Zimowa panna młoda - ebook
Zimowa panna młoda - ebook
Warunki testamentu ojca nakazują Raulowi Valdezowi i Lydii Carter-Wilson pobrać się, żeby uregulować sprawy finansowe rodzinnych firm. Oboje nie chcą tego ślubu. Istnieje tylko jeden sposób, by uniknąć małżeństwa, a jest nim odnalezienie przyrodniego brata Raula. Lydia, pasjonująca się genealogią, podejmuje się tego zadania. Musi zdążyć do Wigilii. Na czas poszukiwań zamieszkuje z Raulem w Madrycie…
Druga część miniserii ukaże się w grudniu
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4482-4 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Połowa września, dwa miesiące wcześniej
– Naprawdę myślisz, że pójdę na taki układ? – grzmiał Raul Valdez po hiszpańsku.
– Dług trzeba odzyskać. Czy tego chcesz, czy nie, umowa zawarta przez twojego ojca z Henrym Carter-Wilsonem nadal obowiązuje. Jako członek zarządu nalegam na jej dotrzymanie, a jako wieloletni przyjaciel rodziny radzę ci zaprzestać poszukiwań człowieka, który nie chce być odnaleziony, i ożenić się z tą dziewczyną zgodnie z wolą twojego ojca.
Raul nie wierzył własnym uszom.
– Ożenić się? – powtórzył z niedowierzaniem.
– Tak. Odzyskać dług, a po dwóch latach wystąpić o rozwód.
Raula rozsadzała złość. Jak ojciec mógł mu coś takiego zrobić? Nie musiał pytać. Nigdy nie zyskał jego aprobaty mimo usilnych starań. Wymierzył niechcianemu synowi ostatni cios już zza grobu. Raul wziął głęboki oddech i pomaszerował do okna z widokiem na Madryt, skąpany w ostatnich promieniach letniego słońca.
– Łatwiej powiedzieć niż wykonać! – prychnął z wściekłością.
– To naprawdę nic trudnego spędzić dwa lata z niezaprzeczalnie piękną kobietą.
– W ogóle nie zamierzam się żenić. Nigdy!
Raul nerwowo przemierzał gabinet niczym drapieżnik za ciasną klatkę, wściekły i przerażony, że ojciec nadal nim rządzi nawet po przedwczesnej śmieci. W końcu przystanął przy oknie i popatrzył na panoramę miasta, usiłując opanować wzburzone nerwy. Stał tak przez kilka minut, zwrócony plecami do Carlosa Candoza, który zrobił dla niego więcej niż rodzony ojciec.
Raul zawsze wiedział, że nie spełnia oczekiwań ojca, ale nie podejrzewał, że go nienawidzi ani też że ma jeszcze drugą rodzinę i drugiego syna.
– Jedyną alternatywę stanowi odnalezienie twojego przyrodniego brata – przywrócił go do teraźniejszości spokojny głos Carlosa. – Co oznaczałoby podział spadku, wszystkiego, na co pracowałeś, żeby rozbudować bank.
Raul obrócił się ku niemu. Usłyszał to już wcześniej od prawnika swojego ojca. Ten szczegół trzymał do końca w tajemnicy. Skąd Carlos go znał?
– Wiedziałeś, że mam brata?
– Tak – potwierdził Carlos, patrząc mu prosto w oczy.
– Od jak dawna?
– Wystarczająco długo, żeby przewidzieć twoją dzisiejszą reakcję – odpowiedział Carlos już nieco łagodniej.
Raul żył w nieświadomości aż do momentu odczytania testamentu przed dwoma miesiącami. Wyglądało na to, że Carlos od dawna wiedział o podwójnym życiu szefa.
– Nie uważałeś za stosowne mnie poinformować? – zapytał Raul z goryczą.
– Nie przewidziałem, że twój ojciec postawi odnalezienie go jako warunek dziedziczenia ani że wyznaczy znaczącą finansową nagrodę za wykonanie zadania.
– Albo zmusi mnie do poślubienia kobiety, której prawie nie znam.
