Zbuntowana księżniczka - ebook
Zbuntowana księżniczka - ebook
Z królewskich bliźniaczek to Juno jest tą niezdyscyplinowaną i lekkomyślną. Na szczęście obowiązki wobec kraju spadają na jej starszą o dwie minuty siostrę, Jade. Gdy Juno po kilku latach beztroskiego życia w Nowym Jorku przyjeżdża do domu, dowiaduje się, że siostra planuje poślubić króla Leonarda, którego nie kocha. Juno nie chce, by siostra była całe życie nieszczęśliwa. Powinna zakosztować wolności, zanim podejmie tę racjonalną, korzystną dla kraju decyzję. Namawia ją, by na jakiś czas zamieniły się rolami. W międzyczasie Juno stawia sobie za cel zniechęcić Leonarda do małżeństwa. Nieoczekiwanie jednak między nią a Leonardem zaczyna iskrzyć…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-8609-1 |
Rozmiar pliku: | 599 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Król Leonardo DeLessi Severo był tak znudzony, że z trudem bronił się przed snem. Udział w oficjalnych wydarzeniach, takich jak Bal Zimowy Monrova, był wpisany w zakres obowiązków władcy bogatego europejskiego kraju. Musiał to przeżyć, podobnie jak wygłaszanie bezsensownych przemówień, prowadzenie nudnych rozmów, zakładanie ciężkich mundurów czy pokazowe pojedynki z użyciem białej broni.
Asystentka do spraw finansów królowej Jade zabawiała go rozmową o udanych plonach rzepaku w minionym sezonie. Stłumił w sobie niecierpliwe westchnienie. Gdzie była królowa? Spóźniła się prawie godzinę na własny bal!
Lubił i szanował nową władczynię Monrovy. Kiedy przedstawił jej korzyści płynące z małżeństwa między nimi, słuchała z pełnym zaangażowaniem, choć bez entuzjazmu. Byłaby odpowiednią żoną i głową powiększonego państwa. Jej status i rodowód, powaga i respekt, nie wspominając o bogactwach jej kraju, uczyniłyby ich partnerstwo doskonałym, zwłaszcza gdyby pojawił się spadkobierca obojga narodów.
Leo musiał też obiektywnie przyznać, że Jade była piękna. Wprawdzie nie zaiskrzyło między nimi i podejrzewał, że jest dziewicą, ale te przeszkody dałoby się pokonać. Jej ojciec często z dumą opowiadał, jak szanowana jest starsza córka, co zapewne było eufemizmem oznaczającym brak romantycznego życia. Nikt nawet nie wierzył plotkom o ich rzekomym romansie, który zresztą nie istniał. Osobiście wolałby poślubić, czy uwieść, kogoś mniej nieskazitelnego. Ponieważ nigdy nie miał problemu z satysfakcjonowaniem kobiet, więc ostatecznie i boska Jade uległaby jego czarowi, raczej prędzej niż później. Tego był pewien.
Jej spóźnienie to jednak inna sprawa. Miał szczerze dość żmudnych rozmów z bezimiennymi biurokratami. I umierał z głodu, dosłownie. Nie udało mu się niczego zjeść od śniadania ze względu na napięty harmonogram rozmów z ministrem handlu i innymi nudziarzami. Królowa nie zdecydowała się uczestniczyć w tych rozmowach, ponoć potrzebowała więcej czasu na przygotowanie się do balu. Irytujące. Gdyby zgodziła się zostać jego narzeczoną, będzie musiał jej jasno powiedzieć, że podobne opóźnienia nie będą więcej tolerowane.
Dźwięk trąbki wybudził Leonarda. Na balkonie pojawił się królewski dworzanin, zapowiadając przybycie władczyni.
Najwyższy czas, do licha.
Zapadła cisza. Na górze schodów pojawiła się Jade i Leonard oniemiał. Poznali się miesiąc wcześniej, widział ją tylko kilka razy, uznał za piękną, ale najwyraźniej nie zwrócił uwagi na zmysłowe ruchy i pełne kształty. Szła dostojnie, w długiej sukni sięgającej ziemi, z przyciągającym spojrzenia gorsetem pełnym szlachetnych kamieni. Stał wpatrzony, oddychając ciężko, zaskoczony własną reakcją. Gęste kasztanowe włosy Jade ułożono w wyszukany kok zwieńczony diamentową tiarą. Klejnoty tworzyły aureolę, która podświetlała wysokie kości policzkowe i pełne blasku oczy.
Cokolwiek, u diabła, robiła przez ostatnie cztery godziny, warte było wszystkich skarbów świata. Wyglądała jak królowa, ale emanowała czymś naturalnym i żywiołowym, czego nie wyczuł miesiąc temu. Zaskakujące, bo miał opinię wyjątkowo spostrzegawczego, jeśli chodzi o kobiety, zwłaszcza przyszłe żony. Zaśmiał się w duchu. Przedtem nie zaiskrzyło, ale teraz zaczną się wyładowania, był tego pewien.
Tłum się rozstąpił i Leonard zmierzył się ze spojrzeniem Jade – odważnym i… bezpośrednim, wcale nie tak skromnym, jak zapamiętał. Przeszła obok starszych gości, ignorując protokół, i skierowała się prosto w jego stronę. Poczuł pierwsze wyładowania, nagłe uczucia gorąca w okolicach podbrzusza. Czy to możliwe?
Wędrowała po nim spojrzeniem i nagle odniósł wrażenie, że oceniała go jak upatrzonego ogiera na aukcji. Dlaczego wcześniej nie zauważył tego psotnego światła w jej oczach?
– Dobry wieczór, Leo – powiedziała głosem przypominającym mruczenie. Skok adrenaliny był tak niepokojący, jak towarzyszące mu uczucie zaskoczenia. Królowa wyjątkowo dobrze znała etykietę, nigdy wcześniej nie nazwała go po imieniu, tym bardziej nie posłużyła się pseudonimem. Nikt tego nie robił. Nikt oprócz…
„Pocałuj mnie, Leo, wiesz, że chcesz”.
Ogarnęły go szokujące wspomnienia jasnych szmaragdowych oczu wypełnionych tęsknotą, głosu pełnego dziecinnych żądań, tęsknoty za miękkimi opuszkami jej palców na karku detonujących pożądanie…
To nie ta sama dziewczyna, upomniał sam siebie.
Osiem lat temu to była siostra bliźniaczka Jade, księżniczka Juno, młodsza córka króla Andreasa, krnąbrna nastolatka, która podkochiwała się w nim dość otwarcie. Dobrze się bawił, dopóki nie spróbowała go pocałować… Miał wtedy dwadzieścia dwa lata, ona szesnaście. Była tylko irytującym dzieckiem.
Otrząsnął się z niepokojących wspomnień. Głód najwyraźniej pomieszał mu zmysły. Przed nim stała królowa Monrovy, którą zamierzał poślubić, a nie jej wyjątkowo denerwująca i całkowicie niezdyscyplinowana bliźniaczka. Dzięki Bogu.
Przez tłum przetoczyły się lawiny szeptów. Zapewne użycie jego pseudonimu będzie jutro tematem numer jeden w mediach. Zmusił się do pewnego siebie uśmiechu.
– Dobry wieczór, Wasza Wysokość.
– Mam nadzieję, że nie czekał pan zbyt długo – powiedziała kpiącym tonem, jakby etykieta nie obchodziła jej w najmniejszym stopniu.
Co tu się, do licha, dzieje?
Jej piersi próbowały wyrwać się z rozkosznie wydekoltowanej sukni. Wpatrywał się w nie jak zaczarowany, dopóki nie ogarnęło go coś gorącego i ulotnego, dopóki jego zazwyczaj wymuszony uśmiech nie stał się symbolem szczerości. Ona też najwyraźniej poczuła, że coś zaiskrzyło niczym po uderzeniu pioruna.
Leonard ukłonił jej się szyderczo. W jakąkolwiek grę grała, zamierzał podjąć to ekscytujące wyzwanie.
– Wasza Wysokość, uwierz mi, taka doskonałość warta była długiego czekania.
Przycisnął do ust jej dłoń i ucałował delikatne kostki. Zadrżała.
– Możemy? – spytał, kłaniając się.
– Oczywiście – odpowiedziała z dobrze skrywaną niepewnością.
Ujął ją za rękę, by z gracją poprowadzić do sali bankietowej. Nawet w pantofelkach na wysokim obcasie ledwo sięgała mu do ramienia, była niższa niż wszystkie kobiety, z którymi zwykle się spotykał. Przy swoim metrze dziewięćdziesiąt wzrostu i muskularną sylwetką zwykł wybierać partnerki, przy których nie czuł się jak olbrzym. Tym razem wyraźną różnicę wzrostu uznał za podniecającą.
Weszli do dużej sali bankietowej i Leo zamarł. Kochał Boże Narodzenie! Świeże wieńce ostrokrzewu, misternie wykończone złote wstęgi na gzymsach, świece w lśniących pucharach sprawiły, że jego serce wypełniła nieznana tęsknota.
– Czy coś nie tak? – spytała, bacznie mu się przyglądając.
– Nie – odpowiedział, zaskoczony, że zauważyła to wahanie nastroju, i nie do końca przekonany, czy mu się to podobało.
Kiedy dotarli do swoich miejsc przy stole, odesłał czekającego lokaja i sam odsunął jej wytworne krzesło, by mogła wygodnie zasiąść. Gdy to zrobiła, nieznany zapach cytrusów i piżma, bardziej obezwładniający niż jej wcześniejsze waniliowe perfumy, niemal pozbawił go tchu. Utkwił wzrok w miejscu za uchem. Czy to stamtąd docierał ten zapach? Jak zareagowałaby, gdyby ją tam pocałował? Będzie się wić i pojękiwać? Czy da mu w twarz?
– Uczciwe ostrzeżenie, Wasza Wysokość. Po tak długim oczekiwaniu umieram z głodu – wyszeptał.
Rozejrzała się, a jej spojrzenie wypełniła fascynująca mieszanka zaskoczenia i pewności siebie. Miała zarumienione policzki, co tylko wzmagało narastające w nim pożądanie. Cofnął się, zaniepokojony intensywnością własnej reakcji i siłą wyobrażeń, od których parował mu mózg. Jego maniery były zwykle nienaganne. Musiał przestać wpatrywać się w jej usta.
– Żeby było jasne, nie ma mnie w menu – powiedziała cicho, ubawiona.
– Szkoda, choć uważam, że jestem w stanie to zmienić.
– Zatem powodzenia, Leo – zaśmiała się.
No to gramy!