Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Zdrada - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zdrada - ebook

Tallie Jones to legenda Hollywood, ambitna i pełna pasji reżyserka, której wielokrotnie nagradzane filmy stanowią rzadką kombinację sukcesu komercyjnego i niszowego. Mało interesują ją jednak blichtr i przepych Los Angeles, skupia się na swojej pracy i rodzinie. Jest szczęśliwą matką, córką, ma kochającego partnera, zarazem jej koproducenta. Zaufane grono Tallie uzupełnia Brigitte Parker – najlepsza przyjaciółka i oddana asystentka. Przyjaźnią się od czasów szkoły filmowej, a osobisty urok Brigitte i doskonałe zorganizowanie Tallie zapewniają idealną równowagę w prowadzeniu biznesu.

Jednak gdy Tallie reżyseruje swój najambitniejszy film, w jej bezbłędnie uporządkowanym świecie zaczynają się pojawiać drobne zakłócenia. Audyt ujawnia niepokojące rozbieżności w dokumentacji finansowej, którą zawsze prowadził zaufany księgowy, Victor Carson. Rachunki wskazują, że ktoś z otoczenia Tallie okrada ją od dłuższego czasu. Jej niegdyś bezpieczny świat zaufanych współpracowników zostaje nagle wywrócony do góry nogami. Tallie jest w szoku i próbuje dowiedzieć się, kto spośród tych, którym ufa i których kocha, ją zdradził…

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67859-57-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Dwaj męż­czyźni le­żeli w pa­lą­cym słońcu. Nie ru­szali się. Eks­plo­zje wstrzą­snęły oko­licą i je­den z nich za­lał się krwią. Choć byli wro­gami, ten drugi chwy­cił umie­ra­ją­cego prze­ciw­nika za rękę. Spoj­rzeli na sie­bie jesz­cze raz i ranny wy­dał z sie­bie ostat­nie tchnie­nie. Wtem w po­bliżu roz­legł się strzał. Drugi męż­czy­zna z prze­ra­że­niem sze­roko otwarł oczy. Jakby zni­kąd zja­wił się czło­wiek z pi­sto­le­tem w dłoni ni­czym anioł mści­ciel, który sfru­nął z nieba.

– Cię­cie! – Ci­szę prze­rwał głos.

Na plan wkro­czyli lu­dzie z ka­me­rami i z in­nym sprzę­tem.

„Trup” wstał z ziemi, krew wciąż spły­wała mu po szyi. Asy­stent pro­du­centa pod­biegł do niego z zim­nym na­po­jem, który ak­tor z wdzięcz­no­ścią wy­pił dusz­kiem. Drugi ak­tor, który przed chwilą trzy­mał go za rękę, zszedł z planu. Chciał coś zjeść, do­wie­dziaw­szy się, że na dzi­siaj za­koń­czono zdję­cia.

Zro­biło się gwarno. Roz­le­gały się okrzyki i salwy śmie­chu. Wy­soka, szczu­pła ko­bieta w krót­kich po­strzę­pio­nych spoden­kach dżin­so­wych, tramp­kach do ko­stek i w mę­skim łach­ma­nie za­miast pod­ko­szulka na­ra­dzała się z ekipą, z fi­glar­nym uśmie­chem na ustach. Blond włosy ko­biety kon­tra­sto­wały z ciem­no­mio­dową opa­le­ni­zną, ozna­cza­jącą, że ta osoba czę­sto prze­bywa na dwo­rze. Gąszcz dłu­gich roz­czo­chra­nych wło­sów zwią­zała nie­dbale w ku­cyk. Wy­piła łyk lo­do­wa­tej wody z bu­telki, którą ktoś jej po­dał. W po­bliżu stała cię­ża­rówka z je­dze­niem. Fo­to­graf pstry­kał zdję­cia ak­to­rom scho­dzą­cym z planu. W fil­mie brały udział cztery naj­więk­sze gwiazdy Hol­ly­wood, co nie było ni­czym nad­zwy­czaj­nym w wy­padku tej re­ży­serki.

– To bę­dzie naj­lep­sza scena – za­pew­niała blon­dynka głów­nego ka­me­rzy­stę.

Lu­dzie krą­żyli wo­kół niej, za­da­jąc py­ta­nia. Tech­nik dźwięku przy­ta­ki­wał. Ro­bota szła jak z płatka. Czło­wiek z pia­sku bę­dzie jej naj­lep­szym fil­mem.

Mu­ro­wa­nym prze­bo­jem, jak po­przed­nie filmy Tal­lie Jo­nes. Cze­go­kol­wiek się tknęła, za­mie­niała w złoto. Zdo­była już dwie no­mi­na­cje do Oscara i sześć do Zło­tych Glo­bów, a na jej biurku już prę­żyły się dwa Globy. Bra­ko­wało zaś sta­tu­etki Oscara. Jej filmy sta­wały się hi­tami, gdyż umiała łą­czyć wartką ak­cję, która tra­fiała w gust męż­czyzn, od­po­wied­nią dawkę prze­mocy, za­spo­ka­ja­jącą ich żą­dzę krwi, nie epa­tu­jąc nią nad­mier­nie, z ko­biecą wraż­li­wo­ścią i emo­cjo­nal­no­ścią. Ofia­ro­wała wi­dzom to, co naj­lep­sze z obu świa­tów. Miała do­tyk Mi­dasa. W wieku trzy­dzie­stu dzie­wię­ciu lat ze­brała na kon­cie sie­dem­na­ście fil­mów, z któ­rych ża­den nie oka­zał się klapą.

W po­wie­trzu uno­sił się za­pach zwy­cię­stwa. Tal­lie z ra­do­ścią szła do przy­czepy, która słu­żyła jej za biuro, gdy krę­ciła film za mia­stem, ści­ska­jąc pod pa­chą pod­nisz­czony sce­na­riusz ze zmia­nami na­nie­sio­nymi po­przed­niego dnia przez sce­na­rzy­stów. Wciąż do­sko­na­liła tekst. Była per­fek­cjo­nistką. Współ­pra­cow­nicy zło­ścili się na nią, że zaj­muje się każ­dym naj­mniej­szym szcze­gó­łem, lecz ta stra­te­gia miała swoje do­bre strony. W kli­ma­ty­zo­wa­nej przy­cze­pie Tal­lie włą­czyła Black­Berry. Uj­rzała dwie wia­do­mo­ści od córki, stu­dentki pierw­szego roku prawa na uni­wer­sy­te­cie w No­wym Jorku. Ma­xine czy też Max, jak na nią mó­wiono, wo­lała prawo niż film. Chciała zo­stać praw­ni­kiem jak jej dzia­dek, oj­ciec Tal­lie, Sam Jo­nes. Był bo­ha­te­rem ich oby­dwu, a one były ko­bie­tami jego ży­cia. Mama Tal­lie zmarła na bia­łaczkę, gdy córka uczyła się w szkole śred­niej, a oj­ciec z en­tu­zja­zmem wspie­rał wszyst­kie jej po­my­sły. To­wa­rzy­szył jej na osca­ro­wej gali, kiedy otrzy­mała no­mi­na­cję. Pę­kał z dumy, sto­jąc u jej boku.

To dzięki matce Tal­lie po­ko­chała kla­syczne kino. Od­kąd się­gała pa­mię­cią, cho­dziły ra­zem oglą­dać filmy. Mama dała jej na imię Tal­lu­lah, na cześć Tal­lu­lah Ban­khead, którą uzna­wała za naj­pięk­niej­szą ko­bietę, jaką wi­dział świat. Tal­lie nie­na­wi­dziła swego imie­nia, to­le­ro­wała wy­łącz­nie jego zdrob­nie­nie. Uwiel­biała wszyst­kie filmy obej­rzane z mamą, która sama ma­rzyła o ka­rie­rze ak­torki, a po­tem prze­lała swoje ma­rze­nia na córkę, lecz nie­stety nie do­żyła jej suk­ce­sów. Nie zo­ba­czyła jej fil­mów. W wieku dwu­dzie­stu je­den lat wy­szła za mąż za czter­dzie­sto­pię­cio­let­niego roz­chwy­ty­wa­nego praw­nika. Była jego drugą żoną, a Tal­lie ich je­dyną córką. Osiem­dzie­się­cio­pię­cio­letni te­raz oj­ciec Tal­lie, eme­ry­to­wany praw­nik, bar­dzo pod­upadł na zdro­wiu. Co­dzien­nie roz­ma­wiał z córką przez te­le­fon. Uwiel­biał słu­chać o tym, co się dzieje na pla­nie. Tal­lie była jego łącz­ni­kiem ze świa­tem ze­wnętrz­nym, po­nie­waż cho­ro­wał na ar­tre­tyzm i rzadko opusz­czał swój dom.

Tal­lie nie miała szczę­ścia do męż­czyzn. Nie było to nic dziw­nego ani nad­zwy­czaj­nego w nie­pew­nym i chwiej­nym świe­cie filmu. Trudno było spo­tkać w Hol­ly­wood zwy­czaj­nego i przy­zwo­itego czło­wieka. Ina­czej było z oj­cem Max, kow­bo­jem z Mon­tany, któ­rego Tal­lie po­znała na stu­diach i za­szła z nim w ciążę w wieku dwu­dzie­stu je­den lat. Zre­zy­gno­wała ze stu­diów, aby przez rok opie­ko­wać się có­reczką. Oj­ciec na­kło­nił ją do mał­żeń­stwa, jed­nak Tal­lie i jej chło­pak oka­zali się na to zbyt nie­doj­rzali. Gdy Max skoń­czyła pół roku, kow­boj wró­cił do Mon­tany i para roz­wio­dła się. Tal­lie od­wie­dziła go kilka razy, chcąc się prze­ko­nać, czy na pewno ich zwią­zek nie ma przy­szło­ści. Nie­stety, cał­ko­wi­cie się róż­nili. On od dwu­dzie­stu lat jeź­dził z po­ka­zami ro­deo. Oże­nił się z dziew­czyną z Wy­oming, z którą miał troje dzieci. Co roku wy­sy­łał Max kartkę uro­dzi­nową, a na Boże Na­ro­dze­nie pa­miątkę z po­ka­zów ro­deo. Oj­ciec i córka wi­dzieli się cztery razy w ży­ciu. Kow­boj nie był złym czło­wie­kiem, tylko zwy­czaj­nie nic go z Max nie łą­czyło. Po­cho­dził z in­nego świata. Był przy­stojny, na­wet za­bój­czo przy­stojny w wieku dwu­dzie­stu lat, a Max wy­glą­dała jesz­cze pięk­niej niż matka, wy­soka blon­dynka, strze­li­sta i smu­kła, o oczach ko­loru nieba. Zie­lo­no­oka Tal­lie była odro­binę od niej niż­sza. Gdzie­kol­wiek się ra­zem po­ja­wiały, lu­dzie nie mo­gli ode­rwać od nich wzroku. Wy­glą­dały jak sio­stry, a nie jak matka z córką.

Po raz drugi Tal­lie wy­szła za mąż za ak­tora, który grał w jej fil­mie. Wierna za­sa­dzie, by się nie wią­zać ze swo­imi ak­to­rami, dla tego zro­biła wy­ją­tek. Bry­tyj­ski gwiaz­dor zła­mał wiele serc i rów­nież ona stra­ciła dla niego głowę. Miała trzy­dzie­ści lat, on był o dwa lata młod­szy. Zdra­dził ją pod­czas krę­ce­nia ko­lej­nego filmu, co się od­biło sze­ro­kim echem w me­diach. Mał­żeń­stwo prze­trwało je­de­na­ście mie­sięcy, z któ­rych ra­zem spę­dzili nie­całe trzy. Tal­lie za­pła­ciła mu mi­lion do­la­rów, żeby się wy­plą­tać z tego związku. Ostro się tar­go­wał, więc suma mu­siała być od­po­wied­nio słona.

Po ko­lej­nej ser­co­wej po­rażce Tal­lie nie zwią­zała się z ni­kim przez pięć lat, sku­pia­jąc się na pracy i córce. Cał­ko­wi­cie prze­szła jej ochota na na­stępne mał­żeń­stwo. I wtedy po­znała Hun­tera Lloyda, zna­nego pro­du­centa fil­mo­wego. Róż­nił się od męż­czyzn, z któ­rymi do tej pory się wią­zała. Za­częła uma­wiać się z nim na randki. Hunt był po­rząd­nym czło­wie­kiem, nie zdra­dzał jej, nie kła­mał i nie po­pi­jał. Miał za sobą dwa nie­udane mał­żeń­stwa, które kosz­to­wały go for­tunę. Cztery lata temu zo­stali z Tal­lie parą. Po roku Hunt prze­pro­wa­dził się do niej, po­zo­sta­wiw­szy żo­nie oka­zały dom w Bel Air. Dla obojga układ oka­zał się ko­rzystny. Byli w so­bie za­ko­chani, Max go uwiel­biała, a on był dla niej bar­dzo do­bry.

Hunt przy­po­mi­nał du­żego, ła­god­nego mi­sia. Film, który wła­śnie re­ży­se­ro­wała Tal­lie, był ich dru­gim wspól­nym przed­się­wzię­ciem, a pierw­szy oka­zał się prze­bo­jem ka­so­wym. Wspól­nie osią­gnęli wię­cej niż każde z osobna. Hunt Lloyd i sta­bilny, spo­kojny zwią­zek sta­no­wili speł­nie­nie ma­rzeń Tal­lie, która mimo nie­by­wa­łych suk­ce­sów była skromną osobą, lu­biącą ci­che, spo­kojne ży­cie. Nie miała czasu ani ochoty bry­lo­wać na sa­lo­nach. Re­ży­se­ro­wała bądź zaj­mo­wała się mon­ta­żem, była wiecz­nie w ru­chu, wiecz­nie za­jęta.

Kiedy uro­dziła córkę i skoń­czyła dwa­dzie­ścia je­den lat, zo­stała do­strze­żona w skle­pie w Hol­ly­wood przez pew­nego agenta, który za­pro­po­no­wał jej próbne zdję­cia i rolę w fil­mie. Zgo­dziła się na jego pro­po­zy­cję przez wzgląd na pa­mięć o matce. Do­brze wie­działa, ile by to dla niej zna­czyło. Świet­nie wy­pa­dła, a film rów­nież bar­dzo się po­do­bał, lecz Tal­lie nie­na­wi­dziła każ­dej mi­nuty, którą po­świę­ciła gra­niu. Nie to chciała w ży­ciu ro­bić. Agent zło­ścił się na nią, bo od­rzu­ciła sporo ofert. Ka­mera ją ko­chała, a jak na tak krót­kie przy­go­to­wa­nie dziew­czyna była nie­złą ak­torką. Ona jed­nak wo­lała re­ży­se­rię i jej za­pra­gnęła się po­świę­cić. Po rocz­nej prze­rwie wró­ciła na stu­dia i po­szła do szkoły fil­mo­wej. Jej pracą dy­plo­mową był ni­sko­bu­dże­towy film, który po­wstał dzięki fi­nan­so­wemu wspar­ciu ojca. Ob­raz pod ty­tu­łem Prawda o męż­czy­znach i ko­bie­tach stał się kul­towy. To był po­czą­tek re­ży­ser­skiej ka­riery Tal­lie. Od tam­tej chwili ni­gdy nie oglą­dała się wstecz.

Jej pierw­sze filmy po­do­bały się i zy­ski­wały świetne re­cen­zje. Nim Tal­lie skoń­czyła trzy­dzie­ści lat, stały się żyłą złota. Re­ży­serka zaś zo­stała le­gendą Hol­ly­wood i sy­no­ni­mem suk­cesu zdo­by­tego w ciągu sie­dem­na­stu lat pracy, którą ko­chała. Nie zno­siła wszel­kich atry­bu­tów, które się z nią wią­zały: sławy, za­in­te­re­so­wa­nia, prasy, pre­mier, pu­blicz­nych wy­stą­pień, po­pi­sów, świa­teł ju­pi­te­rów. Zda­niem Tal­lie blichtr na­le­żał się ak­to­rom, nie jej. Wła­śnie dla­tego nie chciała zo­stać ak­torką, lecz re­ży­serką, która ma udział w pracy ak­to­rów i w in­ter­pre­ta­cji sce­na­riu­sza. Po jed­nym fil­mie, w któ­rym za­grała, wie­działa, co ją czeka, gdy obie­rze drogę ak­tor­ską, i nie miała na to ochoty. Uwiel­biała pra­co­wać, two­rzyć, być ar­tystką. Z ra­do­ścią rzu­cała się w wir pracy, lecz nie chciała być gwiazdą. Tego jed­nego nie chciała, i nie miała co do tego wąt­pli­wo­ści.

Po raz pierw­szy wło­żyła długą suk­nię, gdy zdo­była Złoty Glob. Po uzy­ska­niu no­mi­na­cji uświa­do­miła so­bie, że ma w sza­fie wy­łącz­nie ciu­chy, w któ­rych pra­co­wała i w któ­rych wy­glą­dała jak osoba bez­domna. Kom­plet­nie nie dbała o stroje, do­brze się ze sobą czuła, a Hunt ko­chał ją wła­śnie taką. Był bar­dziej kon­tak­towy i świa­towy niż ona, na­le­żał do hol­ly­wo­odz­kiej elity, ale woda so­dowa nie ude­rzyła mu do głowy.

Za­wsze z ra­do­ścią wra­cał do domu, w któ­rym Tal­lie le­żała na pod­ło­dze bądź na ka­na­pie za­czy­tana w sce­na­riu­szach. Gdy miał czas, od­wie­dzał ją na pla­nie. Był bar­dziej biz­nes­me­nem w Hol­ly­wood niż ar­ty­stą, trak­to­wał filmy jako biz­nes, a film zro­biony przez Tal­lie Jo­nes i wspól­nie z nią wy­pro­du­ko­wany sta­no­wił dla niego szczyt ma­rzeń. Było mu więc wszystko jedno, czy Tal­lie miała ochotę się ucze­sać, czy też cho­dzić roz­czo­chrana.

Znaj­do­wali się nie­da­leko Palm Springs, na pla­nie zdję­cio­wym, który zbu­do­wali. Za­re­zer­wo­wała w ho­telu po­kój, gdyby miała ochotę się w nim prze­spać, naj­czę­ściej jed­nak wra­cała na noc do L.A., żeby być z Hun­tem, je­śli nie pra­co­wała do późna, albo też on ją od­wie­dzał.

Chciała przej­rzeć uję­cia, szcze­gól­nie te ostat­nie, nim ze­szli z planu. Za­tknęła we włosy trzy ołówki i dłu­go­pis. Ro­biąc no­tatki, od­po­wia­dała na ma­ile. Wła­śnie szła do przy­czepy, aby się przyj­rzeć re­zul­ta­tom go­rącz­ko­wego dnia, gdy nad szosą pro­wa­dzącą na plan unio­sła się chmura ku­rzu. Wi­no­wajcą oka­zał się srebrny aston mar­tin.

Tal­lie zmru­żyła oczy, pa­trząc na słońce, gdy pod­je­chał spor­towy sa­mo­chód, wciąż wznie­ca­jący tu­many ku­rzu. Za­ha­mo­wał gwał­tow­nie przy Tal­lie, która z uśmie­chem spo­glą­dała na wy­sia­da­jącą z niego po­stać. Ko­bieta za­pie­rała swym wy­glą­dem dech w pier­siach. Była ubrana w kusą spód­niczkę mini, miała nie­wia­ry­god­nie dłu­gie, sek­sowne nogi, re­we­la­cyjną fi­gurę i blond grzywkę. Wy­raź­nie się spie­szyła. Wiatr roz­wiał jej fry­zurę, jakby wła­śnie wy­szła z filmu. Jej dłoń zdo­biła ogromna tur­ku­sowa bran­so­letka, w uszach miała dia­menty, na no­gach naj­wyż­sze szpilki świata.

– Cho­lera! Czyż­bym się spóź­niła na ostat­nie uję­cie? – Bri­gitte, piękna wła­ści­cielka astona mar­tina, była wy­raź­nie zi­ry­to­wana.

Tal­lie uśmiech­nęła się.

– Wszystko po­szło spraw­nie. Mo­żesz ze mną obej­rzeć ma­te­riał.

Bri­gitte ode­tchnęła z ulgą.

– Tra­fi­łam na dziki ko­rek. Dwa razy utknę­łam na do­bre pół go­dziny.

Bri­gitte była w każ­dym calu gwiazdą. Na ob­ca­sach prze­wyż­szała wzro­stem Tal­lie, a jej twarz zdo­bił nie­ska­zi­telny ma­ki­jaż. Ni­gdy nie opusz­czała domu nie­uma­lo­wana. Ide­al­nie do­brane stroje pod­kre­ślały jej do­sko­nałą syl­wetkę. Ema­no­wała wprost sek­sem. Była prze­ci­wień­stwem Tal­lie. Każdy szcze­gół jej wy­glądu miał przy­ku­wać uwagę, pod­czas gdy Tal­lie, wręcz prze­ciw­nie, wo­lała po­zo­sta­wać w cie­niu. Widz miał zwra­cać uwagę na in­nych, nie na nią. Bri­gitte zaś uwiel­biała znaj­do­wać się w cen­trum uwagi. Sub­telna i nie­śmiała na­tura Tal­lie była jej cał­ko­wi­cie obca. Fi­zycz­nie były do sie­bie po­dobne. Wy­so­kie, szczu­płe blon­dynki zu­peł­nie ina­czej wy­ko­rzy­stały atry­buty dane im przez na­turę. Tal­lie je ukry­wała, tym­cza­sem Bri­gitte pod­kre­ślała. Prawdę mó­wiąc, Tal­lie nie za­le­żało na wy­glą­dzie, ni­gdy jej nie ob­cho­dził, Bri­gitte na­to­miast wkła­dała w swój olśnie­wa­jący wy­gląd mnó­stwo dba­ło­ści i wy­siłku.

Były w tym sa­mym wieku. Bri­gitte uj­mo­wała so­bie dzie­sięć lat, a Tal­lie nie­świa­do­mie ro­biła to samo. W sta­rych ciu­chach, wy­so­kich tramp­kach, znisz­czo­nych dżin­sach i ko­szul­kach, wy­glą­dała jak na­sto­latka. Bri­gitte zo­pe­ro­wała so­bie oko­lice oczu i z dumą ob­no­siła swój pełny biust. Re­gu­lar­nie wstrzy­ki­wała w wargi bo­toks i ko­la­gen, co­dzien­nie ćwi­czyła w naj­bar­dziej eks­klu­zyw­nej si­łowni w Hol­ly­wood. Ciężko pra­co­wała na swój wy­gląd, ale sku­tek był re­we­la­cyjny. Wy­glą­dała rów­nie pięk­nie jak gwiazdy fil­mowe.

Tal­lie i Bri­gitte po­znały się sie­dem­na­ście lat temu w szkole fil­mo­wej w USC. Bri­gitte ma­rzyła o zo­sta­niu ak­torką i chciała się wszyst­kiego o tym za­wo­dzie na­uczyć. Jej zna­jomi wie­dzieli, że po­cho­dzi z za­moż­nej ro­dziny z San Fran­ci­sco i wcale nie musi pra­co­wać, ona jed­nak ma­rzyła o ka­rie­rze fil­mo­wej. Po­dob­nie jak Tal­lie wcze­śnie stra­ciła matkę, a wkrótce po­tem oj­ciec oże­nił się z ko­bietą o wiele od sie­bie młod­szą. Wi­zja ob­co­wa­nia ze złą ma­co­chą wy­go­niła Bri­gitte do L.A. Tal­lie za­trud­niła ją przy swoim pierw­szym nie­za­leż­nym fil­mie, jesz­cze pod­czas stu­diów. Bri­gitte oka­zała się tak so­lidna, zor­ga­ni­zo­wana i po­mocna, że Tal­lie za­pro­po­no­wała jej współ­pracę przy ko­lej­nym fil­mie. Wresz­cie Bri­gitte po­rzu­ciła ma­rze­nia o ak­tor­stwie i zo­stała jej asy­stentką. Ro­biła wszystko, czego Tal­lie nie chciała bądź nie umiała ro­bić. Była do­sko­nała, za­cie­kle bro­niła jej przed dzien­ni­ka­rzami, osła­niała ni­czym tar­czą przed nie­bez­pie­czeń­stwem. Ma­wiała, że da­łaby się za nią po­kroić. Tal­lie była na­iwna i pro­sto­li­nijna, i rze­czy­wi­ście po­trze­bo­wała ko­goś, kto sta­nąw­szy mię­dzy nią a świa­tem, chro­niłby ją. Bri­gitte re­pre­zen­to­wała Tal­lie przed świa­tem, do­brze słu­żąc każ­dej spra­wie. Uwal­niała ją od ko­niecz­no­ści zaj­mo­wa­nia się róż­nymi spra­wami, dzięki czemu Tal­lie miała wię­cej czasu na pracę i dla córki. Po sie­dem­na­stu la­tach czuła wo­bec Bri­gitte ogromną wdzięcz­ność. Łą­czył je ide­alny układ. Po tak dłu­gim cza­sie zo­stały przy­ja­ciół­kami. Po­nie­waż Tal­lie pra­co­wała na okrą­gło, nie miała czasu na inne przy­jaź­nie, a Bri­gitte stała za­wsze u jej boku, chro­niła, roz­piesz­czała, była dumna, że może jej słu­żyć.

Żad­nego za­da­nia nie uwa­żała za zbyt trudne czy za am­bitne, zbyt cza­so­chłonne czy nie­cie­kawe.

Po­szły ra­zem do przy­czepy, aby obej­rzeć ma­te­riał, żywo roz­pra­wia­jąc o mi­nio­nym dniu. Bri­gitte po ska­li­stej ścieżce dro­biła kroczki na wy­so­kich szpil­kach.

– Kup so­bie wresz­cie przy­zwo­ite buty – prze­ko­ma­rzała się z nią Tal­lie.

Czę­sto po­zwa­lała so­bie na po­dobne ko­men­ta­rze. Bri­gitte no­siła wy­łącz­nie wy­so­kie sek­sowne szpilki i świet­nie w nich wy­glą­dała. Miała do nich taki sto­su­nek jak inni do bu­tów do bie­ga­nia.

– Masz na my­śli trampki? – Ro­ze­śmiała się.

Tal­lie nie wło­ży­łaby na­wet no­wych tram­pek, no­siła wy­łącz­nie po­pla­mione i dziu­rawe. Wy­glą­dała w nich rów­nie po­nęt­nie i za­chwy­ca­jąco jak Bri­gitte, lecz zu­peł­nie o tym nie my­ślała. Hunt rów­nież o to nie dbał. Ko­chał ją taką, jaka była. Jej nie­dbały wy­gląd sta­no­wił część jej uroku. Naj­bar­dziej ze wszyst­kiego Hunt po­dzi­wiał jej ge­nialny twór­czy umysł. Bri­gitte rów­nież to w niej ce­niła. Oboje wie­dzieli, że na­dej­dzie dzień, kiedy Tal­lie zo­sta­nie uznana za jed­nego z naj­waż­niej­szych fil­mow­ców swych cza­sów.

W przy­cze­pie obej­rzały ma­te­riał. Tal­lie mil­czała, w na­pię­ciu i wni­kli­wie przy­glą­da­jąc się naj­drob­niej­szym szcze­gó­łom. Kilka razy prze­ry­wała oglą­da­nie i pi­sała uwagi dla mon­ta­ży­stów, któ­rzy będą je póź­niej roz­wa­żać. Miała by­stre oko i do­strze­gała niu­anse, któ­rych inni nie za­uwa­żali. To ją wy­róż­niało spo­śród wszyst­kich. Przed wyj­ściem roz­ma­wiała ze swoim za­stępcą i mon­ta­ży­stami. Mi­nęła siódma. Tal­lie po­czuła zmę­cze­nie, lecz była bar­dzo za­do­wo­lona.

– Czy wra­casz do domu? – spy­tała Bri­gitte.

Miała w ba­gaż­niku torbę z rze­czami na noc na wy­pa­dek, gdyby Tal­lie ze­chciała zo­stać. Przed­kła­dała jej po­trzeby i plany nad wszystko inne. Po­nie­waż z ra­do­ścią grała dru­gie skrzypce, stała się nie­za­stą­piona. Była pod każ­dym wzglę­dem asy­stentką ide­alną.

– Nie wiem – od­parła Tal­lie. – Czy wi­dzia­łaś się z Hun­tem? – Miała ochotę wró­cić do domu, choć wie­działa, że nie do­jadą przed dzie­wiątą, a może na­wet przed dzie­siątą.

– Mó­wił, że przy­go­tuje dla cie­bie ko­la­cję, je­śli po­sta­no­wisz wró­cić, albo przy­je­dzie do cie­bie, je­śli tak wo­lisz. Mam mu dać znać.

Tal­lie wa­hała się przez krótką chwilę. Zde­cy­do­wała się wró­cić, cho­ciaż spę­dzą ze sobą tylko kilka go­dzin, za­nim pójdą spać. A bę­dzie mu­siała wstać przed czwartą rano. Jed­nak bar­dzo lu­biła być w domu, a Hunt świet­nie go­to­wał.

– My­ślę, że wrócę do domu.

– W ta­kim ra­zie cię za­wiozę. Prze­śpisz się po dro­dze.

Tal­lie miała za sobą długi dzień, jak za­wsze, kiedy pra­co­wała na pla­nie. We­szło jej to w krew, lu­biła ten stan.

– Dzięki.

Tal­lie chwy­ciła płó­cienną torbę, która od mie­sięcy słu­żyła jej za pod­ręczną to­rebkę. Torba na na­rzę­dzia dla hy­drau­lika, która wpa­dła jej w oko na ga­ra­żo­wej wy­prze­daży, ide­al­nie bo­wiem nada­wała się do no­sze­nia sce­na­riu­szy i bru­lio­nów, które miała za­wsze przy so­bie, żeby do nich zaj­rzeć przy pierw­szej lep­szej oka­zji. Pra­co­wała bez wy­tchnie­nia, za­pi­sy­wała nowe po­my­sły scen do wy­ko­rzy­sta­nia w fil­mie ak­tu­al­nie krę­co­nym bądź przy­datne w ko­lej­nym. Jej umysł pę­dził z pręd­ko­ścią stu pięć­dzie­się­ciu ki­lo­me­trów na go­dzinę.

Zgod­nie z obiet­nicą Bri­gitte wy­słała Hun­towi SMS-a o po­wro­cie Tal­lie. W ciągu dnia wy­ko­nała dla niej kil­ka­na­ście te­le­fo­nów, za­ła­twiła jej sprawy, za­mó­wiła rze­czy dla Max w No­wym Jorku, za­pła­ciła ra­chunki. Była naj­bar­dziej zor­ga­ni­zo­wana spo­śród osób, które Tal­lie po­znała, a Hunt w pełni się z nią zga­dzał. Pod­kre­ślał, iż Tal­lie ma szczę­ście, że Bri­gitte dla niej pra­cuje. Bri­gitte cał­ko­wi­cie za­do­wa­lał fakt po­zo­sta­wa­nia w cie­niu Tal­lie, by­cie jej łącz­ni­kiem ze świa­tem. Jej praca miała poza tym do­dat­kowe ko­rzy­ści. Gdy Bri­gitte spodo­bał się ja­kiś strój, fu­trzana kurtka bądź bi­żu­te­ria, do­sta­wała je w pre­zen­cie od sklepu. Nie po­sia­dała się z dumy. To był naj­więk­szy atut jej pracy. Ju­bi­le­rzy i pro­jek­tanci przy­sy­łali do niej pre­zenty dla Tal­lie, pra­gnąc, by asy­stentka na­mó­wiła swą pra­co­daw­czy­nię do no­sze­nia ich kre­acji. Tal­lie jed­nak nie była tym za­in­te­re­so­wana i z ra­do­ścią od­da­wała te rze­czy Bri­gitte, która nie ukry­wała za­chwytu i we wszyst­kim wy­glą­dała olśnie­wa­jąco. Do­stała na­wet spory upust na astona mar­tina. Była wła­ści­cielką prze­pięk­nego domu w Hol­ly­wood Hills z pry­wat­nym ba­se­nem. Opły­wała w do­statki i wio­dła wspa­niałe ży­cie jako asy­stentka Tal­lie. Przez sie­dem­na­ście lat trak­to­wała tę pracę jako praw­dziwe bło­go­sła­wień­stwo. Cho­ciaż była za­można z domu i nie po­trze­bo­wała pre­zen­tów Tal­lie, ko­rzy­stała z nich, nie chcąc po­zo­sta­wać na gar­nuszku ojca i ma­co­chy. Po­do­bało się jej, że jest nie­za­leżna od ro­dzin­nej for­tuny, choć przy­zna­wała, że dom ku­piła za pie­nią­dze za­pi­sane przez matkę. Trak­to­wała go jako in­we­sty­cję. Obec­nie był wart dwa, trzy razy wię­cej, niż za niego za­pła­ciła. Dzięki wła­snemu ma­jąt­kowi, hoj­no­ści Tal­lie, nie­usta­ją­cemu stru­mie­niowi pre­zen­tów i in­nym ko­rzy­ściom Bri­gitte wio­dła złote ży­cie, które pod wie­loma wzglę­dami było lep­sze niż ży­cie Tal­lie. Przy­naj­mniej można było od­nieść ta­kie wra­że­nie.

Tal­lie była bar­dziej dys­kretna niż Bri­gitte. Ona także do­ra­stała w do­bro­by­cie, lecz nie aż w ta­kim jak jej asy­stentka. Bri­gitte cza­sami od­wie­dzała ro­dzinę, lecz za­wsze się po­tem skar­żyła. San Fran­ci­sco było po­nu­rym mia­stem, nie­na­wi­dziła swo­jej ma­co­chy, stra­ciła kon­takt z oj­cem, od­kąd się oże­nił z tą ko­bietą. Tal­lie stała się dla niej ro­dziną, kimś, na kim jej za­le­żało od sie­dem­na­stu lat, a Tal­lie od­wza­jem­niała jej uczu­cie. Bri­gitte była jej bli­ska jak sio­stra, a wo­bec Max za­cho­wy­wała się jak ciotka, miała dla niej wiele życz­li­wo­ści. Max uwiel­biała ją i opo­wia­dała jej o swoim ży­ciu. Cza­sami mó­wiła jej na­wet wię­cej niż matce, szcze­gól­nie wtedy, gdy Tal­lie wy­ru­szała na plan.

Tal­lie usia­dła na sie­dze­niu obok kie­rowcy w su­per­au­cie Bri­gitte. Za­pięła pas i oparła się wy­god­nie. Była na no­gach od pią­tej rano i na­gle po­czuła wiel­kie znu­że­nie. Tuż przed wy­jaz­dem do­stała za­pis zmian w sce­na­riu­szu i wzięła go, żeby wszystko spraw­dzić, ale była wy­koń­czona.

– Zdrzem­nij się – za­pro­po­no­wała Bri­gitte. – Prze­czy­tasz rano. Nie mu­sisz tego ro­bić dzi­siaj.

Tal­lie jed­nak była su­mienna do bólu.

– Masz ra­cję – od­parła z wdzięcz­no­ścią.

Nie wy­obra­żała so­bie ży­cia bez Bri­gitte i miała na­dzieję, że ni­gdy nie bę­dzie mu­siała żyć bez niej. Li­czyła na to, że się ra­zem ze­sta­rzeją, a Bri­gitte żar­to­wała, że tak wła­śnie bę­dzie, bo się ni­g­dzie nie wy­biera, nie ma żad­nych po­kus, nie za­mie­rza sko­rzy­stać z ofert, które jej czę­sto skła­dano, żeby pod­kraść ją Tal­lie, tak by pra­co­wała dla ko­goś in­nego. Na­tych­miast pod­kre­ślała, że uwiel­bia swoją pracę i pra­co­daw­czy­nię i że Tal­lie jest jej naj­lep­szą przy­ja­ciółką.

Ni stąd, ni zo­wąd Tal­lie za­śmiała się, zer­ka­jąc w lu­sterko.

– Wy­glą­dam na au­to­sto­po­wiczkę. Strasz­nie.

– Ow­szem. – Bri­gitte ro­ze­śmiała się rów­nież, pa­trząc na nią. – Mo­gła­byś się cza­sem ucze­sać.

Bri­gitte prze­dłu­żyła so­bie włosy, dzięki czemu jesz­cze bar­dziej upodob­niła się do Tal­lie, która miała włosy na­tu­ralne, z tą róż­nicą, że Bri­gitte była za­wsze sta­ran­nie ucze­sana. Nie wy­szłaby z domu, wy­glą­da­jąc jak Tal­lie, wcale by zresztą tego nie chciała. Poza tym praca Tal­lie była fi­zycz­nie bar­dziej uciąż­liwa. Albo trzeba było wcho­dzić na dra­binę, albo sie­dzieć na dźwigu, żeby zdo­być lep­sze uję­cie. Tal­lie go­dzi­nami prze­by­wała na słońcu, nie za­da­jąc so­bie trudu po­sma­ro­wa­nie się kre­mem prze­ciw­sło­necz­nym, choć Bri­gitte po­waż­nie ostrze­gała ją przed zmarszcz­kami. Ku­cała za ka­merą, le­żała w bło­cie, żeby le­piej zo­ba­czyć kąt uję­cia. Była pra­co­wita jak mrówka. Na­wet roz­czo­chrana miała w so­bie na­tu­ralne piękno. Jakby ja­kieś świa­tło wy­do­sta­wało się z jej wnę­trza. Wy­gląd Bri­gitte był bar­dziej wy­pra­co­wany, po­świę­cała temu wiele go­dzin. Tal­lie nie mia­łaby tyle cier­pli­wo­ści ani też chęci, by wy­glą­dać jak przy­ja­ciółka i za­in­we­sto­wać w to swój czas i wy­si­łek.

– Dzięki, że mnie wie­ziesz – rze­kła z wdzięcz­no­ścią, zie­wa­jąc. Krótka chwila uświa­do­miła jej, jak bar­dzo jest zmę­czona.

– Za­mknij oczy i się zdrzem­nij – rzu­ciła Bri­gitte.

Tal­lie pod­dała się tej su­ge­stii z ła­god­nym uśmie­chem. Po pię­ciu mi­nu­tach, gdy wje­chały na au­to­stradę pro­wa­dzącą do L.A., spała jak ka­mień.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: