Zełenski. Poza scenariuszem - ebook
Zełenski. Poza scenariuszem - ebook
Opowieść o życiu, które wykracza poza wszelkie scenariusze.
Pierwsza biografia Wołodymyra Zełenskiego, napisana przez ukraińskiego dziennikarza Serhija Rudenkę.
Od 24 lutego 2022 roku uwaga całego świata skupiła się na Ukrainie i jej prezydencie. To wtedy z dnia na dzień Wołodymyr Zełenski dołączył do grona najważniejszych postaci ostatnich dziesięcioleci i stał się ponadnarodowym symbolem. Ale kim jest człowiek ze zrodzoną na wojnie legendą? Jak to się stało, że aktor komediowy stanął na czele narodu, który przeciwstawił się Władimirowi Putinowi i podjął nierówną walkę z brutalnym agresorem? Co uczyniło człowieka bez politycznego doświadczenia wzbudzającym podziw przywódcą?
Ukraiński dziennikarz Serhij Rudenko opowiada historię życia Zełenskiego ze znawstwem i pasją, jednocześnie zachowując niezależne spojrzenie uczciwego reportera. To nie jest książka napisana z zewnątrz – Rudenko przygląda się Zełenskiemu z bliska, rozmawia z jego najbliższymi współpracownikami i przeciwnikami, bada jego młodość i przebieg kariery w show-biznesie. Nie jest to też laurka ani demaskatorski proces. To polityczna i osobista biografia człowieka, który pragnął być prezydentem niosącym swojemu narodowi pokój – a został prezydentem czasu wojny. Rudenko doprowadza swoją opowieść tak daleko, jak to możliwe: ostatnie rozdziały książki zostały napisane w schronie, w czasie pierwszych rosyjskich nalotów bombowych na Ukrainę.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67324-29-8 |
Rozmiar pliku: | 626 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie wyjechał
Trwał czternasty tydzień zakrojonej na pełną skalę rosyjskiej ofensywy. Nie było jeszcze pewne, czy rosyjskim wojskom uda się wedrzeć do Kijowa – wciąż trwały zacięte walki w pobliżu stolicy. Dopiero później świat pozna nazwy miejscowości takie jak Bucza, Borodzianka czy Irpień, a także dowie się o zbrodniach, do których w nich doszło. Tego dnia na placu Niepodległości zorganizowano krótki koncert muzyki symfonicznej. To niedaleko od biura prezydenta Ukrainy, w którym znajdował się Wołodymyr Zełenski i gdzie nagrywał filmiki potwierdzające, że nie uciekł.
W opustoszałym mieście koncert wzbudził zainteresowanie głównie wśród dziennikarzy, ale sześćdziesięcioczteroletnia Ołena, mimo spadających od czasu do czasu na miasto rakiet, odważyła się przyjść. Wzięła ze sobą ukraińską flagę i psa.
– Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak trudno teraz jest Zełenskiemu. Jak ten chłopak mógł wytrzymać taką presję i jednocześnie cały czas wspierać obywateli? Niski mu ukłon za to – powiedziała mi Ołena.
Start Zełenskiego w wyborach, jego kampania, a wreszcie oszałamiające zwycięstwo nad prezydentem Petrem Poroszenką to ciąg następujących po sobie niespodzianek. Ale nikt nie mógł się spodziewać, że ten polityczny nowicjusz naprawdę zaskoczy dopiero 24 lutego 2022 r., gdy Rosja rozpocznie zmasowany atak na Ukrainę.
Podczas wyborów cały świat mówił o Zełenskim. W Ukrainie znano go od dawna. Użyczał głosu misiowi Paddingtonowi w ukraińskiej wersji tej bajki. Był gwiazdą popularnych, lecz niezbyt wyszukanych kabaretów. Miliony Ukraińców śledziły losy Wasyla Hołoborodźki, prezydenta z przypadku, w którego wcielił się Zełenski w trzysezonowym serialu Sługa narodu. To właśnie to telewizyjne show było dla niego trampoliną do rzeczywistej władzy.
Hołoborodźko przestał być nauczycielem historii niedługo po tym, jak jego płomienny, pełen przekleństw monolog o politykach i losach kraju trafił do internetu i rozprzestrzenił się niczym wirus. „Żeby, kurwa, prosty nauczyciel żył jak prezydent, a prezydent, suka, żył jak nauczyciel!” Dzięki temu nieznany nikomu człowiek, bez pomysłu, ale z werwą i dobrym sercem, stał się prezydentem. Zełenski nieszczególnie udawał, że chce odnieść sukces w stylu Hołoborodźki.
Przez całą kampanię unikał dziennikarzy i nie zabierał głosu w wielu sprawach. Za to działał aktywnie w mediach społecznościowych, a telewizja 1+1, należąca do powiązanego z nim oligarchy, Ihora Kołomojskiego, często pokazywała filmy, seriale i kabarety z udziałem Zełenskiego lub jego zespołu. Zamiast debat politycznych kandydat wybrał stand-upy. Przedstawiał się jako „prosty chłopak z Krzywego Rogu” (miasta w południowo-wschodniej części kraju), który stanął przeciw skorumpowanemu systemowi; mówił, że jego sukces to efekt „pomyłek i obietnic” Poroszenki. „Ja nie jestem pana przeciwnikiem, lecz wyrokiem” – powiedział Zełenski ustępującemu prezydentowi.
Pozwalał on działać wyobraźni, dzięki czemu każdy mógł w nim zobaczyć, co tylko chciał. To spowodowało, że znalazł poparcie wśród pragnących głębokich zmian i końca teflonowych, skorumpowanych polityków. Na Zełenskiego głosowali między innymi zwolennicy zbliżenia z Zachodem i ci, którzy wierzyli, że dostatnią przyszłość może zapewnić Rosja; także uczestnicy protestów na kijowskim Majdanie i jego przeciwnicy. Udało mu się przełamać podziały regionalne, które dawały o sobie znać podczas każdych wyborów. Cieszył się dużym poparciem we wszystkich grupach wiekowych, ale szczególnie chętnie głosowali na niego Ukraińcy poniżej trzydziestego roku życia.
Zełenski dał wszystkim nadzieję, że Ukraina nie musi być skorumpowanym, pogrążonym w wojnie krajem, tylko jednym z dobrze funkcjonujących europejskich państw, którego mieszkańcy mogą znowu żyć w pokoju. To właśnie wiara, że pokój jest w zasięgu ręki, była prawdopodobnie największą naiwnością nowego prezydenta. Kreml nie chciał konsensusu, tylko daleko idących ustępstw w kwestii trwającej od 2014 r. okupacji Krymu i konfliktu zbrojnego w Donbasie. Wówczas część Ukraińców oskarżyła Zełenskiego, że chce doprowadzić do kapitulacji. Wydawało się, że Zełenski może nie podołać temu zadaniu.
Upływały miesiące i zachwyt Zełenskim mijał. Bycie prezydentem okazało się trudniejsze niż w serialu. Rekordowe w historii niepodległej Ukrainy poparcie, które otrzymał w wyborach, stopniowo topniało. Efekty działań Zełenskiego nie były jednoznaczne. Udało mu się skupić całą władzę wokół siebie, podporządkowując sobie rząd i parlament, ale mimo to opornie szły mu tak wyczekiwane przez społeczeństwo walka z korupcją czy reforma sądownictwa. Zełenski przestawał błyszczeć, a polityczni oponenci zaczynali deptać mu po piętach.
W miesiącach poprzedzających rosyjską ofensywę rozpoczętą 24 lutego 2022 r. Zełenski przekonywał wszystkich, że Ukrainie nic nie grozi, a do wojny na pełną skalę nie dojdzie. Nie chciał wywoływać paniki ani straszyć jeszcze bardziej inwestorów. Tak jak w pierwszych miesiącach po objęciu władzy, wielu obawiało się, że Zełenski nie poradzi sobie w przypadku ataku. Im bliżej jednak było godziny zero, tym bardziej porywał serca Ukraińców – swoją nieustępliwością, odwagą i dosadnymi słowami.
24 lutego zamienił dobrze skrojony garnitur na zieloną koszulkę i spodnie wojskowe. Nie uciekł, nie zostawił ludzi na pastwę losu. Codziennie zwraca się do społeczeństwa i pokazuje, że pozostał w Kijowie. On i jego otoczenie robią wszystko, by wojna nie była przegrana.
Nawet najwięksi krytycy Zełenskiego, przynajmniej w pierwszych miesiącach wojny, stanęli po jego stronie, zapominając o wszelkich wątpliwościach. Zełenski stał się prezydentem czasu wojny i zdecydowana większość Ukraińców uważała, że świetnie wywiązuje się z tego zadania. Świat euroatlantycki spojrzał na niego już nie jak na kolejną ciekawostkę i wybryk populizmu, a przywódcę, którego można pozazdrościć.
Gdy piszę te słowa, nie rozpoczął się jeszcze czwarty rok prezydentury Zełenskiego. Jego historia jest daleka od zakończenia. Dzisiaj wydaje się, że zostanie zapamiętany przez Ukraińców jako bohater, ale przecież nie można wykluczyć, że wydarzenia rozwiną się w zupełnie niepomyślny dla niego sposób, a jego rola zostanie uznana za niejednoznaczną czy wręcz negatywną. Dopiero przyszłość rozstrzygnie, jak Zełenski zapisze się na kartach historii. Dlatego książkę Serhija Rudenki należy traktować jako wstęp do biografii wciąż urzędującego prezydenta Ukrainy.
Paweł Pieniążek
Drużkiwka, obwód doniecki, 4 maja 2022 r.PROLOG
Polityczny Oscar Zełenskiego
21 kwietnia 2019 r. o godzinie ósmej wieczorem, przy piosence z serialu Sługa narodu, Wołodymyr Zełenski i członkowie jego ekipy wyszli na spotkanie z dziennikarzami.
Wydaje się, że tę prostą piosenkę – zaczynającą się od słów „Kocham mój kraj…” – śpiewał wówczas nie tylko sam zwycięski kandydat, ale także jego elektorat, czyli 73 procent społeczeństwa.
Ukraińscy i zagraniczni dziennikarze, którzy tłumnie stawili się w centrum wystawowym stolicy „Parkowyj”, nie mogli się doczekać triumfalnego przemówienia nowo wybranego prezydenta. Zełenski promieniał ze szczęścia, a wraz z nim ci, którzy doprowadzili go do zwycięstwa: Andrij Bohdan, Dmytro Razumkow, Kyryło Tymoszenko, Andrij Jermak, Ołeksandr Danyluk i żona Wołodymyra – Ołena. Wystrzeliło konfetti, sala wrzała, cały sztab niemal rwał się do tańca.
– Dokonaliśmy tego razem… – rozpoczął Zełenski ze swoją charakterystyczną intonacją. W pierwszej kolejności, niczym aktor przy odbiorze Oscara, podziękował swoim współpracownikom, rodzinie, krewnym, żonie Ołenie, a nawet dwóm sprzątaczkom, Oksanie i Lubie, które krzątały się po jego sztabie. Wspomniał również symboliczny siedemdziesiąty trzeci sektor na stadionie „Olimpijskim”, gdzie on i jego zespół kręcili słynny spot wyborczy, znany pt. „Stadion – tak, stadion!”.
Zełenski, który jeszcze nie wyszedł z roli swego serialowego bohatera, Wasyla Hołoborodźki, próbował żartować, a nawet wbijać szpilki Ukraińskiej Służbie Bezpieczeństwa, która według niego cały czas pomagała mu utrzymać formę i demonstrować optymizm. Można było odnieść wrażenie, że wkraczając na scenę polityczną, liczył na taki sam aplauz jak wtedy, kiedy żegnał się z estradą. Przywykł przecież do sympatii, którą wzbudzał u publiczności, do okrzyków „Brawo!”, „Bis!” – i nic w tym dziwnego. Oklaskiwała go publiczność w dużych salach koncertowych w Moskwie, Kijowie, Odessie, Jurmale, Mińsku i innych miastach byłego ZSRR, dla których gwiazda Wołodymyra Zełenskiego zabłysła w 1997 r., po sukcesie, jaki odniósł w Klubie Wiesiełyh i Nahodcziwych (Klubie Wesołych i Pomysłowych) pod przewodnictwem Aleksandra Masljakowa. To wtedy dziewiętnastoletni aktor zdobył telewizyjną sławę – zanim został prezydentem, był ulubionym aktorem wielu Ukraińców.
Czy tamtego wieczoru, odnosząc przytłaczające zwycięstwo w wyborach prezydenckich, wyobrażał sobie, że zaledwie za pół roku będzie słyszeć pod swoim adresem – i to nie tylko od wyborców jego głównego przeciwnika, Petra Poroszenki, ale także od ochotników walczących na wschodzie, wojskowych oraz innych polityków – okrzyki takie jak „Wstyd!”, „Zielę – Won!”?
Kilka miesięcy po zaprzysiężeniu na prezydenta Zełenski zacznie zwalniać tych, którzy doprowadzili go do zwycięstwa. Na pierwszy ogień poszedł sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, Ołeksandr Danyluk, który ponoć obraził się na Zełenskiego za to, iż nie mianował go premierem. Następny był szef Biura Prezydenta, Andrij Bohdan, który towarzyszył Zełenskiemu, gdy stawiał pierwsze kroki w wielkiej polityce. Później stanowiska stracili również premier Ołeksij Honczaruk oraz prokurator generalny Rusłan Rjaboszapka.
Wszystkie te osoby stworzyły Zełenskiego, którego naród wybrał 21 kwietnia 2019 r. Wcześniej nie istniał ktoś taki jak Zełenski polityk. Był utalentowanym komikiem, producentem w stacji telewizyjnej Inter i Studia „Kwartał 95”, ulubionego kabaretu ukraińskiej publiczności – a przede wszystkim był aktorem, wcielającym się w nauczyciela Wasyla Hołoborodźkę, który w serialu został głową państwa. Na wizerunek prezydenta miało wpływ jego bliskie otoczenie.
Trzy lata temu prezydent Ukrainy zadeklarował: „Obiecuję, że nigdy was nie zawiodę”. Od tego czasu widzieliśmy Zełenskiego w różnych sytuacjach: krytykowano go oraz jego zespół za brak politycznego obycia, oskarżano ich o udział w korupcji, arogancję, a nawet zdradę stanu. Jednak po 24 lutego 2022 r. – czyli od początku zakrojonej na szeroką skalę inwazji Rosji na państwo ukraińskie – odkryliśmy zupełnie innego Zełenskiego. Człowieka, który nie bał się odpowiedzieć na wyzwanie Putina i stał się wodzem narodowego oporu wobec rosyjskiej agresji. Prezydenta, któremu udało się w tej walce zjednoczyć swoich zwolenników oraz przeciwników, zarówno tych skorumpowanych, jak i tych zwalczających korupcję, dorosłych i dzieci, ludzi różnego wyznania i narodowości. Głowę państwa, którą witały brawami parlamenty europejskie oraz Kongres USA.
Każdy epizod z jego życia opisany w tej książce jest częścią mozaiki tworzącej portret Wołodymyra Zełenskiego, człowieka, który bez żadnego doświadczenia politycznego i odpowiedniej wiedzy obiecał Ukraińcom przebudowę państwa. Człowieka, któremu zaufało trzynaście i pół miliona wyborców.
Nie będzie w tej książce moralizowania, uprzedzeń ani manipulacji – jedynie fakty. Chciałem po prostu odtworzyć portret szóstego prezydenta Ukrainy bez upiększeń. Na ile mi się to udało – osądzicie wy, czytelnicy.
Serhij Rudenko
W języku rosyjskim skrót KWN można rozwinąć jako Klub Wesołych i Pomysłowych (dodatkowo była to nazwa kanału telewizyjnego KVN-49). W programie KWN rywalizowały drużyny, które prezentowały występy kabaretowe. Ponieważ zespoły często wyśmiewały się z sowieckiej rzeczywistości lub ideologii (a takie żarty cieszyły się największą popularnością wśród widzów), w pewnym momencie przestano je transmitować i zaczęto nagrywać na taśmie, by łatwiej cenzurować audycję. Ruch KWN rozprzestrzenił się w całym Związku Radzieckim. Naśladując program, w szkołach, na obozach pionierskich, uniwersytetach w całym ZSRR odbywały się lokalne rozgrywki KWN, a najlepsze drużyny zakwalifikowywały do telewizji. Emisję KWN wznowiono w 1986 r., na początku okresu pierestrojki. Program – tak samo jak w latach siedemdziesiątych – prowadził Aleksander Masljakow. Zwycięzcą pierwszego sezonu została drużyna Dżentelmenów z Odessy. Po kilku odcinkach zespoły osiągnęły ten sam wysoki poziom co w KWN z lat sześćdziesiątych. Ruch KWN ponownie się pojawił, a rozgrywki odbywały się też w Europie Zachodniej, Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Rozegrano międzynarodowy mecz WNP-Izrael (w 1992 r. w Moskwie), a nawet mistrzostwa świata między drużynami USA, Izraela, WNP i Niemiec (w 1994 r. w Izraelu). KWN stał się jednym z najpopularniejszych programów telewizyjnych w Rosji i w Ukrainie (wszystkie przypisy dolne pochodzą od redakcji).SCENA 1:
Dziesięć zamachów na prezydenta Zełenskiego
24 lutego 2022 r. o godzinie czwartej pięćdziesiąt Moskwa rozpoczęła atak rakietowy na terytorium Ukrainy. W tym samym czasie, gdy rosyjska telewizja jeszcze nadawała orędzie Władimira Putina do Rosjan, pierwsze pociski balistyczne spadały na głowy Ukraińców w Kijowie, Charkowie, Odessie, Mariupolu, Dnieprze i innych miastach. Ziemia zatrzęsła się od wybuchów również kilka kilometrów od mojego domu w stolicy – w Browarach i Boryspolu. Syreny karetek, wozów strażackich i ratowniczych przeszywały zimowe powietrze. Niedługo później jeszcze senne miasta dochodziły do siebie po pierwszym szoku. Nie można było pojąć, że Rosja bombardowała wolne i niepodległe państwo w sercu Europy. To wszystko wydawało się absurdalnym snem, który musiał się zakończyć wraz z pierwszymi promieniami słońca.
To nie był sen. To była nowa rzeczywistość, w której obudzili się Ukraińcy.
Półtorej godziny po pierwszych uderzeniach Zełenski przemówił do narodu i potwierdził rozpoczęcie wojny rosyjsko-ukraińskiej. O świcie ludność Ukrainy otrzymała wiadomość o pierwszych ofiarach ataku – o ludziach znajdujących się w obiektach wojskowych, w które Moskwa wycelowała rakiety. Tak zaczęła się inwazja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę – inwazja, w którą do ostatniej chwili nikt nie chciał wierzyć, łącznie z Wołodymyrem Zełenskim. Mimo ostrzeżeń wywiadów amerykańskiego i brytyjskiego jeszcze miesiąc przed wojną prezydent zapewniał, że wszystko jest pod kontrolą, a obcokrajowcy niepotrzebnie sieją panikę.
W nocy z 23 na 24 lutego, zaledwie kilka godzin przed wybuchem wojny, prezydent Ukrainy zwrócił się publicznie do Rosjan. Miał szczerą nadzieję, że jest w stanie powstrzymać Putina, choć po aneksji Krymu i rozpoczęciu okupacji Donbasu w 2014 r. gospodarza Kremla zatrzymać mogła chyba jedynie całkowita kapitulacja Ukrainy lub kula w łeb. Putin przekonywał, iż ukraińska państwowość jest wymysłem Włodzimierza Lenina, a Ukraińców wymyślił jakiś hrabia Potocki (choć stolica Ukrainy została założona, gdy na terenie współczesnej Moskwy znajdowały się jedynie bagna). Deklarowana obrona tzw. „niepodległości” pseudorepublik ludowych, ługańskiej i donieckiej, była jedynie pretekstem dla próby zniszczenia państwa ukraińskiego.
Prezydent Zełenski stanął na wysokości historycznego zadania. Mimo licznych propozycji ze strony USA oraz dziesięciu prób zamachu na jego życie (taką liczbę podawał w marcu szef kancelarii prezydenta, Mychajło Podolak) nie opuścił Kijowa. Putin chciał jego śmierci – jeżeli nie fizycznej, to przynajmniej politycznej. To, że się tak nie stało, świadczy o słabości kremlowskiego gospodarza.
Biuro Zełenskiego w centrum Kijowa stało się jednym z najważniejszych symboli niezłomności narodu ukraińskiego. Odwaga, z jaką prezydent jako Naczelny Wódz Sił Zbrojnych Ukrainy wyruszył na wojnę z Rosją, zachwyciła Ukraińców – nie ma tym stwierdzeniu przesady – a obecną popularność Zełenskiego wśród polityków obszaru byłego Związku Radzieckiego na Zachodzie można porównać chyba jedynie z popularnością pierwszego prezydenta ZSRR Michaiła Gorbaczowa.
Blitzkrieg, na który liczył Władimir Putin, napadając na Ukrainę, się nie powiódł. Rosja napotkała zacięty opór narodu ukraińskiego. Kreml nie przypuszczał, że wywołana przez niego wojna stanie się w Ukrainie bojem naprawdę narodowym. Rosyjscy agresorzy zostali przywitani ogniem nie tylko przez wojsko, ale też przez zwykłych obywateli. Być może po raz pierwszy w najnowszej historii naszego kraju Ukraińcy zjednoczyli się przeciwko zewnętrznemu wrogowi.
O roli Zełenskiego i jego zwycięstwie w wojnie rosyjsko-ukraińskiej zapewne będą w przyszłości pisać historycy. Pewnie powstanie też o nim film, wydane zostaną książki, jego imieniem nazwane będą ulice, aleje i uniwersytety. Zełenski będzie kojarzony z okresem w historii Ukrainy, który otrzyma nazwę „Ostateczny rozbrat” – tak zakończą się związki między Ukrainą a Rosją.
Ukraińcy walczą z Moskwą o prawo do wolności i niezależności już kilka stuleci. W tej krwawej konfrontacji swoje życie oddały miliony. Wydawało się, że wojna ta będzie nieskończona. Do niedawna Kreml miał nadzieję, iż uda mu się utrzymać Ukrainę we własnej strefie wpływów. Przeliczył się. Najbardziej zaś przeliczył się Władimir Putin, który do Wołodymyra Zełenskiego odnosił się z pogardą. Ironia losu sprawiła jednak, iż ten, którego prezydent Rosji nie chciał uznać za równego sobie, stał się grabarzem współczesnego rosyjskiego reżimu.SCENA 2:
Kampania prezydencka
31 grudnia 2018 r., pięć minut przed północą. Ukraińcy oczekują na Nowy Rok, trzymając w dłoniach kieliszki z szampanem. Trwa odliczanie, niedługo prezydent wygłosi orędzie. Dla Petra Poroszenki te życzenia są ostatnimi, które wygłosi jako głowa państwa.
Sondaże są nieubłagane. Według Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii tylko 11,6 procent wyborców jest gotowych głosować na urzędującego prezydenta. Faworytką rywalizacji jest długoletnia oponentka Poroszenki, Julia Tymoszenko, z poparciem na poziomie 21,2 procent. Trzecim ewentualnym kandydatem jest aktor ze Studia „Kwartał 95”, Wołodymyr Zełenski, z 14,6-procentowym poparciem – choć nie wspomniał o swojej kandydaturze w wyborach na głowę państwa jeszcze ani słowem.
Tradycyjny noworoczny występ „Kwartału 95” na kanale telewizyjnym 1+1 zostaje przerwany w celu wysłuchania orędzia prezydenta. Lecz zamiast Poroszenki na ekranie pojawia się Wołodymyr Zełenski. Wychodzi zza kulis w białej koszuli z podwiniętymi rękawami.
„Dobry wieczór, przyjaciele…” – zaczyna po rosyjsku, ale już po piętnastu sekundach przechodzi na ukraiński.
Mówi o trzech drogach, które mogą obrać Ukraińcy.
Pierwszą jest żyć jak dotychczas.
Drugą – spakować się i wyjechać za granicę.
Trzecią – samemu spróbować coś zmienić.
„Wybrałem dla siebie trzecią drogę” – przemawia dalej Zełenski. „Wszyscy od dawna pytają mnie: idziesz w prezydenty czy nie? Wiecie, że w przeciwieństwie do naszych wielkich polityków, nie chciałem niczego na próżno obiecywać. Ale teraz, kilka minut przed Nowym Rokiem, coś wam obiecam. Zrobię to teraz. Drodzy Ukraińcy, obiecuję wam, że będę kandydował na prezydenta. Robię to teraz. Startuję w wyborach”.
Pewnie nie wszyscy z siedzących przy balowych stołach rozumieli, co właśnie nastąpiło, ponieważ wyglądało to zupełnie jak część występu „Kwartału 95”.
Kulisy koncertu. Przytłumione światło. Uśmiechnięty Zełenski. I ten głos, którym w kreskówce przemawia niedźwiedź Paddington. To ma być, do diabła, kandydat na prezydenta? Gdzie krawat? Gdzie garnitur? Gdzie podniosłe słowa? Gdzie to wszystko? No i gdzie jest Petro Poroszenko? Gdy zwolennicy urzędującego prezydenta zobaczyli na ekranie Wołodymyra zamiast Petra, rozpętali w mediach społecznościowych wojnę. „Kto? Ten klaun?”, „Kim on jest, by kandydować na prezydenta!?”, „Co za bezczelność!” Nie przebierali w słowach nie tylko pod adresem Zełenskiego, ale też kontrolującego stację 1+1 oligarchy Ihora Kołomojskiego oraz Ołeksandra Tkaczenki, dyrektora generalnego kanału, późniejszego posła partii Sługa Narodu, a następnie ministra kultury i polityki informacyjnej.
Oczywiście wypowiedź dyrektora artystycznego Studia „Kwartał 95” w wielu sztabach wyborczych została odebrana jako niefortunny dowcip.
Jednak w tę noc sylwestrową Zełenski był poważniejszy niż kiedykolwiek.
Ci, którzy odebrali jego wystąpienie jako kolejny żart znanego komika, nawet nie podejrzewali, iż Zełenski dawno już podjął decyzję o swojej kandydaturze. Jego zespół długo przygotowywał się do wyborów. Przez całe lato 2018 r. Zełenski budował napięcie, prowokując popularnego frontmana zespołu Okean Elzy, Swiatosława Wakarczuka: „Sława, idziesz czy nie? Bo jeśli tak, to ja też. Jeśli ty na bank «tak» lub absolutnie «nie», to ja też. Przecież wszyscy pytają: «a ty co»? A ja, co ja? Ja – to wiadomo. Ale co ty? Po prostu, jeśli ty i ja, to my. Rozumiesz? A jeśli «my», to pokonamy wszystkich”.
Polityk Roman Bezsmertny wspomina, że na długo przed początkiem kampanii spotkał się ze Swiatosławem Wakarczukiem i poprosił go, aby nie kandydował na prezydenta i żeby przekonał do tego samego Wołodymyra Zełenskiego:
– Powiedziałem mu: „Sława, szanuję cię jako artystę, ale proszę, spotkaj się z Zełenskim i ustalcie, że ani ty, ani on nie będziecie kandydować. Bo w przypadku takiego układu podzielicie Ukrainę na pół i trudno będzie potem cokolwiek załatwić” – powiedział mi Bezsmertny. – Nie wiem, czy Wakarczuk posłuchał mnie lub kogoś innego, ale postąpił rozsądnie i nie startował. Zamiast tego strzelił sobie w stopę podczas kampanii do parlamentu. I wcale się nie dziwię, doskonale wiedziałem, iż żaden z nich nie był w stanie udźwignąć na swoich plecach problemów, z którymi borykała się Ukraina, a szczególnie tego najważniejszego, czyli wojny.
Mimo to jesienią 2018 r. powstał sztab kandydata na prezydenta, do którego dołączył też specjalista od wizerunku Dmytro Razumkow – wówczas bodaj jedyna poza frontmanem „Kwartału 95” rozpoznawalna osoba z tego zespołu.
Ekipa Zełenskiego przygotowywała się do wyborów – zimą na przełomie 2018 i 2019 r. opłaciła kampanię reklamową w radiu i na billboardach z hasłem „Nie żartuję” – chociaż mało kto nawet w samym sztabie kandydata liczył wówczas na zwycięstwo. Według byłego szefa Biura Prezydenta, Andrija Bohdana, sam Wołodymyr ostateczną decyzję o udziale w wyborach podjął dopiero 31 grudnia 2018 r. Dla Zełenskiego i jego przyjaciół była to przede wszystkim świetna okazja do zareklamowania przed przyszłymi wyborami do parlamentu partii Sługa Narodu, która została zarejestrowana jeszcze w kwietniu 2016 r., a dla Ihora Kołomojskiego, który miał napiętą relację z Petrem Poroszenką, Zełenski stał się kartą przetargową w negocjacji z Poroszenką i jego odwieczną przeciwniczką – Julią Tymoszenko. Chociaż zdaniem politologa Serhija Hajdaja ludzie Zełenskiego postrzegali wybory prezydenckie jako rodzaj gry.
– Odbyłem rozmowę z ludźmi, którzy mieli do czynienia z braćmi Szefir, partnerami biznesowymi Zełenskiego. Nie wierzyli w niego i uważali jego zwycięstwo w wyborach za niemożliwe. Najwyraźniej coś naszło Wołodymyra, więc uznali, że trzeba było pozwolić mu się pobawić – powiedział mi Hajdaj. – Ale gdy zwyciężył, byli w jeszcze większym szoku. Nie wiedzieli, co robić. Zdawali sobie sprawę, jak wielka to odpowiedzialność, i zrozumieli, że stare życie się skończyło, że nie będzie już więcej „Kwartału 95” i innych firm produkcyjnych… Uświadomili sobie, że wchodzą w zupełnie inną rzeczywistość, w której będą musieli być zupełnie innymi ludźmi. Byli zdezorientowani, próbowali z kimś się skonsultować. Zresztą nie tylko oni, bo i u samego Zełenskiego wszystko się zmieniło. Sadzę, że był już u jego boku Bohdan, który mu powtarzał: „Nie denerwuj się, wiem, co robić i jak. Trzeba iść do przodu”. W tym czasie nie wszyscy przepadali za Bohdanem, ponieważ bardzo się wyróżniał w otoczeniu prezydenta i dawało się zauważyć, że jest motorem całego tego przedsięwzięcia.
Tak czy inaczej, krok podjęty przez Wołodymyra Zełenskiego w noc sylwestrową zmienił nie tylko jego karierę, lecz także zasady gry w ukraińskiej polityce.
Jeden z uczestników wyścigu prezydenckiego, Roman Bezsmertny, próbował powstrzymać Zełenskiego: 22 marca 2019 r. publicznie wezwał go do wycofania swojej kandydatury. „Proszę zabrać dokumenty z Centralnej Komisji Wyborczej, bo to wstyd i upokorzenie dla narodu” – powiedział.
Zełenski nie posłuchał.
Jakie będą tego skutki?
Petro Poroszenko dostanie od wyborców pstryczka w nos.
Julii Tymoszenko jeszcze raz prezydentura przejdzie koło nosa.
Ołehowi Laszko wyrośnie silny konkurent na scenie politycznej, a za kilka miesięcy jego Partia Radykalna przegra wybory parlamentarne.
Pułkownik Anatolij Hrycenko przejdzie na polityczną emeryturę.
A Ukraina dostanie to, czego chciała – Wołodymyra Zełenskiego.
Jeden z jego ówczesnych kolegów, Rusłan Rjaboszapka, jakiś czas później powie, że kraj otrzymał zupełnie innego prezydenta niż tego, na którego głosował. Jakby człowiek z kampanii wyborczej stał się już zupełnie inną osobą.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Ukraiński polityk, były minister obrony. Pułkownik rezerwy. W 2010, 2014 i 2019 r. kandydował w wyborach prezydenckich, bezskutecznie.