Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Zbigniew Ziobro - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
28 września 2022
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zbigniew Ziobro - ebook

Zbigniew Ziobro doszedł w polityce na szczyt, bo jest człowiekiem bez granic. Bez mrugnięcia okiem potrafi porzucać kolejnych politycznych patronów, naciskać na prokuratorów, by ochronić siebie, śledzić swoich kolegów, a nawet zlecić służbom inwigilację bliskiej mu osoby. Superprokurator, który może ingerować w każde śledztwo w Polsce, zmienić prawo pod siebie, bo tak dyktuje mu prywatny interes jego i jego rodziny. Jednocześnie człowiek małostkowy i mściwy, który w jednej chwili potrafi stracić panowanie nad sobą i przeistoczyć się w histeryka. Dzięki ogromnym ambicjom i równie wielkiej determinacji to on ma największe szanse na to, by w przyszłości stanąć na czele polskiej prawicy. Dlatego warto poznać nieznane szczegóły z życia Zbigniewa Ziobry.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8250-211-4
Rozmiar pliku: 13 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Ta książka powstała z mojej cie­ka­wo­ści. Obser­wu­jąc Zbi­gniewa Zio­brę, wiele razy zasta­na­wia­łam się, kim jest czło­wiek, który dopro­wa­dził Pol­skę do naj­więk­szego kry­zysu w rela­cjach z Unią Euro­pej­ską. Jak to się stało, że lider kana­po­wej par­tyjki, która w son­da­żach nie prze­kra­cza nawet progu wybor­czego, trzę­sie pol­ską poli­tyką. Kręci Jaro­sła­wem Kaczyń­skim i zapę­dził go do naroż­nika. Geniusz wybit­nego poli­tycz­nego stra­tega, za jakiego ucho­dzi pre­zes PiS, jest prze­re­kla­mo­wany? Zio­bro oka­zał się spryt­niej­szy od swego ostat­niego patrona? Bez wąt­pie­nia dziś to on dyk­tuje poli­tykę całego obozu rzą­dzą­cego i może dopro­wa­dzić tę wła­dzę do klę­ski.

Przez ostat­nie dwa lata prze­czy­ta­łam dzie­siątki wystą­pień Zio­bry i jego wywia­dów. Odby­łam kil­ka­dzie­siąt roz­mów z ludźmi, któ­rzy na róż­nych eta­pach życia zawo­do­wego i pry­wat­nego mieli z nim do czy­nie­nia. Wiele z tych osób zde­cy­do­wało się wystą­pić w mojej książce pod nazwi­skiem, co wyma­gało od nich odwagi. Bar­dzo za to dzię­kuję. Zbi­gniew Zio­bro i jego żona Patry­cja nie zde­cy­do­wali się na roz­mowę.

W co wie­rzy Zio­bro? Naprawdę jest euro­scep­ty­kiem i obrońcą tak zwa­nych tra­dy­cyj­nych war­to­ści? Naprawdę wie­rzy w to, że ludzie LGBT komu­kol­wiek zagra­żają? Czy też jest poli­tycz­nym nihi­li­stą, dla któ­rego jedyną war­to­ścią jest wła­dza i dla niej jest w sta­nie prze­kro­czyć wszel­kie gra­nice?

Czym kie­ruje się ten 52-letni czło­wiek wbrew logice, przy­zwo­ito­ści i zasa­dom prawa, nisz­cząc wielu ludziom kariery, życie oso­bi­ste i zdro­wie. To kwe­stia kom­plek­sów, ura­zów, cho­rych ambi­cji?

Zio­bro jest pełen sprzecz­no­ści. Z jed­nej strony pró­buje kre­ować wize­ru­nek twar­dego sze­ryfa, poli­tycz­nego ryzy­kanta, który nie cof­nie się przed niczym w służ­bie dla kraju. Jed­no­cze­śnie gotów jest posu­nąć się do kup­cze­nia posa­dami, naci­sków, a nawet zmiany prawa „pod sie­bie”. Za kuli­sami jest pełen zwąt­pie­nia we wła­sne siły, potrafi wpaść w histe­rię i bez­rad­nie pyta: „To co ja mam teraz zro­bić?”. Bez ambit­nej żony i brata na pewno nie byłby tu, gdzie jest.

Nie można mu odmó­wić tak­tycz­nego zmy­słu i deter­mi­na­cji. Wie, że dopóki Jaro­sław Kaczyń­ski stoi na czele PiS, musi cze­kać. Czy gdy pre­zesa zabrak­nie, zawal­czy o wła­dzę na pra­wicy?

A może będzie musiał wal­czyć o sie­bie? Raz udało się Zio­brze unik­nąć odpo­wie­dzial­no­ści. Jego postę­po­wa­nie w wymia­rze spra­wie­dli­wo­ści w latach 2005-2007 to była tylko roz­grzewka w porów­na­niu z łama­niem pra­wo­rząd­no­ści pod obec­nymi rzą­dami. Poli­tyczny fart nie trwa jed­nak wiecz­nie.

_Renata Gro­chal_ROZ­DZIAŁ I

PATRYCJA

* * *

Paź­dzier­nik 2005 roku. Do Zbi­gniewa Zio­bry zgła­sza się pry­watny detek­tyw Jerzy Godlew­ski, żeby ostrzec przed pro­wo­ka­cją, która ma zablo­ko­wać jego kan­dy­da­turę na mini­stra spra­wie­dli­wo­ści w rzą­dzie PiS, skom­pro­mi­to­wać go i wyeli­mi­no­wać z poli­tyki. Godlew­ski na zle­ce­nie firm ubez­pie­cze­nio­wych szuka skra­dzio­nych samo­cho­dów na tere­nie Unii Euro­pej­skiej. Twier­dzi, że infor­ma­cje o pro­wo­ka­cji ma dzięki swoim kon­tak­tom z nie­miecką poli­cją fede­ralną.

– Zio­bro w tym cza­sie zapo­wie­dział mię­dzy innymi, że po nomi­na­cji mini­ste­rial­nej podej­mie dzia­ła­nia, by dopro­wa­dzić do eks­tra­dy­cji z USA polo­nij­nego biz­nes­mena Edwarda Mazura w związku z zabój­stwem komen­danta głów­nego poli­cji Marka Papały. Usta­li­łem, że w szy­ko­waną pro­wo­ka­cję zaan­ga­żo­wany jest mię­dzy innymi detek­tyw Krzysz­tof Rut­kow­ski, który uda­wał się w tym cza­sie kil­ka­krot­nie do Chi­cago. Poprzez nie­miecką poli­cję fede­ralną udało mi się umó­wić z Zio­brą na roz­mowę – opo­wiada Jerzy Godlew­ski.

Spo­ty­kają się dwu­krot­nie – naj­pierw w kra­kow­skim biu­rze posel­skim Zio­bry, póź­niej w budynku Sejmu w War­sza­wie.

– Moim głów­nym celem było nie dopu­ścić do tego, żeby coś złego stało się Zbi­gnie­wowi Zio­brze. Sprawa wyglą­dała bar­dzo poważ­nie, mój ówcze­sny szef z poli­cji fede­ral­nej w Ham­burgu poin­for­mo­wał mnie, że Zio­bro może paść ofiarą pro­wo­ka­cji kogoś, kto usi­łuje zablo­ko­wać dzia­ła­nia doty­czące eks­tra­dy­cji Mazura do Pol­ski – wspo­mina Godlew­ski.

Zio­bro nie był zdzi­wiony. Miał nawet powie­dzieć detek­ty­wowi, że już od jakie­goś czasu dzieją się wokół niego dziwne rze­czy, jakieś pro­wo­ka­cje. Opo­wie­dział ze szcze­gó­łami o pró­bach zdys­kre­dy­to­wa­nia go, w tym ostat­niej, która była połą­czona z wtar­gnię­ciem do jego miesz­ka­nia. Uzy­skał po niej ochronę służb pań­stwo­wych.

– Zio­bro zapy­tał mnie, w jaki spo­sób mogę mu pomóc. Popro­si­łem o tele­fon do Patry­cji Kotec­kiej, którą on znał z komi­sji śled­czej do sprawy afery Rywina. Z kolei ja wie­dzia­łem, że Kotecka ma bli­skie kon­takty z Rut­kow­skim, który bie­rze udział w pro­wo­ka­cji wobec Zio­bry – mówi detek­tyw. - Nie wie­dzia­łem, czy Kotecka sama jest zaan­ga­żo­wana w tę pro­wo­ka­cję, czy też ktoś wyko­rzy­stuje ją, wie­dząc, że ma dobre rela­cje z posłem, ale to nie miało dla mnie zna­cze­nia. Chcia­łem, żeby prze­ka­zała odpo­wied­nim oso­bom, że o wszyst­kim wiemy i jeżeli natych­miast nie prze­rwą dzia­łań skie­ro­wa­nych prze­ciwko Zio­brze, to ujaw­nimy cały pro­ce­der – dodaje.

Zio­bro daje detek­ty­wowi tele­fon do Kotec­kiej. Pyta, co chce zro­bić, by zakoń­czyć pro­wo­ka­cje, oraz czy wystąpi jako świa­dek i złoży zezna­nia, jeśli on napi­sze donie­sie­nie do pro­ku­ra­tury. Godlew­ski się zga­dza. Dzwoni do Kotec­kiej i uma­wiają się na roz­mowę. Spo­ty­kają się w restau­ra­cji mek­sy­kań­skiej w Śród­mie­ściu War­szawy. Kotecka przy­cho­dzi w towa­rzy­stwie trzech męż­czyzn. Mówi, że nic nie wie o tym, by wobec Zio­bry miała być szy­ko­wana jakaś pro­wo­ka­cja i nie ma z tym żad­nego związku. Godlew­ski usta­lił, że tuż po ich roz­mo­wie Kotecka zadzwo­niła do Krzysz­tofa Rut­kow­skiego i pytała, czy szy­kuje jakąś pro­wo­ka­cję wobec Zio­bry.

– Rut­kow­ski się nie przy­znał. Pro­wo­ka­cje wobec Zio­bry natych­miast się skoń­czyły – rela­cjo­nuje detek­tyw.

W 2007 roku prze­szło­ścią Kotec­kiej zain­te­re­so­wał się „Super Express”. W tek­ście „Naga prawda o Kotec­kiej” z 7 grud­nia dzien­ni­ka­rze roz­ma­wiają mię­dzy innymi z Krzysz­to­fem Rut­kow­skim, który wła­śnie wyszedł z aresztu. Został zatrzy­many za powo­ły­wa­nie się na wpływy i wyko­ny­wa­nie czyn­no­ści detek­tywa bez licen­cji. „Super Express”, opie­ra­jąc się na zezna­niach Jerzego G. (cho­dzi o Godlew­skiego), pyta w tek­ście, czy to prawda, że „Rut­kow­ski miał pod­sta­wić Kotecką mini­strowi Zio­brze, by mieć wpływ na decy­zje rzą­dowe”.

– To wie­rutna bzdura – odpo­wiada wów­czas Rut­kow­ski. – Nie kryję, że w paź­dzier­niku 2005 roku Patry­cja Kotecka do mnie dzwo­niła i zapy­tała: „Krzysz­tof! Czy ty dosta­łeś zle­ce­nie od opo­zy­cji na zbie­ra­nie mate­ria­łów prze­ciwko Zbysz­kowi i na PiS?”. Wtedy byłem tym pyta­niem obu­rzony. Dziś wiem, że tak naprawdę za pośred­nic­twem pani Kotec­kiej pytał Zbi­gniew Zio­bro. Jemu bez­po­śred­nio nie wypa­dało – mówi Rut­kow­ski.

Według moich roz­mów­ców to wła­śnie sprawa owej pro­wo­ka­cji wobec Zio­bry, przed którą Godlew­ski prze­strze­gał poli­tyka w paź­dzier­niku 2005 roku, spra­wiła, że Zio­bro i Kotecka się do sie­bie zbli­żyli, wtedy też naro­dził się ich zwią­zek.

* * *

Począt­kowo Zio­bro nie­zbyt ufał Kotec­kiej. Świad­czy o tym fakt, że pró­bo­wał prze­świe­tlić jej prze­szłość oraz kon­takty. Mój wysoki rangą roz­mówca w służ­bach spe­cjal­nych zdra­dza, że w 2006 roku Zio­bro miał zle­cić Agen­cji Bez­pie­czeń­stwa Wewnętrz­nego inwi­gi­la­cję Kotec­kiej. Już wtedy spo­ty­kają się pry­wat­nie.

– Zio­bro przy­szedł do Bog­dana Święcz­kow­skiego (wów­czas szefa ABW) i mówi, że ma pro­blem, bo poja­wiają się infor­ma­cje, że jego narze­czona Patry­cja w prze­szło­ści mogła mieć kon­takty z gan­giem prusz­kow­skim. Mini­ster oba­wiał się, czy nie została ona mu celowo pod­sta­wiona przez gang­ste­rów i czy nie wynosi im infor­ma­cji, któ­rymi mogą być zain­te­re­so­wani, np. przez Rut­kow­skiego, z któ­rym się spo­tyka. Wtedy to już był poważny zwią­zek i oni myśleli o ślu­bie – dodaje roz­mówca z służb. – Zostało wsz­częte roz­pra­co­wa­nie ope­ra­cyjne, któ­rego celem było spraw­dze­nie kon­tak­tów Patry­cji Kotec­kiej. Była śle­dzona nawet wtedy, kiedy wycho­dziła z miesz­ka­nia od Zio­bry. Przed domem cze­kał samo­chód, który za nią jechał, by usta­lić, z kim się spo­tyka. Sam Zio­bro kilka razy puścił jej „szczura”, czyli fał­szywą infor­ma­cję, żeby zoba­czyć, czy to komuś powtó­rzy. Miała pod­słuch na tele­fo­nie. Wyszło, że rze­czy­wi­ście spo­tyka się z Rut­kow­skim – opo­wiada funk­cjo­na­riusz. I dodaje, że Zio­bro był infor­mo­wany o usta­le­niach roz­pra­co­wy­wa­nia Kotec­kiej, do czego wtedy, jako pro­ku­ra­tor gene­ralny ani mini­ster spra­wie­dli­wo­ści, nie miał prawa, bo to nie były infor­ma­cje pro­ce­sowe, tylko ope­ra­cyjne.

Mój roz­mówca twier­dzi, że nawet kiedy poja­wiały się jakieś infor­ma­cje, które mogły sta­no­wić punkt wyj­ścia do kon­kret­nych usta­leń, wątku nie kon­ty­nu­owano. – Tro­chę to wyglą­dało tak, jakby to roz­pra­co­wa­nie miało być zabez­pie­cze­niem dla Zio­bry, że kazał pod­jąć czyn­no­ści, ale jakby wcale nie chciano zba­dać sprawy do spodu – oce­nia funk­cjo­na­riusz. W 2007 roku – po wygra­nych przez PO wybo­rach – został prze­pro­wa­dzony audyt w ABW. Spe­cjalny zespół spraw­dzał wszyst­kie postę­po­wa­nia, w któ­rych mogło dojść do prze­kro­cze­nia upraw­nień lub zła­ma­nia prawa. To wła­śnie ten zespół miał tra­fić na mate­riały z roz­pra­co­wy­wa­nia Kotec­kiej – dwie teczki grube na cztery palce.

Zwró­ci­łam się do Agen­cji Bez­pie­czeń­stwa Wewnętrz­nego z pyta­niem, czy pro­wa­dziła w 2006 lub 2007 roku roz­pra­co­wa­nie Patry­cji Kotec­kiej, czy była ona inwi­gi­lo­wana i czy spraw­dzano jej powią­za­nia z Krzysz­to­fem Rut­kow­skim albo oso­bami zwią­za­nymi z gan­giem prusz­kow­skim. Uzna­łam, że jeśli takich dzia­łań nie było, kon­tro­lo­wana przez nomi­na­tów PiS ABW z pew­no­ścią zaprze­czy. Tak się jed­nak nie stało. W odpo­wie­dzi otrzy­ma­łam tylko jedno zda­nie: „Agen­cja Bez­pie­czeń­stwa Wewnętrz­nego nie komen­tuje sprawy” – napi­sał zespół pra­sowy ABW.

* * *

Poznają się tuż po wybu­chu afery Rywina. On jest wscho­dzącą gwiazdą komi­sji śled­czej, Patry­cja Kotecka, prze­bo­jowa blon­dynka, przy­ku­wa­jąca uwagę sek­sa­pi­lem, dzien­ni­karką „Życia War­szawy”. Wcze­śniej pra­cuje w „Super Expres­sie”, pró­buje sił w mode­lingu. Jest asy­stentką Krzysz­tofa Rut­kow­skiego w para­do­ku­men­tal­nym serialu „Detek­tyw” emi­to­wa­nym w TVN.

Zio­bro przy­znaje, że już pod­czas prac komi­sji śled­czej Kotecka wpa­dła mu w oko.

„Szcze­gólną uwagę zwró­ci­łem na Patry­cję, gdy prze­słu­chi­wa­li­śmy Leszka Mil­lera. Tam­tego dnia mia­łem już tak wszyst­kiego dosyć i spoj­rza­łem w kie­runku stołu, przy któ­rym sie­dzieli dzien­ni­ka­rze. Patry­cja miała na sobie jakiś nie­bie­ski żakiet. Po sied­miu godzi­nach słu­cha­nia i patrze­nia na Leszka Mil­lera zoba­czy­łem w końcu piękną kobietę, która się uśmie­chała” – powie w wywia­dzie dla maga­zynu „Gala” w 2011 roku.

W cza­sie prac komi­sji Kotecka jako dzien­ni­karka zdo­bywa bil­lingi roz­mów tele­fo­nicz­nych „grupy trzy­ma­ją­cej wła­dzę”, mię­dzy innymi Wło­dzi­mie­rza Cza­rza­stego. Prze­ka­zuje je śled­czemu z PiS.

W 2005 roku Patry­cja Kotecka współ­two­rzy pro­gram śled­czy „30 minut” w TVP3. W czerwcu 2007 roku awan­suje na zastępcę dyrek­tora Agen­cji Infor­ma­cji TVP. Pod­le­gają jej „Wia­do­mo­ści”, „Tele­express” i „Pano­rama”.

Do tele­wi­zji publicz­nej tra­fia dzięki pro­tek­cji Zio­bry. Były pro­ku­ra­tor kra­jowy Janusz Kacz­ma­rek wspo­mina w książce pod tytu­łem „Cena wła­dzy”, wywia­dzie rzece prze­pro­wa­dzo­nym z nim przez dzien­ni­ka­rzy Marka Bala­waj­dera i Romana Osicę, roz­mowę mini­stra spra­wie­dli­wo­ści z ówcze­snym pre­ze­sem TVP Andrze­jem Urbań­skim, któ­rej był świad­kiem. „Zio­bro przy­stą­pił do rze­czy mniej wię­cej tak: »Panie pre­ze­sie, będzie pan potrze­bo­wał ludzi, a ja mam taką osobę, jest nią redak­tor, za którą mogę porę­czyć, Patry­cja Kotecka. To osoba, która będzie dzia­łała na naszą rzecz«. Ja rozu­mia­łem, że cho­dzi o inte­resy par­tii, acz­kol­wiek słowo »par­tia« nie padło, ale mia­łaby to być osoba, która na pewno, nie tak jak inni redak­torzy, będzie poka­zy­wać te wia­do­mo­ści, które chcie­li­by­śmy widzieć na ante­nie” – wspo­mina Kacz­ma­rek.

