Zimorodek - ebook
Wydane pozycje: Trzeci poziom dojrzałości. Szczęśliwe życie po sześćdziesiątce, Gliwice 2013. Obraz kobiecej starości w literaturze i sztuce, Poznań 2015. Pamięć ulepszana, cz. 1, Kraków 2016. Blok zadań dla osób zagrożonych DEMENCJĄ, cz. 2, Kraków 2016. Wyobraźnia — uskrzydlanie FANTAZJI, cz. 3, Kraków 2016. Wielki Pan i żółw, Lubin 2016. Pamięć sensoryczna, czyli myśleć ciałem. Doskonalenie zasobów pamięci zmysłowej, Warszawa 2016. Porozumienie ponad pokoleniami. Rodzinny UTW, Gliwice 2018.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8221-459-8 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Patrzę w lustro wody_
_Znikam na tle nocy,_
_Nie ma białej skóry,_
_Lecz czarny piór kopiec_
_Stałam się dziś krukiem,_
_Śnię czy może jawa,_
_Czarna niczym heban,_
_Mroczna jak ta zjawa_
_Nagle wznoszę skrzydła,_
_Są piękne i lśniące,_
_Pióra w jednej chwili_
_Objął płomień słońca_
_Palę się i płonę na jawie_
_I we śnie,_
_Cała jestem w ogniu,_
_Całą ogniu — weź mnie!_
_Gdy ogień mnie przejął,_
_Nie zostawił nic,_
_Strawił nawet ciszę_
_I mych myśli nić_
_Stało się przedziwne,_
_Niepojęte w wierze,_
_Z czarnego na białe_
_Przeszło moje pierze_
_Jestem białym krukiem,_
_Jedynym na świecie,_
_Najrzadszym z najrzadszych_
_Czystszym niżli kwiecie_
_Ogień mnie wypalił,_
_Oczyścił, odnowił,_
_Płomień mnie powalił,_
_Zgładził, potem powił_
_Jestem białym krukiem_
_Nie będzie następnych,_
_Ogień co mnie stworzył_
_Spalił cień posępny_
_
_
***
Uwielbiam znikać w pustej przestrzeni,
Stapiać się z drogą i szarym niebem,
Czuć zapach wiatru i miękkiej ziemi,
Które mnie strzegą przed pustyni gniewem.
Przemierzam bezkresy samotnie, dla siebie,
Lecz sama nie idę przez świata nawy,
Podąża za mną horyzont z niebem,
Me stopy chroni każde źdźbło trawy.
I idę z głową zadartą w obłoki,
A serce bijące w dłoniach trzymam,
Bo kocham nad wszystko święty spokój,
A serca kawałki zostawiam w pustyniach.***
Ten niespokojny błękit nieba
Ma w sobie wiecznotrwałą ciszę,
Czy to faktycznie jest pogoda,
Czy może niepogody idą?
Te złote łany lgną do stóp
I wiatr je sobą otumania,
Czy to faktycznie spokój pól,
Czy może burza skryta w ziarnach?
Niebo kłębiaste wkracza w zboża,
Zboże dosięga chmur kłosami,
W tych kłosach drzemie wielki pożar,
W tym niebie śpi głęboka wiara
To pole karmi głodne oczy,
To niebo niespokojnie wzbiera,
Ktoś wyczekuje swej pogody,
Gdy niepogody wiatr rozsiewa.
Dotykam ziemi, z której jestem,
Dotykam ziemi, w którą wrócę,
A głowę mam wysoko w chmurach,
Stąd przecież wyszła moja dusza…***
W mych źrenicach dwa księżyce,
Oba czarne jak ta noc,
Już trzaskają okiennice
Trzeba wybiec w gęsty mrok.
Pod księżyca srebrną tarczą
W czarne oko wpada noc,
Coś smutnego jest w tej nocy,
Każe biec, po jaki czort?
Przez ogrody i las dziki,
Przez ciemności i meandry,
Biegnę prędko, bezszelestnie,
Czarne oczy biegną za mną.
Nie wiem dokąd, w jakim celu,
Biegnę pogubiona lasem,
Wiatr omiata moją twarz,
Ja się lękam a tymczasem…
Furie pędzą za mną tuż,
Księżyc zamiast strzec opuszcza,
Czarne oczy mrużę już,
Biegnę dokąd biegnie puszcza.***
Z samotności przyszedł ogień raz do wody,
Ona łzawa, od łez mokra aż po głowę,
Poprosiła, by ją ogień wziął w ramiona,
Gdy to zrobił, ona znikła jak kamfora.
On jej patrzył w mokre oczy, gdy znikała,
I tak marzył i tak pragnął, by została,
Ona jednak zamieniona w stróżkę pary
Unosiła się nad ogniem i nad żarem.
I zapłakał ogień łzami,
które się zrodziły z pary,
Nie mógł zmienić przeznaczenia,
Gdy jest ogień, wody nie ma.
Ogień tęsknił, woda drżała,
Czas zapatrzył się w żywioły,
Nie ma obydwojga naraz,
Choćby miłość wyszła od nich!
Ogień palił co napotkał,
Woda lądy zatapiała,
Pośród nieskończonej drogi
Ich tęsknota się błąkała,
Wciąż walczyli, się jednali
I gubili i wracali,
Ogień z wodą, woda z ogniem,
Miłość z niczym niepodobna.***
Jeszcze nie pora umierać,
Jeszcze nie pora zamknąć drzwi,
Jest jeszcze tyle do zrobienia,
Jest jeszcze tyle „i”
Świat się szeroko otwiera,
Choć życie powoli zamyka,
Póki masz oczy otwarte,
Nie wycofuj się z życia
Chwytaj dobre momenty w sieć,
A potem ceruj sieci,
Jeśli masz skrzydła w niebo leć,
Jeśli nie — znajdź przepis:
By szczęście łowić i miłość mieć,
By nieba zaznać i zamknąć w sieć,
By cenić piękno i czas znać,
Kiedy klękać a kiedy wstać!
Jeszcze nie pora się żegnać,
Pożegnanie zbyteczne jest,
Bo przecież znów się spotkamy,
Wierz w to, głęboko wierz!***
KOSMICZNY PYŁ
Najbardziej lękam się, mój Boże,
że być i nie być to to samo
i choćbym żyła przez stulecia
wszystko co robię jest na darmo.
Jestem jak pył i nic poza tym,
tylu przede mną, po mnie tylu,
zniknę wraz z pierwszym lepszym wiatrem,
który me prochy znaczył chwilą.
Kwiaty niech kwitną, rzeki płyną,
czas niech niesyty dni pożera,
a ja tak mocna dziwną siłą,
z tej kupki prochu wciąż się zbieram.
Niekiedy lękam się, że zniknę
bez słów ostatnich ostrzeżenia,
a potem wbrew wszystkiemu myślę,
że me zniknięcie nic nie zmienia.***
I przyjdzie taki moment
I przyjdzie taki kres,
Że skrzydła zwiesisz na kołek
I bez nich będziesz szedł.
Zobaczysz jakże trudno
Świat widzieć z prochu ziemi,
Poczujesz jakże boli,
Gdy tracisz moc przestrzeni.
Rodzimy się skrzydlaci,
A umieramy bosi,
Bo skrzydła gdzieś gubimy,
Zostają ludzkie stopy.
Niech przyjdzie taki moment
Niech przyjdzie taki kres,
Że skrzydła nam oddadzą,
By wznieść się ponad sens.***
Wszystko, co będzie, jest lub było
Z kosmicznej pustki się narodziło.
Żyć bez kontekstu nie da się raczej,
Choć pewnie byłoby łatwiej, inaczej.
A w życiu o to chodzi jedynie,
By nie być tłem we własnym filmie.
***
Każdy kawałek przestrzeni
Woła i krzyczy nam w twarz,
Że bez nas też istnieje,
Że może być, gdy nas brak.
***
Pozwolę życia swego ramy
Otworzyć na wieczności tchnienie.
Nic nie jest dane raz na zawsze.
Jak szkic ołówkiem kiedyś zblednie.
***
Duch pisał księgę, Bóg uniósł rękę
I stał się świat.
Duszę u zarania Bóg tchnął
I stałam się ja,
Czekałam tysiąclecia, by zbudzić się ze snu.
Czy jednak już dojrzałam,
By życie mądrze zmóc?***
Życie tak prędko biegnie,
Nie sposób złapać oddechu,
Człowiek niby ten więzień
Kajdanem dzwoni na przekór.
Jeśli świat się zatrzyma
Lub jeśli duszę opęta,
Z zasłoniętymi oczyma
Przyjdzie na sądzie klękać.
Bóg nie pozwoli nam patrzeć
Na bramy Raju otwarte,
Ile miłości czyniłeś,
Tyle twe serce jest warte.
Śmierć tak prędko nadchodzi,
Bóg nie dał jej pierwszeństwa,
A jednak wśród ludzi błądzi
Drążąc dziurę do serca.***
POWRÓT NADZIEI
Kwiecie nieziemskiej urody,
kto Cię powołał do życia?
Jesteś utkana z marzeń błogich
setek tysięcy istnień.
Porcelanowa lalko,
z gliny szlachetnej lepiona.
Stajesz czarowna pośród niegodnych
twe białe stopy całować.
Dusza twa jasny kryształ,
ciało alabastrowe.
Na ziemi poznasz wszystko,
czego nie powinnaś poznać.
Pozostań wśród nas Aniele,
twa miłość jest bogobojna.
Może odmienisz zbyt wiele
i może Cię nie zapomną…
Pani powstała z diamentów i pereł
błyszczysz blaskiem niedoścignionym.
Duszy twej szkoda w marności kalać,
wracaj Aniele do Rajskich Ogrodów.
W pospolitości żyjemy, pomrzemy,
nawet o tym nie wiedząc.
Nastań na nędzę, zetrzyj zgryzoty
nim ulecisz ku Niebom.
Chwile ulotne, chwile słotne,
przestrzeń to niebywała.
Zostałaś moment, wracasz do siebie,
szarym dniom piękna dodałaś.
Na szczęście byłem, widziałem
wejrzenie twej szlachetności.
I spoczął na mnie twój spokój,
pokój skąpany w wieczności.***
Wolność jest w głowach, nie można jej kupić,
Dotąd jej starczy dokąd się nauczysz,
Że rodzisz się pod byle pretekstem,
A żyjesz po to, by znaczyć coś więcej.
Czy może być szczęście w niewoli?
Wolność to skrzydła ptasie,
Szlachetny lot sokoli
I igła tańcząca w kompasie.
Nawet gdy stoję w miejscu
Horyzont roztacza ogień,
Wolność czuć już w powietrzu,
Z oddali nadchodzi nowe.
Gdy czegoś szukasz idź z kompasem,
Bo łatwo zgubić się po drodze,
Miej kręgosłup zawsze na miejscu,
I serce trzymaj przy sobie.***
Na prawym ramieniu stoi mój Anioł
szepcząc o miłosierdziu.
Na lewym ramieniu siedzi mój diabeł
bluźniąc groźne zaklęcia.
Z Niebios spływa tchnienie Boga,
z piekieł — oddech śmierci.
Jakim wyborom dziś podołam,
dokąd mnie diabli ponieśli?
W świecie obłudnym i okrutnym,
nie masz gdzie złożyć głowy.
Żądze rozpasłe władają ludźmi
do upadków ich wiodąc…
Co mi poradzisz jasny Aniele?
Jak mam postąpić w dzień próby?
Odejdź precz diable, nie kuś,
wiem, że przywodzisz do zguby!
Oszczędź mi Boże złych wyborów,
daj posmakować Raju.
Pokusy nęcą, pokusy dręczą,
ale szczęścia nie dają…
Diabły nie dręczcie, diabły nie nęćcie,
jestem tylko człowiekiem.
Noszę w sobie dobrego, noszę i złego ducha,
czasem słyszę jednego,
czasem drugiego usłucham.
Odwieczna walka toczy się we mnie
od narodzin po grób.
Biały Aniele na mym ramieniu
oszczędź mi przegranych prób.
Kiedy mi prawisz o szlachetności
żyje się jakoś znośniej.
Kiedy mi przyjdzie znowu wybierać
szepcz mój Aniele głośniej!