Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Zielarka z Doliny Pustelnika. Część 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zielarka z Doliny Pustelnika. Część 2 - ebook

Trudna przeszłość, nieoczekiwane uczucia i płochliwe serca

Alina traci grunt pod nogami, gdy Eustachy znika w tajemniczych okolicznościach. Zrozpaczona ze zdziwieniem odkrywa, jak bardzo zależy jej na mężu. W tym czasie jej siostra rodzi nieślubne dziecko. Poród okazuje się ciężki i kobieta walczy o życie. Alina leczy ją ziołami, które zbiera przy chacie pustelnika. Odkrywa bowiem w sobie siłę i talent do przyrządzania naturalnych specyfików. Wieść o jej zdolnościach niesie się po okolicy. Coraz więcej osób przychodzi do niej po poradę, dzięki czemu zyskuje sławę zielarki.

W sercach mieszkańców rozkwitają nowe uczucia, choć zazdrość, kłamstwa i brutalność nie dają o sobie zapomnieć. Stefania marzy o miłości, jednak jej ukochany ma wrogów – a Bożydar, pełen zazdrości i żądzy, nie cofnie się przed niczym, by ją zdobyć.

Eustachy odzyskuje przytomność w posiadłości despotycznego hrabiego Maksymiliana Orszanda, który wciąga go w ryzykowną grę o spadek. Czy zraniony przez los mężczyzna odważy się na zuchwały krok ku lepszej przyszłości?

Druga część „Sandomierskich wzgórz”

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-277-3722-9
Rozmiar pliku: 575 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W poprzed­niej części

Eu­sta­chy, bo­hater wielkiej wo­jny, przybywa do San­dom­ierza. Za sobą ma trudną przeszłość. W okolic­ach miasta ratuje niezna­jomego mężczyznę przed bandą Ryżego. Zbó­jom spuszcza tę­gie lanie. Michał „Za­dzior” Zdunek zaprasza go z wdz­ięczności do swo­jej chaty. Ryży, przy­wódca bandy, zleca Łopi­anowi śledzenie obu mężczyzn.

Eu­sta­chy os­iedla się u Zdunka i jego matki Małgorzaty. Pode­jmuje pracę przy za­kładaniu win­nicy. Na kar­czow­isku spotyka ta­jem­niczego pustel­nika Am­brożego, który przestrzega go przed niebezpieczeństwem.

Ig­nacy Małota wraz z żoną Bar­barą mieszka na przed­mieściach San­dom­ierza. Przed laty Mało­towie po­si­adali piekarnię Złoty Kłos oraz kami­en­icę w rynku, ale po śmierci je­dynego syna Ig­nacy stra­cił ma­jątek – rodz­ina z dwiema córkami, Al­iną i Mar­cjanną, mu­si­ała op­uś­cić do­tych­cza­sowe lokum. Mężczyzna zostaje zatrud­niony w nowo powsta­jącej win­nicy. Bar­bara prac­uje jako prac­zka. Rod­zice bardzo źle trak­tują swoje córki, wyład­owują na nich swe frus­tracje.

Ryży bierze odwet na Eu­sta­chym za wtrą­cenie się w nie swoje sprawy. Pob­it­ego i obrabow­anego mężczyznę ratuje pustel­nik. Am­broży zabi­era Eu­stachego do siebie. Gdy Eu­sta­chy wraca do zdrowia, roz­licza się z bandą Ryżego. Ośmieszeni zbóje opuszczają San­dom­ierz.

Eu­sta­chy zam­ieszkuje u pustel­nika w Górach Pieprzow­ych. Wkrótce Am­broży umi­era.

Mar­cjanna marzy o odzyskaniu piekarni. Wdaje się w ro­mans z Boży­darem Jas­kierką – synem obec­nych właś­cicieli. Jas­kierka wykorzys­tuje dziew­czynę, a następnie rzuca ją na wieść, że jest w ciąży. Michał, który kocha się w Mar­cysi, będąc o nią za­zdrosny, pode­jmuje pracę na paro­statku.

Do Al­iny za­leca się stary kawaler Jakub Wrotycz. Dziew­czyna go nie znosi, za­kochana jest z wza­jem­noś­cią w Józku Nawrocie, synu sąsi­adów.

Małota wyrzuca z domu ciężarną córkę. Zrozpaczona Mar­cysia idzie do pustel­nika po pomoc w spędzeniu płodu, lecz on jej odmawia. Eu­sta­chy prowadzi ją do Małgorzaty i prosi Zdunkową, aby przyjęła dziew­czynę pod swój dach. Michał, zagląda­jący cza­sami do domu, jest za­zdrosny o Mar­cysię i Boży­dara.

Wrotycz chce poślu­bić szesnastolet­nią Al­inę. Ona się jed­nak nie zgadza, ale oj­ciec nie liczy się z jej zdaniem. Przysłuchujący się temu Eu­sta­chy prosi, aby to jemu Ig­nacy oddał swą córkę. Ofer­uje w zamian pien­iądze. Ig­nacy przys­taje na tę pro­pozycję.

Alina chce uciec z Józkiem, lecz ich plan zostaje udarem­ni­ony przez Ig­nacego. Dziew­czyna wy­chodzi za mąż. W drodze do domu mówi Eu­sta­chemu, że nie chce z nim mieć nic do czyni­enia, bo kocha in­nego chło­paka. Eu­sta­chy postanawia usz­anować jej wolę i planuje, że rozwiedzie się z dziew­czyną, gdy ta będzie pełno­let­nia, aby mo­gła wyjść za mąż za Józka. Małżonkowie mieszkają w pustelni, nie wchodząc sobie w drogę.

Pewnego dnia Eu­sta­chy znika bez wieści. Alina martwi się o męża, który okazał się dobrym człow­iekiem i w prze­ciwieństwie do ojca nigdy jej nie uderzył ani nie pod­niósł na nią głosu. Bez­skutecznie szuka go w całej okolicy.

Eu­stachego dopadają ludzie z jego przeszłości.1

W poszukiwaniu szczęś­cia

Rok 1925

Alina stała nieruchomo niczym skami­eni­ała żona Lota. Jej twarz ow­iewał cuch­nący oddech Wrotycza. Nie była zdolna wykonać jakiegokolwiek ruchu. Serce ło­motało jej ner­wowo. Nie mo­gła po­jąć, czemu w tak ważnej chwili nie jest w stanie się bronić. Dlaczego całkow­icie brak­uje jej sił? Prze­cież pow­inna krzyczeć, ode­pch­nąć tego człow­ieka, zrobić coś, by się ratować! Tym­cza­sem ona tk­wiła w miejscu, jakby została sparaliżow­ana.

Czy ten odraża­jący os­ob­nik skrzy­wdzi ją teraz w obecności kilkun­astu ro­bot­ników, w tym jej rod­zonego ojca? Dlaczego nikt nie przy­chodzi jej z pomocą? Czy naprawdę ludzie są aż tak bez­duszni?

Usłysz­ała, jak ktoś re­chocze ru­basznie.

– No dalej, Wrotycz, całuj – zachę­cił go któryś mężczyzna.

Wśród pra­cowników wybuchła wrz­awa. Wtem przer­wał ją ostry i dob­itny głos.

– Zostaw w spokoju moją córkę. We łbie ci się popierdoliło? Ona jest mężatką. Na­tych­mi­ast się od niej odsuń, bo jak mi Bóg miły, nie ręczę za siebie!

Ku za­skoczeniu dziew­czyny Wrotycz odsunął się rap­townie. Alina popatrzyła w stronę ojca. Ich spojrzenia na mo­ment się spotkały. Mężczyzna niezn­acznie pokiwał głową. Ona na znak podz­iękow­ania odwza­jem­niła ten gest. Pier­wszy raz w ży­ciu zdar­zyło się, żeby Ig­nacy zachował się wobec niej tak, jak należy.

– Nie widzi­ałem two­jego męża od ubiegłej so­boty, gdyśmy odbi­er­ali ty­god­niówki. Mignął mi w tłu­mie, a po­tem prze­padł. Jeśli mogę ci coś poradzić, idź do dworu, poszukaj pana Za­w­iśl­nego i zapy­taj, czy on czegoś nie wie. Może dał Eu­sta­chemu jakieś os­ob­liwe polecenie, o którym nikt cię nie powiadomił.

– Dzię… dz­iękuję – za­jąknęła się córka.

Młoda w pośpiechu ruszyła w stronę za­budowań dwor­skich, wciąż nie dow­i­erza­jąc, że tym razem oj­ciec ujął się za nią na serio. Gdy os­tatni raz niby stanął w jej obronie, skończyło się to ślubem z człow­iekiem, którego nie chciała.

O iro­nio losu!

Nigdy nie pomyślałaby, że z takim prze­ję­ciem i troską będzie poszukiwała ko­goś, kto wpakował się w jej życie z butami. Pow­inna raczej się cieszyć, że prze­padł, i zanosić do Opatrzności prośby, aby nigdy nie wró­cił.

Dalsze poszukiwania nie przyniosły efektu.

Po połud­niu zmęczona Alina wró­ciła do Doliny Pustel­nika. Przy­wit­ała ją os­owiała Luna.

– Gdzie jesteś, Eu­sta­chy? Co się stało? – West­ch­nęła ciężko, wchodząc do opus­tosz­a­łego domu.

Cho­ciaż nie była głodna, rozpaliła ogień w piecu. Zagrz­ała przy­go­tow­ane wcześniej jedzenie. Skub­nęła odrobinę bez apetytu. Przez chwilę tk­wiła nieruchomo przy stole, po­tem zer­wała się na równe nogi. Nie mo­gła siedzieć z za­łożonymi rękami! Pow­inna przeczesać góry, bo być może Eu­sta­chy up­adł gdzieś nieszczęśli­wie, może coś sobie złamał i nie jest w stanie sam­od­ziel­nie wró­cić do doliny. Bez względu na to, jakie relacje panowały pom­iędzy nią a mężem, mu­si­ała zrobić wszys­tko, co było w jej mocy, aby go odszukać. W prze­ciwnym ra­zie sama we włas­nych oczach będzie morder­czynią, bo jak by się czuła, gdyby ktoś kiedyś odnalazł jego szczątki? Wzdrygnęła się na samą myśl o tym.

Wzuła solidne trzewiki i za­wołała psa. Z Luną będzie jej nie tylko raźniej, ale może właśnie pies zwęszy coś lub usłyszy. Z doliny na­jłatwiej było się wydostać wąską ścieżyną niknącą wśród skał. Później jed­nak Alina pow­inna skrę­cić w którąkolwiek stronę, byle tylko nie wędrować w kier­unku miasta. Pomyślała, że jeśli będzie szła zgod­nie z ruchem wskazówek zegara, to wtedy nie pow­inna pobłądzić. Bo wbrew po­zorom nawet w tak niskich górach można było się zgu­bić, a ona nie zdążyła ich jeszcze dobrze poznać, choć mieszkała tutaj od kilku miesięcy. Cóż, zi­mowa pora nie służyła wycieczkom po ob­lod­zo­nych wzniesi­e­niach.

– Pójdziemy tędy – zwró­ciła się do psa, którego na ra­zie trzymała krótko na smy­czy.

Nigdy wcześniej nie zboczyła ze zna­jomego szlaku. Teraz mu­si­ała przezwyciężyć strach przed żmi­jami oraz licznymi pa­jąkami i pójść w niezn­ane. Starała się os­trożnie stawiać kroki. Dla ułatwienia spuś­ciła Lunę z uwięzi.

– Szukaj pana! Szukaj Eu­stachego! – pol­eciła.

Co kilkanaście kroków na­woły­wała męża po imi­eniu, lecz odpowiadało jej wyłącznie echo. Gdy za­częło zmierzchać, z rezyg­nacją zag­w­izdała na psa.

– Prowadź do domu, Luna – poprosiła. Sama mi­ałaby prob­lem z odnalez­i­eniem drogi powrot­nej. Oko­lice Doliny Pustel­nika były na­jm­niej uczęszczane przez ludzi, a sama chata stała za­gu­biona w na­jwięk­szej dz­iczy.

Tej nocy Alina nawet nie zm­rużyła oka. Mimo zmęczenia rzu­cała się w poś­cieli, roztrząsa­jąc za­gadkę zniknię­cia Eu­stachego. Jeszcze nigdy nie martwiła się tak bardzo o dru­giego człow­ieka.

A co, jeśli znowu ból roz­sadza mu głowę albo nękają go teraz kosz­mary? Kto ukoi jego strach i ci­er­pi­enie?

Otarła łzy, które płyn­ęły po jej policzkach. Po omacku wyciągnęła dłoń i odnalazła Lunę zwin­iętą w kłębek na kili­mie leżącym obok łóżka. Dotyk jedw­abistej, sprężys­tej si­er­ści nie uspoka­jał, choć na­pawał odrobiną op­ty­m­izmu.

Kilka godzin wcześniej

Banda Ryżego przez wiele godzin bez­skutecznie plątała się po miejs­cach, gdzie przys­pos­a­bi­ano teren pod za­łożenie win­nicy. Zajrzeli także nad odnogę Wisły, skąd rzekomo blisko było do Doliny Pustel­nika. Nig­dzie nie natra­fili nawet na ślad po Koniecik­ropce, jakby mężczyzna gdzieś prze­padł. A plan Ryżego był taki, że za­kradną się za nim do jego chaty i tam się z nim roz­prawią, rabując przy tym, co się da.

Os­tatecznie, gdy za­częło zmierzchać, Maczkow dał znak do odwrotu.

– Szkoda czasu. Za­raz za­padną ciem­ności, nie ma sensu się tutaj krę­cić.

– Co robimy? – zapy­tał Łopian, ponieważ pora była jeszcze zbyt wczesna, aby wracać na kwa­terę i kłaść się do łóżek. Nigdy nie chodz­ili spać z kur­ami.

– Idziemy popatrzeć, jak się bawią pas­ażerowie paro­statku. Dzisiaj rano za­w­inął boda­jże pier­wszy. Za­czyna się sezon po­low­ania na grube ryby – ozna­jmił przy­wódca.

Na am­at­or­ach rejsów zdar­z­ało im się nieźle obłowić. Gdy ro­zo­chocone to­war­zys­two zatrzymy­wało się na postój w San­dom­ierzu, często gęsto kończyło się to złupi­eniem kilku fra­jerów, którzy nie dopil­nowali swych port­feli. Niekiedy plan wycieczkowy obe­j­mował noc w mieście, którą pas­ażerowie spędz­ali na tańcach lub in­nych przyjem­nościach. Dla Ra­fała Maczkowa ozn­aczało to szybki i łatwy za­robek. Za­zwyczaj przy takich okaz­jach Paweł wskazy­wał mu for­siast­ego kli­enta, a on dzi­ałał. A gdy wynikały jakieś prob­lemy, Franek kończył sprawę.

Poszli więc do gos­pody zna­j­dującej się w samym rynku miasta. Za­jęli ulu­bione miejsce w pob­liżu drzwi i za­częli ob­ser­wować nad­ciąga­ją­cych ludzi. Na ra­zie nie dzi­ało się nic god­nego uwagi, więc trochę się nudz­ili. Ku­lasz, zmęczony wcześniejszą wyprawą, ułożył głowę na rękach spoczy­wa­ją­cych na stole i szybko za­chrapał. Maczkow zamówił flaszkę gorz­ały na kreskę, licząc na późniejszy za­robek. A Jankowski, znud­zony brakiem to­war­zys­twa do kart, odszedł, aby potańczyć z dziew­czętami.

Już wypatrzył wśród nielicz­nych gości gos­pody całkiem ładną pan­nicę, która, jak się zdawało, przyszła na za­bawę z bratem i jego nar­zeczoną lub ślubną. Podobna bowiem była do postawnego bru­neta, który zdecy­dow­anie wolał hu­lać z szatynką prze­cięt­nej urody. Niezna­joma siedzi­ała ak­urat przy sto­liku, sącząc ze szk­lanki jakiś napój, za­pewne or­anżadę, i zerkała na baw­ią­cych się ludzi, wzdychając raz po raz. Jej stopy wybi­jały rytm o deski podłogi, widać było, że dziewoja rwie się do za­bawy.

Nie namyśla­jąc się wiele, wstał i pod­szedł do młódki. Choć lekko utykał na lewą nogę, tan­cerz był z niego niezgor­szy.

– Poz­woli panna w tany? – za­gad­nął, wyciąga­jąc ku niej dłoń.

Niezna­joma, która do tej pory przy­glądała się innym, przeniosła wzrok na Łopi­ana. Mi­ała wyjątkowo duże brązowe oczy otoczone gęstwiną rzęs. Były tak piękne i wyraziste, że aż za­parło mu dech w piersi. Nigdy wcześniej żadna kobi­eta nie popatrzyła na niego w taki sposób. W jed­nej chwili og­ar­nęło go jakieś za­dzi­wiające uczucie, zrobiło mu się duszno, a serce wszczęło pos­pieszny ło­mot.

Prze­padłem! – pomyślał, gdy skinęła głową i oparła czubki pal­ców o jego dłoń. W tym samym mo­mencie przeskoczyła pom­iędzy nimi iskra.

Ruszyli pom­iędzy tan­cerzy. Dziew­czyna była lekka niczym łabędzi puch, łatwo dała się prowadzić w tańcu. Uśmiechała się wdz­ięcznie i tak łypała tymi wielkimi oczyskami, że cały świat przestał ist­nieć.

– Jak ma panna na imię? – zapy­tał, gdy muzyka na chwilę ucichła. Nie chciał odprowadzać jej tam, skąd ją ­przyprowadził, cho­ciaż kątem oka dostrzegł, że przy sto­liku siedzi już ów mężczyzna ze swą to­war­zyszką i rozgląda się ner­wowo po sali, jakby czegoś szukał. Gdy za­uważył Łopi­ana z dziew­czyną, zmarszczył groźnie brwi i wstał, za­pewne żeby pode­jść.

– Stefania. Stefania Wo­jaszek. O, idzie ku nam mój bra­ciszek! Pewnie mnie ofuknie za tańce z niezna­jomym – pow­iedzi­ała prostolin­ijnie.

– Mam na imię Paweł. Paweł Jankowski – przed­stawił się szybko – więc już nie jestem niezna­jomy.

Rzeczy­wiście brat pan­nicy już przy nich stanął.

– Ste­fusiu, dlaczego nie zostałaś przy sto­liku? – zapy­tał si­o­strę dość gniewnym tonem. – Prosiłem, abyś nie odchodz­iła z ob­cymi.

– Sz­anowny pan poz­woli – wtrą­cił się w to Łopian, nie dopuszcza­jąc panny do głosu. Z miejsca się przed­stawił i wyciągnął rękę ku mężczyźnie. Ten przyjął i uś­cis­nął jego praw­icę.

– Jerzy Wo­jaszek. Daruje pan, lecz si­o­stra mi­ała przykazane nie oddalać się ze swego miejsca.

– Proszę wybaczyć, ale nie mo­głem patrzeć, jak ta śliczna dziew­czyna rwie się do tańca, dlat­ego ją za­gad­nąłem.

– Stefania jest pod moją opieką.

– W moim to­war­zys­twie włos z głowy jej nie spad­nie – za­pewnił Paweł, prag­nąc tylko, aby Jerzy zostawił ich w spokoju, zam­ierzał bowiem znowu zatańczyć ze swą wybranką. Mar­zył o prz­etańczeniu z tą ślicznotką całej nocy, aż po blady świt, a po­tem o figlach w jakimś us­tronnym miejscu, choć coś mu pod­powiadało, że to os­tat­nie jest poza jego za­się­giem. Oczy­wiście mógłby wziąć pannę siłą, niejeden raz już tak czynił, lecz Stef­cia obudz­iła w nim pokłady uczuć, o jakie samego siebie nigdy by nie podejrze­wał. – Daję słowo honoru, że za­d­bam o bezpieczeństwo pańskiej si­o­stry.

– No… nie wiem, nie wiem. Wszędzie kręci się dość podejrz­a­nych typ­ków, pełno ob­cych, którzy zeszli z paro­statku i tylko myślą o dobrej za­bawie niepo­ciąga­jącej za sobą żad­nych kon­sek­wencji. Ste­fusia jest jeszcze naiwna, to niemalże dziecko.

– Ależ Jerzyku! – oburzyła się pan­nica i tupnęła buntown­iczo. – Nie rób ze mnie dzieciaka. Po­trafię się o siebie zatroszczyć. A skoro tat­ulo dał zgodę, abym przyszła z wami na tańce, pozwól mi się bawić. Nie chcę przesiedzieć całej nocy sam­ot­nie, patrząc, jak pląsasz z Justyną.

Jerzy zlus­trował uważnym spojrzeniem kawalera, który stał obok si­o­stry. Nie był przekon­any, czy może mu za­ufać.

– Przypłynął pan z innymi? – zapy­tał, gdyż nie ko­jar­zył tego człow­ieka, choć jego twarz wydała mu się raczej zna­joma, jakby otarli się już o siebie wśród ludzi.

– Zam­ieszkałem w San­dom­ierzu w cza­s­ach wo­jen­nych. Ubie­gałem się nawet o przyjęcie do garn­izonu, lecz mam prob­lem ze strzelaniem do celu, więc po kilku miesiącach nieudol­nej służby odprawiono mnie z kwitkiem. Od tej pory prac­uję przy tworzeniu win­nicy na połud­niowo-zachod­nich stokach Pieprzówek – kłamał gładko jak z nut. W jednym tylko nie rozminął się z prawdą: rzeczy­wiście do miasta przy­wiało go w tamtym okresie. Z wojskiem tyle miał wspól­nego, że zdezerterował z pruskiej armii tuż po tym, jak został ran­iony w stopę. W San­dom­ierzu poznał Ryżego oraz Małego i z miejsca do siebie przylgnęli. Czuł jed­nak, że taka his­toria ży­cia nie przypadłaby do gustu temu człow­iekowi. A Łopi­anowi, jak chyba nigdy wcześniej, zach­ciało się spędzić wieczór z uroczą i porządną panną. Nawet nie mu­siał po wszys­tkim korzys­tać z jej wdz­ięków – tak bardzo go za­uroczyła.

– Skoro tak – odezwał się ła­god­niejszym tonem Wo­jaszek – może pan dotrzymać to­war­zys­twa Stefci. Zapraszam do naszego sto­lika.

– Dz­iękuję. Skorzys­tam z zaproszenia, gdy jeszcze zatańczymy i panna Stefania powie, że prag­nie odpocząć. – To mówiąc, ponownie por­wał swą part­nerkę do tańca.

Gdy zbliżyli się do miejsca, z którego mógł ich zobaczyć Ryży, dał kam­ratowi jeden z dawno umówio­nych znaków, in­for­mujący o tym, że jest za­jęty i jakby co, to się w ogóle nie znają. Ryży skinął głową, by potwi­er­dzić, że przyjął ten komunikat, po­tem wymierzył sójkę w bok Małemu, aby go obudzić, i coś mu pow­iedział, wskazując wśród biesi­ad­ników jakiegoś mężczyznę. Zatem kom­pani Łopi­ana nie zam­ierz­ali próżnować, lecz zabi­er­ali się do pracy, da­jąc mu wolną rękę.

Łopian pomyślał, że musi jak na­jlepiej wykorzys­tać ten czas. Cho­ciaż wcześniej przez chwilę zamar­zyło mu się zbałamu­cenie dziew­czyny, szybko porzu­cił tę myśl. Pier­wszy raz zam­ierzał zachować się przyz­woicie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: