- W empik go
Zimowy pocałunek - ebook
Zimowy pocałunek - ebook
„Zimowy pocałunek” to pełna emocji opowieść, która udowadnia, że nawet najchłodniejsza pora roku może rozpalić serca.
Elsa, w końcu gotowa przejąć obowiązki po zmarłych rodzicach, staje przed licznymi wyzwaniami. W trudnych chwilach wspiera ją siostra. Anna wierzy bowiem, że Elsa zdoła odnaleźć własną drogę i że nie będzie ona zbyt kręta. Jednak gdy na horyzoncie pojawia się Christopher, uczucia zaczynają komplikować dotychczasowy porządek. Siostry wiedzą, co powinny zrobić, ale serce nie zawsze podąża za rozumem – szczególnie kiedy miłość igra z ogniem.
Jak potoczą się losy miłosnego trójkąta, w który zostały uwikłane kobiety? Czy jedno spotkanie może odmienić ich życie, przynosząc nie tylko zimowy pocałunek… ale i coś więcej?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7995-290-8 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to działo się naprawdę!
Wstałam o wiele wcześniej niż zazwyczaj, podekscytowana i gotowa na nową przygodę. A nawet bardziej niż gotowa. Po ponad trzech latach od śmierci rodziców w naszej rezydenci w końcu miało ponownie zagościć życie. No dobra, może trochę przesadzałam, ale od dnia wypadku nic nie było takie, jakie być powinno.
Ale nareszcie dziś moja siostra oficjalnie przejmie obowiązki księżnej Hartham. Cieszyłam się, że to ona, jako pierworodna córka, otrzymuje oficjalny tytuł, a co za tym idzie, bierze na siebie wszystkie zobowiązania.
Kochałam Hartham, to niezbyt duże miasto w bliskim sąsiedztwie Szkocji, choć nie było tutaj zbyt wiele do roboty. Uwielbiałam rozległe zielone tereny, na których mogłam odpoczywać i cieszyć się świeżym powietrzem i przestrzenią. Kochałam spacerować po brukowanych uliczkach naszego miasteczka, zaglądać do sklepików, zwłaszcza tych z czekoladkami. Jednak od śmierci rodziców Hartham wymierało, coraz mniej ludzi chciało tu mieszkać, nie było inwestycji, nie było… zmian. Wierzyłam, że teraz, gdy miasteczkiem oficjalnie zacznie zarządzać moja siostra, sytuacja się poprawi. Wiedziałam, że miała plany, kiedyś obie snułyśmy opowieści o tym, co mogłoby się zmienić w Hartham. Czego nam brakowało, co przydałoby się sprowadzić. Liczyłam, że pomimo wszystkich różnic i dystansu, z jakim ostatnio do mnie podchodziła, te marzenia pozostawały aktualne.
– Dzień dobry, panienko, dokąd to biegniesz bez śniadania? – krzyknęła za mną pani Groves.
– Złapię coś w miasteczku, lecę zobaczyć, jak idą przygotowania do przyjęcia – odkrzyknęłam, chichocząc.
Byłam bardzo podekscytowana gośćmi, którzy od samego rana zaczęli zjeżdżać się do Hartham, kilkoro z nich miało zatrzymać się w Harts Manor, w moim domu. Być może kiedyś, w innym życiu, mogłabym tych ludzi nazywać przyjaciółmi, częściej spotykalibyśmy się na przyjęciach. W końcu tytuł, który posiadali nasi rodzice, uprawniał do udziału we wszelakich uroczystościach. I być może, gdyby moje życie okazało się mniej pechowe, miałabym już narzeczonego, który obiecałby mi wieczną miłość, podarowując pierścionek.
Jednak moje życie było dalekie od ideału. Kiedy osiągnęłyśmy z siostrą wiek szkolny, rodzice posłali nas do prywatnej placówki, w której uczyły się jedynie dzieci ludzi z wyższych sfer. Uwielbiałam to miejsce, moje koleżanki, wszystkie małe psoty, na które wspólnie się umawialiśmy. Jednak moja siostra… Ona nie radziła sobie zbyt dobrze. Zaledwie semestr przed zakończeniem pierwszej klasy rodzice wypisali nas ze szkoły, wybierając nauczanie domowe. Gdy zabierałam swoje rzeczy i z oczami pełnymi łez szłam po raz ostatni szkolnym korytarzem, słyszałam, co szeptali starsi uczniowie i nauczyciele. „To choroba psychiczna.” „Ona nie jest normalna.” „Co jest z nią nie w porządku?” I choć wiedziałam, że nie mówili o mnie, choć nie rozumiałam, skąd te szepty ani co znaczyły, czułam, że od tamtej chwili moje życie się zmieni.
I się zmieniło. W Harts Manor zaczął wolniej płynąć czas. Goście nie odwiedzali nas już tak często, zmniejszyła się także liczba personelu w posiadłości. Nie miałam nikogo, pozą nią. Moją siostrą. Jednak pewnego dnia straciłam nawet ją. Choć była na wyciągnięcie ręki, w sypialni po drugiej stronie korytarza, czułam się, jakby dzieliły nas tysiące kilometrów.
– Ups – wymamrotałam, zderzając się ze ścianą, i to dosłownie.
Znów nie patrzyłam, dokąd szłam, zajęta myślami i wszystkim, co zaprzątało mi głowę
– Nic ci nie jest? – zapytała ściana głębokim, lekko zachrypniętym głosem.
– Przepraszam, że tak na ciebie poleciałam – powiedziałam, od razu czerwieniąc się na dźwięk tych słów. – Nie to, żebym na ciebie leciała – dodałam i miałam ochotę walnąć się w głowę. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam od nowa. – Przepraszam, że na ciebie wpadłam, zamyśliłam się i nie patrzyłam, dokąd idę.
Ściana z głębokim głosem zaśmiała się lekko, budząc w moim brzuchu małe stado motylków.
– Cieszę się, że na mnie poleciałaś, to znaczy na mnie wpadłaś – powiedziała.
Na te słowa uniosłam spojrzenie i przyjrzałam się przystojnej twarzy. Ściana okazała się naprawę pięknym mężczyzną i jeszcze mocniej pożałowałam, że nie potrafiłam zapanować nad językiem i zrobiłam z siebie idiotkę.
– Jestem Christopher – podał mi dłoń, przedstawiając się.
– Anna Martin – wyciągnęłam rękę na powitanie.
Gdy nasze ciała zetknęły się w tym zwykłym geście, motylki ochoczo poderwały się do lotu. Aż nie potrafiłam uwierzyć, że nareszcie miałam możliwość zachować się jak dziewczyna w moim wieku. Mogłam poflirtować z zupełnie obcym chłopakiem. Mogłam być po prostu sobą.
– Ta Anna Martin? – zapytał tonem wskazującym na wiedzę o tym, kim byłam i z jakiej pochodziłam rodziny.
– Jeśli masz na myśli tę Annę Martin, siostrę tej ważniejszej panny Martin, to tak, to ja. Ta sama zwykła ja – paplałam bez ładu i składu.
– Nie widzę w tobie nic zwyczajnego – powiedział, przeszywając mnie spojrzeniem. – Czy mogłabyś oprowadzić mnie po miasteczku? Do wielkiego balu jeszcze kilka godzin i z przyjemnością zobaczyłbym, co do zaoferowania ma Hartham.
Milczałam przez moment, przyglądając się jego włosom w kolorze piaskowego blondu, piwnym oczom, które wpatrywały się we mnie w oczekiwaniu, zmysłowym ustom, które wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, kiedy przyłapał mnie na wpatrywaniu się w niego.
– Oczywiście, o ile znajdziesz chwilę – dodał jeszcze.
– Z przyjemnością oprowadzę cię po Hartham. Mam nadzieję, że nie jadłeś śniadania, bo zaczniemy od mojego ulubionego miejsca.
Nie wiedziałam, dlaczego się zgodziłam. Nie znałam go. Mógł być przecież seryjnym mordercą. Ale obiecałam sobie przygodę. I coś mi mówiło, że Christopher, który nie zdradził jeszcze swojego nazwiska, idealnie nadawał się na mojego towarzysza.Elsa
Czułam niepokój już od kilku dni, a biegunka i wymioty, które dopadły mnie wczorajszej nocy i do tej pory nie ustąpiły, jak na złość chciały udowodnić, że podjęłam złą decyzję. Kiedy w końcu po trzech latach od straty rodziców dotarło do mnie, że czas wyjść do ludzi, czas sprostać zadaniom, jakie spadły na moje barki po odejściu tych najbliższych. No i była jeszcze Anna. Ona wierzyła we mnie bardziej niż ktokolwiek inny i chyba tylko dzięki jej uporowi i natarczywości nie odrzuciłam także jej. Nie pozwoliła mi na to.
Niby byłyśmy siostrami, a diametralnie się od siebie różniłyśmy. Annę od zawsze ciągnęło do ludzi, podczas gdy ja stroniłam zarówno od nich, jak i w ogóle od jakichkolwiek otwartych przestrzeni, gdzie mogło być tłoczno. Już w szkole nie wiodło mi się zbyt dobrze, dopóki nie przeszłyśmy na nauczanie indywidualne w domu, bo wciąż tkwił we mnie dziwny lęk. Lekarze nazwali go antropofobią połączoną z agorafobią , o czym wiedzieli tylko nieliczni. Bardzo nieliczni, bo nawet moja siostra Anna nie zdawała sobie sprawy, co mi konkretnie dolegało, bo że coś dolegało, wiedzieć musiała. Nie była w końcu głupia, raczej roztargniona.
Środek zimy wydawał się odpowiednim momentem, abym przyjęła tytuł, jaki wisiał nade mną od lat. Uroczyste przyjęcie i tłum gości nie brzmiały najlepiej, ale szykowałam się do tego dnia niemal całe życie, a ostatnie trzy lata poświęciłam na dodatkową terapię, która miała mi pomóc sprostać życzeniom tragicznie zmarłych rodziców.
Anna nie mówiła o niczym innym niż ceremonia. Cieszyła ją już sama myśl o przybyciu gości, bo w przeciwieństwie do mnie ona kochała towarzystwo. To przeze mnie lata temu zamknięto ją w domu i bez słów wyjaśnienia zabrano z prywatnej szkoły, gdzie miała mnóstwo przyjaciół. Kontakty z czasem się urwały, a jej została jedynie siostra wariatka zamieszkująca komnatę po drugiej stronie korytarza, do której często jej nie wpuszczałam, bo nie chciałam patrzeć nawet na nią.
– Jesteś gotowa? – Od razu rozpoznałam głos Susan. – Pukałam, ale najwidoczniej nie słyszałaś, więc weszłam – wyjaśniła, nim zdążyłam zwrócić jej uwagę.
Przez trzy lata intensywnej terapii zdążyłam się z nią, można powiedzieć, zaprzyjaźnić, bo to ona jako jedna z nielicznych wiedziała najwięcej o mojej chorobie i pomagała mi się z nią uporać.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek będę gotowa w stu procentach, ale jest dobrze – odpowiedziałam mało przekonująco.
– Dobrze, powiadasz? – zapytała, marszcząc przy tym czoło.
Znała mnie na tyle, by wiedzieć, że w mojej głowie kłębią się tysiące, jak nie miliony myśli i obaw.
– Od wczoraj biegunka i wymioty, ale bardziej gotowa być nie mogę. Minęły już trzy lata. Mam cel i muszę dać radę. Jak nie dla siebie, to dla Anny i dla rodziców, oni na pewno by tego chcieli.
Na wzmiankę o rodzicach w moich oczach pojawiły się łzy. Wspominanie o wypadku, w którym straciłam dwoje najbliższych mi ludzi, którzy chronili mnie przed wszelkim złem tego świata wciąż bardzo bolało, a na dodatek pamiętałam, że tylko choroba Anny sprawiła, że nie jechała wtedy z nimi.
– Wierzę w ciebie, Elso, i wiem, że będziesz doskonałą księżną. Masz cel i to on cię poprowadzi. – Susan najpewniej chciała mnie przytulić, ale powstrzymała się przed tym w obawie, jak zareaguję.
Unikałam ludzi i wszelkich z nimi kontaktów. Samo wyjście z komnaty wywoływało we mnie sprzeczne emocje, a co dopiero wyjście gdzieś dalej. Przez lata nauczyłam się funkcjonować w moim małym świecie, ciesząc się, że lata temu, gdy rodzice dowiedzieli się o moim problemie, przenieśli mnie do pokoju z oddzielnym wyjściem do ogrodu, gdzie mogłam obcować z naturą czy spotkać się z Anną, która zawsze czekała, aż opuszczę komnatę, by do mnie dołączyć.
– Widziałaś może Annę? – zapytałam terapeutkę zaskoczona, że tego ranka siostra nie zapukała jeszcze do moich drzwi.
– Jak znam życie, biega radośnie po rynku miasteczka i cieszy się na przyjazd gości oraz na imprezę – odpowiedziała spokojnie, a ja zrozumiałam, jak wiele było w tym racji.
Choć młodsza ode mnie, w wielu aspektach siostra radziła sobie zdecydowanie lepiej. Na pewno w kontaktach społecznych, w których ja wręcz raczkowałam, a ona bez problemu znajdowała temat do rozmowy z każdym, kogo spotkała na swojej drodze.
– Mam nadzieję, że kiedyś zarazi mnie tą swoją radością życia – wyznałam, czując, że znów muszę iść do łazienki. – Wybacz, Susan – rzuciłam i pobiegłam zwymiotować.
Susan cierpliwie czekała, aż do niej wrócę, nie pytając o to, co zaszło. Wiedziała, że nie chcę o tym rozmawiać, dlatego podjęła przerwany wątek.
– Ty też masz tę radość, Elso, tylko choć jesteście siostrami, prowadzicie zupełnie różne życia. Ty dobrze czujesz się sama ze sobą, a Anna uwielbia mieć dookoła ludzi. – Tłumaczyła mi to już wielokrotnie, ale za każdym razem, kiedy tak mówiła, czułam jakąś dziwną ulgę, dającą mi nadzieję, że nie jestem takim wyrzutkiem, jak myślałam. Może faktycznie po prostu byłam inna, a jak mawiała mama, inne znaczyło zawsze wyjątkowe, i tak też mnie nazywała. Wyjątkowa Elsa, przyszła księżna Hartham.Anna
Oprowadzałam Chrisa po miasteczku, pokazując mu moje ulubione miejsca. Zjedliśmy wspólnie śniadanie w małym barze, który serwował najlepsze pod słońcem naleśniki podawane z bekonem i syropem klonowym. Miałam do nich słabość. Później spacerkiem ruszyliśmy po brukowanych uliczkach prowadzących nas na mostek na rzece, z którego rozciągał się wspaniały widok na okolicę. Następnie wyciągnęłam go bardziej w stronę obrzeży miasteczka, gdzie znajdowała się fabryka kochana przeze mnie całym sercem. Fabryka czekolady z małym sklepikiem firmowym i kawiarenką. Objadaliśmy się lokalnymi, słodkimi wyrobami, a rozmowa płynęła sama z siebie. Dowiedziałam się, że Chris także lubił zwierzęta i otwarte przestrzenie, ale nie do końca przepadał za przyjęciami i ludźmi. W tym przypominał raczej moją siostrę niż mnie.
– Chyba powinnam już wracać – powiedziałam, patrząc smutno na zegar, bo nie chciałam się z nim rozstawać.
– W takim razie chodźmy, nie chcemy się spóźnić na imprezę. – Podał mi dłoń i wyszliśmy ze sklepiku.
W stronę rezydencji poprowadziłam nas prostą drogą, nie przez maleńkie brukowane dróżki, przez co zaoszczędziliśmy trochę czasu. Nieco się zdziwiłam, gdy Christopher zamiast zawrócić do miasteczka, czy gdzie tam wynajął pokój, odezwał się z prośbą:
– Pokażesz mi rezydencję? Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Hart Manor, o której tak wiele opowiadała mi mama – wyznał.
Spojrzałam na niego sceptycznie, bo nie czułam się komfortowo z oprowadzaniem go po domu, gdzie mogliśmy wpaść na moją siostrę. Domyślałam się, jak skomentowałaby mój flirt z przystojnym nieznajomym.
– Widzę twój sceptycyzm, więc chyba muszę dodać, że wraz z rodzicami jesteśmy waszymi gośćmi. Zatrzymaliśmy się w rezydencji na kilka dni, także przed dzisiejszym balem.
Zaczerwieniłam się, bo to nawet nie przyszło mi do głowy. W Hart Manor miało zatrzymać się kilku bliskich znajomych rodziców oraz ludzie, którzy ze względu na swój wysoki status otrzymali takie zaproszenie od doradcy naszej rodziny. Byłam ciekawa, do której z tych grup zaliczali się Chris i jego rodzina, ale nie odważyłam się zapytać.
