Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zawsze chodziło o ciebie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 maja 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zawsze chodziło o ciebie - ebook

Ta historia to opowieść o przyjaźni damsko-męskiej i wystawieniu jej na ciężką próbę. On – typowy bawidamek, nigdy nie ulokował swoich uczuć w jednym sercu dłużej niż kilka sezonów dobrego serialu na Netflixie. Ona – pewna siebie, zabawna, twardo stąpająca po ziemi marzycielka. Tak, tak, te cechy się wykluczają. Tak naprawdę chciałaby być taka, ale w rzeczywistości to krucha i wrażliwa romantyczka pod grubą warstwą skorupy składającej się z ciętego języka i złośliwości, których używa tak często, jak tylko może. Oni razem – przyjaciele na zabój, potrafią stanąć za sobą murem i pójść w ogień. A ta historia zaczyna się w momencie niespodziewanego pytania.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397090118
Rozmiar pliku: 560 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wprowadzenie

Ta historia to opowieść o przyjaźni damsko-męskiej i wystawieniu jej na ciężką próbę. On – typowy bawidamek, nigdy nie ulokował swoich uczuć w jednym sercu dłużej niż kilka sezonów dobrego serialu na Netflixie. Ona – pewna siebie, zabawna, twardo stąpająca po ziemi marzycielka. Tak, tak, te cechy się wykluczają. Tak naprawdę chciałaby być taka, ale w rzeczywistości to krucha i wrażliwa romantyczka pod grubą warstwą skorupy składającej się z ciętego języka i złośliwości, których używa tak często, jak tylko może. Oni razem – przyjaciele na zabój, potrafią stanąć za sobą murem i pójść w ogień. A ta historia zaczyna się w momencie niespodziewanego pytania.Prolog

Wero spędzała ten wieczór w domu. Zaplanowała sobie długą gorącą kąpiel, wypicie lampki ulubionego prosecco w porywach do jednej butelki i seans Pretty Woman. Nie był to jej ulubiony sposób na spędzanie piątkowego wieczoru. Ale czasem potrzebowała chwili tylko dla siebie. Trochę żeby poużalać się nad swoją samotnością, trochę żeby kolejny raz opracować plan, w jaki sposób to zmienić. Choć zawsze te plany brały w łeb, to taki wieczór powtarzała raz na jakiś czas. Systematyczność w życiu Wero była bardzo ważna. Właśnie planowała wejść do wanny, gdy usłyszała dźwięk dzwonka. Nie przypominała sobie, aby kogoś zapraszała. Włożyła jedwabny szlafrok i ruszyła w stronę drzwi. Nie pomyślała, żeby sprawdzić przez wizjer, kogo licho niesie. Otworzyła, a jej oczom ukazał się największy dupek w mieście, który jednocześnie był jej najlepszym przyjacielem. Ten powitał ją słowami: „To dla mnie się tak wystroiłaś? Podoba mi się!”. Po czym wszedł do mieszkania jak do siebie. Wero wtedy jeszcze się nie spodziewała, że to nie koniec głupich pytań tego wieczoru.Rozdział 1

– Ty chyba na łeb upadłeś! Ja mam udawać twoją dziewczynę?

– A dlaczego nie? – odpowiedział pytaniem na pytanie, czego nie znosiła najbardziej.

– Bo nie! – krzyknęła.

– Bo nie? To ma być argument?

– „Bo nie” to dobry argument na wszystko! Poza tym nikt w to nie uwierzy. Że niby po tylu latach przyjaźni nagle zobaczyłam w tobie księcia na białym koniu czy coś takiego?

– Dokładnie, coś takiego. Czytasz mi w myślach, kochanie. – Jak zwykle pewny siebie, prowokował ją, co było jego ulubionym zajęciem od czasów studiów.

– Nie nazywaj mnie tak. Ta rozmowa nie ma sensu. Odpowiedź brzmi „nie”! I nie wracajmy do tego. Nigdy!

Następnego dnia Wero sama nie rozumiała, dlaczego jechała na ślub znajomego Oskara i dlaczego zdecydowała się udawać jego dziewczynę tylko po to, aby wzbudzić zazdrość w innej. O dziwo przekonały ją argumenty o prawdziwej miłości, bratniej duszy i tym podobne. Trzeba przyznać, że dobrze przygotował się do rozmowy. Wtedy jeszcze nie wiedziała, czy Oskar rzeczywiście kochał Sylwię, czy tylko wymyślił to wszystko na potrzeby tej głupiej zabawy w parę zakochanych przyjaciół. Nie miała czasu i głowy się nad tym zastanawiać. Postanowiła wszystkiemu przyjrzeć się na miejscu.

Droga do kościoła minęła im niezwykle szybko, Wero nie opuszczała myśl, w którym momencie wyskoczyć z samochodu. Ale tego nie zrobiła. W imię czego? W imię głupiej przyjaźni! Tak przynajmniej wtedy uważała. Nagle znaleźli się przed drzwiami kościoła, dokładnie minutę przed rozpoczęciem uroczystości, co też było nowością. Nie lubiła ślubów. Pomimo jej romantycznej duszy przyprawiały ją o smutek, bo sama była daleka od złożenia przysięgi małżeńskiej, bez faceta i realnej szansy na jego pojawienie się w najbliższym czasie. Dlatego starała się pojawiać na ślubach w momencie składania życzeń państwu młodym. No cóż… nie tym razem.

Przed wejściem do kościoła Oskar złapał ją za rękę i rzucił: „Let’s get it started”. Puścił jej przy tym oczko, choć mogłaby przysiąc, że zauważyła też lekkie zdenerwowanie.

Nie odpowiedziała nic, pomyślała tylko: „Jak ja się tu, kurwa, znalazłam?!”.

Całą mszę Oskar uporczywie trzymał Wero za rękę i muskał jej kolano. Nie reagowała. Była jak zaklęta. Wstawała i siadała, wstawała i siadała niczym robot zgodnie z tłumem, w momentach, w których sytuacja tego wymagała. Bez emocji, wpatrzona w ołtarz jak w obrazek. Nie chodzi o to, że zrobił na niej wrażenie, ale z jakiegoś powodu była odrętwiała, osłupiała i kompletnie sparaliżowana. Wydawało się jej, że wszyscy goście im się przyglądają, wydając w myślach litanię opinii na ich temat. Jak, do licha, ma przekonać wszystkich tu zgromadzonych, a szczególnie tę jedyną, o swojej wielkiej miłości do typa, który za chwilę sprawi, że straci czucie w prawej ręce?

Nie wiedzieć kiedy przyszedł czas na przysięgę. Wero spojrzała wtedy na Oskara, a on patrzył… no właśnie, próbowała zlokalizować obiekt, na który patrzył, ale zasłaniała go jakaś figurka świętego. „Nastawiali tu tego jak grzybów po deszczu” – pomyślała. I nagle gdy wychyliła się odrobinę do przodu, jej oczom ukazała się zwyczajna, niczym nieprzykuwająca uwagi, szczupła blondynka. Wiedziała, że to Sylwia, choć spotkały się tylko raz w życiu i w dodatku była wtedy w stanie, w którym miałaby prawo nie zapamiętać jej twarzy. Jednak najdziwniejsze było nie to, że ją pamięta, ale to, że Oskar, jak twierdzi, jest w niej zakochany. Sylwia była inna od tych wszystkich dziewczyn, z którymi do tej pory się spotykał. „A więc może poszedł po rozum do głowy” – jej rozmyślania przerwał dźwięk dzwonów i Oskar, który szarpnął jej dłoń do góry tak, że szybkim ruchem wstała z ławki.

– Co ty, przysnęłaś? – zapytał, zdziwiony.

W odpowiedzi rzuciła mu tylko nerwowy uśmiech. Wyszli z kościoła i nagle znaleźli się naprzeciw pary młodej, gdy Wero usłyszała:

– Mów ty, kochanie!

– Aaa, tak! Przepraszam, wyglądacie tak pięknie, że na chwilę odjęło mi mowę. – I rzeczywiście mowę jej odjęło, ale wcale nie na widok pary młodej, która w ocenie Wero wyglądała dość przeciętnie. Zmroziło ją na dźwięk słowa „kochanie”. Oskar nie raz i nie dwa tak się do niej zwracał, ale zazwyczaj robił to w charakterystycznym dla siebie, bardzo sarkastycznym stylu, a dzisiaj to „kochanie” było pełne ciepła i delikatności. „Strasznie dziwnie to usłyszeć” – pomyślała.

– Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! – „Serio tylko na tyle mnie stać?” – pomyślała, przewracając oczami.

– Postarajcie się nigdy nie zapomnieć, że to miłość na całe życie – wtrącił Oskar.

I oboje rzucili się w uściski z parą młodą. „Kurczę… ten to ma gadkę!” – dodała w myślach Wero.

Przekazali prezent i odeszli na bok, cały czas trzymając się za ręce. „Nie można całą dobę trzymać się za ręce, bo drętwieją mięśnie” – pomyślała Wero i subtelnym ruchem uwolniła się ze „szponów potwora”, to znaczy rąk Oskara. Tak sobie przedstawiła to w głowie, aby wyglądało bardziej dramatycznie, a ona bardziej bohatersko. Odetchnęła, ale najbardziej wdzięczna była jej prawa ręka, czerwona, spocona i bez czucia w małym palcu.

Podszedł do nich Mariusz, jak się później okazało, kolega Oskara z pracy.

– Te śluby to taka nuda, umieram z głodu i pragnienia. Nie wiesz, jaka wódka ma być na weselu? – Pytanie skierował ewidentnie do Oskara. Po chwili dodał: – Byle nie ta, co na kawalerskim, do dziś sama myśl przyprawia mnie o cofkę.

– To nie rodzaj alkoholu, a jego ilość ci zaszkodziła, stary!

– Co ty tam wiesz! – odpowiedział Mariusz i obaj wybuchnęli śmiechem.

– Faceci! – powiedziała pod nosem Wero i nie dodała ani nie pomyślała nic więcej, jakby każde słowo i myśl były zbędne w tej żenującej sytuacji.

– Oskar, nie przedstawisz mi swojej pięknej towarzyszki? – rzucił nagle Mariusz.

– A tak. Gdzie moje maniery? – Oskar zaśmiał się pod nosem, spoglądając na Wero. – Weronika, Mariusz, Mariusz, Weronika. Zadowolony?

– Mów mi Wero, proszę – wtrąciła.

– Weronika? No proszę, Oskar sporo o tobie opowiadał na kawalerskim Daniela, miło cię poznać, choć mam wrażenie, jakbyśmy się znali jak łyse konie. – Mówiąc to, nie krył swojego rozbawienia. Choć Wero była piękną brunetką z nogami do nieba, to nie mógł zapomnieć sytuacji, w której Oskar opisywał jej charakter przy którejś kolejnej butelce alkoholu na imprezie ich kumpla.

– Wystarczy, stary! – wtrącił się nagle Oskar, chcąc przerwać ich rozmowę, która, trzeba przyznać, wciągała Wero coraz bardziej.

– Jasne, będzie jeszcze okazja do rozmowy na przyjęciu. – Mariusz puścił oczko w stronę Wero i kiwnął głową na pożegnanie.

Oskar ponownie wziął ją za rękę i zaczął ciągnąć w stronę samochodu. W ciszy. Kiedy wsiedli do środka, oboje zaczęli mówić w tym samym momencie.

– Ty pierwszy! – powiedziała.

– Mariusz to palant, nie słuchaj go!

– A to mnie uspokoiłeś. A można wiedzieć, co takiego opowiadałeś o mnie swoim kolegom?

– Nie pamiętam! Pewnie coś w stylu, że jesteś miłością mojego życia i wkrótce się z tobą ożenię – powiedział to z ironią w głosie.

– Matko, jak ty mnie wkurzasz. – Wiedziała, że tylko się z nią przekomarza, i nie zamierzała dalej w to brnąć, choć rozładowało to lekko napięcie, które odczuwała już dzisiaj od rana. Odkąd się obudziła, nie opuszczało jej poczucie strachu, zdenerwowania, a do tego lekkie mdłości. Nie rozumiała dlaczego. Przecież znała tego gościa jak nikt inny. Niejedno razem przeżyli. Brała udział w niejednym durnym pomyśle Oskara. Tym razem jednak miała złe przeczucia, ale chwilowo postanowiła się ich pozbyć i podjęła decyzję, że postara się odegrać swoją rolę na miarę Oskara albo chociaż Złotego Globu i będzie najlepszą udawaną dziewczyną na tej półkuli.

– Sylwia ładnie wygląda. – Wero postanowiła zmienić temat i odrobinę wybadać Oskara.

– Ładnie – odpowiedział. – Ty też ładnie wyglądasz – dodał po chwili, spoglądając w jej stronę.

No tego się nie spodziewała. Nieprzyzwyczajona do otrzymywania komplementów, nie wiedziała, co odpowiedzieć poza cichym „dzięki”.

On też się tego nie spodziewał. „Wymsknęło mi się” – pomyślał, choć musiał przyznać, że Wero naprawdę ładnie wygląda. Ubrana w długą sukienkę w odcieniu butelkowej zieleni z seksownym wycięciem na plecach, w kościele przyćmiła nawet pannę młodą. Kreacja świetnie podkreślała jej szczupłą sylwetkę i całkiem kształtną pupę. Choć nie znał się na modzie, to pomyślał, że złote dodatki i buty również dobrała perfekcyjnie. Przyznał w duszy, że Weronika zawsze miała dobry gust. Przez cały czas ich znajomości nie zaliczyła żadnej wpadki modowej. Nigdy nie widział jej ubranej w coś, co nie byłoby krzykiem mody. Wcześniej jakoś nie zwracał na to uwagi. Dlaczego pomyślał o tym w tym momencie? Nie zamierzał długo się nad tym zastanawiać.Rozdział 2

Dalsza podróż do miejsca, gdzie miało się odbyć przyjęcie weselne, przebiegła w ciszy i choć oboje byli tym mocno zdziwieni, bo zazwyczaj, gdy byli razem w towarzystwie, buzie im się nie zamykały, to żadne z nich nie miało śmiałości tego zmienić.

Lokal weselny okazał się piękny. Niejeden pałac mógłby się przy nim schować. Białe kolumny przy wejściu, figurki aniołów. Na bruku mnóstwo lampionów, świec, świeżych kwiatów, płatki czerwonych róż na białym dywanie. Nastrój, jaki trudno sobie wyobrazić. „Ciekawe, kto to wszystko posprząta” – pomyślała Wero. A Oskar powiedział wtedy: – Ciekawe, kto upierze ten dywan. – Jakby czytał jej w myślach. W ogrodzie znajdującym się przy sali stała biała ażurowa altana z pochodniami, otoczona niezliczoną ilością białych róż. Wero wyglądała komicznie, bo zdecydowanie z wrażenia opadła jej szczęka. A trudno było ją czymś zaskoczyć. W swoim życiu obejrzała mnóstwo romantycznych filmów i miała wrażenie, że widziała już wszystko. Jednak efekt na żywo był sto razy lepszy niż na dużym ekranie.

Tym razem, jak gdyby nigdy nic, to ona złapała go za rękę, zauważając przy tym z uśmiechem, że czucie w małym palcu wróciło. Weszli razem pewnie przez wielkie szklane drzwi do sali i przez chwilę wydawało jej się, że jest w raju. Zobaczyła okrągłe stoły kryte białymi obrusami, złotą zastawę, wielkie bukiety kwiatów w najmodniejszych kolorach sezonu, mnóstwo świec i nastrojowe światło. Wyglądało to tak, jakby ktoś wykupił wszystkie kwiaty od Skrzydlewskiej i świece z Ikei. Efekt oszałamiający.

– Czuć pieniądz – podsumował Oskar. – Zaczekaj chwilkę, pójdę nam po szampana – dodał.

Po wypiciu toastu i odśpiewaniu hucznego Sto lat zajęli swoje miejsca przy stole zgodnie z wcześniej ustaloną rozpiską. Przy stole Wero nie znała nikogo oprócz swojego udawanego chłopaka i poznanego przed kościołem Mariusza. Po wystroju sali wywnioskowała, że nie ma co liczyć na tradycyjnego schabowego, za którym wprost przepadała. Była tak głodna, że zjadłaby konia z kopytami, a pierwszy posiłek powitała z niekontrolowanym entuzjazmem, czym wzbudziła śmiech swoich towarzyszy. Jej oczom ukazał się rosół, co już było połową sukcesu, natomiast w smaku w ogóle nie przypominało to tej staropolskiej tłuściutkiej zupy podawanej tradycyjnie z makaronem i leczącej z opresji niejedną osobę na kacu. Była to dla Wero totalna nowość i dziewczyna zastanawiała się, czy kucharz jest tak oryginalny, czy tak odklejony od rzeczywistości, że nigdy w życiu nie jadł domowego babcinego rosołu. Nie chciała tak szybko wydawać werdyktu. Zjadła wszystko, czekając na to, co będzie dalej. A dalej… podano mięso, a raczej chyba część tego mięsa, która powinna zostać podana. To coś wielkości orzeszka nie mogło nasycić jej wilczego głodu. Wero zabrała się do jedzenia, nie zastanawiając się do końca, co ma na talerzu. I musiała przyznać, że smak nie był najgorszy, do czasu, aż ktoś z naprzeciwka rzucił: „Wybornie przyrządzony królik”.

– Królik? – powtórzyła Wero, a jej oczy stały się duże jak pięciozłotówki. Nie miała nic przeciwko jedzeniu krowy czy świni, ale małe, biegające, słodkie króliki to już była przesada. Nagle wszystko stanęło jej w gardle i nerwowo zaczęła się zastanawiać nad swoimi możliwościami. A istniały dwie. Mogła zjeść wszystko z zamkniętymi oczami i zatkanym nosem, wyobrażając sobie, że je coś innego, albo mogła zgrywać niejadka i trochę podłubać widelcem w talerzu do czasu, aż kelner go zabierze. Po przeanalizowaniu, jak głupio wyglądałaby, gdyby zdecydowała się na opcję A, wybór padł na opcję B. I tylko frustracja z powodu nienasyconego głodu rosła. Wero starała się zatem zalać problem. I wlewała w siebie kieliszek po kieliszku ulubionego napoju wyskokowego.

Po trzecim kieliszku przestała zwracać uwagę na ręce Oskara, które pojawiały się raz na jej plecach, raz na kolanie. Nie robiły też na niej wrażenia momenty, w których niebezpiecznie blisko się do niej zbliżał, aby szepnąć jej coś do ucha. Traktowała to naturalnie, skoro postanowiła odegrać swoją rolę oscarowo. I zaczęła odwzajemniać te wszystkie gesty, aby wyglądać wiarygodnie. Mieli zgrywać szaleńczo zakochanych, więc każde wypowiedziane zdanie Wero kończyła romantycznym zwrotem do ukochanego typu „kochanie”.

Po tej wątpliwej jakościowo przygodzie kulinarnej przyszedł czas na pierwszy taniec pary młodej. Wszyscy goście weselni przeszli do części tanecznej i utworzyli coś na kształt koła, trzymając się przy tym za ręce. Na środek wyszły najważniejsze osoby wieczoru i stały tak przez trzydzieści sekund, czekając, aż zabrzmi melodia do ich pierwszego tańca.

„I Will Always Love You – serio?” – pomyślała. Po całej tej otoczce spodziewała się czegoś bardziej wyszukanego, choć piosenka była niezaprzeczalnie piękna. No i ruszyli. Światła zostały przygaszone, tak że całą salę oświetlało jedynie mnóstwo świec. Po krokach, ramie i unoszeniach Wero wywnioskowała, że tańczą walca angielskiego albo wiedeńskiego. Jeden pies dla kogoś, kto nie ma o tym pojęcia.

Po tej tanecznej szopce przyszedł czas na zabawę. Para młoda nie szczędziła grosza, zatrudnili do oprawy muzycznej zarówno DJ-a, jak i orkiestrę, którzy na zmianę mieli zabawiać gości muzyką, tak aby każdy znalazł coś dla siebie. – Sprytnie pomyślane – zauważyła Wero. DJ puścił pierwszą piosenkę i wszyscy ruszyli do tańca. Weronika z Oskarem również. Oskar świetnie tańczył. Ruszał się niczym John Travolta z Gorączki sobotniej nocy. Ona też radziła sobie całkiem nieźle. Wyprawiali na parkiecie takie figury, że dziesiątki nie powstydziłaby się nawet Czarna Mamba z programu Taniec z gwiazdami. Kątem oka Wero widziała, jak wszyscy im się przyglądają. Zwłaszcza panie. I to nie im, a oczywiście Oskarowi. Tańcząc, wyglądał fenomenalnie. Był uśmiechnięty, wyluzowany, pewny siebie. Świetnie ubrany w szary garnitur w kratę, ruszał biodrami idealnie w rytm utworu. Śmiały mu się nie tylko usta, ale i duże piwne oczy. Widać było, że taniec sprawiał mu przyjemność.

Po kilku szybkich utworach przyszedł czas na pierwszego przytulańca. I nagle stanęli tak blisko siebie, że Wero niemal poczuła, jak dotykają się ich twarze. „Jeżeli Oskar twierdzi, że tak tańczą zakochani, to okej” – pomyślała. I całkowicie się temu poddała, choć ciężko jej było złapać oddech. Kołysali się w rytm Love Me Like You Do.

– Rozmawiałeś już może z Sylwią? Widziałam, że zerkała na ciebie – wyszeptała mu do ucha.

– Jeszcze nie – odpowiedział.

– Kim jest ten koleś, z którym przyszła? – zapytała, zaciekawiona. Musiała też przyznać, że facet był niczego sobie.

– To jakiś kutafon! – odpowiedział Oskar z wyraźną zazdrością.

„Zazdrość to pierwszy stopień do piekła” – pomyślała. – „A może to była ciekawość?” – Ciekawość na pewno jej nie opuszczała. Miała przeczucie, że tego wieczora czeka ją jeszcze niejeden zwrot akcji.

– A czy ten kutafon, jak go nazywasz, ma imię? – zapytała Wero.

– Robert czy Norbert – odpowiedział, wzruszając ramionami.

– A nie Tomek? – Wydawało jej się, że takie imię widziała na rozpisce stołów przy imieniu Sylwii.

– Racja, Tomek.

– Widzę, że nawet nie znasz dobrze swojej konkurencji – rzuciła kąśliwie.

Oskar może i nie znał Tomka osobiście, ale potrafił rozpoznać konkurencję. I musiał przyznać, że rywal był mocny. Wysoki, niebieskooki blondyn z lekko kręconymi włosami, dobrze zbudowany, dobrze ubrany, mógł podobać się kobietom. Wyglądał trochę jak surfer. Oczywiście Oskar nawet na moment nie zwątpił w swoje atuty, wiedział, że typ nie dorasta mu do pięt, jednak musiał przyznać, że może nie być tak prosto, jak na początku mu się wydawało.

Nagle Wero poczuła szarpnięcie z tyłu, odwróciła się i zobaczyła Mariusza, krzyczącego: „Odbijany!”.

„Świetnie!” – pomyślała i nagle każda z jej kończyn była wykręcana w inną stronę. Mariusz nie był królem parkietu. Była pewna, że na każdej dyskotece szkolnej raczej podpierał ściany. No cóż, nie pozostało nic innego jak z utęsknieniem wyczekiwać końca piosenki i liczyć na to, że nie straci przy tym ręki.

Gdy utwór się skończył, Wero grzecznie podziękowała za „taniec”, rozejrzała się po sali, ale nigdzie nie mogła zlokalizować Oskara. Mariusz postanowił skorzystać z okazji i zaproponował jej wyjście na świeże powietrze. Nie widząc w tym nic złego, Wero zgodziła się, choć nie wiedzieć czemu nie przepadała za tym gościem. Sprawiał wrażenie zbyt pewnego siebie, w ten denerwujący sposób. Zajęli wolną ławkę przed budynkiem. Ten wrześniowy wieczór był dość ciepły, niebo bezchmurne. Cisza i cała niezwykła otoczka składająca się z niezliczonej ilości świateł spowodowała, że Wero westchnęła z zachwytu.

– Jak się bawisz? – zapytał Mariusz, przerywając jej błogą chwilę ciszy.

– Całkiem nieźle, a ty?

Chłopak nie zareagował na to, rzucił jedynie:

– Świetnie z Oskarem udajecie!

– Nie rozumiem… Co masz na myśli? – zapytała z lekkim zdziwieniem i niepokojem.

– Wiem, że udajecie parę zakochanych. Co prawda nie wiem, jaki jest tego powód, ale tego też się dowiem – powiedział to z ogromną pewnością siebie.

– Nie wiem, kto ci takich głupot naopowiadał! Dobrze, że Oskar tego nie słyszy. – Wero nie kryła swojego oburzenia.

– Nie martw się, nikomu nie powiem, że ściemniacie. – Mariusz zaczął ją uspokajać. – Ale gdybyś miała ochotę przeżyć prawdziwą przygodę z kimś innym, to mogę być zainteresowany.

– Że co, proszę!? – Wstała z ławki, mało co się przy tym nie krztusząc.

– Zapewnię ci lepszą rozrywkę niż Oskar. – Mariusz nonszalancko oparł się łokciami o ławkę, rozsiadając się niczym żaba na liściu.

– Nie muszę tego słuchać! – Wero wstała z ławki i już miała odejść, gdy nagle poczuła, że Mariusz łapie ją za rękę i przyciąga do siebie. W tej samej chwili jej druga ręka chwyciła za jego przyrodzenie.

– Lepiej mnie puść, bo zrobię ci takie gwiezdne, kurwa, wojny, że brak mózgu będzie twoim najmniejszym problemem. Za sekundę pozbawię cię bez wątpienia najcenniejszej dla ciebie rzeczy – wysyczała, zaciskając szczękę.

– Puszczamy na trzy! – usłyszała.

„Serio? Co za dziecinada!” – pomyślała. Oboje uwolnili swoje dłonie na trzy. Wero odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku sali. Chciała jak najszybciej odnaleźć Oskara i powiedzieć mu o tym, co przed chwilą się wydarzyło. Zastanawiała się, czy Oskar wyjawił koledze prawdę, czy to Mariusz wbrew pozorom jest na tyle bystry, że sam wszystko rozszyfrował. Tylko jak? Przecież odgrywali swoje role perfekcyjnie. Tak czy inaczej, ich plan wisiał na włosku i trzeba było to szybko omówić.

Mariusz stał na zewnątrz w pozycji, w której Wero go zostawiła, zaskoczony, że nie uległa jego nieodpartemu urokowi i nie skusiła się na tę, bez wątpienia, ciekawą propozycję. „To jeszcze nie koniec” – pomyślał.Rozdział 3

Wero wróciła na salę, ale nie mogła nigdzie zlokalizować Oskara. Zajęła miejsce przy swoim stole, który akurat był zupełnie pusty. Obsługa wysprzątała wszystko, zostawiając jedynie napoje i alkohol. Pojawiła się też nowa zastawa i czyste sztućce. Zabawa weselna trwała w najlepsze. Para młoda była rozchwytywana. Wero przyglądała się, jak panna młoda męczyła się w tańcu ze wszystkimi podstarzałymi wujkami o wątpliwych umiejętnościach tanecznych. Jej mina wskazywała na stan daleki od zadowolenia. Wero z jednej strony bardzo jej współczuła, z drugiej wydawało jej się to całkiem zabawne, a w głębi duszy jej tego zazdrościła. Panna młoda była najważniejszą osobą na sali. I choć wyglądała, jak wyglądała, to i tak wszyscy patrzyli tylko na nią. Wszyscy, zwłaszcza mężczyźni na tej sali, chcieli spędzić z nią choć chwilę. Kobiety nie przestawały się nią zachwycać. Nie wiadomo, ile z tych komplementów było szczerych, a ile wymuszonych na potrzeby rozmowy, ale to było najmniej ważne. To był jej dzień, jej święto. Weronika chciała kiedyś się tak poczuć. Minuty mijały, piosenki się zmieniały, partnerzy pary młodej również, a ona nudziła się jak mops, aż w końcu usłyszała kawałek, który poderwał ją z krzesła.

„Raz się żyje” – pomyślała i ruszyła przez środek sali w stronę Daniela, by poprosić go o taniec. Pan młody na własnym weselu nie może odmówić tańca żadnej kobiecie, a gdy zobaczył Wero, nawet nie chciał. Oczywiście uważał swoją żonę za najpiękniejszą na świecie, ale Wero bezkonkurencyjnie zajmowała drugie miejsce spośród wszystkich pań na weselu. Daniel od początku zastanawiał się, kim jest ta piękność obok Oskara. Wiedział, że jego kumpel zawsze miał najlepsze laski w mieście, ale tym razem wygrał los na loterii. Taniec obojgu upłynął bardzo przyjemnie. Szybko złapali wspólny vibe. Co jakiś czas rzucali w swoją stronę jakieś śmieszne uwagi dotyczące innych osób. Oczywiście nikogo nie obrażając, to nie leżało w naturze Wero. Potrafiła być złośliwa, ale jeśli nikt nie zaszedł jej za skórę, nie chciała nikomu sprawić przykrości. Weronika podziękowała swojemu partnerowi, obiecując, że zatańczy z nim ponownie, i postanowiła zostać na parkiecie i przyłączyć się do wspólnej zabawy z gośćmi.

Oskar jeszcze w trakcie trwania piosenki podziękował za taniec partnerce, którą przyprowadził mu Mariusz, i ruszył w stronę toalety. Po drodze spotkał Sylwię. Pomyślał, że wykorzysta moment, kiedy są sam na sam, i spróbuje wybadać teren.

– Cześć. Nie było okazji wcześniej się przywitać – rzucił, ruszając w jej stronę.

– Pewnie dlatego, że twoja partnerka nie odstępuje cię na krok – zauważyła.

– Jesteś zazdrosna? – Oskar pomyślał, że ma ją w garści.

– Skąd!? Weronika sprawia wrażenie świetnej dziewczyny. W dodatku jest bardzo ładna. Już kiedyś ci mówiłam, że jesteście dla siebie stworzeni. Pamiętasz? – Oskar wiele opowiadał Sylwii o Wero trakcie trwania ich krótkiego, ale jednak związku. Sylwia miała wrażenie, że mogłaby się z nią zaprzyjaźnić. Czasem nawet wydawało jej się, że Oskar czulej się o niej wypowiadał niż o Sylwii, ale jakimś dziwnym sposobem nie była o nią zazdrosna. W końcu mamy XXI wiek i przyjaźń damsko-męska nikogo już nie powinna ­dziwić.

„Fakt! Mówiła” – pomyślał i szybko spróbował zmienić temat. Nie chciał rozmawiać o Weronice, ale o nim i Sylwii. – A co u ciebie, jak tam znajomość z Tomkiem?

– To na razie nic poważnego, znamy się krótko, ale jest miło. Zobaczymy, co z tego będzie. – Wzruszyła ramionami. – Dobrze się przy nim czuję, ale nie będę cię zanudzać.

– Nie zanudzasz! – odpowiedział Oskar, choć rzeczywistość była inna. Nie lubił słuchać tych ckliwych historyjek o miłości, związkach i innych bzdetach. Chciał za to za wszelką cenę dowiedzieć się, czy Sylwia nadal jest nim zainteresowana i czy jest szansa na to, by do siebie wrócili. – Może wyjdziemy na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza? – zaproponował.

– Czemu nie? Przejdźmy się. –Sylwia rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu Tomka. Ten akurat tańczył z kimś na parkiecie, więc mog­ła wyjść na zewnątrz bez wyrzutów sumienia, że zostawia go samego.

Spacerowali przez moment w ciszy, chłonąc piękno otoczenia. Oboje, tak jak wcześniej zresztą Wero, zauważyli granatowe bezchmurne niebo i lekką mgłę unoszącą się nad ziemią. Mgła okazała się sztucznym dymem, który puszczany był na zewnątrz, ale to nie miało znaczenia. Wokół panowała jakaś magia.

– Zachowałem się wtedy jak kretyn – zaczął znienacka Oskar.

– Nie wracajmy do tego, było, minęło. Ja nie jestem pamiętliwa.

– Mimo wszystko jeszcze cię nie przeprosiłem. Nie chcę między nami żadnych nieporozumień. Chcę też, żebyś wiedziała, że to tylko i wyłącznie moja wina. To ja się wycofałem z naszego związku i zapomniałem cię o tym poinformować. Ale dopiero po pewnym czasie człowiek rozumie swoje błędy i to, co stracił – zakończył nostalgicznie.

– To miłe, ale nie miej wyrzutów. Naprawdę między nami jest okej. Przyjmuję przeprosiny. Zresztą chyba dobrze się stało. Oboje w końcu jesteśmy szczęśliwi, prawda?

Wtedy uświadomił sobie, że Sylwia to naprawdę wyjątkowa kobieta. Taka, jakiej dotąd nie spotkał. Zastanawiał się, co wtedy nie zagrało, co takiego się stało, że zachował się jak kompletny dupek. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na SMS-y. Przez ostatni miesiąc często sięgał pamięcią do tamtego dnia, kiedy mu odbiło. Jak zwykle szybko poszli na pierwszą randkę, szybko się pocałowali i równie szybko wylądowali w łóżku. I nie wiedzieć czemu tym razem nie zachował się jak zwykle. Standardowo nie kontaktował się z kobietą, którą bzyknął ostatniej nocy, wyznawał bowiem zasadę nieumawiania się z tą samą osobą dwa razy z rzędu. Co innego po miesięcznej przerwie. Tym razem złamał tę zasadę. Następnego dnia ponownie zadzwonił do Sylwii. Trochę wbrew sobie, a może na przekór. Sylwia była taka niewinna, taka skromna, grzeczna, że szybko zrozumiał, że nie może jej wykorzystać. To nie była dziewczyna na „jednorazowe tournée”. Nie chciał jej skrzywdzić. Pomyślał, że przy niej mógłby stać się lepszą osobą. Chciał się przekonać, czy byłby zdolny do głębszego uczucia, i gdy okazało się, że jest, to wtedy zapaliła mu się czerwona lampka. Zaczęły go nachodzić wątpliwości. Nie był pewien, czy chce się ustatkować. Czy chce porzucić dawny tryb życia tak szybko? A co, jeśli za tym zatęskni? Co, jeśli nie będzie w stanie dochować jej wierności? Sylwia snuła plany o ich wspólnym mieszkaniu, a jemu dobrze mieszkało się samemu. Namawiała go na kupno wspólnego psa, a on zwierzęta lubił, owszem, ale z pewnej odległości i cudze. Zauważył sporo różnic, które nagle zaczęły mu przeszkadzać. Podjął szybką i męską decyzję. Zerwał kontakt z Sylwią z dnia na dzień i bez wyjaśnienia.

– I oboje układamy sobie życie na nowo – przerwała jego zamyślenie.

– To znaczy, że w ogóle za mną nie tęsknisz? – zapytał, trochę się z nią przekomarzając.

– Tego nie powiedziałam. Chociaż nie wiem… pewnie to tylko sentyment. Ale bez obaw mam go do każdego swojego byłego. Więc nie myśl sobie, że to cokolwiek znaczy – podkreśliła Sylwia.

Zaśmiał się. Choć do śmiechu wcale mu nie było. Nie tego się spodziewał.

Od jakiegoś czasu Oskar był pewien tego, że kocha Sylwię. Po ich zerwaniu powrócił do swoich dawnych nawyków: imprez, alkoholu, kolegów, dziewczyn, przypadkowego seksu i tak w kółko. Ale zauważył, że imprezy nie cieszą go jak dawniej, seks nie daje spełnienia, kumple go wkurzają, a po alkoholu miewał ogromnego kaca. Początkowo o wszystkie te niepowodzenia obwiniał swój wiek. Organizm po trzydziestce nie jest już taki jak dziesięć lat wcześniej. Regeneruje się wolniej. Na wiele rzeczy nie miał już ochoty. Wtedy pomyślał, że może niewłaściwie postąpił wobec Sylwii, że to życie, które ona im układała, może i było trochę nudne, ale jakieś. Był pewien, że Sylwia również darzy go uczuciem. W końcu wszystkie laski prędzej czy później się w nim zakochiwały. I nagle perspektywa życia z Sylwią okazała się nie taka zła. Jego plany powrotu do dawnej dziewczyny pokrzyżowała mu jednak ona sama, wiążąc się w międzyczasie z kimś innym.

***

Oskar dobrze pamiętał dzień, w którym się poznali. Byli na imprezie swojej wspólnej znajomej. Wieczór był dość drętwy i żeby go rozkręcić, Oskar zaproponował grę „Nigdy w życiu” o tematyce erotycznej. Zabawa polegała na tym, że dana osoba mówiła, czego nigdy w życiu nie robiła, a wszystkie inne osoby, które to robiły, musiały wypić shota. Pozostali goście przyjęli propozycję z entuzjazmem. Grę rozpoczął Oskar.

– Nigdy w życiu nie uprawiałem seksu w trójkącie! – zaczął z grubej rury. Ku jego zdziwieniu pozostali uczestnicy imprezy również nie, bo nikt nie podniósł kieliszka. – Damn it! – Wtedy zrozumiał, że musi kłamać. Ponieważ oprócz trójkąta spróbował już chyba wszystkiego, jeśli chodzi o sprawy łóżkowe, ale chciał, żeby ta zgraja się upiła i wreszcie trochę rozkręciła.

Przeleciała następna kolejka, podczas której Oskar wypił dziesięć shotów. Na szczęście inni gracze też pili i atmosfera zaczęła się rozluźniać. Wszyscy świetnie się bawili. Oskar zauważył, że zaimponował niektórym laskom. Wyraźnie były zaciekawione i podekscytowane niektórymi jego ekscesami seksualnymi. Kiedyś jemu też to imponowało, czuł coś w rodzaju dumy. Ale ostatnio przestał się tym ekscytować. W całym tym zamieszaniu zauważył, że jest jedna osoba na imprezie, która nie zwraca na niego uwagi, a wręcz przeciwnie – sprawia wrażenie zdegustowanej, gdy słyszy coraz to lepsze rewelacje z Oskarem w roli głównej. Nie zastanawiając się długo, postanowił dowiedzieć się, o co chodzi. Potraktował to jak wyzwanie.

Spotkali się z Sylwią przy stole, który podczas tej imprezy spełniał funkcję barku. Dziewczyna nalała sobie kieliszek czerwonego wina, on whisky z lodem bez coli, rzecz jasna. Przyjrzał jej się z bliska. Musiał przyznać, że była przeciętnej urody, z makijażem typu no make-up sprawiała wrażenie bardzo naturalnej. Ubrana była w małą czarną. „Klasycznie, choć wieje nudą” – pomyślał.

– Przyszłaś tu na kółko różańcowe? – rzucił uszczypliwie.

– Kółko różańcowe mamy w czwartki, za to w piątki śpiewamy psalmy i palimy niewiernych mężów na stosie. Zapraszam, wstęp wolny.

– Cicha woda, a taka wyszczekana.

– Cicha woda? A ty jesteś mistrzem w ocenianiu ludzi po okładce? To może ja spróbuję? Don Juan z warszawki, w dodatku słoik. Zaliczyłeś tyle lasek, że nazwanie cię męską dziwką uraziłoby niejedną prostytutkę. Mam nadzieję, że regularnie się badasz, bo wiesz, jak mówią: HIV, kiła i mogiła.

– Wow! Zaimponowałaś mi! – Oskar bił brawo.

– Nie taki był mój zamiar. Może już się odczepisz i sobie pójdziesz? – W myślach błagała, żeby dał jej święty spokój. Oskar jednak się nie ruszył. – No dobrze… to ja sobie pójdę. Do zobaczenia nigdy! – pożegnała go ozięble i zostawiła na barze kieliszek wina.

Następnego dnia, a raczej wieczora, kiedy Oskar wytrzeźwiał i przestał wyglądać jak siedem nieszczęść, sprawdził telefon, miał dziesięć nieodebranych połączeń od Wero i kilka SMS-ów, których treści lepiej nie ujawniać, zresztą pomijając wszystkie bluźnierstwa i wyzwiska, które się w nich znalazły, ich treść nie miała kompletnie sensu. Wero po każdej imprezie Oskara niczym niańka sprawdzała, czy ten żyje i czy wrócił do mieszkania. Czy sam, czy z jakąś nową zdobyczą – nie miało już znaczenia. Oskar jak zawsze zignorował wszystkie SMS-y i połączenia od Wero. Ona i tak już pewnie wiedziała, że jak zwykle się nachlał i cały boży dzień wracał do żywych, ale jest bezpieczny i zdrowy.

Oskar z kolei, odkąd się obudził, nie mógł przestać myśleć o Sylwii. Z jakiegoś powodu ta dziewczyna go ciekawiła. Nie czekając zbyt długo i działając trochę impulsywnie, skontaktował się z Magdą – organizatorką wczorajszej imprezy, z prośbą o numer do Sylwii. Zdobycie go nie było trudne. Magda lubiła Oskara i bez problemu oraz zbędnych pytań spełniła jego prośbę. Oskar zastanawiał się, czy napisać SMS-a, czy zadzwonić, ale wiedząc, że ma dobrą gadkę, wybrał drugą opcję.

– Halo? – Sylwia odebrała telefon już po drugim sygnale.

– Cześć, mała.

– Mała? To chyba jakaś pomyłka. Z kim rozmawiam?

– Z tej strony spełnienie twoich najskrytszych pragnień.

– Że co proszę? – wybuchnęła śmiechem. – Nie mam czasu na głupie gierki. Żegnam!

– Nie! Czekaj! Tutaj Oskar.

– Oskar? Jaki znowu Oska…? Aaa! Oskar, ten dupek z wczorajszej imprezy?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: