- promocja
- W empik go
Zimna S - ebook
Zimna S - ebook
Życie nauczyło ją, że nie może sobie pozwolić na słabość. Jednak gdy rodzi się namiętność, złamanie zasad staje się cholernie kuszące.
Malwina jest typem silnej kobiety, która wie, czego chce i jak ma to osiągnąć. Prowadzi własną firmę, jest wyrachowana i skuteczna. Nie ma czasu i ochoty na miłosne dramaty. Wie, że nikt nie zadba o nią tak dobrze, jak ona sama.
Za namową współpracownika zatrudnia Sebastiana, który szybko zaczyna działać jej na nerwy. Dodatkowo zbliżają się święta, których kobieta nie cierpi. Gdy więc na horyzoncie pojawia się przystojny Adam, Malwina pozwala sobie na niezobowiązujący romans. Ma przecież swoje potrzeby.
Pewnego dnia dzwoni do niej ojciec. Dostaje groźby, ktoś chce się na nim zemścić, a Malwina stała się celem. To burzy jej cały porządek. Tym bardziej że związek z Adamem się rozwija, ale i Sebastian coraz częściej zajmuje jej myśli.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8371-511-7 |
Rozmiar pliku: | 797 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziś nie ma mnie już dla nikogo. Bez wyjątków i nagłych spraw. Po prostu mnie nie ma. Ty dowodzisz. Do jutra. – Kobieta nerwowym ruchem zakończyła połączenie i wrzuciła telefon do miniaturowej kopertówki.
Była szczupłą blondynką średniego wzrostu, jednak dzięki swoim niebotycznie wysokim szpilkom, których stukot niósł się po całym głównym holu, zawsze udawało jej się przykuć uwagę wszystkich dookoła. Wiedziała, że wygląda idealnie w dopasowanym beżowym płaszczyku z wysokim kołnierzem i w krótkiej spódniczce, która pomagała podkreślić piękne, długie nogi. Nienaganny wysoki kok był jej znakiem rozpoznawczym. Mało kto miał szansę zobaczyć jej blond włosy w nieładzie lub choćby luźno rozpuszczone, tak by kaskadą mogły opadać na ramiona.
Skinęła na pożegnanie ochroniarzowi, któremu bliżej było do sędziwego emeryta niż osoby odpowiedzialnej za bezpieczeństwo. Weszła między przeszklone skrzydła obrotowych drzwi i już po chwili była na zewnątrz budynku. Jej twarz owiało mroźne powietrze grudniowego przedpołudnia. Ciaśniej otuliła szyję miękkim kołnierzem wełnianego płaszcza i ruszyła do zaparkowanego tuż przy głównym wejściu samochodu. Zgrabnie wskoczyła do sportowego modelu i od razu przekręciła kluczyki w stacyjce, by jak najszybciej zrobiło jej się choć trochę cieplej.
Chevrolet corvette, który jeszcze nigdy jej nie zawiódł, dziś zaprotestował: przy próbie odpalenia silnika zawarczał żałośnie i zgasł, nie dając żadnych oznak życia. Kilka kolejnych prób odpalenia samochodu nie przyniosło żadnego efektu. Był on najwidoczniej w zmowie ze wszystkimi siłami natury, które tego dnia od rana miały na celu zniszczyć jej nastrój. Najpierw asystent Henio, który przyniósł kawę z nieświeżym mlekiem. Potem sekretarka, która chyba nie pamiętała, jakie są jej obowiązki, zapomniała o podstawowych zadaniach, przez co klienci nie otrzymali na czas odpowiedzi na swoje zapytania. Rozmowa dyscyplinująca, którą musiała z nią przeprowadzić, nie była dla Malwiny przyjemnością. Była udręką. Bo jak wytłumaczyć młodej, nastawionej na awans studentce, że zawaliła, skoro do niej nic nie dociera? To żadna ironia, żaden sarkazm! Henio musi przesortować pracowników. Nie miała zamiaru na co dzień otaczać się ludźmi, którzy nie nadążają za tym, co się wokół nich dzieje. Dwie kolejne godziny upłynęły jej na spotkaniach z niezadowolonymi klientami, których za żadne skarby nie mogła udobruchać. Nie pamiętała, kiedy ostatnio miała tak nerwowy i nieudany poranek.
Wysiadła i z całej siły trzasnęła drzwiami, nie dbając, że może uszkodzić swój krwiście czerwony samochód.
– Cholera jasna! – zaklęła soczyście i ruszyła w kierunku najbliższego postoju taksówek, który znajdował się dwie ulice dalej.
Gdy już dotarła do celu, jak na złość żaden z korporacyjnych pojazdów nie czekał na kolejnych wyziębionych pasażerów. Stała tak jeszcze przez chwilę, coraz bardziej odczuwając niską temperaturę, aż przyszła jej do głowy nowa myśl. Już nie miała ochoty wracać do domu. Jej plany zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni.
Pomimo mrozu i lekko ośnieżonego chodnika stawiała pewnie krok za krokiem, nie bacząc na to, że wysokie szpilki bywają niezbyt stabilnym obuwiem. Budynek, w którym mieściła się siedziba jej firmy, znajdował się raptem dwie ulice od wrocławskiego rynku. Już po kilku minutach była na Starym Mieście i ruszyła w kierunku ulubionego lokalu. W Amnezji właśnie trwały _happy hours_, a Malwina poczuła nieodpartą ochotę na pięćdziesiątkę dżinu ze sprite’em.
Usiadła przy barze na wysokim obrotowym krześle. Wkrótce podszedł do niej dobrze znany z widzenia barman, który miał już zakodowany ulubiony drink stałej klientki.
– Dla pani to, co zawsze? – zapytał, ukazując w uśmiechu szereg równych, białych zębów.
– Tak. To, co zawsze – potwierdziła i zaczęła się dyskretnie rozglądać po barze.
O tej porze było tu tylko parę mniejszych grupek pracowników z wrocławskich korporacji, którzy wyrwali się na dłuższą przerwę i nie bali się skosztować czegoś mocniejszego, wiedząc, że muszą jeszcze wrócić do pracy. Nie tylko ona lubiła ostudzić nerwy i stresy procentami. Pomagały tylko na moment i nigdy nie rozwiązywały problemów, a jednak zawsze do nich wracała, zwłaszcza gdy zdarzał się taki dzień jak dziś. Nie lubiła przesadzać z ilością alkoholu, zazwyczaj wystarczał jeden lub dwa drinki, by poczuć lekki szum w głowie i z lepszym nastrojem wrócić do domu. Bywały jednak, choć rzadko, takie momenty jak teraz, że miała ochotę na znacznie większe ilości. Miała ochotę na procenty i coś jeszcze. Coś, co pozwoli jej choć na trochę o wszystkim zapomnieć.
Kiedy stanął przed nią zamówiony drink, otoczyła słomkę ustami pomalowanymi ciemną wiśniową szminką i pociągnęła duży łyk zimnego napoju. Tego jej było trzeba. Stukała w blat kontuaru idealnie zrobionymi hybrydami do rytmu sączącej się z głośników muzyki i czekała, aż zaleje ją fala rozluźnienia.
Nagle jej wzrok przykuł mężczyzna, który właśnie wchodził do lokalu. Jego oryginalny wygląd sprawiał, że nie dało się nie zwrócić na niego uwagi. Jasne, wypłowiałe od słońca blond włosy miał zebrane wysoko z tyłu głowy w mały węzeł, a boki wygolone prawie do zera, co podkreślało jego wąską i podłużną twarz. Urodę miał dość specyficzną – ostrą i surową. Jedno trzeba było przyznać: był bardzo przystojny. Emanowało od niego coś, co od razu sprawiło, że miała na niego ochotę. Poczuła przyjemne mrowienie w podbrzuszu i wiedziała, że nieznajomy idealnie pasowałby do planu odreagowania dzisiejszych nerwów. Alkohol i mężczyzna – tego było jej dzisiaj trzeba.
Wpatrywała się w niego odrobinę za długo, chcąc, by to zauważył. Ten jeden moment wystarczył, by sieć została zarzucona. Teraz należało już tylko poczekać. Ta gra była prosta, a ona zawsze ją wygrywała.
Nie myliła się. Minęło kilka chwil i przystojny nieznajomy zamienił miejsce, które zajmował, na krzesło stojące tuż obok niej.
– Mogę dotrzymać pani towarzystwa? – zapytał wprost.
Nie oderwała spojrzenia od swojego drinka, ale prawie czuła, jak jego wzrok prześlizguje się po jej ciele i wstępnie je ocenia.
– Skąd pomysł, że potrzebuję towarzystwa? – odpowiedziała pytaniem i dopiero teraz zerknęła na mężczyznę.
Z bliska był jeszcze przystojniejszy, niż mogła to ocenić na odległość. Cerę miał idealnie wypielęgnowaną, widać było, że musi o nią bardzo dbać. Twarz pokrywał równy zarost wystrzyżony po obu stronach zapewne przez wykwalifikowanego barbera. Oczy były otoczone lekkimi zmarszczkami, teraz bardziej widocznymi, gdy uśmiechał się pewnie, mierząc ją wzrokiem.
– Nie wiem, czego pani potrzebuje, ale mogę zapewnić, że moje towarzystwo byłoby bardzo przyjemne.
– W takim razie – prawie wyszeptała, nie chcąc, by barman usłyszał jej słowa – może sprawdzimy to od razu?
Powolnym ruchem wyjęła z torebki pięćdziesiąt złotych i wsunęła banknot pod szklankę z niedopitym drinkiem. Wstała z zajmowanego przez siebie krzesła i obróciła się w kierunku wyjścia. Zatrzymała się przed przeszklonymi drzwiami, by się przekonać, czy jej tajemniczy towarzysz do niej dołączy. Popatrzył na nią z nieukrywaną satysfakcją, wziął ostatni łyk napoju i poszedł w jej ślady. Bez zbędnych słów wyszli razem z lokalu i ruszyli na najbliższy postój taksówek. Los im sprzyjał: na miejscu stał tylko jeden pojazd, jakby czekał specjalnie na nich. Zajęli tylną kanapę i mężczyzna podał adres jednego z hoteli, który znajdował się niedaleko.ROZDZIAŁ 2
Kilka minut przed ósmą rano taksówka zaparkowała pod budynkiem, gdzie swoją siedzibę miała firma Malwiny. Wczorajszy dzień był pierwszym od dawna, gdy zrobiła sobie zwyczajnie wagary od pracy, wychodząc w samo południe. Czuła, że dziś będzie za to pokutować. Czekała na nią zapewne masa spraw do zrobienia na wczoraj. I choć miała najcudowniejszego na świecie asystenta, niektórych rzeczy nie był w stanie zrobić za prezeskę firmy. A może by zdołał, gdyby ona nie była taką perfekcjonistką i zosią samosią?
Wysiadając z taksówki, wróciła myślami do poprzedniego dnia. Zerknęła w kierunku swojego samochodu, który wczoraj postanowił zastrajkować i nie odpalił. Powtarzała sobie w głowie, by zadzwonić po kogoś, kto naprawiłby jej maleństwo. Gdyby nie ta awaria, zapewne nigdy nie spotkałaby Adama. To były niesamowite godziny przepełnione seksem i okraszone odrobiną snu. Wychodząc wczoraj z lokalu, nie zdawała sobie sprawy, na jakiego mężczyznę trafiła. Był nieprzyzwoicie hojnie obdarzony przez naturę, a jego niewątpliwe umiejętności pozwalały mu robić z nią rzeczy, o jakich nawet nie śniła – a przecież miewała już kochanków, którzy również byli niczego sobie. Adam okazał się jednak wyjątkowy. Zdystansowany, choć dawał tak wiele rozkoszy. Jego wzrok przeszywał ją na wylot, czuła się naga, zanim jeszcze zdjął z niej ostatnią część garderoby. Dzięki niemu była oszołomiona ilością doznań, czuła się wręcz pijana, choć nie tknęła wczoraj ani grama alkoholu więcej niż te kilka łyków w Amnezji.
_Dawno nikt mnie tak porządnie_… – urwała swoje przemyślenia w momencie, gdy otwarły się drzwi windy na piętrze, które należało do stworzonego przez nią królestwa, firmy F&O, gdzie spełniała marzenia o najbardziej wymyślnych zakupach, jakie człowiek może sobie wyobrazić. Nie poddała się wspomnieniom z poprzedniego wieczoru i przywołała na twarz nieprzeniknioną minę, by jej nietypowe zachowanie nie wzbudziło podejrzeń wśród pracowników.
Zazwyczaj jej barowe przygody kończyły się bardzo szybko. To był pierwszy raz, gdy została z nowo poznanym mężczyzną dłużej niż na jednorazowy numerek. Tym razem spędziła z kochankiem w hotelowym pokoju cały dzień i pół nocy. Przez cały ten czas nie pomyślała o tym, by wrócić do siebie. Chciała więcej i więcej, a on jej to dawał. Dostała to, czego potrzebowała – całkowite zapomnienie i oderwanie od rzeczywistości. Do swojego apartamentu wróciła dopiero przed czwartą rano i teraz zaczynała pomału odczuwać, jak bardzo była niewyspana.
Pracownicy biegali między swoimi niewielkimi stanowiskami, wymieniali uwagi o bieżących sprawach i problemach. Wszyscy działali na najwyższych obrotach. Wiedzieli, że gra jest warta świeczki. Każde kolejne zlecenie oznaczało dużą kasę, a każde zawalenie terminu niosło za sobą równie poważne konsekwencje.
Malwina raz za razem napotykała spojrzenia pracowników, którzy zauważyli obecność szefowej. Wyglądała nienagannie jak zawsze, a jej kok podskakiwał odrobinę przy każdym zdecydowanym kroku, którym przemierzała firmę. Ludzie przystawali, by skinąć głową na przywitanie, i szybko wracali do swoich obowiązków. Doskonale wiedziała, że jej obecność tutaj nie sprawi, że będą pracowali jeszcze wydajniej. Pracownicy F&O zdawali sobie sprawę, że wszystko widać jak na dłoni w wynikach sprzedaży.
W końcu dotarła na drugą stronę rozległej otwartej przestrzeni biurowej podzielonej na osobiste boksy i weszła przez przeszklone drzwi do swojego gabinetu. Ledwo zdążyła zawiesić płaszcz na wieszaku, a za drzwiami pojawił się Henio.
Oczy jej najbliższego współpracownika i prawej ręki zapewne ciskałyby gromy, gdyby mogły. Była to jedyna osoba w tym miejscu, której uchodziło na sucho okazywanie niezadowolenia, oburzenia czy innych skrajnych emocji, gdy zachowanie Malwiny odbiegało od normy.
– Czy możesz mi wytłumaczyć, co się stało, że wczoraj cię tutaj niej było? Nie ukrywam, że przyjąłem tę wiadomość z dość dużym zdziwieniem. – Mężczyzna zaczął ją przepytywać bez zbędnych wstępów, gdy tylko zamknął za sobą szklane drzwi.
Nie odpowiedziała od razu, tylko spokojnie rozsiadła się w swoim skórzanym fotelu. Spojrzała na niego i kilkakrotnie zatrzepotała zalotnie rzęsami. Jej ulubiony pracownik stał wyprostowany jak struna w swojej najczęściej przyjmowanej pozie. Lewą ręką trzymał się za prawy łokieć. Wolną dłonią nerwowo skubał idealnie przystrzyżoną kozią bródkę. Stał prawie na baczność, jak mały chłopczyk, który ma się z czegoś tłumaczyć przed rodzicami. Nie zgadzał się jednak wiek, bo Henio miał już przecież trzydzieści sześć lat. W dodatku mierzył prawie dwa metry. Był zresztą zdecydowanie za chudym jak na taki wzrost szczupakiem. Jej Henio. Znali się od czasów studiów i jako jedyny w całej firmie mówił do Malwiny po imieniu.
– Wczoraj miałam dzień dla siebie. Czy to aż takie straszne? – Ton jej głosu był tak słodki, że Henio od razu poznał, w jakim nastroju jest jego szefowa.
Uwielbiała się z nim raz na jakiś czas poprzekomarzać – zazwyczaj gdy miała bardzo dobry humor, jak dziś, co nie zdarzało się zbyt często. Bywała to dla niej jedyna prawdziwa rozrywka w ciągu całego dnia.
– Czy ty, skarbie, ze mnie kpisz? Dzień dla siebie? Mówisz, jakbym cię w ogóle nie znał. Ale w porządku, nie naciskam. Sama mi wszystko wyśpiewasz jakiegoś smętnego wieczoru, kiedy nie będziesz miała co ze sobą począć i ubłagasz mnie, żebym ci towarzyszył w zaliczaniu kolejnych wzmocnionych dżin-sprite’ów. – Henio udawał obrażonego i strzepnął z rękawa swojej skrojonej na miarę marynarki niewidzialny paproch.
Wiedziała, że pomimo tej maski jest szczerze zaskoczony jej nieobecnością, nie miała jednak zamiaru mu teraz nic tłumaczyć.
– Henio, Henio… Nie czas na takie bzdety jak opowieści o minionym dniu. Pora wrócić do obowiązków. Jeden dzień bez pracy w zupełności mi wystarczy. Co tam dla mnie masz? – powiedziała już swoim zwykłym, konkretnym tonem.
– No dobrze, co my tu mamy… – Wyciągnął z tylnej kieszeni swoich kosmicznie obcisłych skórzanych rurek mocno sponiewierany miniaturowy notesik.
Gromadził takie notesiki w zaskakujących ilościach i przechowywał je w swoim biurku, biorąc kolejną sztukę do użytku przynajmniej trzy razy w tygodniu. Taki już był. Wszystko, co choćby przemknęło mu przez głowę – informacja, pomysł, problem, cokolwiek – od razu zostawało zanotowane na małej karteczce. Malwinę bawiło to za każdym razem, gdy widziała, jak jego „pamięć przenośna” zostaje wyciągnięta z kryjówki, by mógł kolejny raz zasypać ją nowościami. Tak też było tym razem. Słuchała, jak streszcza cały poprzedni dzień. Na szczęście dużą część bieżących problemów zdążył rozwiązać, kiedy jej nie było. Okazało się jednak, że parę spraw musiała załatwić w krótkim czasie. Czekały ją spotkania z kilkoma klientami naciskającymi na przyspieszenie realizacji zamówienia. Na szczęście nie działo się nic, co zburzyłoby spokój, który opanował Malwinę wczorajszego dnia i o dziwo jeszcze nie zdążył jej opuścić.
– No dobrze, moja droga. Widzę po twoich maślanych oczach, że musisz być porządnie wybzykana. Dawno cię takiej nie widziałem. Budzi to we mnie lekki niepokój, ale obiecuję nie panikować. W końcu to, co rzadkie i nieznane, nie powinno wywoływać w nas lęku, tylko ciekawość i chęć odkrywania nowego… – zakończył swoją dygresję i zmierzył kobietę badawczym spojrzeniem.
– Nie dam się wciągnąć teraz w plotki pod tytułem „z kim, gdzie i jak długo”. – Z rozbawieniem odparła jego atak na prywatne tematy. Tylko Henio mógł wywołać na jej twarzy taki uśmiech i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. – To wszystko na ten moment czy masz mi coś jeszcze do przekazania?
– A, tak… – Odchrząknął, jakby miał zaraz podjąć jakiś cięższy temat. – Jest jeszcze jedna sprawa. Jutro ostatni dzień miesiąca. Ludzie nie wyrabiają. I mówię to ja, wielbiciel zwiększania produktywności i wydajności. Coraz częściej zauważam, że potrzebujemy świeżej krwi. Nie wyrabiają w dziale zamówień, informatycy też mają dziury, no i zdałoby się mieć ze dwóch dodatkowych pracowników do prac fizycznych, porządkowych, może trochę do transportu, wiesz, takich cieciów od wszystkiego i niczego… Dwóch, a nawet trzech – ciągnął, jakby niektóre rzeczy mówił do niej, a nad niektórymi w dalszym ciągu głośno się zastanawiał.
– Ty mówisz poważnie? Tylu nowych ludzi naraz? – Nie kryła zaskoczenia.
W miarę zapotrzebowania dołączali do nich nowi pracownicy, ale z pewnością nie w takich liczbach i nie tak nagle. Wydawało jej się to dziwne, skoro jednak jej asystent tak mówił, to widocznie istniała taka potrzeba. W sumie sama chętnie wymieniłaby dziewczynę, która wczoraj wyprowadziła ją z równowagi, na kogoś nowego. Henio chyba jednak nie przewidywał zwolnień, a ona nie zamierzała podsuwać mu tego pomysłu. Zwalnianie ludzi to była ostateczność. Taką decyzję zawsze podejmowano na podstawie jakichś konkretnych powodów, a nie jednorazowej wpadki. Postanowiła więc jeszcze dać tamtej dziewczynie szansę.
– Kochanie, ja rozumiem, że nie lubisz zmian, nowości i niespodzianek, ale nic na to nie poradzę. Myślałem nad tym bardzo długo. Poprzedni miesiąc dokopał nam jak żaden inny. Ostatnio aż kilkanaścioro pracowników wylądowało na L4. Niby grypa, przeziębienie, a ja wiem swoje: to po prostu przepracowanie. Nie możemy pozwolić na to, by stało się to bardziej powszechnym trendem. Musimy trochę odciążyć ludzi. Z myślą o tym jakiś czas temu rozpocząłem proces rekrutacji. Chciałem ci nawet wczoraj przedstawić jej rezultaty i poprosić o akceptację mojego wyboru, ale zniknęłaś i odrobinę popsułaś mój plan. Przecież wiesz, że…
– Dobrze, już dobrze. Henio, zatrudniaj, kogo trzeba. Nie tłumacz mi tego. Pokaż mi później tabelki i liczby. Wiesz, że tylko tak możesz do mnie dotrzeć. – Uśmiechnęła się szeroko. – A teraz poproszę kawę. Ogarnę pocztę i możemy ruszać na spotkania. Potwierdź wszystkie godziny, żebym nie musiała gdzieś przypadkiem czekać, i umów tyle ludzi, ile jestem w stanie ogarnąć do wieczora.
W tym samym momencie zadźwięczał sygnał nadchodzącej wiadomości. Chwyciła leżącego przed nią smartfona i zerknęła na wyświetlacz. Przeczytała krótkiego SMS-a i przeniosła spojrzenie na swojego asystenta. Zauważył, że przez jej twarz przemknął przelotny uśmiech, i od razu wyczytał coś z tej dziwnej miny.
– Czyżby jakieś zmiany?
– Poumawiaj spotkania maksymalnie do szesnastej. Później załatwiam prywatne sprawy – odpowiedziała szybko i uciekła od jego przenikliwego spojrzenia, jakby nie chciała zgadywać, co sobie o niej w tym momencie pomyślał.
Henio zmierzył Malwinę podejrzliwym wzrokiem spod przymkniętych powiek. Widziała, że korci go, żeby skomentować tę nagłą zmianę, koniec końców jednak sobie to odpuścił. Obrócił się na pięcie i kręcąc głową z niedowierzaniem, wyszedł z jej gabinetu.
Przez moment popatrzyła w ostre, poranne słońce próbujące się wydostać zza gęstych, poszarpanych chmur. Zastanowiła się krótko i szybko odpisała na wiadomość.
Oczywiście, że znajdę dziś dla Ciebie chwilę,
o 16.00 będę wolna.ROZDZIAŁ 3
Malwina wróciła do swojego apartamentu w dzielnicy Fabrycznej tuż przed północą. Przekroczyła próg mieszkania i nie czując już potrzeby dalszego udawania, że chodzenie w szpilkach jest dla niej przyjemnością, zrzuciła buty z przemęczonych stóp. Ruszyła dalej, po drodze włączając kolejne lampy, i już po chwili w każdym kącie świeciły z różnym nasileniem klimatyczne żarówki. Zdejmowała z siebie kolejne części garderoby i kierowała się prosto do łazienki. Ostatnie kilka godzin spędziła z poznanym poprzedniego dnia Adamem. Nie zauważyła nawet, kiedy minęło tyle czasu. Wyrwała się z zachłannych ramion mężczyzny i wróciła do siebie. Nie tłumaczyła się mu, rzuciła tylko krótkie „Muszę lecieć” i już jej nie było.
Nigdzie nie czuła się tak dobrze, jak u siebie. Nie chciała jednak po ledwie dwóch dniach znajomości sprowadzać kogokolwiek do swojego gniazdka. Hotel był dla niej najwygodniejszą opcją i chyba jej znajomy uważał podobnie. Cała ta sytuacja była dla Malwiny nowością. To, że spędziła z tym facetem tyle czasu, było w jej przypadku wręcz niespotykane. Wszystkie dotychczasowe znajomości o podobnym charakterze były jednorazowe. Już nawet drugie spotkania nieszczególnie wchodziły w grę, a co dopiero prawie dwa dni z rzędu z tym samym mężczyzną. Nigdy nie zatrzymała nikogo na dłużej. Nie pojmowała, co on takiego w sobie miał. Było w nim coś nieopisanego, co podpowiadało, by zgadzać się na kolejne spotkania.
Musiała przyznać, że miał dobrze zbudowane ciało, szczególnie najważniejsze jego partie. Magnetyczne spojrzenie i uwodzicielski głos również były dużym plusem. Jego pokaźny majątek nie robił na niej wrażenia, bo sama nie musiała sobie niczego odmawiać. A charakter? W sumie go przecież nie znała. Poza tymi wspólnymi godzinami spędzonymi głównie na seksie nie mieli jak się poznać nawet w najmniejszym stopniu. Na razie nie pozostawało jej nic innego jak zrzucić to na zwiększone zapotrzebowanie na doznania fizyczne i czekać spokojnie na rozwój sytuacji.
Czy taka znajomość była jej potrzebna? Nigdy do tej pory się w coś takiego nie angażowała. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Ciągle rozmyślając, ruszyła do łazienki. Nic jej tak nie odprężało jak relaksujący prysznic. Mogła tak stać nieskończenie długo i czuć spływające po ciele gorące strugi wody. Wanna ją nudziła. Choć był to wielki model, zajmujący znaczną część przestronnej łazienki, nigdy nie ciągnęło jej do tego sprzętu. Na co komu bąbelki, hydromasaże i to całe leżenie w wodzie, kiedy skóra zaczyna się marszczyć, a woda tak szybko stygnie. Co innego prysznic. To niebiańskie uczucie zmywania z siebie całego brudu dnia, wszystkich trosk, problemów, które razem z wodą lądowały w odpływie.
Otuliła rozgrzane ciało grubym szlafrokiem i chwilę później leżała już w swoim łóżku. Było ogromne, jakby się prosiło o drugą osobę do kompletu, ale Malwiny to nie wzruszało. Od zawsze spała w nim sama i miała dziwne przeczucie, że już tak pozostanie. Jej życiem rządziło przekonanie, że lepiej nikogo do siebie zbyt blisko nie dopuszczać. Lepiej być tylko wyobrażeniem samej siebie, które widzą inni. Lepiej być ostrym, twardym i nie dać się nikomu zranić. Tego nauczyło ją doświadczenie i tego zamierzała się trzymać. Bliskość fizyczna była przyjemna, ale na nic innego nie zamierzała sobie pozwalać. Nie potrzebowała tego.
Włączyła telewizję i trafiła akurat na nocne wydanie wiadomości z przeglądem najważniejszych informacji z całego dnia. Na widok postaci na ekranie podniosła się z łóżka i nachyliła do przodu.
– W dniu jutrzejszym w Warszawie odbywać się będzie spotkanie członków lewicowej partii politycznej WiP-Polska, na którym mają się stawić wszyscy jej członkowie. Już dziś wielu z nich można było spotkać na sejmowych korytarzach. W ostatnich miesiącach w szeregi partii wstąpiło dużo rozpoznawalnych osób z biznesową przeszłością…
Te słowa nic by dla niej nie znaczyły, gdyby nie twarz, która właśnie pojawiła się na ekranie tuż obok dziennikarza zadającego pytania.
– Panie Nevel, jest pan w kraju pierwszy raz od wielu lat. Co takiego się wydarzyło, że kolegom z partii udało się tutaj pana ściągnąć?
– Mam w Polsce wiele stałych kontaktów i raz na jakiś czas po prostu muszę się tutaj zjawić. Teraz dodatkowo trafiłem na jedne z ważniejszych obrad w partii, akurat się tak wszystko zgrało. To żadne wydarzenie. Po prostu gdy bywam w kraju, obok nie ma kamer i może dlatego nie wszyscy o tym wiedzą.
– Czy zostanie pan w kraju na dłużej?
– Tak, tym razem…
Malwina przełączyła kanał, nie chciała dłużej wpatrywać się w tak dawno niewidzianą twarz. Jej ojciec. Mężczyzna, z którym nie widziała się od osiemnastego roku życia. Odcięła się od niego całkowicie. Kiedyś łączyły ich jeszcze robione raz w miesiącu przelewy na jej konto na kwoty znacznie przekraczające jej potrzeby. W dniu dwudziestych czwartych urodzin, w pierwszą rocznicę założenia jej firmy, napisała do niego maila z informacją, że może wstrzymać przelewy. Nie potrzebowała go do niczego. Była samowystarczalna. Nie chciała go znać. I tak spędziła z nim w młodości zbyt dużo czasu, nie mogąc znieść faktu, że jako niepełnoletnia nie miała wyjścia.
Postarzał się. Był blady i zmęczony. Jego włosy były oprószone siwizną, a oczy wyglądały na całkowicie pozbawione blasku i życia. Ale to był on. Wkładał wiele wysiłku w to, by zachować przed kamerą wyprostowaną sylwetkę, ona jednak widziała znacznie więcej. Znała go i łatwo dostrzegała mankamenty jego wyglądu. W jego życiu zdecydowanie nie działo się nic dobrego. Ale czy cokolwiek powinno ją to obchodzić?
Zdenerwowała się, sama nie wiedząc dlaczego. Wyłączyła telewizor i cisnęła pilot w kąt pokoju. Nie zważając na wilgotne włosy, wskoczyła pod kołdrę i przykryła się nią aż po czubek głowy. Leżała nieruchomo, czekając, żeby sen przyszedł do niej szybko i zabrał ją w niebyt. Nie chciała o nim myśleć. To wyłącznie więzy krwi. Nic więcej. Był jej ojcem, tylko tyle. Zniszczył jej życie i oprócz finansowego startu w dorosłość nie zawdzięczała mu nic. Absolutnie nic!
Gdy zaczęło jej brakować tlenu, wychyliła głowę spod kołdry i zaczerpnęła świeżego powietrza. Wtedy dotarło do niej, że całe mieszkanie tonie przecież jeszcze w świetle lamp. Wstała niechętnie i zaczęła je wszystkie po kolei gasić. Zdenerwowanie i uczucie niepokoju jej nie opuszczały. To tylko jego obraz w telewizji! Że też na starość dalej mu się chce bawić w politykę… Niech dalej wystawia się na widok swoich starych znajomych. Może go ktoś odstrzeli i wtedy będzie miała święty spokój. Tak, chciałaby, żeby on zniknął. Żeby zniknął tak, jak kiedyś przez niego zniknęła mama.
Wróciła do łóżka i w dalszym ciągu niespokojna leżała w ciemności. Przemknęła jej przez głowę myśl, że dobrze byłoby się rozpłakać, wyrzucić z siebie całą tę negatywną energię, złość i smutek. Smutek? Ona nie znała takiego słowa. I nie potrafiła płakać. Ostatni raz płakała na pogrzebie matki i nie zamierzała już nigdy więcej tego robić. Nic nie może jej zasmucić. Co najwyżej wkurwić. Tak, była wkurwiona. Tylko takie uczucia akceptowała. Była wyczerpana od buzujących w niej emocji. Zasnęła, rozmyślając o tym, w jaki sposób rozładuje jutro cały swój gniew w pracy. Niech tylko ktoś jej podpadnie, a na pewno nie zazna od szefowej litości.