– To raczej nie jest zbyt dobry czas na oprowadzanie, bo wszędzie krzątają się ludzie zajmujący się przyjęciem – stwierdziłam. – Ale jutro, już po balu, z przyjemnością pokażę ci dom.
– Nie będziesz odsypiać zabawy do białego rana? – zaśmiał się cicho.
Miał piękny uśmiech, naprawdę wyjątkowy, i z przyjemnością bym się w niego wpatrywała, gdyby nie donośny głos pani Grooves wołającej mnie do środka.
– Muszę już iść, ale zobaczymy się na balu – powiedziałam, machając mu delikatnie. – Będę tą stojącą obok gwiazdy wieczoru.
Zrobiłam kilka kroków, kiedy usłyszałam jego odpowiedź:
– Dla mnie ty będziesz gwiazdą wieczoru, Anno.
Zrobiło mi się ciepło na sercu, uśmiechnęłam się do siebie. Dopiero w połowie korytarza zorientowałam się, że Chris nie miał pojęcia, dokąd pójść.
– Pani Grooves, pokażesz Chrisowi drogę do jego pokoju? Zatrzymuje się u nas z rodziną.
Przytaknęła i zostawiła mnie samą. Dotarłam do swojej sypialni i z przerażeniem odkryłam, że przez spacer z Chrisem zostało mi bardzo mało czasu na przygotowanie się. Błyskawicznie więc wskoczyłam pod prysznic. Kiedy owinięta w ręcznik wróciłam do łazienki, czekała tam już na mnie pani Grooves.
– Pomóc z makijażem albo fryzurą? – zapytała.
– Z fryzurą, z makijażem dam sobie radę – odpowiedziałam jej z uśmiechem na twarzy.
Wiedziałam, że wyczaruje na mojej głowie istne dzieło sztuki, zwłaszcza że wiedziała, jaką mam suknię. Mogłam więc porozmyślać o czasie spędzonym z Chrisem. Nigdy się tak dobrze nie bawiłam w towarzystwie chłopaka, a w zasadzie mężczyzny. Nauka z domu, później studia korespondencyjne nie dawały mi dużo możliwości poznania kogoś nowego, nad czym mocno ubolewałam. Czułam, że ta nić porozumienia między nami była prawdziwa.
– No i gotowe. Na pewno nie potrzebujesz pomocy z makijażem?
– Na pewno. Dziękuję, pani Grooves.
Skinęła mi głową i wyszła z pokoju. Pewnie poszła przygotować się na przyjęcie, bo wszyscy stali pracownicy zostali na nie zaproszeni, a za obsługę odpowiadała tego wieczoru zewnętrzna firma. Elsa pewnie dostaje cholery na samą myśl o tym.
Zrobiłam sobie delikatny makijaż oczu, łącząc go z czerwoną szminką. Zadowolona z efektu, wstałam z krzesła i założyłam suknię. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Lekka i romantyczna, w kolorze butelkowej zieleni, spływała aż do podłogi. Jednak spodobała mi się tak bardzo głównie przez rozcięcie, które odsłaniało jedną nogę. To dodawało jej pikanterii, nie mogłam być w niej brana za małą dziewczynkę. Chciałam być traktowana jak kobieta. Skropiłam się jeszcze swoimi ulubionymi perfumami i byłam gotowa do wyjścia.
Gdy pojawiłam się w sali balowej, zobaczyłam w niej już sporo ludzi, choć przyjęcie jeszcze się nie rozpoczęło. Wiedziałam o tym, bo miałam stać obok Elsy, kiedy Sven, doradca naszej rodziny, a wcześniej najbardziej zaufany współpracownik rodziców, oficjalnie nas przedstawi. A raczej przedstawi Elsę i w końcu wypowie jej tytuł. Księżna Hartlam.
Z tym tytułem nie wiązały się jedynie przywileje. Do naszej rodziny należała większość terenów i budynków w miasteczku, więc to od nas zależało, jak Hartlam będzie funkcjonowało. To znaczy od Elsy zależało.
– Cześć, siostra – przywitałam się, zajmując miejsce obok niej.
– Cześć – odpowiedziała zdenerwowana. – Jesteś, wszędzie cię szukałam.
Zirytowałam się, bo byłam pewna, że tego nie robiła.
– Byłam u siebie w pokoju… – Chciałam dodać coś jeszcze, ale Sven poprosił wszystkich o uwagę.
Pora rozpocząć przyjęcie…Elsa
Panika narastała z każdą godziną, ale Susan starała się mnie uspokoić, proponując sprawdzone na mnie sposoby relaksacji. Przez lata terapii wiedziała, co na mnie działa, a i ja czułam się pewniej w jej rękach. Cieszyło mnie, że w tak ważnym dla mnie dniu będzie niedaleko mnie i da mentalne wsparcie, tak samo jak Anna, która stać będzie najbliżej.
Ubrana w specjalnie uszytą na tę uroczystość kreację czułam, że ciężko mi nabrać powietrza. Długa, niebieska suknia i ciągnący się kilka metrów za nią tiulowy tren doczepiony do jej pleców wyglądały zjawiskowo. Najlepsza krawcowa w Hartham naprawdę się postarała, w końcu okazja była wyjątkowa. Na tyle, by zjechało się mnóstwo ważnych ludzi, których nie znałam, ale rodzinny doradca miał pomóc mi w ogarnięciu ich nazwisk i funkcji.
Annę spotkałam dopiero tuż przed ceremonią. Zdążyłam zamienić z nią dosłownie kilka słów, nim Sven poprosił zebranych o uwagę. Na mój gust część oficjalna trwała całe wieki, ale nie pamiętałam z niej wiele. Jak przez mgłę przelatywały mi migawki obrazów, które trudno było zebrać w całość, i jedynie widok szeroko uśmiechniętej siostry i podnoszące na duchu skinięcia Susan sprawiły, że przetrwałam.
Powitania i przemówienia ciągnęły się bez końca. Na szczęście ja sama nie musiałam dziś specjalnie się wysilać, bo doradca rodziny chciał oszczędzić mi emocji. Pozwolono mi, a raczej nakazano, bo jak na moje możliwości to wciąż wiele, zaprosić gości do zabawy, co z trudem, ale uczyniłam.
– I widzisz, wszystko poszło tak, jak miało pójść. – Susan poczekała, aż nie będzie nikogo w pobliżu, by na swój sposób powiedzieć mi, że dałam radę.
W pierwszym odruchu chciałam ją przytulić, ale poczułam znaną mi blokadę i zrezygnowałam z planu.
– Myślałam, że zwymiotuję przy wszystkich z tego stresu – wyznałam całkiem szczerze.
– Skoro tego nie zrobiłaś dziś, pomyśl, że kolejne razy będą już znacznie łatwiejsze, Elso – pocieszała mnie, ale ja tego nie potrafiłam pojąć.
Gdybym miała opisać najtrudniejszy w moim życiu moment, zaraz po tym, w którym przyszła wieść o śmierci rodziców, wybrałabym właśnie dzisiejszą ceremonię.
– Witam nową księżną Hartham. – Ni stąd, ni zowąd zjawiła się obok nas Anna, by radośnie pogratulować mi tytułu.
Anna nie zdawała sobie sprawy, z czym się borykam, tak było łatwiej. Dla mnie, ale w szczególności dla niej, bo znając jej dobre serce, non stop dopytywałaby o moje samopoczucie, a ja tego nie potrzebowałam. Musiałam poradzić sobie z lękami tak, by nie mieszać w to siostry, bo tego chcieli rodzice. W końcu oni sami strzegli przed nią mojej tajemnicy, aby choć ona mogła żyć normalnie, bez wiecznego zamartwiania się o mnie.
– Anno, proszę, chociaż ty zachowuj się zwyczajnie – zwróciłam się do siostry, bo całe to szaleństwo z byciem księżną wciąż mocno mnie przytłaczało.
Gdzieś wewnątrz głowy nosiłam myśli o rodzicach, którzy na pewno z dumą zerkali na mnie z góry. Gdyby byli blisko mnie, biliby brawo najgłośniej ze wszystkich i płakaliby ze szczęścia. I to nie dlatego, że otrzymałam tytuł księżnej Hartham, ale dlatego, że mimo obaw i problemów wyszłam do ludzi...
– Nie mów mi tylko, że się nie cieszysz, siostro. – Spojrzała na mnie badawczo. – Na twoim miejscu skakałabym z radości z powodu o balu na moją cześć, nie wspominając o całej reszcie.
Usłyszałam głośne westchnięcie Susan, która pewnie sama powiedziałaby Annie wiele na temat moich problemów, ale nie mogła ze względu na obowiązującą ją tajemnicę zawodową.
– Jestem po prostu zmęczona… To od nadmiaru wrażeń – wyjaśniłam wymijająco, aby dała mi spokój z dalszym przesłuchaniem.
Kochałam Annę najbardziej na świecie, choć różniłyśmy się pod każdym względem. Ja byłam zamkniętą w swoim świecie niebieskooką blondynką, a ona towarzyską zielonooką brunetką. Gdyby nie nazwisko, pewnie niewielu ujrzałoby w nas siostry.
– Dobrze, rozumiem, Elso. – Uścisnęła mnie tak mocno, że brakło mi tchu. – To ty odpoczywaj i koordynuj czy jak to tam Sven nazywa, a ja będę się bawić i tańczyć za nas dwie. Choć i z tobą zatańczę. – To ostatnie zabrzmiało w moich uszach jak groźba.
Liczyłam się z tym, że bale oznaczały tańce, ale naprawdę miałam w sobie nadmiar emocji i kolejna walka z samą sobą, a właściwie z żyjącymi gdzieś we mnie od dawna demonami, nie napawała nadzieją. Mnie już wystarczyło, tylko nie wiedziałam, jak to powiedzieć siostrze.
– Leć, szaleńcu, a ja będę patrzyła na ciebie i podziwiała, jak tańczysz. – Normalna siostra pewnie przytuliłaby tę drugą, ale ja nie potrafiłam.
Odczekałam, aż Anna odejdzie i złapie kogoś do zabawy, co w jej wypadku wychodziło bardziej niż naturalnie nawet na tak wystawnych ceremoniach, jak ta dzisiejsza.
– I znów pojawił się we mnie dylemat – oznajmiła Susan, wpatrując się w tańczącą z jednym z gości Annę.
– Zastanawiasz się, czy bardziej ją lubisz, czy bardziej cię wkurza swoim optymistycznym nastawieniem do świata? – Doskonale wiedziałam, co chce powiedzieć, bo wiele razy gadałyśmy na ten temat zamknięte w mojej komnacie.
– Yhy, jest taka inna niż ty… – Zawiesiła się, wciąż nie odwracając wzroku od ślicznej brunetki. – Obydwie jesteście wyjątkowe, ale tak bardzo różne.
Wyciągnęłam niedawno podobne wnioski. Niby siostry, a jednak dwa przeciwległe bieguny, dwa odrębne żywioły.Christopher
Przyjęcie się rozpoczęło, a ja nie mogłem oderwać wzroku od Anny. Była piękna, pełna życia i biła od niej tak pozytywna energia. Wydawało się, iż wszyscy w sali kręcili się wokół niej, bo przyciągała ich, sprawiała, że się śmiali.
– Masz szczęście. Baliśmy się, że skoro zamknęli ją w czterech ścianach, jest z nią coś nie tak – szepnęła mama, znowu zaczynając temat, którego nienawidziłem.
– Mamo, proszę, nie teraz…
Westchnąłem cicho, przygotowując się do tego, co musiałem zrobić. Ojciec poprowadził nas do starszej z sióstr Martin, gdzie pozwolił, by Sven oficjalnie nas przedstawił.
– Elsa Martin, księżna Hartham, to lord Johnatan Astor, jego żona Charlotte oraz syn Christopher Astor.
Gdy rodzice przywitali się z młodą księżną, przyszła pora na mnie.
– Bardzo się cieszę, że w końcu możemy się poznać. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną? – zapytałem, zgodnie z niezbyt delikatną sugestią ojca.
– Dziękuję za zaproszenie, ale muszę się jeszcze przywitać z kilkudziesięcioma rodzinami – odpowiedziała, a ja od razu wyczułem od niej kłamstwo. – Myślę, że moja siostra ucieszyłaby się z tańca z tobą – dodała, przywołując dziewczynę lekkim ruchem ręki.
Anna wyglądała obłędnie w zielonej sukni podkreślającej jej urodę. Oczy wydawały się błyszczeć bardziej niż podczas spaceru po miasteczku, pomimo makijażu widziałem też delikatne piegi.
– Anno, poznaj lorda Astora, jego żonę oraz syna Christophera. – Elsa przedstawiła nas sobie, najwyraźniej nieświadoma, że poznaliśmy się tego poranka.
– Bardzo mi miło. Czy miałabyś ochotę na taniec? – zapytałem mniej oficjalnie.
Widziałem, że Anna powstrzymywała swoją ekscytację i jedynie skinęła mi głową na zgodę.
Gdy złapałem ją w ramiona, poczułem zapach jej perfum. Przypominał woń ogrodu w zimowy poranek, chociaż nie miałem pojęcia, dlaczego właśnie tak mi się kojarzył.
– Nie powiedziałaś siostrze o naszym spacerze po miasteczku? – wyszeptałem pytanie do ucha Anny.
– Nie zdążyłam, poza tym, tak jakby, nawet nie wiedziałam, jak się nazywasz – odpowiedziała, czerwieniąc się.
Była urocza i niesamowicie pociągająca. Podobały mi się jej pełnia życia i nieskrępowane szczęście, tak odmienne od tego, co otaczało mnie na co dzień.
– Znałaś moje imię, Anno Martin, mogłaś powiedzieć siostrze, że oprowadziłaś mnie po miasteczku, ale tego nie zrobiłaś. Dlaczego?
Ciekawiła mnie jej odpowiedź. Z reguły kobiety dość entuzjastycznie opowiadały znajomym i rodzinie o spotkaniach ze mną. Cisza się przedłużała, aż w końcu Anna westchnęła ciężko.
– Bo domyślałam się, jak by to skomentowała. Elsie się wydaje, że nie mam pojęcia, co o mnie myśli, ale ja wiem. Wiem, że uważa mnie za lekkomyślną, zbyt ufną i głupią. I dokładnie tak podsumowałaby moją radość z tego spaceru. Nie chciałam sobie psuć nastroju w dniu, w którym rano przeżyłam przygodę, a wieczorem tańczyłam na uroczystym balu.
Zszokowała mnie tym wyznaniem, ale przecież tak naprawdę jej nie znałem. Wiedziałem tyle, ile mojemu ojcu udało się dowiedzieć o rodzinie Martinów, choć o samych dziewczynach nie było zbyt wiele wiadomo.
– Przepraszam, że zapytałem i zepsułem ci humor. Jeśli zatańczysz ze mną jeszcze jedną piosenkę, postaram się to naprawić.
– Nie masz za co przepraszać. Ale z przyjemnością przetańczę z tobą jeszcze jedną piosenkę.
Wziąłem sobie do serca złożoną obietnicę i zacząłem ją rozśmieszać.
– Widzisz tego mężczyznę za twoją siostrą? Wygląda, jakby chciał ją zabić spojrzeniem, a nie sięga jej nawet do ramienia. – Odwróciłem Annę tak, żeby mogła zobaczyć, o kogo mi chodziło.
Zaśmiała się cicho w odpowiedzi i dodała:
– To książę Ashbrook, liczył, że Elsa odmówi odpowiedzialności i jego rodzina będzie mogła przejąć Hartham. Więc może faktycznie próbuje zabić ją spojrzeniem.
I znowu zaliczyłem wtopę, starając się ją rozbawić, jednocześnie nie przyciągając uwagi rodziców.
– Kiepsko mi wychodzi to rozśmieszanie cię, prawda? – zapytałem.
– Nie każdy to potrafi – odparła z uśmiechem. – Ale za to jesteś świetnym tancerzem.
– Cóż, z przyjemnością wskoczyłbym z tobą pod stół i objadał się czekoladą, ewentualnie trochę poobściskiwał, ale zauważyłby to mój ojciec i mógłbym tego nie przeżyć – wytłumaczyłem się, nie chcąc wyjść na sztywniaka.
Nie byłem sztywniakiem, musiałem jedynie takiego udawać. Tego ode mnie oczekiwano.
– To w takim razie co powiesz na małą ucieczkę z sali balowej? – Anna zaskoczyła mnie swoim pytaniem.
– Panie przodem – odpowiedziałem.
Modliłem się w duchu, by rodzice nie zauważyli mojego zniknięcia. Przynajmniej nie od razu.