- W empik go
Zbrodnia na miarę Nagrody Nobla - ebook
Zbrodnia na miarę Nagrody Nobla - ebook
Wielki uczony amerykański, laureat Nagrody Nobla, specjalista od eksperymentów genetycznych - zaprasza do swej luksusowej posiadłości grupę niezwykłych młodych ludzi. Mają oni "coś wspólnego" między innymi z Napoleonem Bonaparte, Leninem, Adolfem Hitlerem, Stalinem i Albertem Einsteinem.
Wszyscy bawią się dobrze. Nagle... Morderstwo! Czy niektóre odkrycia naukowe mogą być tak niebezpieczne?
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-788-9 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Lennie! Jest list do ciebie! – powiedziała Nadia wchodząc do sypialni.
Lennie jeszcze wylegiwał się w łóżku. Trzydziestolatek z pokolenia yuppies nie był bynajmniej typowym dla swej generacji pracoholikiem. Cieszył się z wolnego dnia, który miał spędzić razem z małżonką na małym żaglowcu w pobliskiej zatoce. Z magnetofonu dobiegały dźwięki „Appasionaty” Beethovena w nagraniu Glenna Goulda.
– Kim jest profesor Saul Goldberg? – spytała Nadia. – To właśnie od niego jest ta duża koperta w dzisiejszej poczcie.
– Nie znam. Nie mam pojęcia. Otwórz kopertę i przeczytaj, o co mu chodzi.
Nadia wzięła nożyczki z biurka, otworzyła przesyłkę.
„Szanowny Panie Leonardzie! – zaczęła czytać. – Jeżeli chce się Pan dowiedzieć czegoś więcej o swoim pochodzeniu, o swojej rodzinie, proszę przyjechać w niedzielę do „willi różanej” przy alei Księżycowej w Los Angeles – tuż obok posiadłości słynnej aktorki Stelli Scott. Pragnę poinformować, że odziedziczy Pan w spadku sporą sumę pieniędzy, która zapewni panu dostatnią i spokojną przyszłość. Dlatego proszę mi poświęcić czas w najbliższą niedzielę, od godziny 10.00 rano do około 16.00 po południu. Czekam z niecierpliwością.
Z poważaniem –
Saul Goldberg, profesor biologii człowieka, Uniwersytet Stanforda, Kalifornia”.
– Dziwaczny list! – krzyknął zdumiony Lennie. Nie znam człowieka, nigdy o nim nie słyszałem. Faktem jest, że biologia mnie nigdy nie interesowała.
– To zdaje się jakiś noblista... Jego nazwisko gdzieś mi się obiło o uszy – zastanawiała się Nadia. – Może rzeczywiście dowiesz się czegoś ciekawego o swojej rodzinie. Byłeś anonimową osobą z sierocińca.
– A może to jakiś podstęp? – spytał podejrzliwie Lennie. – Wiesz, że jestem mistrzem wśród komputerowych hakerów, robiłem czasem to i owo, nieraz jakieś kawały, nieraz jakieś wirusy...
– Nikt nie jest w stanie cię nakryć! – powiedziała z przekonaniem Nadia. – Myślę, że powinieneś koniecznie pojechać do profesora. Tak, przypominam sobie – to zdaje się on parę tygodni temu brał udział w telewizyjnym programie o klonowaniu owiec. Starszy pan, około sześćdziesiątki; typowy naukowiec w stylu Einsteina.
– Nie przypominam sobie takiego programu. Mniejsza z tym. Sprawdzę zaraz jego stronę internetową.
Lennie energicznie wyskoczył z pościeli, włożył szlafrok i poszedł wraz z Nadią do pracowni. Włączył komputer. Niewiele trzeba było czasu, by dowiedzieć się, kim jest w istocie profesor Saul Goldberg. Nadia miała rację! To noblista, sława światowa, liczne doktoraty honoris causa, setki prac naukowych i artykuły w najpoważniejszych pismach świata. Trochę zaskakujące wydawało się to, że mimo 96 (!) lat trzyma się krzepko, a jego hobby to narciarstwo, tenis i sporty lotnicze.
– Funduje stypendia dla zdolnej młodzieży! – zachwycała się Nadia. – Jest chyba multimilionerem, skoro kolekcjonuje obrazy wielkich włoskich mistrzów.
– Coraz bardziej intryguje mnie ta cała sprawa – rzekł Lennie. – Masz rację, trzeba jechać i dowiedzieć się, czego ode mnie chce ten miły starszy pan.
– Czyżby to był jakiś krewny, który odnalazł cię po latach? Spadek! To brzmi wspaniale! – entuzjazmowała się Nadia.
– Okaże się. A teraz – śniadanie i droga nad zatokę. Nie ma co zaprzątać sobie głowy pomysłami starych dziwaków. Jeśli coś z tego wszystkiego wyjdzie, to dobrze, jeśli nie, to trudno. Ten list pobudził mój apetyt. Mam ochotę na duży stek.
– Przygotowałam łososia – powiedziała Nadia. – Poranny list to dobry znak. Otworzę szampana.
– Doskonały pomysł!Smoking na miarę
Przed willą profesora Saula Goldberga stał rząd chyba dwudziestu różnego rodzaju samochodów. Widocznie pojawiło się tutaj wielu zaproszonych gości.
Budynek był okazały, otoczony żywopłotem. Z tyłu widać było duży ogród i basen kąpielowy. Biło w oczy bogactwo gospodarza, który potrafił otrzymane 50 lat wcześniej setki tysięcy dolarów (załącznik do nagrody Nobla) dobrze zainwestować.
Lennie zaparkował swój samochód obok fontanny. Zauważył w drzwiach willi postawnego Murzyna w czerwonym mundurze ze złotymi galonami. Gdy Lennie zbliżył się do drzwi wejściowych, Murzyn pokazał w uśmiechu wspaniałe uzębienie.
– Witam pana, panie Leonardzie! – powiedział.
– Skąd mnie znasz? – zdziwił się Lennie.
– Pański portret wisi na ścianie sali kominkowej, obok zdjęć innych naszych gości. Na razie zapraszamy pana do pokoju gościnnego – będzie się pan mógł odświeżyć po podróży. Spotkanie z profesorem Goldbergiem odbędzie się dopiero za godzinę.
– Doskonale. A kim są inni zaproszeni goście?
– Znam ich tylko ze zdjęć w sali kominkowej. Spotkanie ogólne odbędzie się w sali lustrzanej, obok laboratorium profesora.
– Tajemniczo brzmi to wszystko. W każdym razie chętnie odpocznę po podróży.
– Proszę za mną do pokoju numer 23, z widokiem na ogród, a w oddali na posesję sławnej aktorki Stelli Scott. U niej wieczorem odbędzie się wielkie przyjęcie. Goście profesora, jeżeli zdecydują się zostać na noc, będą mogli spotkać się z gwiazdą, bo wystosowała odpowiednie zaproszenia.
– Intrygujące. Może rzeczywiście wpadnę tam na kilka minut, żeby zobaczyć na własne oczy bohaterkę „Gwiezdnego pyłu”.
– Czy ma pan jakiś bagaż?
– Nie, tylko parę osobistych rzeczy. Nie spodziewałem się, że mogę zostać tu dłużej niż parę godzin.
– W swoim pokoju znajdzie pan odpowiednią garderobę. Jest nawet smoking na miarę.
– Na miarę? – zdziwił się Lennie. Nie pytał o nic więcej, był oszołomiony.
Murzyn zaprowadził go krętymi schodkami na drugie piętro, do bogato urządzonego apartamentu z łazienką i wszelkimi wygodami. Na wieszaku pod ścianą można było dostrzec rzeczywiście zupełnie nowy, wytworny czarny smoking.
– Oto on! – rzekł Murzyn uroczyście. – Pan profesor chciał, aby wszyscy goście przywdziali te piękne stroje. Wszelkie dodatki, łącznie z koszulą, muszką i butami, znajdują się w szafie.
– Dziękuję! Zadziwiające jest to wszystko. Z niecierpliwością będę czekał na spotkanie i wyjaśnienie wielu dość tajemniczych dla mnie spraw.
Murzyn wyszedł pełnić dalej swe obowiązki; Lennie zaś podszedł do okna. Podziwiał ogród, sprawiający dość osobliwe wrażenie. Dlaczego? Ustawione w równe rządki drzewa były niemal identyczne. Jednakowe były także pasma pięknych, egzotycznych kwiatów.
„Taka dyscyplina wśród roślin? – zdumiał się Lennie. – Jak w wojsku”.
W oddali majaczyły zarysy ładnego pałacyku w weneckim stylu. To pewnie posiadłość Stelli Scott. Na biurku wśród wielu potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy znajdowała się również luneta. Lennie spojrzał przez magiczne szkła w stronę pałacyku. Niewiele można było zobaczyć przez gęstwinę drzew, jednak wystarczająco dużo, by stwierdzić, jak urokliwy jest to budynek; prawdopodobnie kopia jednego z weneckich pałaców.
„Zdaje się, że była to kiedyś posiadłość Clarka Gable’a – rozmyślał Lennie. – Czytałem gdzieś o tym. Może warto zostać na noc i zobaczyć to wszystko z bliska? Zadzwonię do Nadii i wyjaśnię jej wszystko. Teraz jednak poleżę chętnie w łóżku, a potem wezmę prysznic. Nie lubię smokingu, ale muszę to znieść i potraktować całą imprezę jako osobliwą zabawę w domu profesora – dziwaka”.Bliźniacy
Dokładnie o godzinie 10.55 ktoś zapukał do pokoju Lenniego. Okazało się, że to jego dobry znajomy, Murzyn Paolo.
– Pan profesor zaprasza do sali lustrzanej! – powiedział. – Proszę za mną.
Lennie był już przygotowany, umyty i odświeżony, pachnący wytwornymi perfumami, które znalazł w łazience. Smoking leżał na nim znakomicie.
Murzyn sprowadził Lenniego do sali lustrzanej na pierwszym piętrze. Przy długim, szerokim stole siedziało kilkanaście osób – komputerowy umysł Lenniego szybko obliczył, że było tu 12 mężczyzn w smokingach, dokładnie takich samych, w jaki i on był ubrany. Przed każdym stała karteczka z nazwiskiem, jak na kongresie naukowym. Lennie dostrzegł także swoją kartkę i wolne miejsce. Okazało się, że był ostatni i wszyscy czekali już tylko na niego.
Na końcu stołu, jak za prezydium, siedział sędziwy pan, znany z internetowej podobizny – oczywiście profesor Goldberg.
– Witam serdecznie pana Leonarda Ulanova! – powiedział. – Proszę zająć swoje miejsce.
„Nie wygląda na swoje 96 lat – pomyślał Lennie. Trudno by mu było dać nawet sześćdziesiątkę! Niesamowite!”
Głośno zaś powiedział:
– Dzień dobry! Wszystko tutaj jest bardzo tajemnicze i intrygujące. Mam nadzieję, że szybko postara się pan profesor zaspokoić naszą ciekawość.
– Jak najbardziej! – rzekł noblista. – Z moich listów, które otrzymał prawie każdy z was tu obecnych, wiecie już, kim jestem. Pozwolicie, że przedstawię wam jeszcze moich synów, Bena i George’a. Siedzą tu, obok mnie, po lewej i prawej ręce.
Dwaj trzydziestoletni mniej więcej bliźniacy, podobni do siebie jak dwie krople wody, unieśli się ze swoich miejsc i ukłonili towarzystwu.
Lennie przyjrzał się teraz dokładniej obecnym. Zaskoczyło go, że wszyscy – oprócz rzecz jasna profesora – byli jego rówieśnikami. Reprezentowali pokolenie pięknych trzydziestoletnich Ameryki – ambitną generację yuppies. Smokingi upodobniały ich sylwetki. W oczach można było dostrzec błyski inteligencji. Zapewnie wszyscy mieli zamiłowanie do pracy umysłowej. Jednym z nich był... Tak, oczywiście – to gwiazdor telewizyjny Carlo Marx, prezenter błyskotliwego widowiska telewizyjnego na tematy społeczno-ekonomiczne. Jeszcze jedna twarz wydała mu się znana. Rzeczywiście, facet siedzący dwa krzesła dalej... do złudzenia przypominał sławnego aktora i reżysera filmowego, Orsona Wellesa z okresu „Obywatela Kane”. Niektóre inne twarze też wydawały się znane. Z filmu? Telewizji?
Lennie nie miał jednak czasu na rozmyślania.
– To, czego dowiecie się dzisiaj o sobie, będzie dla was wszystkich prawdziwym wstrząsem – mówił profesor Goldberg. – Zdaję sobie z tego sprawę. Chciałbym, abyście się do tego przygotowali psychicznie. Mam nadzieję, że rekompensatą będzie dla was informacja, że wszyscy macie przed sobą fantastyczne perspektywy rozwoju naukowego i duchowego – tym bardziej, że każdy z was otrzyma ode mnie ogromną sumę pieniędzy. Wiem, że każdy z was potrafi je dobrze wykorzystać. Znam was lepiej, aniżeli wy sami siebie znacie. Dokładnie tak!
Najpierw może powiem parę słów o sobie. Mam prawie sto lat, ale zapewne przyznacie, że na tyle nie wyglądam. To nie cud natury. To cud nauki! Od dziesięcioleci zajmuję się tajemnicami życia. Uważam, że nauka powinna służyć praktyce, dlatego też pracowałem nad problemem przedłużenia młodości gatunku Homo sapiens... może aż do granic nieśmiertelności?
Uważałem też zawsze, że nauka musi przekraczać wszelkie ograniczenia myślowe, czy nieracjonalne wymogi tak zwanej moralności. Dlatego już w latach trzydziestych XX wieku prowadziłem badania nad strukturą biologiczną człowieka. Odkrycia współczesnej genetyki w latach pięćdziesiątych dały dodatkowy impuls moim pracom. Jako człowiek niezależny finansowo dzięki Nagrodzie Nobla, którą miałem zaszczyt otrzymać wiele, wiele lat temu, mogłem w swoim laboratorium nadążać za największymi osiągnięciami współczesnej biologii, a nawet, jak mniemam – wyprzedzać je. Choćby dlatego, że jak wspominałem, nie mam nonsensownych przesądów pseudomoralnych. Popieram piękne zdanie pisarza Jorge Luisa Borgesa, że „co może być pomyślane, to będzie pomyślane, a co może być zrobione – to będzie zrobione”. Prędzej czy później. Na pewno lepiej prędzej niż później.
Krótko mówiąc: po udanych eksperymentach z klonowaniem zwierząt, jakieś 40 lat temu, korzystając z metody zbliżonej do transferu jądra, rozpocząłem próby klonowania ludzi. Jeden z efektów możecie obserwować właśnie tu, obok mnie. To moi synowie – bliźniacy. Są oni wierną kopią mojej własnej osoby! Oczywiście, ja mam blisko sto lat, a oni są trzydziestoletnimi młodzianami.
Zanim przystąpię do dalszego wykładu, proponuję, aby służąca podała napój walerianowy mojej receptury, bo wszystkich was czekają bardzo mocne wrażenia. Napój działa uspokajająco i rozweselająco, jest bardzo pożywny i zdrowy.
Profesor nacisnął przycisk obok karteczki ze swoim nazwiskiem. Po chwili do sali wkroczyła schludnie ubrana służąca o wyraźnie azjatyckich rysach twarzy i skośnych oczach. Trzymała w rękach tacę ze szklaneczkami apetycznie pachnącego napoju. Oszołomieni goście zaczęli częstować się napojem smakowitym niczym, ambrozja.