Zdobywcy Grand Prix - ebook
Zdobywcy Grand Prix - ebook
Stadnina Sutherlandów jest dla Hannah całym życiem. Ale nie dla jej ojca. Bez uprzedzenia sprzedał posiadłość biznesmenowi Wyattowi Jacobsowi, który nie interesuje się końmi, liczy tylko na zysk. Nie rozumie, po co Hannah bezinteresownie pomaga koniom i ludziom i każe jej zakończyć działalność fundacji. Hannah nie zamierza poddać się bez walki…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3243-2 |
Rozmiar pliku: | 817 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Hannah Sutherland wcisnęła do oporu pedał gazu wózka golfowego i pognała długim, krętym podjazdem w stronę głównego budynku.
Ojciec wezwał ją na spotkanie z jakimś ważnym gościem, więc nie mogła kazać mu czekać. Zahamowała przy schodkach prowadzących na patio i pobiegła do domu, poprawiając po drodze włosy i pospiesznie zmienione ubranie. Stukot obcasów odbijał się echem pod sklepionym sufitem.
Na widok zamkniętych drzwi gabinetu zwolniła. Od śmierci matki drzwi tych praktycznie nie zamykano…
Otrząsnęła się szybko i zastukała w lśniącą powierzchnię. Drzwi otworzył Al Brinkley, od niepamiętnych czasów przyjaciel i doradca prawny jej ojca. Zazwyczaj bardzo pogodny, teraz uśmiechnął się wymuszenie.
Ojciec stał przy biurku, twarz miał napiętą, w dłoniach trzymał szklaneczkę whisky, choć było jeszcze za wcześnie na koktajl. Trzeci z mężczyzn, wysoki i szczupły, wstał na jej widok.
Brązowe, lekko falujące włosy nie łagodziły twardych rysów. W sumie jednak twarz można by uznać za sympatyczną, gdyby nie lodowate, nieufne oczy. Drogie, doskonale skrojone ubranie podkreślało wysportowaną sylwetkę. Gość miał czujny i niebezpieczny wygląd osobnika prezentowanego na plakatach zachęcających do służby wojskowej. Zapewne niedawno przekroczył trzydziestkę, ale miał spojrzenie starego człowieka.
– Wejdź, Hannah. – Niecodzienne napięcie w głosie ojca sprawiło, że zawahała się. – Brink, zamknij drzwi.
Prawnik wpuścił Hannah do wykładanego boazerią pomieszczenia. W tym domu właściwie nigdy nie zamykało się drzwi. Nellie, gospodyni, zastępowała Hannah matkę i należała do rodziny. Po co więc te tajemnice?
– Wyatt, to moja córka, Hannah. Jako lekarz weterynarii nadzoruje pracę hodowlaną na farmie. Hannah, poznaj Wyatta Jacobsa.
Badawcze spojrzenie oczu barwy palonych ziaren kawy odpychało ją i przyciągało jednocześnie. Kim był i jakie interesy za zamkniętymi drzwiami łączyły go z ojcem?
Wyglądał na człowieka majętnego, ale tacy byli wszyscy ich goście. Zawody z cyklu Grand Prix to nie była impreza dla biedaków ani nawet dla przeciętnie zamożnych. Klienci stadniny rekrutowali się spośród nowobogackich i klas panujących, zepsutych bogactwem rodziców smarkaczy i charakternych koniarzy. Czy Wyatt Jacobs pasował do którejś z tych kategorii? Ze swoją dumną postawą świetnie wyglądałby na koniu.
– Witamy w Sutherland Farm, panie Jacobs – wyrecytowała, podając mu rękę.
Jego długie, szczupłe palce zacisnęły się wokół jej dłoni.
– Doktor Sutherland. – Miał głos głęboki, lekko zachrypły i bardzo seksowny.
Przez mgnienie pożałowała, że nie miała czasu, by się odświeżyć, umalować, rozpuścić włosy, zamaskować perfumami zapach stajni. W sumie jednak to był tylko klient, a jej nie w głowie było flirtowanie. Niecałe półtora roku wcześniej zerwała zaręczyny i od tamtego czasu była sama.
Ojciec zaproponował jej whisky, ale odmówiła. Jeszcze nie skończyła dzisiejszych zajęć, a ogier, od którego miała pobrać nasienie, nie należał do uległych. Miał jednak tak dobre pochodzenie i wyniki hodowlane, że chętnie użytkowano go jako reproduktora, a jego nasienie kosztowało fortunę.
Oderwała myśli od pracy i znów skupiła uwagę na gościu, który obserwował ją beznamiętnie. Spotykała już gwiazdy kina, kongresmanów, członków rodzin królewskich, dlaczego więc akurat Wyatt Jacobs zrobił na niej tak silne wrażenie? I dlaczego patrzył na nią z taką niechęcią?
Był tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć.
– Co pana sprowadza do naszej stadniny, panie Jacobs?
– Luthor, czy zechciałby pan wyjaśnić córce moją obecność tutaj?
Milczenie przeciągało się, a zazwyczaj niewzruszony Luthor Sutherland sprawiał wrażenie zakłopotanego, wręcz zepchniętego do defensywy. Jednym haustem opróżnił szklaneczkę i gwałtownie odstawił ją na biurko.
Hannah starała się opanować narastającą panikę.
– Tato, o co tu chodzi?
– Sprzedałem stadninę.
Nigdy nie miał poczucia humoru, zresztą nie żartowałby w ten sposób. Ale stwierdzenie było zbyt absurdalne jak na coś więcej niż tylko kiepski dowcip.
– Jak to?
Zerknął na stoicko spokojnego Brinkleya i przeniósł wzrok na córkę.
– Chcę podróżować i zwiedzać świat, a nie mogę tego robić, będąc przywiązany do tego miejsca przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku.
Mówił jak najbardziej serio i podłoga zakołysała się pod stopami Hannah.
Otworzyła i zamknęła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Kilkakrotnie odetchnęła głęboko, próbując uspokoić rozbiegane myśli.
– Nie wierzę. Przecież kochasz to zajęcie.
Zawsze jej się wydawało, że nie miał żadnych innych zainteresowań czy pasji. Liczyły się konie, zwycięstwa i hodowla czempionów. Nie miał nawet przyjaciół poza kręgiem koniarzy.
– Już nie.
Nic nie rozumiała. Z trudem odwróciła głowę do Wyatta Jacobsa.
– Czy zechciałby pan zostawić nas na chwilę samych?
Gość nawet nie drgnął. Wpatrywał się w nią tylko, jakby próbując odgadnąć i uprzedzić jej reakcję.
– Proszę. – Nienawidziła błagalnej nuty w swoim głosie.
Po chwili skinął głową, przemierzył pokój długimi krokami i wyszedł na werandę. Przez otwarte drzwi napłynęła woń świeżo skoszonej trawy, ale tym razem znajomy zapach nie zdołał uspokoić Hannah.
– Chcesz, żebym też wyszedł? – zapytał Brinkley.
Starszy pan powstrzymał go gestem.
– Zostań, Brink. Tylko ty będziesz mógł jej odpowiedzieć na pewne pytania.
– Tato, co się dzieje? Jesteś chory?
– Nie, Hannah – westchnął. – Nie jestem.
– W takim razie, jak mogłeś to zrobić? Obiecałeś mamie, że zatrzymasz stadninę na zawsze.
Zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się.
– To było dziewiętnaście lat temu, Hannah, a ona… Musiałem to powiedzieć, żeby mogła odejść w spokoju.
– A ja? Ja też to mamie przyrzekłam i zamierzam dotrzymać obietnicy. Miałam przejąć stadninę po tobie i przekazać ją moim dzieciom.
– Nie masz dzieci.
– Jeszcze nie, ale któregoś dnia… – przerwała, kiedy nagle coś przyszło jej do głowy. – To dlatego, że nie chciałam wyjść za Roberta?
Mina ojca świadczyła o głębokiej dezaprobacie.
– Był dla ciebie idealny, ale odmówiłaś…
– Nie tato, on był idealny dla ciebie. Jak syn, którego zawsze chciałeś mieć zamiast mnie.
– Robert bez trudu poprowadziłby stadninę.
– Ja też…
– Ty nie jeździsz zawodowo i nie zdołałabyś utrzymać pozycji Sutherland Farm. Marnujesz tylko czas i pieniądze na zwierzęta, które powinny zostać wyeliminowane.
Niezależnie jak często słyszała te słowa, wciąż drażniły ją niepomiernie. Nie uległa jednak pokusie emocjonalnej reakcji i postarała się skoncentrować na faktach.
– Mama też wierzyła w ratowanie koni, a mój program rehabilitacji sprawdza się doskonale. Gdybyś tylko zechciał spojrzeć w statystyki i poczytać historie wyzdrowień…
– Twój program pochłania masę pieniędzy. Wydajesz je tak beztrosko, bo nigdy nie musiałaś ich zarabiać.
– Pracuję.
– Kilka godzin dziennie.
– Różnie bywa. W moim zawodzie nie pracuje się ośmiu godzin.
– Kiedy z twoją matką przejęliśmy ziemię moich rodziców, walczyliśmy jak szaleni o każdy grosz. Stworzyliśmy Sutherland Farm naprawdę ciężką pracą. Twoja matka miała ambicje, ty ich nie masz. Robert może przemówiłby ci do rozumu, ale nie chciałaś go słuchać.
Zerwała zaręczyny, bo zrozumiała, że Robert kocha konkursy, a nie ją. W pogoni za wszechmocnym dolarem zdeptałby człowieka. Ojciec nie chciał lub nie umiał tego zrozumieć, bo w bezwzględnym dążeniu do sukcesu byli do siebie bliźniaczo podobni.
Robert byłby dla jej ojca zięciem idealnym, agresywnym w biznesie i gwiazdorem konkursów. Za to dla niej nie byłby wcale idealnym partnerem. W najlepszym razie mogłaby zająć w jego sercu odległe trzecie miejsce.
– Masz dwadzieścia dziewięć lat, Hannah, i żaden mężczyzna nie zainteresował cię na dłużej niż kilka miesięcy.
– Przykro mi, że nie odziedziczyłam wdzięku i talentu mamy ani twoich zdolności biznesowych, ale stadnina to całe moje życie. Potrafię ją poprowadzić. Nie startuję w konkursach, ale potrafię wyhodować czempiona.
– Nie, Hannah. Masz na koncie kilka sukcesów, ale brak ci zacięcia i ambicji, no i zupełnie nie masz głowy do interesów.
Szczere słowa ojca wprawdzie tylko potwierdziły to, co wiedziała od lat, ale i tak zabolały jak smagnięcie batem.
– Rozpieszczając cię dalej, nie oddam ci przysługi. – Przerwał i spojrzał na przyjaciela. – Nie zawsze będę mógł być przy tobie. Czas, żebyś wzięła odpowiedzialność za swoje życie.
– To znaczy?
– Nie będę cię dłużej finansował.
Pod wpływem zaskoczenia i szoku cofnęła się o krok.
– To jak mam się utrzymać?
– Musisz zacząć zarabiać na swoje utrzymanie.
Ból, strach i poczucie zdrady przeniknęły ją jednocześnie.
– Nie mogłeś o tym ze mną pomówić, zanim podjąłeś tak drastyczną decyzję?
Starszy pan tylko wzruszył ramionami i niecierpliwie postukał długopisem w stos papierów na biurku.
– A co by to dało?
– Ktoś powinien był cię powstrzymać. – Popatrzyła z wyrzutem na adwokata, który przepraszająco wzruszył ramionami. – To miejsce jest w rękach naszej rodziny od pokoleń. Zależy od nas los wielu osób…
– Już za późno, Hannah.
Westchnął i zgarbił się, sprawiając wrażenie starego i zmęczonego. Nalał sobie drinka i zagłębił się w skórzanym fotelu.
Hannah odwróciła się do Brinkleya.
– Czyli to naprawdę możliwe? A co z częścią należącą do mamy?
– Twoi dziadkowie przepisali farmę na ojca, zanim poślubił twoją matkę, więc jej imię nigdy nie pojawiło się w dokumentach. Ty otrzymałaś swoją część w dniu dwudziestych pierwszych urodzin.
Tak, tylko większość tego już się rozeszła, głównie na końskich podopiecznych Hannah, przekonanej, że ojciec będzie zawsze finansował jej wysiłki. Tymczasem wszystko uległo zmianie, a prawa do stadniny przejął Wyatt Jacobs.
A teraz ten intruz siedział sobie spokojnie na patiu, pojadając ciasteczka Nellie, zupełnie niewzruszony jej losem. Pod wpływem impulsu podeszła i dotknęła jego łokcia.
– To miejsce jest moim domem. Nie może pan tak po prostu skraść mojej własności. Ojciec ma chwilowe zaćmienie umysłu i…
Wstał, górując nad nią, z twarzą twardą jak granit.
– Nie ukradłem Sutherland Farm, pani doktor. Zapłaciłem więcej, niż wynosi jej rynkowa wartość.
Ze spokojem ugryzł ciasteczko, a jego bezczelność zapiekła ją jak wymierzony policzek. Czy tylko ona jedna ucierpi wskutek dzisiejszych rozstrzygnięć?
– A Nellie? – spytała. – Mieszka tu od śmierci mamy. Nie ma innego domu ani rodziny. Przecież jej nie zwolnisz. Jest za młoda na emeryturę, a o pracę dziś niełatwo.
– Wyatt ją zatrudni.
– A inni pracownicy, konie, stajnie?
Większość nowych właścicieli sprowadzała własnych pracowników i Hannah wzdragała się na myśl, że ludzie, z którymi łączyła ją długoletnia przyjaźń, zostaną wyrzuceni na bruk.
– Dopóki nie zorientuję się w stanie posiadłości i interesów, nie podejmę żadnych decyzji.
– Prowadzimy światowej klasy stadninę…
– Hannah – wtrącił ojciec. – Brink wyjaśni ci szczegóły umowy. Wiedz, że Wyatt zgodził się zatrzymać wszystkich pracowników przez rok, chyba że ktoś okaże się ewidentnie pozbawiony kompetencji.
– Nie zatrudniamy osób niekompetentnych.
– W takim razie nikt nie musi się niczego obawiać – uciął Jacobs.
Desperacja chwyciła Hannah za gardło.
– Tato, proszę, nie rób tego. Z pewnością możesz się jeszcze wycofać. Pozwól mi udowodnić, że sobie poradzę…
– Hannah, zawarliśmy umowę już tydzień temu, ale dopiero dzisiaj mogliśmy się spotkać osobiście i dogadać szczegóły.
– Tydzień temu… – powtórzyła.
Jej świat runął i wszystko się skończyło.
– Kupiłem już dom w mieście i zaplanowałem przeprowadzkę – dodał ojciec, co jeszcze bardziej ją przygnębiło.
– W mieście? – Wtrącił zdziwiony Jacobs. – A ta wydzielona ze sprzedaży część?
– Należy do Hannah.
Nie potrafił ukryć niezadowolenia.
Zaskoczona zmianą atmosfery, Hannah przenosiła wzrok z ojca na gościa i z powrotem.
– Mieszkam i pracuję na terenie stadniny. Dokąd miałabym pójść?
Ojciec odwrócił się do barku.
– Wyatt ci to wyjaśni.
– Luthor wykluczył z naszej umowy domek wraz z dwoma akrami ziemi. Może go pani zatrzymać, ale podobnie jak innych będę panią zatrudniał, dopóki jakość pani pracy będzie odpowiadała moim wymaganiom.
– Kiedy zostaną wprowadzone zmiany? – zwróciła się do ojca, ale znów odpowiedział jej Jacobs.
– Od tej chwili obejmuję zarząd stadniny, a zamieszkam tutaj, jak tylko pani ojciec opuści dom.
Dotychczasowe życie Hannah Sutherland odeszło w przeszłość.