- W empik go
Zjazd - ebook
Zjazd - ebook
„ZJAZD” jest mocnym kryminałem dla dorosłych czytelników. Bohaterami książki są uczestnicy sławnego szkolnego zjazdu 40-latków, oraz osoby blisko z nimi związane. Książkę mimo ostrej akcji prosto i szybko się czyta. Bowiem im dalej w las… tzn. w „ZJAZD” tym szybciej i mroczniej. „ZJAZD” pokazuje, że nie wszystko oczywiste jest takie oczywiste. Nad całą historią krąży masakryczna tajemnica z przed ponad 20 lat z początku lat 90. Zastanów się potem… czy kiedykolwiek pojedziesz na jakiś „ZJAZD”…
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8245-537-3 |
Rozmiar pliku: | 748 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Byłem w naprawdę ciężkim szoku po tym, co zobaczyłem na własne oczy i co usłyszałem od Anety. Gdyby chodziło o kogoś innego niż Misiek Leruk na pewno bym chciał się wymiksować z tej chorej sytuacji. Jednak Leruk zbyt dużo wiedział o mojej przeszłości, bym mógł zostawić tą sprawę bez jakiejkolwiek reakcji. Tu trzeba było szybko działać, bo czas działał na naszą niekorzyść. Niestety w samochodzie będą i moje odciski palców, gdyż po ciemku zanim zorientowałem się w sytuacji mogłem dotknąć deski rozdzielczej, a więc miejsca potencjalnej zbrodni.
Spojrzałem poważnie na Anetę i zapytałem.
— Czy chciałaś go zabić Aneta?
— Co? Jak możesz tak w ogóle myśleć? — syknęła Czaruś.
— Tylko pytam — odburknąłem.
20 lat temu Aneta nigdy mnie nie oszukała więc liczyłem, że i teraz tak będzie.
Nie mogłem wezwać policji. Nie po tym, co Leruk o mnie wiedział. Nie po tym, co Misiek na mnie miał. Nie po tym, co zrobiliśmy kiedyś w przeszłości.
Spojrzałem na Anetę raz jeszcze.
— Anetka chodź ze mną — szepnąłem i wziąłem ją za rękę.
— Ale gdzie? — odburknęła Aneta.
— Zaraz wszystko ci powiem, musisz mi zaufać, nie masz wyjścia.
Pociągnąłem Anetę z powrotem do miejsca imprezy, gdzie pijany tłum 40latków nie zauważył chyba naszej nieobecności.
— Co my robimy? — spytała Aneta
— Tworzymy legendę, Anetka — odparłem prowadząc Anetę na środek parkietu i całując ją mocno w usta.3. Impreza trwa dalej
Myślałem, że po akcji z pocałowaniem Anety da mi w pysk przy wszystkich pijanych 40latkach. Jednak tak się nie stało. Aneta nie tylko nie uderzyła mnie, ale też odwzajemniła pocałunek. Najpierw wiadomość o śmierci Miśka Leruka, potem krew w aucie Anety, a na koniec namiętne pocałunki przy 150 osobach z dwudekadowej przeszłości. To nie mogło się dobrze skończyć i nie mogło wróżyć nic dobrego. Jednak wiedziałem, że nie mam wyjścia. Aneta chyba też o tym wiedziała, bo pogłaskała mnie czule po twarzy i szepnęła mi do ucha:
— Tworzymy legendę…
— Yhmmmm — wyszeptałem.
— Tylko co jutro powiesz swojej żonie, zastanów się Janek — odpowiedziała Aneta prawie szeptem.
— A ty mężowi — wyszeptałem.
— Nie mam już męża — odpowiedziała Aneta i powtórnie mnie pocałowała.
Podczas trwania kilku wolnych kawałków zauważyłem kątem oka, że dużo osób nam się przygląda. I taki był właśnie mój cel. Widziałem jak ktoś ukradkiem robi nam zdjęcia by wrzucić z pewnością na archiwalną NK lub królującego FB. Legenda właśnie się zaczynała tworzyć.
Podczas przerwy objęci z Anetą siedliśmy przy stoliku naszej klasy obok Piotrka Ciedziowskiego i Moniki Tokarzewskiej.
— Co wy, kurwa, wyprawiacie? — krzyknęła Monika.
— Pojebało cię doszczętnie Janek — nie przestawała mówić Monika.
Monika była jedną z najlepszych przyjaciółek moich, ale też i mojej żony.
Nie zastanawiając się dalej wychyliłem szybko setkę lodowatej tequili i zagryzłem plasterkiem soczystej cytryny.
— Idę do kibla — odburknąłem.
Po wejściu do ubikacji wysłałem dwa smsy poprzez zaszyfrowanego WhatsAppa.
Jeden do żony:
„Leruk nie żyje”. Wrócę do domu jak wszystko wyjaśnię”.
A drugi do Tomka Krzyka :
„Leruk nie żyje. Odbierz kopertę z recepcji Z BIDY w Wilczycach”.
Korespondencja ustawiona była tak by po przeczytaniu przez nadawcę zniknęła bez śladu.
Wróciłem do naszego stolika. Wypiłem kolejną tequilę i poszedłem tańczyć.
Dalej niewiele pamiętam, bo kolejna porcja alkoholu i emocje dzisiejszej nocy spowodowały, że szybko odpłynąłem. Obudziłem się dopiero w południe w niedzielę. I szybko włączyłem swojego smartfona.4. Krzyk
Tomek Krzyk ostatni bezpośredni kontakt z Jankiem miał wiele lat temu. Owszem, wspólna przeszłość i to co ich łączyło od ponad 20 lat dawało mu prawo żądać pomocy od Janka zawsze i o każdej porze i to samo tyczyło się też jego, jednak obaj mężczyźni woleli nie zawracać sobie niepotrzebnie głowy. Obaj chcieli w miarę normalnie żyć, chociaż było to bardzo trudne, bo przeszłość zdawała się wracać bardzo często, jednak najczęściej w nocnych koszmarach. Z biegiem czasu okazało się, że koszmary zacierały swój obraz i dawne pełne zła wspomnienia zamieniały się w irracjonalny nocny koszmar.
Gdy wczoraj w nocy Tomek dostał wiadomość przez zaszyfrowanego WhatsAppa od Janka koszmar wrócił ze zdwojoną siłą. Tomek wiedział, że nie miał czasu do stracenia. Musiał szybko działać. Nie zastanawiając się, że wypił dwa drinki, wziął zaufanego pracownika Stefana i razem pojechali do Wilczyc. Na szczęście z Czarnej Podlaskiej było do wilczyckiej Bidy tylko pół godziny, a od czasu otworzenia drogi ekspresowej ledwo dwadzieścia kilka minut. Tomek się spieszył, bo w drugiej wiadomości Janek wytłumaczył mu pokrótce co się stało. Krzyk nie mógł uwierzyć w śmierć Leruka. Wiedział, że to dużo zmienia w jego dotychczasowym życiu. Śmierć Leruka mogła zmienić wszystko.5. Czaruś
Aneta nie mogła dodzwonić się do Janka, ale wczorajszej nocy obiecał jej, że jak wstanie od razu się z nią skontaktuje. Co prawda widzieli się jeszcze rano i Janek kazał jej czekać aż wszystko załatwi. Aneta nie wiedziała co znaczy wszystko, jednak nie miała wyjścia. Tylko Jankowi mogła zaufać, mimo że stan Janka po wypitym morzu tequili był ciężki do ogarnięcia. Aneta zeszła na dół na śniadanie do małej restauracji dla gości hotelowych. Ledwie korytarz dzielił ją od bankietowej sali, w której tyle wydarzyło się wczorajszej nocy. Po zjedzeniu musli jogurtowego i owsianych ciasteczek light wypiła małe włoskie espresso i wyszła na taras. Pogoda była piękna. Letnie przedpołudnie i mocno święcące słońce zachęcały do spaceru, ale nie to było teraz Anecie w głowie. Myślała tylko o wydarzeniach wczorajszej nocy. Wyjęła z torebki paczkę zielonych LM light. Zaciągnęła się mocno. Wypuszczając dym miała nadzieję wypuścić wczorajsze napięcie. Nie było to jednak takie proste.7. Tokarzewska
Monika Tokarzewska wracała ze szkolnego zjazdu swoim sportowym fordem mustangiem. Była z niego bardzo dumna. Tak, jak dziecko z najlepszej zabawki. Jej sportowy mustang był w kolorze błękitnym i na środku miał dwa białe pasy. Sportowa sylwetka auta współgrała z ciałem i duchem Moniki. Tokarzewska zawsze była szczupła i wysportowana. Miała oczywiście też kompleksy. Mały biust 75b mimo, że do tej pory jędrny zawsze był kompleksem Moniki. Kiedyś nawet zbierała na operację powiększenia do miseczki C, ale śmierć męża przekreśliła te plany. W zasadzie poza delikatnymi zmarszczkami pod oczami Monika niewiele zmieniła się od czasów ogólniaka. Jej skóra od kiedy pamięta łatwo kochała słońce i praktycznie zawsze była w odcieniu lekkiego brązu. Kobiety lubią brąz… jak śpiewał stary Rysiek Rynkowski, ale w przypadku Tokarzewskiej była to najprawdziwsza prawda. Monika figurą i mentalnością przypominała Ewę Chodakowską, choć w tym roku stuknęło jej także jak innym 40 wiosen. 40 lat….Boże, jak jej rodzice mieli tyle samo lat, to wydawali się jej tacy starzy. Monika miała dwójkę dorosłych dzieci, które studiowały w Krakowie. Tomek i Gosia mieli po 20 lat i byli bliźniakami. Gdy Monika miała 18 lat zakochała się w Piotrku Śmigło i po szybkim małżeństwie i równie szybkiej ciąży, Śmigło równie szybko zginął w wypadku samochodowym. Jedno drzewo na zakręcie i jeden nieroztropny telefon zmieniły w ich życiu wszystko. Monika w wieku 22 lat została piękną wdową i już nigdy nie wyszła za mąż. Tokarzewska z racji swojej fantastycznej figury i ciepłego usposobienia mimo upływu lat nadal szybko poznawała nowych facetów, jednak były to tylko przelotne romanse, lub sex zabawki jak ich nazywała przy swojej przyjaciółce Basi. W zasadzie największym hobby Moniki stał się fitness, a po założeniu własnego studia i siłowni także i pracą.
Monika z Jankiem przyjaźniła się od zawsze i nieraz wyciągali siebie z największych bagien, ale jak Janek zaczął świrować z szemranym towarzystwem i coraz częściej pić, to ich drogi trochę się rozeszły. W końcu jak Janek poznał Basię i się bardzo szybko z nią ożenił, to Monika wróciła na łono ich przyjaźni. A w zasadzie do przyjaźni z Basią, bo z Jankiem to się Monia teraz częściej kłócili niż przyjaźnili. Tak było też na zjeździe. Monika tak mocno chciała tam jechać. Tym bardziej, że Janka nie widziała już kupę czasu. Bo ostatnimi czasy spotykała się wyłącznie z jego Basią. I dopóki Janek nie zaczął świrować z tą pieprzoną Anetą wszystko dla Moniki było ok. Jednak gdy pojawiła się Aneta, to wszystko zaczęło się sypać. Dwadzieścia kilka lat temu na samym początku liceum Aneta zabrała Tokarzewskiej Piotrka Ładnego, a teraz przez nią Janek zdradził Basię. Monika była tym strasznie wkurwiona. I nie zamierzała tego przed Basią ukrywać. Zamiast jechać do domu do Warszawy skierowała błękitno- białą strzałę na Roztocze i pomknęła prosto do Krasnobrodu. Przez całą drogę słuchała Blendersów i Armii, bo nadal miała słabość do polskiego rocka z lat 90 tych. W tym rozumiał ją tylko Janek. I dwóch jej byłych Piotrków. Zarówno Janek jak i Piotrek Ładny czy jej Piotruś Śmigło byli fanami polskiego rocka z lat 90 tych. Ani oni, ani Tokarzewska nie uznawali innej muzyki. Monika po 3 godzinach jazdy wjechała w końcu do Krasnobrodu na letnią posesję Janka i Basi. Wiedziała, że Basia jest tu z Karolinką. Musiała koniecznie ją zobaczyć. Janek nie mógł zachowywać się tak bezkarnie, zwłaszcza, że chodziło tu o tą sukę Anetę.8. Agata Leruk
Agata Leruk zaczęła się w końcu niepokoić. Była żoną Michała już kilkanaście lat, a byli razem, a w zasadzie bywali już od lat dwudziestu. Misiek Leruk nie po raz pierwszy nie wrócił na noc. Nie po raz dziesiąty ani dwudziesty. Zdarzało się to już wielokrotnie i praktycznie od samego początku ich toksycznego związku. W zasadzie Leruk był toksyczny nie tylko dla niej, ale i dla wszystkich znanych jej osób. Misiek był od zawsze typem despoty, mimo że przyjacielem i ojcem był wspaniałym. Nigdy nie umiał odmówić żadnemu kumplowi. I nie tylko pomocy i rady, ale też szklaneczki whisky czy piwa, czy morza wódki. Nie umiał też odmówić swoim dzieciom. I nie tylko pomocy przy karmniku na zajęcia techniczne, czy nocnemu czuwaniu przy każdym przeziębieniu, ale też i coraz to droższym prezentom. Przeginał, kupując im nie tylko nowe mieszkania ale i mega drogą biżuterię. Bo która dwunastoletnia dziewczynka nosi do szkoły naszyjnik wartości drogiego samochodu? Agata Leruk takich innych dzieci nie znała.
Odkąd Agata pamięta, Lerukowie rządzili miastem. Zawsze mieli pieniądze i władzę. Jaki w Wilczycach nie pojawiłby się nowy burmistrz, to zaraz i tak siedział w kieszeni Miśka Leruka. I nie zawsze chodziło o pieniądze. Leruk o każdym wiedział dużo za dużo. O Agacie niestety też.
Aga Leruk zaczęła się niepokoić, bo Misiek nie wracał już trzecią noc do domu i dotąd się nie odezwał. W żadnej knajpie ani jego miejscówce nic o nim nie słyszeli. Nic, kompletnie nic. Leruka ostatnio widziano w nocy w Bidzie pod Wilczycami podczas zjazdu 40latków jak nazwał go Karol Owczarski. Ostatni raz chwiejnym krokiem Leruk pognał za Anetą Czaruś do jej samochodu- przynajmniej tak mówiono na mieście. Agata nie była zazdrosna. Misiek spał już pewnie z większością wilczyckich kobiet i nie ważne czy były młode i ładne, czy starsze i mniej zadbane. Misiek, jak to Misiek nie umiał odmówić żadnej.
Ale zawsze do Agaty wracał. Zawsze wracał po góra dwóch nocach. Pijany i uśmiechnięty… zawsze… ale nie tym razem…9. Likwidacja problemu
Tomek Krzyk z nienawiścią spojrzał na mnie i Anetę.
— To ile trupów mam po niej jeszcze sprzątać — warknął.
— Jest chociaż tego warta? — wycedził Tomek.
— Zamknij się i słuchaj — warknąłem na Krzyka.
— Zrobisz to, co musisz, tak jak ja bym to zrobił dla ciebie.
I przestań mnie wkurwiać, bo nie jesteśmy tutaj na wczasach, tylko po to, żeby posprzątać to całe gówno.
Ja nie mogę, przecież wiesz…
Wszyscy mnie od wczoraj widzieli z Anetą, wszyscy o nas piszą.
Pierdolony romans po latach w świetle jupiterów to jedno, a dwa trupy to kurwa chyba coś innego — nie zważałem już na swój ton głosu.
Tomek skinął głową i się trochę uspokoił.
— Posprzątam, posprzątam, jak zawsze posprzątam.
Leruk już nam nie zaszkodzi, nie martw się Jasiu — odparł Krzyk już całkiem spokojny.
Tomek włożył rękawice i założył maskę. Wziął do jednej ręki głowę Adama Mareckiego, a do drugiej palnik acetylenowo tlenowy. Odpalił palnik i szybko zrobił to co trzeba. Temperatura rzędu 3000 stopni Celsjusza nie dała głowie Mareckiego żadnych szans. Popiół lub jakaś czarna maź pozostała skapała ze stołu warsztatowego ze specjalnych dziurek w żaroodpornym blacie do dużej żaroodpornej beczki na odpadki. Beczka była prawie pełna. Kto wie, ile takich głów Krzyk sprzątał w ostatnim czasie.
— Idziemy — warknąłem do Anety i wyszliśmy z garażu Tomka.
Po zamknięciu drzwi, zanim wsiedliśmy każde do swoich aut, pożegnałem się szorstko z Anetą i wyszeptałem tylko :
— Już nie masz problemów Czarusiu, miałaś dwa, a teraz nie masz żadnego. Jak widzisz Tomek nie należy do przyjemniaczków, ale umie dobrze sprzątać problemy moich przyjaciół.
Uśmiechnąłem się do niej, lecz Aneta nie odwzajemniła uśmiechu. Spojrzała bladym wzrokiem i powiedziała tylko :
— Dziękuję Janek.
Odjechaliśmy.
Aneta wsiadła do swojej czarnej czyściutkiej toyoty rav4 i udała się w kierunku swojego 200 metrowego apartamentowca w centrum Warszawy, a ja wsiadłem do swojej bordowej toyoty avensis i szybko pomknąłem do Krasnobrodu do Basi i Karolinki. Bardzo się za nimi stęskniłem. Na szczęście cały syf miałem już za sobą. Miałem nadzieję, że Leruk już nikomu nie mógł zaszkodzić. Ani mi, ani Anecie, ani nawet Tomkowi Krzykowi.
Nikomu…
Byłem niestety w błędzie.10. Krasnobród
Monika zaparkowała swojego błękitnego forda mustanga koło auta Basi. Basia miała takie same auto jak Janek, z tym, że jej toyota avensis była w kolorze czerwonym. Tokarzewska wybiegła z błękitno białej strzały i skierowała się do głównego wejścia ich domku. Uwielbiała Krasnobród. Kiedyś na samym początku, jak Janek z Basią kupili to miejsce bywali tam wszyscy razem tzn. Janek z Basią, bo nie było jeszcze wtedy Karolinki, a Monika albo sama, albo z którymś z tymczasowych łóżkowych przyjaciół. Janek z Basią nawet żartowali sobie i zaczęli ich liczyć...numer jeden, dwa, dziesięć… Monika nie przywiązywała się do tego i nic nie robiła sobie z zaczepek przyjaciół. Tak było kiedyś… Teraz Monice nawet i to się znudziło. Monika podeszła do wejścia domu swoich przyjaciół. Drzwi były niestety zamknięte. Pomimo kilkakrotnego dzwonka Basia jej nie otworzyła. Tokarzewska spojrzała na zegarek. Było południe, więc pewnie Basia z Karolinką były w kościele. Baśka uwielbiała tak celebrować niedzielne południe. Monika miała co prawda klucz do ich domku, jednak nie chciała wchodzić tam sama, więc postanowiła pobiegać. Było tutaj tak pięknie. Krasnobród miał wszystko, czego potrzebowała zarówno Basia jak i Monika. Spokój, piękno, ciszę lasu, blask krasnobrodzkiego zalewu. Monika wyjęła fitnesowy strój i szybko się przebrała. Wyciągnęła ze sportowej torby Puma wodę Cisowiankę. Torba była w kolorze błękitno białym, czyli takim, jak ford mustang Moniki. Wypiła łyk wody. Odpaliła spotify na swoim smartfonie, oczywiście folder polski rock lata 90 te i ruszyła przed siebie. Powoli jej emocje i wkurwienie na Janka zaczęły mijać. Była w miejscu, które tak kochała. Zaraz zobaczy się z Basią i znów będzie błogo i spokojnie. Monika mijała pola, parking i w końcu dobiegła do krasnobrodzkiego zalewu. Zatrzymała się na chwilę, by złapać oddech, chociaż tak naprawdę dzięki wyśmienitej kondycji wcale tego nie potrzebowała. Wypiła kolejny łyk Cisowianki. Nad zalewem krasnobrodzkim pomimo pięknej letniej pogody nie było dużo ludzi. Turyści pewnie niedługo zjadą po domowym obiadku, a miejscowi byli właśnie na sumie w kościele. Tokarzewska podziwiała wspaniały krasnobrodzki krajobraz. Raptem zobaczyła, że ktoś z dość sporej odległości jej się przygląda. Nie widziała twarzy, gdyż większość ludzi z racji pandemii covida nosiło teraz na twarzy maski. Monice wydawało się, że ten ktoś bacznie jej się przygląda już od jakiegoś czasu, praktycznie przez cały jej południowy bieg.
— Nie, to niemożliwe — pomyślała Tokarzewska — przecież nikt mnie tu nie zna poza Basią, Karolinką i Jankiem.
— Za stara jestem na podryw — zaśmiała się Monika.
To na pewno przypadek. Na pewno. Monika zmieniła kawałek w spotify. Zaczęła się teraz jej ulubiona piosenka starego T. Love „Wychowanie”. Pamiętała stary czarnobiały teledysk jak młody Muniek Staszczyk śpiewał nostalgiczną piosenkę na dachu starego warszawskiego bloku, chyba gdzieś na Pradze.
Monika uśmiechnęła się do samej siebie, jakby śmiejąc się z jej bezsensownych fobii. Tokarzewska pobiegła dalej w kierunku lasu. Biegła wśród gęstych drzew i chłonęła czyste, pachnące lasem powietrze. W końcu nie było nikogo. Była sama. W środku lasu zatrzymała się na polanie, by zawiązać sportowego buta i nagle zamarła.
Nie wiadomo skąd, maksymalnie 20 metrów od niej pojawił się ten sam mężczyzna, który ją śledził prawie przez cały południowy bieg. Nieznajomy musiał mieć super kondycję, skoro bez trudu dogonił Monikę. W końcu mężczyzna zaczął zdejmować maskę jakby chciał Monice coś powiedzieć. Monika nie czekała na to. Postanowiła biec ile tylko ma sił. Musiała wybiec z lasu do ośrodka wypoczynkowego Relaks, tam o tej porze jest zawsze dużo ludzi. Tokarzewska zaczęła ponownie biec jak najszybciej mogła, jedną ręką wyciszyła muzykę, przez co przez długi czas słyszała też kroki biegnącego nieznajomego. W końcu po przebiegnięciu kolejnych kilku kilometrów kroki zdawały się być coraz cichsze, aż w końcu przestała je słyszeć. Monika zatrzymała się dopiero przy domku swoich przyjaciół. Odwróciła się. Na szczęście za nią nie było już nikogo, a na ganku stała jej najlepsza przyjaciółka Basia, uśmiechając się jak zwykle promiennym pięknym uśmiechem.12. Powrót do Warszawy
Aneta Czaruś przez całą drogę z Czarnej Podlaskiej do Warszawy nie mogła się skupić. Wciąż myślała, jak zmieniła całe jej życie jedna z pozoru nieistotna decyzja, jak głupi szkolny zjazd. Jedna decyzja mogła zrujnować nie tylko jej życie, ale i cały jego komfort. Mogła mieć zdecydowany wpływ na dalszą jej karierę w bankowości. Aneta od 15 lat pracowała w CBE czyli Centralnym Banku Europejskim, z główną siedzibą na ulicy Złotej w Warszawie. To niedaleko swojej firmy kupiła luksusowy 200 metrowy apartament z widokiem na panoramę miasta i sławetny od wieków Pałac Kultury. W jej apartamentowcu było wszystko: 3 piętra podziemnego parkingu, ogród w chmurach na dachu apartamentowca. Pierwsze trzy piętra zajmowały kolejno: nowoczesne centrum handlowe Plaza, korty boisk do squascha i siłownia, baseny i luksusowa strefa spa and beaty. Aneta praktycznie nie musiała wychodzić z budynku. Ostatni rok w dobie pandemii koronawirusa pracowała zdalnie głównie z domu, tylko kilka razy w miesiącu musiała być w swoim gabinecie CBE na ul. Złotej, żeby złożyć stosowne podpisy na wielomilionowych kontraktach. Aneta reprezentowała zdecydowanie model klasycznego premium korposzczura. Najpierw skończone z wyróżnieniem ekonomia i marketing na SGH w Wa -wie, potem doktorat na krakowskim Uniwersytecie Jagiellońskim. W międzyczasie staż i praca specjalisty w dziale kredytów w CBE. Już dwa lata później została szefową działu kredytów, a kolejny rok później dyrektorem departamentu ds. kredytów, rozwoju i innowacji. Od tamtego czasu minęło już kilkanaście lat i mimo slangu, że dyrektorem się bywa, Czaruś zdołała być najdłużej pracującym dyrektorem działu w całym polskim oddziale CBE, aż w końcu została wiceprezesem całej polskiej filii Centralnego Biura Europejskiego.
Zjazd….ten głupi zjazd był tylko po to, żeby choć na moment oderwać się od korpo wyścigów szczurów, a stał się pełnym morderstw przekładańcem i to z Anetą w roli głównej.
Aneta po raz pierwszy w swoim życiu nie miała żadnej kontroli nad tym co się wokół niej działo i po raz pierwszy nie wiedziała jak wyjść z tej niezręcznej sytuacji.
Nawet rozwodząc się z mężem, miała nad tym pełną kontrolę, ale teraz???
Nie miała już nic…
Aneta nie wiedziała, jak się z tej sytuacji wyplątać i co ma robić dalej.
Z jednej strony wiedziała że powinna pójść na policję, ale wiedziała też że tabloidy od razu by to podchwyciły i jej prezesura, o którą walczyła jak lwica całe zawodowe życie by mogła pęknąć jak domek z kart, czy kolorowa bańka dmuchana.
Wiedziała też, że Janek zrobił wszystko, by jej pomóc. W zasadzie poza wyrzutami sumienia, których Aneta wyzbyła się już lata temu, wiedziała, że wokół jej osoby znalazły się w obrębie jednej nocy dwa trupy dwóch kolegów z licealnych wilczyckich czasów.
O ile Adam Marecki był tylko informatykiem w urzędzie miasta w Czarnej Podlaskiej, to Misiek Leruk był tam bogiem. Taka śmierć nie mogła się skończyć bez echa i bez żadnych konsekwencji.
Aneta wciąż zastanawiała się, skąd Janek ma znajomości wśród mocno szemranego środowiska pozbywającego się trupów, jak piekarz starego pieczywa.
Skąd Janek miał takie znajomości?
Czy był w stanie ocenić dobrze całą tą feralną sytuację jak się potem okazało, że jest na wiecznym rauszu?
Aneta nie znała odpowiedzi na te pytania.
Wiedziała jednak, że nie ma teraz już wyjścia i musi żyć tak, jakby nic się nie stało.
Przed samą północą Czaruś wypiła dwie czy trzy szklanki szkockiej i poszła popływać zjeżdżając kilkanaście pięter windą swojego apartamentowca. Po wszystkim wróciła do mieszkania w trochę lepszym humorze. Zdecydowała, że musi szybko uciec w pracę tak, jak robiła to przed swoim rozwodem. To najlepszy sposób jaki znała. Aneta Czaruś usnęła snem sprawiedliwych. Noc nie była spokojna. Cały czas śniły jej się jakieś koszmary. Aneta wstała w samo południe z mocnym bólem głowy. Na szczęście nic nie zapowiadało dawnych kłopotów. Jej nowa czarna toyota raf 4 czekała czyściutka i wypachniona na swoją atrakcyjną właścicielkę. Ostatnie wydarzenia wydawały się tylko nocnym koszmarem.
Niestety tym razem Aneta była w całkowitym błędzie.13. Droga Janka
Patrzyłem jak Aneta odjeżdża a wraz z nią miałem nadzieję, że koszmar ostatnich dni w końcu się skończy. Jak widać Leruk nawet zza grobu potrafił nieźle namieszać. Gdyby nie pomoc Tomka Krzyka mogłoby być nami krucho. Zarówno Aneta jak i ja nieświadomie, a może świadomie wciągnięty w pasmo trupów i nieszczęść, mogliśmy mieć spore problemy. Mogliśmy, ale nie mieliśmy. Bolała mnie głowa. Potworny kac wrócił ze zdwojoną siłą, a dziś nie mogłem i przede wszystkim nie chciałem zabijać klina. To, czego chciałem, to w końcu wrócić do mojej Basi i Karolinki. Przeszukując samochodowy schowek znalazłem to, czego szukałem. Ketonal 100mg miał mnie wkrótce postawić na nogi. Łyk niegazowanej Cisowianki i mogłem ruszać w drogę. Nastawiłem tylko spotifi na hity rockowe lat 90 tych i mogłem ruszać. Ustawiłem nawigację na Krasnobród. 200km i niecałe 3 godziny jazdy. Zniosę. Zaraz mnie głowa przestanie boleć i będzie pełen luz.
Po półgodzinnej drodze humor zaczął mi dopisywać. Głowa pod wpływem zbawiennego ketonalu zaczęła nareszcie działać tak jak trzeba. Zatrzymałem się na stacji Orlenu i kupiłem paczkę czerwonych Marlboro. Co prawda próbowałem od dłuższego czasu rzucić palenie, ale dziś po nocnych emocjach nie mogłem się powstrzymać. Co prawda pomogłyby mi bardziej dwa mocne drinki, jednak wóda na tyle mi mózgu jeszcze nie wyprała, że wiedziałem że po pijaku się nie jeździ. Dla bezpieczeństwa kupiłem też jednorazowy test na obecność alko i po korzystnym dla mnie werdykcie, czysty jak łza mogłem dalej jechać. Jeszcze niecałe dwie godziny i będę z moją Basią.
Żałowałem trochę lekkomyślnej pomocy udzielonej Anecie. Jak zwykle musiałem wpieprzyć się w kłopoty. Jednak wizja tłumaczenia się policji z moich odcisków palców w krwi Leruka i fakt, że tu chodzi o samego Miśka sprawił, że tak naprawdę nie mogłem inaczej postąpić. Nie po tym, co kiedyś razem zrobiliśmy. Misiek był groźny i nieprzewidywalny zarówno za życia jak i po śmierci. Tak sądziłem wtedy i tak sądzę obecnie.
Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów wjechałem prosto na ekspresówkę prowadzącą praktycznie na samo Roztocze. W końcu będę w moim azylu. Tak naprawdę ostatnimi czasy jeździła tam głównie Basia z naszą młodą, bo ja zawsze miałem coś do załatwienia.
Dobrze, że często wpadała do niej Monika, dzięki niej Baśka nie marudziła, że jest taka samotna.
Rozpędziłem samochód do 140, 160km/godzinę, bo jak najszybciej chciałem być z moją rodziną. Za oknem jasno i radośnie świeciło słońce i nic nie zapowiadało żadnych kłopotów. Nagle zobaczyłem w oddali, że jakiś szaleniec jedzie dużo szybciej ode mnie. Zjechałem mu na prawy pas ekspresówki ale ten dziwnym trafem też zjechał. W tylnym lusterku zobaczyłem, jak nieznajomy mi mężczyzna próbuje rozbić mi zderzak w moim bordowym avensis.
— Jakiś skończony debil — pomyślałem. Dwie sekundy później czarne sportowe BMW wyprzedziło mnie i raptownie zahamowało. A ja w ostatnim momencie odbiłem znów na lewy pas. W momencie zrównania się naszych wozów całą siłą kierowca z BMW popchnął mnie na brzeg ekspresówki powodując że zbyt nagle hamując straciłem panowanie nad autem. Moja bordowa toyota avensis wraz ze mną zrobiła dwa czy trzy fikołki i stanęła.
Straciłem przytomność.14. Basia
Basia Jantar bardzo ucieszyła się z wizyty przyjaciółki. Baśka uwielbiała Tokarzewską od samego początku. Zresztą Basia generalnie lubiła ludzi. Ale z Moniką złapała kontakt od samego początku. Były jak dwie papużki nierozłączki, jak dwie siostry bliźniaczki. Basia wyszła na ganek parę minut przed tym, jak przybiegła do niej Tokarzewska. Kobiety wpadły sobie czule w ramiona, mimo że nie widziały się raptem tydzień temu, a praktycznie codziennie długimi godzinami plotkowały przez telefon. Obie przyjaciółki były pięknymi kobietami. Obie miały śliczne buzie i ciemną karnację. Obie lubiły opalać się na brązowo. Jednak jedna i druga miały zupełnie inne kobiece kształty. Tokarzewska a’la Ewa Chodakowska była szczupłą i wysportowaną kobietą z małym ponętnym biustem i niewielką jędrną pupą. Basia z kolei, również była szczupła, jednak miała ogromny piękny biust i sporą, lecz zajebiście seksowną pupę. Jedna i druga zazdrościły sobie nawzajem cycków i tyłka, co wielokrotnie sobie wypominały, podziwiając nawzajem swoje ładne ciała.
— Muszę iść pod prysznic, bo jestem cała spocona, zrobiłam chyba z 15km i trochę szybciej niż zwykle przez tego gościa co mnie śledził — wyrzuciła z siebie jak karabin Monika — nie całuj mnie kochana bo brzydko pachnę.
— Ty zawsze ślicznie pachniesz — roześmiała się Basia i ponownie przytuliła swoją przyjaciółkę.
Monika opowiedziała Baśce o tajemniczym gościu, który ją śledził praktycznie podczas jej całego biegu po krasnobrodzkim rejonie. Na szczęście dzięki niesamowitej kondycji Tokarzewskiej nic nieprzyjemnego się z nią nie stało. Basia była wyraźnie zaniepokojona relacją przyjaciółki, gdyż Krasnobród był do tej pory ich azylem, miejscem w którym Basia mogła czuć się bezpiecznie. W Lublinie już tak czuć się nie mogła. Janek miał tam za dużo dziwnych i niebezpiecznych spotkań od których starał się trzymać Basię i Karolinkę z daleka. Basia zaakceptowała tą troskę Janka i nie zagłębiała się w szczegóły, skoro mąż sobie tego nie życzył. Wiedziała, że bezpieczeństwo jej i Karoli były dla Janka zawsze priorytetem. Janek miał różne tajemnice, które dotyczyły jego młodości i pewna sytuacja z dalekiej przeszłości związana z Lerukiem i Krzykiem rykoszetem odbijała się na całym ich życiu, odkąd Basia pamiętała. Janek w ostatnim czasie zaczął mniej radzić sobie ze stresem w związku z tym, że widmo mrocznej przeszłości jeszcze bardziej pozostawiało piętno na ich życiu. Leruk był z nimi obecny niestety zawsze. Nawet teraz, jak się okazało z zza grobu. Nawet jeśli nie było go na jawie, powracał kiedyś w koszmarach Janka, albo obecnie w jego coraz większym piciu. Basia jednego była pewna. Była z Karolą dla Janka całym jego światem. Bez względu na mroczną przeszłość Janka związaną z Lerukiem. Jantarowa również bardzo mocno kochała Janka mimo różnych jego przywar i wyskoków. Zresztą tajemnice miał nie tylko Janek. Basia miała je również. Jednak ich rodzina była dla nich wszystkim. Byli dla siebie nawzajem bezcenni. Byli nawzajem sobie potrzebni.
Po wejściu do salonu Basia nalała sobie drinka i jak zwykle zaproponowała go Monice. Tokarzewska jak zwykle odmówiła.
— Za dużo pijesz — westchnęła Monika — żebyś nie skończyła jak Janek.
— Przesadzasz — uśmiechnęła się Basia do Moniki jak zwykle promieniście.
Basia powiedziała Monice, że mają około dwóch godzin tylko dla siebie, gdyż Janek dopiero wyjechał z Czarnej Podlaskiej. Tokarzewska zdziwiła się, że Janek po szkolnym zjeździe i głupim show z Anetą Czaruś zamiast do domu pojechał dalej, ale nic nie powiedziała. Karolinka zaś od wczoraj na weekend jest u swojej koleżanki mieszkającej po drugiej stronie Krasnobrodu. Dziewczynki miały organizować piżamo party czy coś takiego. Monika w końcu nie wytrzymała i zaczęła wyrzucać przyjaciółce, co myśli o zachowaniu Janka i jego zjazdowym wyskoku z Anetą. Basia tylko się uśmiechnęła.
— Wkurwił mnie Janek, słyszysz kochana? — Wkurwił mnie z całych sił. Jeśli już musiał się gzić, to czemu na oczach wszystkich i czemu z tą wywłoką Czarusiem — powiedziała Monia.
— Powinnaś go rzucić, mówię poważnie, albo przynajmniej wygonić na miesiąc z łóżka jak psa! — Monia, jak zwykle pod wpływem emocji, wpadła w lekki trans.
Basia spokojnie wysłuchała przyjaciółki i powiedziała tylko :
— Janek zrobił to, co trzeba, nic się nie martw.
Monika rozszerzyła oczy ze zdziwienia, nie wierząc w to, co słyszy od przyjaciółki. W końcu machnęła tylko ręką i powiedziała, że idzie pod prysznic.
Monika czuła jak gorąca woda zmywa z niej całe napięcie i zmęczenie. Ekologiczny migdałowy płyn pod prysznic firmy Ziaja spływał z jej zadbanego ciała. Miała przymknięte oczy i słuchała pod prysznicem swojej ulubionej muzyki lecącej z głośników nowoczesnego prysznica Jantarów. Kabina prysznica była ogromna, mogła pomieścić nawet kilka osób jednocześnie, o czym wielokrotnie mogła przekonać się Basia kochając się tam namiętnie z Jankiem oraz Monika z każdym z jej tymczasowych kochankach. Na nieszczęście nie dożył tego jej Piotruś Świder, którego kochała mocno i namiętnie przez całe ich krótkie małżeństwo. Monika oddała się głębokiemu relaksowi, gdy ktoś nagle otworzył drzwi od kabiny gigantycznego prysznica. Do kąpiącej się Moniki weszła uśmiechnięta Basia i czule się do przyjaciółki przytuliła. Basia delikatnie pocałowała Monikę w usta, a przyjaciółka odwzajemniła jej pocałunek.
Zarówno Monika jak i Basia były teraz bardzo szczęśliwe.
Ich oczy nie walczyły już z rosnącym pożądaniem.
Ich ciała nie walczyły już z rosnącym podnieceniem.15. Warszawskie interesy
Aneta musiała dziś być w siedzibie CBE. Spotkanie z Chińczykami było w decydującej fazie i tym razem konferencja online na teamsie mogła być niewystarczająca. Ying Rui był prezesem wielkiej chińskiej korporacji, która miała szansę zostać strategicznym partnerem polskiej filii CBE. Aneta była odpowiedzialna za tą umowę. Jak mówił jej zwierzchnik, główny prezes CBE Anglik Andrew Chatyna, odpowiadała za kontrakt głową. Aneta miała o tyle łatwą sytuację, że Ying Rui był 50 letnim babiarzem i lubił kobiety mądre, kobiety 40+ z dużym biustem. A ona idealnie do jego kanonów piękna pasowała. Aneta ubrana była w czarny managerski kostium, pod żakietem miała białą koszulę doskonale eksponującą jej ponętny biust. Aneta nigdzie nie musiała się śpieszyć. Była w swoim gabinecie o godzinie 10 rano, a spotkanie z Ying Rui i Andrew Chatyną miała dopiero w południe. Miała prawie dwie godziny by przygotować się perfekcyjnie do spotkania, które miało być już tylko formalnością. Andrew Chatyna za pomyślnie podpisaną umowę z Chińczykami miał dać Anecie sowitą premię, za którą w końcu będzie mogła do końca spłacić swój 200 metrowy apartament w centrum Warszawy.
Jakie było zdziwienie Anety, gdy wparowała do niej wystraszona asystentka z informacją, że koniecznie z nią się chce spotkać znany jej z przeszłości adwokat Leruka — Mateusz Kowal. Aneta wiedziała, że nie może odmówić, tylko musi natychmiast spotkać się z Kowalem. Wiedziała, że Kowal wybrał najgorszy moment z możliwych, zaraz miał przyjechać prezes Andrew Chatyna i wspomniany chiński boss Ying Rui.
Po wejściu Mateusza Kowala do gabinetu Anety i krótkich grzecznościowych uprzejmościach, które o dziwo trwały niespełna minutę i to z obu stron, adwokat Leruka powiedział, po co przyszedł.
— Pani prezes, reprezentuję zmarłego nieszczęśliwie Michała Leruka i żyjącą szczęśliwie Agatę Leruk. Interesuje mnie pani zgoda na zakup przez jedną z firm państwa Leruków ziemię w Czarnej Podlaskiej. Dokładnie 2ha w centrum miasta należące do wieloletniej dzierżawy magazynów mercedesa Tomasza Krzyka i jego ojca Janusza. Potrzebuję, pani Aneto, pani zgody na sprzedaż gruntów, bo tylko zgoda tak dużego banku jak CBE może proces przyśpieszyć. Pozwolę sobie zostawić plik dokumentów z zaznaczonymi miejscami, gdzie szanowna pani prezes złoży swe szanowne podpisy. Proszę po podpisaniu dokumentów odesłać je w trybie pilnym do mojej kancelarii. Ma pani czas do końca sierpnia 2021, a to już stosunkowo niedługi termin — skończył mówić adwokat, a w rzeczywistości zrobił tylko pauzę.
Aneta osłupiała nie zdążyła nic odpowiedzieć, zaś mecenas Kowal wyciągnął szarą teczkę z bardzo ostrymi kolorowymi zdjęciami w formacie A4.
Zdjęcia przedstawiały Anetę i Miśka Leruka podążających przytulonych do auta Anety. Na kolejnych zdjęciach były fotografie przedstawiające Anetę całującą Leruka, na jeszcze kolejnych Anetę zadających cios myśliwskim nożem. Na ostatnich obrazach przedstawiony był cały we krwi Leruk w aucie Anety wraz z wyraźną jej twarzą. Na ostatnim był otwarty karton z głową Mareckiego będący w bagażniku czarnej toyoty raf4 wraz z widoczną tablicą rejestracyjną auta Czaruś.
Na wszystkich zdjęciach na dole była widoczna wyraźna data. Data i godzina zdarzenia wskazywały jednoznacznie datę i godzinę trwania zjazdu 40latków w podwilczyckiej Bidzie.16. Decyzja Ładnego
Piotrek Ładny musiał w końcu zacząć działać.
Nie wierzył, że przypadkiem dwa trupy znalazły się w samochodzie Anety.
Nie wierzył też w przypadkowy wypadek przyjaciela z czasów młodości Janka. Nie wierzył kurwa i już!
Aneta była zbyt poważną bizneswoman, żeby wplątywać się w jakiekolwiek morderstwa, a zwłaszcza kolegów z klasy. Nawet jeśli jednym z nich był osobą tak mocno wpływową we wschodniej Polsce jak Misiek Leruk. Nie wierzył Ładny, że Aneta mogła zabić Leruka. Był na to zbyt cwany i ostrożny, a Aneta zbyt wiele miała do stracenia. Po tym jak Aneta po tak długim czasie zadzwoniła do Ładnego z prośbą o pomoc, Piotrek nie mógł dłużej zwlekać. Obsesja do Czaruś była nie tylko obsesją, ale jedną z nielicznych słabości Piotrka. Dla Ładnego Aneta była swoistą piętą achillesową. Czy miał lat 20 czy czterdzieści parę to zawsze zachowywał się tak samo… głupio. Stawał się porywczy i nieobliczalny. W latach 90tych jak Aneta miała muchy w nosie, Janek niejednokrotnie był świadkiem, jak Ładny rozprawiał się z kim popadnie na wilczyckim rynku czy wilczyckich PKS-ach. Janek, mimo, że był przyjacielem Piotrka, to czuł się wtedy co najmniej niezręcznie. Dziwnym trafem pękały szyby w klatkach schodowych, czy nosy dworcowych przechodniów. Teraz, dwadzieścia kilka lat po tych czasach było niewiele lepiej. Co prawda nie pękały już szyby czy nosy, ani nie były łamane kości, ale jeden telefon Anety sprawił, że Piotrek mimo olbrzymiej miłości do swej żony, gotów był jechać przez całą Polskę, żeby pomóc Anecie.
Aneta oczywiście zapomniała powiedzieć Piotrkowi o jednym tylko szczególe…
Wizycie w CBE adwokata Kowala i bardzo ciekawych przedstawionych przez niego zdjęciach.
Piotrek miał jeszcze jedną motywację. Nie wierzył w wypadek Janka. Z tego co czytał w sieci w lokalnej prasie była wtedy piękna słoneczna pogoda i prosta droga ekspresowa. Janek był zbyt dobrym kierowcą by tak bez przyczyny rozwalić się na prostej drodze w drobny mak. Tym bardziej, że o dziwo był trzeźwy. Ładny lubił wiedzieć o swych bliskich znajomych dużo więcej niż się innym wydawało. Zwłaszcza lubił dostawać raporty o zaprzyjaźnionego detektywa Mrówkowskiego o Anecie czy Janku. Piotrek Ładny jakoś w to nie wierzył. Musiał pomóc dawnemu przyjacielowi, chociaż ich drogi ostatnio się rozluźniły. Ładny czuł podświadomie, że zarówno za morderstwami w jakie była wrobiona Aneta jak i wypadkiem Janka na prostej drodze stał klan znany mu tak dobrze. Rodzina Leruka. Leruk nawet z zza grobu potrafił tyle spieprzyć. Wszędzie, gdzie się pojawił, pozostawiał tylko popiół i zgliszcza. Piotrek spakował walizkę i powiedział pięknej żonie, że na kilka dni musi wyjechać w interesach. Choć Ładny doskonale wiedział, że podróż jego może potrwać o wiele dłużej i może różnie się skończyć. Lecz nie miał innego wyjścia. Oprócz porywczości Piotrek Ładny dysponował rzadką już dziś cechę jak honor i pomoc starym miłościom, czy starym przyjaciołom. Nawet z przed ćwierć wieku.17. Wiadomość
Basia spędziła z Moniką bardzo miłe popołudnie. Janek jeszcze nie zdążył dojechać. Trochę to było dziwne, bo gdy do niej dzwonił to mówił, że będzie w Krasnobrodzie za około dwie godziny, a minęło już z 10 i wciąż go nie było. Monika na prośbę Basi odpowiedziała twierdząco, że chętnie zostanie u nich na noc, choć wcale nie miała na to ochoty. O ile kochała Krasnobród i towarzystwo Basi Jantar, to ostatnimi czasy spotkania z Jankiem już nie. A zwłaszcza po feralnym zjeździe, gdzie Janek spędził czas ze znienawidzoną przez Monikę Anetą Czaruś. Mijały godziny. Basia włączyła w końcu na netflixie serial: „Breaking Bad” i przygody Waltera zaczęły znów rozbrzmiewać na 75 calowym smart TV Samsunga chyba po raz już setny, które uwielbiały razem oglądać. Za każdym razem wyciągały z niego coraz to nowe przemyślenia. Basia otworzyła włoskie wino z 2003 roku i wlała sobie cały duży kieliszek. Tradycyjnie zaproponował wino Monice, która też tradycyjnie jej odmówiła. Basia po trzecim kieliszku położyła głowę na kolanach Tokarzewskiej, a ta tylko uśmiechnęła się i pogłaskała ją po włosach. Przy kolejnym kieliszku Basia była już w błogim nastroju dzięki miłemu towarzystwu, serialowi i wypitemu alkoholowi, który z każdym kieliszkiem podnosił poziom jej endorfin. Monika, mimo że była jak zwykle zupełnie trzeźwa, również była szczęśliwa, że jest tylko sama z Basią. Nagle z błogiego nastroju wyrwał Basię dźwięk jej smartfona.
Kto mógł dzwonić o tak późnej porze?
Basia spojrzałą na Monikę i po trzecim sygnale odebrała nieznany jej numer.
— Czy dodzwoniłam się do pani Barbary Jantar? — głos po drugiej stronie słuchawki był bardzo oschły, oficjalny i zachrypnięty, mimo że należał z pewnością do kobiety.
— Tak, kto mówi? — odparła Basia
— Aspirant Beata Serementa, komenda wojewódzka Lublin.
Mam dla Pani przykrą wiadomość pani Barbaro.
— Co się stało? — z przerażeniem wyszeptała Baśka.
— Pani mąż Jan Jantar miał poważny wypadek na drodze ekspresowej przy zjeździe Lublin — Kurów.
— Boże, czy Janek żyje? — krzyknęła przerażona Basia.
— Pani mąż miał groźny wypadek. Jest wciąż nieprzytomny.
Śmigłowiec zabrał go do Szpitala Wojewódzkiego na ul. Kraśnickiej w Lublinie. Miał natychmiastową operację, która nie do końca się powiodła.
Jest wciąż nieprzytomny.
Lekarze dla bezpieczeństwa wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej. Jego stan jest bardzo poważny.
Najbliższe godziny zdecydują, czy przeżyje.
Bardzo mi przykro pani Barbaro.
Aspirant Beata Seremeta jeszcze coś mówiła, ale Basia już tego nie słyszała. Alkohol momentalnie wyparował z jej głowy, a endorfiny uciekły gdzieś bardzo daleko. Po policzkach Basi zaczęły spływać łzy. Monika przytuliła czule przyjaciółkę i po chwili zawiozła ją swoim błękitno białym fordem mustangiem wprost do lubelskiego szpitala na ulicy Kraśnickiej.18. Marecki
Adam Marecki około dwa tygodnie przed feralnym szkolnym zjazdem zaczął dostawać anonimy i pogróżki. Nie było to zresztą pierwszy raz. Oprócz państwowego etatu informatyka w Urzędzie Miasta Czarna Podlaska dorabiał trochę na boku pisząc felietony do czarnopodlaskiego oddziału Gazety Wybiórczej, a nawet czasem do tygodnika Newsday, która miała już ogólnopolski zasięg. Redaktor naczelny Newsdaya — Tomasz Wilk, był co prawda wizjonerem, jednak ta ich współpraca była tylko okazjonalna. Były to wciąż jednak tylko fuchy dorywcze i nie dało się z tego niestety utrzymać. Dlatego wciąż ważnym dla Mareckiego był stały etat informatyka w Urzędzie Miejskim w Czarnej Podlaskiej.
Adam miał jednak nadzieję, że wkrótce to się skończy, gdy opublikuje materiał, który wstrząśnie biznesowym światkiem Czarnej Podlaskiej. A być może i całą wschodnią Polską. Jeśli to mu by się udało, dostałby z pewnością cały etat w Newsdayu lub Gazecie Wybiórczej i mógłby w końcu zajmować się tym, co kocha najbardziej. Mógłby zostać w końcu pełnokrwistym dziennikarzem śledczym.
Adam Marecki swoje zainteresowania miał już w szkole średniej gdy fotografował różne załamania ścian w szkolnym ogólniaku. Miał swój tzw. fotograficzny aparat szpiegowski, którym już wtedy próbował uwieczniać różne wilczyckie mini afery. Szczególnie interesujące były sprawy rodzin Leruka i Ładnego i lata gospodarczych przemian, ale wtedy Marecki był jeszcze za młody i za zielony żeby się tym na poważnie zajmować.
Teraz niestety sprawy miały zupełnie inny obrót. Anonimy i pogróżki zaczęły pojawiać się znacznie częściej niż miało to miejsce wcześniej. I to wszystko zaczęło się od badania przez Adama gruntów, które od wielu lat dzierżawił pod swoje biznesy Janusz Krzyk wraz z synem Tomaszem. Od niedawna, kiedy młody Tomasz Krzyk przejął biznes po ojcu cały biznes, sprawa przetargu na grunty w samym centrum Czarnej Podlaskiej nabrała jeszcze rozpędu. Marecki dostał w końcu poważne ostrzeżenie. Najpierw kurierzy przynieśli mu zdechłą rybę szczelnie zapakowaną w piękny karton upominkowy, a kilka dni później, gdy Marecki wciąż dalej drążył dziennikarski temat, dostał już głowę swojego kota w kartonie na wycieraczce. Adam wiedział, że żarty się skończyły. Wiedział też, że nie ma sensu iść na policję, bo główny komendant policji w Czarnej Podlaskiej, Karol Topór był kumplem Tomka Krzyka.
Marecki wiedział, że musi przyśpieszyć, bo inaczej sam będzie miał poważne kłopoty. W dniu szkolnego zjazdu Marecki wybierał się na wódkę spotkać swoich dawnych znajomych z przed ponad 20 lat i powspominać stare dzieje. Raptem ktoś dwie godziny przed planowaną godziną rozpoczęcia zjazdu zapukał do jego drzwi. Marecki wyjrzał przez wizjer i otworzył podwójny zamek Gerda w swoich antywłamaniowych drzwiach. Nie miał powodów do obaw, gdyż dobrze znał tą osobę. Jednak trochę się zdziwił, bo mieli się spotkać dopiero na miejscu na szkolnym zjedzie 40latków w podwilczyckiej Bidzie.
— Wejdź proszę — powiedział Marecki do wchodzącego gościa.
— Nie spodziewałem się ciebie teraz, mieliśmy się spotkać dopiero na zjeździe.
— Musimy pogadać już teraz — powiedział gość.
— Czego się napijesz? — zapytał Marecki. Kawa? Herbata? Whisky?
— Whisky wypijemy za dwie godziny Adaś — odrzekł gość Adama.
— Polej małą czarną z mlekiem kokosowym proszę. Musimy szybko pogadać.