- promocja
- W empik go
Żelazna zemsta - ebook
Żelazna zemsta - ebook
Trzeci tom serii „Żelazne serca” autorki okrzykniętej „nową królową romansów mafijnych”!
Polska Cora Reilly!
Adria Heart żyje na krawędzi. Przyjmuje niebezpieczne zlecenia i obraca się wśród groźnych typów. Jest bardzo dobra w tym, co robi. Kiedy przechytrza samego Maxima Antonova, może to oznaczać dla niej tylko jedno – kłopoty.
Maxim Antonov, głowa rodziny mafijnej z Bostonu, jest wyjątkowo skrytym i ostrożnym człowiekiem. Z pewnością zapamięta, co zrobiła Adria. Mężczyzna nigdy nie wybacza, a dwie blizny, które ma na twarzy, świadczą o tym, że lubi sam rozwiązywać problemy.
Jednak kiedy okazuje się, że jest winien bratu Adrii przysługę i nie może tknąć kobiety, sprawy mocno się komplikują. Maxim marzy o zemście, tymczasem nie może się odegrać na tej oszustce. W dodatku musi zrobić coś całkowicie odwrotnego.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-734-5 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ADRIA
Dwa lata temu
SKUPIAŁAM SIĘ TYLKO na jednym celu. Dokoła rozbrzmiewała głośna muzyka, ciemne wnętrze wypełniał dym papierosowy, było tłoczno i duszno. Jak każdego wieczoru w kasynie Antonovów. Ludzie przychodzili tu, żeby wydać brudne pieniądze, spłukać się, znaleźć partnera do szybkiego numerka w kiblu… albo po to, by zająć się interesami, których nie można załatwiać oficjalnie. W tym ostatnim przypadku przechodzili przez czerwone drzwi na tyłach.
Właśnie na nich się koncentrowałam i sącząc drinka przy barze, czekałam, aż zostaną otwarte. Wysoki brunet z rosyjskim akcentem niemal bez przerwy proponował mi kolejnego, dopóki nie zainteresowała go jakaś cycata blondynka. Laska dostrzegła złote pierścienie na jego palcach i nagle stała się milusim, słodkim maleństwem.
Co za zdzira.
Ale takich było tutaj pełno. Mężczyźni i nieliczne kobiety w drogich strojach roztrwaniali kasę, podczas gdy wokół kręciły się świecące piersiami oraz tyłkami lafiryndy szukające okazji, by znaleźć sponsora. Brzydziłam się czymś takim, dlatego tym bardziej nienawidziłam tego, że sama występuję tu dziś w takiej roli.
Uśmiechałam się jednak tylko do wybranych osób, a resztę, czyli tych niegroźnych napaleńców, zbywałam zimnym spojrzeniem. Właśnie takiego podejścia nauczyła mnie Gene: jeżeli koleś się przystawia, traktuj go z chłodem, póki nie odejdzie. Z kolei jeśli jest jednym z gości, których to jedynie nakręci, spróbuj odwrotnie: zachęcaj go, aż uzna cię za zbyt łatwą dla męskiego instynktu łowcy – odpowiadającego za to, że facet uwielbia wyzwania – i wreszcie sam zniknie. Na kretyna z drugiej strony baru zadziałała pierwsza metoda; wolał te łatwe, dzięki czemu miałam spokój.
Poprawiłam na udach długą sukienkę, następnie zeszłam ze stołka. Czerwone drzwi nadal pozostawały zamknięte, więc zdecydowałam, że pokręcę się trochę po wnętrzu. Może w tym czasie coś się zmieni. Posłałam jeszcze figlarny uśmiech zerkającemu w moim kierunku barmanowi, a potem ruszyłam do jednego ze stołów, gdzie trwała kolejna partia pokera.
Obserwowałam grę już od około dwudziestu minut, stąd wiedziałam, że brzuchaty blondyn ciągle usiłuje wszystkich wydymać, starając się przybrać pokerową minę, co wychodziło mu żałośnie. Zdawałam sobie sprawę, kim jest. Należał do biznesmenów, którzy desperacko pragnęli wejść do jednej z sześciu rodzin rządzących na Wschodnim Wybrzeżu. To one ustalały zasady. Chociaż w okolicy grasowały jakieś małe gangi, nikt nie liczył się z nimi tak samo jak z Tossellami, Antonovami, Wilsonami, Yamadami, Navarrami i Bemami.
Mnóstwo było tu jednak mężczyzn próbujących podnieść status własnej rodziny. Jak de Campo, brodaty skurwiel siedzący w rogu z dwiema dziewczynami przy swoich bokach. Jeśli miałabym być szczera, przerażał mnie sposób, w jaki ten facet patrzył. Potrafiłam rozpoznać prawdziwego psychopatę. Czasami wciąż przypominałam sobie wzrok tego, który zniszczył moją rodzinę, a de Campo spoglądał identycznie jak on. Krążyły plotki o tym, co dzieje się u niego za zamkniętymi drzwiami, ale nikt nie śmiał zainterweniować. Choć to sukinsyn, miał kasę i znajomości, więc był nie do ruszenia.
Gdybym dostała na niego zlecenie, pewnie wolałabym sama się nie angażować. Jeśli zostałabym złapana, pociągnęłoby to za sobą zbyt dużo syfu. Chociaż tak naprawdę chciałam osobiście sprzątnąć de Campę, bo dobrze wiedziałam, do czego ktoś taki jest zdolny, odpuszczałam, mimo że świat byłby bez niego lepszym miejscem, a wiele osób w otoczeniu tego faceta odetchnęłoby z ulgą.
Po jakimś czasie poczułam na sobie czyjeś spojrzenie, ale nie odwróciłam się od razu. Moje serce biło spokojnie, choć zaczęłam się obawiać, że ktoś przejrzał mój plan i jestem skończona.
To niemożliwe, powtarzałam w myślach. Po prostu udawaj, że się bawisz. Zagadaj do kogoś. Jesteś profesjonalistką. Czekaj.
Rozejrzałam się leniwie po pomieszczeniu, żeby sprawdzić, kto przed sekundą wypalał mi dziurę w karku, ale nikogo nie dostrzegłam. Przegapiłam szansę. No cóż, zdarza się najlepszym.
Zresztą, czy to naprawdę teraz ważne?
Miałam na sobie sięgającą do podłogi, tak lśniąco białą suknię, że zwracałam uwagę każdego, zwłaszcza że z tym kolorem kontrastowała krwista czerwień, na jaką były pofarbowane moje włosy. Której zresztą nie cierpiałam, ale Maxim Antonov ponoć lubił rude. Zrobiłam więc, co trzeba, by się wyróżnić.
Kilka minut później znów byłam przy barze, gdzie zamawiałam kolejnego drinka i śmiałam się radośnie do jakiegoś łysawego faceta po pięćdziesiątce. Wypił zbyt wiele, żeby ogarnąć moje odmowy, dlatego zagrałam drugą kartą: dotknęłam jego klatki piersiowej, dawałam mu znaki, udając gotową na wszystko. Należał do tych, którzy na początku mają w oczach widoczny triumf, jednak u niego po chwili został on zastąpiony zdegustowaniem. Tacy goście lubili chętne kobiety, tyle że nie do końca łatwe. Woleli dreszczyk emocji zamiast prostych deklaracji. A gdy zaczęłam jeszcze kusić go wizją tego, co zrobimy już po spędzeniu wspólnej nocy, jacy będziemy szczęśliwi, spojrzał na mnie jak na wariatkę i się ulotnił.
Ech, faceci. Ten przynajmniej nie próbował obłapywać, co było jedynym plusem.
Kiedy napalony frajer zniknął, zamówiłam następne cosmo. Wtedy poczułam za plecami czyjąś obecność. Odniosłam wrażenie, że zrobiło się jeszcze ciemniej niż wcześniej, ale to tylko wysoka postać zasłoniła mi niemal cały widok na resztę sali. Moje serce nieco przyspieszyło, adrenalina wypełniła żyły, bo nie miałam wątpliwości, że mój plan się powiódł.
Kątem oka dostrzegłam, że obok mnie o bar oparł się swobodnie nie kto inny jak sam Maxim Antonov.
Był potężnie zbudowanym mężczyzną. Chociaż nie należałam do tych drobnych i niskich dziewczyn, jakie można zdmuchnąć za jednym razem, przy nim wydawałam się malutka. Spięłam się nieznacznie, jednak szybko się ogarnęłam.
Nie teraz, Adria. Zachowuj się naturalnie.
Podniosłam leniwie wzrok i przesunęłam nim odważnie po całej sylwetce Maxima. Choć oblizałam dolną wargę dyskretnie, wiedziałam, że ten gest mu nie umknął. Trik numer jeden: udawaj, że podoba ci się to, co widzisz, ale nie okazuj tego ostentacyjnie. Poznałam Antonova na tyle, by zdawać sobie sprawę, że nie podziała na niego żadna prosta sztuczka. Nie wchodził w związki, nie bawił się w krótkie romanse, cholera, nawet rzadko widziano go z jakąś kobietą. Bałam się, że może te go nie interesują, póki nie dokopałam się do kilku lasek, które spędziły z nim upojne chwile. Były wkurwione, bo po szybkim numerku Maxim podobno odwracał się plecami, po czym odchodził. Jakby zależało mu tylko na zaspokojeniu, a cała reszta go nie obchodziła. Zapewne tak było i gdyby nie męskie potrzeby, z tego też by zrezygnował.
Ten człowiek cenił sobie prywatność, nie lubił zbędnego pierdolenia i – poza nielicznymi wyjątkami – najwyraźniej nie zamierzał poświęcać uwagi płci pięknej. Razem z Gene oraz Laylą liczyłyśmy, że dzisiejszego wieczoru zaintryguję go wystarczająco, żeby spędził ze mną przynajmniej trochę czasu. Miałam zadanie, musiałam mu coś zabrać, nic ponadto. Gene kazała, więc szłam. Proste.
Maxim Antonov mógł się jednak podobać kobietom. Ba, lgnęły do niego, zapominając o swojej godności. Pewnie dlatego też nie okazywał im zainteresowania. Ile można się opędzać od ciągle chętnych? Z pewnością zlewały mu się w jedno. Słyszałam gdzieś, że ponoć był zbyt zajętym facetem, by tracić czas na pieprzenie. Dosłownie. Niemniej jego ostro zarysowane kości policzkowe, ciemne, niemal czarne oczy oraz wyglądające na stworzone do grzechu usta próbowały temu zaprzeczać.
Maxim był piekielnie przystojnym, twardym mężczyzną. Rządził żelazną ręką i sam załatwiał wszystkie sprawy. Zresztą dwie blizny pod prawym okiem dobrze pokazywały, że gość nie stroni od przemocy, żeby osiągnąć cel. Kiedy dziesięć lat temu w Bostonie pojawił się Smiertin – gangster, który chciał odebrać Maximowi terytoria i zająć jego miejsce – po walce z nim zostały właśnie tylko te dwa ślady na surowej twarzy Antonova. Nadawały jej jeszcze bardziej dziki wygląd. Gdyby nie było od razu widać, że to brutalny skurwysyn terroryzujący połowę Bostonu jak pozostali bossowie wchodzący w skład rady.
– Na początku sądziłem, że musisz być cholernie zdesperowana, skoro postanowiłaś się aż tak wyróżnić – zaczął. Jego głos okazał się zupełnie inny, niż się spodziewałam. Nie był mocny, chrapliwy oraz władczy, tylko gładki i opanowany. Przypominał szelest liści trącanych przez wiatr, mimo to wywoływał ciarki. – Jednak potem zbywałaś większość podchodzących do ciebie facetów.
W jego spojrzeniu błyszczało rozbawienie, ale kryło się tam coś więcej. Widziałam wyraźnie. Ostrzeżenie. Moje ciało natychmiast chciało zareagować ucieczką, bo oczy Maxima koncentrowały się na mnie jak oczy drapieżnika, który przydybał już swoją ofiarę i nie zamierza wypuścić jej z rąk. W końcu Maxima Antonova nazywano Demonem.
Zadbałam, by pozostać spokojną, chociaż zdecydowanie przestałam się taka czuć. Pogrywanie sobie z kimś pokroju Antonova nie mogło skończyć się dobrze. Jeśli mnie rozgryzł, już byłam martwa. Albo nie: już byłam skończona. Maxim lubił przeciągać tortury, jakim poddawał swoich wrogów. Ponoć miał świetnie wyposażoną piwnicę w jakimś domu za miastem, gdzie trzymał tych najtwardszych.
– Może jestem wybredna – prychnęłam po chwili i odwróciłam się od niego ostentacyjnie.
Trik numer dwa: ignoruj go. To ty jesteś ważniejsza, on jest tylko ozdobą, którą ewentualnie możesz obdarzyć skrawkiem uwagi.
– Albo przyszłaś tu w innym celu.
Podniosłam kieliszek do ust i dopiłam drinka jednym haustem. Żadnego lizania szkła, żadnego posyłania długich spojrzeń. Nie w kierunku Maxima Antonova.
– Oświecisz mnie w jakim? – spytałam z rozbawieniem, a potem popatrzyłam na niego spod uniesionych brwi.
– Miałem raczej nadzieję, że sama mi powiesz.
Po dobroci. Nie dodał tego, ale prawie usłyszałam, jak to mówi.
Nachyliłam się, przesuwając dłoń, by dotknąć tej jego, którą położył na barze. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
– Może jestem tu po ciebie.
Gdy w odpowiedzi posłał mi uśmiech, w mojej głowie na chwilę zrobiło się pusto. Dosłownie. Wszystko w moim ciele się zacięło, oddech przyspieszył, poczułam uderzenie gorąca na policzkach, a ręka, którą Maxim nagle złapał w swoją, pokryła się gęsią skórką.
Nie, tego nie planowałam. Tego zupełnie nie planowałam.
– To by było bardzo niefortunne – odparł.
Próbowałam wziąć się w garść, bo fakt, że jego bliskość w jakiś sposób na mnie wpłynęła, przecież nie miał znaczenia. Ale, cholera, ten uśmiech… zadziałał o wiele mocniej niż wypity do tej pory alkohol.
– Naprawdę? – rzuciłam.
Kiedy dostrzegł moją reakcję, jego spojrzenie nieznacznie pociemniało. Poczułam ciepły oddech na policzku, a potem Maxim przybliżył się jeszcze bardziej, na co momentalnie się cofnęłam, mając już w głowie pomysł. Wyrwałam dłoń z uścisku i zatoczyłam się do tyłu, prosto na jakąś kobietę, która właśnie podeszła do baru. Syknęła przekleństwo i mnie odepchnęła, a wtedy znalazłam się w ramionach zaskoczonego Antonova.
Dokładnie tam, gdzie chciałam.
Szarpnęłam go za marynarkę, następnie zacisnęłam palce na jego pasie, udając, że muszę się przytrzymać, a on położył ręce na moich odsłoniętych plecach. Przeszły mnie dreszcze. Ten dotyk był… Był przyjemny, czego nigdy w życiu bym nie przewidziała.
– Chyba za dużo wypiłam – wymamrotałam w jego pierś.
Uniosłam wzrok i uśmiechnęłam się głupkowato na potwierdzenie tych słów. Ciągle czułam na sobie silne dłonie, choć Maxim już spokojnie mógł mnie puścić, bo stałam pewnie. Nie zrobił tego jednak, tylko patrzył ze zmarszczonymi brwiami, kiedy nagle przy jednym ze stołów wybuchła awantura.
Idealnie na czas, Layla.
Sekundę później przesunęłam po blacie ręką, ukrywając pod nią ukradzioną z wewnętrznej kieszeni marynarki Maxima kartę, która tak naprawdę była pendrive’em. Barman zręcznie ją przechwycił i niemal w tej samej chwili podał Antonovowi szklaneczkę whiskey, natomiast mi podróbkę do podmienienia. Wszystko odbyło się błyskawicznie. Maxim skupiał uwagę bardziej na kłótni, więc nie skapnął się, gdy zamieniłam urządzenia i zostawiłam mu fałszywkę.
Oderwałam się od niego gwałtownie, by zatuszować ten ruch. Nosiłam eleganckie, materiałowe rękawiczki, tak samo jak Kaleb, mój współpracownik zza baru, co minimalizowało ryzyko, że zostawimy ślady. Miałam jedynie nadzieję, że trafiłam z powrotem do kieszeni Maxima, bo wydawało mi się, że przez przypadek ją rozdarłam.
To miała być perfekcyjna akcja. Dzięki niej zamierzaliśmy zdobyć odciski palców Antonova, a nasz klient miał z nich skorzystać podczas ataku na dom Maxima i jego sejf. Poza tym, gdy mężczyzna użyje podłożonego sprzętu, zainstaluje wirusa, którego znajomy haker William wykorzysta, aby włamać się do jego komputera. Wtedy uzyska dostęp do tego, co Antonov tam trzyma, oraz do monitoringu. I chociaż Maxim najprawdopodobniej skapnie się, że coś jest nie tak, ponieważ pendrive będzie pusty, to nam wystarczy.
Dzisiejszy skok musi się udać. Wszystko pójdzie zgodnie z planem, my zdobędziemy sporo kasy, a Gene będzie zadowolona ze swojej grupy. Same plusy. Jedynie Maxim będzie wkurwiony, ale Oleg Spiridonov płacił tyle, że warto było zaryzykować. Później w końcu będziemy mogli zniknąć i nigdy więcej nie staniemy na drodze Antonova. Ten może nawet zginąć w wojence z naszym klientem, co zresztą wiele by ułatwiło.
– Wyprowadzić tych, którzy się awanturują – warknął Maxim, wpatrując się w robiących zamieszanie gości kasyna.
Dwójka szamoczących się pijaków została odprowadzona, a za nimi podążyły dwie kobiety. Atmosfera była napięta, jednak po chwili sytuacja się uspokoiła. Wtedy wzrok Antonova ponownie spoczął na mnie. Akurat, gdy odwracałam się powoli w kierunku wyjścia. Skoro wszystko się udało, najwyższy czas, bym zniknęła.
Tyle że Maxim miał inne plany.
Złapał mnie za dłoń i zatrzymał, więc zerknęłam na niego z kolejnym pijackim uśmiechem. On z kolei zmrużył oczy.
– Co mi zabrałaś? – rzucił.
Kurwa.
Zadbałam o najbardziej zaskoczony i niewinny wyraz twarzy, na jaki było mnie stać. Nie mogłam teraz nawalić. Szykowaliśmy się do tego zlecenia od sześciu miesięcy. Wkręcenie się do kasyna, zatrudnienie Kaleba oraz Layli, zebranie informacji, ustalenie szczegółów i zgranie się z ludźmi Spiridonova… to był kawał dobrej roboty. Nie mogłam pozwolić, żeby poszła na marne.
– Wydaje mi się, że sporo czasu, w którym mnie dziś obserwowałeś – odezwałam się wreszcie, unosząc podbródek. – Ale jestem już wstawiona i się rozmyśliłam. Nie zamierzam się z tobą zabawić. Pieprzę ten zakład.
Choć jego brwi powędrowały do góry, oczy nadal pozostawały chłodne.
– Zakład?
– Zapytaj kuzyna, a mi daj spokój – oznajmiłam, próbując wyrwać dłoń.
To było w tym wszystkim najlepsze. Większość informacji o podbojach Maxima zdradził nam Grigorij Antonov. A raczej nie nam, tylko Spiridonovowi. Podczas jednego wieczoru w nocnym klubie, kiedy Maxim wyszedł z urodzin Grigorija, w czasie gdy zamówione tancerki dawały popisowy numer, mężczyzna rzucił, że kobiecie, która uwiedzie jego kuzyna, da dwieście baniek i swój ulubiony samochód. Był pijany, ale dobrze wiedział, że zadanie jest piekielnie trudne. Mimo to po tym oświadczeniu do Antonova z powrotem zaczęło się przystawiać więcej kobiet, które wcześniej przestały robić sobie nadzieję, znając jego stosunek do tych spraw.
– Pytam ciebie – powiedział Maxim; wciąż nie zamierzał pozwolić mi odejść.
Posłałam mu wściekłe spojrzenie, a potem wyrwałam się w końcu z uścisku.
– Daj mi spokój, nie bawi mnie to już.
Odwróciłam się w kierunku wyjścia, jednak wtedy drogę zagrodziło mi dwóch ochroniarzy w czarnych garniturach. Byli tak wysocy jak Maxim, jeden nawet jeszcze postawniejszy niż on. Zamrugałam, spoglądając na nich ze zdziwieniem.
– Co znowu? – wybełkotałam.
W kasynie zrobiło się ciszej. Uwaga zebranych skupiła się na mnie i scenie, jaka miała się zaraz rozegrać.
Zdałam sobie sprawę, że Maxim mi nie uwierzył.
Cholera.
MAXIM
PALĄCY, NADZIANI IDIOCI, dzięki którym moje kasyno tak dobrze prosperowało, działali mi dzisiaj na nerwy bardziej niż zwykle. Odkąd Nikolai spieprzył robotę i na łeb zwalił mi się tylko szukający u mnie jakiejś słabości Spiridonov, ciągle chodziłem wściekły. Po prostu nie lubiłem zbędnego pierdolenia i tej całej otoczki fałszywych uśmiechów. Byłem prostym facetem, wolałem proste rozwiązania. Spiridonov chciał mnie oszukać, okradł mnie, więc wysłałem swojego brata – był w naszej rodzinie egzekutorem – by przyniósł mi jego głowę.
Ale zamiast tego wrócił podziurawiony. Ledwie uszedł z życiem, co wiele mówiło o tym, jakimi środkami dysponuje nasz wróg. Nikolai to twardy, wyszkolony przez naszego ojca sukinsyn. Trzeba było armii, żeby go zatrzymać. Najwyraźniej Spiridonov taką miał, a mi się to zupełnie nie podobało. Teraz musiałem szukać innego rozwiązania, by pozbyć się tego gnoja, bo brat został wyłączony z gry, z kolei ja żądałem krwi. Jeśli Oleg sądził, że mnie pokonał, grubo się mylił. Mógł wygrać kilka bitew, jednak w wojnie zginie, tak samo jak każdy, kto stanie mi na drodze. Byłem Antonovem. To nazwisko znaczyło wszystko.
– Cokolwiek? – spytałem cicho, spoglądając na Alexeia, wysokiego ochroniarza o budowie kulturysty. Lubił wykonywać czarną robotę i wiedziałem, że kiedyś chętnie zastąpiłby Nikolaia. Ale co krew, to krew.
– Kilka prób oszustwa, dwie kłótnie – rzucił Alexei.
Przed chwilą wyszedłem z gabinetu i stanąłem na galerii. Patrzyłem z góry na gości kasyna, szukając jakiegokolwiek zagrożenia. Spiridonov już wcześniej próbował mnie przechytrzyć, podstawiając swoich ludzi, dlatego teraz musiałem być jeszcze czujniejszy.
Mój wzrok padł na rudowłosą, stojącą przy stole do pokera kobietę w białej sukni. Wyróżniała się, odkąd tu dziś weszła, a ja czegoś takiego nie lubiłem. Takie zachowanie śmierdziało desperacją, która była żałośniejsza niż cokolwiek innego. Tyle że ta dziewczyna nie wyglądała na jedną z naciągaczek. Nie była wydekoltowana i – z tego, co widziałem – nikogo nie prowokowała. Po prostu kręciła się w środku, jakby na coś czekała. Albo na kogoś. To też wydawało mi się podejrzane.
– A ona? – spytałem.
– Adria Heart – odparł cicho Alexei. – Sprawdziłem ją, najemniczka z grupy Genevieve Torres. Nie ma o niej wielu informacji, nie zetknęliśmy się z nimi wcześniej. Zwykle zajmują się prostymi robotami: jakieś włamania, ochrona, coś mało znaczącego.
Postukałem palcem o balustradę.
– To jej naturalny kolor włosów?
Jeśli Alexei był zdziwiony, nie okazał tego.
– Jest brunetką – odpowiedział.
Pokiwałem głową.
Ostatnio mój kuzyn narobił mi sporo problemów, gdy uznał, że jakiś głupi zakład będzie świetnym pomysłem. Kazałem mu wyprostować to gówno, bo kolejne próby uwodzenia, na które nie miałem ochoty, stały się irytujące. Zwykle unikałem szybkich numerków. Rzadko spotykałem dziewczyny inne od tych, jakie znałem, więc nie zwracałem na nie uwagi, jedynie od czasu do czasu, by zaspokoić swoje potrzeby, wybierałem tę, której udało się mnie choć trochę zainteresować. Jednak nic ponadto. Nie zamierzałem sam sprowadzać sobie do domu problemów ani wiązać mojej rodziny z żadną inną. To nie było mi potrzebne.
– Zatem to kolejna dziwka napalona na kasę z zakładu – stwierdziłem po chwili.
Alexei prychnął.
– Mam się nią dla ciebie zająć?
Popatrzyłem jeszcze raz na Adrię spoglądającą z uśmiechem zażenowania na toczącą się rozgrywkę. Tak, ci goście byli żałośni. Ale dzięki nim nie musiałem się martwić o pieniądze, zwłaszcza po tym, gdy okradł mnie Spiridonov.
– Nie. Sam sprawdzę, czego chce.
Alexei wzruszył ramionami, a potem podążył za mną.
W tym czasie kobieta odwróciła się i rzuciła spojrzenie na galerię, w miejsce, gdzie przed sekundą stałem. Zmarszczyła lekko brwi, jednak moment później jej twarz się wygładziła. Adria Heart była śliczna – to musiałem przyznać – choć nie w oczywisty sposób. Nie wyglądała na delikatną i słodką idiotkę, jakie kręciły się wszędzie dokoła. Miała nieco spiczasty, zadarty nos, do tego oczy w kształcie migdałów, których kąciki także nieco się unosiły. To nadawało jej bardziej egzotyczny wygląd.
Zlustrowałem zgrabną sylwetkę. Adria była wysportowana, pod sukienką z rozcięciem na udzie odznaczały się smukłe, ale umięśnione nogi. Stała wyprostowana, dumna i roztaczała jakąś aurę pewności siebie, przez co zwrócono by na nią uwagę, nawet gdyby nie włożyła tej lśniąco białej kreacji do ziemi. Przyciągałaby wzrok tak czy siak.
A ja chciałbym zobaczyć ją w naturalnym kolorze włosów. Ta informacja, że lubię rude, była próbą naprawienia żałosnego, pijackiego wybryku przez Grigorija. Rozpuścił następną plotkę – tym razem, że właśnie takie kobiety podobają mi się najbardziej – żebym wiedział, czego chcą ode mnie kolejne naiwniaczki. Adria widocznie była jedną z nich, skoro się na to złapała. Ale po co próbowała? Mogła wyżyć z innych zleceń.
Zamierzała robić z siebie dziwkę? Nie wiedziała, że zdaję sobie sprawę z tego zakładu?
Podszedłem do niej dziesięć minut później. Zauważyłem, w którym momencie spostrzegła, że się pojawiłem. Uśmiechnąłem się, kiedy już po chwili zobaczyłem to, czego oczekiwałem.
Bała się.
I dobrze. Tym łatwiej będzie sprawdzić, czy naprawdę zjawiła się tu wyłącznie dla zakładu, czy może jednak nasłał ją Spiridonov. Coś mi w niej nie pasowało, a ja ufałem swoim przeczuciom. Po krótkiej rozmowie odniosłem wrażenie, że za grą tej kobiety kryje się coś jeszcze. Nie byłem kretynem. Ta mała coś knuła.
Niemniej zabawa z nią nawet mi się podobała, przynajmniej do czasu, gdy z równowagi nie wytrąciła mnie jakaś rozróba. Wielokrotnie żałowałem, że zapraszam tutaj niektórych ludzi, bo obniżali poziom miejscówki. Ale płacili. Dlatego pozwalałem na takie zachowania.
Przez kilka sekund obserwowałem, jak Johnson próbuje przywalić krzepkiemu Drozdovowi; kolor twarzy tego drugiego stał się tak czerwony, że zlewał się ze ścianami. Wtedy poczułem delikatny ruch przy wewnętrznej kieszeni marynarki, a moment później Adria oderwała się ode mnie gwałtownie.
I już wiedziałem, że przeczucie mnie nie myliło. Tej kobiecie od początku chodziło o coś innego.
Co miałem w kieszeni?
Pendrive’a w kształcie karty, klucze, portfel. Po ten ostatni Adria raczej by nie sięgnęła, zatem wyjęła albo klucze, albo kartę. Stawiałem na to drugie, ale nie sprawdziłem. Jeżeli przysłał ją Spiridonov, nie zamierzałem mieć dla suki litości, niezależnie od tego, co zabrała. Zresztą nawet jeśli to nie on, tylko sama była na tyle głupia, by usiłować mnie okraść, musiała zapłacić.
Krzyknąłem do chłopaków, żeby rozwiązali problem, z kolei sam postanowiłem zająć się swoim, który właśnie starał się wykpić i zwiać. Nie przekonały mnie jednak próby zrzucenia wszystkiego na zakład; Adria chciała po prostu odwrócić moją uwagę. Myślała, że będzie sprytniejsza i odejdzie z uniesionym czołem. Akurat.
Gdy Alexei i Andrei zatrzymali ją przed odejściem, uśmiechnąłem się i ruszyłem w jej stronę.
– Co znowu? – syknęła, przeciągając w udawany sposób głoski.
Zebrani w kasynie goście właśnie zwrócili się w naszym kierunku. Dostałem to, czego chciałem. Dam Adrii nauczkę na osobności, ale zależało mi na tym, żeby każdy wiedział, co się wydarzyło.
– Skończ to przedstawienie, panno Heart. Co mi zabrałaś? – odparłem spokojnie.
Stałem już za nią, więc się odwróciła. Kiedy dostrzegła, że wyciągam dłoń, zmarszczyła gniewnie brwi, potem próbowała mnie odtrącić z krzywym uśmiechem.
– Możesz podziwiać, ale bez dotykania – rzuciła.
Zmrużyłem oczy.
– Gdzie jest moja karta? – Poklepałem się po kieszeni i nie wyczułem tam prostokątnego kształtu, co oznaczało, że miałem rację. To ją musiała zabrać.
Dokoła zapadła cisza, którą przerwał jej poirytowany głos:
– Czy ja ci wyglądam na sekretarkę? Pilnuj swoich rzeczy, panie Antonov, to nie będziesz musiał ich szukać.
Skinąłem na Alexeia i Andreia, a oni chwycili ją mocno za ramiona.
Zaczęła się szamotać, po czym kląć tak głośno, że pewnie było ją słychać na ulicy. Nikt nie zareagował, gdy moi ludzie wciągnęli ją do prywatnej, znajdującej się za czerwonymi drzwiami części kasyna. Nikt, kurwa, nie śmiał oddychać, żeby przypadkiem nie zwrócić mojej uwagi. I taka nauczka mi wystarczyła: już wiedzieli, że złapałem kogoś, kto usiłował mnie przechytrzyć. A teraz zamierzałem pokazać, co czeka taką osobę, tyle że nie publicznie. Lepiej było, kiedy obserwatorzy zastanawiali się, co spotka tę kobietę.
Adria krzyczała, dopóki Alexei nie zasłonił jej ust dłonią. Prawie się wyrwała, więc złapał ją za włosy. Była waleczna. Uciekła od niego i próbowała dotrzeć do wyjścia, jednak trafiła na Andreia, który ją unieruchomił i przytrzymał.
Wtedy przestała się szarpać, a jej ramiona zesztywniały.
Może nie będzie utrudniać.
– Ktoś cię przysłał czy sama postanowiłaś podpisać na siebie wyrok śmierci? – zwróciłem się do niej.
Posłała mi tak mordercze spojrzenie, że gdyby to od niej zależało, właśnie w ciągu sekundy padłbym trupem.
– Pierdol się, Antonov. Niczego ci nie ukradłam!
Skinąłem na Alexeia. Na mój znak ją spoliczkował.
– Grzeczniej. – Zmrużyłem powieki, a później dodałem: – Po co tu przyszłaś?
Skrzywiła się, na jej wardze dostrzegłem krew, tymczasem w oczach nadal błyszczał upór. Nie zamierzała odpuszczać. Wyglądała na rozjuszoną i gotową na wszystko, co sprawiło, że ledwo powstrzymywałem uśmiech.
– Bo chciałam się zabawić! Ale możesz być pewny, że nigdy więcej nie znajdę się tam, gdzie będziesz też ty.
Miałem dość. Skoro planowała iść w zaparte, musiałem sięgnąć po inne środki. Zdejmowałem marynarkę, obserwując, jak na twarzy Adrii pojawia się chłód.
Tego się nie spodziewałem. Strachu, przerażenia, paniki – tak. Jednak chłodna obojętność? Kogo ta dziewczyna zamierzała kryć?
Podwijałem rękawy, by nie ubrudzić ulubionej koszuli, kiedy rozległo się pukanie. Spojrzałem ze złością na drzwi, przez które po sekundzie wszedł Boris.
– Szefie, znalazłem to przy barze – mruknął, wyciągając w moją stronę kartę.
Skupiłem na niej wzrok, następnie zerknąłem na Adrię.
– Cholera, nie wierzę. – Wybuchnęła histerycznym śmiechem. – Zgubiłeś swoją kartę i chciałeś mnie za to zabić? Bo przyszłam, żeby dać ci się przelecieć?
Zmarszczyłem brwi, później obejrzałem podany przez Borisa kawałek plastiku.
Wypadł mi z wewnętrznej kieszeni? A może… gdy chwyciłem Adrię, ona naprawdę tylko przez przypadek się mnie złapała, z kolei karta się wysunęła?
Poklepałem marynarkę jeszcze raz, dokładniej niż wcześniej, dzięki czemu odkryłem, że jest rozdarta. Zacisnąłem wargi.
Blać¹, musiała mi się rozedrzeć, kiedy dziewczyna się ode mnie odsunęła.
Andrei puścił Adrię. Kobieta poprawiła materiał sukienki i popatrzyła w moją stronę tak, jakbym był najgorszym śmieciem, jakiego widziała.
Nie starła krwi z ust.
– Zapłacisz za to, Antonov.
– Wybacz mi to nieporozumienie – mruknąłem, czując się jak ostatni skurwysyn. Pobiłbym ją. Torturował. A ona naprawdę była niewinna. – Jeśli mogę…
– Nie możesz. – Przerwała zimno, po czym podeszła szybkim krokiem i wymierzyła mi policzek; przyjąłem go bez mrugnięcia okiem. – Wychodzę stąd. I moja noga nigdy więcej nie postanie w miejscu, w którym będziesz ty. Módl się o to, bo jeśli stanie się inaczej, wpakuję ci kulkę w jaja.
Odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z gabinetu, stukając obcasami.
Podążałem za nią wzrokiem i obserwowałem przez otwarte drzwi, jak pojawia się między zaskoczonymi gośćmi kasyna, a potem wreszcie kieruje do wyjścia z lokalu, rzuciwszy mi ostatnie spojrzenie.
Nie skojarzyłem, że odkąd oskarżyłem ją o kradzież, przestała się chwiać oraz przeciągać sylaby. Nie przyszło mi do głowy, że kiedy włożę znalezioną kartę do komputera, pomogę moim wrogom i dam im nad sobą chwilową przewagę. Nie przypuszczałem, że błysk triumfu w oczach Adrii oznaczał, iż kobieta wydymała mnie podwójnie, choć nawet nie zdjęła ubrania.
Ale gdy to wszystko odkryłem, powziąłem żelazne postanowienie: jeśli kiedyś znajdę się z tą dziewczyną w jednym pomieszczeniu, nie ja będę się modlił, tylko ona.
Jednak zbawienie nie nadejdzie.ROZDZIAŁ 2
ADRIA
Obecnie
PATRZYŁAM NA WYKRZYWIONĄ w ogromnej złości twarz i zastanawiałam się, czy ktoś kiedykolwiek doprowadził Brendana do podobnego stanu. Pewnie nie, a facet miał młodszą siostrę i starszego brata. Tyle że nikt nigdy nie potrafił wywołać u niego aż takiego wkurwu z prostego powodu: ja byłam jedyna w swoim rodzaju. No i jego biologiczne rodzeństwo nie znajdowało się na celowniku.
– Jaja sobie robisz? – warknął, chodząc po pokoju motelowym. Małym, obskurnym, ciemnym i kompletnie tandetnym jak na mój gust. – Czemu nic nie powiedziałaś?
Siedziałam na skrzypiącym łóżku i wpatrywałam się w Brendana z grymasem na twarzy. Nie planowałam mówić, że coś mi grozi, bo sama chciałam zająć się problemem; w końcu wiązał się ze mną, nie z Brendanem. Ale dzisiaj podczas lunchu, który razem jedliśmy, ktoś prawie mnie zastrzelił. Gdybym nie odskoczyła z przekleństwem na ustach, kiedy kelnerka potknęła się i wylała na moje ubranie mrożoną kawę, miałabym teraz piękną dziurę w czole, a Brendan wybierałby mi trumnę.
– Nie zamierzałaś mnie poinformować, że poluje na ciebie jebany król Wilków? – kontynuował wściekły.
Westchnęłam.
– A co byś zrobił, Bren? Nasza grupa się rozpadła, wszyscy chowają się przed Antonovem po tamtej robocie sprzed dwóch lat. Tylko ty nie byłeś z tym powiązany, odciąłeś się od Gene, więc o tobie Maxim nigdy nie słyszał, dzięki czemu możesz dalej spokojnie pracować. Miałeś swoje zajęcia, nie chciałam zawracać ci głowy. To, co dzieje się z Morisonem, jest moją sprawą, więc jaka różnica?
Spojrzał na mnie z większą irytacją. Sądziłam, że jego zielone oko nie może jeszcze mocniej błyszczeć złością, a tu proszę.
– Wiem, że po moim odejściu i śmierci Gene wszystko się posypało, ale nadal jesteśmy rodziną. Powinnaś była mi powiedzieć.
Przeczesałam palcami krótkie, czarne włosy. Miałam ochotę je sobie wyrywać, bo przecież nie planowałam, że stanę się zwierzyną. Celem kolejnego sukinsyna, podczas gdy ciągle chowałam się przed Antonovem. Już nie szukał mojej grupy z taką zaciętością jak na początku, jednak wciąż mi nie odpuścił. Byłam tego pewna. Dlatego pozostawałam w ukryciu i żyłam z kasy za tamto zadanie, tyle że nagle dały o sobie znać konsekwencje innej roboty, o wiele wcześniejszej niż ta sprzed dwóch lat.
Odkąd zaczęłam pracować jako najemniczka, brałam kilka mniejszych lub większych zleceń – raz na polecenie Gene, innym razem sama je znajdowałam – ale żadne nie poszło tak źle jak jedno trzy lata temu. Jednak nie z mojej winy. Ten łysy skurwiel, który teraz nazywał się królem Wilków, skłamał, a ja nie lubiłam być okłamywana. I mówiłam to za każdym razem, gdy przyjmowałam robotę.
Jeśli mnie oszukasz, będę szukać zemsty.
Niestety na Ianie Morisonie nie zdążyłam się odegrać. Ktoś sprzątnął go przede mną, a przynajmniej tak miało być, więc przeszłam nad tym do porządku dziennego. Pracowałam przy innych zleceniach razem z grupą Gene, najczęściej z Brenem, dopóki ten nie został wolnym strzelcem. Jakoś wszystko się udawało, bo od tej wpadki z cholernym Morisonem daliśmy sobie spokój z ochroną i wykonywaliśmy głównie jakieś mniejsze skoki. Potem natrafiła się okazja na pokonanie Maxima Antonova, z której skorzystaliśmy, przez co później musieliśmy zniknąć na pewien czas, by gość nas nie znalazł. Niemniej oprócz tego naprawdę dobrze nam się wiodło.
Powinnam była jednak wiedzieć, że przeszłość po mnie wróci. Okazało się, że Morison wcale nie jest tak martwy, jak sądziłam. W ogóle nie był, kurwa, martwy. Albo brat ostatecznie go nie zabił, albo cenę za moją głowę wyznaczył trup.
– Daj spokój. Muszę się pozbyć Iana i będzie po kłopocie – rzuciłam w końcu do Brendana, otrząsając się z myśli.
Pokręcił głową.
– Otoczył się tymi swoimi ochroniarzami, siedzi w twierdzy. Nie ruszysz go. Naprawdę został królem. Nie dostaniesz się do niego, a jeśli spróbujesz, ktoś odstrzeli ci po drodze ten pusty łeb.
Zacisnęłam wargi w irytacji.
– Doceniam troskę, ale zajmij się swoimi sprawami.
Spojrzał na mnie chłodno.
– Zajmuję. Jesteś moją rodziną, Adria. Załatwię to.
Przewróciłam oczami.
Brendan zawsze lubił rządzić, czego reszta naszej grupy najemników nienawidziła, ponieważ nie znosiliśmy tego gówna od nikogo innego niż Gene. To ona nas wyszkoliła. To ona stworzyła naszą drużynę, a potem zmarła na zawał półtora roku temu i wszystko szlag trafił. Była już starszą kobietą, dlatego to my wykonywaliśmy zlecenia, ona jedynie nadzorowała. Gdy jej zabrakło, rodzina się rozpadła. Tak naprawdę trzymała nas przy sobie tylko Genevieve. Oprócz Brendana, który odciął się od grupy nawet wcześniej, nie nawiązałam z żadnym z ludzi Gene więzi, więc każdy ruszył w swoją stronę. I tyle. Bez zranionych uczuć.
– Nie będziesz niczego za mnie załatwiał. Jestem dużą dziewczynką…
– Nie masz pojęcia, kto pracuje dla Morisona. Wyznaczył tę nagrodę za wasze głowy. Wszyscy prześcigają się w polowaniu, bo to pieprzona gratka. Dobrze, że nikt nas już ze sobą nie kojarzy. W innym przypadku ja też straciłbym łeb, gdyby wypytywali, gdzie jesteś. – Skrzywił się. – Stałaś się o wiele cenniejszym łupem, Adria. Czwórka osób, z którą wtedy współpracowałaś, już nie żyje. A ty jesteś następna.
Jakbym nie wiedziała.
Domyślałam się tego, odkąd pół roku temu usłyszałam plotki o powrocie tamtego sukinsyna. Dostałam zresztą ostrzeżenie od byłego współpracownika, przez co wspomnienia przerwanej roboty ciągle wracały. Zostaliśmy wyłącznie ja i Dean. On się ukrywał i poradził mi zrobić tak samo, mimo to ktoś mnie dzisiaj wytropił.
– Przypomnij, czemu on uważa, że musi was zabić – odezwał się po chwili Bren. – W jakiej grupie wtedy byłaś?
Westchnęłam.
– Przecież wiesz. To miało być proste zadanie. Ian wynajął nas do ochrony i szybkiego ataku. Jedna trójka go osłaniała, w tym ja, druga miała zająć się polującym na niego gościem. Powiedział, że to jakiś świr, który chce mu zabrać jego najnowszy wynalazek.
Wzruszyłam ramionami, poprawiłam się na łóżku, a Bren prychnął.
– No tak, w końcu udawał pierdolonego geniusza, jeśli chodzi o nowinki technologiczne.
Przytaknęłam.
– Chwalił się sprzętami na prawo i lewo, znalazł sponsorów do kolejnych prototypów broni, no wiesz, ogólnie mu się powodziło. Ale potem okazało się, że tak naprawdę kradł wszystkie pomysły swojemu bratu, który później próbował go za to zabić, bo Ian wcześniej planował załatwić jego.
– Rodzinne dramy – skwitował Brendan.
Zaśmiałam się cicho.
Cała sprawa wydawała się pokręcona oraz groteskowa, a gdy poznaliśmy prawdę, razem z dwójką innych, ochraniających wtedy Iana najemników zdecydowaliśmy, że się wycofujemy.
– W każdym razie przerwaliśmy robotę. Przecież zgodnie z naszym kodeksem i honorem nie popieraliśmy oszustów. Jeśli William Morison zamierzał się zemścić na Ianie, miał do tego prawo – rzuciłam.
Brendan skinął głową, a ja westchnęłam, bo już wiedzieliśmy, że ostatecznie chyba obaj bracia Morisonowie nie potrafią pozostać w grobie.
Ian nagle powrócił. Co prawda krążyły plotki, że przez dwa lata znajdował się w stanie wegetatywnym, a ostatni rok spędzał na intensywnym dochodzeniu do siebie, rehabilitacji i różnych zabiegach, jednak podejrzewałam, że w ten sposób jedynie dodawał głupiej historii dramatyzmu.
– Więc wy zrezygnowaliście ze zlecenia, William dopadł Iana i bracia mieli się nawzajem pozabijać, ale w końcu okazało się, że tak naprawdę ten pierwszy nie żyje, a drugi został tylko ranny?
– Taa. Jest sparaliżowany od pasa w dół i uważa, że to nasza wina.
Brendan oparł się o ścianę i przez chwilę wpatrywał we mnie bez słowa.
– Tej zgrai, jaką zebrał wokół siebie, nie można lekceważyć. Wziął najgorszych, pozbawionych honoru najemników. I teraz serio stworzył jakąś lepszą broń, dzięki której szybko się wzbogacili, więc został ich pierdolonym królem.
Skrzywiłam się.
Nazwano ich Wilkami, a Morison stał się pieprzonym alfą i planował zemścić się na nas za to, że zrezygnowaliśmy z kontynuowania zlecenia, przez co niemal umarł. Tyle że ze swojej winy. Nie zamierzałam dać się zabić jedynie dlatego, że gość był krętaczem oraz sukinsynem.
Wyprostowałam się nieco, po czym posłałam Brenowi uspokajające spojrzenie.
– Wiem, ale poradzę sobie. Ukryłam się przed Antonovem, dam radę też Morisonowi.
– Poradzisz sobie, bo ja ci pomogę – warknął. – Nie możesz ciągle uciekać, w dodatku przed nimi oboma.
Chciałam zaprotestować, jednak on popatrzył ostro w moją stronę.
– Mam wobec ciebie dług. Spłacę go – dodał.
Westchnęłam.
– Dopóki nie będę chciała…
– Zamknij się i po prostu przyjmij moją pomoc, Adria.
Zamilkłam.
Prawda wyglądała tak, że cholernie się bałam. Z Ianem i jego Wilkami ponoć nie było żartów. Morison zebrał wokół siebie prawdziwych, niemających żadnych zasad skurwieli, a następnie dał im skarb, którego na pewno nie wypuszczą z rąk. Sama nie dałabym rady przeciwko zgrai zabójców, jednocześnie chowając się też przed Antonovem. A nawet gdybym odniosła sukces, Ian szybko posłałby po mnie swoje Wilki. Na razie trzymał je w pogotowiu i napuścił na nas innych najemników, ale jeśli ci zawiodą, ruszy pełną armią, którą buduje.
– Co zamierzasz zrobić? – spytałam w końcu.
– Jeśli obiecasz, że zgodzisz się na mój plan, to ci powiem – odparł.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
– I co jeszcze? Może będę potulna i miła?
Uśmiechnął się łobuzersko.
Uwielbiałam ten uśmiech. Nadawał jego surowej twarzy chłopięcy urok, bo wtedy brak prawego oka oraz krzywy nos nie były aż tak widoczne.
– No nie wymagajmy cudów, jestem rozsądnym facetem.
Westchnęłam.
– Dobra. Zgodzę się.
– Słowo?
– Słowo – warknęłam.
Pokiwał głową, potem wskazał, bym się zbliżyła. Przeszłam więc przez mały motelowy pokój i stanęłam przy oknie obok przyszywanego brata. Wtedy Bren niespodziewanie złapał za mój nadgarstek i zacisnął na nim metalową obręcz, a drugą przypiął do kaloryfera. Odsunął się, nim zdążyłam zareagować.
– Co, do chuja, Bren?! – Ruszyłam w jego stronę, niestety kajdanki zatrzymały mnie w miejscu.
A raczej pociągnęły, aż upadłam na tyłek, raniąc sobie boleśnie plecy o wystające żebra grzejnika.
– Przedstawię plan, ale on ci się nie spodoba. Pamiętaj, że dałaś mi słowo.
– Pierdolenie. Dałam je, zanim mnie przykułeś. Teraz się nie liczy.
Spojrzał na mnie wymownie.
– Adria, nie bądź dzieckiem.
Wpatrywałam się w niego ze złością.
Co on wyprawiał? Dlaczego jego pomysł mógłby mi się aż tak nie spodobać?
– Załatwię ci ochronę. Ukryję cię w bezpiecznym miejscu, a sam spróbuję załagodzić Morisona. Jeśli mi się nie uda, zbiorę ekipę i go rozpierdolę.
Patrzyłam na niego, mrugając powoli.
– To ten twój plan, geniuszu? Ja mam siedzieć bezczynnie, kiedy ty będziesz się narażał? Myślałam, że zrobimy coś razem, jak dawniej.
– Cztery lata temu przyjęłaś za mnie kulkę. Więc, do cholery, tak, właśnie taki jest plan! Też nie dostałem wtedy wyboru. Sama podjęłaś decyzję, a później zaczęłaś działać.
– Gene mi kazała!
– Pierdolenie. Poszłaś tam, potem ona zabrała ci kasę z akcji, bo to była samowolka.
To prawda. Zdawałam sobie sprawę, że jeśli Brendan pójdzie wykonać robotę, nie przeżyje. Po prostu to czułam. A był dla mnie jak brat, którego zawsze pragnęłam mieć. Którego mi zabrano. Nie łączyły nas więzy krwi, tylko coś silniejszego. Byliśmy rodziną z wyboru.
– Bren… – zaczęłam.
– Więc teraz ja ci pomogę, a ty się ukryjesz.
– Ja ciągle się ukrywam, ale w tym przypadku nie będę siedzieć na tyłku. To mój problem – stwierdziłam ostro.
– Obiecałaś zgodzić się na mój plan.
– Ta, zgodzić, a nie do niego stosować. Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz?
Przesunął dłonią po ciemnych włosach, później posłał mi kolejny szeroki uśmiech.
Właśnie wtedy dobiegł mnie odgłos silników parkujących pod pokojem motelowym samochodów i się spięłam. Choć nie miałam pojęcia, czemu Brendan patrzy na mnie z takim złośliwym błyskiem w jedynym oku, zupełnie mi się to nie podobało.
– Dałaś słowo, Adria. A ja na dodatek znalazłem idealne rozwiązanie, żebyś po tym wszystkim już nie musiała uciekać. Na razie się schowasz, żebym ja mógł pracować bez martwienia się o ciebie.
Oparłam się plecami o ścianę, co sprawiło, że kajdanki wpiły mi się w prawy nadgarstek. Musiałam unosić rękę, by nie zwisała bezwładnie z grzejnika.
Co za chora sytuacja. Gdyby nie fakt, że Bren to mój brat, wyjęłabym broń i zwyczajnie odstrzeliła mu łeb. Nie żebym nie miała na to ochoty. Jednak ostatecznie był jedyną bliską osobą, jaką miałam na tym świecie.
– A ja o ciebie będę mogła się zamartwiać? – rzuciłam ze zrezygnowaniem.
Dałam za wygraną, ale tylko pozornie. Choć słowo było dla mnie ważne, rodzina była ważniejsza. Na razie zamierzałam współpracować, a później zerwać się ze smyczy i załatwić ten problem, aby Bren nie musiał tego robić. Teraz będę udawać grzeczną oraz potulną, potem zaatakuję. Jak zawsze. Uda mi się uśpić jego czujność dobrym zachowaniem.
A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki ktoś nie zapukał do drzwi pokoju. Po chwili Brendan wpuścił do środka cholernego Maxima Antonova.