- W empik go
Zdradzony błękit - ebook
Zdradzony błękit - ebook
Przypadkowe spotkanie, a może uknuta w szczegółach intryga?
Paweł jest trzydziestokilkuletnim nauczycielem języka angielskiego. Świeżo po rozwodzie nie bardzo umie się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Został mu jeszcze miesiąc wakacji, więc postanawia wyjechać do Krakowa.
W pociągu spotyka atrakcyjną blondynkę, która składa mu dziwną propozycję - chce, żeby wysiadł z nią na najbliższej stacji, gdzieś w Polsce. Początkowo nie zgadza się, ale ostatecznie opuszcza razem z nieznajomą pociąg, pchany jakąś niezrozumiałą siłą. Czas pokaże, czy była to słuszna decyzja...
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8083-377-7 |
Rozmiar pliku: | 1 018 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Potwornie zmęczony dotarł na trzecie piętro i otworzył drzwi. Wciąż obiecywał sobie, że zacznie zdrowo się odżywiać i uprawiać jogging, ale rezultat tych planów był zawsze taki sam – chipsy, piwo i telewizja.
Odruchowo wrzucił do odtwarzacza płytę. Często tak robił – umiłowanie do muzyki, a może zwykły, niekontrolowany rytuał. Dochodziła dwudziesta.
– Pociąg odjeżdża za czterdzieści pięć minut – pomyślał. – Dużo czasu.
Otworzył drzwi łazienki, odkręcił prysznic i poczuł rozkosz, kiedy ciepła woda obmywała ciało. Ostry gitarowy riff miło pieścił uszy. Jeszcze miesiąc urlopu.
Myślał o Ance. Poznali się właśnie w sierpniu. Sięgnął po ręcznik. Owinięty tylko w niego wszedł do sypialni. Wziął torbę i zaczął wyciągać z szafy różne części garderoby. Bez ładu i składu – jakieś spodnie, bluzy, T-shirty. Szybko wrzucał je do torby. Z półki ściągnął butelkę whisky. Tak na wszelki wypadek.
Wytarł głowę i wyciągnął rękę po telefon. Taksówka miała być góra za dziesięć minut. Ciemne jeansy, czarny T-shirt i szara marynarka. Wyjął z odtwarzacza płytę. Spojrzał przez okno i zbiegł po schodach. Wrócił, by upewnić się, czy na pewno zamknął drzwi. Nerwica natręctw, taki przyjaciel od serca, a może wredny pies. Miał to, odkąd pamięta.
Taksówkarz szarmancko otworzył drzwi.
– Nie trzeba – rzucił, siadając na tylnym siedzeniu. – Na Centralny proszę. Wie pan, bardzo mi się spieszy. Od dawna pan jeździ?
– Proszę pana, od prawie ćwierć wieku. Różni tu byli: rozwodnicy, wdowcy, zakonnice i cichodajki. Ile ja, proszę pana, widziałem i słyszałem…
– Zapewne, ale za parę minut mam pociąg do Krakowa.
– Zdążymy – kierowca zrębem koszuli przetarł okulary.
Paweł cieszył się na myśl, że spotka przyjaciół z czasów studenckich.
Podjechali pod Dworzec Centralny.
– Ile?
– Osiemdziesiąt.
– Reszty nie trzeba – powiedział, w pośpiechu wręczając kierowcy stuzłotowy banknot.
Zszedł do tunelu i schodami ruchomymi zjechał na peron. Od dziecka miał słabość do podróżowania koleją. Kupowanie biletu, jedzenie w dworcowych barkach, oczekiwanie, a później szukanie miejsca i mniej lub bardziej ciekawa podróż – to wszystko sprawiało, że jazda pociągiem dostarczała mu niesłabnących wrażeń.
– Czy do Krakowa to z tego peronu? – spytała atrakcyjna, około trzydziestoletnia, smukła blondynka.
– Tak, pociąg powinien być lada moment – odpowiedział.
Kobieta ubrana w jasną, gustowną sukienkę w delikatne błękitne wzory trzymała dość dużą walizkę. Na głowie nosiła podkreślający jej urodę, a jednocześnie tajemniczość, kapelusz.
– Bardzo subtelna – pomyślał.
Pociąg zatrzymał się i kilka osób wysiadło.
– Może pomóc? – zwrócił się do niej.
– Jeśli pan tak uprzejmy. – Zerknęła na niego, a oczy miała duże. Piękne. Błękitne. A głos? Jeden z tych, których dźwięk na zawsze pozostaje w uszach.
Pomógł jej wnieść do pociągu walizkę i zaczął szukać swojego przedziału. Dzięki Bogu! Tylko kobieta z synem. Miejsce trzydzieści osiem.
– Dobry wieczór – przywitał się.
Siedząca w przedziale kobieta powtórzyła jego słowa. Chłopiec wydawał się nieobecny, pozostawał wpatrzony w klawiaturę telefonu.
Wrzucił bagaż na półkę i wyszedł zapalić.
I znów Anka w głowie. Rozwiedli się prawie miesiąc temu. Niby wiedział, że to proces, przez który trzeba było przejść i żyć dalej. Gadanie. Pięć wspólnie przeżytych lat, plany… i nagle cześć. Jakiś facet poznany na wspólnej imprezie, fascynacja i mętne tłumaczenie, że wreszcie będzie mogła rozwinąć skrzydła, że była biedna, stłamszona i niedoceniona. Spakowała rzeczy, wyszła i nie wróciła. Separacja, a potem szybki rozwód. Przez pierwsze tygodnie zapijał rozgoryczenie i żal, ale później się opamiętał. Miał jeszcze cały miesiąc wakacji. Postanowił wyjechać do Krakowa.
Rozmyślania przerwał znajomo brzmiący głos.
– Przepraszam, gdzie znajduje się miejsce 41? – Jakiś smutek i tęsknota w jej głosie.
– Zapraszam. Uchylił drzwi.
– Dziękuję.
Założyła ciemne okulary i usiadła przy oknie. Nie zdradzając jakiejkolwiek ochoty na rozmowę, zsunęła kapelusz i nerwowo zaczęła szukać czegoś w torebce. Wyjęła telefon i wystukała na klawiaturze kilka znaków. Delikatne westchnienie wydobyło się z jej ładnych ust. Wyglądała na bardzo zmęczoną.
Zdjął marynarkę, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i opuścił przedział. Wszędzie zakaz palenia. Minął kilka osób stojących w korytarzu, wszedł do WC i wypalił kolejno dwa papierosy. Czuł się jak uczniak, który boi się, by nie złapano go na czymś zakazanym. Wracając do przedziału, otworzył na korytarzu okno i zaczerpnął łyk świeżego powietrza. Było już prawie zupełnie ciemno. Spojrzał na zegarek – wpół do dziesiątej. W przedziale chłopiec z naprzeciwka nadal wpatrywał się w ekran telefonu, osiągając kolejne poziomy w jakiejś grze. Miejsce przy oknie było puste.
– Pewnie wysiadła – pomyślał, jednocześnie spoglądając w górę. – Czarna walizka – ucieszył się, chociaż nie miał ku temu żadnych powodów.
Nagle poczuł chęć na małą czarną. Zamknął za sobą drzwi i po kilku minutach dotarł do wagonu restauracyjnego. Większość stolików była zajęta. Mężczyźni w średnim wieku i kilkoro nastolatków. Poprosił o espresso. Szukał wolnego stolika i wtedy zobaczył ją. Ten błękit sukienki. Sączyła czerwone wino, patrząc w okno. Bez zastanowienia podszedł.
– Przepraszam, czy można?
– Oczywiście, proszę bardzo. – Jej oczy wydawały się jeszcze większe. – Podróżujemy w tym samym przedziale, jeśli mnie pamięć nie myli.
– Tak – wymamrotał i z jakiegoś powodu poczuł się zawstydzony, jakby miał przed nią coś do ukrycia. Onieśmielała go tak bardzo, że każde słowo przez niego wypowiedziane wydawało się nie mieć sensu.
– Może jeszcze jedna lampka wina? – zaproponował.
– Z chęcią, panie… – Zmrużyła oczy i zawiesiła głos.
– Pawle.
– Miło mi. – Uśmiechnęła się szeroko. – Karolina. Mówmy sobie po imieniu.
– Mnie również jest miło. Pójdę po wino.
Wrócił z dwiema lampkami. Stawiając je na stoliku, nie bardzo wiedział, od czego zacząć rozmowę.
– No to za spotkanie! – Podniosła kielich i spojrzała mu prosto w oczy.
Czuł się speszony jej pewnością siebie.
– Wiesz, mam dla ciebie pewną propozycję. Uprzedzam, że wyda ci się dziwna. Musisz podjąć decyzję w ciągu najbliższych paru minut.
– Zamieniam się w słuch.
– Dokąd jedziesz?
– Do Krakowa, odwiedzam przyjaciół. Nie byłem tam od kilku lat. Mam zamiar nadrobić zaległości.
– Wysiądź ze mną na najbliższej stacji.
– Słucham?
– Proszę…
– To jakiś żart, prawda?
– Słuchaj… Pawle. Tak, Pawle. Dwa kilometry od dworca moja siostra ma pensjonat.
– No i co z tego? To jakaś niedorzeczność. Przecież prawie się nie znamy.
– Proszę – ściszyła głos.
– Ale… o co mnie prosisz? Przecież to nonsens.
Ruszyła w kierunku przedziału. Pomógł jej wystawić bagaż. Zabrał torbę i nieruchomo stanął w drzwiach.
– Przepraszam cię, ale nie – zadecydował.
– Trudno. Tak czy inaczej dziękuję za towarzystwo.
Odeszła. Powoli opuszczała peron, ciągnąc za sobą walizkę. Miał nadzieję, że może się odwróci. Konduktor dał sygnał do odjazdu. Pociąg ruszył i zaczął stopniowo przyspieszać. W ostatniej chwili wyskoczył na peron. Jak w transie mimowolnie poddał się jej sugestii. Odczuwał niepewność i podniecenie przed tym, co nieznane. Poszedł za nią w kierunku dworca. Budynek był nieco zniszczony. Dwie latarnie oświetlały przydworcowy teren, niewielkie krzewy i drzewa z tryskającą między nimi fontanną.
Wyciągnęła telefon i zamieniła z kimś kilka zdań.
– Cieszę się, że się zdecydowałeś – powiedziała.
Noc była bardzo ciepła. Nie miał pojęcia, gdzie jest, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie?
Usiedli na ławce.
– Zapalisz? – spytał.
– Tak, proszę.
Wzięła do ręki papierosa i przesunęła się w jego stronę. Odrzuciła włosy na bok, po czym zmysłowo poprawiła sukienkę. Świadomość własnej urody dodawała jej pewności siebie. Roztaczała wokół siebie przyjemną woń. Zaciągnęła się i lekko zwilżyła językiem suche wargi.
– Na kogoś czekamy?
– Tak.
W tej samej chwili obok dworca zatrzymała się czarna terenówka. Wysiadła z niej brunetka, mniej więcej trzydziestopięcioletnia. Nosiła szpilki i poruszała się z gracją.
– Witaj, Karolino.
– Cześć, siostra. A gdzie Małgosia?
– Została w pensjonacie. Nie przedstawisz nas?
– Mój przyjaciel, Paweł – moja siostra, Alicja.
– Bardzo mi miło.
– Z tą przyjaźnią to nie przesadzajmy. Znamy się bardzo krótko – odparł nieco speszony.
Alicja zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu, po czym, podając mu rękę, powiedziała: – O przyjaźni nie świadczy długość relacji, ale jej intensywność.
– To tym bardziej – odrzekł.
– No nie wiem. Czas pokaże. Relacje czasami dość szybko się zagęszczają.
Nie miał pomysłu na celną ripostę. Czuł się coraz dziwniej, chociaż po ostatnich przejściach w swoim życiu potrzebował zmiany. Tylko, czy aż tak dużej?
– Jedźmy. Obiecałam Małgosi, że będziemy przed jedenastą.
– Pewnie jest pan piekielnie głodny, panie…?
– Po prostu Paweł.
– Musisz być bardzo głodny, Pawle.
– Coś mi odebrało apetyt.
– Nie! Proszę być mężczyzną. Karolina z natury jest spokojna, ale jeśli ktoś jej się oprze, opętuje go i sprawia mu ból. Straszne, prawda?
– Możemy już jechać? Całkiem normalne to wy chyba nie jesteście.
– Może to i lepiej! – Alicja parsknęła śmiechem. – Zapraszam do środka.
Usiadł z tyłu i zatrzasnął drzwi.
– Mogę zapalić?
– Jasne. Ja, co prawda, palę sporadycznie, ale palącego zawsze zrozumiem. Popielniczka jest w drzwiach, proszę tylko uchylić okno.
Siostry rozmawiały całą drogę, nie zwracając na niego uwagi. Niewiele widział – las, rozjazd na piaszczystej drodze i znowu las. Prosta droga, nagły skręt i tak w kółko. Nagle samochód zatrzymał się. Postawił na ziemi torbę i odruchowo sięgnął do kieszeni. Zapalił papierosa i zaczął się rozglądać. Dwupiętrowy budynek i mnóstwo zieleni. Przy jednym ze stolików na tarasie spora grupa młodzieży z gitarą.
– Jak się czujesz, Pawle?
– Może być. Szykujesz jakieś niespodzianki na dzisiejszy wieczór, Karolino?
– Nie. Kolacja i spanie.
– Jeśli można, udam się na spoczynek, rezygnując z posiłku.
– Jak chcesz. Poproszę Alę, aby pokazała ci pokój. Budzić o…?
– Nie budzić.
– OK. Już wołam Alicję.
Położył się na wygodnym łóżku i przykrył czymś miękkim. Zasnął błyskawicznie.ROZDZIAŁ 2
Obudził go potworny ból głowy, który spotęgowała myśl o tym, co wydarzyło się wczoraj. Wstał i rozejrzał się. Dość spory pokój urządzony był bardzo nowocześnie. Ściany w odcieniu kawy z mlekiem. Przy wejściu dwa małe dywaniki harmonizujące z wystrojem wnętrza. Duży dywan pod ustawionym na środku stołem, a obok okna wyjście na balkon. Po przeciwnej stronie niewielka łazienka. Przy łóżku wielopoziomowy szklany stolik, na którym jakaś dobra dusza zostawiła kilka rodzajów wody mineralnej. Poza tym stał na nim ekspres, czajnik elektryczny, kawa, herbata i kilka wzorzystych filiżanek.
Wyciągnął z torby opakowanie tabletek przeciwbólowych. Wyłuskał dwie i popił niegazową wodą. Zabrał paczkę papierosów i pusty słoik na niedopałki, wyszedł na balkon, wciągnął głęboko dym. Dopiero z perspektywy drugiego piętra mógł ocenić, w jak cudnym miejscu położony był pensjonat. Stamtąd widać było piękne domy, które normalnie wydają się takie zwyczajne, bujny las i urokliwą, niewielką sadzawkę położoną gdzieś pomiędzy.
Wrócił do pokoju i wziął szybki prysznic. Ogolił się i wklepał w twarz ulubiony, markowy płyn po goleniu – Azzaro. Wyrzucił zawartość torby na łóżko. Jasna bawełniana koszula w turkusowo-niebieską kratę i niebieskie jeansy. Z pewnym niepokojem zszedł na parter. Znalazł się, jak sądził, w pokoju jadalnym. Całkiem spore pomieszczenie. W zasięgu wzroku – żywego ducha. Podszedł do uchylonych drzwi i wyszedł na taras. Stało tam kilkanaście stolików. Poczuł świeży zapach porannego powietrza. Słońce zaczynało grzać coraz mocniej. Sięgnął po papierosa.
– Już wstałeś, Pawle? Dopiero po szóstej.
Alicja miała na sobie ciemną minispódniczkę i jasny luźny top.
– Cześć. Zdążyłem się wyspać. Ładnie wyglądasz.
– Dziękuję, miło mi to słyszeć. Napijesz się kawy? – momentalnie się zreflektowała. – Przecież nie jadłeś kolacji. Śniadanie i kawa bez gadania. Może być jajecznica, czy życzy sobie pan coś szczególnie wyszukanego i wykwintnego?
– Poproszę jajecznicę i podwójne espresso.
– OK. Śniadanie serwujemy gościom od szóstej trzydzieści. Ja tymczasem znikam. Mam masę obowiązków. Na razie!
Usiadł przy jednym ze stolików i delektował się porannym papierosem.
– To niezdrowo palić na czczo, proszę pana – usłyszał miły, dziewczęcy głos.
Urocza blondyneczka, ubrana w sukienkę w duże niebieskie grochy, wyglądała na jakieś dziesięć lat. Miała piękne duże oczy. Patrzył na nie – były jasnobłękitne, czyste i niewinne.
– Ma panienka rację, ale…
– Przepraszam. Nie przedstawiłam się. Mam na imię Małgosia.
– Bardzo mi miło, Paweł – uścisnął delikatną, wątłą dłoń.
– Bo wiesz, Pawle, moja mama też pali, ale nigdy na czczo – szczebiotała.
– Proszę i życzę smacznego. – Kelnerka podała śniadanie.
– Poproszę jeszcze croissanta i sok pomarańczowy dla tej młodej damy.
Pił kawę, patrząc, jak mała sączy sok. Po raz pierwszy od wielu miesięcy poczuł się naprawdę lekko. Z dala od tej całej paranoi.
– Widzę, że już zdążyłeś poznać moją córkę. Karolina objęła Małgosię i mocno przytuliła.
– Jak się spało?
– RE–WE–LA–CJA – przesylabizował z lekką ironią w głosie.
– No to mnie już nie ma – Małgosia uśmiechnęła się zalotnie, puściła perskie oko i weszła do budynku pensjonatu.
– Masz papierosa?
Karolina była niewątpliwie lekko podenerwowana.
– Są na stole. – Z tylnej kieszeni wyjął zapalniczkę i odpalił ją. – Proszę.
Przez chwilę trwali nieruchomo. Podpaliła papierosa i zaciągnęła się głęboko. Nerwowo poprawiła włosy.
– Nie jesteś wściekły?
– Wściekły, nie. Właśnie poznałem czarującą młodą damę.
– Pomyślałeś dlaczego?
– Dlaczego co?
– Dlaczego poprosiłam cię, żebyś wysiadł.
– Słuchaj. A może nie chcę wiedzieć? Ty się nie boisz? Zaprosiłaś zupełnie obcego faceta z pociągu. Ja na twoim miejscu cholernie bym się bał. Może powinienem się stąd szybko wynieść?
Zbyła go milczeniem. Po raz kolejny poprawiła włosy.
– A może jestem zwykłym kryminalistą? Nawet nie wiesz, czym się zajmuję.
– A czym?
– Jestem belfrem w liceum. Uczę angielskiego. Jakie to banalne, prawda?
Taras powoli pustoszał. Mijała pora śniadaniowa.
– Źle ci tutaj? – spytała, ściszając głos.
– Dobrze. Wiesz, że nie w tym rzecz – zapalił kolejnego papierosa.
– Pojedziesz ze mną do miasteczka? – spytała nieoczekiwanie. – Chcę kupić parę rzeczy na dzisiejszy wieczór.
– Jasne, jeśli mam tu zostać. A mogę wiedzieć, jakie są plany?
W tej samej chwili Małgosia złapała za klamkę z tyłu samochodu.
– Zrobimy grilla! Na tarasie, Pawle. Mama mówiła.
– Och, mała, obiecałaś. Nasz misternie tkany w tajemnicy plan runął – z żalem powiedziała Karolina.
– Jak zwykle przesadzasz, mamo – odparła z powagą w głosie dziewczynka.
– OK. Wskakuj z tyłu – powiedziała Karolina.
Zgasił papierosa i zatrzasnął drzwi.
Po kilku minutach podjechali pod spory supermarket. Niezliczona liczba samochodów. Ludzie przemieszczający się w różnych kierunkach. Ujadanie psów i krzyki ich właścicieli. Wózki wyładowane po brzegi. Dziesiątki rzeczy, które często nie przydadzą się do niczego. Taki kult supermarketów. Niechętnie odwiedzał tego typu miejsca, co doprowadzało do szału jego byłą żonę.
– Idziesz z nami, czy zaczekasz?
– Zaczekam. Długo zabawicie?
– Nie. Co chcesz na wieczór? Czystą, kolorową czy może whisky?
– Ogromne morze whisky. Poczekam na was w samochodzie, OK?
– Jasne. Zaraz będziemy – uśmiechnęła się.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzeli sobie w oczy. Te oczy! Wydawało mu się, a może miał pewność, że zobaczył w nich radość, a jednocześnie strach. Obawę przed czymś, co się wydarzyło albo może dopiero się stanie.
Sięgnął po papierosa.
– Ma pan ogień? – spytał młody chłopak w jaskrawej marynarce.
– Proszę.
Podziękował i odszedł, a Paweł pogrążył się w myślach. Zachodził w głowę, o co w tym wszystkim chodzi. Wsiadł do samochodu i nerwowo zaczął bawić się zapalniczką.
– Już jesteśmy! – wołała Małgosia.
– Jak zakupy, dziewczyny?
– Mamy chipsy, żelki, kiełbaski i całą resztę.
– Kupiłyśmy chyba wszystko na dzisiejszy wieczór – Karolina wydawała się wesoła.
– Jak jest, Caroline? – spytał Paweł.
– Caroline, ładnie. Wszystko pod kontrolą. Wracajmy.
Po kilku minutach podjechali pod pensjonat. Na tarasie było zupełnie pusto. Nad sadzawką siedziało kilku wędkarzy, a obok grupy młodzieży wylegiwały się na kocach.
Przywitała ich Alicja.
– No wreszcie. Niedługo obiad. Macie wszystko?
– Tak myślę, siostro.
– Zapraszam za parę minut.
Alicja rozpuszczone wcześniej krucze włosy miała teraz spięte w figlarny kok. Była przepiękną kobietą i niewątpliwie doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Sposób, w jaki się poruszała i w jaki mówiła… Czysty seksapil. Ale i tak oddałby wszystko za chwilę uniesień z Karoliną. Odkąd zobaczył ją i te jej duże, błękitne oczy na peronie, czuł, że nie są sobie obojętni.
Postanowił przez pewien czas pobyć sam i jakoś ułożyć to wszystko w głowie.
– Alu, wielkie dzięki, ale ja odpuszczę sobie dzisiaj obiad.
– Źle się czujesz?
– Potrzebuję chwili relaksu.
– Pamiętaj o grillu.
– O której?
– O dwudziestej.
– Będę, obiecuję.