- W empik go
Zbuntowana księżniczka - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
Zbuntowana księżniczka - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
Księżniczka Victorina prowadzi sielankowe życie na królewskim dworze Radoslav. Jej wileką miłością jest muzyka, zaś autorytetem i przyjacielem jej profesor od muzyki. Lekcje z nim są niebywałą radością. Jedna z nich zostaje przerwana wezwaniem wymagającego, stanowczego i trochę anachronicznego ojca. Ten wyjawia córce swoje plany jej względem. Ślub z królem Radulem jest bardzo korzystną dla ojca Tory transakcją geopolityczną. Młoda księżniczka jest jednak załamana tym planem, nie chce poślubić 60 letniego króla. Wie jednak, że nie ma jak przeciwstawić się ojcu. O pomoc prosi swojego profesora od muzyki, który zna króla Radula i też przerażony jest planami ojca księżniczki. Pod namowami młodej damy postanawia jej pomóc. Wspólnie knują intrygę, która ma pomóc Torze wydostać się z sideł zaplanowanego ożenku. Pomoc okazuje się początkiem wielkiej przygody, także miłosnej. Księżniczka Victorina poznaje jednego z dwóch synów króla Radula. Czy uda się jej wyzwolić z losu przygotowanego dla niej przez ojca? Czy pozna swoją miłość? Czy plan profesora się powiedzie?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-117-7078-8 |
Rozmiar pliku: | 329 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROK 1869
Księżniczka Viktorina Jasmine Eugenija szła korytarzem, nucąc jakąś melodię. Wybierała się właśnie na lekcję muzyki i jak nazywała to jej rodzina — marzyła na jawie. W tej chwili galopowała przez bezkresny step na wspaniałym rumaku, uciekając przed księciem cygańskim, który zamierzał ją uprowadzić w góry. Tego rodzaju historie Tora — bo tak ją nazywano od czasu, gdy jako mała dziewczynka w ten sposób wymawiała swoje imię — lubiła najbardziej i starała się je wyrazić w muzyce, którą komponowała, kiedy była sama.
Przy saloniku, gdzie zazwyczaj odbywały się lekcje, podszedł do niej lokaj w liberii w kolorach jej ojca, wielkiego księcia, i powiedział:
— Przepraszam najmocniej, ale Wasza Wysokość jest natychmiast proszona do Jego Książęcej Mości.
Księżniczka, brutalnie wyrwana z marzeń, spojrżała na lokaja nieprzytomnymi oczami i zapytała:
— Powiedziałeś „natychmiast”, Jovanie?
— Tak, Wasza Wysokość.
Na twarzy Tory pojawił się grymas niezadowolenia. Nie mogła sobie wyobrazić, cóż takiego może chcieć jej ojciec, co nie mogłoby poczekać do końca lekcji? Jedyną bowiem rzeczą, która sprawiała jej najwięcej radości, były lekcje muzyki z profesorem Lazarem Srejovicem, bez wątpienia najlepszym muzykiem w całym księstwie Radosłav. Profesor był już człowiekiem starszym, ale w czasach swojej młodoci święcił triumfy we wszystkich stolicach europejskich, a także w księstwach i państewkach Półwyspu Bałkańskiego.
Księżniczka była bardzo muzykalna, dlatego lekcje z profesorem sprawiały jej niezwykłą przyjemność. I chociaż w wieku osiemnastu lat zakończyła już edukację, a jej nauczyciele zostali odprawieni, nie zamierzała pozwolić rodzicom na zwolnienie profesora Srejovica.
Od rana oczekiwała z niecierpliwością na spotkanie z nim, aby porozmawiać o nowej muzyce, która dotarła do pałacu, a była grana w Paryżu przez Offenbacha. Musiała jednak być posłuszna ojcu, dlatego wróciła do centralnej części pałacu, w której znajdowały się bardziej reprezentacyjne pokoje i salony. Przypuszczała, że zastanie ojca w jego, jak to określał, sanktuarium, czyli olbrzymim pokoju, o ścianach zbyt gęsto obwieszonych różnymi obrazami, które, według Tory, należało usunąć już wiele lat temu. Cały pałac był dokładnie w takim stanie, w jakim go książę odziedziczył po swoim ojcu i od tamtego czasu niewiele się tu zmieniło.
— Powinniśmy iść z duchem czasu — powiedziała raz Tora matce.
Ale księżna odparła:
— Przecież wiesz, jak twój ojciec nie lubi zmian, więc nie ma nawet sensu tego proponować, gdyż tylko się zdenerwuje.
Była to prawda, ponieważ książę często wpadał w złość, jeśli miał zrobić coś, co nie było po jego myśli, a na pewno dotyczyło to wszelkich zmian, których nie cierpiał. Byłprzystojnym mężczyzną i w młodości wiele serc kobiecych biło mocniej na widok jego czarującego uśmiechu. Teraz natomiast osiedlił się w norze jak twierdziła Tora, i za żadne skarby świata nie chciał słyszeć o j akichkolwiek innowacj ach. Jedyną rzeczą, którą nadal doceniał, były piękne kobiety. I kiedy teraz jego córka weszła do pokoju, z satysfakcją pomyślał, że jest nie tylko niezwykle piękna, ale i pełna gracji, niczym baleriny, które znał w przeszłości.
— Chciałeś mnie widzieć, papo? — spytała Tora melodyjnym głosem, zatrzymując się przy fotelu ojca.
— Tak, Viktorino, chciałem z tobą pomówić — odpowiedział oficjalnie wielki książę.
Tora bardzo zdziwiła się, słysząc, jak ojciec zwraca się do niej po imieniu, którego używał zazwyczaj podczas rządowych uroczystości lub w sprawach wielkiej wagi.
— Co się stało, papo? — dopytywała się — bardzo spieszę się na lekcję muzyki.
— Twoja lekcja może zaczekać — odparł książę. — To, co ci teraz powiem, dotyczy twojej przyszłości.
Jego głos brzmiał bardzo poważnie, dlatego Tora znieruchomiała, patrząc na ojca szeroko otwartymi oczami. Księstwo Radoslav leżało pomiędzy Serbią, Rumunią i Węgrami, nikogo więc nie dziwiło, że kobiety pochodzące z tego małego państewka są niezwykle piękne, gdyż przemieszanie różnych narodowości doprowadziło do powstania rasy całkiem odrębnej i wyjątkowej w całej Europie. Włosy Tory miały rudawy odcień, co było charakterystyczne dla Węgierek, jej oczy skrywały piękno i tajemniczość Rumunek, a karnacja i wdzięk były typowe dla mieszkanek Serbii. Łączyła się z tym jeszcze wrażliwość i pewien mistycyzm będący częścią niezwykłej osobowości Tory, która charakter odziedziczyła w równej mierze po ojcu, człowieku stanowczym i trzeźwo patrzącym na świat, jak i po matce, księżnej pochodzącej z Bośni, ale mającej w sobie krew rosyjską.
Tora czekając na to, co powie ojciec, miała wrażenie, że stało się coś niespodziewanego, co nie będzie jej się podobało. Zaczęła się bać, a strach ten pogłębił się, kiedy zauważyła, że ojciec podczas rozmowy nie patrzy jej w oczy.
— Właśnie rozmawiałem z naszym ministrem w Salonie — zaczął — i przekazał mi wiadomości, które uważam za niezwykle pomyślne.
— Co to takiego, papo?
— Król Radul dał mu do zrozumienia, że chciałby się z tobą ożenić! — odparł książę po chwili przerwy.
— Król Radul? — powtórzyła szybko Tora. — Na pewno masz na myśli jego syna?
— Nic podobnego! — odparł ostro ojciec — Książę Vulkan jest nieudacznikiem i nie utrzymuje kontaktów ze swym ojcem. Opuścił Salonę wiele lat temu i nigdy nie wrócił.
Zapadła cisza, którą przerwała Tora:
— Powiedziałeś, że... król chce się ze mną... ożenić.
— Jego Królewska Mość przedstawił taką propozycję, a to przecież byłoby bardzo korzystne dla naszego kraju. Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że Sałona jest dużo większa od naszego państwa i mogłaby nam pomóc ekonomicznie, a poza tym bez protekcji wielkiego kraju moglibyśmy zostać wchłonięci przez Cesarstwo Austriackie.
Ponieważ Austria była tematem, na który książę mógł dyskutować bez końca, Tora szybko odparła:
— Ciągle tego nie rozumiem, papo. Przecież król jest stary!
— Nonsens! — ostro sprzeciwił się książę. — Jest młodszy o kilka lat ode mnie, nie może mieć więcej niż pięćdziesiąt pięć, no, może sześćdziesiąt lat.
— Ale... papo... ja mam tylko osiemnaście!
— To bez znaczenia. Dla króla najważniejsze jest mieć syna, który byłby jego następcą, gdyż Vulkan nie wchodzi w rachubę.
— Czy to znaczy, że go wydziedziczył?
— Z tego, co powiedział mi mój minister, wynika, że Vulkan sam się wydziedziczył. Jest jeszcze jeden kandydat do tronu, ale to ciebie nie dotyczy.
— Ależ dotyczy! Chyba nie chcesz, abym wyszła za mąż za człowieka tyle starszego ode mnie — mówiąc to usiadła, ponieważ poczuła, jak nogi się pod nią uginają.
— Moje drogie dziecko — odparł książę — nie muszę cię chyba przekonywać, że gdybyś została królową Salony, miałoby to niebywałe znaczenie dla naszego państwa. Podniosłoby rangę Radoslavu na innych dworach, które tak często dają nam do zrozumienia, że jesteśmy nic nie znaczącym państewkiem. — Rosnący gniew księcia świadczył o tym, jak bardzo jest rozdrażniony takim traktowaniem Radoslavu przez władców otaczających go państw.
Tora przypomniała sobie, jak niedawno ojciec poczuł się obrażony tym, że na pogrzebie jednego z członków serbskiej rodziny królewskiej musiał kroczyć obok króla Czarnogóry, którą uznawał za państwo niższego rzędu. Jednocześnie pozostawała w szoku i zadawała sobie raz po raz pytanie, jak mogłaby wyjść za człowieka w wieku jej ojca. Mając nadzieję, że to wszystko, co usłyszała, jest nieprawdą, zapytała naiwnie:
— Papo, nie mówisz chyba... że król Radul chce mnie pojąć za żonę?
— Chyba prościej nie mogę ci już tego wytłumaczyć! — odparł książę. — I kiedy przyjedzie tu za dwa tygodnie, żeby poprosić oficjalnie o twoją rękę, przyjmiesz jego oświadczyny.— Ponieważ córka nic nie odpowiadała, dodał: — Jest tylko kilku nieżonatych monarchów i powinnaś być wdzięczna, że nie musisz zadowolić się jakimś miernym księstewkiem, które nie pomogłoby Radoslavowi tak, jak pomoże Salona.
Tora już miała zaprotestować, ale powstrzymał ją ton głosu ojca. Wiedziała, że jeśli podjął już decyzję, to nie ma sensu się z nim sprzeczać, gdyż wprawiłaby go tylko w złość i skończyłoby się na wysłuehiwaniu jego krzyku.
— Oczywiście — ciągnął dalej książę — na razić nie rozmawiaj o tym z nikim, z wyjątkiem matki i mnie. Zacznę czynić przygotowania do wizyty króla, co na pewno zmobilizuje premiera do utrzymania lepszego porządku wśród ministrów!
Wielki książę mówił z irytacją, a Tora wiedziała, że to z powodu ostatnich kłótni w parlamencie, które wybuchały tylko dlatego, że jej ojciec nie zgadzał się na wprowadzenie różnych innowacji, prpponowanych przez młodych i bardziej ambitnych parlamentarzystów. W rezultacie pogarszała się sytuacja ekonomiczna kraju, czemu można było zapobiec przez wprowadzenie nowych rozwiązań, zaczerpniętych z innych państw europejskich.
Tora nadal nic nie mówiła i po chwili książę, jakby bojąc się jej reakcji, powiedział:
— Pomyślałem, że na tę specjalną okazję powinnaś zamówić kilka nowych sukni, w których wyglądałabyś jak najkorzystniej. Potem, jakby uspokajając sam siebie, że nie będzie wydawał pieniędzy niepotrzebnie, dodał: — Mogą one być częścią twojej wyprawy, gdyż, jak sądzę, Jego Królewska Mość nie będzie chciał, aby okres narzeczeństwa trwał zbyt długo.
Tora wstała. Była blada i przerażona. Podeszła do ojca, pocałowała go i zanim dygnęła, powiedziała:
— Muszę iść, ojcze, bo spóźnię się na lekcję muzyki.
— Jak wyjdziesz za mąż, już ich nie będziesz potrzebować — odparł wielki książę — więc wykorzystaj je jak najlepiej póki możesz.
Córka nie odpowiedziała. Podczas gdy ojciec ciągle jeszcze mówił, opuściła pokój, bardzo cicho zamykając za sobą drzwi. A gdy tylko znalazła się na korytarzu zaczęła biec, jak gdyby ścigały ją demony. Skierowała się do tej części pałacu, w której znajdował się salonik muzyczny. Gdy do niego dotarła, zatrzymała się na chwilę, aby złapać oddech, po czym nacisnęła klamkę i weszła.
Salonik muzyczny dobudowano w czasie, kiedy dziadek Tory odnawiał pałac. Pomieszczenie było duże i bardzo ładne, z małym podwyższeniem przypominającym Torze scenę w teatrze, na którym ustawiono fortepian Steinwaya. W tle, na malowidle ściennym, widać było ośnieżone szczyty gór Salony. Po obu stronach podwyższenia stały kolumny jońskie, z różowego, górskiego marmuru, który Tora zdecydowanie wolała od drogiego, zielonego malachitu, znajdującego się w innych częściach pałacu. Krzesła, pokryte czerwonym pluszem, których zazwyczaj używano podczas koncertów lub, co zdarzało się znacznie rzadziej, występów operowych, stały teraz po jednej stronie salonu.
Tora przeszła do podwyższenia po błyszczącym parkiecie. Profesor siedział przy fortepianie i grał prześliczną ludową melodię, którą Radoslavianie śpiewali pracując na żyznych polach lub ścinając jodły na stokach gór. Profesor był tak zaabsorbowany grą, że nie zauważył Tory, aż do momentu, gdy stanęła obok niego. Wtedy natychmiast wstał, uśmiechając się z zadowoleniem. Tora już od prawie dziesięciu lat była jego ulubioną uczennicą. Księżniczka traktowała go j ak członka rodziny i wiedziała, że profesor kochają bardziej niż własne dzieci i krewnych.
— Przepraszam za spóźnienie — powiedziała ale papa chciał się ze mną widzieć.
Profesor się skłonił.
— Bałem się, że już Waszej Wysokości nie zobaczę dzisiaj, a mam wspaniałe nowiny, które na pewno Jej Wysokość ucieszą.
— Nowiny? — powtórzyła Tora i postanowiła na razie nie mówić profesorowi o swoich nowinach.
Wiedziała, że ojciec zakazał jej mówić o zamiarach króla Radula, ale przed profesorem nie miała żadnych tajemnic. W rzeczywistości był on nie tylko jej nauczycielem muzyki, ale także spowiednikiem służącym dobrą radą i człowiekiem, którego, jako jedynego, mogła nazwać swoim przyjacielem. Tora bała się zwierzać komu innemu na dworze, ponieważ podejrzewała, iż rodzice wypytują wszystkich o to, co robi i co mówi. Postępowali tak dlatego, że zawsze obawiali się o Torę, ponieważ córka wydawała się energiczniejsza i bardziej pewna siebie niż jej brat, który przypominał wielkiego księcia, a w miarę upływu czasu zaczął przejmować nawet jego poglądy na życie. Tora zawsze była nieodgadniona, nawet jako dziecko. Często żyła w swoim własnym świecie, ale równie często zachowywała się niekonwencjonalnie, co było na dworze postrzegane jako naganne.
Księżniczka kochała profesora, więc najpierw wysłuchała jego nowin. Usiadła na krześle obok fortepianu, co oznaczało, że profesor również może usiąść na stołku przy fortepianie. Był przystojnym mężczyzną, o regularnych rysach twarzy i zaczesanych do tyłu siwych, gęstych włosach. Zmarszczki, mimo że zdradzały jego wiek, dodawały mu urody i nadawały twarzy wyrazu troskliwości. Miał twarz idealisty, człowieka, który, podobnie jak Tora, żył w świecie zupełnie oderwanym od rzeczywistości. Długimi, wrażliwymi palcami umiał wydobyć z instrumentu najpiękniejsze dźwięki, które chwytały za serce i, jak nikt inny, potrafił wyrazić najpełniej to, co działo się w jego umyśle i duszy. Teraz profesor powiedział z wesołym błyskiem w oczach:
— Czasami, Wasza Wysokość, wydaje mi się, że odkąd się postarzałem, poszedłem w zapomnienie. Od czasów, gdy byłem sławny, dojrzało już nowe pokolenie i dawno nie miałem wiadomości z żadnego dworu europejskiego, na których ongiś grałem.
— Na pewno nie zapomnieli pana, profesorze — odparła miękko Tora.
— Też tak lubię myśleć — odparł profesor. — Ale przecież nikt się ze mną nie kontaktuje. — W jego oczach pojawił się smutek, ale już po chwili mówił dalej: — I teraz, kiedy najmniej się tego spodziewałem, dostałem zaproszenie, abym zagrał na dworze, na którym nie byłem od dwudziestu lat!
— Gdzie? — spytała Tora.
— W Salonie! Król poprosił mnie, abym za trzy dni przywiózł mój kwartet do pałacu. Ciekawe skąd się o nim dowiedział. Jak rozumiem, będę tam grał dla jakiegoś dystyngowanego gościa, którego król przyjmuje. — Kiedy profesor wymienił nazwę dworu, Tora westchnęła ciężko, ale profesor nie zauważył tego i mówił dalej: — To bardzo zadowalające. Jest tylko jedna trudność...
Chciał mówić dalej, ale Tora mu przerwała:
— To dziwne, ale właśnie o Salonie chciałam pomówić z panem, gdy tu przyszłam.
Profesor spojrzał na nią pytająco.
— Powodem, dla którego spóźniłam się na lekcję, było powiadomienie mnie przez papę, że król Radul przybędzie tu za dwa tygodnie, aby prosić mnie o rękę!
Profesor myślał, że się przesłyszał i spytał zmienionym głosem:
— Król ma poprosić księżniczkę o rękę?
— Tak.
— Ależ to nie może być prawda! Przecież Jego Wysokość jest starym człowiekiem.
— Wiem o tym — odparła Tora. — Chciałam powiedzieć papie, że nie wyjdę za króla Salony, ale on nie chciał mnie słuchać, dla niego ważne jest to, co przyniesie połączenie Radoslava i Salony.
Mówiła jak dziecko powtarzające wyuczoną lekcję. Potem nagle głos jej się zmienił i wykrzyknęła błagalnym tonem:
— Och, profesorze, co ja mam robić? Nie mogę wyjść za starca! Zawsze marzyłam o człowieku, którego bym kochała i który rozumiałby moją muzykę, tak jak pan ją rozumie, a teraz nagle miałabym o tym zapomnieć?
— Wciąż nie mogę uwierzyć, że to, co mi Wasza Wysokość mówi, jest prawdą.
— Ależ to najszczersza prawda! — odparła Tora. — Dzięki temu małżeństwu spełnią się marzenia mojego ojca i cokolwiek powiem, on nigdy nie zezwoli, abym odrzuciła oświadczyny króla, który potrzebuje młodej żony tylko po to, żeby mu dała potomka. — Była przygnębiona i smutna, a po chwili w jej oczach pojawiły się łzy. — Proszę mnie ratować, profesorze! Proszę mnie ratować od zła i od zniszczenia wszystkiego, w co dotąd wierzyłam!
Mówiła jak przestraszone, zagubione dziecko, które rozpaczliwie szuka pocieszenia i poczucia bezpieczeństwa. Profesor, niezwykle poruszony, wyciągnął rękę i położył ją na dłoni Tory.
— Jak ja mogę Waszej Wysokości pomóc? Co mogę zrobić? Przecież oddałbym za księżniczkę moją prawą rękę, moje życie, wszystko, aby tylko księżniczka nie cierpiała.
— Nie chodzi tylko o to, że król jest stary — wyszeptała Tora — ale... boję się, że jest taki jak papa i że mieszkanie w jego pałacu będzie podobne do życia w więzieniu, z którego nie ma ucieczki.
Tora wiedziała, że profesor ją zrozumie, ponieważ często, gdy była smutna lub zdenerwowana, mówił:
— Proszę zapomnieć o tym, co księżniczka czuje. Proszę wsiąść na magiczny latający dywan i przenieść się do piękniejszego świata, w którym można jedynie myśleć o kwiatach ścielących się u stóp, gwiazdach na nieboskłonie i ośnieżonych szczytach gór, dostępnych tylko umysłem.
Potem zazwyczaj grali razem na fortepianie, dopóki Tora nie znalazła się w świecie bez bólu i zmartwień. Ale czy będzie mogła tak się czuć, należąc do człowieka wymagającego od niej ciągłego towarzystwa, a obowiązki królowej zajmą jej cały czas?
— Co mam robić? — wyszeptała. — Jak mogę nie przyjąć jego oświadczyn?
— Nie wiem — odpowiedział ponurym głosem profesor i przejechał palcami po klawiaturze, jak gdyby muzyka mogła dać odpowiedź.
Nagle Tora, obwiniając się, że mówi tylko o sobie, powiedziała:
Ale pan, profesorze, po przyjeździe z Salony powre mi, jak tam jest, czy król jest taki straszny jak myślę.
Prawie wyszeptała końcowe słowa, lecz profesor je usłyszał. Zagrał ostatnią nutę bardzo głośno i powiedział ze złością:
— To dla mnie nie do zniesienia! Nie pojadę do Salony! Wyślę przeprosiny i zostanę w domu.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.