Zaufaj swoim marzeniom - ebook
Zaufaj swoim marzeniom - ebook
Autorka najpiękniejszych zimowych książek po raz kolejny zabiera nas na urokliwe południe Polski. Gwarantujemy, że po lekturze tej książki zapragniesz pojechać w góry!
Gdy nadarza się okazja wspólnego wyjazdu do Zakopanego, w sercu Pauliny pojawia się iskierka nadziei. Uwielbia jeździć na nartach i od dawna tego nie robiła; co jednak ważniejsze, firma, w której pracuje wraz z partnerem, ma realizować duże zlecenie – kompleks hotelowy pod samymi Tatrami! Robert obiecuje zaangażować ją w projekt. To miła odmiana w ich życiu – Paulina ma już dość jego egoizmu i opryskliwości.
Wkrótce kobieta przekona się, jak wiele może kosztować rezygnowanie z własnych marzeń.
Czy magiczna, grudniowa atmosfera Zakopanego pomoże Paulinie uporządkować w głowie wszystkie sprawy? A może to dzięki nowemu przyjacielowi, z którym może rozmawiać o problemach, otworzy wreszcie oczy?
W tej cudownej, zimowej opowieści Natalia Sońska udowadnia, że nigdy nie jest za późno, by zacząć spełniać swoje marzenia!
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66981-88-1 |
Rozmiar pliku: | 845 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spotkanie z nowymi klientami niepokojąco się przedłużało. Przez przeszkloną ścianę sali konferencyjnej nie widać było jednak, by rozmowy odbywały się w niespokojnej atmosferze. Kamienne, niewzruszone twarze wszystkich uczestników nie zdradzały absolutnie żadnych emocji, trudno było wywnioskować, czy umowa zostanie podpisana, czy też nie. A to był kontrakt, który mógł naprawdę przynieść firmie sporo dobrego: duży zysk i renomę na rynku.
Paulina stała w bezpiecznej odległości, opierając się o framugę drzwi swojego pokoju, i zagryzała nerwowo dolną wargę. Ściskała skrzyżowane na piersi ramiona i mimowolnie potrząsała nogą. Obserwowała uważnie całe spotkanie i z mowy ciała wszystkich, którzy znajdowali się w środku, starała się wyczytać nastroje. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe. Ten kontrakt miał być w końcu też szansą dla niej. Ogromną szansą. Udział w projekcie mógł otworzyć jej drzwi do kariery, a jeśli stanie się tak, jak powiedział Robert, i zostanie wpisana do niego jako współautorka, będzie jedną z nielicznych osób ze swojego roku, które będą mogły poszczycić się taką realizacją. O ile umowa w ogóle zostanie podpisana.
Rano Robert powiedział, że inwestor miał pewne zastrzeżenia co do warunków kontraktu, chciał też przedyskutować kilka istotnych kwestii. Od tego zależało, czy zleci im wykonanie projektu ogromnej bazy hotelowej w Zakopanem. Gra była warta świeczki, a Paulinie wydawało się, że tym razem dla Roberta była to również kwestia ambicjonalna. Owszem, finansowo to miało być jedno z największych przedsięwzięć ich biura i to trafiło do Roberta w pierwszej kolejności, niemniej zaprojektowanie kompleksu hotelowego z pięcioma gwiazdkami, z ogromnym zapleczem sportowym, restauracjami i basenami termalnymi w samym sercu Tatr… to było coś.
Patrzyła więc nadal w kierunku sali konferencyjnej, czekając na jakikolwiek znak, nieśmiały choćby uśmiech któregokolwiek z zebranych, ruch dłoni kreślący w końcu podpis na umowie. Nawet nie zauważyła, kiedy z nerwów oprócz wargi zaczęła gryźć też paznokcie.
– Jeszcze nie wyszli? – usłyszała głos Joli, sekretarki, i podskoczyła przestraszona, przykładając dłoń do piersi. Popatrzyła na koleżankę z nietęgą miną.
– Nie, jeszcze nie – odparła po chwili, wypuszczając głośno powietrze.
– Może podejdę, zapytam, czy nie chcą kolejnej kawy? Może zaniosę jakieś dodatkowe ciastka? – zaproponowała.
– Robert prosił, żeby im nie przeszkadzać, powiedział, że da znać, jeśli będą czegoś potrzebowali – odpowiedziała, nie spoglądając nawet na sekretarkę i wciąż próbując coś wypatrzeć.
– Strasznie długo negocjują, już ponad dwie godziny. Nie masz żadnych informacji? Nikt nie wychodził?
– Raz, jeden z inwestorów, by odebrać telefon. – Wzruszyła ramionami.
– Wiesz, z drugiej strony, skoro tak długo coś omawiają, to znaczy, że rozmawiają o szczegółach umowy, negocjują. Gorzej, gdyby wyszli po półgodzinie, wtedy byłoby pewne, że nic z tego.
– Niby masz rację… Mimo wszystko okropnie się denerwuję.
– A esemes do Roberta? Chyba mógłby ci ukradkiem odpisać, jak idzie.
– Mógłby, ale tego nie zrobił. – Paulina popatrzyła na Jolę wymownie.
Oczywiście, że napisała, po około godzinie. Ba! Widziała doskonale, że go odczytał. Nie zdobył się jednak nawet na krótki komunikat, mimo że akurat w tamtej chwili przeglądał coś w telefonie, przecież go widziała. Ukłucie żalu pojawiło się na sekundę w okolicy jej serca. Nie od dziś miała wrażenie, że Robert nie traktuje jej poważnie. A może była przewrażliwiona? Byli w końcu w pracy i choć od jakiegoś czasu nie kryli się już z tym, że są parą, Robert nie raz powtarzał, że wolałby stwarzać tutaj choć namiastkę pozorów. Paulina zresztą też wolała, by traktował ją jak współpracowniczkę i nie dawał taryfy ulgowej, żeby inni nie pomyśleli, że zdobyła tę posadę w wiadomy sposób. Plotki były jednak nieuniknione i chyba zarówno ona, jak i Robert mieli świadomość tego, że ludzie po kątach mówią różne rzeczy. Starała się tym jednak nie przejmować, a Robert… cóż, dla niego liczył się zysk firmy i nowi klienci, nie jakieś pracownicze domysły na ich temat. Niemniej odpisać mógł, a zwyczajnie ją zlekceważył. W końcu co takiego by się stało, gdyby wysłał jej jakąkolwiek informację? Dobrze wiedział, jak się denerwowała tą dzisiejszą rozmową!
– Wiesz, że takie wpatrywanie się nic ci nie da? Tylko wrzodów się nabawisz z tych nerwów. I żylaków.
– Żylaków? – Paulina skrzywiła się i popatrzyła na koleżankę odruchowo.
– Od stania tutaj. I to jeszcze w takich wysokich szpilkach.
Obie popatrzyły w dół na buty Pauliny. Czarne zamszowe czółenka idealnie współgrały z ciemnymi pończochami i obcisłą, podkreślającą jej wszystkie atuty sukienką. Paulina lubiła się w takiej formalnej wersji, a jeszcze bardziej lubił ją w niej Robert. I pewnie właśnie dlatego od jakiegoś czasu nosiła się właśnie w taki sposób. Czy chciała mu się przypodobać? Może. Ale która kobieta nie chce podobać się swojemu mężczyźnie? Tylko że Paulina ostatnio coraz częściej chciała po prostu zwrócić na siebie uwagę Roberta, której ten poświęcał jej coraz mniej. Powtarzała sobie jednak, że musi przeczekać, aż dopną ten duży projekt na ostatni guzik, ona dołoży do niego swoją cegiełkę, a potem… Potem najprawdopodobniej Robert będzie miał ambicję, by sięgnąć po coś jeszcze większego.
Nawet nie zauważyła, gdy westchnęła z przejęciem, zwracając uwagę Joli, która przyjrzała jej się teraz uważnie.
– Chodź, usiądziemy w kawiarni na dole, wypijemy kawę, a gdy wrócimy, na pewno już będzie po wszystkim – zaproponowała sekretarka i chwyciła Paulinę za dłoń.
– Nie mogę się stąd ruszyć, przepraszam – odezwała się niepewnie. – Jeśli się skończy, a będą czegoś potrzebować… – starała się tłumaczyć.
– No dobrze, w takim razie chodź do socjalnego. Nawet jeśli skończą, z pewnością usłyszysz, że zrobiło się zamieszanie. Nikt przecież nie wymaga od ciebie, żebyś stała na baczność i czekała na polecenia, masz być po prostu w pobliżu. – Jola z całych sił starała się przekonać Paulinę, by w końcu trochę odpuściła.
Popatrzyła na koleżankę, a kiedy ta wyraźnie nie dawała za wygraną, w końcu uległa. Skinęła posłusznie głową, raz jeszcze spojrzała w stronę sali konferencyjnej, po czym udała się do niewielkiej kuchni, z której na co dzień korzystali pracownicy biura. Choć Jola próbowała zająć Paulinę jakąś luźną rozmową, ta zupełnie nie mogła się skupić, co chwilę nasłuchując odgłosów dobiegających z pozostałej części biura.
– Co tak w ogóle jest między tobą a Robertem? – zapytała nagle, czym udało jej się w końcu odwrócić uwagę Pauliny.
Kobieta spojrzała na nią zaskoczona i zamrugała szybko, rozchyliła usta i przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Upiła więc szybko łyk kawy, którą Jola właśnie przed nią postawiła, i syknęła, parząc się napojem. Sekretarka obdarzyła Paulinę rozbawionym spojrzeniem i pobłażliwie pokręciła głową. Usiadła naprzeciwko i cierpliwie czekała, aż koleżanka zbierze się w sobie.
– Jesteśmy razem. – Wzruszyła w końcu ramionami, a przez głowę zaczęło jej przemykać milion nieproszonych myśli.
– To już wiedzą chyba wszyscy. Ale czy to coś… poważniejszego?
– Chcesz zapytać o to, czy jestem z nim tylko dla posady? – odparła wprost, po czym uświadomiła sobie, że niestety, ale w dużej mierze łączyła ich właśnie praca. – Wiem, że pewnie wszyscy tak uważają. – Spuściła speszona wzrok. – I w dużej mierze faktycznie uzależniam od Roberta swoją przyszłość, bo jest w końcu wspólnikiem w tej firmie i mnie zatrudnia. Mogę przy nim rozwinąć skrzydła, dzięki temu projektowi moje nazwisko zacznie liczyć się w branży… Ale to nie dlatego się z nim związałam. Zakochałam się w nim, po prostu. A że teraz mi pomaga…
– A pomaga? Przepraszam, że ci to mówię, ale znamy się, od kiedy zaczęłaś tu pracę. Widziałam wasze początki i faktycznie wtedy wyglądałaś… oboje wyglądaliście na zakochanych w sobie bez pamięci. Ale teraz… Wydaje mi się, że nie jesteś do końca szczęśliwa w tym związku.
Ludzie się zmieniają, pomyślała. I nie o nią tutaj chodziło. Faktycznie, z Jolą poznała się już pierwszego dnia w pracy, gdy na ostatnim roku studiów postawiła wszystko na jedną kartę i podczas gdy jej znajomi korzystali z ostatnich chwil studenckiego życia, ona chciała złapać trochę stabilizacji i zawalczyć o swoją przyszłość. Złożyła CV w dużym biurze architektonicznym, zakładając, że będzie mogła przyglądać się pracy architektów, podszkoli się, by później otworzyć własną pracownię. Zwłaszcza że podczas studiów odbyła wiele innych bezpłatnych praktyk w renomowanych firmach i miała już spore doświadczenie w pracy. Świetnie jej się pracowało, choć projektom w biurze poświęcić się mogła tylko częściowo, musiała dociągnąć do końca studia. Gdy zdała egzaminy praktyczne i obroniła magisterkę, niespodziewanie zaproponowano jej stałe miejsce w zespole architektów. Eryk zauważył w niej potencjał i uznał, że nie mogą wypuścić z rąk takiego talentu. Nie posiadała się ze szczęścia! To był dla niej najlepszy start, o jakim mogła marzyć. Początkowo planowała zostać tu rok, może dwa.
Życie potoczyło się jednak zupełnie inaczej i zweryfikowało jej plany. Podczas jednego z pierwszych wyjazdów integracyjnych poznała bliżej jednego ze wspólników, Roberta Pałkowskiego, w którym się zauroczyła, z wzajemnością rzecz jasna. Początkowo przez długi czas tłumili w sobie tę fascynację, oboje bowiem wiedzieli, że taka relacja nie będzie przychylnie odbierana przez innych pracowników. Nie potrafili jednak zwalczyć w sobie tego uczucia i w końcu poddali się mu w zupełności. Wspominając tamten okres, Paulina za każdym razem uśmiechała się mimowolnie, a na jej policzki wstępował rumieniec. To był naprawdę cudowny czas: pierwsze, na pozór przypadkowe muśnięcia dłoni, subtelne uśmiechy, coraz odważniejszy flirt, aż w końcu ten pierwszy pocałunek, pod firmą, gdy jej zepsuł się samochód, a wychodzący po nadgodzinach Robert przyszedł jej z pomocą.
Była wtedy zła na cały świat! Roszczeniowy klient zrobił jej karczemną awanturę, że nie uwzględniła jego pomysłów w projekcie domu, choć zmieniał koncepcję tyle razy, że każdy by się pogubił. Wylała na siebie kawę, przez co wyszła na niepoważną podczas spotkania z innym inwestorem, bo nie miała czasu, by pojechać do mieszkania i się przebrać. A na domiar złego pokłóciła się z siostrą, do której miała polecieć na święta do Anglii, i wisiała nad nią wizja spędzenia Bożego Narodzenia w samotności po raz pierwszy w życiu. I jeszcze ten nieszczęsny samochód, który w piętnastostopniowym mrozie po prostu nie chciał odpalić! Nie mówiąc już o niespełnionym uczuciu, które choć bardzo starała się zagłuszyć, dawało o sobie coraz bardziej znać, kłując w samo serce.
Stała przed podniesioną maską samochodu i wpatrywała się w silnik, była bliska rozpaczy. Nie miała pojęcia, co zrobić, a pomoc drogowa, jak na złość, tego dnia miała tyle zgłoszeń, że mogli do niej przyjechać najwcześniej za dwie, trzy godziny. Nie wyobrażała sobie czekać tyle na siarczystym mrozie. I tak naprawdę nic takiego by się nie stało, gdyby po prostu zostawiła samochód pod firmą i wróciła tramwajem do domu, gdyby nie fakt, że obiecała starszej sąsiadce zawieźć ją następnego dnia rano na badania, na drugi koniec miasta.
Zrezygnowana oparła się dłońmi o auto i zwiesiła głowę między ramionami, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Chciała choć na chwilę przestać tak bardzo się wszystkim przejmować. Pociągała nosem, chlipiąc cichutko, gdy nagle usłyszała kroki zbliżające się w jej kierunku. Padający gęsto śnieg, który już pokrył grubą warstwą drogę, skrzypiał pod czyimiś butami.
Robert podszedł do niej i położywszy dłoń na jej ramieniu, pochylił się nad nią, zapytał, jak może pomóc. Zaskoczona uniosła wzrok, a kiedy zobaczyła jego zatroskaną twarz, najpierw, szlochając, wyrzuciła z siebie cały ciężar tego dnia, by w końcu rozpłakać się nad tym, jak bardzo musiała wydawać się żałosna. A on po prostu wziął ją w ramiona i mocno przytulił. Gładził jej plecy, aż jej płacz ucichł. Wtedy odsunął się nieznacznie, wziął jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował. I całował ją później z czułością każdego kolejnego dnia. Budził ją pocałunkami i nie pozwalał zasnąć bez świadomości, że jest dla niej tuż obok. Był cudowny, kochany, troskliwy, wyrozumiały. Był ucieleśnieniem wszystkiego, czego pragnęła od wymarzonego mężczyzny. Każdego kolejnego dnia zatracała się coraz bardziej, zakochując się w nim bez pamięci. A Robert codziennie umacniał w niej przeświadczenie, że czuje do niej dokładnie to samo.
Co się więc stało, że dokładnie trzy lata później to wszystko stało się tak odległe, jakby było tylko wyobrażeniem? Dlaczego, tak jak zauważyła Jola, brak w niej było tej iskry, która płonęła prawdziwym gorącym ogniem, gdy tylko Robert znajdował się w pobliżu? Czy to Paulina tak bardzo się zmieniła, że to, co było dla niej całym światem, teraz przestało wystarczać? A może to jej cały świat zmienił się nie do poznania? Ile by dała, by wrócić do tamtych chwil! Teraz poranne czułości zastąpił budzik o piątej dwadzieścia, poranny jogging Roberta w pobliskim parku, szybki prysznic, śniadanie zjedzone w pośpiechu i wyjście do pracy o godzinę za wcześnie. Wieczorami zaś, gdy wracał, to nawet jeśli ona była u niego, a nie w swoim mieszkaniu, zasiadał przed laptopem, by przejrzeć wiadomości z całego dnia i przeczytać jakieś branżowe artykuły, albo, co zdarzało się coraz częściej, zamykał się w biurze i pracował, wychodząc tylko do łazienki i po coś do zjedzenia. A Paulina miała wrażenie, że stała się obserwatorką jego życia. I gdyby nie to, że od czasu do czasu jeszcze ze sobą sypiali, choć zwykle wtedy, gdy Robert miał na to ochotę, pewnie uznałaby, że nie są już parą.
Dlaczego więc wciąż z nim była, łudząc się, że ta relacja ma jeszcze jakąś przyszłość? Przecież dla Roberta przez ostatnie co najmniej pół roku nie liczyło się nic innego poza… pracą. I pieniędzmi, które chciał zarabiać dzięki kolejnym dużym projektom, o które zaciekle walczył.
No właśnie, liczyła się praca i praca też wyjątkowo mocno ich łączyła. Rzadko rozmawiali na prywatne tematy, za to bardzo dużo o pracy, o firmie, o projektach, o zyskach. Raczej to Robert mówił, a ona słuchała. I gdy była już wściekła, że nie zwraca na nią, na nich uwagi, potrafił ją rozbroić kilkoma słowami: Co ja bym bez ciebie zrobił; gdyby nie ty, nigdy tak daleko bym nie zaszedł; obiecuję, że ci to wynagrodzę; przy tobie uwierzyłem we własne możliwości; pokazałaś mi, co to znaczy marzyć i spełniać marzenia! Tylko jej nie do końca o takie marzenia i plany chodziło… On był jej marzeniem, do całkiem niedawna.
Ale gdy ostatnio przeprosił, że tak bardzo skupił się na obowiązkach i zaniedbał ich związek, i obiecał, że wszystko zmieni się, gdy tylko wezmą to zlecenie na hotel w Zakopanem, uwierzyła, że tak będzie. Zwłaszcza gdy wieczorem przypomniał jej o pierwszych tygodniach ich znajomości – zaskoczył ją i przygotował kolację, a po cudownych, upojnych chwilach w sypialni przyznał, że będzie potrzebował jej pomocy przy tym projekcie i dlatego zostanie jego współautorką. Miłość w niej odżyła. Dawał jej szansę, o jaką sama bała się jeszcze zawalczyć.
Tamten wieczór minął szybko, a po nim przyszedł kolejny dzień. Jak nagłe otrzeźwienie. Paulina jednak zaczęła żyć nadzieją, że niebawem naprawdę wszystko wróci na właściwe tory. I choć ich codzienność znów stała się przytłaczającą rutyną, w której Robert był skupiony na sobie i pracy, Paulina wierzyła, że to tylko tymczasowe, a jej mężczyzna naprawdę widzi, jak bardzo w ostatnim czasie się zmienił.
Być może nie był to najszczęśliwszy okres w jej życiu, ale chciała dać Robertowi jeszcze jedną szansę. Zwłaszcza że praca w jego firmie, szczególnie przy tym projekcie, mogła być dla niej ogromną szansą. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby doszło do rozstania, musiałaby odejść z biura. Duma nie pozwoliłaby jej zostać. W głębi duszy wiedziała, że poradziłaby sobie sama, nie raz zresztą już to robiła, życie dostatecznie paskudnie ją doświadczyło. Chodziło o ten jeden projekt, w którym miała współuczestniczyć, a po jego zakończeniu… wszystko miało się wyklarować.
Już miała odpowiedzieć Joli, gdy na korytarzu zapanowało wyczekiwane poruszenie. To był wyraźny znak, że spotkanie się zakończyło. Nie zwlekając, Paulina poderwała się z miejsca i szybkim krokiem ruszyła w tamtą stronę. Zwolniła, gdy przy recepcji zauważyła żegnających się z jej przełożonymi inwestorów. Ściskali sobie energicznie dłonie i wydawali się zadowoleni, ktoś nawet rzucił żartem, a wszyscy krótko się zaśmiali. Kiedy z ust Roberta usłyszała pogodne „do zobaczenia”, gdy klienci wsiadali do windy, a potem jej mężczyzna i jego wspólnik Eryk z szerokim uśmiechem przybili sobie żółwika, odetchnęła z ulgą. Udało się, pomyślała, po czym jej umysł powtórzył to jeszcze kilka razy, w znacznie większej euforii.
Nie czekając, ruszyła za Robertem do jego biura. Kiedy weszła do środka, zamykając za sobą drzwi, ten właśnie z ulgą luzował sobie krawat. Oparła się o ścianę, kryjąc ręce za plecami, i z łagodnym uśmiechem popatrzyła na niego. Widziała, że jest z siebie zadowolony, że jego plan się powiódł, w oczach błyszczała mu satysfakcja. Spojrzał na nią i szeroki uśmiech zajaśniał na jego twarzy. Odrzucił krawat na biurko, po czym podszedł do niej szybkim krokiem i wpił się w jej usta bez najmniejszego uprzedzenia. Zaskoczona zamrugała szybko, a otrząsnąwszy się, w końcu odpowiedziała na ten pocałunek i położyła dłonie na jego karku, jeszcze bardziej się do niego zbliżając. Całował ją namiętnie, czule, przywołując te najpiękniejsze wspomnienia. Potrzebował właśnie takich bodźców, takiej euforii, wtedy znów przypominał dawnego siebie!
Zaskakując ją, po raz kolejny oderwał się od niej, objął w pasie i podniósł, obracając wokół własnej osi. Zaśmiała się wesoło, a kiedy postawił ją znów na podłodze, ujął w dłonie jej twarz i spoglądając prosto w oczy, powiedział:
– Mamy to. Paula, mamy ten kontrakt! Udało się! – Znów ją pocałował, a kobieta wtuliła się w niego z całej siły.
– Gratuluję, kochanie. Bardzo się cieszę. – Odsunęła się na chwilę od niego. – Opowiesz mi coś więcej? Strasznie długo rozmawialiście, denerwowałam się. Napisałam ci nawet esemesa…
– Tak, wiem, przepraszam, nie miałem jak odpisać – uciął krótko, a Paulina poczuła ukłucie żalu. Nie chciała jednak wracać do tamtej chwili.
– W takim razie nad czym tak długo debatowaliście? – zapytała raz jeszcze, starając się utrzymać swobodny ton.
– Przez pierwszą część spotkania omawialiśmy warunki współpracy. Inwestorzy postawili nam ultimatum, byśmy podjęli przy tym projekcie współpracę z zakopiańskim biurem projektowym. Uznali, że skoro ma on być mocno oparty na folklorze we współczesnym wydaniu, to tamci będą wiedzieli, jak takie elementy wprowadzać. Zasadniczo w kwestiach finansowych dla nas nic się nie zmienia, w większości to my będziemy przewodniczyć w tym projekcie, ale mamy się konsultować.
– Musieliście się zgodzić na taki układ? Taka praca na odległość może być dość uciążliwa – wtrąciła niepewnie Paulina.
– Nie mieliśmy wyjścia. Ale z drugiej strony, to też dobre rozwiązanie, bo jednak odpowiedzialność się rozkłada, a poza tym tamci będą pilnować tematów na miejscu, znają lokalnych wykonawców i wiedzą, jakie rozwiązania można wprowadzać. No i co ciekawe, mają kogoś tutaj, we Wrocławiu, coś na zasadzie jednoosobowej filii współpracującej z innym jeszcze biurem, więc przedstawiciel zawsze będzie na miejscu.
– Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło?
– Dokładnie.
– Kiedy w takim razie zaczynamy pracę? – Paulina w końcu się rozluźniła i uśmiechnęła szeroko.
– W przyszłym tygodniu powinniśmy ruszyć. – Robert rozparł się w fotelu, po czym wyciągnął w stronę Pauliny dłoń, by do niego podeszła. – Ale w pierwszej kolejności… – mruknął i posadził ją sobie na kolanach – muszę ci podziękować. Byłaś dla mnie bardzo cierpliwa… – powiedział jej półszeptem do ucha, a potem musnął wargami skórę na jej szyi.
Paulina zaśmiała się cicho i choć poczuła, że tym gestem pobudził w niej pragnienie bliskości, coś mimo wszystko ją powstrzymywało.
– Robert… A jeśli ktoś wejdzie? Daj spokój… – mówiła, uśmiechając się, gdy całował jej dekolt, odważnie sunąc dłonią po udzie, zahaczając o brzeg pończochy, by sięgnąć jeszcze wyżej.
– Wystarczy przekręcić kluczyk w drzwiach… Zresztą nikt tu nie wchodzi bez pukania. Oprócz ciebie. – Nie przestawał, odsłaniając odważniej jej dekolt w sukience.
– I akurat nikt się nie domyśli, jeśli znikniemy tu na dłuższy czas oboje. – Popatrzyła na niego znacząco i przytrzymała jego dłoń.
– Nie musi być długo. – Spojrzał na nią lubieżnie. – Mamy wprawę w szybkich numerkach pomiędzy spotkaniami. – Przygryzł płatek jej ucha. – Tutaj – dotknął wymownie blatu biurka – w toalecie, w socjalnym… – pomrukiwał.
– Jesteś niemożliwy. – Zaśmiała się, po czym ujęła jego twarz w dłonie i soczyście go pocałowała, odwracając tym samym jego uwagę, i szybko zeskoczyła z jego kolan. – Wieczorem w mieszkaniu będziemy mieć znacznie więcej czasu – powiedziała wymownie.
– Wieczorem, kochanie – odparł Robert, wzdychając ze zrezygnowaniem – wyjeżdżamy do Zakopanego.
Paulina popatrzyła na niego zdezorientowana, skrzywiła się i podeszła o krok, domagając się wyjaśnień.
– Musimy pojechać na spotkanie z pracownikami tamtego biura i omówić kilka istotnych kwestii dotyczących naszej współpracy, zobaczyć teren, na którym ma powstać hotel, odwiedzić parę urzędów, by posprawdzać kilka istotnych dla budowy i samego projektu kwestii. Jeśli w przyszłym tygodniu mamy zacząć pracę, musimy mieć komplet informacji.
– I wyjeżdżacie z Erykiem już dzisiaj?
– Wyjeżdżamy razem z tobą. Będę cię tam potrzebował, nikt tak jak ty nie ogarnia papierkowej roboty, jesteś moją prawą ręką, skarbie. – Wstał z miejsca i podszedł do niej.
– Jestem przede wszystkim architektem i mam swoje projekty do zakończenia. – Uśmiechnęła się wymownie.
– Owszem, ale ten jest nadrzędny. Kończy ci się jakiś termin w najbliższym czasie?
– A na jak długo mielibyśmy tam pojechać?
– To zależy, ile zajmą nam formalności, ale myślę, że na cztery, może pięć dni. Pięciogwiazdkowy hotel ze spa. Być może jakieś narty? – mówił zachęcająco, aż w końcu objął ją w talii i przyciągnął do siebie.
– Narty?
– Wczoraj w Tatrach spadł śnieg. – Wyszczerzył się. – Ale jeśli będziesz wolała wygrzać się w saunie, droga wolna.
Paulina zrobiła szybki rekonesans w głowie, by upewnić się, jakie ma terminy i na jakim etapie stoi z dotychczasową pracą. Te pięć dni nie powinno zaburzyć jej planu pracy, a jeśli Robert chciał, by pojechała, zapewne była mu potrzebna. Nie mogła też kręcić nosem, skoro miała być częścią tego projektu.
– No dobrze. O której wyjeżdżamy?
– Jak najszybciej. Do Zakopanego mamy spory kawałek. I tak zajedziemy w nocy. Przed południem jesteśmy umówieni z naszymi nowymi współpracownikami. Jeśli potrzebujesz więcej czasu na pakowanie, możesz iść już teraz. – Cmoknął ją w usta. – A gdybyś w tym wszystkim znalazła jeszcze chwilę, by… – dodał niepewnie.
– Spakować też ciebie? – Zaśmiała się krótko.
– Znacznie by nam to usprawniło wyjazd. Ale jeśli nie dasz rady, to nie ma problemu. – Uśmiechnął się do niej łagodnie.
– Pojadę najpierw do siebie, a później do ciebie i tam się spotkamy – zdecydowała.
Robert wyraźnie się rozluźnił, a potem raz jeszcze ją pocałował, po czym przyznał, że musi wracać do pracy. Choć przez chwilę wahała się, czy nie zostać, by nieco podgonić pracę, ostatecznie uznała, że jeśli ma spakować ich oboje, rzeczywiście powinna już się zbierać.
– Hej, no i jak? – usłyszała głos Joli, gdy zabrawszy swoje rzeczy, szła w kierunku windy. – Wychodzisz?
– Tak, muszę dziś wyjść wcześniej, jedziemy do Zakopanego.
– Do Zakopanego?!
– Tak, dopełnić formalności związane z projektem. – Uśmiechnęła się szeroko i streściła szybko to, o czym opowiedział jej chwilę wcześniej Robert.
– Czyli to nie plotki? – Jola aż pisnęła.
– Nie! Mamy to! Zlecili nam ten projekt i jutro mamy spotkanie ze współpracownikami w Zakopanem! – dodała radośnie.
– Ale się cieszę! – Jola uścisnęła Paulinę. – I wszyscy jadą do Zakopanego?
– Nie, tylko Robert, Eryk i… ja. – Skrzywiła się.
Jola pokiwała powoli głową.
– To duży projekt, będę w nim uczestniczyć, więc… – próbowała się tłumaczyć, choć doskonale wiedziała, co pomyślała koleżanka. – Robert potrzebował sekretarki.
Nie, nie mogła zawracać sobie tym głowy! Faktycznie, w tym przypadku mogło wyglądać to tak, jakby miała specjalne względy u szefa albo jakby on potrzebował właśnie asystentki, nie architekta. Czy jednak powinna się teraz nad tym zastanawiać? Dla swojego spokoju absolutnie nie.
– Wiesz co, to nieistotne. – Machnęła ręką Jola, widząc, że Paulina zaczyna się namyślać. – Owocnej współpracy, pokażcie im, co potraficie! – Uścisnęła Paulinę i niemal wepchnęła ją do windy.
Kobieta uśmiechnęła się nerwowo, uniosła na pożegnanie dłoń, po czym spuściła wzrok, czekając, aż zasuną się masywne metalowe drzwi. Spojrzała wtedy w lustro i posłała do siebie pokrzepiający uśmiech. Była świetnym architektem, wiedziała o tym. Brak jej było tylko większego doświadczenia, dużego projektu na koncie, po którym mogłaby wystartować z własną działalnością, a to miała szansę osiągnąć już całkiem niedługo. Dzięki Robertowi. Dzięki sobie! Wzięła głęboki wdech, a jej uśmiech stał się mniej pewny. Szybko jednak podniosła głowę, przeczesała palcami swoje jasne miękko opadające na ramiona włosy, po czym zapięła płaszcz i otuliła się szczelniej miękkim szalem.
Przebiegła przez ulicę, wsiadła do auta i już miała odpalać silnik, gdy z torebki dobiegł ją dźwięk telefonu. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy ujrzała na wyświetlaczu zdjęcie swojej przyjaciółki Soni, i od razu odebrała.
– Cześć! Możesz rozmawiać czy masz dużo pracy? – zapytała Sonia.
– Mogę, mogę. Coś się stało?
– Nie, nic, dzwonię tylko, żeby zapytać, czy znajdziesz dla nas dzisiaj chwilę, czy miłościwie panujący zupełnie pochłania twój wolny czas.
Nie dało się nie wyczuć sarkazmu, ale Paulina przyzwyczaiła się już, że Sonia nie przepadała za Robertem. Zazwyczaj starała się zbytnio nie zdradzać ze swą niechęcią, niemniej kiedy zauważyła ochłodzenie w relacji między nimi, nastawiła się jeszcze bardziej bojowo w stosunku do Roberta. Dla niej zawsze był karierowiczem, który przez pewien czas po prostu dobrze się maskował.
– Przepraszam cię, Sonia, ale wyjeżdżamy dziś do Zakopanego. Nie dam rady – powiedziała z lekkim smutkiem w głosie, choć w środku coraz bardziej cieszyła się na ten wyjazd.
– No nie mów, że Robert wpadł na pomysł, żeby zabrać cię do Zakopanego? – odparła zaskoczona.
– Jedziemy służbowo. Dostaliśmy to zlecenie, o którym ostatnio wam opowiadałam. I powiem ci szczerze, już nie mogę się doczekać! Już tak dawno nie byłam w górach!
– Chodzi o to zlecenie na kompleks hotelowy?
– Dokładnie – odparła dumnie i wyprostowała się.
– No, kochana, moje gratulacje! Czyli Robert dotrzymał słowa, naprawdę będziesz go współtworzyć?
– Na to wygląda. Zwłaszcza że do Zakopanego jadę ja, Robert i Eryk. Nikt więcej.
– Jeszcze trochę i zacznę go lubić…
– Sonia…
– Och, nic już nie mówię. Bardzo się cieszę, że dostaliście ten projekt, choć pewnie przez to będziesz jeszcze mniej dostępna.
– Spokojnie, dla was zawsze znajdę czas. Powinniśmy wrócić za cztery, pięć dni. Może wtedy uda nam się spotkać?
– Jasne, bądźmy w kontakcie. Pamiętaj tylko, że w następną sobotę są urodziny Karola połączone z fetą z okazji awansu.
– Przecież pamiętam! – odparła zgodnie z prawdą. – Będę na pewno, nie musisz się o to martwić. Wiem, ile dla Karola znaczy ten kop w górę w pracy.
– Tylko się nie wygadaj, on wciąż myśli, że wpadniemy tylko w czwórkę, by posiedzieć u niego przy piwie, nie spodziewa się takiej imprezy.
– Za kogo ty mnie masz… – Pokręciła głową, a chwilę później pożegnała się i wrzuciła telefon do torebki.
Do soboty z pewnością zdążą wrócić. Taką przynajmniej miała nadzieję. W każdym razie ona wróci na pewno.
Paczka przyjaciół była dla niej bardzo ważna. Paulina, Sonia, Martyna, Karol i Jacek znali się jeszcze z czasów szkolnych i od tamtej pory tworzyli naprawdę zgraną ekipę. I choć na przestrzeni lat nawiązywali znajomości, poznawali nowe osoby, które dołączały do ich grupki, a potem odchodziły, ten pięcioosobowy skład zawsze był niezmienny. Zawsze też mogli na siebie liczyć, traktowali się niemal jak rodzeństwo, mimo że nie łączyły ich więzy krwi. Paulina nie wyobrażała sobie więc nie dojechać na przyjęcie urodzinowe Karola, zwłaszcza że mieli oblewać też jego upragniony, zasłużony po kilku latach ciężkiej pracy awans na dyrektora zarządzającego w jednej z dużych firm informatycznych we Wrocławiu.
Skończywszy rozmowę, Paulina od razu ruszyła w stronę swojego mieszkania. Miała jeszcze dziś sporo spraw do załatwienia. Tylko, nie wiedzieć czemu, jakaś myśl z tyłu głowy mąciła jej spokój.