Według jego rela­cji Zio­bro już wtedy musiał zda­wać sobie sprawę z podej­rza­nej prze­szło­ści swo­jej narze­czo­nej, bo pró­bo­wał w roz­mo­wie z pre­zy­den­tem uprze­dzić ewen­tu­alny atak na Kotecką. „Lecha Kaczyń­skiego to co prawda nie bar­dzo inte­re­so­wało, ale Zio­bro mówił: »Mamy tu pewną dzien­ni­karkę, która wcze­śniej była seko­wana, ale jest dobrą dzien­ni­karką. Co prawda, jeśli znaj­dzie się na jakimś sta­no­wi­sku, to może zacznie się wycią­gać prze­ciwko niej jakieś zarzuty, że jest powią­zana z mafią, ale to wszystko będzie nie­prawda«. Fak­tem jest, że jeśli mogło się coś poja­wić na daną osobę, pro­te­go­waną przez mini­stra, to zawsze uprze­dzał, mówiąc, że może być atak” – opo­wiada Kacz­ma­rek.

W TVP Kotecka ma opi­nię komi­sa­rza poli­tycz­nego. – Ścią­gnęła do „Wia­do­mo­ści” zaufa­nych ludzi i pil­no­wała, żeby Zio­bro i pre­zy­dent Lech Kaczyń­ski byli w nich dobrze poka­zy­wani. Była jedy­nym dyrek­to­rem, który w week­endy przy­cho­dził do pracy i szcze­gó­łowo spraw­dzał wszyst­kie mate­riały. Potra­fiła usiąść w new­sro­omie i popra­wiać tek­sty dzien­ni­ka­rzy – opo­wiada ówcze­sny pra­cow­nik TVP.

Jesz­cze nim Kotecka zaczęła odpo­wia­dać za pro­gramy infor­ma­cyjne publicz­nej tele­wi­zji, prze­ka­zy­wała dzien­ni­ka­rzom mate­riały z pro­ku­ra­tury zarzą­dza­nej przez Zbi­gniewa Zio­brę, mię­dzy innymi w spra­wie zatrzy­ma­nego kar­dio­chi­rurga Miro­sława G. czy w spra­wie samo­bój­stwa Bar­bary Blidy.

Gdy sena­tor Kazi­mierz Kutz na pogrze­bie Blidy mówi, że jest ona „ofiarą kamien­nych serc”, Kotecka oso­bi­ście pil­nuje, by ta wypo­wiedź nie zna­la­zła się w wie­czor­nych „Wia­do­mo­ściach”.

Agnieszka Kublik opi­suje w „Gaze­cie Wybor­czej” tę inter­wen­cję tak: „Szef Agen­cji Infor­ma­cji Jaro­sław Grze­lak dzwoni do szefa »Wia­do­mo­ści« Rado­sława Rybiń­skiego, że setka Kutza nie pój­dzie, bo ude­rza w PiS. Grze­lak prze­ko­nuje, że wypo­wiedź Kutza to nie jest infor­ma­cja, tylko opi­nia o cudzych inten­cjach, a nie każda wypo­wiedź, nawet bar­dzo dobra i emo­cjo­nalna, jest upraw­niona, by uka­zać się na ante­nie”. Tuż przed emi­sją pro­gramu Kotecka wcho­dzi do new­sro­omu. Oso­bi­ście pil­nuje mate­riału o pogrze­bie Blidy i wła­ści­wego prze­kazu. W geście pro­te­stu pro­wa­dzący to wyda­nie „Wia­do­mo­ści” Mar­cin Leś­kie­wicz nie pod­pi­suje się na końcu pro­gramu jako współ­wy­dawca. Autorka mate­riału Joanna Wajda wyco­fuje swoje nazwi­sko.

Na Kotecką spada fala kry­tyki w inter­ne­cie. „Bierna, mierna, ale wierna” – piszą o niej inter­nauci. W jej obronę anga­żuje się ówcze­sna rzecz­niczka mini­stra Zio­bry. Jed­nego dnia razem z dwójką pra­cow­ni­ków resortu w ciągu dwóch godzin pro­du­kuje ponad 100 pochleb­nych komen­ta­rzy na temat Kotec­kiej w rodzaju: „naj­lep­szy czło­wiek na to sta­no­wi­sko”, „pro­fe­sjo­nalna dzien­ni­karka, nie­za­leżna od komu­szego układu”. Gdy bran­żowy mie­sięcz­nik „Press” opi­suje sprawę, pod­władni Zio­bry tłu­ma­czą, że co prawda wpisy robili, uży­wa­jąc służ­bo­wych kom­pu­te­rów, ale poza godzi­nami pracy, i że były one „wyra­zem ich oso­bi­stego poglądu”.

Po wybu­chu afery grun­to­wej i zatrzy­ma­niu Janu­sza Kacz­marka do stu­dia TVP przy­cho­dzi pro­fe­sor Zbi­gniew Ćwią­kal­ski, póź­niej­szy następca Zio­bry w rzą­dzie PO-PSL. Mówi, że zatrzy­ma­nie szefa MSWiA jest bez­prawne. Kotecka każe w prze­rwie wypro­sić go ze stu­dia. Na kory­ta­rzu do mece­nasa pod­cho­dzi jeden z dzien­ni­ka­rzy TVP i prze­pra­sza. Przy­znaje, że „dyrek­tor Kotecka trzy razy inter­we­nio­wała, by natych­miast zdjąć go z anteny”.

– Pod­szedł do mnie redak­tor pro­wa­dzący roz­mowę i powie­dział, że już nie wró­cimy na antenę, bo dostał takie pole­ce­nie od pani dyrek­tor Kotec­kiej, żeby prze­rwać. Nie byłem zdzi­wiony, bo wtedy był bar­dzo gorący czas. Z powodu tak zwa­nej afery grun­to­wej wywró­cił się rząd, a ponie­waż odno­si­łem się kry­tycz­nie do podej­mo­wa­nych przez pro­ku­ra­turę decy­zji, prze­rwano ze mną wywiad – wspo­mina Ćwią­kal­ski. – Z tego, co wiem, wkrótce ten dzien­ni­karz prze­stał pra­co­wać w TVP – dodaje.

Były pod­władny Kotec­kiej z publicz­nej tele­wi­zji: – Nie łamała ludziom krę­go­słu­pów i nie zmu­szała ich, by robili pro­pa­gandę PiS. Raczej się z nimi zaprzy­jaź­niała. Poma­gała samot­nym mat­kom z dziećmi, jed­nej dziew­czy­nie zała­twiła etat, innej dała wię­cej dyżu­rów – opo­wiada. W ten spo­sób ludzie mieli wobec niej dług wdzięcz­no­ści.

