- W empik go
Zielone oczy: Poezye: Serya VIII - ebook
Zielone oczy: Poezye: Serya VIII - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 177 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Serya VIII .
Nakładem Mieczysława Kaczanowskiego.
Skład Główny w Warszawie E. Wende i S-ka.
Druk I. Bruś Nowy Świat 66.
Warszawa–Kijów
1913.
ZIELONE OCZY.
ZIELONE OCZY.
W chwilach, gdy we mnie ból już szczytu swego sięga,
Gdy czuję, że już wkrótce wśród rozdroży padnę,
Na chłostę burz ramiona oddawszy bezwładne,
Gdy żadna mnie do życia nie wskrzesi potęga,
Dziwne oczy w przestrzeni nagle mi się jawią,
Skuwając mnie do siebie swoją głębią pawią.
Zielono-pawie oczy patrzą uporczywie
W samo serce – i wiem już, że wszystko odgadły,
Bo rozbłysły trzykrotnie i nagle pobladły,
Ale blask ich ostatni, który jeszcze żywię,
Swem dziwnem czarodziejstwem złoci mnie i pali
I każe, bym się dźwignął i szedł w mękę dalej.
Te oczy gdzieś widziałem – tylko raz – przez chwilę,
Zda się, w jesienny wieczor przy czyjejś mogile s–
TUTAJ..
Tutaj bez w moje okna kiściami uderza
I przepych fioletu dookoła ściele,
Tutaj ptasząt mi grają rozliczne kapele
1 z pobliskich gdzieś borów woń zawiewa świeża
I w słońcu mi rozbłyska łąk zielona plama,
A Ty tam pozostałaś w opuszczeniu, sama –
(O, jakżeż wonny bez mnie fioletem rani!)
Tutaj żabie rechoty słyszę co wieczora
I wiosenne mi dzwonią zmowy i przysięgi
I księżyc się na stawie marszczy w srebrne pręgi,
I kołysze mnie do snu baśń tal złoto-wzora,
I migotem oślepia gwiazd niebieska brama,
A Ty tam pozostałaś w opuszczeniu, sama…
(O, jakżeż mnie migoty gwiazd boleśnie raniąl)
TO BYŁO WŁAŚNIE TAK…
To było właśnie tak-
Zloto-błękitny zmierzchu szlak
I ziemia rozśpiewana,
Pachnący bez – altana
I centofolii białej krzak – –
Wśród kwietnych przyszła tchnie
Wyczarowana z wiosny śnień,
Promieniejąca, biała,
Raz mnie pocałowała
I znikła, gdyby cień…
A gdym się zbudził rano.
Już była obłąkaną…
ZŁUDNE ZASŁONY.
Nie widzę Cię – lecz czuję zapach twoich włosów,
Nie widzę Cię – lecz słyszę każde twoje słowo,
Ustami ust twych dotykam z pieszczotą
I chłonę ócz twych głębię fiołkową.
Nie widzę Cię – lecz czuję, że jesteś koło mnie,
Nie widzę Cię – lecz w przestrzeń wyciągam ramiona,
Niema dla nas już granic, zasłon, ni oddali,
Choć jestem oddalony i tyś oddalona.