Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zazulka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zazulka - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 217 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

któ­ry mówi o zmia­nach na ob­li­czu zie­mi i jest jed­no­cze­śnie przed­mo­wą opo­wia­da­nia

Tę część lądu, gdzie roz­cią­ga­ło się on­giś księ­stwo Ży­znych Pól, za­le­wa dzi­siaj mo­rze. Z mia­sta i zam­ku nie po­zo­sta­ło ani śla­du. Po­wia­da­ją jed­nak, iż o do­brą milę od brze­gu wi­dać w po­god­ne dni ol­brzy­mie pnie drzew sto­ją­ce nie­ru­cho­mo w głę­bi wody. Za­ką­tek wy­brze­ża, słu­żą­cy za po­ste­ru­nek cel­ni­kom, zo­wią po dziś dzień "Warsz­ta­tem Maj­stra Fa­stry­gi". Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że na­zwa ta jest pa­miąt­ką po pew­nym mi­strzu kra­wiec­kim, o któ­rym bę­dzie mowa w moim opo­wia­da­niu. Mo­rze, któ­re co­rocz­nie wgry­za się da­lej w ląd, za­gar­nie wkrót­ce i ten skra­wek zie­mi, tak dzi­wacz­nie na­zwa­ny.

Ta­kie prze­mia­ny zgod­ne są z pra­wa­mi przy­ro­dy. Z bie­giem wie­ków góry za­pa­da­ją się, a mo­rze uno­si w kra­inę chmur i lo­dow­ców mu­szel­ki i ko­ra­lo­we krze­wy.

Nic nie trwa wiecz­nie. Lądy i mo­rza zmie­nia­ją się bez ustan­ku. Tyl­ko wspo­mnie­nie ist­nień i kształ­tów mi­nio­nych trwa przez wie­le stu­le­ci i po­zwa­la od­two­rzyć daw­no ubie­głe zda­rze­nia. Opo­wieść moja o księ­stwie Ży­znych Pól prze­nie­sie was w za­mierz­chłą prze­szłość. Oto jej po­czą­tek:

"Okryw­szy zło­te wło­sy czar­nym czep­cem na­szy­wa­nym per­ła­mi, hra­bi­na Srebr­nych Wy­brze­ży…"

Za­nim jed­nak opo­wiem wam, co się sta­ło da­lej, pro­szę na wszyst­ko, żeby oso­by roz­sąd­ne i po­waż­ne nie bra­ły do ręki tej książ­ki. Nie dla nich na­pi­sa­łem moją "Za­zul­kę". Nie dla istot trzeź­wych, któ­re gar­dzą bła­host­ka­mi i pra­gną, aby je wciąż po­ucza­no. Pra­gnę ofia­ro­wać tę opo­wieść lu­dziom, któ­rych umysł jest mło­dy i lubi cza­sem po­swa­wo­lić. Tyl­ko ci, któ­rym wy­star­cza­ją nie­win­ne roz­ryw­ki, prze­czy­ta­ją "Za­zul­kę" od po­cząt­ku do koń­ca. Do nich też zwra­cam się z proś­bą, żeby, je­śli mają małe dzie­ci, za­po­zna­li je z moją ba­śnią. Chciał­bym, aby opo­wia­da­nie po­do­ba­ło się tak­że mło­dym chłop­com i dziew­czę­tom, ale – praw­dę mó­wiąc – nie śmiem się tego spo­dzie­wać. Za­pew­ne uzna­ją je za nie­do­rzecz­ne i "Za­zul­ka" po­zo­sta­nie baj­ką dla dzie­ci daw­nych cza­sów. Któ­re­goś dnia prze­glą­da­łem bi­blio­te­kę mo­jej dzie­wię­cio­let­niej są­sia­decz­ki. Zna­la­złem tam wie­le ksią­żek o mi­kro­sko­pach i zwie­rzo­krze­wach,a tak­że kil­ka po­wie­ści na­uko­wych. Na chy­bił tra­fił otwo­rzy­łem jed­ną z nich i wzrok mój padł na na­stę­pu­ją­ce zda­nie: "Mą­twa, czy­li Se­pia of­fi­ci­na­lis, jest mię­cza­kiem, gło­wo­no­giem,któ­re­go cia­ło za­wie­ra gąb­cza­sty or­gan, zbu­do­wa­ny z chi­ty­ny i wę­gla­nu wap­nia". Moja mała są­sia­decz­ka uwa­ża, że ta po­wieść jest ogrom­nie in­te­re­su­ją­ca. Otóż bła­gam ją na wszyst­ko, aby nig­dy nie czy­ta­ła "Za­zul­ki". Spa­lił­bym się ze wsty­du, gdy­bym uj­rzał swo­ją baj­kę w rę­kach tak uczo­nej oso­by.ROZ­DZIAŁ DRU­GI

z któ­re­go moż­na się do­wie­dzieć, co bia­ła róża oznaj­mi­ła hra­bi­nie Srebr­nych Wy­brze­ży

Okryw­szy zło­te wło­sy czar­nym czep­cem na­szy­wa­nym per­ła­mi i opa­saw­szy się wdo­wim sznu­rem, we­szła hra­bi­na Srebr­nych Wy­brze­ży do ka­pli­cy zam­ko­wej, by jak co­dzien­nie po­mo­dlić się za du­szę swe­go męża, za­bi­te­go w po­je­dyn­ku przez ir­landz­kie­go ol­brzy­ma. Na­gle na po­dusz­ce swe­go klęcz­ni­ka uj­rza­ła bia­łą różę. Lica jej zbla­dły, wzrok za­ćmił się, gło­wa opa­dła w tył, a ręce za­ła­ma­ły się bo­le­śnie. Wie­dzia­ła bo­wiem, że dzień, w któ­rym hra­bi­na Srebr­nych Wy­brze­ży znaj­du­je bia­łą różę na klęcz­ni­ku, jest dniem jej śmier­ci. Do­wie­dziaw­szy się, że na­de­szła go­dzi­na jej roz­sta­nia ze świa­tem, gdzie w tak krót­kim cza­sie zo­sta­ła żoną, mat­ką i wdo­wą, po­spie­szy­ła do kom­na­ty, w któ­rej pod opie­ką nie­wiast słu­żeb­nych spał jej syn Jan­ta­rek. Chłop­czy­na miał do­pie­ro trzy lata. Dłu­gie rzę­sy rzu­ca­ły prze­ślicz­ne cie­nie na jego po­licz­ki, a usta po­dob­ne były do kwia­tu. Był jesz­cze tak ma­leń­ki i za­ra­zem tak pięk­ny, że spoj­rzaw­szy na nie­go hra­bi­na za­la­ła się łza­mi.

– Syn­ku mój je­dy­ny – szep­ta­ła bo­le­śnie – dzie­cię moje naj­droż­sze, nie bę­dziesz mnie znał, mój ob­raz znik­nie na za­wsze dla twych słod­kich ocząt. A prze­cież wy­kar­mi­łam cię wła­sną pier­sią i z mi­ło­ści dla cie­bie od­ma­wia­łam swej ręki naj­zna­ko­mit­szym ry­ce­rzom.

To po­wie­dziaw­szy przy­ci­snę­ła do ust zło­ty me­da­lion za­wie­ra­ją­cy jej mi­nia­tu­rę i pro­mień

jej wło­sów i za­wie­si­ła go na szyi syn­ka. W tej chwi­li łza spa­dła z oczu mat­ki na twa­rzycz­kę chłop­czy­ny, któ­ry po­ru­szył się nie­spo­koj­nie w ko­leb­ce i za­czął trzeć po­wie­ki piąst­ka­mi.Hra­bi­na spiesz­nie od­wró­ci­ła gło­wę i wy­bie­gła z kom­na­ty. Bo jak­że jej oczy, ma­ją­ce wkrót­ce za­ga­snąć, mo­gły znieść blask tam­tych umi­ło­wa­nych źre­nic, przez któ­re za­czy­na­ła prze­zie­rać bu­dzą­ca się do ży­cia du­sza.

Hra­bi­na ka­za­ła osio­dłać ru­ma­ka i uda­ła się do zam­ku Ży­znych Pól w to­wa­rzy­stwie ko­niu­sze­go Szcze­ro­gę­by.

Księż­na Ży­znych Pól ob­ję­ła ser­decz­nym uści­skiem hra­bi­nę Srebr­nych Wy­brze­ży.

– Naj­droż­sza, ja­kiż szczę­śli­wy los spro­wa­dza cię w moje pro­gi?

– Za­praw­dę los, któ­ry mnie przy­wiódł tu­taj, nie jest szczę­śli­wy. Po­słu­chaj mnie, przy­ja­ciół­ko moja. We­szły­śmy w ślu­by mał­żeń­skie nie­le­d­wie w tym sa­mym cza­sie i owdo­wia­ły­śmy wsku­tek tych sa­mych przy­czyn. W dzi­siej­szych ry­cer­skich cza­sach naj­lep­si giną naj­wcze­śniej, a mąż chcą­cy żyć dłu­go mu­siał­by chy­ba przy­wdziać ha­bit mni­szy. Gdy uro­dzi­łaś Za­zul­kę, ja od dwóch lat by­łam już mat­ką. Za­zul­ka two­ja jest pięk­na jak ju­trzen­ka, a mój Jan­ta­rek jest naj­lep­szym chło­pacz­kiem pod słoń­cem. Wiem, że mnie ko­chasz, jak ja ko­cham cie­bie. Do­wiedz się za­tem, że zna­la­złam bia­łą różę na po­dusz­ce mego klęcz­ni­ka. Go­dzi­ny moje są po­li­czo­ne. To­bie po­wie­rzam mo­je­go syna.

Księż­na Ży­znych Pól wie­dzia­ła, co oznaj­mia hra­bi­nom Srebr­nych Wy­brze­ży kwiat bia­łej róży. Pła­cząc przy­rze­kła wy­cho­wać Jan­tar­ka i Za­zul­kę, tak jak­by byli ro­dzeń­stwem, i nie czy­nić naj­mniej­szej mię­dzy nimi róż­ni­cy.

Obie mat­ki, sple­cio­ne uści­skiem, po­chy­li­ły się nad ko­leb­ką, gdzie za lek­ką, błę­kit­ną jak nie­bo za­sło­ną spa­ła ma­leń­ka Za­zul­ka. Oczy jej były za­mknię­te,ale po­ru­sza­ła przez sen rącz­ka­mi, a gdy ro­kła­da­ła pa­lusz­ki, zda­wa­ło się, że z każ­de­go rę­kaw­ka ko­szul­ki wy­my­ka się pięć ró­żo­wych pro­mycz­ków.

– Jan­ta­rek bę­dzie jej bro­nił – rze­kła hra­bi­na Srebr­nych Wy­brze­ży.

– Za­zul­ka bę­dzie go ko­cha­ła – po­wie­dzia­ła księż­na Ży­znych Pól.

– Bę­dzie go ko­cha­ła – po­wtó­rzył dźwięcz­ny, cie­niut­ki gło­sik.

Księż­na po­zna­ła głos do­mo­we­go skrza­ta, któ­ry od lat miesz­kał pod ka­mien­ną pły­tą pa­le­ni­ska. Wró­ciw­szy do zam­ku hra­bi­na Srebr­nych Wy­brze­ży roz­da­ła dwor­kom swo­je klej­no­ty, ka­za­ła na­ma­ścić się pach­ni­dła­mi i odziać w naj­przed­niej­sze sza­ty, by god­nie uczcić cia­ło, któ­re ma zmar­twych­wstać w dniu Osta­tecz­ne­go Sądu. A po­tem po­ło­ży­ła się na łożu i za­snę­ła na wie­ki.ROZ­DZIAŁ TRZE­CI

w któ­rym roz­po­czy­na się mi­łość Za­zul­ki, księż­nicz­ki Ży­znych Pól, i Jan­tar­ka, hra­bie­go Srebr­nych Wy­brze­ży

Wbrew zwy­kłe­mu ludz­kie­mu lo­so­wi, któ­ry spra­wia, że pięk­ność i do­broć nie cho­dzą w pa­rze, pani Ży­znych Pól była rów­nie do­bra jak pięk­na, tak pięk­na, że ksią­żę­ta krwi, uj­rzaw­szy jej po­do­bi­znę, spie­szy­li pro­sić o jej rękę. Lecz księż­na od­po­wia­da­ła nie­zmien­nie: „Mam tyl­ko jed­ną du­szę, więc jed­ne­mu tyl­ko mę­żo­wi mo­głam ślu­bo­wać wia­rę”. Ale po pię­ciu la­tach wdo­wień­stwa zrzu­ci­ła czar­ny kwef i ża­łob­ne sza­ty aby nie tłu­mić ra­do­ści swo­ich naj­bliż­szych, aby moż­na się było we­se­lić i śmiać w jej obec­no­ści. Do­bra jej obej­mo­wa­ły roz­le­głe zie­mie peł­ne po­nu­rych wydm po­kry­tych wrzo­sem, je­zior ob­fi­tu­ją­cych w ryby (nie­któ­re z nich mia­ły cza­ro­dziej­ską moc) i gór wzno­szą­cych się wśród strasz­li­wych pust­ko­wi, kry­ją­cych w swym wnę­trzu pod­ziem­ne miesz­ka­nia ka­rzeł­ków. Rzą­dząc swym pań­stwem księż­na sto­so­wa­ła się do rad pew­ne­go sta­re­go mni­cha, któ­ry uszedł z Kon­stan­ty­no­po­la, a na­pa­trzyw­szy się w ży­ciu wie­lu gwał­tom i wia­ro­łom­stwom, nie ufał zbyt­nio cno­tli­wo­ści lu­dzi. Mnich ten żył w wie­ży zam­ko­wej w oto­cze­niu ksiąg i pta­ków i nie ru­sza­jąc się stam­tąd, udzie­lał rad opar­tych na kil­ku za­le­d­wie mą­drych mak­sy­mach. Mó­wił mia­no­wi­cie:

"Nie na­le­ży wpro­wa­dzać w ży­cie pra­wa, któ­re po­szło już w za­po­mnie­nie: trze­ba ustę­po­wać przed żą­da­nia­mi pod­da­nych ze wzglę­du na moż­li­wość roz­ru­chów, ale ustę­po­wać po­wo­li, gdyż, je­śli się wpro­wa­dzi jed­ną re­for­mę, lud na­tych­miast za­żą­da dru­giej: upa­dek wład­ców wy­wo­łu­je za­rów­no zbyt­nia ule­głość, jak i zbyt dłu­gi opór".

Księż­na chęt­nie przy­zwa­la­ła na wszyst­ko, bo nie zna­ła się wca­le na po­li­ty­ce. Ser­ce jej było peł­ne współ­czu­cia. Nie mo­gąc wszyst­kich lu­dzi da­rzyć sza­cun­kiem, li­to­wa­ła się nad tymi, któ­rzy mie­li nie­szczę­ście być nie­go­dziw­ca­mi. Wspo­ma­ga­ła na wszel­kie spo­so­by bie­da­ków, od­wie­dza­ła cho­rych, po­cie­sza­ła wdo­wy i bra­ła pod opie­kę ubo­gie sie­ro­ty. Wy­cho­wy­wa­ła Za­zul­kę z prze­dziw­ną roz­trop­no­ścią. Za­szcze­piw­szy w ser­cu dziec­ka prze­ko­na­nie, że naj­więk­szą ra­do­ścią jest czy­nie­nie do­bra, nie po­trze­bo­wa­ła nig­dy od­ma­wiać jej żad­nej przy­jem­no­ści.

Księż­na do­trzy­ma­ła wier­nie obiet­ni­cy da­nej nie­szczę­snej hra­bi­nie Srebr­nych Wy­brze­ży. Dla Jan­tar­ka była naj­lep­szą mat­ką i nig­dy nie czy­ni­ła naj­mniej­szej róż­ni­cy mię­dzy nim a Za­zul­ką.Dzie­ci wzra­sta­ły ra­zem i Jan­ta­rek lu­bił przy­bra­ną sio­strzycz­kę, cho­ciaż uwa­żał, że jest dla nie­go tro­chę za mała. Pew­ne­go razu, kie­dy byli jesz­cze zu­peł­nie ma­leń­cy, Jan­ta­rek pod­szedł do dziew­czyn­ki i za­py­tał:

– Czy chcesz się ba­wić ze mną?

– Chcę – od­po­wie­dzia­ła Za­zul­ka.

– Bę­dzie­my le­pić bab­ki z pia­sku – rzekł Jan­ta­rek. Za­raz za­bra­li się do ro­bo­ty, ale Za­zul­ka nie umia­ła le­pić ba­bek i Jan­ta­rek ude­rzył ją po rącz­ce ło­pat­ką.Za­zul­ka krzyk­nę­ła prze­raź­li­wie, a ko­niu­szy Szcze­ro­gę­ba, któ­ry wła­śnie prze­cha­dzał się po ogro­dzie, upo­mniał swe­go mło­de­go pana:

– Wa­sza wy­so­kość! Nie go­dzi się hra­bie­mu Srebr­nych Wy­brze­ży pod­no­sić ręki na bia­ło­gło­wę.

Pierw­szą my­ślą Jan­tar­ka było prze­bić ko­niu­sze­go ło­pat­ką na wy­lot. Lecz że wy­ko­na­nie tego za­mia­ru na­su­wa­ło trud­no­ści nie do po­ko­na­nia, Jan­ta­rek po­prze­stał na czyn­no­ści o wie­le ła­twiej­szej: przy­ci­snął no­sek do naj­bliż­sze­go drze­wa i roz­pła­kał się ża­ło­śnie. Jed­no­cze­śnie Za­zul­ka usi­ło­wa­ła pod­sy­cić swe łzy wci­ska­jąc obie piąst­ki w oczy i roz­pacz­li­wie tar­ła no­skiem o pień są­sied­nie­go drze­wa. Kie­dy za­pa­dła noc, dzie­ci wciąż jesz­cze pła­ka­ły, każ­de przy swo­im drze­wie. Wresz­cie mu­sia­ła zejść sama księż­na, wzię­ła dzie­ci za ręce i za­pro­wa­dzi­ła je do zam­ku. Mal­cy mie­li czer­wo­ne oczy, czer­wo­ne nosy, po­licz­ki lśnią­ce od łez, a wzdy­cha­li i po­cią­ga­li no­ska­mi tak ża­ło­śnie, że się ser­ce kra­ja­ło. Po­mi­mo to ze sma­kiem zje­dli wie­cze­rzę, po czym uło­ży­li się do snu, każ­de w swo­im łó­żecz­ku. Za­le­d­wie jed­nak zga­szo­no świe­cę, z dwóch łó­że­czek pod­nio­sły się rów­no­cze­śnie dwa ma­leń­kie wid­ma odzia­ne w dłu­gie noc­ne ko­szul­ki i rzu­ci­ły się so­bie w ra­mio­na wśród wy­bu­chów sza­lo­ne­go śmie­chu. Tak roz­po­czę­ła się mi­łość księż­nicz­ki Ży­znych Pól, Za­zul­ki, i Jan­tar­ka, hra­bie­go Srebr­nych Wy­brze­ży.ROZ­DZIAŁ CZWAR­TY

któ­ry mówi o wy­cho­wa­niu w ogól­no­ści i wy­cho­wa­niu Jan­tar­ka w szcze­gól­no­ści

Jan­ta­rek wy­cho­wy­wał się w zam­ku obok Za­zul­ki i choć wie­dział, że nie jest ona jego sio­strą, na­zy­wał ją piesz­czo­tli­wie tym imie­niem.

Dano mu mi­strzów fech­tun­ku, jaz­dy kon­nej, pły­wa­nia, gim­na­sty­ki, tań­ca, so­kol­nic­twa, my­śli­stwa, gry w pił­kę i wie­lu in­nych nauk. Miał na­wet na­uczy­cie­la pi­sa­nia. Był to sta­ry ba­ka­łarz,z po­zo­ru po­kor­ny, ale w rze­czy­wi­sto­ści pe­łen nie­zmier­nej py­chy. On to na­uczył Jan­tar­ka róż­nych ro­dza­jów pi­sma, któ­re ucho­dzi­ły za tym pięk­niej­sze, im trud­niej­sze były do od­czy­ta­nia. Jan­ta­rek nie lu­bił lek­cji udzie­la­nych przez sta­re­go ba­ka­ła­rza,to­też nie sko­rzy­stał z nich wie­le, tak samo jak z wy­kła­dów pew­ne­go mni­cha, któ­ry uczył go dzi­wacz­nych for­muł gra­ma­ty­ki. Nie mo­gło się chłop­cu po­mie­ścić w gło­wie, że trze­ba uczyć się ję­zy­ka, któ­rym czło­wiek mówi od uro­dze­nia i któ­ry na­zy­wa ję­zy­kiem oj­czy­stym.

Jan­ta­rek naj­chęt­niej prze­sta­wał z ko­niu­szym Szcze­ro­gę­bą, któ­ry zjeź­dził ka­wał świa­ta, znał oby­cza­je lu­dzi i zwie­rząt, opo­wia­dał o da­le­kich kra­jach i ukła­dał pięk­ne pio­sen­ki, któ­rych co praw­da nie umiał za­pi­sać. Ze wszyst­kich mi­strzów Jan­tar­ka je­den tyl­ko Szcze­ro­gę­ba na­uczył go cze­goś, bo on je­den ko­chał chłop­ca praw­dzi­wie, a wie­my, że tyl­ko na­uka udzie­la­na z mi­ło­ścią jest coś war­ta. Ale za­wist­ne oku­lar­ni­ki – mistrz gra­ma­ty­ki i mistrz pięk­ne­go pi­sa­nia – choć nie cier­pia­ły się wza­jem­nie z ca­łej du­szy, po­łą­czy­ły się jed­nak we wspól­nej nie­na­wi­ści do sta­re­go ko­niu­sze­go i oskar­ży­ły go o pi­jań­stwo.

Istot­nie, Szcze­ro­gę­ba tro­chę za czę­sto za­glą­dał do go­spo­dy "Pod Cy­no­wym Dzba­nem". Tam wła­śnie szu­kał za­po­mnie­nia w smut­kach i tam ukła­dał swo­je pie­śni. Na­tu­ral­nie że nie miał ra­cji. Wszak­że Ho­mer ukła­dał jesz­cze pięk­niej­sze pie­śni, a ga­sił pra­gnie­nie tyl­ko wodą źró­dla­ną. Co zaś do smut­ków, to wszy­scy je mają i nie wino po­zwa­la o nich za­po­mnieć, ale do­bro, któ­re czy­ni­my bliź­nim.

Mimo wszyst­ko Szcze­ro­gę­ba był sta­rym czło­wie­kiem, po­si­wia­łym w służ­bie, wier­nym i peł­nym za­sług. Obaj ba­ka­ła­rze po­win­ni byli ra­czej osła­niać jego sła­bost­ki, za­miast do­no­sić o nich księż­nej w spo­sób tak prze­sad­ny.

– Szcze­ro­gę­ba jest nie­po­praw­nym pi­ja­kiem, pro­szę księż­nej pani – mó­wił mistrz od pi­sa­nia.

– Ile­kroć wra­ca z go­spo­dy "Pod Cy­no­wym Dzba­nem", sto­py jego kre­ślą li­te­rę "S" na dro­dze. Jest to zresz­tą je­dy­na li­te­ra, któ­rą umie na­pi­sać, pro­szę księż­nej pani. Bo ten pi­ja­czy­na to strasz­ny osioł, pro­szę księż­nej pani.

A mistrz od gra­ma­ty­ki do­rzu­cał:

– Szcze­ro­gę­ba nie tyl­ko się za­ta­cza, ale, co gor­sza, wy­śpie­wu­je pio­sen­ki, któ­rych skład­nia woła o po­mstę do nie­ba. Ten czło­wiek nie ma po­ję­cia o re­gu­łach wier­szo­wa­nia, pro­szę księż­nej pani.

Księż­na Ży­znych Pól mia­ła wro­dzo­ny wstręt do na­dę­tych mę­dr­ców i do­no­si­cie­li. Po­cząt­ko­wo ro­bi­ła to, co każ­dy uczy­nił­by na jej miej­scu: nie da­wa­ła ucha oszczer­stwom. Lecz gdy skar­gi po­na­wia­ły się, uwie­rzy­ła w nie w koń­cu i po­sta­no­wi­ła od­da­lić ze dwo­ru Szcze­ro­gę­bę. Pra­gnąc jed­nak, aby wy­gna­nie mia­ło za­szczyt­ne po­zo­ry, umy­śli­ła wy­słać wier­ne­go słu­gę po bło­go­sła­wień­stwo pa­pie­skie do Rzy­mu. Po­dróż ko­niu­sze­go mo­gła trwać bar­dzo dłu­go, bo mnó­stwo wi­niar­ni, na­wie­dza­nych przez wę­drow­nych mu­zy­kan­tów, dzie­li­ło księ­stwo Ży­znych Pól od Sto­li­cy Apo­stol­skiej.

Wkrót­ce księż­na po­ża­ło­wa­ła gorz­ko, iż po­zba­wi­ła dzie­ci opie­ki ich naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la.ROZ­DZIAŁ PIĄ­TY

któ­ry opi­su­je wy­pra­wę do pu­stel­ni i spo­tka­nie z okrop­ną sta­ru­chą

Pew­ne­go ran­ka w Prze­wod­nią Nie­dzie­lę księż­na wy­je­cha­ła z zam­ku na ro­słym gnia­do­szu. Po le­wej jej ręce kłu­so­wał na ka­rym ogie­rze Jan­ta­rek; gło­wę jego ru­ma­ka zna­czy­ła bia­ła gwiaz­da. Po pra­wej stro­nie je­cha­ła na bu­łan­ku o czar­nej grzy­wie Za­zul­ka, trzy­ma­jąc w rę­kach ró­żo­we wo­dze. Po­dą­ża­li na mszę do pu­stel­ni w to­wa­rzy­stwie żoł­nie­rzy zbroj­nych w ko­pie, a za or­sza­kiem tło­czy­ła się ciż­ba lu­dzi, nie mo­gąc oczu ode­rwać od księż­nej i dzie­ci. Za­iste, trud­no wy­po­wie­dzieć, jak pięk­ni byli wszy­scy tro­je. Blask ma­je­sta­tu bił od księż­nej odzia­nej w luź­ny płaszcz i za­sło­nę ha­fto­wa­ną w srebr­ne kwia­ty, a per­ły zdo­bią­ce jej wło­sy lśni­ły ła­god­nie,har­mo­ni­zu­jąc ze sło­dy­czą jej szla­chet­ne­go ob­li­cza. Jan­ta­rek, z roz­wia­ny­mi wło­sa­mi i błysz­czą­cy­mi oczy­ma, wy­glą­dał dziel­nie, jak na przy­szłe­go ry­ce­rza przy­sta­ło. Twa­rzycz­ka Za­zul­ki, de­li­kat­na i czy­sta, była roz­ko­szą dla oczu. Mia­ła prze­pysz­ne ja­sne wło­sy, prze­pa­sa­ne nad czo­łem prze­pa­ską z trze­ma zło­ty­mi gu­za­mi, spły­wa­ły one na jej ra­mio­na niby świe­tli­sty płaszcz osła­nia­ją­cy jej mło­dość i uro­dę. Po­czci­wi lu­dzi­ska pa­trząc na nią po­wia­da­li: "Cóż to za prze­ślicz­na pa­nien­ka!".

Sta­ry kra­wiec, maj­ster Fa­stry­ga, wziął na ręce swe­go wnucz­ka Pio­tru­sia, aby mu po­ka­zać Za­zul­kę. Chłop­czyk za­py­tał, czy księż­nicz­ka jest żywa, czy też to fi­gur­ka z wo­sku. Nie mógł po­jąć, że istot­ka tak bia­ła i wiot­ka może być ule­pio­na z tej sa­mej gli­ny, co on sam, ze swo­ją py­za­tą, opa­lo­ną bu­zią i ko­szul­ką ze zgrzeb­ne­go płót­na, na wiej­ski spo­sób zwią­za­ną ta­siem­ką na kar­ku.

Księż­na życz­li­wie dzię­ko­wa­ła za hoł­dy i po­zdro­wie­nia, ale za­uwa­ży­ła, że po­chle­bia­ją one zbyt­nio du­mie dzie­ci. Jan­ta­rek pło­nął ru­mień­cem za­do­wo­le­nia, a Za­zul­ka uśmie­cha­ła się za­ro­zu­mia­le.

Ode­zwa­ła się więc w te sło­wa:

– Po­wiedz­cie mi, cze­mu ci lu­dzie wi­ta­ją nas tak ser­decz­nie?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: