- promocja
Zaufaj mi - ebook
Zaufaj mi - ebook
Przebój Wattpada w kategorii romans.
Czy w dzisiejszych czasach można z dnia na dzień stać się księżniczką? Czy dwójka ludzi z zupełnie innych światów będzie w stanie nawiązać relację? Czy uda im się wspólnie pokonać największe lęki? Czy poczują się bezpiecznie w swoim towarzystwie? A przede wszystkim... czy oboje w końcu zaznają w życiu prawdziwego szczęścia?
Ethan Hudson - najpopularniejszy i najbogatszy biznesmen w USA. Prawdziwy rekin biznesu, największy inwestor w kraju. Miliardy dolarów na koncie i trzydzieści lat na karku. Brakuje mu tylko jednego: kobiety, która pokochałaby go nie za to, kim jest, a za to, jaki jest.
Meghan Allen - dwudziestoczteroletnia studentka ostatniego roku medycyny. Wywodząca się z patologicznej rodziny dziewczyna nie ufa ludziom. Urodzona pod mostem, wychowana w przytułkach dla bezdomnych i domach dziecka, stara się jak najlepiej radzić sobie w życiu.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2538-6 |
Rozmiar pliku: | 3,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ale może zacznijmy od początku…
Urodziłam się pod mostem, dosłownie. Całe dzieciństwo wspominam jako tułaczkę po przytułkach dla bezdomnych. Zawsze byłam głodna, odziana w ubrania ukradzione z kontenera, które przede mną nosiło dwadzieścia innych osób. Nigdy nie czułam miłości, nie mówiąc już o jakimkolwiek cieple rodzinnym. Od zawsze czułam, że przeszkadzam swoim rodzicom, mimo iż starałam się pomagać im, jak tylko mogłam. Nigdy nie wiedziałam, kim byli, co robili, dlaczego nasze życie wyglądało tak, a nie inaczej. Dowiedziałam się tego, dopiero kiedy opuszczałam dom dziecka, a moja opiekunka wyznała mi całą prawdę. O tym, że moja matka była prostytutką, a ojciec jej ochroniarzem. Powiedziała mi o tym, że podobno byli znaną we wszystkich klubach parą i nie narzekali na brak pieniędzy. Wszystko zaczęło się psuć, kiedy mój ojciec popadł w alkoholizm bez znanej mi przyczyny, a niedługo po tym matka dołączyła do niego.
Miałam dwanaście lat, kiedy zobaczyłam coś strasznego, coś, czego nigdy nie powinnam zobaczyć, coś, czego nigdy nie powinno zobaczyć żadne dziecko chodzące po tej kuli ziemskiej. Widziałam, jak mój ojciec mordował moją matkę. Własnymi rękami, bez żadnego zawahania. Już tydzień później był w areszcie, a po kilku miesiącach został skazany na dożywocie. Ja zaś trafiłam do domu dziecka i kompletnie zamknęłam się w sobie, nie potrafiąc z nikim porozmawiać o tym, co mnie dręczyło. Płakałam co noc i do tej pory często mi się to zdarza, kiedy tylko w mojej głowie pojawi się tamten obrazek. Nikt nigdy nie dowiedział się całej prawdy. Nikt nigdy nie dowiedział się o tym, że tam byłam i to wszystko widziałam.
Wyjście na prostą zawdzięczam swojej babci, której nie miałam okazji nawet poznać. Chociaż nigdy nie widziała mnie na oczy, przepisała na mnie cały swój majątek, kiedy jej syn poszedł siedzieć. Po opuszczeniu domu dziecka postanowiłam, że postaram się żyć normalnie, tak jak każda dziewczyna w moim wieku. Nie było to jednak proste. To dzięki babci mogłam rozpocząć pracę jako kelnerka, pójść na studia, o których zawsze marzyłam, i wynająć malutkie mieszkanie z przyjaciółką.
Nazywam się Meghan Allen, mam dwadzieścia cztery lata, a to całe moje życie…Głośny krzyk mojej współlokatorki wyrwał mnie ze snu, tak bardzo potrzebnego mi po wczorajszym dniu w pracy. Wracanie do domu o trzeciej nad ranem zdecydowanie nie należało do moich ulubionych zajęć, ale wiedziałam, że choćbym bardzo chciała, nic nie mogłam na to poradzić, i ta świadomość pozwalała mi to znosić za każdym kolejnym razem. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, w której znajdowała się moja przyjaciółka. Stała przed lustrem, wpatrując się we mnie jak w wyrocznię. Jakby liczyła, że przybyłam na ratunek.
– Co się stało? – spytałam, opierając się o futrynę drzwi pomieszczenia.
Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, widząc na podłodze doszczętnie rozkruszony puder. Dziewczyna przeniosła wzrok na swoje dzieło i pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Z czego się śmiejesz? – zaatakowała mnie po chwili, sama jednak powstrzymując się od śmiechu. – Jak ja teraz pójdę do pracy?
– Weź mój – powiedziałam, zakrywając usta dłonią.
– Wiesz, że źle się czuję, używając czegoś twojego. – Spojrzała na mnie z nagłą powagą.
– Nie przesadzaj. – Machnęłam ręką, wciskając jej pudełeczko w dłoń. – Przy następnej okazji się upomnę.
– Umówione. – Kiwnęła głową na potwierdzenie wypowiedzianych słów, po czym z bólem wymalowanym na twarzy wrzuciła swój puder do kosza na śmieci.
– Pracujesz dzisiaj? – spytała Bella, kiedy przeniosłyśmy się do kuchni, żeby wspólnie zjeść śniadanie.
– Dzisiaj nie, ale mam zajęcia do wieczora – odpowiedziałam, wyciągając potrzebne rzeczy z niemal pustej lodówki.
Dziewczyna opadła na ustawione przy stole krzesło.
– Przepraszam, że cię obudziłam, ale myślałam, że dostanę szału, jak ten puder wypadł mi z ręki – westchnęła, przeczesując palcami włosy. – Dlaczego muszę być taką niezdarą?
– Zadaję sobie to samo pytanie, odkąd z tobą mieszkam. – Wzruszyłam ramionami.
Fuknęła obrażona.
Godzinę później Bella poszła do pracy, a ja zostałam w mieszkaniu sama. Sięgnęłam po telefon, żeby sprawdzić, czy na pewno moje zajęcia zaczynały się o tej godzinie, o której mi się wydawało, po czym odłożyłam go na szafkę, ponownie układając się na łóżku. Przekręciłam się na bok i przytuliłam głowę do poduszki, mając zamiar ponownie zasnąć, lecz wcale nie było to tak prostym zadaniem, jak myślałam. Życie czasami było totalnie do bani. Wstałam zrezygnowana, podeszłam do biurka i z przerażeniem popatrzyłam na stertę ułożonych na nim książek. Idź na medycynę, mówili, będzie fajnie, mówili… Taaa, jest super. Nauka zajęła mi dobre kilka godzin, dlatego kiedy wreszcie skończyłam, musiałam zacząć zbierać się na uczelnię. Poszłam do łazienki i doprowadziłam się do względnego porządku. Praca w restauracji wymagała ode mnie makijażu i chociaż nie miałam najmniejszej ochoty tracić pieniędzy na kosmetyki, musiałam kupić chociaż te podstawowe. Ubrałam się w jeansy i szary sweter, po czym zarzuciłam na siebie płaszcz, włożyłam botki i zarzucając torbę na ramię, opuściłam mieszkanie. Na uczelnię miałam blisko, dlatego też po kwadransie byłam na miejscu. Wraz z ludźmi z roku weszłam do dużej auli i zajęłam swoje standardowe miejsce, tuż obok Rose.
– Proszę państwa, zanim zaczniemy, chciałbym powiadomić państwa, że za jakiś czas, nie znam dokładnego terminu, na wykładzie pojawi się sponsor naszej uczelni. W najbliższych dniach przedstawię państwu konkretną datę tego spotkania i prosiłbym, żeby państwo potraktowali to naprawdę poważnie. Ten człowiek jest bardzo wpływowy i nasz dziekan chciałby, żebyśmy wszyscy wypadli przed nim jak najlepiej, żeby zgodził się dalej nas sponsorować – oznajmił wykładowca tuż przed rozpoczęciem swojego wykładu.
Spojrzałam zdziwiona na podekscytowaną Rose, która dosłownie skakała na swoim krześle. Zmarszczyłam brwi i posłałam jej pytające spojrzenie.
– Co ci? – Zaśmiałam się, bawiąc się długopisem w dłoni.
– Sponsor naszej uczelni przyjedzie na nasz wykład! – pisnęła cicho, jakbyśmy przed chwilą wszyscy tego nie usłyszeli.
– A kto jest sponsorem naszej uczelni? – Uniosłam ze zdziwieniem brwi.
Spojrzała na mnie jak na jakąś kosmitkę, zupełnie jakby nie wierzyła w moje słowa. Czy nie wiedziałam o czymś, o czym zdecydowanie powinnam wiedzieć? Wszystko na to wskazywało.
– Jak to kto jest sponsorem naszej uczelni? – powtórzyła moje pytanie. – Ty naprawdę nie wiesz?
– Nie. – Pokręciłam przecząco głową.
– Nie znasz Ethana Hudsona? – prychnęła, jakby to była największa obraza majestatu. – Sorry, ale w to już nie uwierzę.
– Obiło mi się o uszy to nazwisko, ale niczego więcej nie wiem – oznajmiłam, ze zdecydowaniem kręcąc głową.
– Ty żyjesz w jaskini?! – powiedziała trochę głośniej, przyciągając tym spojrzenia siedzących niedaleko osób. – Sorry.
– Trochę tak – uznałam. – Kto to jest? – spytałam cicho, zaś ona wyjęła z kieszeni telefon i zaczęła przeszukiwać Internet.
Pokazała mi urządzenie. Na ekranie zobaczyłam jakiegoś mężczyznę w garniturze. Patrzył prosto w obiektyw. Dłonie miał schowane w kieszeniach spodni. W tle widoczne było wejście do ogromnego wieżowca oraz szyld z nazwą firmy.
– Prezes największego przedsiębiorstwa w Stanach. W dodatku wolny, a to, że tu przyjedzie, to znak od losu. To właśnie ja zostanę jego żoną. – Parsknęłam pod nosem i nie mówiąc nic więcej, wróciłam do robienia notatek, chociaż ciężko było zorientować się w wykładzie. – Podobno ma kupić tę restaurację, w której pracujesz.
Teraz to dopiero spojrzałam na nią zdziwiona.
– Kupić? – Uniosłam brew.
– No tak. – Wzruszyła ramionami. – Nie jestem pewna, ale obiło mi się o uszy, że obecny właściciel chce sprzedać tę restaurację Hudsonowi, a ten ma zrobić z niej jakąś sieć… Nie wiem, nie znam się na takich sprawach. Weź załatw mi jakąś pracę w tej restauracji, bo jak już będzie należała do Hudsona, to na pewno nie zatrudni zwykłej laski z ulicy, a mam wewnętrzną potrzebę bycia jego podwładną. Wyobrażasz to sobie? – Uniosła ramiona. – Najseksowniejszy człowiek świata byłby szefem szefa szefa szefa mojego szefa.
– Stracę pracę – wywnioskowałam pod nosem i wypuściłam trzymany w dłoni długopis. – Zwolni mnie.
Nie mogłam pozwolić sobie na utratę tej posady…
– Jeżeli to się sprawdzi i on naprawdę kupi tę restaurację… – Rose przechyliła w zamyśleniu głowę. – Wydaje mi się, że każda z was będzie mogła się pakować. Wiesz, wszystko, co należy do ludzi jego pokroju, zazwyczaj automatycznie staje się megaprestiżowe, więc nie sądzę, żeby pozwolił zostać kelnerkom pracującym na pół etatu. Jeśli chcesz, mogę pogadać z tatą. Może zatrudni cię u siebie w sklepie.
– Poczekam na rozwój sytuacji, ale dzięki. – Uśmiechnęłam się blado i złapałam długopis, próbując chociaż w jakimś stopniu poświęcić uwagę wykładowi.
Już do końca dnia nie mogłam się na niczym skupić.
Przez cały czas po głowie chodziła mi wizja utraty pracy. Gdyby mnie zwolnili, nie miałabym za co kupić sobie jedzenia, nie mówiąc już o opłatach za mieszkanie. Potrzebowałam pieniędzy i gdybym została bezrobotna, najprawdopodobniej wizja spokojnego życia, którą udało mi się stworzyć w głowie, przestałaby być czymś możliwym. Bez środków nie mogłabym pozwolić sobie na mieszkanie, nie mówiąc już o studiowaniu, a znalezienie innej pracy wcale nie było tak proste, jak mogłoby się wydawać. Otarłam spływające po policzkach łzy i weszłam do kamienicy, starając się więcej nie płakać, żeby przyjaciółka nie zobaczyła mnie w takim stanie. Nie chciałam siać wśród dziewczyn paniki, chociaż reakcja Rose świadczyła o tym, że pewnie nie przejęłyby się utratą pracy, tylko tym, że spotkają samego Ethana Hudsona.
– Meg, znalazłam świetny film na wieczór! – Wesoły głos Belli rozniósł się po mieszkaniu, nim zdążyłam dobrze do niego wejść.
– Nie mam ochoty – odparłam, odkładając kurtkę na wieszak. – Jestem zmęczona. Chyba pójdę się położyć.
– Coś się stało? – Bella oparła się o framugę, w progu do jej pokoju i skrzyżowała ręce na piersiach, przyglądając mi się badawczo.
– Po prostu mam dość tego dnia – oznajmiłam.
Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.
Wzięłam prysznic, podczas którego cudem udało mi się powstrzymać od płaczu. Sama wizja utraty pracy, której, swoją drogą, nienawidziłam, przerażała mnie i od razu miałam przed oczami moich rodziców oraz to, że mogę skończyć tak jak oni. Nie mogłam na to pozwolić. Naprawdę nie mogłam na to pozwolić i chociaż w tym, co powiedziała Rose, nie było nic pewnego, to nie wzięło jej się znikąd i jeżeli takie plotki do niej dotarły, to coś musiało być na rzeczy. Umyłam zęby i rozczesałam włosy, po czym przeszłam do swojego pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko i opatuliłam kołdrą z każdej strony. Czułam się tak przytłoczona, że zaniosłam się cichym szlochem, nie chcąc, żeby siedząca za ścianą przyjaciółka mnie usłyszała, a po jakichś dwóch godzinach wreszcie zasnęłam.Ethan
Z wymalowaną na twarzy irytacją spojrzałem na dłoń siedzącego naprzeciw mnie mężczyzny. Poczułem wielką ochotę, by wyrwać mu ten cholerny długopis, którym cały czas uderzał o szklany blat stołu, i wywalić go z sześćdziesiątego piątego piętra, na którym mieściła się moja firma. Moja asystentka wygłaszała długi monolog na temat rzekomej współpracy między firmami. Nawet jej nie słuchałem, ponieważ już podjąłem decyzję, że nie włożę żadnych pieniędzy we współpracę z tym gościem od długopisu. Za bardzo mnie irytował. Od pierwszego wejrzenia. Poprawiłem szary krawat, jednocześnie poprawiając się na krześle. Nie zważając nawet na to, czy wyglądam na zainteresowanego rozmową, wpatrzyłem się w panoramę miasta rozciągającą się za przeszkloną ścianą mojego gabinetu. Spotkania biznesowe to nie zawsze fascynująca burza mózgów, w której każdy rzucał swoimi pomysłami. Zwykle był to monolog jednej ze stron, z którym druga strona albo się zgadzała, albo nie. Wszyscy chcieli ze mną współpracować, bez względu na to, jak nisko ich wyceniłem. Większość spławiałem po jednym spotkaniu twarzą w twarz, o ile do tego spotkania w ogóle dochodziło.
– Wraz z panem Hudsonem przeanalizujemy państwa propozycję i w ciągu dwóch dni dostaną państwo maila z naszą decyzją. Dziękuję za spotkanie i poświęcony czas. – Słowa Rachel wyrwały mnie z transu.
Podniosłem się z krzesła dokładnie w tym samym momencie co facet od długopisu i z niechęcią wyciągnąłem dłoń w jego stronę.
– Dziękujemy za wysłuchanie naszej propozycji, panie Hudson. Mam nadzieję, że nawiążemy współpracę.
Chciałbyś…
– Ja również dziękuję, panie Black – odparłem z udawanym optymizmem.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy dwójka ludzi opuściła wreszcie mój gabinet.
– Musisz zmienić tę formułkę na końcu – stwierdziłem, kierując swoje słowa w stronę asystentki. – To nie oni poświęcają nam czas, tylko my im.
– Ethan, ty chociaż wiesz, o czym było to spotkanie? – westchnęła trzydziestodwulatka, poprawiając kok na czubku głowy.
Spojrzałem na kobietę, która była moją prawą ręką. Od początku współpracy uważałem, że darzyła naszych klientów i współpracowników zbyt dużą sympatią. Jak by nie patrzeć, w tym celu ją zatrudniłem. Nie potrafiłem uśmiechać się na zawołanie.
– Po co mi to wiedzieć? – Wzruszyłem ramionami, wkładając ręce do kieszeni spodni. – Przepraszam, że cię nie słuchałem, ale odkąd weszli, wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Myślałem, że ten gość doprowadzi mnie do szału, więc możesz od razu napisać im maila z rezygnacją.
– To nie będzie trochę… niegrzeczne? – Skrzywiła się niepewnie.
Wspominałem już o sympatii?
– A walenie długopisem w stół przez całe spotkanie jest grzeczne? – prychnąłem. – Jak tak zależy ci na grzeczności wobec tego pajaca, możesz poczekać i napisać to za dwa dni. Daję ci wolną rękę, ale masz im wysłać rezygnację.
– Jesteś pewien?
Spojrzałem na nią z powagą.
– Rachel, proszę cię, wróć do swoich obowiązków.
– Masz rację, przepraszam. To twoja decyzja – odparła i wyszła, zostawiając mnie samego w pomieszczeniu.
Podważanie mojego zdania było rzeczą, której zdecydowanie najbardziej nie lubiłem, i chociaż każdy z pracowników mógł przedstawić swoją opinię w razie moich wątpliwości, co zdarzało się niezwykle rzadko, to nie tolerowałem komentarzy, kiedy byłem w stu procentach pewien swojej decyzji. W tym przypadku na pewno nie wytrzymałbym ani godziny dłużej z gościem od długopisu.
– Panie Hudson, mogłabym zająć panu chwilę? – Główna sekretarka pojawiła się w pomieszczeniu.
Oderwałem wzrok od ekranu komputera, by na nią spojrzeć.
– Jasne, Susan. O co chodzi? – Oparłem się łokciami o blat drewnianego biurka.
– Przygotowałam grafik spotkań na następny tydzień. – Zaczyna się… – W poniedziałek ma pan pięć spotkań z klientami na miejscu i na godzinę osiemnastą zamówiłam samolot, którym poleci pan na spotkania w Nowym Jorku. W środę w planie ma pan cały dzień spotkań, między którymi zrobiłam panu dwudziestominutową przerwę na wizytę w restauracji „Matthew”…
– Boże, co to za nazwa? – prychnąłem z rozbawieniem, sprawiając, że na twarzy kobiety pojawił się uśmiech.
– W czwartek w Filadelfii ma pan konferencję z przedstawicielami przedsiębiorstw europejskich i tak jak pan sobie życzył, zostanie pan tam do soboty. W sobotę o godzinie siódmej rano ma pan samolot do Atlanty, gdzie ma pan cztery spotkania i około godziny dwudziestej czwartej powinien pan wrócić do Bostonu. Na niedzielę nie umawiałam żadnych spotkań. – Przetarłem twarz dłońmi na samo wyobrażenie nadchodzącego tygodnia. – W najbliższych dniach ustalę również datę wizyty w uniwersytecie medycznym.
– Dziękuję – powiedziałem.
– Zapowiada się pracowity tydzień, panie Hudson – stwierdziła ze współczującym uśmiechem.
– Jak każdy. – Pokręciłem z rozbawieniem głową. – Powiadom Rachel o wylocie do Nowego Jorku i Filadelfii. Zarezerwuj pokoje w hotelach…
– Właśnie! Zapomniałabym panu powiedzieć – przerwała mi podekscytowana. – Dzwonił szef ekipy remontowej i powiedział, że pana hotel w Arizonie jest już prawie gotowy. Kończą ostatnie poprawki wnętrz. Nie mogli nawiązać z panem kontaktu, więc Rachel wybrała za pana kolor płytek w łazienkach.
– Idealnie. – Westchnąłem z rozbawieniem. – Zrób to, o co cię prosiłem, i masz wolne.
– Dziękuję, panie Hudson.
Wyszła.
Nareszcie święty spokój.
Kolejne spotkania zakończyły się o dwudziestej pierwszej, dlatego właśnie o tej godzinie mogłem spokojnie opuścić firmę. Wsiadłem do podstawionego pod samo wejście samochodu. Kierowca zamknął za mną drzwi i zajął miejsce za kierownicą. Droga z firmy do mojego mieszkania zajmowała niecałe dziesięć minut, za co wielokrotnie byłem wdzięczny. Wysiadłem na parkingu podziemnym i skierowałem się w stronę wind. Wjechałem na sam szczyt najwyższego budynku w Bostonie. Wyszedłem z windy bezpośrednio do swojego salonu. Od razu pojawiła się gosposia.
– Dobry wieczór, panie Hudson. Jest pan głodny? – spytała Helen, jak zawsze pełna pozytywnych emocji.
Nie było dnia, w którym by się nie uśmiechała.
Helen pracowała dla mnie od czterech lat. Była to pięćdziesięcioletnia kobieta, którą uwielbiałem za to, że nigdy nie wchodziła mi w drogę i nigdy mi nie przeszkadzała.
– Dobry wieczór, Helen – odparłem, rozwiązując krawat. – Niczego nie potrzebuję, możesz iść już do domu. Ty również, Eric.
Ochroniarz i gosposia skinęli zgodnie głowami i zniknęli mi z pola widzenia. Westchnąłem głośno, po czym dłońmi przetarłem zmęczoną twarz. Miałem dość tego dnia, a na myśl, że zaraz miał nadejść kolejny, równie monotonny jak ten, miałem ochotę nigdy więcej się nie obudzić. Oto właśnie druga strona medalu, Hudson. Chciałeś być prezesem, jesteś prezesem.
Moje ogromne mieszkanie jak zawsze było puste. W sumie nawet nie wiedziałem, do czego mi najdroższy penthouse w mieście, skoro mieszkam tu sam i zajmuję tylko trzy pomieszczenia. Zdjąłem marynarkę, rzuciłem ją na jeden z wielu foteli stojących w salonie. Nie miałem już siły na rozpinanie guzików, więc kierując się w stronę łazienki, ściągnąłem koszulę przez głowę. Wszedłem pod prysznic, marząc wyłącznie o pójściu spać. Każdy mój dzień wyglądał dokładnie tak samo. Wstawałem, robiłem trening, jechałem do pracy, gdzie siedziałem przynajmniej dwanaście godzin, wracałem i każdego dnia, tak samo wykończony, zasypiałem, ledwie dotknąwszy głową poduszki.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji