wo­wany, a ja nie ro­zu­miem po­wodu jego na­głego wy­bu­chu zło­ści. Pa­trzę na nie­zna­jo­mego zszo­ko­wana, kiedy po­ciera pal­cami lekko ha­czy­ko­waty nos.

– Do­bra. – Kulę się na przed­nim sie­dze­niu. Nie bar­dzo wiem, jak mam za­re­ago­wać. Kładę rękę na drzwiach, za­sta­na­wia­jąc się nad tym, czy po pro­stu ich nie otwo­rzyć. Chcę wy­siąść. Dziw­nie się czuję. Jesz­cze go­rzej niż przed­tem. Tro­chę chce mi się wy­mio­to­wać.

– Prze­pra­szam. – Ton jego głosu ła­god­nieje. – To cu­kierki młod­szej ku­zynki. Za­po­mniała je w au­cie, a ja obie­ca­łem, że od­dam pu­dełko w nie­na­ru­szo­nym sta­nie – tłu­ma­czy.

– Okej. – Ki­wam głową. Mógł mi prze­cież o tym po pro­stu nor­mal­nie po­wie­dzieć. Zro­zu­mia­ła­bym, nie je­stem głu­pia.

– Nie bądź zła. Opo­wiedz mi coś o so­bie – pró­buje zmie­nić te­mat. Przy tym włą­cza ra­dio, a z gło­śni­ków roz­lega się głos dzien­ni­ka­rza, który mówi coś o go­rą­cych prze­bo­jach lata.

Nie mogę się sku­pić.

– Mó­wi­łam ci. Stra­ci­łam pracę i ju­tro idę na roz­mowę. Cho­lera... – Znów so­bie o tym przy­po­mi­nam. Naj­póź­niej o ósmej mu­szę być na no­gach, żeby punkt dzie­wiąta sta­nąć pod drzwiami firmy prze­pro­wa­dza­ją­cej re­kru­ta­cję. Być może sprzą­ta­nie ho­telu to nie jest ro­bota ma­rzeń, ale dla stu­dentki, dzie­lą­cej czas mię­dzy na­ukę i pracę, ofe­ro­wane w zgło­sze­niu wy­na­gro­dze­nie wy­daje się szczy­tem tych ma­rzeń. Za­leży mi więc, i to na­prawdę bar­dzo.

– Mo­żesz pod­rzu­cić mnie do domu? – py­tam ni stąd, ni zo­wąd.

– Nie. – Vel Oskar wali pro­sto z mo­stu.

– Słu­cham? – do­py­tuję, bo jego bez­po­śred­niość ścina mnie z nóg, choć wcale na nich nie stoję.

Ła­pię za klamkę i po­cią­gam, po­mimo tego, że auto wciąż mknie po głów­nej dro­dze.

– Ale z cie­bie pa­ni­kara. Chcesz wy­paść i po­ła­mać gnaty? – śmieje się ze mnie, na mo­ment roz­luź­nia­jąc at­mos­ferę. – Pod­wiozę cię pod dom, tylko chcę ci coś naj­pierw po­ka­zać. To nie po­trwa długo – za­po­wiada prze­ko­nu­jąco. Po­woli wy­pusz­czam po­wie­trze z płuc. Po­ta­kuję i zer­kam za okno, a świa­tła wo­kół znów zle­wają się w jedną plamę. – Chyba się tro­chę upi­łaś – za­rzuca mi.

– To nie­moż­liwe. Wy­pi­łam tylko jed­nego drinka. – Milknę na mo­ment. – Choć fak­tycz­nie czuję się tak, jak­bym była mocno wsta­wiona – przy­znaję. Może mam po pro­stu gor­szy dzień. Utrata pracy i emo­cje z tym zwią­zane ostat­nio mocno od­biły się na moim zdro­wiu.

– Więc może jed­nak mam ra­cję – stwier­dza.

Nie od­zy­wam się. Za­wie­szam wzrok w jed­nym punk­cie. W mo­jej gło­wie go­ści wielka pustka. Po eu­fo­rycz­nym śmie­chu, chwili po­żą­da­nia i stra­chu na­de­szła bier­ność. Ogar­nia mnie zu­peł­nie zo­bo­jęt­nie­nie.

Nie wiem, ile czasu mija, nim sa­mo­chód za­czyna wy­raź­nie zwal­niać.

W końcu za­trzy­muje się na do­bre.

W le­sie.

Marsz­czę brwi i spo­glą­dam na vel Oskara.

– Co to za miej­sce? Dla­czego tu­taj sta­nę­li­śmy? – py­tam, bo mię­dzy nami pa­nuje nie­zręczna ci­sza. Do­cho­dzi do mnie, że nie gra już ra­dio. A je­dy­nymi świa­tłami, ja­kie wi­dać w po­bliżu, są te, które emi­tuje biały sa­mo­chód nie­zna­jo­mego.

Nie po­doba mi się to. Co my tu ro­bimy?

– Tu­taj? – Chło­pak uśmie­cha się, ale da­lej mil­czy. Trzyma mnie w nie­pew­no­ści. – Mó­wi­łem ci, że naj­pierw chcę ci coś po­ka­zać.

Szcze­rzy białe zęby, ale w jego oczach nie wi­dać już tej ser­decz­no­ści, co wcze­śniej.

Szar­pię za klamkę, by otwo­rzyć drzwi. Tym ra­zem ustę­puje. Drzwi się otwie­rają, a ja do­słow­nie wy­pa­dam na ze­wnątrz, jak­bym stra­ciła kon­trolę nad wła­snym cia­łem. Szczy­pią mnie ręce. Chyba zdar­łam skórę. Serce za­czyna ło­mo­tać mi w piersi. Chcę wstać, ale nogi od­ma­wiają mi po­słu­szeń­stwa. Prze­cież nie wy­pi­łam aż tyle. Coś jest nie tak! Obej­muję się ra­mio­nami i za­czy­nam się trząść.

Mu­szę wstać. Czym prę­dzej!

Gra­molę się z ziemi, kiedy do­strze­gam zbli­ża­jące się w moją stronę buty. Ele­ganc­kie, czarne, luk­su­sowe mo­ka­syny.

Na­bie­ram po­wie­trza w płuca.

– Ra­tunku! – wrzesz­czę ile sił. Choć mam wra­że­nie, że na­gle mi ich za­bra­kło.

– Nie rób scen – mówi su­cho nie­zna­jomy. Stoi z rę­kami wło­żo­nymi w kie­sze­nie i śmieje się kpiar­sko. – Tu­taj i tak nikt cię nie usły­szy.

Wszystko wo­kół wi­ruje. Leżę na ziemi, a su­cha trawa dra­pie moje łydki.

Czuję ból, ale nie mam siły, żeby się sza­mo­tać. Ktoś spu­ścił ze mnie całe po­wie­trze.

Leżę jak kłoda. Ciało nie ma sił, ale wciąż po­zo­stał mi umysł. Wiem, co się dzieje. Kur­czowo trzy­mam gu­zik spodni, ale nie po­wstrzy­muję męż­czy­zny na długo. Nie dam rady. Je­stem spa­ra­li­żo­wana. Pró­buję wy­łą­czyć my­śle­nie. Sku­piam się na ko­ro­nach igla­stych drzew, które roz­po­ście­rają się nad moją głową.

Ale kiedy las mil­czy, ja krzy­czę w my­ślach. I mo­dlę się o to, by nie czuć już nic.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: