Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zgryzoty lorda Lynforda - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 czerwca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
15,99

Zgryzoty lorda Lynforda - ebook

Eaton ma tytuł i majątek, jednak nie szuka żony. Skrywa sekret, który według niego skazuje go na samotność. Czas wypełniają mu badania naukowe, a dziełem jego życia ma być prestiżowe konserwatorium. Gdy poznaje fascynującą kobietę, zaczyna się zastanawiać, czy dokonał słusznego wyboru. Przedsiębiorcza Eliza, która walczy o utrzymanie odziedziczonej firmy, coraz bardziej mu imponuje. Zaprzyjaźniają się, z czasem stają się sobie coraz bliżsi. Obojgu odpowiada niezobowiązujący romans, uważają, że deklaracje o dozgonnym uczuciu to oznaka słabości. Lepiej cieszyć się chwilą i zachować niezależność. Zastanawia ich tylko, dlaczego gdy są razem, wszystko nagle wydaje się prostsze i piękniejsze.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-8450-9
Rozmiar pliku: 714 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

_Londyn, 18 czerwca 1823 roku_

Śmierć niestety zawitała do Mayfair. Richard Penlerick, diuk Newlyn i jego małżonka zostali pochowani w asyście rodziny i przyjaciół, oszołomionych tragedią, która brutalnie wdarła się do ich świata. Niesłychane, lecz książę i księżna zostali zwyczajnie zadźgani nożem w zaułku, gdy wracali późnym wieczorem z teatru.

Eaton Falmage, markiz Lynford, zamknął drzwi za ostatnim gościem uczestniczącym w stypie, żałując, że nie może tak samo łatwo odciąć od bólu i goryczy tych, którzy zostali w rezydencji przy Portland Square. Dla nich jednak żałoba dopiero się rozpoczynała. Najbliżsi Penlerickom mogli oddać się rozpaczy, dopiero gdy zostali sami. Przyjaciele, których znał i cenił od wczesnej młodości, zgromadzili się w bibliotece, żeby wesprzeć dziedzica tytułu, Vennora Penlericka.

Vennor, jedyny blondyn wśród ciemnowłosych przyjaciół, nalewając brandy, spojrzał pytająco na Eatona.

– Tak. Wszyscy już wyszli, a służący zaczęli sprzątać – zapewnił przyjaciela, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Nareszcie jesteśmy sami.

Dla wszystkich to był koszmarny tydzień, ale najbardziej odbił się na Vennorze. Mimo nienagannej prezencji, widać było po nim głęboki smutek. Mając dwadzieścia osiem lat, stracił nagle oboje rodziców. Przez cały tydzień bez zarzutu grał rolę dziedzica i gospodarza wobec każdego, kto chciał złożyć mu kondolencje. Teraz jednak nie musiał już trzymać emocji na wodzy.

– Chodź i usiądź z nami – poprosił Eaton, biorąc dwie szklanki z trunkiem.

Zgromadzili się wokół kominka. Ktoś, być może Inigo, ustawił fotele w krąg tak, żeby cała czwórka, zwana kornwalijskimi diukami, mogła się zmieścić. Byli arystokratami, dziedzicami fortun i zżytą grupą, dokładnie tak, jak ich ojcowie. Zresztą więź między ojcami a synami była niemal legendarna, a lojalność całej grupy niezachwiana. Cały Londyn mógł w ostatnim tygodniu przekonać się, że nie ma takiej rzeczy, której by dla siebie nie zrobili. Ojcowie usunęli się w ustronne miejsce pół godziny wcześniej, żeby przeżyć żałobę we własnym gronie i dać młodym trochę prywatności. Utracili przyjaciela tak samo, jak młodzi wuja i mentora. Jednak to Vennor utracił najwięcej.

– Dziękuję, Eaton. Dobrze, że goście już wyszli – westchnął Vennor, siadając w fotelu obok Inigo. – Nie miałem pojęcia, że przyjaciele ojca posiadają aż tyle córek na wydaniu. Domyślałem się, że swatanie kiedyś nastąpi, ale liczyłem na odrobinę przyzwoitości. Nie zniósłbym kolejnej propozycji małżeństwa wplecionej w wyrazy współczucia. Nie mogę słuchać, jak to ojciec chciałby, żebym patrzył w przyszłość. Niektórzy nawet nie kryli obaw o pustą kołyskę jedynego dziedzica Penlericków! – wykrztusił ze złością.

Eaton nie dziwił się jego emocjom. Niektórzy byli pozbawieni taktu, a śmierć rodziców Vennora była brutalną, bezsensowną zbrodnią. Dzięki Bogu, że nie trafiło na mojego ojca, przemknęło mu przez głowę i zaraz zawstydził się swoich myśli. Kiedyś w końcu się to stanie. Może nie w wyniku morderstwa, lecz za sprawą sędziwego wieku, niemniej jednak każdy z nich w końcu straci ojca. Eaton przyjrzał się przyjaciołom. Czy ciemnowłosy Cassian, dziedzic tytułu o wydatnej szczęce i tajemniczy, niebieskooki Inigo, potomek Bocastle’ów, myślą podobnie jak on? Czy u nich także powtórzy się nieunikniony scenariusz? Każdy z nich będzie musiał stracić i zastąpić ojca. Sukcesja nieodłącznie w ich przypadku wiązała się ze stratą. A jeśli morderstwo nie omijało arystokracji, to kto w ogóle mógł czuć się bezpiecznie? Myśl o śmiertelności nie była przyjemna. Nawet pieniądze nie powstrzymywały kostuchy. Pytanie nie brzmiało, czy, lecz kiedy. Oby nie wkrótce. Eaton nie był gotów pożegnać się z ojcem. Jednak ostatnie wydarzenia były sygnałem, że wiek rodziców nie ma tu nic do rzeczy.

Śmierć Penlericka stanowiła też przypomnienie, że mężczyzna znaczy tyle, co jego spuścizna. Eaton odbierał tę lekcję dosadniej niż reszta. Jego przyjaciele mają przynajmniej szansę na spłodzenie dziedzica. On niestety nie. Nigdy. I nic tego nie zmieni. Dlatego jego dziedzictwem będą szkoły, szpitale i inne placówki czyniące dobro, nawet kiedy go zabraknie. Jednak to nie jego dzieci będą je prowadzić. Eaton nie chciał mierzyć się z tą prawdą, jednak śmierć Penlericka wykazała błędy w jego logice. Czas nie jest po jego stronie.

– Dziękuję za waszą obecność i wsparcie. Bez was nie dałbym rady – powiedział Vennor i uniósł szklankę w toaście. – Za przyjaźń.

Wypili i Eaton ponownie napełnił szkło. Wolał się czymś zająć, zamiast ulegać mrocznym myślom. Od zawsze był najlepszy w dbaniu o innych. Szkoda, że nie zaprezentuje tego talentu własnej rodzinie.

– Sprawiłeś się doskonale w tym tygodniu. Jeśli chcesz, możesz się teraz upić. Nikt cię nie będzie oceniał – zapewnił, choć wiedział, że przyjaciel nie skorzysta z przyzwolenia.

– Mam tak wiele do zrobienia – pokręcił głową Vennor. – Ojciec forsował ustawę w Izbie Lordów i nie chciałbym, żeby przepadła. Zajmę jego miejsce, jak szybko się da. Póki co, będę doglądał spraw stąd. To będzie mój dar dla ojca.

Eaton wymienił zatroskane spojrzenia z Cassianem. Wiedział, że praca tylko stłumi żałobę przyjaciela i odsunie ją w czasie.

– A może wybierzesz się ze mną do Truro? Wszyscy się tego spodziewają i to powstrzyma na chwilę rozszalałe swatki. Wiadomo, że żałoba musi potrwać, więc mógłbyś zasiąść w parlamencie dopiero w przyszłym roku.

– Nie mogę sobie na to pozwolić – uciął Vennor. – Jest więcej ustaw do dopilnowania. I chcę, by sprawiedliwości stało się zadość.

– Chodzi o sprawiedliwość czy zemstę? – spytał cicho Eaton. Jego zdaniem przyjaciel powinien się zdystansować od ostatnich wydarzeń, jeśli miał pogodzić się ze stratą. – Nie musisz się wtrącać. Straż się wszystkim zajmie.

– A ja dopilnuję strażników. Znajdę zabójców rodziców i oddam w ręce sprawiedliwości – zapowiedział Vennor.

Eaton przyjrzał się minom przyjaciół. Nie on jeden martwił się podejściem Vennora. Morderca Penlericków nie zostawił śladów. Możliwe, że nigdy nie zostanie znaleziony. Nie chciał rozczarowania przyjaciela i obawiał się, że dochodzenie sprawiedliwości stanie się jego obsesją. Czy Vennor opamięta się na czas? Nie mógł zostawić go w tym stanie samego. Nie mógł też przebywać tak długo z dala od domu. Miał plany, eksperymenty botaniczne i szkołę muzyczną, która na jesieni miała otworzyć swe podwoje dla pierwszych uczniów. Jego spuścizna wymagała uwagi i opieki. Nie planował długiego pobytu w Londynie w tym roku. Przyjechał, chcąc wesprzeć debiut przyjaciółki rodziny Marianne Treleven i natychmiast wrócić do Porth Karrek. Jednak jedno spojrzenie na twarz przyjaciela skłoniło go do pozostania. Vennor zamierzał pracować do upadłego.

– Jeśli tym właśnie chcesz się zająć, będziemy przy tobie – oznajmił, a reszta pokiwała głowami. Wszyscy byli gotowi odłożyć własne plany.

– Nie ma takiej potrzeby – zaprotestował Vennor. – Eaton, akademia muzyczna cię potrzebuje. Powinieneś wracać do domu. Wiem, co musiałbyś poświęcić. Nie zaprzeczaj. Ojciec nigdy by się na to nie zgodził. Wspierał tę inicjatywę i nie chciałby żadnych opóźnień z własnego powodu. Ostatnie pięć miesięcy pracowałeś nad tym projektem bez wytchnienia. Zrezygnowałeś nawet z marcowej podróży do Włoch, choć wiem, jak bardzo ci na niej zależało. Nie pozwolę, żebyś rzucał wszystko i bawił się w moją niańkę – pokręcił głową Vennor i popatrzył na Cassiana. – Ty też nie zostaniesz. Nie stworzysz stąd swojego ogrodu botanicznego. Zresztą wasi ojcowie tu pozostaną, więc nie będę sam.

Choć Eaton czuł, że to nie to samo, doceniał, że przyjaciel myśli też o innych. Każdy z nich miał jakiś dar, a Vennor intuicyjnie rozumiał ludzi tak, jak Inigo rozumiał pieniądze. Eaton nie zamierzał jednak pozwolić mu wygrać tej kłótni. Zanim zaprotestował, wtrącił się Inigo.

– My i tak zostajemy. Ojciec i ja mamy sprawy w banku. Zresztą sami chcieliśmy zobaczyć, jak parlament rozwiąże ustawodawstwo inwestycyjne.

– W takim razie Inigo może zostać. Jesteś zadowolony, Eaton?

Tak, to zmniejszało nieco poczucie winy. Gdy decyzja zapadła, pogrążyli się w milczeniu, dopijając brandy. Eaton czuł, że w tej chwili nic więcej nie da się zrobić. Nadeszła pora, żeby się pożegnać. Rano wyruszy z Cassianem w powrotną podróż do Kornwalii, Inigo zajmie się interesami, a Vennor podejmie nowe obowiązki. Nic już nie będzie takie samo. Kiedy ponownie się spotkają, Vennor będzie już diukiem. Zapewne wkrótce znajdzie sobie żonę, a to całkowicie zmieni charakter grupy przyjaciół. Ten moment to koniec pewnego rozdziału w naszej historii, uświadomił sobie. Zamiast jednak patrzeć z nadzieją w przyszłość, czuł smutek. Coś się kończyło wraz z kolejnym krokiem w dojrzałość. Eaton miał ochotę się zbuntować. Naprawdę znów musiał coś stracić? Przyjaciele się pożenią i spłodzą dzieci. Czy nadal pozostaną sobie bliscy, gdy żony i dzieci zajmą ich uwagę? Ojcom udało się podtrzymać przyjaźń. Może dlatego, że wszyscy mieli żony i dzieci. Eaton raczej się nie ożeni. Czy to usunie go z kręgu przyjaciół? Świadomie nigdy by go nie wykluczyli, ale siłą rzeczy będą się coraz bardziej różnić.

Cassian zerknął na Eatona, jakby pytał: co dalej? Wszyscy na niego patrzyli. Zwykle przewodził ich spotkaniom i przygodom. W pamięci mignął mu obraz czterech chłopców, bawiących się na plaży w piratów, przemytników lub żołnierzy. Tamtego pamiętnego lata, które odmieniło jego życie na zawsze, znalazł mapę. To był wspaniały czas, choć nie znaleźli skarbu. Zwiedzili chyba każdą jaskinię na plażach Porth Karrek, nocowali przy ogniskach i wymieniali się sekretami. Wtedy również przyjaciele patrzyli na niego tak, jak teraz. Oczekiwali, że pomoże im się pożegnać.

Eaton uniósł szklankę w toaście, starając się przemóc ściśnięte gardło. Potrzebowali nadziei i zapewnienia, że choć wiele się zmieni, najważniejsze pozostanie niezmienne. Nagle Eaton zatęsknił za domem w Falmage Hill w Porth Karrek, szkołą, oranżerią, ścieżkami Trevaylor Woods, eksperymentami naukowymi i psem Baldorem. Zbyt długo zwlekał z powrotem do domu.

– Już czas, panowie. Wypijmy strzemiennego. Zapamiętajmy tę lekcję: życie jest krótkie, nieprzewidywalne i nie daje żadnych gwarancji. Wypiliśmy już za przeszłość, teraz pijemy za przyszłość. Oby nasze dążenia się ziściły. Dajmy z siebie wszystko, w czasie, który nam pozostał. Przyjaciele, każda chwila jest droga!ROZDZIAŁ PIERWSZY

_Porth Karrek w Kornwalii, wrzesień 1823 roku_

Liczyła się każda minuta, skoro szkoła lada chwila miała zacząć działać. Eaton podwinął rękawy koszuli i chwycił blat dębowego stołu. Stojący po drugiej stronie sławny kompozytor Cador Kitto skinął głową i razem unieśli ciężki mebel. Wokół nich w gorączkowym pośpiechu uwijali się malarze i sprzątacze. Szkoła zaczynała się za dwa dni, a niektórzy uczniowie mogli się zjawić nawet wcześniej. Ostatnie dni angażowały do pracy wszystkich, także Eatona. Zwłaszcza Eatona, który nie wierzył w doglądanie postępów z daleka i włączał się we wszystko osobiście. Zresztą, zajęcia te nie pozwalały mu na myślenie o nieprzyjemnych sprawach takich, jak śmierć Richarda Penlericka, ulotność życia ludzkiego i własna bezradność. Wreszcie donieśli stół na miejsce i opuścili go z ulgą. Solidny dębowy mebel był upiornie ciężki. Kiedy Eaton otarł pot z czoła, Cador parsknął śmiechem.

– Rozmazałem sobie kurz na twarzy?

– Tak, ale na szczęście nie ma tu żadnych pań, mogących skomentować uszczerbek na twojej urodzie – zażartował Cador, puszczając oczko.

– Za karę sam rozpakujesz książki!

– Nic z tego. Muszę dopilnować dostawy instrumentów – wykręcił się Cador i, wycierając ręce, skinął brodą w stronę drzwi, w których pojawił się sekretarz Eatona. – Wygląda na to, że ciebie również wzywają obowiązki.

Eaton odwrócił się, tłumiąc jęk. Stokroć wolał pracę fizyczną od niekończących się papierzysk, szczególnie, gdy jeszcze było tak wiele do zrobienia. Do tego jego myśli miały tendencję do odpływania w niebezpieczne rejony, gdy nie miał zajętych rąk. To jednak nie była wina sekretarza, więc opanował się i przywołał uśmiech na twarz.

– Co się stało, Johns?

– Ktoś przyjechał do pana, milordzie.

Eaton zatrudnił młodego Johnsa do prowadzenia korespondencji i drobnych spraw organizacyjnych w szkole. Dziś chłopak wyglądał na swoje niespełna dwadzieścia lat. Miał zaczerwienione policzki i nerwowo przestępował z nogi na nogę, co zdradzało, że ten, kto czekał, wywarł na niego nie lada presję.

– Czy byliśmy umówieni? – zapytał Eaton, rozglądając się za szmatką do wytarcia rąk i myśląc, że Johns jak najszybciej powinien wykształcić w sobie cechy cerbera.

– Nie, milordzie.

– Czy to któryś z uczniów przyjechał wcześniej?

Eaton zrezygnował z szukania ścierki, zastanawiając się gorączkowo, gdzie zakwaterować pierwszego chłopca. Na trzecim piętrze było kilka przygotowanych pokoi, ale trzeba będzie ściągnąć kucharkę, choć zapasy jeszcze nie dojechały.

– To jedna z patronek – wyjaśnił sekretarz nagląco.

Eaton odetchnął. Nie rozumiał, co tak poruszyło Johnsa. Patronkami i sponsorkami szkoły były dwie wdowy, ale żadna z nich nie powinna wywołać takiej reakcji młodzieńca.

– Czy to pani Penhaligon? Może chce sprawdzić, jak obeszliśmy się z podarowanym przez nią instrumentem.

Ku zachwytowi Cadora, wdowa po Austonie Penhaligonie przekazała im cenny fortepian produkcji samego Sébastiena Érarda. Drugiej z bogatych donatorek, pani Blaxland z Truro, Eaton nie miał jeszcze okazji poznać. Jej mąż, Huntingdon Blaxland, zmarły pół dekady wcześniej, miał sześćdziesiąt pięć lat, więc Eaton założył, że to zaawansowany wiek nie pozwala jej podróżować. Zapewne zarządzała fortuną z wygodnego fotela, co nie zmieniało faktu, że dzięki jej hojności Cador mógł zatrudnić najlepszych nauczycieli muzyki, których znalazł na kontynencie podczas podróży poślubnej.

Jedynym ostrzeżeniem dla Eatona był szelest zielonej sukni za plecami Johnsa, zanim do pokoju weszła kobieta o kasztanowych włosach, otoczona zapachem kwiatów brzoskwini.

– Obawiam się, że to nie pani Penhaligon. Nazywam się Eliza Blaxland – oznajmiła, przesuwając palcem w rękawiczce po blacie dębowego stołu i krzywiąc się na widok kurzu. – A pan, lordzie Lynford, ma mi coś niecoś do wyjaśnienia.

Eaton przyjrzał się uważnie intruzowi. Ta wyniosła grymaśnica to Eliza Blaxland? Cóż robił z taką kobietą stary górniczy magnat? To nie żadna staruszka praktykująca dobroczynność, żeby zaskarbić sobie łaski w lepszym świecie, tylko elegancka, wyrafinowana kobieta koło trzydziestki, w której buzuje dość ognia, żeby się szarogęsić. Trudno. Będzie musiała się dostosować, pomyślał Eaton. Mógł przyjąć jej pieniądze dla dobra szkoły, ale już nie rozkazy. To on był markizem i to jemu należał się szacunek. Nie można go było kupić ani zastraszyć.

– Jakiego rodzaju wyjaśnienia ma pani na myśli? Nie byliśmy umówieni na spotkanie, a tym bardziej na jakiekolwiek wyjaśnienia.

To zwykle Eaton onieśmielał innych, więc wydało mu się intrygujące, że kobieta spodziewała się czegoś innego po tym spotkaniu. Wkrótce jednak pojmie, że jej czeki nie oznaczają, że może się rządzić w szkole, zjawiając się tuż przed oficjalnym otwarciem.

Chłodne podejście Eatona nie zniechęciło jednak pani Blaxland. Jej szacujący wzrok uświadomił mu, jak prezentuje się w tej chwili. Był bez kamizelki, marynarki i krawata, z podwiniętymi rękawami koszuli i smugą brudu na czole, podczas gdy ona wyglądała nienagannie, od szmaragdowego kapelusika na głowie po pasujące do niego kozaczki, wyłaniające się spod indyjskiego muślinu sukni w tym samym kolorze jabłkowej zieleni.

– Pozwolę sobie się nie zgodzić. Wyjaśnienia wymaga fakt, że dwa dni przed uroczystą inauguracją jest tu dom wariatów – oznajmiła, unosząc na dowód zakurzony paluszek. – Nie płacę za chaos.

Eaton wykrzesał z siebie uśmiech, przeznaczony dla konserwatywnych osób ze starszego pokolenia, którym jego sposób postępowania i skłonność do przygód wydawały się zbyt liberalne.

– Zapewniam, że wszystko będzie gotowe w dniu otwarcia – powiedział, podążając za jej rozczarowanym spojrzeniem, którym omiotła malarzy, sprzątaczy i tragarzy. Eaton ukrył grymas niezadowolenia. Powinien jak najszybciej ją stąd zabrać. Było przecież wiele przygotowanych pokoi i sal. Szkoda, że nie spotkali się w którejś z nich. – Chętnie panią oprowadzę po szkole – zaproponował, czując, że i tak spróbowałaby się rozejrzeć na własną rękę. Tak przynajmniej mógł zminimalizować szkody. Żałował godziny, którą mógł spędzić bardziej produktywnie, ale nie chciał też stracić bogatej patronki. Jeden zawiedziony sponsor mógł pozarażać pozostałych swoim niezadowoleniem. – A po drodze wyłuszczy mi pani powód swojej wizyty – delikatnie przypomniał, że zjawiła się bez zaproszenia i skinął na Cadora, zanim zdążyła zaprotestować. – Proszę pozwolić mi przedstawić sobie naszego dyrektora, Cadora Kitto, który niedawno zjechał tu z Wiednia, gdzie komponował na dworze Habsburgów.

Blondwłosy Cade skłonił się z taką elegancją, że Eaton mógł tylko pozazdrościć mu europejskiego szyku.

– Cieszę się, że w końcu mogłem panią poznać, pani Blaxland. Nasi uczniowie niezmiernie skorzystają na pani wsparciu – powiedział głosem niczym płynny miód.

– To, co zechciała określić pani chaosem, ja nazwałbym progresem. Pokażę pani – zaprosił gestem Eaton i zaprowadził wdowę na trzecie piętro, gdzie znajdowały się sypialnie chłopców ze świeżo pościelonymi łóżkami, kolorowymi dywanikami, lśniącymi czystością szafami i jasnymi zasłonami w oknach. – Żona pana Kitto zaprojektowała dormitoria – wyjaśnił z dumą. – Uważa, że im przyjaźniejsze będą sypialnie, tym bardziej komfortowo będą się czuli tu chłopcy.

– I nie pouciekają tak prędko – podsumowała brutalnie Eliza Blaxland. – Jak wygląda rekrutacja? Zapisano dość uczniów, żeby zapełnić te pokoje?

– Mamy zapełnione dwie trzecie miejsc. Uważam to za dobry wynik na pierwszy semestr – oznajmił Eaton, kierując się w stronę schodów. – Dzień po oficjalnym otwarciu zjawi się tu dwudziestu jeden chłopców liczących od siedmiu do czternastu lat. A kiedy rozniesie się wieść o dobrym pochodzeniu naszych uczniów, doborowej kadrze i poziomie edukacji, będziemy mieć komplet – zapewnił Eaton z niezachwianą pewnością.

– Skąd wziąć zdolnych uczniów o wysokim statusie? – zapytała. – Wspominałam już w korespondencji, że wyzwaniem dla takich szkół, jak ta, jest nie sama idea, ale lokalizacja. Dlaczego ktoś utalentowany miałby podróżować w kornwalijskie ostępy, zamiast wyjechać do Londynu lub za granicę? Obawiam się, że tych, którzy będą mieli wybór, nie skusi akademia muzyczna w Porth Karrek.

Eliza Blaxland nie owijała w bawełnę, a jej komentarze balansowały na granicy nietaktu. Być może tak prowadziło się interesy tam, gdzie pieniądze znaczyły więcej niż maniery. Eaton jednak wolał być pod wrażeniem trafności jej analizy, niż czuć się urażony insynuacją, że Cornish Academy przyciągnie jedynie miernotę.

– Utalentowani uczniowie zjawią się, jeśli nasi patroni ich do tego zachęcą. Poszukiwanie talentów jest naszą misją – Eaton powtórzył słowa Richarda Penlericka, który promował szkołę w Londynie tuż przed swoją tragiczną śmiercią. – Nie powinno się wyłącznie wykładać pieniędzy i liczyć na sukces – Eaton nie oparł się drobnemu przytykowi. Pochodził ze znanego i możnego rodu, więc gdyby chodziło wyłącznie o pieniądze, poradziłby sobie sam z utrzymaniem szkoły. Potrzebował nazwisk i reputacji, które stały za pieniędzmi.

– Wartość naszych uczniów zależy od jakości patronów. Właśnie dlatego się do pani zwróciłem. Jest pani znana w kornwalijskich kręgach ze swojego zamiłowania do nowoczesnych inicjatyw – dodał, prowadząc ją do sali z fortepianem. – Tu będą odbywały się nasze recitale, a pan Kitto zagra na rozpoczęciu roku – z dumą przywołał znane nazwisko dyrektora, które również powinno przyciągnąć utalentowanych uczniów. Eaton przez chwilę milczał, pozwalając jej docenić kunsztowny instrument, zanim przeszedł do sedna. – Pani wizytacja mogła poczekać do inauguracji akademii. Dlaczego przyjechała pani wcześniej, pani Blaxland? – zapytał, zastanawiając się, czy Eliza chce zaprotegować jakiegoś ucznia albo nauczyciela. Niezależnie od wysokości jej dotacji, powinni oni zasługiwać na miejsce w konserwatorium. Kitto chciał tylko najlepszych, bo w przeciwnym wypadku rzeczywiście otoczą się miernotą.

Eliza Blaxland posłała mu uprzejmy, choć pozbawiony ciepła uśmiech.

– Przez lata prowadzenia kopalni mojego zmarłego męża nauczyłam się, że zapowiedziane wizyty mogą prowadzić do błędnych wniosków. Gdy ktoś zjawia się niezapowiedziany, zwykle widzi prawdziwy obraz sytuacji.

– Ma pani na myśli zasadzkę? – Wymiana myśli z tą kobietą wpływała na niego orzeźwiająco i Eaton czuł pokusę, żeby przedrzeć się przez pancerz jej perfekcji i zburzyć jej spokój.

– Zasadzka zakłada, że można zdybać kogoś nieprzygotowanym. Jeśli ktoś się pilnuje, nie popełni takiego błędu.

Kiedy komuś udało się zaskoczyć Elizę Blaxland? Wnioskując po jej chłodnej pewności siebie, zapewne nigdy. Eaton miał coraz większą ochotę podjąć wyzwanie, choćby po to, żeby udowodnić, że istnieje taka możliwość. Był ciekaw, jak zareagowałaby, nie mogąc kontrolować sytuacji.

Powiódł spojrzeniem po doskonałych rysach jej twarzy, dumnym nosie, zielonych oczach i pełnych ustach stworzonych do pocałunków. Zapatrzył się na jej różowe wargi, pozwalając myślom błądzić. Co trzeba byłoby zrobić, żeby zburzyć ten perfekcyjny wizerunek? Jak nią wstrząsnąć? Czy Huntingdon Blaxland zaskoczył ją czymkolwiek poza swoją śmiercią? Czy pocałunek poruszyłby ją choć trochę? W końcu była wdową, więc fizyczność nie była jej obca. Miałaby ochotę znów doświadczyć czyichś pocałunków? Chętnie przekonałby się o tym. Oprócz śmierci mentora i rozruchu szkoły ostatnio nic nie potrafiło wzbudzić jego zainteresowania.

Nagle uświadomił sobie, że nie powinien mieć nieskromnych myśli o bogatej patronce szkoły, nawet jeśli jej wyniosły perfekcjonizm był tak pobudzający. Na szczęście doszli do głównego holu, w którym mógł pożegnać donatorkę.

– Jeśli to wszystko, chciałbym wrócić do swoich zajęć, bo, jak słusznie pani zauważyła, sporo zostało do zrobienia.

– Jest jeszcze jedna kwestia – zawiesiła głos, przyglądając mu się uważnie. – Nie byłam świadoma, że dziedzic Bude jest tak… młody – powiedziała tonem sugerującym, że wiek Eatona pasuje bardziej do płochych rozrywek w Londynie, niż prowadzenia poważnej szkoły muzycznej.

– Dwadzieścia osiem lat to w pani oczach młodość? – zapytał rozbawiony, bo sama nie mogła mieć więcej niż jakieś trzydzieści trzy lata. – Przyjmuję komplement, choć już dawno nikt nie nazwał mnie młodzieńcem. Życzę miłego dnia, pani Blaxland, do zobaczenia na oficjalnym otwarciu. – Skłonił się z uśmiechem. – Zapewniam, że nie ma się pani czym martwić. Jestem w pełni sił – dodał, nie mogąc się oprzeć pokusie droczenia się z nią.

Intuicja podpowiadała mu, że nikt nie rozmawiał z nią w ten sposób. Ludzie zwykle nie wkładają tak grubego pancerza bez powodu, a Eaton miał ochotę go zdjąć, żeby przekonać się co kryje pod nim Eliza Blaxland.

– Z pewnością – zgodziła się, udając obojętność, choć w jej oczach mignęło zainteresowanie.

Eaton uśmiechnął się na to małe zwycięstwo. Eliza Blaxland nie była tak sztywna i zdystansowana, jak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: