Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zbliżenia. Julia - ebook

Seria:
Data wydania:
9 września 2024
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zbliżenia. Julia - ebook

Nowy rok miał być dla Julii przełomowy. Właśnie zakończyła wieloletni związek i miała przed sobą zawodowe wyzwanie, które mogło zapewnić jej awans. Niestety wszystko potoczyło się nie tak, jak by chciała: odrzucając słynnego kompozytora, który pragnął, by ich relacja nie ograniczała się wyłącznie do kontaktów służbowych, naraziła się na jego gniew i zemstę. Straciła pracę, pozycję w branży i spokój. W swojej walce o godność i dobre imię mogła liczyć na przyjaciół i nowo poznanego prawnika Adama. Czy to właśnie ten mężczyzna wynagrodzi jej trudy przeszłości?

Perypetie Julii składają się na pierwszy tom serii „Zbliżenia”, opisującej losy trzech przyjaciółek. Julia, Hania i Aga zmagają się z życiem, ale zawsze mogą na siebie liczyć. Ich oddanie, humor i serdeczność pozwalają im przetrwać nawet najgorsze chwile i nie tracić nadziei, że po każdej burzy przychodzi słońce.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8076-470-4
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Ha­nia

Jak za­wsze trzy­dzie­stego pierw­szego grud­nia za­cho­dzę w głowę, dla­czego ktoś dawno temu do­szedł do wnio­sku, że ostatni dzień roku to oka­zja do świę­to­wa­nia. Hucz­nego w do­datku. Ten, kto wy­my­ślił taką bzdurę, chyba mu­siał się w ży­ciu mocno nu­dzić. Sie­dzę przy oknie w kuchni i ab­so­lut­nie nic mi się nie chce. Jest mi do­brze w mo­ich ge­trach, sta­now­czo za bar­dzo opię­tych na tyłku, i roz­wle­czo­nym swe­trze. Zresztą je­dyny męż­czy­zna, na któ­rym mi za­leży, i tak uważa mnie za naj­pięk­niej­szą z ko­biet.

Męż­czy­zna ów wła­śnie wy­cy­ga­nił ode mnie zgodę na włą­cze­nie ka­nału, który bez prze­rwy na­daje kre­skówki. W końcu jest syl­we­ster, a skoro już się utarło, że to ta­kie święto, niech so­bie młody po­świę­tuje. Niby za­rzeka się, że nie pój­dzie spać do pół­nocy i w tym roku wresz­cie zo­ba­czy te „fa­jer­dełki”, ale pew­nie znowu pad­nie tuż po dwu­dzie­stej pierw­szej i za­śnie snem tak twar­dym, że na­wet wy­strzał ar­matni nie po­sta­wiłby go na nogi.

Jem skrawki tortu, jed­nego z pier­dy­liona, które Aga wy­pro­du­ko­wała w ostat­nich dniach w ra­mach do­ra­bia­nia do nędz­nej pen­sji na­uczy­cielki pla­styki w pod­sta­wówce. Ma co­raz wię­cej za­mó­wień, ale też trudno się temu dzi­wić – two­rzy praw­dziwe cu­deńka, w do­datku pyszne. Nie ta­kie jak te, które mają tylko do­brze wy­glą­dać. Oczy­wi­ście dla nas zo­stają okrawki po­zba­wione mi­ster­nych zdo­bień, lecz osta­tecz­nie i tak wszystko staje się jed­no­litą papką, kiedy tylko trafi do ust, więc to bez zna­cze­nia.

Oho, chyba ścią­gnę­łam Agę my­ślami.

– No i jak tam, Julka wró­ciła? – Wpada do miesz­ka­nia jak bomba, nio­sąc ze sobą lo­do­waty po­dmuch.

– Nie. Boże, za­mknij szybko te drzwi! – wrzesz­czę do niej, bo wieje po no­gach i aż dresz­czy do­staję z tego zimna.

– Do­bra, do­bra, nie wście­kaj się. Nie mia­łam ręki, tasz­czę ty­siąc pięć­set siat. Ależ prze­mar­z­łam, wieje jak w Kie­lec­kiem.

No tak, te­raz wy­pa­dła jej ko­lej. Tyle razy jej mó­wi­łam, że nie­po­trzeb­nie dźwiga. Ja tam wolę za­mó­wić on­line i tylko ode­brać torby od pana, który targa je za mnie. Oszczęd­ność czasu, ener­gii i wszyst­kiego. Aga i Julka oczy­wi­ście się upie­rają, że na Rynku Dęb­nic­kim wa­rzywa i owoce są naj­lep­sze na ca­łej pla­ne­cie. No i nie po­doba im się, że in­ter­ne­towy su­per­mar­ket pod­mie­nia to­wary na od­po­wied­niki in­nej marki, je­śli aku­rat cze­goś wska­za­nego przeze mnie nie ma. A mnie to, szcze­rze mó­wiąc, zwisa i po­wiewa.

– A wiesz, cio­ciu, mój ko­lega, ten Ka­ro­lek, co mieszka nad nami, ma w Kiel­cach bab­cię. I po­do­bno tam na­prawdę wieje bez prze­rwy, na­wet jedno osie­dle na­zywa się Wi­chrowe Wzgó­rze – in­for­muje Agę Sta­szek, który za­wsze zni­kąd zja­wia się tam, gdzie kon­wer­suje co naj­mniej dwoje do­ro­słych. Pod­słu­chi­wa­nie roz­mów to ulu­bione za­ję­cie mo­jego syna.

– A ty nie mia­łeś cza­sem oglą­dać ja­kiejś bajki? Wiesz, że wolę, że­byś się nie krę­cił po kuchni, kiedy aku­rat stoi na pal­niku sa­gan z wrzącą zupą – upo­mi­nam go, bo rze­czy­wi­ście ob­se­syj­nie się boję, żeby się nie po­pa­rzył.

Wstaję ze swo­jego fo­tela pod oknem i idę niby to za­mie­szać w ga­rze, ale tak na­prawdę chcę od­gro­dzić swoje dziecko od źró­dła po­ten­cjal­nego nie­bez­pie­czeń­stwa. Ro­bię – jak to ją na­zy­wamy – zupę śmiet­nik. Dziś tro­chę po mek­sy­kań­sku, z ku­ku­ry­dzą i fa­solką z puszki, które, ku­pione w pro­mo­cji, miały już bar­dzo krótki ter­min przy­dat­no­ści. Pły­wają tam jesz­cze ka­wałki mięsa, ziem­niaki i inne po­kro­jone w kostkę wa­rzywa. Może mało wy­kwint­nie jak na tę uro­czy­stą oka­zję (ha, ha), ale przy­naj­mniej mam z głowy obiad na ko­lejne dwa dni.

– Bajka – pry­cha Sta­szek z naj­wyż­szą po­gardą. – Tu­taj jest cie­ka­wiej.

– Cie­ka­wie to się zrobi, jak wróci Julka. Co ona tak długo? Ileż można zry­wać z fa­ce­tem? – nie­po­koi się Aga.

– Ona wcale jesz­cze nie prze­są­dziła o ze­rwa­niu – za­uwa­żam. – Miała po­ga­dać z Jac­kiem naj­pierw. Zresztą dzi­siaj jest dzień nie naj­lep­szy na ta­kie po­su­nię­cia. Przy­naj­mniej zgod­nie z obie­gową opi­nią, któ­rej, jak wiesz, nie po­dzie­lam – do­daję szybko, żeby so­bie nie po­my­ślała znowu Bóg wie czego. – Lu­dzie chcą świę­to­wać, cie­szyć się, a nie prze­ży­wać ży­ciowe dra­maty.

– O, ode­zwała się opty­mistka, która aż kipi ra­do­ścią. Nie­na­wi­dzę tego ba­nału. „Cha­łupa im się spa­liła, i to na same święta”, tak jakby był na to lep­szy albo gor­szy mo­ment. A poza tym syl­we­ster to wła­śnie zna­ko­mita pora, żeby do­ko­ny­wać ży­cio­wych wy­bo­rów. Po co za­czy­nać ko­lejny rok związku, który i tak nie ma szans?

– A ja ci mó­wię, że ona z nim nie ze­rwie. Pięć lat to dzi­siaj ka­wał czasu, szkoda by było tak po pro­stu to prze­kre­ślić.

– Mama ma ra­cję. Sły­sza­łem u Ka­rolka, jak jego mama mó­wiła, że ko­biety bli­sko trzy­dziestki są zde­spe­rane i że­nią się z pierw­szym, co się tylko na­wi­nie – wtrąca się Sta­szek.

No tak. Za­po­mnia­łam, że to­wa­rzy­szy nam eks­pert od wszyst­kiego, po­wo­łu­jący się w do­datku na nie­kwe­stio­no­wany au­to­ry­tet. Ka­rolka, a do­kład­niej: jego mamę. To już w ogóle.

– Po pierw­sze, nie „zde­spe­rane”, tylko zde­spe­ro­wane. Po dru­gie, ko­biety się nie że­nią, tylko wy­cho­dzą za mąż. Po trze­cie, nie uży­waj słów, któ­rych zna­cze­nia nie znasz – wy­gła­szam ro­dzi­ciel­ską mowę.

– No to po­wiedz mi, co to zna­czy.

– Ju­tro, do­brze? – Nie mam po­ję­cia, jak to, do cho­lery, wy­tłu­ma­czyć pię­cio­lat­kowi.

Wiem, że po­zby­łam się pro­blemu tylko na chwilę. Sta­szek jest dziec­kiem, które ni­gdy nie od­pusz­cza. Ju­tro na pewno mi przy­po­mni, co mam mu wy­tłu­ma­czyć, ale na szczę­ście na półce stoi słow­nik.

– Ho, ho, żeby Ja­cuś ze­chciał się że­nić, to nie by­łoby sprawy – kwi­tuje Aga.

– Strasz­nie je­steś na niego na­je­żona – mó­wię. Nie da się tego nie za­uwa­żyć. – Wła­śnie po to mają się spo­tkać, żeby ta­kie rze­czy omó­wić. Może on się nie do­my­śla, czego Ju­lia ocze­kuje.

– No wiesz co, to te­mat wy­maga omó­wie­nia twoim zda­niem? – obu­rza się Aga. – Po tylu la­tach fa­cet po pro­stu po­wi­nien wie­dzieć, jak się na­leży przy­zwo­icie za­cho­wać. Kie­dyś to taki ku­po­wał pier­ścio­nek, wie­cheć pod pa­chę brał i klę­kał. Sam z sie­bie. A dzi­siaj co?

– Nie je­steś ty aby tro­chę sta­ro­świecka? – drwi Pio­trek, który nie­spo­dzie­wa­nie zja­wia się w kuchni. – Po kim jak po kim, ale po to­bie nie spo­dzie­wał­bym się ta­kich słów. Cześć wszyst­kim – re­flek­tuje się.

Pio­trek to nasz są­siad z na­prze­ciwka i przy­ja­ciel domu, zwany Pier­ro­tem ze względu na swoje me­lan­cho­lijne uspo­so­bie­nie, zdrob­niale Pie­roż­kiem z po­wodu mi­ło­ści do ma­mi­nych ru­skich od­sma­żo­nych na pa­telni na chrupko, tak żeby miały złotą sko­rupkę.

– A dla­czego aku­rat po mnie nie? I znowu wsze­dłeś bez pu­ka­nia! – Aga oskar­ży­ciel­sko wy­tyka go pal­cem.

– Za­wsze wcho­dzimy do sie­bie bez pu­ka­nia, więc nie rób afery. A po to­bie bym się nie spo­dzie­wał, bo o ile mi wia­domo, nie masz sta­łego fa­ceta i z nie­szczę­śni­kami, z któ­rymi rand­ku­jesz, roz­sta­jesz się bez mru­gnię­cia, kiedy tylko ci się znu­dzą. Czyli bar­dzo szybko.

– Bo wciąż szu­kam ide­ału, ale ja­koś zna­leźć nie mogę – sy­czy Aga. Jej czarne oczy nie­bez­piecz­nie błysz­czą. Kiedy się de­ner­wuje, daje o so­bie znać jej pa­su­jący do wło­skiej urody, którą jest ob­da­rzona, tem­pe­ra­ment. – I tak, ta­kie mam ma­rze­nie, żeby ten wła­ściwy ktoś kie­dyś przede mną klęk­nął. Że­byś wie­dział, Pie­rożku.

– Wy wszyst­kie ma­cie ta­kie ma­rze­nie – bur­czy Pio­trek. – Ju­lia jesz­cze nie wró­ciła?

– No wła­śnie nie. – Za­czy­nam się po­waż­nie mar­twić, przez co ner­wowo sku­bię kciuk, i tak już po­sku­bany pra­wie do ko­ści.

– Coś długo jej nie ma. Już po dwu­na­stej, a mie­li­śmy dzi­siaj ku­pić dla niej suk­nię na tę ju­trzej­szą wielką galę.

– Jezu Chry­ste, to ona jesz­cze nic nie ku­piła? Zwa­rio­wała? Dzi­siaj sklepy będą czynne naj­wy­żej do szes­na­stej, a ju­tro wszystko po­za­my­kane! – prze­ra­żam się szcze­rze, bo znam Ju­lię nie od dziś i wiem, jaka jest na za­ku­pach. Po­wie­dzieć, że wy­bredna i nie­zde­cy­do­wana, to nic nie po­wie­dzieć.

– Ha­niu, wy­lu­zuj – pró­buje mnie uspo­koić Aga. – Ja z nią by­łam w ze­szłym ty­go­dniu, Pie­ro­żek ma jej po­móc do­ko­nać osta­tecz­nego wy­boru spo­śród czte­rech wstęp­nie wy­bra­nych kre­acji. Umie chło­pak do­ra­dzić. – Mruga do niego.

– Nie pod­li­zuj się. – Pio­trek po­ka­zuje jej ję­zyk. – Ale mó­wię wam, że coś długo jej nie ma. Może do niej za­dzwo­nić? Może trzeba tam je­chać i mordę Jac­kowi skuć?

– Co wam obojgu od­biło? – Nie kryję obu­rze­nia. – Pew­nie się po­go­dzili, do­ga­dali i te­raz gru­chają w ja­kimś mi­ło­snym gniazdku.

Pio­trek po­chmur­nieje.

– A weź. Nie po­do­bał mi się ten Ja­cek od sa­mego po­czątku. Mar­nuje tylko dziew­czyna czas.

Na chwilę za­lega po­nure mil­cze­nie, jakby każdy z nas od­twa­rzał w pa­mięci sceny z udzia­łem Jacka. Te­raz to już na­prawdę mar­twię się o Ju­lię. Ze­gar brzmi ja­koś zło­wrogo, jakby nam – no­men omen – wy­ty­kał ko­lejne se­kundy. Ze stresu za­lewa mnie fala mdło­ści. Sta­szek jest po­chło­nięty ukła­da­niem kloc­ków. Ci­sza robi się nie do wy­trzy­ma­nia.

Na­gle – jakby na za­wo­ła­nie – prze­rywa ją chrzęst klamki drzwi wej­ścio­wych. Na­dal nikt nie ma śmia­ło­ści się ode­zwać. Za­raz po­tem Ju­lia wcho­dzi do kuchni i ciężko opada na krze­sło. Przy­nio­sła ze sobą za­pach kra­kow­skiego mrozu, ota­cza ją jesz­cze mgiełka chłodu, ma za­ró­żo­wione po­liczki. Pa­trzymy na nią py­ta­jąco. Wresz­cie Pio­trek robi długi wy­dech, jakby prze­trzy­my­wał w płu­cach haust po­wie­trza, i ośmiela się ode­zwać:

– Ju­lia…? Wszystko okej?

– Nic nie jest okej. – Ju­lia wy­bu­cha pła­czem.

Są ta­kie sy­tu­acje w ży­ciu, kiedy po­rządny płacz, taki z trzewi, oka­zuje się do­bry i oczysz­cza­jący. W ogóle – wbrew obie­go­wym opi­niom i ty­po­wym re­ak­cjom ty­sięcy ma­tek zbun­to­wa­nych kil­ku­lat­ków – płacz jest da­rem, a nie prze­kleń­stwem. Daje upust sku­mu­lo­wa­nym emo­cjom, po­zwala roz­ła­do­wać na­pię­cie, przy­nosi ulgę. Trwamy więc przy Ju­lii do­bry kwa­drans i po pro­stu po­zwa­lamy jej się wy­pła­kać. Aga gła­dzi ją po ple­cach, Pio­trek przy­krywa jej dłoń swoją dło­nią i co ja­kiś czas pod­suwa chu­s­teczki. Ja przy­no­szę świeżo za­pa­rzoną me­lisę.

Po chwili wy­gląda na to, że naj­gor­sza fala szlo­chu już od­pływa. Ju­lia ociera łzy, czy­ści nos i chli­piąc, obej­muje rę­kami cie­pły ku­bek. Wpa­truje się w lu­stro zio­ło­wego na­paru, co naj­mniej jakby usi­ło­wała wy­czy­tać z niego przy­szłość.

– Po­wiesz nam, co się wy­da­rzyło, ko­chana? – za­ga­jam, zaj­mu­jąc wolne miej­sce koło Pie­rożka.

– Wo­la­ła­bym o tym za­po­mnieć. Ale mu­szę się wam wy­ga­dać, bo ina­czej zwa­riuję – chrypi Ju­lia i upija łyk me­lisy, po czym się krzywi.

– Pij, pij, to ci do­brze zrobi – za­chę­cam ją.

Ju­lia wzdy­cha i przez mo­ment zbiera my­śli.

– Nie wie­dzia­łam, że to bę­dzie ta­kie trudne… – stwier­dza. – Wie­cie, że umó­wi­łam się z Jac­kiem, żeby po­roz­ma­wiać o nas. Zna­cie mnie, nie mia­łam za­miaru na niego na­ci­skać, nie ocze­ki­wa­łam żad­nych de­kla­ra­cji, chcia­łam tylko, żeby mi po­wie­dział, jak on wi­dzi nasz zwią­zek i co mo­żemy zro­bić, żeby go na­pra­wić. Ostat­nio było chłodno i głodno. – Uśmie­cha się gorzko. – Jak w ja­kimś sta­rym, znu­dzo­nym mał­żeń­stwie, z tą róż­nicą, że my się pra­wie nie wi­dy­wa­li­śmy.

– No wiesz, Ju­lia, ob­ser­wuję wa­szą re­la­cję od po­czątku i nie mogę po­wie­dzieć, żeby za­szła ja­kaś ko­lo­salna zmiana – wtrąca się Aga. – Ja­cek za­wsze był pie­kiel­nie nudny.

– Ra­czej po­ukła­dany – pró­buje go bro­nić Ju­lia.

– Jak zwał, tak zwał, nie od dziś twier­dzę, że ten twój fa­cet to taki ty­powy po­lo­ni­sta – pod­su­mo­wuje Aga.

– A co ty mo­żesz wie­dzieć o ty­po­wych po­lo­ni­stach, co? Prze­cież je­steś po ASP! – Ju­lia pa­trzy na przy­ja­ciółkę z bły­skiem gniewu w oku.

– A tu się zdzi­wisz, moja droga, bo spa… – Aga urywa pod wpły­wem mo­jego ostrze­gaw­czego spoj­rze­nia.

Sta­szek niby sie­dzi w ką­cie i bawi się kloc­kami, ale znam swoje dziecko i je­stem pewna, że jak za­wsze bacz­nie słu­cha na­szej roz­mowy.

– …ce­ro­wa­łam kie­dyś z jed­nym ta­kim po­lo­ni­stą – koń­czy.

– No i co? – oży­wia się Pie­ro­żek.

– No i taki ja­kiś był roz­la­zły. Niby wie­dział, do­kąd na­leży iść, ale… klu­czył okrężną drogą, cel za­czął się roz­my­wać, a mnie to tak znu­dziło, że… usnę­łam.

– Usnę­łaś na spa­ce­rze? – Oczy Fi­staszka ro­bią się okrą­głe z nie­opi­sa­nego zdu­mie­nia. – Jak to moż­liwe?

– Wła­śnie, jak to moż­liwe? – do­py­tuje zszo­ko­wana Ju­lia, zna­cząco za­glą­da­jąc Adze w oczy z od­le­gło­ści ja­kichś trzech cen­ty­me­trów.

– No bo on na­prawdę przy­nu­dzał…

– Nie no, to je­steś uspra­wie­dli­wiona – pry­cham. – Wspa­niale mu­siał się chło­pak po­czuć.

– Mógł się bar­dziej po­sta­rać.

– A może było ina­czej? – za­uważa Pio­truś. – Może on po­dał ci coś na sen, a po­tem usku­tecz­niał ja­kieś…

– Ekhem! – Znowu mu­szę chrząk­nąć.

– …eks­tre­malne eska­pady…

– Żeby to! Po­nio­sło cię, Pie­rożku. – Aga kiwa głową z po­li­to­wa­niem. – Obu­dzi­łam się, a wła­ści­wie on sam mnie obu­dził. Nie wiem, może za­czę­łam chra­pać, może mia­łam świsz­czący od­dech…

– A może pu­ści­łaś bąka? – pod­suwa usłuż­nie Sta­szek.

– Sta­ni­sław! – hu­czę.

– No co?! Na­wet Luna pusz­cza przez sen!

Usły­szaw­szy swoje imię, na­sza czarna kotka o oczach wiel­kich jak dwa księ­życe w pełni wcho­dzi do kuchni i mru­cząc, ociera się o nogi Sta­sia.

– Do­bra, bo scho­dzimy na ja­kieś nie­bez­pieczne re­wiry – ucina te dy­wa­ga­cje Aga. – No w każ­dym ra­zie zo­rien­to­wał się, w czym rzecz, i po­wie­dział to­nem peł­nym pre­ten­sji: „Agnieszko, ty śpisz? Ja się tak sta­ram, żeby ci było do­brze”. Coś tam mruk­nę­łam nie­przy­tom­nie, a on tylko zgar­nął swoje ubra­nia i uciekł.

– Hym, no bo w su­mie co miał zro­bić? Gość od­wa­lał pew­nie swój po­pi­sowy nu­mer, a ty od­sta­wi­łaś Śpiącą Kró­lewnę – stwier­dza Ju­lia.

– No i mógł się po­czuć tro­chę tak, jakby cię wy… – Pie­ro­żek urywa w pół słowa i za­sta­na­wia się przez mo­ment nad za­mien­ni­kiem, który bę­dzie neu­tralny i tym sa­mym nie wy­woła u mnie pal­pi­ta­cji – …pro­wa­dził na ma­nowce. Na tym spa­ce­rze.

– No dzię­kuję wam ser­decz­nie! Tak się uża­la­cie nad bied­nym roz­la­złym po­lo­ni­stą, a nikt na­wet nie po­my­ślał, jak ja się po­czu­łam!

– Ale, ale! O czym my w ogóle ga­damy? – Po­sta­na­wiam uciąć te­mat, za­nim ktoś ośmieli się jed­nak za­py­tać, jak się Aga czuła. – Prze­cież to Julka jest główną bo­ha­terką w tej chwili!

Wszyst­kie oczy znowu kie­rują się na Ju­lię. Ja­koś tak to za­wsze jest, że na­wet kiedy to fak­tycz­nie ona po­winna być w cen­trum za­in­te­re­so­wa­nia, uwaga ze­bra­nych szybko się roz­pra­sza, te­mat roz­mie­nia się na dy­wa­ga­cje pącz­ku­jące i wszy­scy za­po­mi­nają, jaki był punkt wyj­ścia. Wiem, że ona dawno do tego przy­wy­kła i to dla niej na­tu­ralny stan rze­czy.

– Zu­peł­nie stra­ci­łam wą­tek. – Ju­lia bez­rad­nie roz­kłada ręce.

– Mó­wi­łaś o tym, że ostat­nio w wa­szym związku nie było na­mięt­no­ści, rzadko się wi­dy­wa­li­ście i chcia­łaś po­roz­ma­wiać z Jac­kiem, jak to zmie­nić – pod­po­wia­dam jej spo­koj­nie.

Ta długa dy­gre­sja Agi miała jedną za­letę: at­mos­fera tro­chę się roz­ła­do­wała i Ju­lia wy­raź­nie się uspo­ko­iła.

– Dzięki, Ha­neczko. – Ju­lia wy­syła mi przez stół bu­ziaka. – Ja­cek mnie wy­słu­chał i oznaj­mił, że on nie wi­dzi pro­blemu. Już się ucie­szy­łam, że jest go­towy na ja­kieś po­ważne zmiany, ale szybko się oka­zało, że on nie wi­dzi pro­blemu do­słow­nie. Jego zda­niem do­brze jest, jak jest, on by ni­czego nie ru­szał, a już na pewno nie wy­pro­wa­dzi się od ma­musi, je­śli to mi cho­dzi po gło­wie, bo ONA nie jest na to go­towa.

– Kre­tyn! – pry­cha po­gar­dli­wie Pie­ro­żek.

– Za­py­ta­łam go, jak w ta­kim ra­zie wi­dzi na­szą przy­szłość. Jak so­bie wy­ob­raża nasz zwią­zek za pięć lat, bo ja mam wra­że­nie, że od dawna tkwimy na ja­kiejś cho­ler­nej mie­liź­nie. Stwier­dził, że nie robi aż tak DA­LE­KO­SIĘŻ­NYCH pla­nów, stara się po pro­stu żyć chwilą i mnie po­leca to samo.

– Taa, bo Ja­cek to jest król spon­tanu – drwi Aga.

Ju­lia spra­wia wra­że­nie, jakby nie sły­szała tych zło­śli­wo­ści, i nie­zra­żona cią­gnie:

– Po­wie­dzia­łam mu wprost, że od dawna nie je­stem z nim szczę­śliwa. I za­py­ta­łam, czy go to w ogóle ob­cho­dzi i czy ma po­mysł, co zro­bić, żeby ra­to­wać nasz zwią­zek. Spoj­rzał na mnie jak na ko­smitkę i stwier­dził, że skoro tak się UPIE­RAM, to on po­gada z mamą i ZA­PYTA, czy ewen­tu­al­nie mo­gła­bym się do nich wpro­wa­dzić. Wi­dzi­cie to? Ja­cek, moja nie­do­szła przy­szła te­ściowa, ja i jesz­cze ten ich nad­po­bu­dliwy sek­su­al­nie, ob­śli­niony bul­dog w mi­kro­sko­pij­nym M-2. W pierw­szym mo­men­cie po­my­śla­łam, że to ja­kiś żart, i za­czę­łam się roz­glą­dać za ukrytą ka­merą.

– Rany, by­łaś w ukry­tej ka­me­rze? – Sta­szek znowu się oży­wia.

Tylko kręcę głową i kładę pa­lec na ustach, żeby go uci­szyć. Wzdy­cha roz­dzie­ra­jąco i wraca do bu­do­wa­nia for­tecy.

– To i tak do­bra by­łaś, bo ja bym w tym mo­men­cie wstała, dała dra­niowi po py­sku i ob­ró­ciła się na pię­cie – de­kla­ruje bo­jowo Aga.

– Szcze­rze mó­wiąc, mia­łam wielką ochotę to zro­bić – przy­znaje Ju­lia.

– No i trzeba było – mru­czy pod no­sem Piotr.

– Na nic in­nego nie za­słu­żył – za­uwa­żam. – Ro­zu­miem, że w tym mo­men­cie z nim ze­rwa­łaś? – do­py­tuję.

– W pierw­szej chwili po pro­stu za­nie­mó­wi­łam – re­la­cjo­nuje Ju­lia. – I po­czu­łam się, jak­bym to ja zo­stała wła­śnie spo­licz­ko­wana, ewen­tu­al­nie opluta. Do­piero po do­brej chwili po­wie­dzia­łam mu, że naj­wy­raź­niej na­sze po­my­sły na wspólną przy­szłość się nie po­kry­wają i że w związku z tym le­piej bę­dzie, je­śli każde z nas pój­dzie swoją drogą. Chyba nie zro­zu­miał, bo za­czął do­py­ty­wać, co ja mam prze­ciwko jego ma­musi, i za­pew­niał mnie, że je­śli NIE BĘDĘ Z NIĄ DYS­KU­TO­WAĆ, to na pewno się do­ga­damy. Jak­bym roz­ma­wiała z zu­peł­nie ob­cym czło­wie­kiem. On za­wsze taki był, tylko ja tego nie do­strze­ga­łam?

– Tak – po­twier­dzają po­waż­nie, zgod­nym dwu­gło­sem Aga i Pio­trek.

– A wy to do­strze­ga­li­ście? – ra­czej stwier­dza, niż pyta Ju­lia.

– Tak. – Znowu pełna zgoda Agi i Pie­rożka.

– To dla­czego nic mi nie po­wie­dzie­li­ście?!

– Pró­bo­wa­li­śmy de­li­kat­nie – za­czyna Pie­ro­żek – ale nie chcie­li­śmy wyjść na ja­kichś wścib­skich bu­ra­ków. No wiesz, mi­łość nie wy­biera. Do­szli­śmy do wnio­sku, że skoro zdo­ła­łaś się w nim za­ko­chać, to naj­wy­raź­niej ma ja­kieś ukryte za­lety…

– Bar­dzo, bar­dzo głę­boko ukryte – pre­cy­zuje Aga.

– …a my jako twoi przy­ja­ciele mu­simy za­ak­cep­to­wać twój wy­bór – koń­czy swoją myśl Pio­trek.

– Uuuuch! – Ju­lia za­ta­pia palce we wło­sach i za­ci­ska je w ge­ście roz­pa­czy. – A wie­cie, co jest w tym wszyst­kim naj­gor­sze?

– No? – za­chę­cam ją.

– Że ja nie czuje ja­kiejś strasz­nej roz­pa­czy, nie mam zła­ma­nego serca. Na­prawdę nie pla­no­wa­łam tego ze­rwa­nia, my­śla­łam, że na­sza roz­mowa po­to­czy się zu­peł­nie ina­czej. A kiedy zo­sta­wi­łam go zba­ra­nia­łego nad fi­li­żanką her­baty, po­czu­łam ulgę. Tak, ulgę, jakby wielki ka­mień z hu­kiem spadł mi z serca.

– To chyba do­brze…? – za­uwa­żam ostroż­nie.

– Nie, Ha­niu, to bar­dzo źle, fa­tal­nie wręcz! – go­rącz­kuje się Julka. – Bo wiesz, co to ozna­cza? Że ja zmar­no­wa­łam pięć lat. Pięć lat by­łam z nud­nym ma­min­syn­kiem, ja­kimś dup­kiem za­py­zia­łym. Dzi­siaj so­bie to wszystko prze­my­śla­łam i do­cho­dzę do wnio­sku, że na­sze po­czątki to czas mo­jego wiel­kiego za­kom­plek­sie­nia, pa­niki na myśl o tym, że to już trzeci rok stu­diów, a ja ni­kogo nie mam. A te­raz wi­dzę, że przede wszyst­kim to nie mia­łam po­ję­cia o ży­ciu, o związ­kach. I że naj­wy­raź­niej po­my­li­łam so­bie mi­łość z eu­fo­rią, że ktoś wresz­cie zwró­cił na mnie uwagę. – Ju­lia na dłuż­szą chwilę prze­rywa. Robi taką minę, jakby wła­śnie do­tarła do niej straszna prawda, zresztą w za­sa­dzie tak jest. – Jak ja mo­głam się tak oszu­ki­wać? Jak mo­głam to so­bie zro­bić? Po ja­kimś cza­sie za­czę­łam so­bie uświa­da­miać, że nie tak po­winna wy­glą­dać mi­łość, zwią­zek. Łu­dzi­łam się, że coś z Jacka wy­krze­szę, że ja­koś się zmieni, że się roz­kręci. Na­wet te­raz, na­wet jesz­cze dziś!, wma­wia­łam so­bie, że matka go zdo­mi­no­wała, że kiedy się od niej wy­pro­wa­dzi, spró­bu­jemy ży­cia na wła­sną rękę, to wszystko bę­dzie ina­czej, że jesz­cze mamy szansę. Kom­pletna ze mnie idiotka.

– Wcale nie – mó­wię ła­god­nie. – Po pro­stu tak jak każdy po­trze­bu­jesz mi­ło­ści, bli­sko­ści, cze­goś sta­łego.

– To ra­czej nie idiotka, tylko cho­lerna de­spe­ratka – po­pra­wia się Ju­lia mrocz­nie.

– Je­steś dla sie­bie sta­now­czo zbyt su­rowa – prze­ko­nuję ją. – Ważne, że wresz­cie wszystko prze­my­śla­łaś i za­czy­nasz to so­bie ukła­dać.

– Nowy rok na pewno bę­dzie dla cie­bie po­cząt­kiem cze­goś do­brego – po­cie­sza ją Pio­trek. – Zwłasz­cza że za­czyna się na­prawdę z przy­tu­pem – za­uważa.

– Jak to z przy­tu­pem? – pyta nie­przy­tom­nie Ju­lia, po­cią­ga­jąc no­sem.

– No wielka gala przed tobą, za­po­mnia­łaś? – Aga sio­strza­nym ge­stem mierzwi Ju­lii włosy. – Te­raz tylko umyj bu­zię zimną wodą i zbie­raj się szybko, bo czas już wielki. Dzi­siaj ga­le­rie są kró­cej czynne.

– Ni­g­dzie nie idę – oznaj­mia Ju­lia.

– Ju­lia, mu­sisz so­bie ku­pić po­rządną su­kienkę. To ważna oka­zja, nie mo­żesz pójść w bia­łej blu­ze­czce i czar­nej spód­niczce! – per­swa­duję.

– Nie, ja nie idę ju­tro na żadną galę.

– Jak to: nie idziesz?! – ob­ru­szam się. – Ty nie masz wy­boru, mu­sisz się tam po­ja­wić. To bę­dzie wielka pro­mo­cja płyty zna­nego kom­po­zy­tora, a prze­cież TY je­steś jego me­ne­dżerką i od­po­wia­dasz za całą kam­pa­nię.

– Nie ma mowy – ma­ru­dzi Ju­lia. – Je­stem w to­tal­nej roz­sypce.

– Ale sama przed chwilą mó­wi­łaś, że nie żal ci roz­sta­nia z Jac­kiem – wy­po­mina Pie­ro­żek.

– Je­stem w roz­sypce ży­cio­wej. Moje ży­cie jest bez sensu, po­dej­muję same głu­pie de­cy­zje, nie wiem, czego chcę. W ogóle nic nie wiem.

– To może czas to zmie­nić? – pyta ła­god­nie Pio­trek. – I ta ju­trzej­sza gala może być, ba, na pewno bę­dzie, po­cząt­kiem two­jej no­wej drogi! Wej­dziesz w wielki świat, po­znasz wpły­wo­wych lu­dzi, bę­dziesz miała szansę za­bły­snąć.

– Nie wiem czym. Chyba tym świe­cą­cym czer­wo­nym no­sem. – Ju­lia znowu chli­pie.

– Ju­lia, jazda, nie ma­zgaj się! – ko­men­de­ruje lekko już znie­cier­pli­wiona Aga. – Łeb pod kran, nos wy­smar­kaj i leć. Nic tak nie po­pra­wia hu­moru jak stary, do­bry shop­ping.

– Nie mam ochoty.

– Ju­lia. – Zaj­muję miej­sce Agi, która te­raz ner­wowo krąży po kuchni, biorę Ju­lię za rękę i pa­trzę jej głę­boko w oczy. – Ju­tro masz ży­ciową szansę, a dzi­siaj chyba nie jest do­bry czas na po­dej­mo­wa­nie ży­cio­wych de­cy­zji. Jedną już zresztą pod­ję­łaś. Jedź na te za­kupy. Je­śli ju­tro stwier­dzisz, że nie chcesz iść na galę, to naj­wy­żej od­dasz su­kienkę. Ale je­śli te­raz się nie ru­szysz, a ju­tro zmie­nisz zda­nie, to nie bę­dziesz miała w czym pójść i za­prze­pa­ścisz swoją szansę.

Ju­lia tylko kiwa głową, wi­dzę, że udało mi się prze­ła­mać jej opór.

– Uszy do góry, ko­chana! – po­cie­szam ją. – Pod­ję­łaś dzi­siaj mą­drą, doj­rzałą de­cy­zję. Ten dzień ma być po­cząt­kiem wszyst­kiego, a nie koń­cem. Je­steś te­raz inną ko­bietą, niż by­łaś pięć lat temu. Bar­dziej świa­domą, bar­dziej pewną sie­bie. Tam­ten zwią­zek po­trak­tuj jak lek­cję, w końcu przez całe ży­cie się uczymy. Czas za­cząć nowy roz­dział.

– A… A je­śli nikt już ni­gdy…

– Ej, Ju­lia, jedna ży­ciowa re­wo­lu­cja dzien­nie, okej? – włą­cza się Pie­ro­żek. – Na ra­zie nie myśl o tym, co kie­dyś, nie mu­sisz dzi­siaj szu­kać so­bie księ­cia. Dziś mu­simy zna­leźć dla cie­bie su­kienkę, więc…

– …łeb pod kran i w drogę! – za­rzą­dza Agnieszka to­nem nie­zno­szą­cym sprze­ciwu.PO­DZIĘ­KO­WA­NIA

Skła­dam ser­deczne po­dzię­ko­wa­nia Ju­sty­nie Ku­kian z WAPI za to, że zo­ba­czyła po­ten­cjał w mo­jej po­wie­ści i zde­cy­do­wała się na jej wy­da­nie. Cie­szę się, że to wła­śnie Ty masz pod opieką mój książ­kowy de­biut, bo – jak do­brze wiesz – uwiel­biam z Tobą pra­co­wać.

Pani Ma­rii Za­jąc dzię­kuję za czujne oko re­dak­torki i fa­chowe uwagi do tek­stu. Pani An­nie Slo­torsz dzię­kuję za wspa­niałą okładkę. Ogromne po­dzię­ko­wa­nia kie­ruję do lek­to­rek Iwony Kar­lic­kiej, Mo­niki Pia­sec­kiej i Magdy Za­jąc, które dały moim bo­ha­ter­kom głos.

Na słowa szcze­gól­nej wdzięcz­no­ści za­słu­gują moi ro­dzice, Ja­goda i Le­szek Po­in­co­wie. To dzięki Wa­szym sta­ra­niom mo­głam roz­wi­nąć skrzy­dła i zre­ali­zo­wać swoje za­wo­dowe i li­te­rac­kie ma­rze­nia.

Dzię­kuję swo­jej sio­strze i szwa­growi, Pau­li­nie i Pio­trowi No­wic­kim. Wa­sze co­dzienne wspar­cie jest nie­oce­nione!

Za oka­zy­waną mi za­wsze życz­li­wość i ser­decz­ność oraz spo­tka­nia i roz­mowy na­peł­nia­jące mnie do­brą ener­gią dzię­kuję swoim przy­ja­cio­łom i zna­jo­mym, szcze­gól­nie Jo­an­nie Ber­na­to­wicz (rów­nież za uro­czy wschodni za­śpiew w chwi­lach wzbu­rze­nia! :)) i Asi Pieczce, które wspie­rały mnie pod­czas pi­sa­nia tej po­wie­ści, a także Agnieszce My­śliwy, która ma wy­jąt­kową zdol­ność pod­no­sze­nia mo­jej sa­mo­oceny. :)

Na ko­niec dzię­kuję swoim naj­bliż­szym – mę­żowi Mi­cha­łowi, który po­ka­zał mi, jak pięk­nym i uskrzy­dla­ją­cym uczu­ciem jest mi­łość, a także swoim ko­cha­nym có­recz­kom, Asi i Mani, za to, że każ­dego dnia przy­po­mi­nają mi o tym, co jest w ży­ciu naj­waż­niej­sze. Wszystko, co ro­bię, ro­bię dla Was.

Szcze­gólne po­dzię­ko­wa­nia na­leżą się Wam, czy­tel­nicz­kom i czy­tel­ni­kom tej książki. Cie­szę się, że ze­chcie­li­ście po­świę­cić czas bo­ha­ter­kom i bo­ha­te­rom mo­jej po­wie­ści, i mam na­dzieję, że prze­ży­li­ście dzięki niej chwile ra­do­ści i wzru­szeń. Do zo­ba­cze­nia na kar­tach ko­lej­nych mo­ich ksią­żek i na moim in­sta­gra­mo­wym kon­cie an­na­_po­in­c_chra­basz­cz_au­tor.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: