Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Ziomek - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
2 października 2025
32,90
3290 pkt
punktów Virtualo

Ziomek - ebook

Jesteś nowy, nikogo tu nie znasz, a chciałbyś z kimś spędzać przerwy czy pokopać piłkę po szkole. Jest więcej takich jak Ty. Jak zagadać, żeby cię polubili? Przyjaźnić się, pozostając sobą? Bez najnowszego modelu komórki i najlepszych ciuchów znaleźć przyjaciół na całe życie? Zbiór opowiadań o pierwszych krokach w nowej klasie, na nowym podwórku. Bo każdy z nas chce mieć przyjaciół, przynależeć. Ten zbiór opowiadań pokazuje, że można.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Dzieci 6-12
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8208-762-8
Rozmiar pliku: 8,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– Nie wygląda dobrze – mruknął Pyzik. – Mały jest. I te okulary…

– Messi też jest mały – przypomniał Renifer, ale bez przekonania.

– Ważne, żeby był szybki. Jak mały, to i szybki – pocieszałem chłopaków.

Kogo ja oszukuję? Nowy wyglądał jak totalny PRZEGRYW. Ale my na gwałt potrzebowaliśmy lewego obrońcy. Od kiedy Budyń złamał nogę, graliśmy w osłabionym składzie. Na dwa tygodnie przed meczem z Radzionkowem!

Staliśmy w piątkę w drzwiach szatni i gapiliśmy się na nowego. Zgięty wpół, wiązał pęknięte sznurowadło brązowych, koszmarnych półbutów. To był jego pierwszy dzień w szkole i miał na sobie strój galowy, w którym – szczerze mówiąc – wyglądał, jakby służył do mszy.

– Eee, nowy! – zagaił Renifer. Był naszym kapitanem i najlepszym graczem w drużynie Niepokonani Raczki.

Nowy uniósł głowę. Zobaczył nas i zamrugał nerwowo. Stanowczo nie wyglądał jak Messi. Raczej jak wystraszony kurczak.

– Grasz w nogę? – ciągnął dalej Renifer.

Nowy skinął głową niepewnie.

– Dobry jesteś?

Po chwili wahania tamten wzruszył ramionami.

– Gaduła – szepnął Pyzik i zachichotaliśmy.

Nowy chyba usłyszał, bo uszy mu poczerwieniały.

– Dobra… – Renifer uciął śmiechy. – Jak chcesz, to przyjdź na boisko za kotłownią. O piątej. Wiesz, gdzie to jest?

Nowy kiwnął głową.

– No, tośmy się nagadali… – zakpił Seba. – Spadamy, panowie.

Ruszyliśmy do wyjścia. W połowie drogi Pyzik odwrócił się i krzyknął:

– Eee! A jak ty właściwie masz na imię?!

– Leon – odpowiedział nowy.

– Leo? – zdziwił się Pyzik. A do nas szepnął: – Leo. Jak Messi.

Boisko za kotłownią było zwykłym klepiskiem, wydeptanym między kępami sięgających nad głowę chwastów. Bramki wytyczono ułomkami cegieł, a linie boczne były nakreślone patykiem, co sprawiało, że ciągle się kłóciliśmy – był aut, czy nie było? Rolę trybun dla publiczności pełniły stare meble, które przyciągnęliśmy ze śmietników.

O piątej byliśmy w komplecie. Budyń przykuśtykał o kulach i opadł na wyboistą wersalkę.

– Gdzie jest ten wasz… Messi? – zapytał. Ostatnie słowo niemal wypluł.

– Spokojnie. Przyjdzie – zapewniłem. – Wygląda na lamusa. Tacy się nie spóźniają.

Renifer podzielił naszą dziesiątkę na dwie drużyny i zarządził rozgrzewkę.

Nowego nadal nie było.

– Stchórzył – fuknął Seba. – Cykor!

– Niewielka strata. Taki mięczak… W sam raz do gry na cymbałkach, a nie w nogę. – Pyzik wzruszył ramionami. Kopnął piłkę niecelnie, wzniecając tuman kurzu.

Graliśmy, jakby od tego zależało nasze życie. Gole padały gęsto.

Kiedy Renifer wyrównał wynik pierwszej połowy na 4:4, z krzaków wyłonił się nowy. Był zdyszany, ciemne włosy przylepiły mu się do czoła. Za rękę prowadził małą dziewczynkę, która ociągała się i próbowała go ugryźć.

– Sorry. Nie miałem z kim jej zostawić. Moja siostra, Natalka – wysapał.

Posadził naburmuszoną dziewczynkę obok Budynia i wetknął jej w rękę brudnego, pluszowego pieska.

– Mogę? – zapytał, stając na krawędzi boiska. Nadal miał na sobie brązowe półbuty, ale strój galowy zamienił na krótkie spodenki i koszulkę z napisem: „Atos, klej do tapet”. Okulary przywiązał sobie sznurkiem, żeby nie spadały.

– Grasz na pomocy – powiedział Renifer i westchnął wymownie. Było jasne, że nie obiecuje sobie wiele po nowym zawodniku.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij