- W empik go
Zbójcy - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Zbójcy - ebook
Zbójcy to jeden z najwcześniejszych utworów Schillera, po raz pierwszy opublikowany i wystawiony w Mannheim w 1781 roku. Opisuje zjawisko popularnych w Niemczech „rozbójników społecznych”, broniących uciśnionego ludu przed tyranią niemieckich książąt. Na okładce wykorzystano obraz „Der Chasseur im Walde” pędzla Caspara Davida Friedricha.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65236-93-7 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scena pierwsza
Frankonia.
Sala w zamku Moor.
Franz. Stary Moor.
Franz.
Czujecie się dobrze, ojcze? Jesteście tacy bladzi.
Stary Moor.
Całkiem dobrze, synu — co chciałeś mi powiedzieć?
Franz.
Poczta nadeszła — list od naszego przyjaciela z Lipska —
Stary Moor (chciwie).
Wieści o moim synu, Karlu?
Franz.
Hm! Hm! — Tak jest. Ale obawiam się — nie wiem — czy mogę — a wasze zdrowie? — Naprawdę dobrze się czujecie, ojcze?
Stary Moor.
Jak ryba w wodzie! On pisze o moim synu? — Dlaczego się niepokoisz? Pytałeś już dwukrotnie.
Franz.
Jeśli jesteście chorzy — jeśli jest najmniejsze zagrożenie, że będziecie — porozmawiamy w innym momencie.
(do siebie)
Te wieści nie są dla słabych.
Stary Moor.
Boże! Boże! Co usłyszę?
Franz.
Pozwólcie mi wpierw odejść na bok, zapłakać ze współczucia nad swoim straconym bratem — wiecznie milczeć powinienem — bo to wasz syn; jego hańbę na wieki powinienem ukryć — bo to mój brat. — Ale być wam posłusznym jest moim pierwszym obowiązkiem — więc wybaczcie mi.
Stary Moor.
O Karl! Karl! Gdybyś wiedział, jak ranisz serce ojca! Jedna dobra wiadomość od ciebie oddałaby mi dziesięć lat — odmłodziłaby mnie — a teraz każda, ach! — zbliża mnie do grobu!
Franz.
Gdyby tak, stary człowieku, naprawdę było — wszyscy dziś rwalibyśmy włosy nad waszą trumną.
Stary Moor.
Zostań ze mną! — Masz jeszcze jedną rzecz do zrobienia — przeczytaj mi to!
(siada)
Grzechy ojców będą widoczne w trzecim i czwartym pokoleniu — niech to się skończy.
Franz (wyciąga list z kieszeni).
Znacie naszego przyjaciela! Spójrzcie! Palca prawej dłoni oddałbym, gdybym tylko mógł go nazwać kłamcą, czarnym, trującym kłamcą — weźcie się w garść! Wybaczcie mi, że nie pozwolę wam przeczytać listu samemu — ale nie możecie usłyszeć wszystkiego.
Stary Moor.
Powiedz wszystko — synu, oszczędź mi bólu.
Franz (czyta).
„Lipsk, 1 maja. — Nie pozwolę sobie, drogi przyjacielu, na tę niewybaczalną niewierność, by zataić przez tobą cokolwiek, czego dowiedziałem się o losach twego brata — a jednak moje niewinne pióro stanie się tyranem. Z setek twoich listów wnioskuję, że takie wiadomości ranią twoje braterskie serce; wydaje mi się, że nad tym nicponiem, nad tym łotrem” —
(Stary Moor zakrywa twarz)
Ojcze, spójrzcie! Czytam tylko to, co muszę —
„nad tym łotrem wylałeś już łez tysiące;”
— och, wylałem — płyną strumieniami z moich oczu —
„wydaje mi się, jakbym widział twego starego, pobożnego ojca, bladego jak trup”
— Jezus Maria! I to zanim usłyszeliście cokolwiek?
Stary Moor.
Dalej! Dalej!
Franz.
— „bladego jak trup na jego krześle, przeklinającego dzień, w którym jego syn zwrócił się przeciwko niemu. Nie powiedziano mi o wszystkim, a z tego, co wiem, ty też dowiesz się niewiele. Twój brat przekroczył już, zdaje się, miarę swojej hańby; przynajmniej ja nie znam nic gorszego niż, to on już osiągnął, chyba że jego wyobraźnia przekracza w tym względzie moją. Wczoraj o północy podjął wielką decyzję, z powodu swoich długów, czterdziestu tysięcy dukatów”
— piękne kieszonkowe, ojcze —
„po tym, jak uwiódł córkę bogatego bankiera i śmiertelnie ranił w pojedynku jej narzeczonego, szlacheckiego syna — po czym uciekł z siedmioma kompanami, których wciągnął w swoje pieskie życie, uciekli ręce sprawiedliwości.” —
Ojcze! Na miłość boską! Ojcze, jak się czujecie?
Stary Moor.
Wystarczy. Zostaw to, synu!
Franz.
Chronię was —
„Posłano za nim list gończy, ofiary żądają zadośćuczynienia, cena za jego głowę jest wysoka, a nazwisko Moor” —
Nie! Niech moje usta przestaną ranić ojca!
(drze list)
Nie wierzcie w to, ojcze! Nie wierzcie w żadne słowo!
Stary Moor (płacze gorzko).
Moje nazwisko! Moje godne nazwisko!
Franz (obejmując go).
Przeklęty, po trzykroć przeklęty Karl! Nie podejrzewaliście go nigdy? Przecież on jeszcze chłopcem będąc tak uwielbiany był przez dziewczęta, bawił się wciąż z ulicznikami i motłochem na łąkach i na uliczkach, na widok kościoła uciekał jak złoczyńca z więzienia, kradł wam nędzne grosze, które dawał żebrakom, a myśmy się w domu pobożnie modlili i czytali kazania? — Nie podejrzewaliście go nigdy? Skoro on chętniej czytał o przygodach Juliusza Cezara, Aleksandra Wielkiego i innych pogan, niż historie o skruszonym Tobiaszu? — Setki razy wam mówiłem, chociaż dziecięce obowiązki kazały mi go kochać — ten chłopiec wpędzi nas wszystkich w biedę i hańbę! — Och, żeby on tylko nie nazywał się Moor! Żeby moje serce dla niego tak nie biło! Ta bezbożna miłość, której nie mogę zniszczyć — ona mnie jeszcze oskarży przed boskim trybunałem.
Stary Moor.
Ach, perspektywy! Moje złote sny!
Franz.
Wiem o tym. O tym właśnie mówiłem. Ten duch ognisty, co w tym chłopcu płonął — mówiliście, że on przez to wrażliwy na piękno, — ta jego otwartość, dusza, którą w oczach było widać, — ta delikatność, która wzbudzała w nim współczucie, — ta męska odwaga, która pchała go na szczyty stuletnich dębów, przez rowy, palisady, przez rwące rzeki, — ta dziecinna ambicja, ten niepokonany upór, te wszystkie cnoty, które dojrzewały w synalku, które zrobiły z niego przyjaciela, obywatela, bohatera, wielkiego człowieka. — Spójrzcie teraz, ojcze! — Ognisty duch rozwinął się, przyniósł chwalebne owoce. Otwartość zmieniła się pięknie w chamstwo! Delikatność, tak czuła dla kokietek, tak wrażliwa dla dziwek! Ten ognisty duch, co w sześć lat wypalił paliwo jego życia tak bardzo, że aż musi ominąć swoje życie, nagle przychodzą niegrzeczni ludzie.
C’est l’amour qui a fait ça!
Ach! Widzicie tę przedsiębiorczą głowę, jak planuje, jak działa — by zaćmić czyny innych zbójów! — I, kiedy te wspaniałe bakterie dorosną, dojrzeją — czego będzie można oczekiwać od takiej osoby? — Być może, ojcze, doświadczycie jeszcze tej radości ujrzenia go na przedzie armii, która obozuje w świętej ciszy lasów i pomaga zmęczonym podróżnym pozbyć się ich ciężarów — może jeszcze, zanim spoczniecie w grobie, odbędziecie pielgrzymkę to jego pomnika, który wybuduje między niebem a ziemią — być może, ojcze, ojcze, ojcze — trzeba będzie wam obrać inne imię, by ulicznicy, co waszego syna na lipskim rynku widzieli, nie wytykali was palcami.
Stary Moor.
Franz, ty też? O, moje dzieci! Jak one ranią moje serce!
Franz.
Widzicie? Ja również potrafię być zabawny, lecz żart mój jest jak żądło skorpiona. — Ten nudny człowiek, ten zimny Franz, jakkolwiek jeszcze mnie nazywacie, taki różny od kochanego Karla, który siadał na waszych kolanach — który teraz umrze na pustkowiu, zapomniany, kiedy jego chwała przeminie — Ha! dziękuję niebiosom! Zimny, suchy, nudny Franz — on nie jest taki, jak Karl!
Stary Moor.
Wybacz mi, dziecko; nie bądź zły na ojca, oszukanego w swoich planach. Bóg, który zsyła mi łzy przez losy Karla, niech za twoją przyczyną osuszy z nich moje oczy.
Franz.
Tak, ojcze, on powinien osuszyć wasze oczy. Wasz Franz poświęci życie, by wasze trwało dłużej. Wasze życie jest wyrocznią, którą o wszystko spytam; lustrem, w którym wszystko widzę — żaden obowiązek nie będzie mi tak święty, jak wasze drogocenne życie. — Wierzycie mi?
Stary Moor.
Masz wielkie obowiązki, mój synu — niech cię Bóg błogosławi za to, kim dla mnie byłeś i będziesz!
Franz.
A teraz powiedzcie mi jeszcze — bylibyście szczęśliwi, gdyby Karl nie był waszym synem?
Stary Moor.
Cisza! Cisza! Gdy przyniosła go położna spytałem niebiosa: czy nie jestem szczęśliwym człowiekiem?
Franz.
Toście mówili. Cóż, wiecie już? Zazdrościcie najmarniejszym ze swoich chłopów — bo nie są jego ojcami — bo żyjecie w trosce, póki on jest waszym synem. I ten smutek razem z Karlem będzie wiecznie rósł. Ten smutek was do grobu wpędzi.
Stary Moor.
Och! Zmienił mnie w osiemdziesięcioletniego starca.
Franz.
Zatem — wyrzekniecie się syna?
Stary Moor (wstrząśnięty).
Franz! Franz! Co mówisz?
Franz.
Czy to nie miłość was zasmuca? Bez tej miłości już go nie będzie. Bez tej karygodnej, przeklętej miłości będzie dla was martwy — nie urodzi się dla was. To nie krew i ciało, to serce czyni nas ojcami i synami. Gdy go kochać przestaniecie to i ten zdrajca nie będzie już waszym synem, jakbyście wycięli go ze swojego ciała. był dotąd jak wasze oko; lecz jeśli oko twoje skłania cię do grzechu, wyłup je, mówi Pismo. Lepiej z jednym okiem oglądać niebiosa, niż obojgiem oczu piekło. Lepiej do nieba trafić bezdzietnym, niż jako ojciec i syn do piekła. Tako rzekł Bóg.
Stary Moor.
Chcesz, żebym przeklął swego syna?
Franz.
Nie! Nie! — Nie powinniście przeklinać syna. Czy to wasz syn? — Któremu daliście życie, a który usiłuje wasze skrócić?
Stary Moor.
Och, to prawda! To jak wyrok na mnie. Orzekł go Bóg.
Franz.
Zobaczcie, jak on was wykorzystuje. Przez rodzicielskie przywiązanie on was dusi, przez miłość morduje, serce wasze przekupił, by z wami skończyć. A gdy was zabraknie, to on zostanie panem waszych włości, królem swego plemienia. Bo pękną zapory; jego pożądliwość rozleje się pełną mocą. Postawcie się na jego miejscu! Jak często życzy śmierci swemu ojcu — swemu bratu — którzy tak nieubłaganie stoją mu na drodze? Czy to miłość przeciwko miłości? Czy to dziecięca wdzięczność przeciwko ojcowskiej dobroci, jeśli dla spódniczki poświęca dziesięć lat waszego życia? Jeśli naraża chwałę swoich przodków, nieskalaną od siedmiuset lat, tylko dla krótkich zmysłowych chwil? Czy to wasz syn? Odpowiedzcie! Czy to wasz syn?
Stary Moor.
Niewdzięczne dziecko! Ach ale moje dziecko! moje dziecko!
Franz.
Wspaniałe, cudowne dziecko, którego wiecznym marzeniem jest jedno — nie posiadać ojca — och, żebyście to wreszcie zrozumieli! Żeby wasze oczy przejrzały! Ale wasza łaskawość utwierdza go go w jego postanowieniach, wasza pomoc wciąż go wspiera. To wy bierzecie na siebie jego winy; to na was, ojcze, spadnie klątwa i potępienie.
Stary Moor.
Sprawiedliwie! Bardzo sprawiedliwie! — Moja wina, moja wina!
Franz.
Ile tysięcy ludzi, pijanych swoim pożądaniem, zostało zbawionych — poprzez cierpienie! A czyż ból towarzyszący każdemu nadmiarowi nie jest boską wolą? Czy wolno człowiekowi go unikać, tylko poprzez czyjąś uprzejmość? Wolno ojcom na wieki pogrzebać dusze synów? — Ojcze — czy jeśli na jakiś czas nie zostawicie go samego w jego nieszczęściu — czyż nie będzie musiał się nawrócić? A jeśli pozostanie łotrem? Biada ojcu, który swoim dobrem pozbawi go tej mądrości! — I jak, ojcze?
Stary Moor.
Napiszę do niego, że stracił mą łaskę.
Franz.
To będzie czyn słuszny i mądry.
Stary Moor.
Niech nie pokazuje się nigdy przede mną.
Franz.
To będzie dla was zbawienne.
Stary Moor (czule).
Darmowy fragment
Frankonia.
Sala w zamku Moor.
Franz. Stary Moor.
Franz.
Czujecie się dobrze, ojcze? Jesteście tacy bladzi.
Stary Moor.
Całkiem dobrze, synu — co chciałeś mi powiedzieć?
Franz.
Poczta nadeszła — list od naszego przyjaciela z Lipska —
Stary Moor (chciwie).
Wieści o moim synu, Karlu?
Franz.
Hm! Hm! — Tak jest. Ale obawiam się — nie wiem — czy mogę — a wasze zdrowie? — Naprawdę dobrze się czujecie, ojcze?
Stary Moor.
Jak ryba w wodzie! On pisze o moim synu? — Dlaczego się niepokoisz? Pytałeś już dwukrotnie.
Franz.
Jeśli jesteście chorzy — jeśli jest najmniejsze zagrożenie, że będziecie — porozmawiamy w innym momencie.
(do siebie)
Te wieści nie są dla słabych.
Stary Moor.
Boże! Boże! Co usłyszę?
Franz.
Pozwólcie mi wpierw odejść na bok, zapłakać ze współczucia nad swoim straconym bratem — wiecznie milczeć powinienem — bo to wasz syn; jego hańbę na wieki powinienem ukryć — bo to mój brat. — Ale być wam posłusznym jest moim pierwszym obowiązkiem — więc wybaczcie mi.
Stary Moor.
O Karl! Karl! Gdybyś wiedział, jak ranisz serce ojca! Jedna dobra wiadomość od ciebie oddałaby mi dziesięć lat — odmłodziłaby mnie — a teraz każda, ach! — zbliża mnie do grobu!
Franz.
Gdyby tak, stary człowieku, naprawdę było — wszyscy dziś rwalibyśmy włosy nad waszą trumną.
Stary Moor.
Zostań ze mną! — Masz jeszcze jedną rzecz do zrobienia — przeczytaj mi to!
(siada)
Grzechy ojców będą widoczne w trzecim i czwartym pokoleniu — niech to się skończy.
Franz (wyciąga list z kieszeni).
Znacie naszego przyjaciela! Spójrzcie! Palca prawej dłoni oddałbym, gdybym tylko mógł go nazwać kłamcą, czarnym, trującym kłamcą — weźcie się w garść! Wybaczcie mi, że nie pozwolę wam przeczytać listu samemu — ale nie możecie usłyszeć wszystkiego.
Stary Moor.
Powiedz wszystko — synu, oszczędź mi bólu.
Franz (czyta).
„Lipsk, 1 maja. — Nie pozwolę sobie, drogi przyjacielu, na tę niewybaczalną niewierność, by zataić przez tobą cokolwiek, czego dowiedziałem się o losach twego brata — a jednak moje niewinne pióro stanie się tyranem. Z setek twoich listów wnioskuję, że takie wiadomości ranią twoje braterskie serce; wydaje mi się, że nad tym nicponiem, nad tym łotrem” —
(Stary Moor zakrywa twarz)
Ojcze, spójrzcie! Czytam tylko to, co muszę —
„nad tym łotrem wylałeś już łez tysiące;”
— och, wylałem — płyną strumieniami z moich oczu —
„wydaje mi się, jakbym widział twego starego, pobożnego ojca, bladego jak trup”
— Jezus Maria! I to zanim usłyszeliście cokolwiek?
Stary Moor.
Dalej! Dalej!
Franz.
— „bladego jak trup na jego krześle, przeklinającego dzień, w którym jego syn zwrócił się przeciwko niemu. Nie powiedziano mi o wszystkim, a z tego, co wiem, ty też dowiesz się niewiele. Twój brat przekroczył już, zdaje się, miarę swojej hańby; przynajmniej ja nie znam nic gorszego niż, to on już osiągnął, chyba że jego wyobraźnia przekracza w tym względzie moją. Wczoraj o północy podjął wielką decyzję, z powodu swoich długów, czterdziestu tysięcy dukatów”
— piękne kieszonkowe, ojcze —
„po tym, jak uwiódł córkę bogatego bankiera i śmiertelnie ranił w pojedynku jej narzeczonego, szlacheckiego syna — po czym uciekł z siedmioma kompanami, których wciągnął w swoje pieskie życie, uciekli ręce sprawiedliwości.” —
Ojcze! Na miłość boską! Ojcze, jak się czujecie?
Stary Moor.
Wystarczy. Zostaw to, synu!
Franz.
Chronię was —
„Posłano za nim list gończy, ofiary żądają zadośćuczynienia, cena za jego głowę jest wysoka, a nazwisko Moor” —
Nie! Niech moje usta przestaną ranić ojca!
(drze list)
Nie wierzcie w to, ojcze! Nie wierzcie w żadne słowo!
Stary Moor (płacze gorzko).
Moje nazwisko! Moje godne nazwisko!
Franz (obejmując go).
Przeklęty, po trzykroć przeklęty Karl! Nie podejrzewaliście go nigdy? Przecież on jeszcze chłopcem będąc tak uwielbiany był przez dziewczęta, bawił się wciąż z ulicznikami i motłochem na łąkach i na uliczkach, na widok kościoła uciekał jak złoczyńca z więzienia, kradł wam nędzne grosze, które dawał żebrakom, a myśmy się w domu pobożnie modlili i czytali kazania? — Nie podejrzewaliście go nigdy? Skoro on chętniej czytał o przygodach Juliusza Cezara, Aleksandra Wielkiego i innych pogan, niż historie o skruszonym Tobiaszu? — Setki razy wam mówiłem, chociaż dziecięce obowiązki kazały mi go kochać — ten chłopiec wpędzi nas wszystkich w biedę i hańbę! — Och, żeby on tylko nie nazywał się Moor! Żeby moje serce dla niego tak nie biło! Ta bezbożna miłość, której nie mogę zniszczyć — ona mnie jeszcze oskarży przed boskim trybunałem.
Stary Moor.
Ach, perspektywy! Moje złote sny!
Franz.
Wiem o tym. O tym właśnie mówiłem. Ten duch ognisty, co w tym chłopcu płonął — mówiliście, że on przez to wrażliwy na piękno, — ta jego otwartość, dusza, którą w oczach było widać, — ta delikatność, która wzbudzała w nim współczucie, — ta męska odwaga, która pchała go na szczyty stuletnich dębów, przez rowy, palisady, przez rwące rzeki, — ta dziecinna ambicja, ten niepokonany upór, te wszystkie cnoty, które dojrzewały w synalku, które zrobiły z niego przyjaciela, obywatela, bohatera, wielkiego człowieka. — Spójrzcie teraz, ojcze! — Ognisty duch rozwinął się, przyniósł chwalebne owoce. Otwartość zmieniła się pięknie w chamstwo! Delikatność, tak czuła dla kokietek, tak wrażliwa dla dziwek! Ten ognisty duch, co w sześć lat wypalił paliwo jego życia tak bardzo, że aż musi ominąć swoje życie, nagle przychodzą niegrzeczni ludzie.
C’est l’amour qui a fait ça!
Ach! Widzicie tę przedsiębiorczą głowę, jak planuje, jak działa — by zaćmić czyny innych zbójów! — I, kiedy te wspaniałe bakterie dorosną, dojrzeją — czego będzie można oczekiwać od takiej osoby? — Być może, ojcze, doświadczycie jeszcze tej radości ujrzenia go na przedzie armii, która obozuje w świętej ciszy lasów i pomaga zmęczonym podróżnym pozbyć się ich ciężarów — może jeszcze, zanim spoczniecie w grobie, odbędziecie pielgrzymkę to jego pomnika, który wybuduje między niebem a ziemią — być może, ojcze, ojcze, ojcze — trzeba będzie wam obrać inne imię, by ulicznicy, co waszego syna na lipskim rynku widzieli, nie wytykali was palcami.
Stary Moor.
Franz, ty też? O, moje dzieci! Jak one ranią moje serce!
Franz.
Widzicie? Ja również potrafię być zabawny, lecz żart mój jest jak żądło skorpiona. — Ten nudny człowiek, ten zimny Franz, jakkolwiek jeszcze mnie nazywacie, taki różny od kochanego Karla, który siadał na waszych kolanach — który teraz umrze na pustkowiu, zapomniany, kiedy jego chwała przeminie — Ha! dziękuję niebiosom! Zimny, suchy, nudny Franz — on nie jest taki, jak Karl!
Stary Moor.
Wybacz mi, dziecko; nie bądź zły na ojca, oszukanego w swoich planach. Bóg, który zsyła mi łzy przez losy Karla, niech za twoją przyczyną osuszy z nich moje oczy.
Franz.
Tak, ojcze, on powinien osuszyć wasze oczy. Wasz Franz poświęci życie, by wasze trwało dłużej. Wasze życie jest wyrocznią, którą o wszystko spytam; lustrem, w którym wszystko widzę — żaden obowiązek nie będzie mi tak święty, jak wasze drogocenne życie. — Wierzycie mi?
Stary Moor.
Masz wielkie obowiązki, mój synu — niech cię Bóg błogosławi za to, kim dla mnie byłeś i będziesz!
Franz.
A teraz powiedzcie mi jeszcze — bylibyście szczęśliwi, gdyby Karl nie był waszym synem?
Stary Moor.
Cisza! Cisza! Gdy przyniosła go położna spytałem niebiosa: czy nie jestem szczęśliwym człowiekiem?
Franz.
Toście mówili. Cóż, wiecie już? Zazdrościcie najmarniejszym ze swoich chłopów — bo nie są jego ojcami — bo żyjecie w trosce, póki on jest waszym synem. I ten smutek razem z Karlem będzie wiecznie rósł. Ten smutek was do grobu wpędzi.
Stary Moor.
Och! Zmienił mnie w osiemdziesięcioletniego starca.
Franz.
Zatem — wyrzekniecie się syna?
Stary Moor (wstrząśnięty).
Franz! Franz! Co mówisz?
Franz.
Czy to nie miłość was zasmuca? Bez tej miłości już go nie będzie. Bez tej karygodnej, przeklętej miłości będzie dla was martwy — nie urodzi się dla was. To nie krew i ciało, to serce czyni nas ojcami i synami. Gdy go kochać przestaniecie to i ten zdrajca nie będzie już waszym synem, jakbyście wycięli go ze swojego ciała. był dotąd jak wasze oko; lecz jeśli oko twoje skłania cię do grzechu, wyłup je, mówi Pismo. Lepiej z jednym okiem oglądać niebiosa, niż obojgiem oczu piekło. Lepiej do nieba trafić bezdzietnym, niż jako ojciec i syn do piekła. Tako rzekł Bóg.
Stary Moor.
Chcesz, żebym przeklął swego syna?
Franz.
Nie! Nie! — Nie powinniście przeklinać syna. Czy to wasz syn? — Któremu daliście życie, a który usiłuje wasze skrócić?
Stary Moor.
Och, to prawda! To jak wyrok na mnie. Orzekł go Bóg.
Franz.
Zobaczcie, jak on was wykorzystuje. Przez rodzicielskie przywiązanie on was dusi, przez miłość morduje, serce wasze przekupił, by z wami skończyć. A gdy was zabraknie, to on zostanie panem waszych włości, królem swego plemienia. Bo pękną zapory; jego pożądliwość rozleje się pełną mocą. Postawcie się na jego miejscu! Jak często życzy śmierci swemu ojcu — swemu bratu — którzy tak nieubłaganie stoją mu na drodze? Czy to miłość przeciwko miłości? Czy to dziecięca wdzięczność przeciwko ojcowskiej dobroci, jeśli dla spódniczki poświęca dziesięć lat waszego życia? Jeśli naraża chwałę swoich przodków, nieskalaną od siedmiuset lat, tylko dla krótkich zmysłowych chwil? Czy to wasz syn? Odpowiedzcie! Czy to wasz syn?
Stary Moor.
Niewdzięczne dziecko! Ach ale moje dziecko! moje dziecko!
Franz.
Wspaniałe, cudowne dziecko, którego wiecznym marzeniem jest jedno — nie posiadać ojca — och, żebyście to wreszcie zrozumieli! Żeby wasze oczy przejrzały! Ale wasza łaskawość utwierdza go go w jego postanowieniach, wasza pomoc wciąż go wspiera. To wy bierzecie na siebie jego winy; to na was, ojcze, spadnie klątwa i potępienie.
Stary Moor.
Sprawiedliwie! Bardzo sprawiedliwie! — Moja wina, moja wina!
Franz.
Ile tysięcy ludzi, pijanych swoim pożądaniem, zostało zbawionych — poprzez cierpienie! A czyż ból towarzyszący każdemu nadmiarowi nie jest boską wolą? Czy wolno człowiekowi go unikać, tylko poprzez czyjąś uprzejmość? Wolno ojcom na wieki pogrzebać dusze synów? — Ojcze — czy jeśli na jakiś czas nie zostawicie go samego w jego nieszczęściu — czyż nie będzie musiał się nawrócić? A jeśli pozostanie łotrem? Biada ojcu, który swoim dobrem pozbawi go tej mądrości! — I jak, ojcze?
Stary Moor.
Napiszę do niego, że stracił mą łaskę.
Franz.
To będzie czyn słuszny i mądry.
Stary Moor.
Niech nie pokazuje się nigdy przede mną.
Franz.
To będzie dla was zbawienne.
Stary Moor (czule).
Darmowy fragment
więcej..