- W empik go
Zbliżenia. Julia - ebook
Zbliżenia. Julia - ebook
Nowy rok miał być dla Julii przełomowy. Właśnie zakończyła wieloletni związek i miała przed sobą zawodowe wyzwanie, które mogło zapewnić jej awans. Niestety wszystko potoczyło się nie tak, jak by chciała: odrzucając słynnego kompozytora, który pragnął, by ich relacja nie ograniczała się wyłącznie do kontaktów służbowych, naraziła się na jego gniew i zemstę. Straciła pracę, pozycję w branży i spokój. W swojej walce o godność i dobre imię mogła liczyć na przyjaciół i nowo poznanego prawnika Adama. Czy to właśnie ten mężczyzna wynagrodzi jej trudy przeszłości?
Perypetie Julii składają się na pierwszy tom serii „Zbliżenia”, opisującej losy trzech przyjaciółek. Julia, Hania i Aga zmagają się z życiem, ale zawsze mogą na siebie liczyć. Ich oddanie, humor i serdeczność pozwalają im przetrwać nawet najgorsze chwile i nie tracić nadziei, że po każdej burzy przychodzi słońce.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8076-470-4 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Hania
Jak zawsze trzydziestego pierwszego grudnia zachodzę w głowę, dlaczego ktoś dawno temu doszedł do wniosku, że ostatni dzień roku to okazja do świętowania. Hucznego w dodatku. Ten, kto wymyślił taką bzdurę, chyba musiał się w życiu mocno nudzić. Siedzę przy oknie w kuchni i absolutnie nic mi się nie chce. Jest mi dobrze w moich getrach, stanowczo za bardzo opiętych na tyłku, i rozwleczonym swetrze. Zresztą jedyny mężczyzna, na którym mi zależy, i tak uważa mnie za najpiękniejszą z kobiet.
Mężczyzna ów właśnie wycyganił ode mnie zgodę na włączenie kanału, który bez przerwy nadaje kreskówki. W końcu jest sylwester, a skoro już się utarło, że to takie święto, niech sobie młody poświętuje. Niby zarzeka się, że nie pójdzie spać do północy i w tym roku wreszcie zobaczy te „fajerdełki”, ale pewnie znowu padnie tuż po dwudziestej pierwszej i zaśnie snem tak twardym, że nawet wystrzał armatni nie postawiłby go na nogi.
Jem skrawki tortu, jednego z pierdyliona, które Aga wyprodukowała w ostatnich dniach w ramach dorabiania do nędznej pensji nauczycielki plastyki w podstawówce. Ma coraz więcej zamówień, ale też trudno się temu dziwić – tworzy prawdziwe cudeńka, w dodatku pyszne. Nie takie jak te, które mają tylko dobrze wyglądać. Oczywiście dla nas zostają okrawki pozbawione misternych zdobień, lecz ostatecznie i tak wszystko staje się jednolitą papką, kiedy tylko trafi do ust, więc to bez znaczenia.
Oho, chyba ściągnęłam Agę myślami.
– No i jak tam, Julka wróciła? – Wpada do mieszkania jak bomba, niosąc ze sobą lodowaty podmuch.
– Nie. Boże, zamknij szybko te drzwi! – wrzeszczę do niej, bo wieje po nogach i aż dreszczy dostaję z tego zimna.
– Dobra, dobra, nie wściekaj się. Nie miałam ręki, taszczę tysiąc pięćset siat. Ależ przemarzłam, wieje jak w Kieleckiem.
No tak, teraz wypadła jej kolej. Tyle razy jej mówiłam, że niepotrzebnie dźwiga. Ja tam wolę zamówić online i tylko odebrać torby od pana, który targa je za mnie. Oszczędność czasu, energii i wszystkiego. Aga i Julka oczywiście się upierają, że na Rynku Dębnickim warzywa i owoce są najlepsze na całej planecie. No i nie podoba im się, że internetowy supermarket podmienia towary na odpowiedniki innej marki, jeśli akurat czegoś wskazanego przeze mnie nie ma. A mnie to, szczerze mówiąc, zwisa i powiewa.
– A wiesz, ciociu, mój kolega, ten Karolek, co mieszka nad nami, ma w Kielcach babcię. I podobno tam naprawdę wieje bez przerwy, nawet jedno osiedle nazywa się Wichrowe Wzgórze – informuje Agę Staszek, który zawsze znikąd zjawia się tam, gdzie konwersuje co najmniej dwoje dorosłych. Podsłuchiwanie rozmów to ulubione zajęcie mojego syna.
– A ty nie miałeś czasem oglądać jakiejś bajki? Wiesz, że wolę, żebyś się nie kręcił po kuchni, kiedy akurat stoi na palniku sagan z wrzącą zupą – upominam go, bo rzeczywiście obsesyjnie się boję, żeby się nie poparzył.
Wstaję ze swojego fotela pod oknem i idę niby to zamieszać w garze, ale tak naprawdę chcę odgrodzić swoje dziecko od źródła potencjalnego niebezpieczeństwa. Robię – jak to ją nazywamy – zupę śmietnik. Dziś trochę po meksykańsku, z kukurydzą i fasolką z puszki, które, kupione w promocji, miały już bardzo krótki termin przydatności. Pływają tam jeszcze kawałki mięsa, ziemniaki i inne pokrojone w kostkę warzywa. Może mało wykwintnie jak na tę uroczystą okazję (ha, ha), ale przynajmniej mam z głowy obiad na kolejne dwa dni.
– Bajka – prycha Staszek z najwyższą pogardą. – Tutaj jest ciekawiej.
– Ciekawie to się zrobi, jak wróci Julka. Co ona tak długo? Ileż można zrywać z facetem? – niepokoi się Aga.
– Ona wcale jeszcze nie przesądziła o zerwaniu – zauważam. – Miała pogadać z Jackiem najpierw. Zresztą dzisiaj jest dzień nie najlepszy na takie posunięcia. Przynajmniej zgodnie z obiegową opinią, której, jak wiesz, nie podzielam – dodaję szybko, żeby sobie nie pomyślała znowu Bóg wie czego. – Ludzie chcą świętować, cieszyć się, a nie przeżywać życiowe dramaty.
– O, odezwała się optymistka, która aż kipi radością. Nienawidzę tego banału. „Chałupa im się spaliła, i to na same święta”, tak jakby był na to lepszy albo gorszy moment. A poza tym sylwester to właśnie znakomita pora, żeby dokonywać życiowych wyborów. Po co zaczynać kolejny rok związku, który i tak nie ma szans?
– A ja ci mówię, że ona z nim nie zerwie. Pięć lat to dzisiaj kawał czasu, szkoda by było tak po prostu to przekreślić.
– Mama ma rację. Słyszałem u Karolka, jak jego mama mówiła, że kobiety blisko trzydziestki są zdesperane i żenią się z pierwszym, co się tylko nawinie – wtrąca się Staszek.
No tak. Zapomniałam, że towarzyszy nam ekspert od wszystkiego, powołujący się w dodatku na niekwestionowany autorytet. Karolka, a dokładniej: jego mamę. To już w ogóle.
– Po pierwsze, nie „zdesperane”, tylko zdesperowane. Po drugie, kobiety się nie żenią, tylko wychodzą za mąż. Po trzecie, nie używaj słów, których znaczenia nie znasz – wygłaszam rodzicielską mowę.
– No to powiedz mi, co to znaczy.
– Jutro, dobrze? – Nie mam pojęcia, jak to, do cholery, wytłumaczyć pięciolatkowi.
Wiem, że pozbyłam się problemu tylko na chwilę. Staszek jest dzieckiem, które nigdy nie odpuszcza. Jutro na pewno mi przypomni, co mam mu wytłumaczyć, ale na szczęście na półce stoi słownik.
– Ho, ho, żeby Jacuś zechciał się żenić, to nie byłoby sprawy – kwituje Aga.
– Strasznie jesteś na niego najeżona – mówię. Nie da się tego nie zauważyć. – Właśnie po to mają się spotkać, żeby takie rzeczy omówić. Może on się nie domyśla, czego Julia oczekuje.
– No wiesz co, to temat wymaga omówienia twoim zdaniem? – oburza się Aga. – Po tylu latach facet po prostu powinien wiedzieć, jak się należy przyzwoicie zachować. Kiedyś to taki kupował pierścionek, wiecheć pod pachę brał i klękał. Sam z siebie. A dzisiaj co?
– Nie jesteś ty aby trochę staroświecka? – drwi Piotrek, który niespodziewanie zjawia się w kuchni. – Po kim jak po kim, ale po tobie nie spodziewałbym się takich słów. Cześć wszystkim – reflektuje się.
Piotrek to nasz sąsiad z naprzeciwka i przyjaciel domu, zwany Pierrotem ze względu na swoje melancholijne usposobienie, zdrobniale Pierożkiem z powodu miłości do maminych ruskich odsmażonych na patelni na chrupko, tak żeby miały złotą skorupkę.
– A dlaczego akurat po mnie nie? I znowu wszedłeś bez pukania! – Aga oskarżycielsko wytyka go palcem.
– Zawsze wchodzimy do siebie bez pukania, więc nie rób afery. A po tobie bym się nie spodziewał, bo o ile mi wiadomo, nie masz stałego faceta i z nieszczęśnikami, z którymi randkujesz, rozstajesz się bez mrugnięcia, kiedy tylko ci się znudzą. Czyli bardzo szybko.
– Bo wciąż szukam ideału, ale jakoś znaleźć nie mogę – syczy Aga. Jej czarne oczy niebezpiecznie błyszczą. Kiedy się denerwuje, daje o sobie znać jej pasujący do włoskiej urody, którą jest obdarzona, temperament. – I tak, takie mam marzenie, żeby ten właściwy ktoś kiedyś przede mną klęknął. Żebyś wiedział, Pierożku.
– Wy wszystkie macie takie marzenie – burczy Piotrek. – Julia jeszcze nie wróciła?
– No właśnie nie. – Zaczynam się poważnie martwić, przez co nerwowo skubię kciuk, i tak już poskubany prawie do kości.
– Coś długo jej nie ma. Już po dwunastej, a mieliśmy dzisiaj kupić dla niej suknię na tę jutrzejszą wielką galę.
– Jezu Chryste, to ona jeszcze nic nie kupiła? Zwariowała? Dzisiaj sklepy będą czynne najwyżej do szesnastej, a jutro wszystko pozamykane! – przerażam się szczerze, bo znam Julię nie od dziś i wiem, jaka jest na zakupach. Powiedzieć, że wybredna i niezdecydowana, to nic nie powiedzieć.
– Haniu, wyluzuj – próbuje mnie uspokoić Aga. – Ja z nią byłam w zeszłym tygodniu, Pierożek ma jej pomóc dokonać ostatecznego wyboru spośród czterech wstępnie wybranych kreacji. Umie chłopak doradzić. – Mruga do niego.
– Nie podlizuj się. – Piotrek pokazuje jej język. – Ale mówię wam, że coś długo jej nie ma. Może do niej zadzwonić? Może trzeba tam jechać i mordę Jackowi skuć?
– Co wam obojgu odbiło? – Nie kryję oburzenia. – Pewnie się pogodzili, dogadali i teraz gruchają w jakimś miłosnym gniazdku.
Piotrek pochmurnieje.
– A weź. Nie podobał mi się ten Jacek od samego początku. Marnuje tylko dziewczyna czas.
Na chwilę zalega ponure milczenie, jakby każdy z nas odtwarzał w pamięci sceny z udziałem Jacka. Teraz to już naprawdę martwię się o Julię. Zegar brzmi jakoś złowrogo, jakby nam – nomen omen – wytykał kolejne sekundy. Ze stresu zalewa mnie fala mdłości. Staszek jest pochłonięty układaniem klocków. Cisza robi się nie do wytrzymania.
Nagle – jakby na zawołanie – przerywa ją chrzęst klamki drzwi wejściowych. Nadal nikt nie ma śmiałości się odezwać. Zaraz potem Julia wchodzi do kuchni i ciężko opada na krzesło. Przyniosła ze sobą zapach krakowskiego mrozu, otacza ją jeszcze mgiełka chłodu, ma zaróżowione policzki. Patrzymy na nią pytająco. Wreszcie Piotrek robi długi wydech, jakby przetrzymywał w płucach haust powietrza, i ośmiela się odezwać:
– Julia…? Wszystko okej?
– Nic nie jest okej. – Julia wybucha płaczem.
Są takie sytuacje w życiu, kiedy porządny płacz, taki z trzewi, okazuje się dobry i oczyszczający. W ogóle – wbrew obiegowym opiniom i typowym reakcjom tysięcy matek zbuntowanych kilkulatków – płacz jest darem, a nie przekleństwem. Daje upust skumulowanym emocjom, pozwala rozładować napięcie, przynosi ulgę. Trwamy więc przy Julii dobry kwadrans i po prostu pozwalamy jej się wypłakać. Aga gładzi ją po plecach, Piotrek przykrywa jej dłoń swoją dłonią i co jakiś czas podsuwa chusteczki. Ja przynoszę świeżo zaparzoną melisę.
Po chwili wygląda na to, że najgorsza fala szlochu już odpływa. Julia ociera łzy, czyści nos i chlipiąc, obejmuje rękami ciepły kubek. Wpatruje się w lustro ziołowego naparu, co najmniej jakby usiłowała wyczytać z niego przyszłość.
– Powiesz nam, co się wydarzyło, kochana? – zagajam, zajmując wolne miejsce koło Pierożka.
– Wolałabym o tym zapomnieć. Ale muszę się wam wygadać, bo inaczej zwariuję – chrypi Julia i upija łyk melisy, po czym się krzywi.
– Pij, pij, to ci dobrze zrobi – zachęcam ją.
Julia wzdycha i przez moment zbiera myśli.
– Nie wiedziałam, że to będzie takie trudne… – stwierdza. – Wiecie, że umówiłam się z Jackiem, żeby porozmawiać o nas. Znacie mnie, nie miałam zamiaru na niego naciskać, nie oczekiwałam żadnych deklaracji, chciałam tylko, żeby mi powiedział, jak on widzi nasz związek i co możemy zrobić, żeby go naprawić. Ostatnio było chłodno i głodno. – Uśmiecha się gorzko. – Jak w jakimś starym, znudzonym małżeństwie, z tą różnicą, że my się prawie nie widywaliśmy.
– No wiesz, Julia, obserwuję waszą relację od początku i nie mogę powiedzieć, żeby zaszła jakaś kolosalna zmiana – wtrąca się Aga. – Jacek zawsze był piekielnie nudny.
– Raczej poukładany – próbuje go bronić Julia.
– Jak zwał, tak zwał, nie od dziś twierdzę, że ten twój facet to taki typowy polonista – podsumowuje Aga.
– A co ty możesz wiedzieć o typowych polonistach, co? Przecież jesteś po ASP! – Julia patrzy na przyjaciółkę z błyskiem gniewu w oku.
– A tu się zdziwisz, moja droga, bo spa… – Aga urywa pod wpływem mojego ostrzegawczego spojrzenia.
Staszek niby siedzi w kącie i bawi się klockami, ale znam swoje dziecko i jestem pewna, że jak zawsze bacznie słucha naszej rozmowy.
– …cerowałam kiedyś z jednym takim polonistą – kończy.
– No i co? – ożywia się Pierożek.
– No i taki jakiś był rozlazły. Niby wiedział, dokąd należy iść, ale… kluczył okrężną drogą, cel zaczął się rozmywać, a mnie to tak znudziło, że… usnęłam.
– Usnęłaś na spacerze? – Oczy Fistaszka robią się okrągłe z nieopisanego zdumienia. – Jak to możliwe?
– Właśnie, jak to możliwe? – dopytuje zszokowana Julia, znacząco zaglądając Adze w oczy z odległości jakichś trzech centymetrów.
– No bo on naprawdę przynudzał…
– Nie no, to jesteś usprawiedliwiona – prycham. – Wspaniale musiał się chłopak poczuć.
– Mógł się bardziej postarać.
– A może było inaczej? – zauważa Piotruś. – Może on podał ci coś na sen, a potem uskuteczniał jakieś…
– Ekhem! – Znowu muszę chrząknąć.
– …ekstremalne eskapady…
– Żeby to! Poniosło cię, Pierożku. – Aga kiwa głową z politowaniem. – Obudziłam się, a właściwie on sam mnie obudził. Nie wiem, może zaczęłam chrapać, może miałam świszczący oddech…
– A może puściłaś bąka? – podsuwa usłużnie Staszek.
– Stanisław! – huczę.
– No co?! Nawet Luna puszcza przez sen!
Usłyszawszy swoje imię, nasza czarna kotka o oczach wielkich jak dwa księżyce w pełni wchodzi do kuchni i mrucząc, ociera się o nogi Stasia.
– Dobra, bo schodzimy na jakieś niebezpieczne rewiry – ucina te dywagacje Aga. – No w każdym razie zorientował się, w czym rzecz, i powiedział tonem pełnym pretensji: „Agnieszko, ty śpisz? Ja się tak staram, żeby ci było dobrze”. Coś tam mruknęłam nieprzytomnie, a on tylko zgarnął swoje ubrania i uciekł.
– Hym, no bo w sumie co miał zrobić? Gość odwalał pewnie swój popisowy numer, a ty odstawiłaś Śpiącą Królewnę – stwierdza Julia.
– No i mógł się poczuć trochę tak, jakby cię wy… – Pierożek urywa w pół słowa i zastanawia się przez moment nad zamiennikiem, który będzie neutralny i tym samym nie wywoła u mnie palpitacji – …prowadził na manowce. Na tym spacerze.
– No dziękuję wam serdecznie! Tak się użalacie nad biednym rozlazłym polonistą, a nikt nawet nie pomyślał, jak ja się poczułam!
– Ale, ale! O czym my w ogóle gadamy? – Postanawiam uciąć temat, zanim ktoś ośmieli się jednak zapytać, jak się Aga czuła. – Przecież to Julka jest główną bohaterką w tej chwili!
Wszystkie oczy znowu kierują się na Julię. Jakoś tak to zawsze jest, że nawet kiedy to faktycznie ona powinna być w centrum zainteresowania, uwaga zebranych szybko się rozprasza, temat rozmienia się na dywagacje pączkujące i wszyscy zapominają, jaki był punkt wyjścia. Wiem, że ona dawno do tego przywykła i to dla niej naturalny stan rzeczy.
– Zupełnie straciłam wątek. – Julia bezradnie rozkłada ręce.
– Mówiłaś o tym, że ostatnio w waszym związku nie było namiętności, rzadko się widywaliście i chciałaś porozmawiać z Jackiem, jak to zmienić – podpowiadam jej spokojnie.
Ta długa dygresja Agi miała jedną zaletę: atmosfera trochę się rozładowała i Julia wyraźnie się uspokoiła.
– Dzięki, Haneczko. – Julia wysyła mi przez stół buziaka. – Jacek mnie wysłuchał i oznajmił, że on nie widzi problemu. Już się ucieszyłam, że jest gotowy na jakieś poważne zmiany, ale szybko się okazało, że on nie widzi problemu dosłownie. Jego zdaniem dobrze jest, jak jest, on by niczego nie ruszał, a już na pewno nie wyprowadzi się od mamusi, jeśli to mi chodzi po głowie, bo ONA nie jest na to gotowa.
– Kretyn! – prycha pogardliwie Pierożek.
– Zapytałam go, jak w takim razie widzi naszą przyszłość. Jak sobie wyobraża nasz związek za pięć lat, bo ja mam wrażenie, że od dawna tkwimy na jakiejś cholernej mieliźnie. Stwierdził, że nie robi aż tak DALEKOSIĘŻNYCH planów, stara się po prostu żyć chwilą i mnie poleca to samo.
– Taa, bo Jacek to jest król spontanu – drwi Aga.
Julia sprawia wrażenie, jakby nie słyszała tych złośliwości, i niezrażona ciągnie:
– Powiedziałam mu wprost, że od dawna nie jestem z nim szczęśliwa. I zapytałam, czy go to w ogóle obchodzi i czy ma pomysł, co zrobić, żeby ratować nasz związek. Spojrzał na mnie jak na kosmitkę i stwierdził, że skoro tak się UPIERAM, to on pogada z mamą i ZAPYTA, czy ewentualnie mogłabym się do nich wprowadzić. Widzicie to? Jacek, moja niedoszła przyszła teściowa, ja i jeszcze ten ich nadpobudliwy seksualnie, obśliniony buldog w mikroskopijnym M-2. W pierwszym momencie pomyślałam, że to jakiś żart, i zaczęłam się rozglądać za ukrytą kamerą.
– Rany, byłaś w ukrytej kamerze? – Staszek znowu się ożywia.
Tylko kręcę głową i kładę palec na ustach, żeby go uciszyć. Wzdycha rozdzierająco i wraca do budowania fortecy.
– To i tak dobra byłaś, bo ja bym w tym momencie wstała, dała draniowi po pysku i obróciła się na pięcie – deklaruje bojowo Aga.
– Szczerze mówiąc, miałam wielką ochotę to zrobić – przyznaje Julia.
– No i trzeba było – mruczy pod nosem Piotr.
– Na nic innego nie zasłużył – zauważam. – Rozumiem, że w tym momencie z nim zerwałaś? – dopytuję.
– W pierwszej chwili po prostu zaniemówiłam – relacjonuje Julia. – I poczułam się, jakbym to ja została właśnie spoliczkowana, ewentualnie opluta. Dopiero po dobrej chwili powiedziałam mu, że najwyraźniej nasze pomysły na wspólną przyszłość się nie pokrywają i że w związku z tym lepiej będzie, jeśli każde z nas pójdzie swoją drogą. Chyba nie zrozumiał, bo zaczął dopytywać, co ja mam przeciwko jego mamusi, i zapewniał mnie, że jeśli NIE BĘDĘ Z NIĄ DYSKUTOWAĆ, to na pewno się dogadamy. Jakbym rozmawiała z zupełnie obcym człowiekiem. On zawsze taki był, tylko ja tego nie dostrzegałam?
– Tak – potwierdzają poważnie, zgodnym dwugłosem Aga i Piotrek.
– A wy to dostrzegaliście? – raczej stwierdza, niż pyta Julia.
– Tak. – Znowu pełna zgoda Agi i Pierożka.
– To dlaczego nic mi nie powiedzieliście?!
– Próbowaliśmy delikatnie – zaczyna Pierożek – ale nie chcieliśmy wyjść na jakichś wścibskich buraków. No wiesz, miłość nie wybiera. Doszliśmy do wniosku, że skoro zdołałaś się w nim zakochać, to najwyraźniej ma jakieś ukryte zalety…
– Bardzo, bardzo głęboko ukryte – precyzuje Aga.
– …a my jako twoi przyjaciele musimy zaakceptować twój wybór – kończy swoją myśl Piotrek.
– Uuuuch! – Julia zatapia palce we włosach i zaciska je w geście rozpaczy. – A wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze?
– No? – zachęcam ją.
– Że ja nie czuje jakiejś strasznej rozpaczy, nie mam złamanego serca. Naprawdę nie planowałam tego zerwania, myślałam, że nasza rozmowa potoczy się zupełnie inaczej. A kiedy zostawiłam go zbaraniałego nad filiżanką herbaty, poczułam ulgę. Tak, ulgę, jakby wielki kamień z hukiem spadł mi z serca.
– To chyba dobrze…? – zauważam ostrożnie.
– Nie, Haniu, to bardzo źle, fatalnie wręcz! – gorączkuje się Julka. – Bo wiesz, co to oznacza? Że ja zmarnowałam pięć lat. Pięć lat byłam z nudnym maminsynkiem, jakimś dupkiem zapyziałym. Dzisiaj sobie to wszystko przemyślałam i dochodzę do wniosku, że nasze początki to czas mojego wielkiego zakompleksienia, paniki na myśl o tym, że to już trzeci rok studiów, a ja nikogo nie mam. A teraz widzę, że przede wszystkim to nie miałam pojęcia o życiu, o związkach. I że najwyraźniej pomyliłam sobie miłość z euforią, że ktoś wreszcie zwrócił na mnie uwagę. – Julia na dłuższą chwilę przerywa. Robi taką minę, jakby właśnie dotarła do niej straszna prawda, zresztą w zasadzie tak jest. – Jak ja mogłam się tak oszukiwać? Jak mogłam to sobie zrobić? Po jakimś czasie zaczęłam sobie uświadamiać, że nie tak powinna wyglądać miłość, związek. Łudziłam się, że coś z Jacka wykrzeszę, że jakoś się zmieni, że się rozkręci. Nawet teraz, nawet jeszcze dziś!, wmawiałam sobie, że matka go zdominowała, że kiedy się od niej wyprowadzi, spróbujemy życia na własną rękę, to wszystko będzie inaczej, że jeszcze mamy szansę. Kompletna ze mnie idiotka.
– Wcale nie – mówię łagodnie. – Po prostu tak jak każdy potrzebujesz miłości, bliskości, czegoś stałego.
– To raczej nie idiotka, tylko cholerna desperatka – poprawia się Julia mrocznie.
– Jesteś dla siebie stanowczo zbyt surowa – przekonuję ją. – Ważne, że wreszcie wszystko przemyślałaś i zaczynasz to sobie układać.
– Nowy rok na pewno będzie dla ciebie początkiem czegoś dobrego – pociesza ją Piotrek. – Zwłaszcza że zaczyna się naprawdę z przytupem – zauważa.
– Jak to z przytupem? – pyta nieprzytomnie Julia, pociągając nosem.
– No wielka gala przed tobą, zapomniałaś? – Aga siostrzanym gestem mierzwi Julii włosy. – Teraz tylko umyj buzię zimną wodą i zbieraj się szybko, bo czas już wielki. Dzisiaj galerie są krócej czynne.
– Nigdzie nie idę – oznajmia Julia.
– Julia, musisz sobie kupić porządną sukienkę. To ważna okazja, nie możesz pójść w białej bluzeczce i czarnej spódniczce! – perswaduję.
– Nie, ja nie idę jutro na żadną galę.
– Jak to: nie idziesz?! – obruszam się. – Ty nie masz wyboru, musisz się tam pojawić. To będzie wielka promocja płyty znanego kompozytora, a przecież TY jesteś jego menedżerką i odpowiadasz za całą kampanię.
– Nie ma mowy – marudzi Julia. – Jestem w totalnej rozsypce.
– Ale sama przed chwilą mówiłaś, że nie żal ci rozstania z Jackiem – wypomina Pierożek.
– Jestem w rozsypce życiowej. Moje życie jest bez sensu, podejmuję same głupie decyzje, nie wiem, czego chcę. W ogóle nic nie wiem.
– To może czas to zmienić? – pyta łagodnie Piotrek. – I ta jutrzejsza gala może być, ba, na pewno będzie, początkiem twojej nowej drogi! Wejdziesz w wielki świat, poznasz wpływowych ludzi, będziesz miała szansę zabłysnąć.
– Nie wiem czym. Chyba tym świecącym czerwonym nosem. – Julia znowu chlipie.
– Julia, jazda, nie mazgaj się! – komenderuje lekko już zniecierpliwiona Aga. – Łeb pod kran, nos wysmarkaj i leć. Nic tak nie poprawia humoru jak stary, dobry shopping.
– Nie mam ochoty.
– Julia. – Zajmuję miejsce Agi, która teraz nerwowo krąży po kuchni, biorę Julię za rękę i patrzę jej głęboko w oczy. – Jutro masz życiową szansę, a dzisiaj chyba nie jest dobry czas na podejmowanie życiowych decyzji. Jedną już zresztą podjęłaś. Jedź na te zakupy. Jeśli jutro stwierdzisz, że nie chcesz iść na galę, to najwyżej oddasz sukienkę. Ale jeśli teraz się nie ruszysz, a jutro zmienisz zdanie, to nie będziesz miała w czym pójść i zaprzepaścisz swoją szansę.
Julia tylko kiwa głową, widzę, że udało mi się przełamać jej opór.
– Uszy do góry, kochana! – pocieszam ją. – Podjęłaś dzisiaj mądrą, dojrzałą decyzję. Ten dzień ma być początkiem wszystkiego, a nie końcem. Jesteś teraz inną kobietą, niż byłaś pięć lat temu. Bardziej świadomą, bardziej pewną siebie. Tamten związek potraktuj jak lekcję, w końcu przez całe życie się uczymy. Czas zacząć nowy rozdział.
– A… A jeśli nikt już nigdy…
– Ej, Julia, jedna życiowa rewolucja dziennie, okej? – włącza się Pierożek. – Na razie nie myśl o tym, co kiedyś, nie musisz dzisiaj szukać sobie księcia. Dziś musimy znaleźć dla ciebie sukienkę, więc…
– …łeb pod kran i w drogę! – zarządza Agnieszka tonem nieznoszącym sprzeciwu.PODZIĘKOWANIA
Składam serdeczne podziękowania Justynie Kukian z WAPI za to, że zobaczyła potencjał w mojej powieści i zdecydowała się na jej wydanie. Cieszę się, że to właśnie Ty masz pod opieką mój książkowy debiut, bo – jak dobrze wiesz – uwielbiam z Tobą pracować.
Pani Marii Zając dziękuję za czujne oko redaktorki i fachowe uwagi do tekstu. Pani Annie Slotorsz dziękuję za wspaniałą okładkę. Ogromne podziękowania kieruję do lektorek Iwony Karlickiej, Moniki Piaseckiej i Magdy Zając, które dały moim bohaterkom głos.
Na słowa szczególnej wdzięczności zasługują moi rodzice, Jagoda i Leszek Poincowie. To dzięki Waszym staraniom mogłam rozwinąć skrzydła i zrealizować swoje zawodowe i literackie marzenia.
Dziękuję swojej siostrze i szwagrowi, Paulinie i Piotrowi Nowickim. Wasze codzienne wsparcie jest nieocenione!
Za okazywaną mi zawsze życzliwość i serdeczność oraz spotkania i rozmowy napełniające mnie dobrą energią dziękuję swoim przyjaciołom i znajomym, szczególnie Joannie Bernatowicz (również za uroczy wschodni zaśpiew w chwilach wzburzenia! :)) i Asi Pieczce, które wspierały mnie podczas pisania tej powieści, a także Agnieszce Myśliwy, która ma wyjątkową zdolność podnoszenia mojej samooceny. :)
Na koniec dziękuję swoim najbliższym – mężowi Michałowi, który pokazał mi, jak pięknym i uskrzydlającym uczuciem jest miłość, a także swoim kochanym córeczkom, Asi i Mani, za to, że każdego dnia przypominają mi o tym, co jest w życiu najważniejsze. Wszystko, co robię, robię dla Was.
Szczególne podziękowania należą się Wam, czytelniczkom i czytelnikom tej książki. Cieszę się, że zechcieliście poświęcić czas bohaterkom i bohaterom mojej powieści, i mam nadzieję, że przeżyliście dzięki niej chwile radości i wzruszeń. Do zobaczenia na kartach kolejnych moich książek i na moim instagramowym koncie anna_poinc_chrabaszcz_autor.