– To łatwiejsza opcja.
– Czyżby?
– W każdym razie korzystniejsza niż podział majątku.
Raul z powrotem odwrócił się plecami do niego. Żeby odziedziczyć spółkę, którą rozbudował w liczący się na świecie bank, musiał doprowadzić do uregulowania kolosalnego długu albo przez poślubienie córki dłużnika, albo przez odnalezienie brata i wprowadzenie go do spółki jako równego współudziałowca. Dopiero wtedy zostałyby odblokowane fundusze, konieczne do spłaty długu, co zadowoliłoby zarząd firmy. Jeżeli zobowiązanie nie zostałoby spłacone, spółka zostałaby sprzedana temu, kto zaoferuje najwyższą cenę.
Fakt, że ojciec ukrywał te fundusze, świadczył o nieprawdopodobnej przebiegłości. Najbardziej jednak zaszokowało Raula odkrycie, że był gotów zaryzykować miejsca pracy wszystkich ludzi, którzy od lat pracowali dla Banco de Torrez. Na co liczył, pożyczając tak bajońskie sumy? I dlaczego wtajemniczył w swoje plany jedynie Carlosa?
– Gdybym wiedział o jego drugim życiu, powiedziałbym ci, jaki z niego manipulator – warknął z wściekłością.
– Mimo wszystko był twoim ojcem. Czy to się nie liczy?
Carlos wyciągnął rękę, żeby poklepać go po ramieniu, ale Raul nie potrzebował jego fałszywego współczucia. Stracił do niego zaufanie. Już nie uważał go za przyjaciela.
– Nic od niego nie chcę. Nie zależy mi na dziedziczeniu jego przeklętego przedsiębiorstwa. Rozbudowałem je wprawdzie, ale też stworzyłem własne. – Po tych słowach ruszył ku drzwiom. Uznał dyskusję za zakończoną.
– A co z twoją matką? – zatrzymało go w pół kroku kolejne wyzwanie Carlosa. – Chyba nie pozwolisz, żeby poznała sekret męża z plotek w prasie.
Raul zacisnął ręce w pięści. Właśnie dlatego spędził dwa miesiące na poszukiwaniu nieznanego brata, żeby oszczędzić jej wstrząsu. Carlos doskonale umiał manipulować ludźmi.
– Nie. Znajdę go choćby na końcu świata, jeżeli nie ze względu na mamę, to na wszystkich pracowników, których los zależy ode mnie. Gardzę ojcem za to, że postawił mnie w sytuacji bez wyjścia.
– Dlaczego nie wybierzesz łatwiejszej opcji i nie poślubisz tej Lydii?
– Przenigdy! – warknął Raul.
To, co obserwował od dziecka w rodzinnym domu, zraziło go na dobre do instytucji małżeństwa. Wolał przyjąć obcego do spółki, a nawet oddać mu ją całą, byle tylko zachować etaty w firmie i status kawalera dla siebie, a przede wszystkim utrzymać matkę w nieświadomości, żeby nie przysparzać jej bólu.
– Zarząd traci cierpliwość – ostrzegł Carlos. – Uważają, że tracisz wpływy, zwłaszcza odkąd umowa z Lopezem nie doszła do skutku.
– Jeszcze nie dałem za wygraną.
– W każdym razie pożyczka musi zostać spłacona do końca roku albo jeszcze szybciej, o ile to możliwe.
– Zostały jeszcze trzy miesiące. Do tego czasu go odnajdę.
– Jeżeli nie, będziesz się musiał spotkać z Lydią Carter-Wilson.
Raul doskonale pamiętał wpatrzoną w niego jak w obraz szesnastolatkę. Czy już wtedy jej ojciec zaczął pożyczać pieniądze od jego ojca?
– Jeśli pozostała taką samą osobą jak dziesięć lat temu, wolę stracić spadek – oświadczył z całą mocą.
– I narazić ludzi na utratę stanowisk? To do ciebie niepodobne, Raul. Nie doprowadzasz do ruiny firm, tylko je odbudowujesz. Nie wyrzucasz ludzi, tylko zapewniasz im bezpieczną przyszłość. Nigdy nie uciekałeś przed trudnymi wyzwaniami – przypomniał Carlos zgodnie z prawdą.
– Potrzebuję czasu.
– Jeżeli nie znajdziesz swojego przyrodniego brata do końca grudnia, oczekuję, że ogłosisz swoje zaręczyny z Lydią Carter-Wilson.
– A jeżeli nie zechce za mnie wyjść?
– Przekonasz ją. Twój urok osobisty nigdy cię nie zawiódł.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Koniec listopada
Lydia przygotowywała się na walkę. Nie zamierzała jej przegrać. W ciągu dwudziestu sześciu lat życia osiągnęła perfekcję w ukrywaniu emocji. Planowała wykorzystać tę umiejętność. Raul Pérez Valdes nie wiedział, z kim przyjdzie mu się zmierzyć. Dziesięć lat temu straszliwie ją upokorzył. Uznał ją za rozpieszczoną panienkę z bogatego domu. Nienawidziła go za to. Odkąd zamieszkała w dzieciństwie u babci, dokładała wszelkich starań, żeby strząsnąć z siebie tę paskudną etykietkę.
Lada moment mógł się pojawić wśród tumu gości jednej z najbardziej znanych restauracji w Londynie, którą określił w mejlu jako neutralne terytorium. Zarezerwował im stolik na tyłach, oświetlony blaskiem świec. Zważywszy jego reputację kobieciarza, podejrzewała, że w przeciwieństwie do niej czuje się swojsko w tak romantycznym otoczeniu. Po tylu nieudanych związkach, których rozpad obserwowała, łącznie z własnym, unikała miejsc zaprojektowanych na użytek zakochanych par.
Zdenerwowanie narastało z każdą chwilą. Wyznaczony przez Valdeza termin minął. Czy kazał jej czekać, żeby ponownie ją upokorzyć, czy zrezygnował z wyegzekwowania umowy, w którą ojciec bezlitośnie ich wmanewrował? Nie dość, że nisko upadł, to jeszcze kazał jej za to płacić. Nie zamierzała na to pozwolić. Nic mu nie zawdzięczała. Przez lata ją ignorował. Zauważał ją tylko wtedy, kiedy widział własną korzyść, tak jak tamtego dnia, kiedy kazał jej paradować jak niewolnicy na targu przed nieznajomym, z którym ubijał interes. Myślała wtedy, że jego plan spalił na panewce.
Zirytowana, wzięła torebkę i wstała od małego, okrągłego stolika. Nie zamierzała dłużej czekać na Raula Valdeza. Jeżeli chciał wyegzekwować dług od jej ojca, niech ją ściga po Londynie.
– Wychodzi pani? – zatrzymał ją czyjś głęboki, ponury głos.
Zwróciwszy ku niemu wzrok, Lydia napotkała spojrzenie ciemnych oczu najprzystojniejszego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek w życiu widziała. Zmienił się, ale mimo to w mgnieniu oka rozpoznała Raula Péreza Valdeza, naczelnego dyrektora hiszpańskiego banku inwestycyjnego, którego jej ojciec oszukał w najbardziej spektakularny z możliwych sposobów.
Widok pięknie rzeźbionych rysów od wysokich kości policzkowych, przez rzymski nos, po głęboko osadzone oczy przypomniał jej moment młodzieńczej fascynacji jego egzotyczną urodą. Jej serce wbrew woli przyspieszyło rytm.
– Wyznaczył mi pan spotkanie dziesięć minut temu – przypomniała szorstkim tonem, który raczej nie wypadł zbyt przekonująco.
Raul Pérez Valdez uniósł brwi ze zdziwienia lub też z rozbawienia. Lydia przysięgała sobie, że więcej nie ulegnie jego zwodniczemu urokowi. Przez dziesięć lat zdążyła dorosnąć. Opracowała do perfekcji zdolność panowania nad sobą. Obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.
– Przepraszam za spóźnienie – powiedział, odsuwając dla niej krzesło, z którego przed chwilą wstała. Najwyraźniej oczekiwał, że usiądzie.
Lydia usiłowała zachować zimną krew, gdy mierzył ją wzrokiem, jakby ją rozbierał z dopasowanej czarnej spódnicy i urzędowej białej bluzki. Postanowiła odpłacić mu tym samym. Z trudem oderwała wzrok od głębi ciemnych oczu. Obejrzała gładko ogoloną twarz, mocną szyję na tle śnieżnobiałego kołnierzyka, ciemne włosy i szerokie ramiona, zdolne udźwignąć każde brzemię. Spróbowała sobie wyobrazić, co by czuła, gdyby ją w nich zamknął.
Zabroniła sobie wszelkich romantycznych rojeń, zwłaszcza w odniesieniu do człowieka, który przed laty jasno wyraził swoją opinię na jej temat.
– Gdyby rzeczywiście zależało panu na spotkaniu ze mną, przyszedłby pan punktualnie – odpowiedziała lodowatym tonem, usilnie tłumiąc niestosowne pragnienia.
– Postawiono nas w sytuacji, która najwyraźniej nikomu z nas nie odpowiada. Ponieważ znalazłem wyjście, proponuję usiąść.
– Ma pan na myśli ten obłąkańczy kontrakt, do którego podpisania pański ojciec zmusił mojego? Nie widzę możliwości jego realizacji – dodała w panice.
– Jeżeli pani usiądzie, wszystko spokojnie przedyskutujemy.
Lydia z ciężkim westchnieniem spełniła jego prośbę.
– Przede wszystkim proszę mi przedstawić warunki, które pański ojciec postawił mojemu. To niedopuszczalne, żeby w dwudziestym pierwszym wieku zmuszać ludzi do małżeństwa wbrew woli. Nie wyjdę za pana, panie Valdez. Za żadne skarby.
– Podzielam pani nastawienie – odrzekł z czarującym uśmiechem, który ponownie przyspieszył jej puls. – Za nic w świecie nie wybrałbym sobie bogatej rozpieszczonej panny za żonę.
– Wcale taka nie jestem! – zaprotestowała, wściekła, że nie zmienił o niej zdania. Najchętniej wstałaby i wyszła, gdyby prawnik jej nie ostrzegł, że jeśli nie dotrzyma warunków szaleńczej umowy, Banco de Torrez ma prawo podać ją do sądu.
– Pani ojciec przepisał na pani nazwisko nieruchomości warte miliony, żeby uniknąć spłaty pożyczki.
– Zrobił to bez mojej wiedzy, ale jeżeli rzeczywiście są tak wiele warte, sprzedam je, żeby spłacić dług – przyrzekła.
Dopiero przed kilkoma miesiącami odkryła machinacje ojca. Od tego czasu nie odzywała się do niego. W ten sposób jawnie okazywała, jak bardzo oburzyła ją informacja, że człowiek, który powinien ją chronić, zaryzykował wszystko łącznie z jej przyszłością.
Raul najwyraźniej jej nie uwierzył. Patrzył na nią obojętnie. Czy naprawdę był tak bezwzględny w interesach, jak wyczytała w raportach w internecie? Liczyła na to, że dojdą do jakiegoś porozumienia. W końcu mężczyzna, którego rzadko widywano dwa razy na randce z tą samą kobietą, najprawdopodobniej tak jak ona nie pragnął zmiany stanu cywilnego.
– Chętnie zaakceptowałbym tego rodzaju ofertę… – zaczął, ale nie dała mu dokończyć.
– Świetnie. W takim razie proszę się skontaktować z moim prawnikiem – dodała, ponownie wstając z miejsca.
– Czy zawsze przemawia pani ponad głowami rozmówców?
Pytanie znów zatrzymało Lydię w pół kroku. Złudne poczucie kontroli nad sobą znikało z każdym mocnym uderzeniem serca.
Raul nigdy nie spotkał takiej arogantki. Nawet nie zechciała go wysłuchać, żeby wspólnie wypracować jakieś sensowne rozwiązanie. Nie ulegało wątpliwości, że myśli tylko i wyłącznie o sobie. Musiał przyznać, że przez dziesięć lat wyrosła na prawdziwą piękność, ale pozostała zepsutą córeczką bogatego tatusia. I kłamczuchą. Przemocą stłumił narastający gniew na ojca, który, wiedząc o swej śmiertelnej chorobie, wymierzył w swym testamencie ostatni cios niechcianemu synowi.
– Przeważnie nie, ale nigdy wcześniej nie miałam wątpliwej przyjemności zjedzenia lunchu z kimś takim jak pan – odburknęła z wściekłością.
Raul nie powstrzymał uśmiechu. Bawiła go jej zadziorność i przekora. Z przyjemnością patrzył na uniesiony podbródek i szybko falującą pierś. Intensywnie zielone oczy przypominały świeże liście w parku Retino w jego rodzinnym Madrycie. Intrygowała go i kusiła, ale nie zamierzał ulegać pokusie. Zasłużył na reputację playboya, ale wykorzystywał ją przede wszystkim jako tarczę obronną dla zachowania uczuciowego dystansu i wolności.
– To znaczy z jakim? – zapytał.
– Z takim, który uważa, że wystarczy jeden uśmiech, żeby kobieta padła mu do stóp albo wskoczyła do łóżka.
Na widok jej srogiej miny Raul parsknął niepohamowanym śmiechem.
– Proszę się ze mnie nie śmiać! – zaprotestowała.
– Może obydwoje potrzebujemy odrobiny humoru w obecnej sytuacji. A teraz proszę usiąść. Biedna kelnerka nie wie, czy zostajemy, czy wychodzimy.
Lydia w końcu spojrzała na kelnerkę, która spróbowała podejść do ich stolika po raz drugi. Gdy zwracała ku niej głowę, Raul z zapartym tchem obserwował, jak ciemne loki wirują wokół ramion i jak zakłada je za uszy. Przez chwilę robiła wrażenie wrażliwej osoby, niewątpliwie złudne. Nie posądzał jej o wrażliwość.
– Nie widzę nic zabawnego w zmuszaniu ludzi do małżeństwa – odburknęła.
Obserwując jej lekko wydęte w pogardliwym grymasie wargi, Raul pożałował, że nie może zamknąć ich pocałunkiem. Szybko odpędził niewygodną myśl.
– W pełni się z panią zgadzam – odpowiedział.
Lydia wzięła menu i zasłoniła się nim jak tarczą. Skorzystał z okazji, by się jej lepiej przyjrzeć. Blada cera świadczyła o tym, że nie wypoczywała w jednej ze swoich rezydencji nad Morzem Śródziemnym. Ręce lekko jej drżały, raczej ze złości niż z nerwów. Uznał to za znak, że faktycznie nie chce wyjść za mąż. Tym łatwiej skłoni ją do negocjacji.
Ku jego zaskoczeniu złożyła zamówienie zadziwiająco łagodnym tonem. Czyżby liczyła na to, że zaprosi ją do siebie i zaciągnie do łóżka? Zaalarmowany torem, jakim podążają jego myśli, uśmiechnął się do kelnerki.
– Co mi pan w takim razie zaproponuje? – sprowadziło go na ziemię rzeczowe pytanie Lydii.
Czy celowo użyła tego sformułowania? Czyżby jednak liczyła na propozycję matrymonialną? Zwrócił wzrok na kobietę, którą jego ojciec uznał za odpowiednią kandydatkę na jego żonę z powodu znacznego majątku.
– Posiada pani wiele warte nieruchomości, których pani ojciec użył jako zabezpieczenia długu. Warunki zostały jasno określone, jak już poinformowałem pani prawnika.
– Już mówiłam, że chętnie je sprzedam, żeby uregulować należność.
– Gdyby to było możliwe, byłoby to najlepsze wyjście. Niestety mój ojciec wykorzystał to zabezpieczenie, określając warunki spłaty w testamencie.
Wciąż rozsadzała go złość za cios, który mu pośmiertnie wymierzył.
– W testamencie? Nie wiedziałam, że zmarł. Serdecznie panu współczuję.
– Zupełnie niepotrzebnie. Nie byliśmy sobie bliscy.
Mało powiedziane! Raul stracił resztki szacunku do ojca, gdy ten zaczął romansować z młodziutkimi modelkami i aktoreczkami, spragnionymi sławy i korzyści, które mogły osiągnąć dzięki jego nazwisku i pieniądzom. Raula z początku irytowało, że wszyscy zaliczają go do tej samej kategorii, póki nie odkrył, że można wykorzystać reputację kobieciarza do trzymania przedstawicielek płci pięknej na dystans.
– Rozumiem.
– Więc przejdźmy od razu do rzeczy. Nie zamierzam się żenić z nikim, zwłaszcza z panią, ale mój ojciec postawił sprawę jasno. Małżeństwo stanowi jedyną możliwość uregulowania zobowiązania, chyba że dysponuje pani znaczną gotówką.
– Dlaczego nie mogę sprzedać nieruchomości?
– Aczkolwiek pani ojciec formalnie przepisał je na panią, zablokował możliwość sprzedaży. W dodatku zastrzegł, że należą do pani tylko do dnia ślubu. Wtedy przejdą na własność pani męża.
– Co takiego?!
– Trudno uwierzyć, ale to prawda. Mój ojciec wykorzystał tę klauzulę przy sporządzaniu testamentu kilka miesięcy przed śmiercią. Nie odpowiada mi ani dziedziczenie długu pani ojca, ani perspektywa małżeństwa z panią.
Doskonale pamiętał skruszoną minę prawnika i jego słowa: „Usiłowałem go odwieść od tego pomysłu, ale pozostał niewzruszony”.
– W jakim wieku my żyjemy?! – wykrzyknęła z oburzeniem. – Co oni sobie wyobrażali?!
– Wygląda na to, że wykorzystali nas jako pionki w swojej grze. Najwyższa pora, żebyśmy przejęli kontrolę nad sytuacją i udaremnili im realizację ich szaleńczego planu.
– Dobrze, że myślimy tak samo. Ja również nie zamierzam wyjść za kogoś, kogo interesuje jedynie mój stan posiadania. Już raz przez to przeszłam. Nigdy więcej nie wkroczę na tę drogę – oświadczyła stanowczo.
Nieskrywana irytacja w jej głosie zaintrygowała Raula.
– Czekasz na miłość, Lydio? – zapytał, po raz pierwszy używając jej imienia. Zaskoczyło go, że wypowiedział je z przyjemnością. W innych okolicznościach odgarnąłby jej włosy z twarzy, żeby lepiej widzieć jej urodę, ale w obecnej sytuacji nie mógł jej dotknąć.
Mimo że Raul nieodparcie ją pociągał, słowo „miłość” sprowadziło Lydię na ziemię. Przypomniało jej o wielkiej uczuciowej porażce. Myślała, że kocha Daniela z wzajemnością, dopóki nie odkryła już po zaręczynach jego rozlicznych zdrad. Jej ojciec nie krył rozgoryczenia. Tylko po to, żeby pokazać mu swą niezależność, przyjęła przeprosiny niewiernego narzeczonego, czego później gorzko żałowała. Upokorzył ją ostatecznie, porzucając, kiedy niedoszły teść uświadomił mu, że Lydia nie ma mu nic do zaoferowania. Nie wiedziała wtedy, co to znaczy. Dopiero po poznaniu szczegółów kontraktu z ojcem Raula Valdeza zrozumiała, co miał na myśli.
– Nie tracę czasu na romantyczne rojenia – odparła szorstkim tonem.
– Skąd ten cynizm, Lydio? Nie szukasz tego jednego, jedynego, żeby żyć z nim długo i szczęśliwie do końca swoich dni?
Lydia poczuła, że płoną jej policzki. Jakim prawem z niej kpił?
– Kto się raz sparzył, na zimne dmucha – rzuciła rozmyślnie lekkim tonem, po czym upiła łyk wina, by ukryć zmieszanie. – Ale nie przyszliśmy tu po to, żeby pogawędzić o bzdurach.
– Racja – uciął krótko, wyraźnie zirytowany. – Znaleźliśmy się tutaj, ponieważ twój ojciec unika spłaty pożyczki.
– I dlatego, że pański uznał za stosowne wykorzystać jego matactwa w iście diabelski i nieetyczny sposób – wytknęła, zanim zdążył cokolwiek dodać. Z satysfakcją odnotowała, że zmarszczył brwi.
– To prawda – przyznał z ociąganiem.
Lydia pożałowała, że poprzestała na rozmowie telefonicznej, zamiast pójść do swojego prawnika po solidną poradę. Prawdę mówiąc, nie do końca wierzyła, że ojciec wmanewrował ją w tak kuriozalny układ.
– Nie widzę przeszkód, żeby przekazać panu parę nieruchomości albo sprzedać je i spłacić dług – zapewniła.
– Nie dysponujesz nimi, Lydio. Należą do ciebie tylko do dnia ślubu. Wtedy musisz je przekazać mężowi.
Lydia pamiętała kłótnię z ojcem podczas jednego z rzadkich spotkań. Nie pierwszy raz usiłował ją skłonić do małżeństwa dla własnej korzyści. Oświadczył, że tym razem nie będzie miała wyjścia. Odmówiła i przypomniała, że jest zaręczona z Danielem, ale to go nie powstrzymało od niecnych machinacji w celu ratowania własnej skóry. Nie miała pojęcia, że przepisał na nią liczne nieruchomości.
– To znaczy panu – podsumowała. – Pański ojciec zawarł tę klauzulę w testamencie, żeby schwytać mojego w pułapkę.
– Znalazł sprytny sposób uratowania zagrożonych funduszy. Musiał uzyskać informację, że twój ojciec nie uzyska wystarczającej sumy w inny sposób, więc dodał dodatkowy warunek w testamencie na wypadek, gdyby należność nie została uregulowana do dnia jego śmierci.
– To średniowieczna metoda.
– Po ślubie cały twój majątek przejdzie na mnie, a zatem dług zostanie spłacony. Zarząd firmy będzie usatysfakcjonowany. Będziemy tylko musieli przez dwa lata mieszkać razem.
Lydia nie wyobrażała sobie życia z tym człowiekiem pod jednym dachem.
– Sugeruje pan, że powinnam za pana wyjść, żeby oddać te pieniądze? – spytała słabym głosem.
– Jeżeli chcesz pomóc ojcu.
Nie chciała, ale ponad wszystko pragnęła ochronić babcię ze strony ojca, która ją wychowała i kochała jak córkę. Tylko dlatego jeszcze nie opuściła restauracji.
– Chciałabym pomóc, ale nie w taki sposób – odrzekła.
– Moglibyśmy wziąć ślub dla formalności i prowadzić niezależne życie. Po dwóch latach wyraziłbym zgodę na rozwód.
Lydię rozsadzała złość, że ojciec nie zaznajomił jej ze swoją sytuacją finansową. Wreszcie zrozumiała, dlaczego tak łatwo zaakceptował, że go unika. Zwyczajnie stchórzył.
– Czy to najlepsze, co może pan zaproponować? Dlaczego wcześniej nie nawiązał pan ze mną kontaktu? Musiał pan znać treść testamentu od kilku miesięcy.
– Miałem pilniejsze sprawy na głowie.
– Jakie?
Raul Valdez popatrzył na nią badawczo, jakby oceniał, czy może jej zaufać.
– Poszukiwałem członka rodziny, którego istnienie odkryłem dopiero podczas odczytania testamentu. Odnalezienie tej osoby otworzyłoby przed nami nowe możliwości. Wysoką nagrodę można wykorzystać do uregulowania długu. Niestety jeszcze nie wpadłem na żaden trop.
– Dlatego spróbował pan zmusić mnie do małżeństwa – skomentowała ze złością.
– Nie zaprzestałem poszukiwań, ale twój ojciec nadal nie płaci i unika konfrontacji. Nie mam wyboru. Zarząd żąda pieniędzy. Nie będą dłużej czekać. Musimy ogłosić zaręczyny.
Usiadł wygodnie i upił łyk wina. Lydię denerwował jego stoicki spokój bardziej, niż chciała przyznać sama przed sobą.
– Można wynająć agencję detektywistyczną – podsunęła. Omal nie parsknęła śmiechem na widok jego przerażonej miny.
– To świetny pomysł, jeżeli człowiekowi nie zależy na dyskrecji.
– Dlaczego chce pan utrzymać poszukiwania w tajemnicy?
– Nie życzę sobie, żeby wiadomość trafiła do prasy.
Lydia przez chwilę przetrawiała jego wypowiedź. Szybko wpadła na pomysł rozwiązania problemu. Interesowała się genealogią. Spędziła wiele miłych godzin, pomagając znajomym odnaleźć korzenie ich rodzin wiele pokoleń wstecz. Czyżby posiadała umiejętność, której ten człowiek potrzebował? Być może mogliby zawrzeć korzystny układ.
– To jakaś drażliwa sprawa, prawda? – dopytała, czerpiąc sekretną satysfakcję z jego niepokoju jak kot bawiący się myszą.
– Tak, ale to nie temat na dzisiejszą dyskusję – uciął krótko.
Mimo szorstkiego tonu Raula Lydia zadała sobie pytanie, jak brzmiałby ten głos z hiszpańskim akcentem, gdyby wypowiadał miłosne zaklęcia. Zabroniła sobie podobnych rozważań. Ktoś taki jak on nie potrafiłby nikogo pokochać.
– Niewykluczone, że mogłabym odnaleźć tego członka pańskiej rodziny, oczywiście dyskretnie – powiedziała po chwili.
– Ty?
Zdziwienie w jego głosie świadczyło o tym, że nadal uważa ją za pustą, rozpieszczoną pannicę, która nie robi nic prócz balowania i buszowania po sklepach.
– Tak. Moją pasją jest genealogia.
Zależało jej na tym, żeby go przekonać, bardziej niż przypuszczał. Obawiała się, że kiedy zostanie jej mężem, zagarnie nie tylko przepisane na nią nieruchomości, ale również firmę, którą sama założyła i prowadziła.
– Zainteresowałaś mnie, ale w jaki sposób twoje hobby może nam pomóc?
Lydia poczuła, że płoną jej policzki. Ostatnie zdanie sugerowało osobiste zainteresowanie. Zabroniła sobie niestosownych skojarzeń. Za żadne skarby nie mogła okazać, jak silnie Raul Valdez na nią działa. Nie po to przysięgała sobie, że nigdy więcej nie ulegnie romantycznym złudzeniom. Czy smutne doświadczenie z Danielem niczego jej nie nauczyło?
– Zawrę z panem układ, panie Valdez. Jeżeli znajdę tę osobę, dług zostanie anulowany bez konieczności zawierania związku małżeńskiego.
– To wysoka cena, zważywszy, że za znacznie niższą można wynająć detektywów, jak sama sugerowałaś.
– Owszem, ale czy zachowają wymaganą dyskrecję?
– Mimo wszystko to drogo. Czy jesteś pewna, że sprostasz zadaniu?
– Tak – potwierdziła z uśmiechem.
– Ile czasu potrzebujesz?
– Najwyżej kilku miesięcy.
– Mamy tylko cztery tygodnie.
– To wystarczy.
– W takim razie umowa stoi, ale ostrzegam, że jeśli informacja przeniknie do prasy albo nie znajdziesz poszukiwanej osoby, zażądam pełnej spłaty długu, a to oznacza ślub.
– To nie będzie konieczne, panie Valdez. Proszę tylko o dostarczenie mi jak najwięcej informacji przed wylotem do Hiszpanii.
– Skoro będziesz śledzić historię mojej rodziny, muszę obserwować twoje poczynania, co oznacza, że pojedziesz ze mną do Madrytu.