Zdarzyło się w Toskanii - ebook
Zdarzyło się w Toskanii - ebook
Do włoskiego milionera Dantego Leonettiego docierają niepokojące wieści o nowej pracownicy matki. Młoda Angielka poluje na jego ojczyma, żeby zagarnąć część rodzinnej fortuny. Dante jedzie więc do rodzinnego zamku w Toskanii, żeby udaremnić te plany. Nie wie, jak bardzo się myli w ocenie sytuacji i jakie sekrety skrywa każdy z członków rodziny…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1433-9 |
Rozmiar pliku: | 742 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dante Leonetti, międzynarodowy bankier, znany filantrop i hrabia di Martino dla tych, którzy przywiązują wagę do staroświeckich tytułów, zmarszczył brwi na wieść, że Marco Savonelli czeka przed biurem na przyjęcie. Musiało go sprowadzić coś ważnego. Jego przyjaciel z dzieciństwa niechętnie opuszczał swój gabinet lekarski na wsi, żeby przybyć do zatłoczonego, gwarnego Mediolanu.
Dante podejrzewał, że odwiedził go w sprawie planowanej akcji dobroczynnej. Ostatnio zbierali fundusze dla dziewczynki ze wsi, chorej na białaczkę, na sfinansowanie pionierskiej terapii w Stanach Zjednoczonych. Gdy Dante usłyszał o dramacie, natychmiast zaoferował, że pokryje wszystkie koszty. Marco zdołał go jednak przekonać, że należy zaangażować całą społeczność wioski w pomoc dla chorej. Zorganizowali już wiele imprez, podczas których zebrali tysiące euro. Jako finał akcji planowali wielki bal przebierańców w rodzinnym domu Dantego, Castello Leonetti. Dante wolałby wypisać czek niż pląsać w dziwacznym przebraniu niczym chłopczyk na przedszkolnej zabawie, ale uszanował punkt widzenia Marca i wyraził zgodę.
W tym momencie usłyszał sygnał telefonu. Westchnął ciężko, ale zerknął na ekran, żeby sprawdzić, czy podwładni z którejś filii nie ostrzegają o zagrażającym kryzysie. Lecz wiadomość nie przyszła z banku, tylko od aktualnej kochanki, pięknej Delli. Przysłała mu swoje zdjęcie. Skasował je natychmiast. Widok okazałego biustu nie zrobił na nim wrażenia. Znużyła go jej niewiarygodna próżność i chciwość. Nim wyszedł na spotkanie z przyjacielem, doszedł do wniosku, że najwyższa pora zakończyć romans.
Na widok krępego bruneta po trzydziestce oczy mu rozbłysły radością. Jowialny, zawsze wesoły Marco Savonelli stanowił przeciwieństwo swego poważnego kolegi. Lecz tym razem nie powitał go uśmiechem. Wyglądał na zatroskanego.
– Wybacz, że nachodzę cię w pracy… – zaczął niepewnie.
– Nie przepraszaj. Świetnie, że wpadłeś. Usiądź, napijemy się kawy – zaproponował Dante, wskazując wygodne siedzenia przy stoliku.
– Nie wyobrażałem sobie, że pracujesz w tak wytwornym otoczeniu – wyznał Marco, wyraźnie onieśmielony. – A ja myślałem, że osiągnąłem szczyt nowoczesności, gdy zainstalowano mi komputer.
– Zwykle nie opuszczasz pacjentów – zauważył Dante. – Co cię sprowadza? Czyżby ktoś zdefraudował pieniądze fundacji?
Prostolinijny, uczciwy Marco popatrzył na przyjaciela z przerażeniem.
– Uchowaj Boże! Właściwie… przyjechałem do Mediolanu na prośbę mamy, odwiedzić ciocię Serafinę. Pomyślałem, że skoro już tu jestem, nie zaszkodzi wstąpić na chwilkę…
– Naprawdę? – wtrącił Dante z niedowierzaniem, pewien, że to tylko pretekst.
– Mhm… Kiedy ostatnio rozmawiałeś z mamą? – spytał Marco po chwili niezręcznego milczenia.
– Dzwoni do mnie prawie codziennie – rzucił Dante od niechcenia, umykając wzrokiem w bok.
– Doskonale… Ale kiedy ostatnio ją odwiedziłeś?
Dante zesztywniał.
– Wyszedłem z założenia, że nowożeńcy wolą przebywać sam na sam ze sobą – przyznał z ociąganiem.
– Oczywiście, nawet w ich wieku – przytaknął mu Marco. – Wybacz moją bezpośredniość, ale ponieważ nigdy nie skomentowałeś jej powtórnego małżeństwa, odniosłem wrażenie, że jej decyzja cię zaskoczyła.
Dante pojął, że jeśli nie ponagli nazbyt taktownego przyjaciela, nie pozna celu jego wizyty w ciągu najbliższej godziny. Postawił więc na szczerość:
– Co więcej, przeraziła i zmartwiła, zwłaszcza wybór nowego życiowego partnera – wyznał prosto z mostu.
– Szkoda, że wcześniej o tym nie wspomniałeś – wytknął Marco.
– Z moim zmarłym ojcem przeszła przez piekło. Był wyjątkowym łajdakiem. Dlatego nie śmiem oceniać jej męża ani wtrącać się w jej życie. Zasłużyła na odrobinę szczęścia.
– Rozumiem.
Bajecznie bogata matka Dantego, Sofia, hrabina di Martino, przed dwoma miesiącami poślubiła biednego jak mysz kościelna bankruta, który podobno w przeszłości romansował na potęgę. Dante za bardzo ją kochał, żeby przysparzać jej zmartwień. Zatrzymał dla siebie wiadomości, które zebrał o ojczymie. Przyrzekł sobie, że interweniuje dopiero w momencie nieuchronnego kryzysu. Zachowanie dystansu drogo go jednak kosztowało. Mimo że młoda para zajęła jego zamek w oczekiwaniu na zakończenie remontu własnego domu kilka kilometrów za Mediolanem, nie zajrzał tam od dnia kameralnej ceremonii ślubnej, która przypieczętowała los jego matki.
Marco zacisnął usta.
– Dobrze byłoby, gdybyś wkrótce zajrzał do domu – stwierdził po dłuższej chwili.
– Dlaczego?
– Zwykle nie słucham plotek, ale jako długoletni przyjaciel uznałem, że powinienem cię ostrzec.
– Przed czym?
– Tam się dzieje coś dziwnego.
– Co?
– Doskonale znasz niespożytą energię twojej mamy. Tymczasem ostatnio zarzuciła działalność dobroczynną. Nie opuszcza zamku, nawet nie uprawia ogrodu.
– To rzeczywiście dziwne – skomentował Dante z niedowierzaniem.
– W dodatku zatrudniła młodą angielską sekretarkę, bardzo atrakcyjną i podobno miłą. Zastępuje ją na imprezach charytatywnych. Vittore często ją podwozi.
Dante znieruchomiał. Podwładni zwykle określali takie napięte milczenie mianem ciszy przed burzą. I rzeczywiście narastał w nim gniew. Wiedział, że starsi panowie często głupieją na punkcie młodych dziewczyn. Miał nadzieję, że małżeństwo jego matki rozpadnie się z innych powodów niż zdrada. Niewierność ojca Dantego przysporzyła Sofii Leonetti zbyt wielu cierpień, żeby Dante mógł spokojnie znieść podobną sytuację. Zacisnął pięści i skoczył na równe nogi.
– Czy mają romans? – spytał wprost.
– Trudno powiedzieć. Na razie to tylko podejrzenia, a wiadomo, jak często pozory mylą. Jednak kiedy zaprosili mojego ojca do zamku na obiad, zauważył na szyi tej panienki naszyjnik z brylantami, z pewnością wart wiele tysięcy euro.
Ojciec Marca, renomowany jubiler, potrafił bezbłędnie ocenić wartość biżuterii.
– Oczywiście mogła go odziedziczyć po przodkach – dodał.
– Czy to możliwe, żeby młodziutka pracownica biurowa posiadała tak cenny klejnot i w dodatku wywiozła go za granicę? Moim zdaniem to bardzo podejrzane – orzekł Dante.
Po wyjściu przyjaciela zachodził w głowę, jak wykorzystać usłyszane rewelacje. Na początek postanowił pojechać do domu i zobaczyć na własne oczy ową sekretarkę. Jeśli obserwacja potwierdzi jego podejrzenia, poradzi sobie z tą małą spryciarą.
Topsy ledwie powstrzymała ciężkie westchnienie, gdy najstarsza z sióstr, Kat, zamęczała ją kłopotliwymi pytaniami przez telefon. U kogo zamieszkała? Czy ktoś ją uwodzi? Czy zamyka na noc drzwi sypialni? Natrętne śledztwo uciszyło wyrzuty sumienia, że okłamała rodzinę co do miejsca i celu swojego pobytu we Włoszech. Mimo skończonych dwudziestu czterech lat i dyplomu z wyższej matematyki Kat traktowała ją jak dziecko. Podobnie jak środkowe bliźniaczki, Emmie i Saffy, nie raczyła zauważyć, że mała Topsy dorosła.
Kat zastępowała Topsy matkę, odkąd prawdziwa, Odette Taylor, wepchnęła najmłodsze córeczki do domu dziecka, żeby korzystać z wolności. Wszystkie trzy zawdzięczały najstarszej siostrze szczęśliwe dzieciństwo. Kat wystąpiła o opiekę prawną nad młodszym rodzeństwem, zabrała je do swojego domu w Krainie Jezior i wychowywała na własny koszt do osiągnięcia dojrzałości. Topsy do końca życia nie zapomni jej poświęcenia. Tym niemniej uciekła do Włoch i naopowiadała kłamstw jak zbuntowana nastolatka. Wmówiła rodzinie, że jedzie na przedłużone wakacje do koleżanki ze szkoły. Gabrielle chętnie potwierdziła, że zamieszkała w jej rodzinnym domu. Topsy miała nadzieję, że nigdy nie dojdzie do konfrontacji z jej rodziną.
Topsy stłumiła westchnienie. Nadopiekuńczość sióstr doprowadzała ją do pasji. Odkąd poślubiły wpływowych i bogatych mężczyzn, jeszcze pilniej śledziły poczynania najmłodszej. Choć bardzo je kochała, nie życzyła sobie, żeby szwagrowie załatwiali jej posady czy sprawdzali potencjalnych narzeczonych. Dawno straciła rachubę, ilu odpowiednich, bez wątpienia dokładnie prześwietlonych kawalerów jej przedstawiono. Tych, których sama wybrała, szybko traciła. Uciekali jak niepyszni przed nieodzowną inwigilacją klanu. Tych cierpliwszych interesowały głównie pieniądze i koneksje jej szwagrów. Rodzinka ostatecznie zniweczyła wszelkie szanse na dokonanie samodzielnego wyboru, przydzielając jej ochroniarza. Topsy straciła nadzieję na romantyczną miłość.
Na domiar złego na dwudzieste pierwsze urodziny dostała od mężów swoich sióstr pokaźną sumę, zdeponowaną w funduszu powierniczym. Twierdzili, że w ten sposób zapewniają jej niezależność. Czysta ironia! Przeklęte pieniądze, których nie chciała, ucieszyły tylko jej siostry. Uwięziły ją w obcym świecie, do którego nie należała. Szwagrowie zyskali pretekst, żeby jeszcze dokładniej sprawdzać każdego potencjalnego wielbiciela, czy nie leci na jej majątek.
Lecz nie tylko z tego powodu Topsy podjęła pracę w tym konkretnym domu w Toskanii. Gdyby jej bliscy poznali powody, dla których ich okłamała, wpadliby we wściekłość. Nikt by nie zrozumiał, dlaczego wyjechała do Włoch i udaje kogoś innego, niż jest. Lecz Topsy nie widziała świata w czarno-białych kolorach jak jej siostry, nie oceniała ludzkich uczynków w jednoznacznych kategoriach dobra i zła.
Kiedy odpowiedziała na ogłoszenie, nie uświadamiała sobie konsekwencji swojej decyzji. Szczera i prostolinijna, przed przyjazdem do Włoch nigdy w życiu nie skłamała. Już jako mała dziewczynka szybko spostrzegła, że kłamstwo ma krótkie nogi. Dlatego dręczyły ją wyrzuty sumienia, że oszukuje nie tylko rodzinę, ale i miłych, serdecznych chlebodawców. Oczywiście planowała wszystko wytłumaczyć w przyszłości, lecz gdyby spróbowała w tym momencie wyjawić swoje motywy, nikt by jej nie zrozumiał. A gdyby siostry wiedziały, do czego zmusiła ją matka w zamian za upragnioną informację, zapałałyby świętym oburzeniem. Topsy uznała jednak, że warto przystać na jej warunki, żeby poznać prawdę… o ile nie mydliła jej oczu. Niestety, dobrze wiedziała, że matce nie można wierzyć na słowo.
Na razie żyła w luksusie, w autentycznym średniowiecznym zamku, który należał do rodziny Leonettich od setek lat. Zachwycało ją piękno otoczenia, cieszyła ciepła, domowa atmosfera i serdeczność pracodawców. Zdecydowanie nie mogła narzekać na warunki życia.
Następnego dnia w późnych godzinach rannych po źle przespanej nocy, pełnej wyrzutów sumienia, Topsy wyszła ściąć róże do bukietu dla hrabiny. Ponieważ na lazurowym niebie jasno świeciło słońce, włożyła tylko podkoszulek i cienką, bawełnianą spódnicę. Vittore, niski, szczupły mężczyzna przed pięćdziesiątką, przemierzył rabatkę. Szczerze oddany świeżo poślubionej żonie, podał Topsy wspaniałą różę o intensywnie różowej barwie.
– To La Noblesse. Jej ulubiona odmiana – poinformował.
– Już je rozpoznajesz? Widzę, że pilnie studiowałeś atlas roślin ozdobnych – zauważyła z uśmiechem, wzruszona jego czułością wobec Sofii.
Vittore zaśmiał się serdecznie.
Gdy Dante wyszedł zza rogu, żeby wejść do zamku bocznym wejściem, zobaczył spektakularną scenę. Jego roześmiany ojczym wręczał różę drobnej brunetce. Nawet gdyby Marco nie zasiał niepokoju w jego duszy, ta zastanawiająca poufałość pomiędzy znacznie starszym panem domu a młodą pracownicą wzbudziłaby w nim podejrzenia.
– Vittore! – zawołał półgłosem, żeby zaznaczyć swoją obecność.
Ojczym znieruchomiał. Potem odwrócił się tak gwałtownie, że omal nie wpadł w krzaki, po czym znów zastygł w bezruchu.
– Dante… To Topsy – przedstawił ją z raczej wymuszonym uśmiechem. – Pomaga twojej mamie w działalności dobroczynnej.
Topsy zrobiła wielkie oczy na widok wysokiego, przystojnego bruneta, który nagle pojawił się, nie wiadomo skąd. A więc tak wyglądał uwielbiany jedynak Sofii, bezduszny, samolubny gbur, który zepsuł matce wesele swoją chłodną postawą i przedwczesnym wyjściem. Oczywiście widziała jego zdjęcie w salonie, ale dwuwymiarowy wizerunek nie wytrzymywał porównania z oryginałem.
Wyglądał oszałamiająco w nienagannie skrojonym, profesjonalnym garniturze i bez wątpienia szytych na miarę butach. Mierzył ponad metr osiemdziesiąt, co najmniej trzydzieści centymetrów więcej od niej. Lśniące zielone oczy pięknie kontrastowały z opalonym ciałem.
Topsy zaparło dech z wrażenia. Co w nią wstąpiło? Niemożliwe przecież, żeby pociągał ją człowiek, którego nie lubiła, zanim zdążyła osobiście poznać.
Dante z zaciekawieniem obserwował drobną brunetkę. Lśniące ciemne loki spływały obfitą falą niemal do talii. Miała duże oczy barwy miodu, złocistą cerę, kuszące różowe usta i twarz w kształcie serca. Mimo niskiego wzrostu jej figura przypominała posągi Wenus o obfitym biuście, smukłej talii i krągłych biodrach. Choć zawsze wolał szczupłe, wysokie blondynki, poczuł do niej pociąg.
Topsy wyciągnęła smukłą dłoń i przedstawiła się z szerokim uśmiechem. Dante uważnie obserwował jej twarz, bynajmniej niezaskoczony serdecznym powitaniem. Jakże inaczej mogłaby potraktować bogatego człowieka? Jeżeli rzeczywiście szukała zamożnego sponsora, stanowił o wiele lepszy cel niż Vittore. W tym momencie Dante doznał olśnienia. Przypuszczalnie Vittore dopiero rozważał możliwość uwiedzenia apetycznej brunetki. Gdyby już ją zaciągnął do łóżka, darowałby sobie takie naiwnie romantyczne gesty jak ofiarowanie róży. Gdyby wolny, znacznie bogatszy Dante okazał zainteresowanie, ochroniłby matkę przed zdradą, ponieważ ojczym straciłby wszelkie szanse u sekretarki żony.
– Twoja mama bardzo się ucieszy z twojej wizyty – zagadnęła Topsy po dopełnieniu powitalnych formalności.
– Znasz nasz język?
– I kilka innych. Moja najlepsza koleżanka ze szkoły była Włoszką. Ponieważ dzieliłam z nią pokój, przyswoiłam parę popularnych zwrotów.
– Masz spory zasób słownictwa. W jakich językach jeszcze mówisz?
– Po hiszpańsku, francusku i niemiecku. Żałuję, że nie opanowałam rosyjskiego i chińskiego, tak użytecznych w dzisiejszych czasach.
– Ze znajomością tych, które wymieniłaś, nie zginiesz w Europie.
– Zaprowadzę cię do matki – zaoferował nagle Vittore, ruszając ku kamiennym schodom na tyłach.
– A ja muszę zanieść kwiaty, zanim zwiędną – zawtórowała mu Topsy. Jej serce przyspieszyło rytm na widok wrogiego spojrzenia Dantego. W czym mu zawiniła? Czyżby poczuł do niej niechęć od pierwszego wejrzenia?
Dante zacisnął białe zęby. Wrócił do własnego domu. Nie widział matki od tygodni. Nie potrzebował ani przewodnika, ani towarzystwa. Vittore zerknął na niego przez ramię z przerażeniem ze szczytu schodów, co potwierdziło jego podejrzenia.
Gdy Vittore wkroczył do przytulnego saloniku, drobna, szczupła brunetka siedząca na sofie uśmiechnęła się na jego widok.
– Mam dla ciebie niespodziankę – oznajmił Vittore.
Chwilę później, gdy wszedł Dante, poderwała się z wygodnej sofy na równe nogi. Mimo że dobiegała pięćdziesiątki, nadal wyglądała młodo. Miała takie same zielone oczy jak jej syn.
– Dante! Dlaczego nie uprzedziłeś mnie o wizycie?
– Ponieważ obawiałem się, że będę musiał ją odwołać w ostatniej chwili – odparł. Ucałował matkę w policzek, potem ujął jej dłonie i popatrzył na nią uważnie. – Wyglądasz na zmęczoną. Bardzo pobladłaś – zauważył.
Widząc przerażoną minę chlebodawczyni, Topsy pospieszyła na ratunek:
– Twoja mama dwa tygodnie temu przeszła ciężką grypę. Jeszcze całkiem nie wydobrzała.
Hrabina ukradkiem obdarzyła ją ciepłym spojrzeniem z wdzięczności za wybawienie z opresji.
– O tak… okropnie mnie wymęczyła. Usiądź tu, Topsy – poprosiła, wskazując miejsce obok siebie.
– Nie, dziękuję, powinnam wrócić do pracy.
– Zrób sobie przerwę – zaproponował Vittore. – Zamówię nam kawę.
Kiedy Topsy zajęła miejsce obok Sofii, Dante z przykrością zauważył, że matka traktuje ją raczej jak ulubioną siostrzenicę niż jak podwładną. Najwyraźniej nie podejrzewała jej o nieczyste zamiary wobec męża. Vittore krzątał się wokół żony, jak przystało na oddanego męża. Zdaniem Dantego cała trójka odgrywała sielankowe przedstawienie na jego użytek. Tylko co matka miałaby przed nim ukrywać? Zawsze byli ze sobą mocno związani. Nagle ogarnęły go wątpliwości, czy właściwie ocenił sytuację.