- W empik go
Zemsta Kruka - ebook
Zemsta Kruka - ebook
Eva Casco nie jest typową księżniczką mafijną, która żyje w złotej klatce i czeka na aranżowane małżeństwo. Dziewczyna jest bękartem. Co prawda ojciec – don prowincji Palermo Francesco Valenti – zapewnił jej dach nad głową i obiecał ją wykształcićjednak nie oznaczało to, że będzie ją kochał lub traktował z szacunkiem.
Kiedy Eva kończy osiemnaście lat, dowiaduje się, jakie plany ma wobec niej ojciec. Dziewczyna otrzyma wykształcenie, ale równocześnie będzie szkolona, aby mogła zostać szpiegiem i zabójcą. Eva odmawia, co kończy się pierwszą lekcją za nieposłuszeństwo.
Teraz Eva ma dwadzieścia trzy lata i nie jest już przestraszoną kobietą. To okrutna zabójczyni wykonująca zlecenia bez cienia emocji.
Jej kolejne zadanie polega na zdobyciu informacji dotyczących młodego dona prowincji Katanii – Ivo Castillo. Mężczyzna właśnie przejął stery po zmarłym ojcu. Może się okazać, że będzie to pierwsze zlecenie, które sprawi, że Eva zacznie pragnąć od życia czegoś więcej. Czegoś, czego nigdy nie miała. Ale przecież marzenia są dla księżniczek, a ona nigdy nią nie była.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-841-0 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Większość rodzin w naszym świecie traktuje kobiety z szacunkiem. Robią to trochę po swojemu – odmawiając nieraz im suwerenności, ale jednak ich życie zwykle jest wolne od trosk. Są mafijnymi księżniczkami, opływającymi w luksusach. O nic w życiu nie muszą się martwić. Niektórym nawet wybierają męża. Muszą jedynie pięknie wyglądać i wydawać pieniądze swoich ojców i mężów.
Jednak nie każda kobieta w tym świecie ma takie szczęście. A już na pewno nie ta, która jest córką szefa i zgwałconej przez niego pokojówki. Nie, gdy jest bękartem ukrywanym przed światem. Nie, gdy nie ma nikogo, kto byłby skłonny pomóc jej w walce o swoje prawa i lepszy byt.
Nigdy nie dowiem się, czym moja ukochana matka zaszantażowała swojego oprawcę, ale był zmuszony zapewnić mi dom, a w przyszłości wykształcenie.
Choć w chwili obecnej wolałabym chyba, by zaraz po jej śmierci oddał mnie do domu dziecka.
Wszędzie byłoby mi lepiej niż pod jego dachem.
ROZDZIAŁ 1
Eva, lat 18
– Eva, pan cię do siebie wzywa. – Dobiega mnie stanowczy głos pokojówki.
– Już do niego idę, Anno.
Zamykam książki, a potem odkładam je na biurko. Posłusznie opuszczam swój mały pokój, a następnie kieruję się w stronę gabinetu pana – mojego ojca.
Nikt nie wie o tym, że szef i głowa rodu Valentich jest moim biologicznym ojcem. A jeśli ktoś o tym wie, to dla własnego bezpieczeństwa udaje, że jednak nie ma o tym pojęcia. Jestem bękartem. Owocem gwałtu. Dla służby tego domu jestem córką zmarłego przyjaciela, która została oddana pod opiekę wielkiemu Francescowi Valentiemu.
Pukam do gabinetu, po czym czekam na wezwanie.
– Wejść! – Słyszę warknięcie.
Wchodzę cicho do pomieszczenia i patrzę niepewnie na mężczyznę przede mną.
– Pan mnie wzywał? – pytam grzecznie.
Spogląda na mnie zielonymi oczami. Kolor oczu to jedyna cecha, jaką po nim odziedziczyłam.
– Tak. Muszę ci powiedzieć, jak będzie wyglądać twoja przyszłość. – Uśmiecha się groźnie, a ja czuję zimny dreszcz na karku.
– M-moja przyszłość? – powtarzam cicho.
Gdy moja matka odkryła, że gwałt zaowocował ciążą, uciekła z rezydencji. Wróciła jednak, gdy miałam osiem lat. Nie wiem, co miała na tego bydlaka, ale zmusiła go, by przyjął nas pod swój dach. Niedługo potem zmarła w nieznanych okolicznościach. Teoretycznie wtedy mógł się mnie pozbyć. Jednak praktycznie musiał chyba istnieć ktoś, kto pilnował warunków ich umowy, bo nadal mieszkałam w rezydencji. Miałam pokój w części dla służby i często pomagałam w domowych obowiązkach, a gdy nadeszła właściwa pora, zostałam wysłana do szkoły. Pojutrze mam ostatni egzamin maturalny.
– Nie jesteś głucha, więc nie będę się powtarzać – warczy, a ja natychmiast spuszczam wzrok. – Ta suka, a twoja matka, zmusiła mnie, bym dał ci wysokie wykształcenie. I dostaniesz je… – mówi, a moje ciało rozluźnia się na te słowa. – Ale nie za darmo.
Podrywam natychmiast głowę. Co on ma na myśli?
Mam mu zapłacić za możliwość dalszej nauki?
– Mam odpracować swoją naukę? – pytam.
– Tak, ale nie tak, jak myślisz. – Uśmiecha się złowieszczo. – Zostaniesz wyszkolona na szpiega i zabójcę, a w przyszłości będziesz dla mnie pracować. Twoim zadaniem będzie eliminowanie wskazanych przeze mnie ludzi.
– Chce pan, żebym nauczyła się zabijać? – szepczę przerażona.
– Nie tylko zabijać. Będziesz torturować, by wyciągać z jeńców informacje. Będziesz szpiegować, bym mógł poznać plany moich wrogów. Będziesz zabijać, gdy wydam wyrok. Będziesz wykonywać wszystkie moje rozkazy – mówi surowo. – Nikt nie będzie podejrzewał, że kobieta jest cichym zabójcą.
– Nie, nie, nie… – Zaczynam się cofać do drzwi. – Nie będę taka. Wolę nie mieć wykształcenia, niż stać się takim potworem! Wolę stąd uciec, niż się na to zgodzić!
Zanim zdążę chwycić za klamkę, mężczyzna wstaje od biurka, a następnie podchodzi do mnie w dwóch szybkich krokach. Łapie brutalnie za włosy i zmusza, żebym na niego spojrzała.
– Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo nie będę się powtarzać! – syczy. – Ja się ciebie nie pytam, czy tego chcesz. Ja cię informuję o tym, jak będzie wyglądać twoja przyszłość!
– Nie zmusi mnie pan! Nie uda się panu!
– I tu się mylisz – mówi groźnie. – Potrafię zmusić każdego, jeśli tego chcę…
Rzuca mnie na podłogę w głąb gabinetu i krzyczy:
– Sergio!
Po chwili w gabinecie pojawia się Sergio Monte, pięć lat starszy ode mnie bratanek pani Valenti.
– Wzywałeś mnie, wuju?
Ojciec obdarza mnie przeciągłym spojrzeniem, a następnie zwraca się do chłopaka:
– Zabaw się z nią. – Wskazuje na mnie. Czuję, jak przerażenie ogarnia mój umysł i ciało. – Ma przestać być dziewicą. – Przenosi na niego wzrok. – Masz pół godziny.
Nie zaszczycając mnie ponownym spojrzeniem, zmierza w kierunku drzwi, ale zatrzymuje się tuż przed nimi.
– O, jeszcze jedno! – Sięga do kieszeni i wyjmuje foliową paczkę, którą rzuca w jego kierunku. – Zabezpiecz się porządnie. – Z tymi słowami opuszcza gabinet, nie oglądając się za siebie. Patrzę przerażona w kierunku mojego kata.
– Sergio, błagam cię… Nie rób tego. – Wstaję, szlochając. – Nie powiem mu, jeśli mnie oszczędzisz!
– A dlaczego miałbym chcieć cię oszczędzić? – Uśmiecha się lubieżnie, po czym rozpina pasek spodni. Robię kilka kroków do tyłu, ale w końcu wpadam na ścianę. – Jesteś atrakcyjną dziewczyną i od dawna marzę o tym, by zanurzyć w tobie kutasa.
– Nie! Błagam! – Zanoszę się płaczem, ale on nie reaguje.
Przyciska mnie do ściany i patrzy zimno.
– Nie walcz, słonko, bo to nic nie da… – Przesuwa językiem po mojej szyi, zdzierając sukienkę. – Nieważne, jak głośno będziesz krzyczeć, nikt ci nie pomoże. A ja i tak cię zerżnę…
***
Siedzę skulona pod ścianą, gdy do pokoju wraca Valenti. Monte wyszedł jakieś pięć minut temu.
– Widzę, że Sergio bardzo chętnie wykonał moje zadanie. – Uśmiecha się okrutnie, po czym wskazuje na potarganą sukienkę.
– Jak p-pan mógł? – dukam w spazmach szlochu.
– Nie dramatyzuj! To tylko kawałek błony, który był ci całkowicie niepotrzebny. Niedługo będziesz rozkładać nogi, by szpiegować moich wrogów. Nie mogłaś pozostać dziewicą – stwierdza. – Bo, jak mniemam, nie będziesz ze mną dalej walczyć, Evo? – pyta groźnie.
– Nie będę… – szepczę.
– W przyszłym tygodniu wylatujesz do Anglii. Rozpoczniesz trzyletnie studia na Uniwersytecie Cambridge. Poleci z tobą jeden z moich ludzi, który będzie cię miał na oku. On też będzie odpowiedzialny za twój trening. Każdą wolną chwilę poświęcisz na szkolenie. Masz stać się perfekcyjnym zabójcą. Rozumiesz mnie?
– Tak, proszę pana – mówię zrezygnowana.
– Możesz już iść do siebie – oznajmia.
Z trudem wstaję i zmierzam do drzwi. Gdy już sięgam do klamki, słyszę słowa:
– Mówiłem, że mogę zmusić każdego do spełnienia moich żądań. Nie ma na tym świecie człowieka, którego bym nie potrafił złamać. Pamiętaj o tym na przyszłość albo ci o tym znowu przypomnę – grozi.
– Nie zapomnę – mówię i uciekam z pokoju.
Nigdy nie zapomnę, jak to jest być złamaną z rozkazu własnego ojca. Człowieka, który z założenia powinien chronić mnie przed wszelkim złem tego świata, a nie je tworzyć…
Wbiegam do swojej sypialni, a następnie łazienki. W pośpiechu zrywam z siebie zniszczone ubrania i wchodzę pod prysznic, ustawiając możliwie najgorętszą temperaturę wody.
Próbuję zmyć z siebie zapach Montego i wspomnienia o tym, co przed chwilą miało miejsce. Próbuję wyrzucić z głowy obrazy przedstawiające, co mnie czeka.
To jednak niemożliwe.
Od lat zdaję sobie sprawę z tego, że jestem tutaj tylko intruzem. Balastem. Miałam jednak nadzieję, że wraz z wyjazdem na studia raz na zawsze ucieknę z tego miejsca. Zacznę nowe, samodzielne życie, z dala od wrogiego spojrzenia Valentiego…
Teraz już wiem, że tylko śmierć uwolni mnie od tego drania.
Eva, lat 23
– Czeka na mnie – mówię zimno do goryla, który stoi przed drzwiami gabinetu. – Przesuń się.
Osiłek posłusznie schodzi z drogi, a ja pukam do drzwi.
– Wejść! – Słyszę znienawidzone warknięcie.
Wchodzę do pomieszczenia i bez żadnego strachu patrzę w zielone oczy swojego szefa.
– Wzywałeś mnie – mówię, po czym zajmuję miejsce na krześle naprzeciwko.
– Tak. Tu jest twoje kolejne zlecenie.
Przesuwa w moją stronę teczkę. Biorę ją i przeglądam.
– Anton Wolkov, lat 43, Rosjanin, właściciel jednego z hoteli w Neapolu, gdzie obecnie stacjonuje. Narkotyki, prostytucja, handel ludźmi – czytam na głos poszczególne zdania. – Mam go tylko zabić, czy potrzebujesz czegoś więcej? – pytam beznamiętnie.
– Zabić. Nie interesuje mnie, jak to zrobisz, ale skurwiel do końca tygodnia ma paść trupem – rozkazuje.
– Poobserwuję go dzisiaj, żeby wybrać najlepszy sposób. Rozumiem, że wszyscy mają wiedzieć, że to pozdrowienia z Sycylii?
– Tak. Zostaw swój znak rozpoznawczy, żeby następni idioci dwa razy się zastanowili, zanim postanowią ze mną zadrzeć.
– Coś jeszcze?
Podnoszę na niego wzrok i czekam.
– Tak. Od przyszłego tygodnia zaczniesz dla mnie szpiegować rodzinę Castillo. Marco Castillo właśnie zginął w wypadku samochodowym i jego syn przejmuje stery nad Katanią. Muszę wiedzieć, co planuje.
– Chcesz, bym włamała się do jego komputerów, czy mam się wokół niego zakręcić?
– Komputery, rachunki bankowe, kalendarz spotkań i co tam znajdziesz.
– Rozumiem.
– To wszystko, możesz odejść.
Posłusznie wstaję z krzesła, po czym bez słowa pożegnania wychodzę z gabinetu, a następnie z rezydencji. Od dłuższego czasu tak wyglądają moje spotkania z tym skurwielem. On wydaje rozkazy, a ja je wykonuję.
Przez ostatnie lata przeszłam szkolenia na wielu płaszczyznach. Stałam się hakerem komputerowym, przed którym nic nie da się ukryć. Brałam udział w morderczych obozach, na których trenowałam walkę z każdą bronią.
Jestem wybitnym snajperem. Potrafię torturować i sama znieść tortury. Płynnie władam pięcioma językami. Dodatkowo zajmuję się profilowaniem ludzi. Przeszłam też kursy uwodzenia mężczyzn oraz oficjalne studia.
Stałam się maszyną do zabijania w rękach własnego ojca.
Bydlaka, którego kiedyś w końcu zabiję…
Jak tylko znajdę w sobie dość odwagi.
Wsiadam do auta, żeby wrócić do własnego mieszkania w mieście. To jedyna zaleta obecnego życia. W końcu żyję w luksusie. Kilka kont w różnych walutach opiewających łącznie na kilkanaście milionów euro. Wysoka zapłata za każde wykonane zlecenie. Własny apartament w centrum Palermo i trzy wypasione samochody. Dodatkowo mam też kilka mieszkań do celów zawodowych rozsianych po całych Włoszech, a także prywatny odrzutowiec, który jest na każde moje zawołanie.
Ktoś mógłby rzec „żyć nie umierać”. Ja bym chyba jednak wolała umrzeć wraz z matką, niż przejść przez to piekło.
Niestety, jestem związana z Valentim umową i nie ma dla mnie ucieczki…
***
Siadam przy biurku w gabinecie i ponownie przeglądam teczkę, którą dał mi Valenti.
Swój nowy cel znajdę w Neapolu, w dodatku w jego hotelu. Miejsce jest mi dobrze znane, dlatego nie powinno być większych problemów. Właściciel na pewno zajmuje apartament na najwyższym piętrze, więc swobodnie zastrzelę go z dachu pobliskiego budynku.
Patrzę na zegarek – 14:15. Jeśli się pospieszę, to przed kolacją będę już na miejscu.
Wyciągam komórkę z kieszeni.
– Luigi, samolot ma być gotowy za godzinę. Lecimy do Neapolu – mówię do telefonu i się rozłączam.
Przechodzę do sypialni, a następnie wyciągam walizkę i zaczynam się pakować. Ubrania mam w tamtejszym mieszkaniu, a więc muszę wziąć tylko potrzebny sprzęt: karabin snajperski, amunicję, noktowizor, kamerkę termowizyjną, truciznę. Dodatkowo zestaw noży oraz kilka sztuk broni.
Na koniec wrzucam pióro kruka – mój znak rozpoznawczy.
Biorę torbę, klucze od samochodu i zjeżdżam do garażu.
Pora lecieć na łowy.ROZDZIAŁ 2
Eva
W moim mieszkaniu w Neapolu melduję się tuż po osiemnastej. Szybko zmieniam garderobę, wkładam perukę i szeroki kapelusz, po czym ruszam w miasto. Muszę wybadać teren, a także poobserwować moją przyszłą ofiarę. Na szczęście tabun turystów łatwo pomoże mi się wtopić w tłum.
Dzięki Bogu za upalne lato!
***
Siedzę w hotelowej restauracji i popijam koktajl, kątem oka obserwując Wolkova oraz jego świtę.
Po obu jego stronach siedzą dwie młode kobiety, a on sam prowadzi rozmowę z jakimś mężczyzną. Ochrania ich czworo goryli.
Niestety, nie zabiję go z karabinu snajperskiego. A przynajmniej nie z miejsca, z którego planowałam. Od mojej ostatniej wizyty w tym mieście budynek, z którego chciałam oddać strzał, zmienił właściciela i przeszedł generalny remont. Obecnie na dwóch ostatnich piętrach znajduje się biuro z całodobową ochroną, a na dachu otwarto bar na świeżym powietrzu. Jeśli nie znajdę innego punktu, będę musiała się z nim skonfrontować.
Kolejnym problemem jest jutrzejsza impreza urodzinowa mężczyzny, która jest organizowana w hotelowej restauracji. Nie wiadomo, o której solenizant pojawi się w apartamencie ani w czyim towarzystwie.
W dodatku właśnie podsłuchałam, że pojutrze opuszcza na kilka tygodni Włochy, by załatwić interesy w Rosji. Na wykonanie zlecenia zostaje mi tylko dzisiejszy lub jutrzejszy wieczór.
Kurwa!
Kończę napój, po czym wychodzę z restauracji. Muszę zapoznać się na nowo z terenem i opracować plan działania.
***
Wracam do mieszkania, a następnie pospiesznie przebieram się w strój wyjściowy. Obcisła czerwona sukienka i wysokie złote szpilki sprawiają, że wyglądam jak mokry sen każdego faceta.
Tak, jestem świadoma swojej urody. Niejednokrotnie musiałam ją wykorzystywać w tym zawodzie.
Rozpuszczam włosy, konturuję twarz, by nadać jej inny wygląd, a dodatkowo nakładam mocny makijaż, który dopełniam krwiście czerwoną szminką. Zabieram ze sobą złotą kopertówkę, a w niej telefon, pieniądze, pióro kruka, truciznę w postaci kremu do rąk i dwie fiolki z antidotum.
Muszę spróbować dopaść go dzisiaj, a jak nie, to chociaż wkręcić się na jutrzejszą imprezę.
Zapowiada się pracowity wieczór.
***
Do hotelu wracam, gdy zegar wskazuje dwudziestą drugą. Siadam przy barze i zamawiam drinka, rozglądając się ostrożnie za moim celem. Nigdzie go jednak nie widzę.
Pojawia się po piętnastu minutach, na szczęście bez żadnej cizi przy boku, a towarzystwa dotrzymuje mu jedynie dwóch ochroniarzy.
Idealna okazja, by zarzucić sidła.
Zakładam nogę na nogę, a moja obcisła sukienka podwija się wyżej, eksponując idealnie długie i opalone nogi. Nie patrzę na niego, a przynajmniej nie wprost. W lustrze za barem widzę jednak moment, w którym mnie dostrzega, a następnie wzrokiem pożera moje ciało.
Uśmiecham się pod nosem.
Rybka złapała przynętę.
Po chwili do baru podchodzi jeden z mięśniaków.
– Pan Wolkov chciałby panią zaprosić na drinka – mówi po włosku z wyraźnym rosyjskim akcentem.
Udaję zaskoczoną i podążam wzrokiem w kierunku wskazanym przez przydupasa. Wolkov obserwuje mnie z prywatnej loży, uśmiechając się drapieżnie.
– Przekaż, że chętnie się z nim napiję, jeśli zaprosi mnie osobiście – zwracam się do ochroniarza, nie zrywając kontaktu wzrokowego z jego szefem.
Ewidentnie zaskoczony odchodzi w kierunku swojego bossa. Nachyla się nad nim, by przekazać moje słowa, a następnie widzę nutkę rozbawienia na twarzy mojej przyszłej ofiary. Posłusznie jednak wstaje i zmierza w moją stronę.
– Podobno nie lubi pani być zapraszana na drinki przez posłańców – mówi niskim głosem.
Rzucam mu przeciągłe spojrzenie, lustrując go od góry do dołu, tak samo jak on wcześniej zrobił to patrząc na mnie.
Muszę przyznać, że dobrze się trzyma, jak na mężczyznę po czterdziestce.
– Lubię spędzać czas w towarzystwie silnych i odważnych mężczyzn, którzy wiedzą, czego chcą. Wyręczanie się sługusami w kwestii wspólnego drinka jest oznaką braku pewności siebie albo lenistwa – mówię spokojnie, po czym kończę swój koktajl. – Chciałam się upewnić, że pan nie cierpi na żadną z tych chorób. – Uśmiecham się uwodzicielsko i przygryzam delikatnie wargę.
Widzę, jak jego źrenice rozszerzają się na ten gest.
– Czy zechce pani zatem spędzić ze mną ten wieczór? – zadaje pytanie, wyciągając do mnie dłoń.
Spoglądam na niego spod rzęs.
– A obiecuje pan, że wieczór w pana towarzystwie będzie udanym wieczorem? – pytam, a następnie zagryzam sugestywnie palec wskazujący.
Uśmiecha się drapieżnie na ten widok.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, panno…
– Monica – odpowiadam na wydechu. – Po prostu Monica.
– Anton. – Całuje wierzch mojej dłoni, a ja wstaję z krzesła. – Pozwól zatem, że usiądziemy w mojej prywatnej loży.
***
– Jak można sobie zasłużyć na prywatną lożę w tym hotelu? – pytam, gdy kelner stawia przed nami drinki.
– Najlepiej być jego właścicielem. – Posyła mi cwaniacki uśmiech.
– Jesteś właścicielem tego hotelu?! – Udaję zaskoczoną.
– Nie jesteś z Neapolu, co? – pyta, wodząc palcem po moim ramieniu.
– Nie. Przyjechałam tu na kilka dni z Mediolanu – szepczę w odpowiedzi, kładąc dłoń na jego udzie. – To taki wypad, by odpocząć od pracy i znajomych.
– Czym się zajmujesz?
– Jestem modelką. A ty? Ten hotel to jeden z wielu, które prowadzisz, czy może to biznes dodatkowy?
– Jeden z wielu biznesów. Lubię inwestować w podupadające marki, by je wznosić ponownie na sam szczyt – mówi z dumą w głosie.
– Jest to pewnie bardzo pracochłonne… – Spoglądam na niego spod rzęs. – Chyba nie masz wiele czasu na rozrywkę, co?
– Nie mam, ale za to staram się każdą wolną chwilę wykorzystać do maksimum – mruczy w odpowiedzi i wsuwa dłoń między moje nogi.
Delikatnie je rozsuwam, by dać mu znak do dalszego działania. Muszę znaleźć się z nim w sytuacji sam na sam.
– Czy to jest jedna z takich chwil? – pytam kusząco.
– Jeśli masz na to ochotę... – Muska ustami moje ucho.
– To zabierz mnie w bardziej ustronne miejsce – proszę, oblizując usta koniuszkiem języka.
Bez zbędnych słów wstaje od stolika i wyciąga do mnie dłoń. Posłusznie podaję mu swoją, a następnie udajemy się w kierunku głównego holu. Za nami podążają jego ochroniarze.
– Gdzie idziemy? – pytam, gdy stoimy przy windach.
– Do mojego apartamentu. – Zaciska dłoń na moim pośladku.
– A oni jadą z nami? – Wskazuję głową na goryli.
Rzuca im krótkie spojrzenie, a następnie mówi po rosyjsku:
– Pojedziecie drugą windą. Niech nikt nie próbuje nam przeszkadzać w apartamencie! Porozmawiamy o jutrzejszym przyjęciu, jak już się z nią zabawię. – Po czym uśmiecha się do mnie i wraca na włoski. – Załatwione. Pojadą osobno.
– Co to był za język? – mruczę w jego usta. – Zrobiłam się mokra na sam jego dźwięk…
– Mokra, mówisz? – Przesuwa dłoń między moje uda, ale przerywa mu dzwonek pojawiającej się windy. – Chodź, nie traćmy czasu.
Wchodzimy do kabiny, a gdy tylko drzwi się zasuwają, facet zaczyna mnie obmacywać. Wywracam oczami na ten gest, ale posłusznie udaję równie napaloną.
Przesuwam dłoń na jego krocze i czuję, że zrobił się już twardy.
Napalony zbok. Mogłabym być jego córką.
Wychodzimy z windy w apartamencie gospodarza. Wprowadza nas do sypialni, cały czas mnie całując. Gdy jesteśmy już przy łóżku, odrywam się od niego i pytam:
– Pozwolisz mi skorzystać najpierw z łazienki? – Uśmiecham się zalotnie. – Nie pożałujesz tego, że będziesz musiał chwilę zaczekać, obiecuję.
– Dobrze, ale się pospiesz – mówi na wydechu, ściągając marynarkę.
Zamykam się w łazience, a potem wyciągam z torebki krem do rąk. Zdejmuję sukienkę i smaruję obficie dłonie trucizną, zostawiając wiele mazi pod paznokciami, po czym w samej bieliźnie i szpilkach wracam do sypialni. Jego oczy rozszerzają się na mój widok.
– Pomyślałam, że zdejmę już sukienkę – mruczę cicho.
Nie tracąc czasu, mężczyzna przyciąga mnie do siebie, skupiając całą swoją uwagę na moich pośladkach i biuście. Ja z kolei zdzieram z niego koszulę i drapię po plecach, rozprowadzając truciznę na jak największej powierzchni jego ciała.
Odpycham go od siebie, przez co rzuca mi groźne spojrzenie.
– Nie denerwuj się tak. – Patrzę na niego z wymownym uśmiechem na ustach. – Chciałam ci tylko zdjąć spodnie… – mówię, oblizując sugestywnie usta.
Wolkov natychmiast się rozluźnia, a następnie pozwala rozpiąć sobie pasek i guzik od spodni. Gdy on pomaga mi je zdjąć, ja korzystam z okazji i biorę w swoje trujące ręce jego jądra.
O tak, mój drogi. Za kilka godzin będziesz już trupem.
***
Po dwóch godzinach wychodzę z apartamentu Antona.
Nie mogę dłużej odwlekać wyjścia, bo trucizna powinna zacząć działać w ciągu kolejnych trzydziestu minut. Wysmarowałam całe jego ciało, podrapałam plecy, a nawet kazałam mu possać moje palce.
Nie ma szans, by przeżył taką dawkę.
Wchodzę do windy, po czym zjeżdżam na parter. Pospiesznie udaję się w stronę łazienek, gdzie dokładnie myję ręce, po czym wypijam jedną fiolkę antidotum. Następnie wracam do własnego mieszkania, gdzie wskakuję pod letni prysznic i starannie szoruję całe ciało z pozostałości po kremie. Długa kąpiel w gorącej wodzie odpada, bo wysoka temperatura tylko przyspiesza działanie trutki.
Zażywam drugą porcję antidotum i kładę się do łóżka.
***
O siódmej budzą mnie poranne wiadomości radiowe:
– Informacja z ostatniej chwili! W hotelu Sancto w Neapolu znaleziono ciało Antona Wolkova, rosyjskiego biznesmena powiązanego z tamtejszym podziemiem i właściciela sieci hoteli Sancto. Nie wiadomo, co było przyczyną śmierci mężczyzny. Nasi reporterzy jednak donoszą, że w rzeczach zmarłego znaleziono krucze pióro, które jest znakiem rozpoznawczym nieuchwytnego, jak dotąd, Kruka. To już kolejny członek mafijnego półświatka, który został zabity z jego rąk. Jak tylko dowiemy się czegoś więcej, natychmiast państwa powiadomimy! A teraz prognoza pogody…
Misja wykonana. Pora zapoznać się ze sprawą Castillo.ROZDZIAŁ 3
Eva
Zamiast wrócić prosto do Palermo, Valenti kazał mi po drodze odnaleźć jednego z jego klientów, którzy spóźniają się z zapłatą.
Normalnie to nie jest moje zajęcie. Od takich zadań ma innych ludzi. Jednak, skoro jestem już na kontynencie, to mam bliżej, by załatwić tę sprawę.
Stefano Dinno, bo tak nazywa się mój następny cel, prowadzi sieć klubów w San Marino. Kluby te są jedynie przykrywką dla handlu narkotykami i sutenerstwa. Valenti dostarcza mu towaru do obu interesów.
Po kilkugodzinnym przeglądaniu zapisu z kamer zarówno z jego domu, jak i klubów, mogę stwierdzić, że mężczyzna postanowił się ukryć. Chyba wie, że Valenti wydał na niego wyrok, bo od kilkunastu dni nie ma po nim śladu.
Ostatnie połączenie z jego dotychczasowego numeru prowadzi do Vincenza Cozzy, szefa zorganizowanej grupy przestępczej działającej na zlecenie.
Zapewne zapłacił im, by pomogli mu się ukryć.
No cóż, po nitce do kłębka…
***
Lądujemy na lotnisku w Rimini, skąd biorę taksówkę, żeby pojechać do hotelu na obrzeżach San Marino. To z tego punktu mam najbliżej do miejscówki Cozzy i jego ekipy.
Namierzenie ich było dziecinnie proste. To nie są ludzie, którzy się ukrywają. Emanują taką pewnością siebie, że i tak nikt nie chce z nimi zadzierać.
Nikt – oprócz mnie.
Melduję się w hotelu, a następnie zamknięta w pokoju wyciągam z walizek swój sprzęt szpiegowski. A przynajmniej to, co wzięłam ze sobą z Palermo.
Nie podejrzewałam, że w drodze powrotnej dostanę kolejne zadanie, w dodatku tak wymagające. Jednak mój podręczny tablet i laptop wystarczą do tego, żeby im się lepiej przyjrzeć, a tym samym właściwie zaplanować nasze spotkanie.
Przysiadam na krześle w kącie pokoju, po czym stopniowo, kamera za kamerą, włamuję się do rezydencji zamieszkałej przez Vincenza i jego trzech współpracowników.
Nie mają żadnej ochrony czy dodatkowych pachołków. Swój czas spędzają albo na planowaniu kolejnych ataków, albo na posuwaniu dziwek.
Lepiej dla mnie.
Postanawiam, że złożę im niezapowiedzianą wizytę. Będzie to tym łatwiejsze, że właśnie zamówili wieczorną rozrywkę w postaci kilku prostytutek.
Kładę na łóżku drugą walizkę i otwieram wbudowaną wewnątrz skrytkę. Przeglądam mój zapas zabawek do przesłuchań. Z niezadowoleniem stwierdzam, że mogłam spakować swoją torbę z narzędziami do tortur.
Będę musiała zadowolić się tym, co mam.
Wyciągam kilka różnych noży, trzy spluwy oraz zapas amunicji. Następnie sięgam po telefon, by wykonać połączenie.
– Luigi, załatw mi gnata i strzałki usypiające – rzucam do mojego rozmówcy i się rozłączam.
Skoro już jest ze mną w tym samym hotelu, to może się do czegoś przydać.
***
Dochodzi północ, gdy przeskakuję przez ogrodzenie posesji Cozzy. Złamanie alarmu i wyłączenie kamer było banalnie proste.
Oni naprawdę nie przypuszczają, że ktoś może ich zaatakować.
Idioci.
Wchodzę do budynku przez jedną z sypialni na górze. Wszyscy mężczyźni znajdują się w salonie głównym, gdzie robią sobie wielką, wspólną orgię. To dobrze dla mnie, bo nie muszę ich szukać. Źle dla nich, bo są całkowicie rozkojarzeni.
Wychodzę z pokoju, po czym przystaję w cieniu, skryta za dużym doniczkowym krzakiem. Z antresoli, która rozciąga się nad całą długością salonu, mam idealny widok na scenę rozgrywającą się pode mną.
Czterech mężczyzn i sześć dziwek.
Jakby jedna dla każdego to było za mało.
Żółć podchodzi mi do gardła na ten widok. Mimowolnie przypominają mi się sceny z jednego z burdeli, w którym musiałam przejść „szkolenie z zadowalania mężczyzn”.
Jednak to nie jest właściwa pora na wspominki.
Zdejmuję cicho plecak z ramion, a następnie wyciągam spluwę ze strzałkami do usypiania. Do drugiej ręki biorę normalnego gnata. Wychylam się zza donicy, by oddać cztery precyzyjne strzały, wprost w karki zajętych mężczyzn.
– Co jest, kurwa?! – wrzeszczy jeden z nich, ale nie może już nic zrobić.
Pada jak długi na podłogę, tuż obok nieprzytomnych kumpli.
W pomieszczeniu rozlega się spanikowany krzyk dziwek. Zirytowana przewracam oczami.
– Cicho, kurwa! – wrzeszczę na całe gardło i wszystkie nagle milkną. – Ta sprawa was nie dotyczy, więc macie dwa wyjścia – oznajmiam spokojnie. – Albo wychodzicie stąd w tej chwili, albo zostajecie na naszej prywatnej imprezie, ale wtedy czeka was taki sam los, jak tych skurwysynów – ostrzegam, wskazując głową na mężczyzn.
Kobiety pospiesznie zbierają swoje rzeczy, a ja w tym czasie schodzę na parter.
– Zaraz, a kto nam zapłaci? – odzywa się jedna z nich.
Podnoszę spluwę, celując jej wprost między oczy.
– Serio? – pytam z drwiną.
– Możemy chociaż opróżnić ich portfele? – pyta druga. – Jeśli wrócimy bez hajsu, nasz alfons się wkurwi – zauważa cicho.
Opuszczam gnata i daję im znak głową, że mogą wziąć, co chcą. Po chwili portfele mężczyzn świecą pustkami, a jedna trzyma w ręce nawet dwa złote zegarki.
Unoszę rozbawiona brew.
– No co? – syczy. – Mam dziecko na utrzymaniu.
– Gówno mnie to interesuje – odpowiadam zimno. – Jeśli macie już wszystko, to wypierdalać albo dostaniecie kulkę – grożę. – Nic nie widziałyście, nic nie słyszałyście. A jeśli puścicie parę z ust, to was znajdę. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak to się skończy – ostrzegam złowieszczym tonem.
Po pięciu minutach zostaję w rezydencji sama z czterema nagimi i nieprzytomnymi mężczyznami.
Pora ich przygotować do rozmowy.
***
Mężczyźni są zbyt ciężcy, bym mogła ich posadzić na krzesłach czy położyć na stole, dlatego unieruchomiłam ich w inny sposób.
Dwóch jest przykutych kajdankami po obu stronach metalowych schodów. Jeden siedzi pod filarem, przewiązany w klatce piersiowej sznurem, a jego ręce są przykute do nóg. Szef całej bandy, a więc Cozza we własnej osobie, leży na podłodze z rękoma przewiązanymi za plecami, które są połączone ze sznurem na kostkach, tak jak w przypadku jego kolegi. Wygląda trochę jak płód w pozycji embrionalnej, tylko że jest wygięty w tył.
Czas na przesłuchanie.
Wyciągam gnata z kabury, zakładam tłumik i przestrzelam Vincenzowi obie dłonie. Skurwiel natychmiast budzi się z krzykiem. Odchodzę kilka kroków, by mógł mnie lepiej zobaczyć, a następnie siadam na ustawionym wcześniej krześle.
– Ty suko – syczy. – Zajebię cię!
– Doprawdy? – pytam kpiąco. – Jak na razie wszystko wskazuje na to, że to ty jesteś ofiarą, a ja oprawcą.
Rozgląda się dookoła, na tyle, na ile pozwala mu pozycja. Z tego miejsca może jedynie dostrzec swoich dwóch nieprzytomnych kumpli przy schodach.
– Czego chcesz? – pyta przez zaciśnięte zęby.
– Odpowiedzi – mówię spokojnie. – Szukam dawnego znajomego. Nazywa się Dinno. – Rzucam mu wymowne spojrzenie. – Zanim zniknął, kontaktował się z wami.
– A co mnie to obchodzi? – cedzi. – Szukaj go sobie sama. Nie pomogę ci.
– Pomożesz – zapewniam ze sztucznym uśmiechem. – Potrzebujesz tylko właściwych bodźców.
Biorę do ręki spluwę i strzelam mu w oba kolana. Krzyczy jak pizda, ale mnie to nie rusza. Mam robotę do wykonania, a on ma informacje, które mi pomogą.
Wrzaski Cozzy sprawiają, że budzi się mężczyzna przywiązany do filaru. Podchodzę do niego powolnym krokiem, a następnie szybkim ruchem wyciągam zza paska nóż i wbijam go w udo skurwiela.
– Za co, kurwa?! – krzyczy w bólu.
– Stefano Dinno – mówię spokojnie. – Gdzie jest?
– Nic nie wiem! – cedzi.
Rozglądam się po pomieszczeniu, a wtedy dostrzegam barek z alkoholem. Podchodzę, biorę jedną butelkę, po czym oblewam nią leżącego na podłodze Vincenza. Następnie chwytam ze stolika zapałki, odpalam jedną i zbliżam do zmoczonego materiału.
– Oszalałaś?! – krzyczy. – Spalisz mnie żywcem?!
– Pozostanie mi jeszcze trzech twoich kumpli – zauważam. – Po takim pokazie bez dalszych zabaw wyśpiewają wszystko.
Rzucam zapałkę na mężczyznę, po czym robię dwa kroki w tył.
– Powiem! Powiem wszystko! – wrzeszczy.
Zrywam z sofy leżący tam koc i zaczynam gasić płomienie na ciele skurwiela. Ogień nie rozniósł się poza brzuch, więc jego zduszenie nie sprawia mi większych problemów.
Dostrzegam na stoliku kubełek z lodem. Biorę naczynie i całą jego zawartość wysypuję na oparzenia mężczyzny.
Siadam ponownie na krześle, obserwując go uważnie.
– No to słucham.
– Senigallia, domek na plaży przy hotelu Argentina – syczy w bólu.
– Dobrze, bardzo dobrze – chwalę go tak, jakby był dzieckiem w przedszkolu. – To teraz opowiedz mi o waszych ostatnich zleceniach.
Patrzy na mnie zaskoczony.
– Co chcesz wiedzieć? – pyta z grymasem.
– Wszystko – odpowiadam spokojnie, a następnie wyciągam z kieszeni kurtki krucze pióro. Mężczyzna na jego widok robi głęboki, drżący wdech. – Co robiliście i dla kogo. – Nachylam się w jego stronę, szepcząc złowieszczo:
– Potraktuj to jak spowiedź przed śmiercią.