- W empik go
Żertwa - ebook
Żertwa - ebook
Literacka ofiara dla pradawnych Bogów. Piąta odsłona projektu “Słowiański Horror” trafiła pod skrzydła IX, a wraz z nią wyróżniający się autorzy polskiej literatury grozy sięgający w rodzimą przeszłość, aby przywołać z niej upiory, których słowiańska ziemia nigdy się nie pozbyła. Przewrotne, oryginalne historie pełne zarówno krwawej makabry jak i mocno uderzającej w psychikę wywrotowej wizji naszej niestabilnej rzeczywistości pojawiają się w czasie trwającej pory Welesa, który poniekąd patronuje naszemu przedsięwzięciu. Dzięki staraniom pomysłodawcy, Macieja Szymczaka, w tym niemal 500 stronicowym tomie znajdziecie opowiadania wyróżniających się polskich autorów grozy.
Wstęp do antologii napisał Michał Cetnarowski, redaktor miesięcznika “Nowa Fantastyka”.
Spis treści
Wstęp (Michał Cetnarowski)
Anna Maria Wybraniec
Czerwona grządka, białe kurczątka
Bartłomiej Fitas
Kondukt chorych dusz
Michał Stonawski
Lalunia
Dawid Kain
Monument
Kuba Bielawski
Na zażar
Tomasz Krzywik
Opętusy
Dagmara Adwentowska
Pani piękna jak księżyc
Agnieszka Kwiatkowska
Panienka z okienka
Radosław Jarosiński
Pielgrzym
Kazimierz Kyrcz Jr i Maciej Szymczak
Prawdziwe powołanie
Maciej Kaźmierczak
Świat się zmienia
Piotr Borowiec
Tylko trzy noce
Wojciech Gunia
W dół rzeki
Marek Zychla
Zawżdy zwyciężny
Artur Grzelak
Brnąc przez kosodrzewinę
Mariusz Wojteczek
Gdybym tylko mogła latać
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-960838-1-4 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Intensywny pochód tematyki słowiańskiej przez polską fantastykę datuje się co najmniej od dekady z okładem; trudno zatem mówić, że to zjawisko nowe, skoro da się już wyodrębnić cały „podgatunek”, który ma swoje najpopularniejsze gwiazdy i młodych akolitów dopiero na stażu. Michał Studniarek („Herbata z kwiatem paproci”), Witold Jabłoński („Słowo i miecz”), Konrad T. Lewandowski („Wysłanniczka bogini”), Elżbieta Cherezińska („Harda”), Rafał Dębski ( „Piastowskie fantasy”), a ostatnio Marta Krajewska („Wilcza dolina”) – to tylko garstka z mrowia podobnych przykładów, i to tylko z tego stulecia. Wcześniejszym próbom rodzimej fantasy podciął wprawdzie skrzydła Andrzej Sapkowski w swoim słynnym eseju „Piróg, albo nie ma złota w Szarych Górach”, ale i na początku lat 90. wypuszczali się na te ziemie harcownicy, tacy jak Rafał A. Ziemkiewicz („Skarby Stolinów”) czy Artur C. Szrejter ze swoimi opowiadaniami. Czesław Białczyński, autor „Mitologii Słowian – Księgi Tura”, w latach 80. też zaczynał jako fantasta. Słowem, słowiańszczyzna to już nie jednosezonowa moda, a stały motyw w polskiej fantastyce.
To pierwszy z filarów, na których stoi „Żertwa”. Drugim są oczywiście horrory.
To nie Stefan Darda pierwszy sięgnął po rodzimy folklor, pożenił go w sposób naturalny z horrorem i podobny miks uczynił fundamentem swojej twórczości. Ale zdaje się, że to właśnie on zrobił to po raz pierwszy tak konsekwentnie i na dużą skalę. Wcześniej był choćby Łukasz Orbitowski z „Władcą deszczu” z antologii „PL +50: Historie przyszłości”, gdzie kreślił przyszłość Polski, w której odradzają się pogańskie kulty. Okazało się, że nie trzeba czekać pół wieku, żeby zobaczyć świt tego świata. Ale i on nie był prekursorem – o tym, że to, co wyparte, wraca w swojej spotworniałej formie, wiedzieli już romantycy, z Juliuszem Słowackim na czele, którzy dali przykład bodaj pierwszego słowiańskiego horroru w polskiej literaturze. To nie przypadek, że taki „Król Duch” pojawia się od czasu do czasu jako dyskretna referencja czy motto na początku kolejnego tekstu grozy. Jak pisze Maria Janion: „Romantycy mieli świadomość, że w przeszłości wydarzyła się jakaś katastrofa, która eksplodowała frenetycznymi obrazami grozy i zniszczenia”. Czy podobne przeczucia i pisarskie intuicje towarzyszą twórcom horrorów i opowieści grozy zamieszczonych w tym zbiorze?
Są dwie szkoły definiowania popularności horroru w kulturze. Według jednej z nich dla podobnych utworów jest dobry czas, kiedy mieszczańskie społeczeństwo czuje się syte i niezagrożone, a horrory pozwalają mu na bezpieczny dreszczyk świętego przerażenia, numinosum oglądane zza szyby, przypomnienie o grozie egzystencji w kontrolowanych warunkach obcowania z ksiązką czy filmem. Zwolennicy drugiej tezy powiadają, że kultura spełnia raczej rolę kanarka w kopalni i pierwsza reaguje na niewidoczne jeszcze zmiany zeitgeistu – kiedy robi się źle, historia zbacza w nieciekawe rejony, wtedy siłą rzeczy pojawia się także więcej opowieści grozy, bo to one najlepiej oddają ducha zachodzących przemian świata.
Sam zaproponowałbym jeszcze trzecie wyjaśnienie, z klucza popkulturowego – wydaje się, że w obszarze grozy twórcom wolno więcej, rama gatunkowa horroru usprawiedliwia literacki eksces i fabularną brutalność, z czego świadomie i ochoczo zdają się korzystać filmowcy, próbujący wymknąć się z żelaznego uścisku producentów operujących na wysokich budżetach i wielkich oczekiwaniach. Tak było przynajmniej jeszcze do wczoraj, to znaczy do ery sprzed pandemii. Ale i w czasach popandemicznych ta droga wydaje się jedną z naturalnych ścieżek rozwoju współczesnego kina. Nie twierdzę, że ludzie będą chcieli dodatkowo bać się przed ekranem, może być wręcz przeciwnie – ale stworzenie klimatycznego filmu grozy, opartego głównie na ciekawym scenariuszu, wydaje się jednak łatwiejszym wyzwaniem niż sfilmowanie kolejnych przygód superbohaterów za grube miliony dolarów.
Niezależnie od tego, które wyjaśnienie jest najbliższe prawdy – a może w nich wszystkich jest coś na rzeczy? – ostatnie lata to prawdziwy wysyp horrorów i ich powolne przebijanie się do mainstreamu. Myślę przede wszystkim o kinie, ale i w grach komputerowych, i w literaturze motywy grozy pojawiały się w ostatnich latach coraz częściej, żeby wspomnieć tylko popularność filmowego „Midsommar”. Literacki horror pozostawał w tym kontekście największą niszą, ale transfer Łukasza Orbitowskiego czy Jakuba Małeckiego do pierwszych szeregów gwiazd „głównego nurtu” też można uznać za symptomatyczny. Gdzie na tym tle sytuuje się „Żertwa”?
Zaproszony do napisania wstępu do tego zbioru, patrzę zatem na niego trojako: jako na możliwość rozpoznania, w którą stronę zmierza słowiańszczyzna w rodzimej fantastyce; jako na okazję do bliższego zapoznania się z literackim horrorem – czy to już ten moment, kiedy jego twórcy zaczynają coraz śmielej wychodzić z niszy?; i jako na możliwość poznania nowych fantastycznych twarzy, co zawsze stanowi redaktorski profit – podobne zbiory tworzą głównie debiutanci i prawie-debiutanci. Publikowane tu teksty dzielą się symetrycznie na dwie podgrupy – opowiadania, w których to, co zapomniane i pogańskie, pojawia się we współczesnych realiach; i teksty historyczne, sięgające najczęściej do przedpiastowskich korzeni słowiańskich wierzeń i magii. Nie zawsze zresztą autorzy i autorki uderzają w ciężkie horrorowe tony, czasem bardziej stawiając na historyczną przygodę czy lżejsze urban fantasy. Ale w pomieszczonych w „Żertwie” tekstach nie brakuje też treści 18+, brutalności, obsceny, naturalizmu albo metafizycznej grozy, która otwiera się tam, gdzie to, co pozornie bliskie, pokazuje swoją inną, odległą twarz.
Jak już wspomniałem, nie mam pewności, czy w erze covidu czytelnicy wciąż będą mieli ochotę się literacko bać, ale wydaje się jasne, że to nie koniec pochodu szeroko rozumianej słowiańszczyzny przez polską literaturę i kulturę. I nie chodzi tylko o popularny bestiariusz ze strzygą czy wampirem na czele bądź umiejscowienie akcji w swojskich przaśnych scenografiach. Jak uczy Roberto Calasso, świetny pisarz i znawca dawnych wierzeń: religie przychodzą i odchodzą, a mitologie trwają. Słowiańszczyzna to nasz wspólnie prześniony, a potem zapomniany sen, czy tego chcemy, czy nie. Zbiory takie jak „Żertwa” próbują go tylko zrekonstruować i na powrót poskładać w całość.
_Michał Cetnarowski_