Kotecka odcho­dzi z TVP dopiero w 2009 roku. Rok wcze­śniej Jacek Kur­ski, wów­czas euro­po­seł, publicz­nie ujaw­nia, że jest ona narze­czoną Zio­bry. „Nie ma w tym nic dziw­nego, że ludzie miesz­ka­jący razem, narze­czeni, poży­czają sobie lap­topa” – argu­men­tuje Kur­ski w TVN24, tłu­ma­cząc, dla­czego w służ­bo­wym kom­pu­te­rze byłego mini­stra spra­wie­dli­wo­ści zna­le­ziono mate­riały nale­żące do Patry­cji Kotec­kiej.

W Sej­mie pra­cują już wtedy dwie komi­sje śled­cze, które pró­bują udo­wod­nić, że w latach 2005-2007 mini­ster spra­wie­dli­wo­ści i pro­ku­ra­tor gene­ralny nie­le­gal­nie naci­skał na pro­ku­ra­turę, służby spe­cjalne i sądy. W tym samym cza­sie w Wydziale ds. Zwal­cza­nia Prze­stęp­czo­ści Zor­ga­ni­zo­wa­nej i Korup­cji Pro­ku­ra­tury Ape­la­cyj­nej w Kato­wi­cach trwają prze­słu­cha­nia świadka koron­nego Pio­tra K., pseu­do­nim Broda. To ważny czło­nek gangu prusz­kow­skiego, a potem tzw. grupy moko­tow­skiej, spe­cja­li­zu­ją­cej się w porwa­niach, wymu­sza­niu oku­pów, pro­sty­tu­cji i pobi­ciach. Na pod­sta­wie zeznań „Brody” zarzuty udziału w gangu prusz­kow­skim usły­szało 20 osób, w tym bos­so­wie – „Wańka” i „Mali­zna”. Dzie­więć osób pra­wo­moc­nie ska­zano.

W zezna­niach z 2 lipca 2009 roku, zło­żo­nych przed pro­ku­ra­to­rem Pio­trem Skrzy­nec­kim, gang­ster „Broda” sporo miej­sca poświęca Patry­cji Kotec­kiej i jej rela­cjom z pół­świat­kiem na prze­ło­mie lat 90. i pierw­szej dekady XXI wieku. Zezna­nia publi­kuje w „Gaze­cie Wybor­czej” dzien­ni­karz śled­czy Woj­ciech Czuch­now­ski.

„Broda” mówi, że około 1997-1998 roku zgo­dził się na pod­pa­le­nie piz­ze­rii na war­szaw­skim Ursy­no­wie. Twier­dzi, że zro­bił to na zle­ce­nie Kotec­kiej, dobrej zna­jo­mej Sła­wo­mira J. pseu­do­nim Bąbel. „W oma­wia­nym okre­sie była stu­dentką dzien­ni­kar­stwa lub zarzą­dza­nia i miesz­kała w Wila­no­wie. Sła­wek przy­pro­wa­dził ją wtedy do mnie jako swoją dziew­czynę. Patry­cja po kilku tygo­dniach zna­jo­mo­ści popro­siła J., aby pomógł jej roz­wią­zać pro­blemy z wła­ści­cie­lami piz­ze­rii zlo­ka­li­zo­wa­nej na Ursy­no­wie w rejo­nie ul. Rosoła. Nie wiem, o jakie kon­kret­nie roz­li­cze­nia cho­dziło. (…) Spraw­cami tego czynu mogły być tylko dwie osoby – albo bez­po­śred­nio Sła­wek J., albo jego bez­po­średni współ­pra­cow­nik, który jeź­dził z nim żół­tym renault megane coupé. O tym męż­czyź­nie wyja­śnia­łem już w kon­tek­ście wymu­sze­nia na nim tego samo­chodu, biżu­te­rii i pie­nię­dzy” – zeznaje do pro­to­kołu.

„Broda” twier­dzi, że kilka tygo­dni póź­niej doszło do kon­fliktu Kotec­kiej z „Bąblem”. „Pod­czas kolej­nej naszej roz­mowy przy­szła do mnie już ze zle­ce­niem na J. Kon­tekst tego był taki, że ja mia­łem go porwać i pobić, a potem nawet się pozbyć. Wobec Kotec­kiej przed­sta­wi­łem wer­sję, że przyj­muję to zle­ce­nie, nato­miast w rze­czy­wi­sto­ści było ina­czej, ponie­waż o zle­ce­niu powie­dzia­łem wprost J.” – „Broda” opo­wiada pro­ku­ra­to­rowi Skrzy­nec­kiemu. (…) „Wspól­nie z nim doszli­śmy do wnio­sku, że należy odwró­cić sytu­ację i upro­wa­dzić Kotecką. Rze­czy­wi­ście to nastą­piło i upro­wa­dzi­li­śmy ją spod jej domu w Wila­no­wie. Porwa­nie wyglą­dało w ten spo­sób, że ja do niej wydzwo­ni­łem, ona zeszła do mojego samo­chodu marki Polo­nez koloru gra­na­to­wego i wywieź­li­śmy ją nad roz­le­wi­sko rzeczne w rejo­nie Kon­stan­cina. Tam bar­dzo mocno jej »pogro­zi­li­śmy«, ale ani Sła­wek, ani ja jej nie bili­śmy. Nie było nawet takiej potrzeby, ponie­waż ona była tak wystra­szona, że zro­bi­łaby dla nas wszystko. Nad­mie­niam, że ja wcze­śniej nagra­łem zle­ce­nie na J. na dyk­ta­fo­nie. To nagra­nie w póź­niejszym okre­sie znisz­czy­łem, ale ona o tym nie wie. Do dnia dzi­siej­szego jest prze­ko­nana, że takie nagra­nie ist­nieje i jest hakiem na nią. To nagra­nie odtwo­rzy­li­śmy jej w Kon­stan­ci­nie, dając do zro­zu­mie­nia, że mamy na nią mate­riał” – zeznaje „Broda”.

ZBI­GNIEW ZIO­BRO z żoną Patry­cją Kotecką-Zio­bro na uro­czy­sto­ści wrę­cze­nia nagrody Czło­wiek Wol­no­ści 2015 tygo­dnika „wSieci”. War­szawa. 26.01.2016 r.

Na tym, jak twier­dzi gang­ster, nie skoń­czyły się jego kon­takty z póź­niej­szą żoną Zbi­gniewa Zio­bry. „Tego typu sytu­acje wyko­rzy­sty­wa­li­śmy z J. aż do czerwca 2006 roku. Kotecka na prze­strzeni tych lat wyko­ny­wała dla nas wiele dzia­łań, a w szcze­gól­no­ści z uwagi na jej cha­rak­te­ry­styczną urodę »pod­rzu­ca­li­śmy« ją róż­nym oso­bom, także z kręgu poli­tyki, biz­nesu, ale także funk­cjo­na­riu­szom poli­cji. Potem nasze kon­takty były bar­dziej spo­ra­dyczne, cho­ciażby z tego względu, że przez 5 lat sie­dzia­łem. W tym okre­sie Kotecką zaj­mo­wał się J., a w póź­niej­szym okre­sie detek­tyw Krzysz­tof Rut­kow­ski. Po opusz­cze­niu przeze mnie zakładu kar­nego w 2005 roku z Kotecką widzia­łem się dwu­krot­nie, ale wtedy zauwa­ży­łem, że jej spo­sób roz­mowy ze mną jest zupeł­nie inny. Z pew­no­ścią nabrała odwagi i roz­ma­wiała ze mną jak równy z rów­nym. W tym okre­sie czasu, jak się oka­zało, nawią­zała kon­takt z mini­strem spra­wie­dli­wo­ści Zbi­gnie­wem Zio­bro. O tym fak­cie dowie­dzia­łem się bez­po­śred­nio od Tade­usza W. jesz­cze wtedy, kiedy odby­wa­łem karę pozba­wie­nia wol­no­ści. Oczy­wi­ście W. dosko­nale wie­dział, że Kotecka jest moim infor­ma­to­rem i że jest kon­tro­lo­wana przez Krzysz­tofa Rut­kow­skiego. Detek­tyw Rut­kow­ski od początku swo­jej dzia­łal­no­ści jest sta­łym kon­taktem grupy prusz­kow­skiej. To dzięki nam roz­wi­nął swoją dzia­łal­ność gospo­dar­czą, stał się medialny i stwo­rzył swoje przed­sta­wi­ciel­stwo w Austrii. To on dostar­czał nam infor­ma­cje potrzebne dla dzia­ła­nia grupy i kon­sul­to­wał swoje ruchy na pod­sta­wie naszych infor­ma­cji. To myśmy decy­do­wali, jakie akcje będzie prze­pro­wa­dzał i prze­ciwko komu będzie dzia­łał. Wła­śnie Rut­kow­ski bez­po­śred­nio »pod­rzu­cił« Kotecką mini­strowi, ale w jaki kon­kret­nie spo­sób to uczy­nił, tego nie wiem” – mówił „Broda”.

„W tym okre­sie czasu Kotecka była zatrud­niona w TV4 pod­le­ga­ją­cej gru­pie Pol­sat kie­ro­wa­nej przez Zyg­munta Solo­rza. Dla tej sta­cji pra­co­wała jako dzien­ni­karz inter­wen­cyjny i zre­ali­zo­wała repor­taż o gru­pie prze­stęp­czej z terenu Olsz­tyna. W tym cza­sie Paweł M. , czyli jego pod­grupa z Prusz­kowa, przej­mo­wała dys­ko­teki na tere­nie tam­tego mia­sta, a kon­tro­lo­wane przez miej­scowe grupy. Repor­taż fak­tycz­nie miał ostrzec ewen­tu­al­nych kon­tra­hen­tów M. przed pró­bami współ­pracy z nim. Dodaję, że Tade­usz W. musiał kon­tro­lo­wać dzia­ła­nia Rut­kow­skiego w zakre­sie prze­ka­za­nia Kotec­kiej Zio­brze. Mogło być i tak, że ten zwią­zek był nie­za­leżny od dzia­łań Rut­kow­skiego, ale z całą pew­no­ścią był już fak­tem, było to nam na rękę. Kotecka miała być wyko­rzy­stana przez grupę prusz­kow­ską do zbie­ra­nia infor­ma­cji z resortu mini­stra. Ja na pewno chcia­łem, żeby zbie­rała dla mnie dane np. z jego kom­pu­tera, frag­men­tów roz­mów, zapi­sków. W. powie­dział mi, że Kotecka rze­czy­wi­ście była dla niego uży­teczna. W cza­sie pierw­szej roz­mowy ze mną w grud­niu 2005 roku Kotecka wyra­ziła na moją pro­po­zy­cję zgodę, po czym, kiedy spo­tka­li­śmy się w 2006 roku, roz­ma­wiała już ina­czej i dała mi do zro­zu­mie­nia, że nie jest moż­liwe ujaw­nia­nie infor­ma­cji. Gdy­bym wów­czas miał wię­cej czasu, z całą pew­no­ścią temat z Kotecką bym kon­ty­nu­ował. To dru­gie spo­tka­nie z Kotecką odbyło się w Ale­jach Jero­zo­lim­skich w kawiarni Lon­don Steak House. W międzycza­sie wyko­ny­wa­li­śmy roz­mowy tele­fo­niczne, które muszą być odzwier­cie­dlone w moich bil­lin­gach” – opo­wiada „Broda” w pro­ku­ra­tu­rze.

Czuch­now­ski pro­wa­dzi skru­pu­latne śledz­two, żeby wyja­śnić, czy zezna­nia Pio­tra K. mają cokol­wiek wspól­nego z rze­czy­wi­sto­ścią. Potwier­dził, że w opi­sy­wa­nym przez świadka koron­nego cza­sie Kotecka miesz­kała w Wila­no­wie i stu­dio­wała dzien­ni­kar­stwo, a także, że znała kilka osób zwią­za­nych z pół­świat­kiem. Mię­dzy innymi Sła­wo­mira J. ps. Bąbel, Pio­tra K. ps. Broda, Pawła M. ps. Mało­lat i Zbi­gniewa C. ps. Dax.

Czy doszło do spa­le­nia piz­ze­rii na Ursy­no­wie? – Wedle jed­nej wer­sji tak, według dru­giej – skoń­czyło się na postra­sze­niu wła­ści­cielki.

– Jak było naprawdę, nie da się dziś usta­lić, minęło zbyt wiele czasu” – mówi Czuch­now­ski. Kotecka w odpo­wie­dzi na pyta­nia dzien­ni­ka­rza „Wybor­czej” nazwała zezna­nia „Brody” fake new­sami i zaprze­czyła jakim­kol­wiek związ­kom z gang­ste­rami.

„Nie uczest­ni­czy­łam w żad­nych prze­stęp­stwach i nic nie łączy mnie z tym świa­tem” – napi­sała żona mini­stra Zio­bry. Dodała ostrze­że­nie: „Roz­po­wszech­nia­nie takich infor­ma­cji to świa­dome naru­sze­nie moich dóbr oso­bi­stych i spo­tka się ze zde­cy­do­wa­nymi kro­kami praw­nymi” – zapo­wie­działa. Czuch­now­ski pozwu jed­nak nie dostał.

W 2011 r. „Brodę” za wia­ry­god­nego uznał za to Mariusz Kamiń­ski, były szef CBA, dziś wice­pre­zes PiS, mini­ster spraw wewnętrz­nych i admi­ni­stra­cji, koor­dy­na­tor służb spe­cjal­nych. „Jest to nie­zwy­kle cenny świa­dek koronny. Kiedy mój zastępca Ernest Bejda oglą­dał tablicę poglą­dową z przy­wód­cami mafii, to naj­bar­dziej znany świa­dek koronny ps. Masa był dużo niżej niż »Broda«. Naprawdę Piotr K. ma co mówić pro­ku­ra­tu­rze i przed sądem. Jest to jeden z obec­nie naj­cen­niej­szych świad­ków koron­nych, jakimi dys­po­nuje pro­ku­ra­tura” – mówił Kamiń­ski na spo­tka­niu klu­bów „Gazety Pol­skiej”.

* * *

W szczy­cie popu­lar­no­ści Zio­bry, w cza­sach pierw­szych rzą­dów PiS, Kotecka – jak twier­dzą poli­tycy PiS – marzy, by jej mąż został kie­dyś pre­zy­den­tem, a ona pierw­szą damą. Zio­bro pró­buje zbu­do­wać wize­ru­nek sze­ryfa, który ma go wynieść do pre­zy­den­tury jak nie­gdyś Lecha Kaczyń­skiego. Bry­luje na kon­fe­ren­cjach pra­so­wych.

– Jak PiS prze­grało wybory, Zio­bro przez kilka lat musiał jeź­dzić po sądach i pro­ku­ra­tu­rach i tłu­ma­czyć się z róż­nych spraw oraz swo­ich nie­od­po­wie­dzial­nych, zbyt daleko idą­cych wypo­wie­dzi. To była nauczka dla niego i Patry­cji, że z wize­run­kiem sze­ryfa prze­grzali – mówi dobry zna­jomy Zio­brów. Dodaje, że Kotecka poże­gnała się już z marze­niami o pre­zy­den­tu­rze. Teraz plan jest taki, by wal­czyć o schedę po Jaro­sła­wie Kaczyń­skim, który prze­kro­czył sie­dem­dzie­siątkę i kie­dyś wycofa się na poli­tyczną eme­ry­turę.

Na początku 2011 roku Zio­bro, wów­czas euro­po­seł, zdra­dza w roz­mo­wie z „Gazetą Kra­kow­ską”, że oże­nił się z Patry­cją Kotecką.

– Od wielu mie­sięcy jestem w sakra­men­tal­nym związku mał­żeń­skim. Kościel­nym – dodaje.

Po wygra­nych przez Zjed­no­czoną Pra­wicę wybo­rach w 2015 r. Kotecka ląduje na sta­no­wi­sku dyrek­tora mar­ke­tingu w fir­mie ubez­pie­cze­nio­wej Link4. To spółka córka pań­stwo­wego giganta PZU. Pre­ze­sem PZU zostaje Michał Kru­piń­ski, przy­ja­ciel brata Zio­bry – Witolda. Na dyrek­tor­ską funk­cję nie było kon­kursu, a Kotecka nie pra­co­wała wcze­śniej w ubez­pie­cze­niach. Przez ostat­nie pięć lat kie­ro­wała PR w Apelli, która jest głów­nym udzia­łow­cem spółki Fra­tria, wydawcy m.in. pra­wi­co­wego tygo­dnika „Sieci”. Mimo to żona mini­stra szybko zostaje człon­kiem zarządu Link4.

Choć for­mal­nie prze­cho­dzi do biz­nesu, wciąż pozo­staje głów­nym PR-owcem swo­jego męża. W PiS żar­tują, że to jej drugi etat. Dzięki zna­jo­mo­ściom z dzien­ni­ka­rzami bły­ska­wicz­nie reaguje na infor­ma­cje doty­czące Zio­bry.

W listo­pa­dzie 2018 roku w prze­rwie pro­gramu „Kawa na ławę” w TVN24 dzwoni do pro­wa­dzą­cego pro­gram Kon­rada Pia­sec­kiego i zaprze­cza, że jej mąż zna radcę praw­nego zamie­sza­nego w aferę w Komi­sji Nad­zoru Finan­so­wego.

Ale wpływy Kotec­kiej się­gają znacz­nie dalej. Dzien­ni­ka­rze Wir­tu­al­nej Pol­ski muszą kon­tak­to­wać się z żoną mini­stra i ludźmi z jego oto­cze­nia, by usta­lać osta­teczne wer­sje arty­ku­łów o Zio­brze i jego resor­cie. Seba­stian Klau­ziń­ski opi­suje w por­talu OKO.press przy­pa­dek dzien­ni­ka­rza, który dostaje cynk o hej­te­rach w Mini­ster­stwie Spra­wie­dli­wo­ści, ata­ku­ją­cych w inter­ne­cie nie­po­kor­nych sędziów. Infor­ma­cja przy­cho­dzi jesz­cze przed publi­ka­cją na ten temat Onetu, który ujaw­nia aferę. Jej skut­kiem jest dymi­sja zastępcy Zio­bry – wicemini­stra spra­wie­dli­wo­ści Łuka­sza Pie­biaka.

Wp.pl jed­nak nie podej­muje tematu, mimo że dla każ­dego dzien­ni­ka­rza jest jasne, iż to jest poli­tyczna bomba. Czło­wiek, który dostał cynk, skarży się zna­jo­mym, że jego redak­cja nie puści tek­stu ze względu na powią­za­nia biz­ne­sowe z Mini­ster­stwem Spra­wie­dli­wo­ści.

Tomasz Machała, czło­nek zarządu WP i redak­tor naczelny, zwo­łuje zebra­nie w redak­cji i tłu­ma­czy dzien­ni­ka­rzom, na czym pole­gają rela­cje por­talu z resor­tem Zio­bry. Mówi, że dla niego jako naczel­nego, który odpo­wiada zarówno za tre­ści, jak i za sprawy biz­ne­sowe, jest to „wie­lo­wy­mia­rowa ukła­danka”. Zapew­nia, że tek­sty, które mogłyby oba­lić mini­stra, por­tal by opu­bli­ko­wał, ale zaraz dodaje, że nie ma jed­nak miej­sca na „szar­pa­nie za nogawkę, które tylko wkur­wia drugą stronę, bo nie ma z tego dużego pożytku, a on potem musi się z tego tylko tłu­ma­czyć”.

– Łączy nas z Mini­ster­stwem Spra­wie­dli­wo­ści wiele biz­ne­so­wych inte­re­sów, które z przy­jem­no­ścią będę prze­ci­nał, jeśli obali to pana Pie­biaka, pana Zio­brę, pana Wosia (naj­młod­szy zastępca Zio­bry). Ale nie będę demo­lo­wał (inte­re­sów), dla­tego że wisi na tym twoja pen­sja i jesz­cze pen­sje 25 osób w pio­nie wydaw­ni­czym dla tematu, ile sushi zamó­wił Zio­bro – mówi Machała dzien­ni­ka­rzowi, który dostał cynk o afe­rze hej­ter­skiej w resor­cie spra­wie­dli­wo­ści.

Jak usta­lił por­tal OKO.press, od 2017 roku WP cen­zu­ro­wała tek­sty doty­czące Mini­ster­stwa Spra­wie­dli­wo­ści, Zio­bry i jego naj­bliż­szych współ­pra­cow­ni­ków. Gdy kry­tyczny tekst jakimś cudem się uka­zał, do new­sro­omu przy­cho­dziła asy­stentka Machały i wyda­wała ple­ce­nie, by go zdjąć. Za to na stro­nie inter­ne­to­wej poja­wiały się liczne laurki na cześć Zio­bry. Pod wie­loma pod­pi­sy­wał się „Krzysz­tof Suwart” – jak się oka­zało – było to zmy­ślone nazwi­sko, któ­rym pod­pi­sy­wano korzystne dla Zio­bry mate­riały.

„Był taki przy­kaz, że jak piszemy tek­sty na temat resortu Zio­bry, to trzeba je kon­sul­to­wać z Kotecką” – opo­wia­dał w OKO.press jeden z dzien­ni­ka­rzy WP. Kilka innych osób potwier­dzało, że dzwo­nili do Kotec­kiej, która zatwier­dzała tek­sty na temat męża. W WP, a także nale­żą­cym do tej samej spółki por­talu Money.pl uka­zało się w 2018 i 2019 roku kil­ka­dzie­siąt tek­stów o spółce Link4, w któ­rej pra­co­wała Kotecka, a także o PZU. Część z nich nie była ozna­czona jako mate­riały spon­so­ro­wane, mimo że pro­mo­wały firmę.

– Kotecka ma ogromne ambi­cje. Chce roz­gry­wać i ma bar­dzo duży wpływ na Zbyszka, obok brata Witka jest jego głów­nym doradcą – mówi poli­tyk PiS.

Część roz­mów­ców uważa, że to ona bar­dziej niż Zio­bro ma w sobie gen przy­wódcy.

– To ma swoje dobre i złe strony. Patry­cja jest tak zde­ter­mi­no­wana, że potrafi poko­nać prze­szkody, które innym wydają się nie do poko­na­nia. Ale narzuca ludziom swoje zda­nie, co wywo­łuje kon­flikty – pod­kre­śla współ­pra­cow­nik Zio­bry. W kam­pa­nii do euro­par­la­mentu w 2014 roku Kotecka kłó­ciła się z jed­nym z naj­bliż­szych ludzi Zio­bry, Patry­kiem Jakim, na co wydać pie­nią­dze. On uwa­żał, że wszystko trzeba wpa­ko­wać w spoty tele­wi­zyjne, które mają naj­więk­szą siłę raże­nia. Kotecka chciała podzie­lić środki mię­dzy tele­wi­zję, radio i jeden z tablo­idów. Posta­wiła na swoim. – Mimo roz­woju mediów spo­łecz­no­ścio­wych ona wciąż wie­rzy w siłę tablo­idów. Dla­tego Zby­szek tak czę­sto w nich wystę­puje – zdra­dza poli­tyk Soli­dar­nej Pol­ski.

Śmieje się, że bar­dziej od wize­runku ide­al­nej żony kon­ser­wa­tyw­nego poli­tyka, która sie­dzi w domu, wycho­wuje dzieci i podaje kap­cie mężowi, do Kotec­kiej pasuje dow­cip o Clin­to­nach. Na balu po zaprzy­się­że­niu na pre­zy­denta USA Bill tań­czy z Hil­lary i mówi do żony – wska­zu­jąc tań­czą­cego obok miliar­dera, jej byłego chło­paka: – Patrz, gdzie byś była dziś, gdy­byś z nim została. – Gdy­bym z nim została, to on byłby pre­zy­den­tem – odpo­wiada Hil­lary.

* * *

Jest rok 2014. Trwa kam­pa­nia do Par­la­mentu Euro­pej­skiego. Dla wyrzu­co­nego z PiS Zio­bry i jego Soli­dar­nej Pol­ski ma to być szansa powrotu na poli­tyczne salony. Jacek Kur­ski, wów­czas jeden z naj­bliż­szych ludzi Zio­bry, chce, by par­tia mocno odróż­niała się od PiS, odci­na­jąc się od teo­rii zama­cho­wych w spra­wie kata­strofy smo­leń­skiej. Kotecka, cho­ciaż do Soli­dar­nej Pol­ski nie należy, bie­rze udział we wszyst­kich stra­te­gicz­nych nara­dach. Tor­pe­duje pomy­sły Kur­skiego i pro­po­nuje, by kam­pa­nię oprzeć na Zio­brze oraz jego walce z prze­stęp­czo­ścią.

– Kiedy reali­zo­wa­li­śmy pomy­sły Kur­skiego, mie­li­śmy jeden-dwa pro­cent w son­da­żach. Gdy zmie­ni­li­śmy stra­te­gię na pomy­sły Patry­cji, sko­czy­li­śmy do 4 pro­cent. Ona czuje poli­tykę i zna się na PR – zachwala bli­ski współ­pra­cow­nik Zio­bry. Jed­nak to nie wystar­cza. Soli­darna Pol­ska nie prze­kra­cza progu wybor­czego i nie wcho­dzi do euro­par­la­mentu.

Kur­ski zaczyna otwar­cie pod­wa­żać przy­wódz­two Zio­bry, publicz­nie mówi, że „oka­zał się lesz­czy­kiem, któ­remu trzeba zmie­niać pam­persy”. Wobec Kotec­kiej czuje jed­nak respekt. Jeden z zio­bry­stów opo­wia­dał kie­dyś „New­swe­ekowi”, że Kur­ski potra­fił podejść do niej i z uzna­niem powie­dzieć, że jest „babą z kuta­sem”.

Po klę­sce w euro­wy­bo­rach Zio­bro jest zała­many. Zain­we­sto­wał w kam­pa­nię sporo pie­nię­dzy. Soli­darna Pol­ska się sypie. Kur­ski zostaje wyrzu­cony, Zio­brę opusz­czają kolejni współ­pra­cow­nicy. W naj­bliż­szym oto­cze­niu zostają tylko żona, brat i Patryk Jaki. Kotecka pra­cuje jesz­cze jako dzien­ni­karka. Pro­wa­dzi roz­mowy w Radiu Soli­dar­ność. Po któ­rymś z wywia­dów jedzie autem z dwoma poli­ty­kami.

– Mar­twiła się, że Zby­szek leży na deskach i tylko syn Jaś trzyma go przy życiu. Byłem nawet zdzi­wiony jej wylew­no­ścią – opo­wiada uczest­nik roz­mowy.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij