Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Zjazd rodzinny - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
29 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zjazd rodzinny - ebook

Troje rodzeństwa. Trzy miłosne historie. I tylko jedna szansa na „żyli długo i szczęśliwie”.

Martin i Peggy Chance wierzą w miłość do grobowej deski. Zbliża się złoty jubileusz ich małżeństwa, a oni sami są przekonani, że stworzyli wzór idealnego związku dla swoich dorosłych już dzieci. Ku ich rozczarowaniu wygląda jednak na to, że cała ta lekcja poszła na marne – najwyraźniej żadne z trojga rodzeństwa nie potrafi zaryzykować i odnaleźć miłości w swoim życiu.

Ford, najstarszy, poświęca się pracy i opiera jakimkolwiek romansom… tak przynajmniej twierdzi. Cooper nie może się otrząsnąć po rozwodzie aż do czasu, gdy odnawia znajomość z zadziorną właścicielką cukierni. Najmłodsza Palmer jest wyzwoloną instagramerką i podróżniczką, która zawsze widziała siebie u boku kogoś zupełnie innego niż przystojny lekarz rodzinny z małego miasteczka…

Kiedy rodzeństwo Chance spotyka się, żeby zaplanować rocznicowe przyjęcie dla swoich rodziców, musi stawić czoła sercowym komplikacjom, bratersko-siostrzanej rywalizacji oraz definitywnemu końcowi dzieciństwa. Cokolwiek się wydarzy, „Zjazd rodzinny” zapewni wam szaloną, pełną emocji i flirtu zabawę.

Zabawna, błyskotliwa i pełna miłosnych uniesień.– Kendall Ryan, autorka bestsellerowej serii „Unravel Me”

Prawdziwa, bezpardonowa i przezabawna. Meghan Quinn w najlepszym wydaniu. – Rachel Van Dyken, autorka bestsellerowej serii „Zatraceni”

Wciąga od pierwszej strony. W tej książce jest wszystko: dramat, romans, żar, a przede wszystkim humor. – Laurelin Paige, autorka bestsellerowej serii „Uwikłani”

Tę komedię romantyczną, wywołującą salwy śmiechu, wypełnia genialny romans. Jest do tego zaskakująco głęboka, czym absolutnie mnie oczarowała. – Corinne Michaels, autorka bestsellerowej serii „Willow Creek Valley”

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67710-45-9
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Do: Rodziny i przyjaciół

Od: Cooper Chance

Temat: 50. rocznica ślubu

Zapraszamy na 50. rocznicę ślubu Peggy i Martina.

• Jedzenie i napoje

• Muzyka

• Dobra zabawa

Przyjęcie odbędzie się w sobotę drugiego czerwca w pierwszym sklepie Watchful Wanderers.

Prosimy o potwierdzenie obecności mailowo.

Żadnych prezentów.

***

Do: Cooper Chance, Ford Chance

Od: Palmer Chance

Temat: Re: 50. rocznica ślubu

Braciszku,

serio wysłałeś zaproszenia na rocznicę mailem? Naprawdę?

Palmer – twoja niezadowolona siostra

***

Do: Palmer Chance, Ford Chance

Od: Cooper Chance

Temat: Tak, wysłałem

***

Do: Cooper Chance, Ford Chance

Od: Palmer Chance

Temat: Re: Tak, wysłałem

Nienawidzę, kiedy odpowiadasz na wiadomość w temacie maila. Usunięcie tematu i wpisanie nowego zajmuje więcej czasu niż normalna odpowiedź.

I co się stało z pięknymi lnianymi zaproszeniami, które wybrałam? Nie możesz ot tak wysyłać maili o pięćdziesiątej rocznicy ślubu rodziców. Wyjdziemy na prostaków.

***

Do: Palmer Chance, Ford Chance

Od: Cooper Chance

Temat: Re: Tak, wysłałem

Zaproszenia, które chciałaś kupić, kosztowały dwanaście dolarów za sztukę. DWANAŚCIE dolarów, Palmer. To strata pieniędzy, marnowanie zasobów i przyczynianie się do wycinki drzew. Poza tym kto miałby je wszystkie zaadresować, kiedy ty szlajasz się po świecie? Ja. Więc zrobiłem to, co najprostsze. Wysłałem maile. Jak ci się nie podoba, to trudno.

***

Do: Cooper Chance, Ford Chance

Od: Palmer Chance

Temat: Re: Tak, wysłałem

Zdajesz sobie sprawę, że nasza rodzina ma sieć sklepów turystycznych wartą miliardy? Dwanaście dolarów za zaproszenie to kropla w morzu pieniędzy rodziców. Wyszliśmy na skąpiradła, które wysyłają zaproszenia mailowo. Jesteś redaktorem, a nawet nie postarałeś się z tym zaproszeniem. Użyłeś wypunktowania.

• Jedzenie

• Napoje

• Muzyka

• Zabawa

^^^ Tak, brzmi jak świetna zabawa, Coop.

***

Do: Palmer Chance, Ford Chance

Od: Cooper Chance

Temat: Re: Tak, wysłałem

Powtórzę jeszcze raz – nieobecni nie mają prawa głosu.

***

Do: Cooper Chance, Palmer Chance

From: Ford Chance

Temat: Re: Tak, wysłałem

Nadgoniłem waszą korespondencję. Zaproszenia mailowe były niefortunne, zwłaszcza że chodzi o tak wielkie i znaczące wydarzenie w życiu naszych rodziców. Rodziców, dzięki którym odnieśliśmy sukces w życiu. Wydaje mi się, że powinniśmy potraktować tę rocznicę z większym szacunkiem, a nie narzekać na wysiłek, jaki musimy w to wszystko włożyć.

Przed chwilą rozmawiałem z Larkin. Zamówiła już lniane zaproszenia, roześlemy je jutro, jak tylko do nas dotrą. Potraktujmy te maile jako zabawne zawiadomienie o rocznicy. Napiszę wszystkim, żeby spodziewali się oficjalnych zaproszeń.

Larkin i ja przylatujemy do Waszyngtonu we wtorek. Do samego przyjęcia będziemy zajmować się różnymi istotnymi sprawami. Proszę, miejcie to na uwadze.

Ustalimy kilka spotkań, żebyśmy mogli dopiąć wszystkie szczegóły. Zaplanujemy też czas dla rodziny, bo ja i Larkin nie zatrzymamy się u rodziców. Zarezerwowaliśmy dwa pokoje w Marina Island Bed and Breakfast. Jeden z nich to apartament na poddaszu, żeby nikt nam nie przeszkadzał w pracy.

Prześlijcie, proszę, wasze rozkłady lotów i ewentualne prośby, żeby Larkin mogła wszystko zaplanować.

Dzięki,

FordROZDZIAŁ 1

Ford

– Larkin, czy zaproszenia zostały wysłane? – wołam zza biurka, pisząc jednocześnie krótkiego maila do dyrektora marketingu. Mieli przesłać prezentację z rebrandingiem do końca dnia. Ten już nadszedł, a prezentacji nie ma.

– Tak. – Larkin wpada do mojego biura z tabletem w ręce. Na nosie ma okulary blokujące niebieskie światło. – Wysłano je w południe. Kaligrafista wykonał kawał dobrej roboty. Dodatkowym akcentem jest zdjęcie twoich rodziców z niedawnej sesji, którego użyłam jako znaczka..

– Dopilnowałaś, żeby im jedno wysłano? – pytam, uśmiechając się.

– Będą mieli niezły ubaw – przytakuje ze znajomym błyskiem w oku. – Dostałam informację od twojej gospodyni, że walizki są już spakowane, a garnitury świeżo wyprasowane. Wyjęła też jedzenie z lodówki, żeby się nie popsuło podczas twojej nieobecności.

– Świetnie – odpowiadam. – Czy dział marketingu odezwał się do ciebie w sprawie prezentacji? Napisałem do nich maila, ale pomyślałem, że najpierw zapytam ciebie.

– Tak, przynieśli mi ją dzisiaj po południu, ale brakowało próbek kolorów i innych rzeczy, o które prosiłeś. – Larkin przyciska tablet do klatki piersiowej. – Poprosiłam więc, żeby to poprawili. Powiedziałam im, że zostanę dłużej i poczekam na poprawki, żebyśmy mogli zabrać prezentację ze sobą.

– Nie musisz zostawać dłużej. Ja to zrobię – zapewniam ją. – Na pewno musisz wrócić do domu i się spakować.

– Byłam na to przygotowana i spakowałam się dzisiaj rano. – Larkin się uśmiecha, a ja mogę jedynie przytaknąć.

Larkin Novak jest jedyna w swoim rodzaju. Zatrudniłem ją cztery lata temu. Żeby ją zatrzymać, co roku daję jej dużą podwyżkę. Jest skuteczna, niesamowicie inteligentna, doskonale zorganizowana i wie, czego potrzebuję, zanim sam to wiem. Jest nieodłączną częścią firmy i mojej codzienności. Nie wiem, co bym bez niej zrobił.

– Czy ty w ogóle śpisz, Larkin? – pytam.

– Kto by potrzebował snu, kiedy jest tyle rzeczy do zrobienia? – Larkin zakłada jasny kosmyk włosów za ucho.

– Ty potrzebujesz. – Wstaję zza biurka i podchodzę do niej. Delikatnie wyjmuję tablet z jej dłoni. – Idź do domu. Ja poczekam na prezentację.

Zerka na tablet w moich rękach, a potem przenosi na mnie spojrzenie tych intensywnie niebieskich oczu.

– Wysypiam się. Śpię całe osiem godzin każdej nocy.

– Nie marudź. Idź do domu.

Mijam ją, tłumiąc śmiech, podchodzę do biurka i wsuwam tablet do torebki. Torebkę przewieszam przez jej ramię.

– Idź, Larkin. Czeka nas ciężki miesiąc z rebrandingiem i rocznicą. Zrób coś dla siebie. Jesteś skazana na moje towarzystwo przez cały następny miesiąc.

Rebranding to moje pierwsze samodzielne przedsięwzięcie, odkąd tata przeszedł na emeryturę. Każdą chwilę poświęcam na to, żeby był perfekcyjny. Jedyna rzecz, jakiej bym nie chciał, to zawieść naszego ojca. Szczególnie po tym, co z mamą zrobili dla mnie i dla mojego rodzeństwa.

– Malujesz straszny obraz tego, co nas czeka – stwierdza Larkin. – W takim razie skoczę coś zjeść, najprawdopodobniej lody. Zanim wyląduję w piekle na Marina Island, utopię w nich swoje smutki.

– Dobra – mówię, chwytając się za kark. – Jesteś gotowa na spotkanie z moją rodziną? Potrafią być uciążliwi.

– Mówisz tak, jakbym ich nie znała.

– Ale nie byłaś z nimi wszystkimi naraz, i to w jednym miejscu.

– Martwisz się, że zrezygnuję po tygodniu?

– Tak. – Tłumię śmiech. – Martwię się.

Splatam ramiona, opieram się o framugę i cieszę się chwilą relaksu. Prawie cały czas muszę zachowywać się jak prezes i po jakimś czasie jest to wyczerpujące. Larkin i ja znamy się na tyle dobrze, że wie, kiedy muszę wyjść z roli szefa i złapać oddech.

– Twoja rodzina to za mało, żeby mnie wystraszyć. Dobrze wiesz, że nigdzie nie znajdę takiego pakietu świadczeń jak w twojej firmie.

– A więc to prawdziwy powód, dla którego nie odeszłaś – żartuję.

– Przekonałeś mnie miesiącem płatnych wakacji i premiami. – Larkin śmieje się serdecznie.

– Przynajmniej teraz wiem, jak cię zatrzymać w firmie. – Wzdycham głęboko. – Muszę skończyć kilka rzeczy przed jutrzejszym wylotem. – Odpycham się od framugi i idę do swojego biura.

– Zamówić ci coś do jedzenia, zanim wyjdę? – pyta Larkin, podążając za mną.

Kręcę głową.

– Batonik proteinowy w mojej szufladzie aż prosi się o zjedzenie.

– Cudownie. – W jej głosie przebija nuta sarkazmu, co najczęściej zdarza się po godzinach. – Przyślę po ciebie samochód jutro o ósmej. Na śniadanie będzie burrito.

– Jesteś ideałem. Dziękuję. – Uruchamiam ekran komputera, ruszając myszką – Do zobaczenia rano.

– Do zobaczenia, Ford – odpowiada.

Larkin wychodzi, a ja zajmuję się mailami w skrzynce odbiorczej. Najgorsza część roboty przede mną. Odpowiadanie na pytania dyrektorów działów. Co dziwne, wolę nużące zadania jak liczby i prognozy, jestem w tym dobry. Tak dobry, że w przyszłym roku otwieramy pięćdziesiąt nowych punktów. To właśnie bezpośredni powód rebrandingu.

Odkąd uruchomiliśmy sieć sklepów, trzymaliśmy się takiego samego wyglądu witryn sklepowych, kolorów i stylu. Nasze lokale robią nieco staroświeckie wrażenie – drewniane bale, zielone linoleum na podłogach, metalowe półki, musztardowożółte dodatki i zdjęcia z outdoorowych przygód sprzed piętnastu lat. Sklepy cieszą się popularnością, ale nie u wszystkich – na przykład nie u młodzieży. Musimy odświeżyć ich wygląd, żeby nadążyć za konkurencją, która przejęła milenialsów. Mamy na to pieniądze, ale żeby trafić do przyszłych klientów, potrzebujemy dokładnych badań rynku. Muszą czerpać przyjemność nie tylko z zakupów w Watchful Wanderers, ale z całego doświadczenia.

Bo życie młodzieży zawsze kręci się wokół doświadczania. Larkin wbija mi to do głowy, odkąd zaczęliśmy rebranding.

Gdy część maili mam już z głowy, dostaję SMS-a od mamy.

Miałem siedem lat, a Cooper pięć, kiedy nasza rodzona matka przedawkowała, a opiekunem prawnym została babcia. Mieszkaliśmy z nią przez kilka miesięcy, do czasu, kiedy nie była już w stanie się nami zająć. Trafiliśmy do rodziny zastępczej. Tułaliśmy się od drzwi do drzwi, aż spotkaliśmy Peggy i Martina. Od pierwszego spotkania wiedziałem, że zostaniemy rodziną. Czułem to w głębi duszy. Po roku mieszkania z nimi na Marina Island – małej wyspie u wybrzeży Seattle – zapytali nas, czy chcielibyśmy zostać z nimi na stałe.

Jestem z natury raczej racjonalny, nie uczuciowy. Pamiętam jednak, jak uściskałem rodziców, kiedy poprosili nas, żebyśmy przyjęli ich nazwisko. Ciągle czuję ich ramiona wokół mnie. Wyczuwam lawendowy zapach perfum mamy. Słyszę, jak tato pociąga nosem w przypływie fali uczuć. Ujął w dłonie moje policzki, spojrzał mi w oczy i powiedział, że będzie zaszczycony, nazywając mnie synem.

Już wtedy wiedziałem, że poświęcę życie na dziękowanie im za to, że dali mi szansę. I nie tylko ja, Cooper też. Krótko po tym rodzice dowiedzieli się, że mama jest w ciąży z Palmer. Nie sądzili, że kiedykolwiek będą mogli mieć biologiczne dzieci. Ale życie jest przewrotne. I tak z rodziny czteroosobowej staliśmy się przybraną pięcioosobową rodziną.

Odczytuję SMS-a od mamy:

Mama: Podobno nie zatrzymasz się u nas? Island’s Bed and Breakfast może i serwuje najlepsze śniadania na wyspie, ale nic nie może się równać z moimi naleśnikami. Naprawdę zrezygnujesz z puszystych, rozpływających się w ustach naleśników na rzecz darmowych czerstwych babeczek i źle wyciśniętego soku pomarańczowego?

Uśmiecham się do siebie i kręcę głową. Ktoś wspominał o matce lwicy? Peggy Chance to jej ucieleśnienie. Kontroluje każdy aspekt naszego życia. Jesteśmy jej celem, misją, jej spełnieniem. Kiedy tato prowadził sklepy, ona zajmowała się domem. Trzymała nas w szeregu, rozdzielając obowiązki i wtrącając się w nasze życie w każdy możliwy sposób. Odpisuję jej.

Ford: Larkin przylatuje ze mną. Byłoby dziwnie, gdyby nocowała u nas w domu.

Mama: Mamy dużo miejsca. Może nocować w twoim pokoju. Ty będziesz spał na kanapie.

Ford: Asystentka nocująca w moim dziecięcym pokoju – to nie brzmi jak szczyt profesjonalizmu.

Mama: Przestań, Larkin to prawie rodzina. Założę się, że chętnie zobaczy, gdzie bunkrowałeś się jako nastolatek.

Ford: Na pewno chętnie dowie się czegoś na temat moich nastoletnich lat, żeby potem robić sobie z tego żarty. Ale wolałbym, żeby wszystko pozostało na stopie zawodowej. Poza tym mamy dużo pracy. Gdybyśmy zatrzymali się u was, przeszkadzałabyś nam co pół godziny. Co chwilę sprawdzałabyś, czy pijemy odpowiednio dużo wody, żeby oczyścić organizm.

Mama: Nawadnianie organizmu jest ważne, szczególnie jak chce się długo wyglądać młodo. A propos młodego wyglądu – używasz tego kremu pod oczy, który ci wysłałam? Masz już trzydzieści sześć lat, najwyższy czas, żebyś zaczął. Palmer stosuje go od dawna, a ma dopiero dwadzieścia siedem. Jesteś w tyle.

Ford: Odpuszczę sobie krem pod oczy. Ale i tak dzięki.

Mama: Weź go, proszę, ze sobą, jak nie używasz. Dam go Cooperowi. Zaczyna mieć kurze łapki.

Ford: Poczekaj, niech mu o tym powiem.

Mama: Daj mu spokój. Przecież wiesz, jaki jest wrażliwy.

Słyszę dzwonek windy. Zerkam na otwierające się drzwi, spodziewając się kogoś z marketingu. Zamiast tego zauważam kosmyk blond włosów, a potem Larkin wysiadającą z windy i wchodzącą do biura z papierową torbą w ręku. Opieram się w fotelu i obserwuję, jak podchodzi do mnie z uśmieszkiem na ustach.

– Co ty tu robisz? – pytam, a ona kładzie papierową torbę na moim biurku. – Prosiłem, żebyś poszła do domu.

– Nie mogłam zostawić cię bez kolacji. – Larkin wyciąga dwa kubki z Gelato Boy, naszej ulubionej lodziarni w Denver, i przesuwa jeden z łyżeczką w moją stronę. – Wzięłam twoje ulubione, o smaku maślanych ciastek i karmelu.

– Chcesz, żebym musiał wcześnie wstać i zaliczyć dodatkowe kilometry? – Chwytam pojemnik i zdejmuję pokrywkę. Kremowe lody wymieszane z karmelem połyskują w świetle, aż cieknie mi ślinka. Nie wiedziałem, jak bardzo tego potrzebowałem.

– Mam zamiar przebiec przynajmniej pięć. – Larkin nabiera lody na łyżkę. – Co oznacza, że musisz mnie wyprzedzić albo przynajmniej dotrzymać mi kroku.

– Wiesz, że pobiję ten dystans – odpowiadam z ustami pełnymi lodów.

– Jak zawsze. – Larkin uśmiecha się z wyższością.ROZDZIAŁ 2

Cooper

– Po co to?

Spoglądam w górę i widzę tatę trzymającego śrubkę.

– Nie ruszaj tego. Powiedziałem ci, że mam wszystko poukładane w kolejności.

– Ale to leżało na stoliku kawowym. – Tato przygląda się śrubce, a ja siłuję się z półką, którą dla niego składam. Półką, której potrzebuje na już, żeby poukładać swoje książki według kolorów.

Emerytowany Martin jest zupełnie innym człowiekiem niż Martin Właściciel Sklepu. Martin Właściciel Sklepu był zwinny, obrotny i nie potrzebował pomocy. Z patyka w ciągu pół godziny wystrugałby flet o anielskim dźwięku.

Emerytowany Martin to inny gatunek. Najwyraźniej wraz z wiekiem stracił wszystkie swoje zdolności. Ostatnio paraduje w dwóch różnych skarpetkach, z koszulą na lewą stronie. Pochłania go nałogowe oglądanie reality show na Netfliksie oraz kolorowanki dla dorosłych pełne przekleństw.

Program _Zrób porządek z The Home Edit_ to jego najświeższy nałóg.

Dlatego teraz garbię się, próbując złożyć półkę, którą kupił w Ikei, tym przybytku diabła. To miało być proste jak drut, a zapowiada się zarwana noc. Zrozumienie tych „banalnych instrukcji” jest jak szatańska ciuciubabka.

– Czy to ty położyłeś śrubkę na stoliku kawowym? – pytam.

– Chyba leżała na podłodze. – Ojciec zastanawia się chwilę i chichocze.

Jezu. Chryste.

– Tato, zajmij się swoimi kolorowankami.

– Och, pokolorować ci jakieś przekleństwo? Wyglądasz, jakby kilka chodziło ci po głowie. – Tato łapie się za podbródek. – Chciałbyś stronę ze słowem „pierdol się”, prawda?

Wzdycham ciężko, patrząc na instrukcję, liczę do pięciu i odpowiadam.

– Jasne, tato, pokoloruj mi stronę z „pierdol się”. Powieszę ją na lodówce.

– Nie drocz się ze mną, chłopcze. – Ojciec grozi mi palcem. – Wkrótce na twojej lodówce zawiśnie prawdziwe dzieło sztuki – mówi, siadając na fotelu.

Jedną skarpetkę, czarną, ma podciągniętą do kolana, druga, biała, zwisa mu ze stopy. Prawdziwy koszmar modowy. Nie żebym przejmował się modą, ale na litość boską, facet ma na sobie dwudziestoletnie szorty z dziurą w kroku.

– Jak tam? – pyta mama, przynosząc tacę ciastek z karmelem. – Coś takiego! Złożyłeś już dwa boki. Nieźle ci idzie. – Przybija mi żółwika. – Doskonała robota, Cooper.

Tak, i dzięki nieustannej paplaninie ojca zajęło mi to jedyne pół godziny.

– Czy dobrze słyszałam, że kolorujesz stronę z „pierdol się” dla Coopera?

– Skoro Cooper nie chce mojej pomocy, to zajmę się cieniowaniem – przytakuje tato, odkładając kredki na szafkę pod telewizorem. – Szykuje się prawdziwe dzieło sztuki.

To nie tak, że nie chcę jego pomocy. Wiem, że ma ciężki dzień. Widzę sztywność w jego ruchach, widzę, jak z trudem zgina kończyny. Nie poproszę, żeby klęczał obok mnie na podłodze. Myślę, że on też to wie. W przeciwnym razie nie prosiłby o pomoc.

– Widziałeś już cieniowanie taty? – pyta mama, pokazując ojcu kciuk w górę. – Jak dla mnie to współczesny Bob Ross. Tylko zamiast radosnych drzewek maluje radosne przekleństwa. Widziałeś obrazek, który powiesiłam w łazience?

Tak.

Niestety.

Nie spodziewałem się, że gdy stanę nad sedesem w łazience moich ponadsiedemdziesięcioletnich rodziców, zobaczę obrazek ze słowem „cipka” tuż przed moją twarzą.

– Doskonała jest ta odrobina różu – odpowiadam głosem pełnym sarkazmu, ale żadne z moich rodziców tego nie zauważa.

– Dzięki, sprytnie to sobie wymyśliłem – stwierdza tato.

– Ciasteczko? – Mama podstawia mi tacę z ciastkami pod nos.

Ostatnia rzecz, o jakiej marzę, to siedzieć tu dłużej. Ale zdaje się, że i tak spędzę nad tym całą noc. Biorę ciastko i opieram się o stolik kawowy.

– Dzięki, mamo – rzucam.

– Przynajmniej tyle mogę zrobić, skoro urzeczywistniasz projekt ojca rodem z programu _Home Edit_. Przez cały tydzień ciągle gadał, jak się cieszy, że uporządkuje swoje książki.

– Mam zamiar słuchać Glenna Millera i rozkoszować się układaniem książek według kolorów. – Ojciec w jednej ręce trzyma ciastko, w drugiej kredkę. Pochyla głowę tak, że widać łysinę na środku.

Może to dlatego, że ciągle coś tu naprawiam, ale wydaje mi się, że rodzice mocno się postarzeli przez ten rok. Staram się jednak ignorować swoje spostrzeżenia.

– To będzie zwycięska noc – stwierdzam, kończąc ciastko.

– Mówiłam ci, że Ellen z kwiaciarni dostała twojego maila z zaproszeniem? – dopytuje mama.

– Nie, ale niech zgadnę, musiała to jakoś skomentować.

– Nie wiedziała, że to żart, więc wyszła na idiotkę, bo zaraz potem dostała zaproszenie pocztą.

– Oj, poniżyłem Ellen – stwierdzam, patrząc na instrukcję i próbując zrozumieć obrazki.

– Wczoraj podczas gry w kości na pewno czuła się głupio – kontynuuje mama. – Powiedziałam jej, że niektórzy po prostu nie łapią twojego poczucia humoru.

– Tak, jestem dziwakiem – mamroczę.

– Właśnie mi się przypomniało. Spotkałam wczoraj Henriettę. Pytała, czy będziesz zamawiał tort u Nory w Cake It Bakery. Myślałam, że już go zamówiłeś. Ale Henrietta twierdzi, że nie rozmawiałeś z Norą. Czy to prawda?

– Jeszcze się do tego nie zabrałem – odpowiadam, starając się zachować spokój na wspomnienie Nory.

– Lepiej, żebyś szybko z nią porozmawiał – radzi mama. – Zaczyna się sezon na torty weselne.

– Może zrezygnujmy z tortu i zamiast tego zamówmy… pączki. Kupię je w Top Pot i zrobię z nich ściankę – proponuję.

– Nawet o tym nie myśl – protestuje ojciec. – Miejsce pączka jest w buzi, a nie na jakiejś ściance.

Mama kładzie dłoń na jego ramieniu.

– Twój ojciec próbuje powiedzieć, że chociaż uwielbiamy Top Pot, to wolelibyśmy tort od Nory. Jest przyjaciółką rodziny. Odkąd pamiętam, jej wypieki uświetniają każdą ważną dla nas okazję. Dziwnie byśmy się czuli, świętując bez tortu. Proszę cię, ustal to z nią jutro. To dla nas wiele znaczy.

– Jeżeli tego chcecie. – Wzdycham głośno w geście frustracji.

– Dziękuję. – Mama splata dłonie. – I może przy okazji zaproś ją na randkę.

Znowu to samo…ROZDZIAŁ 3

Nora

– W porządku, powtarzam zamówienie. Trzy piętra, biszkopt waniliowy, nadzienie truskawkowe, lukrowa polewa o smaku gumy balonowej z kropelkami toffi na brzegu i dwiema zebrami na górze. Zebry mają być realistyczne, a nie bajkowe. Zgadza się?

– I nie zapomnij o napisie z boku – mówi pani Cano przez telefon.

– A, tak. – Czytam tekst na głos i wpisuję na zamówieniu. – „Co za mężczyzna. W końcu pościeliłeś łóżko. Hurra!!!” Z trzema wykrzyknikami.

– Doskonale. – W jej głosie brzmi czysta radość – Po czterdziestu pięciu latach małżeństwa mój mąż w końcu nauczył się to robić. Warto to uczcić.

– I to tortem z lukrem o smaku gumy balonowej. Dobra z ciebie żona.

– I to jak, biorąc pod uwagę, że wytrzymałam tak długo z mężczyzną, który nie potrafił zaścielić łóżka.

– Prawdziwa święta – stwierdzam. Dokładnie wtedy odzywa się dzwonek przy wejściu. – Pani Cano, cudownie było porozmawiać, ale właśnie wszedł klient. Tort będzie gotowy za dwa dni.

– Dziękuję, kochanie, miłego dnia.

– Nawzajem – odpowiadam i rozłączam się.

Odkładam słuchawkę i długopis, zbieram swoje długie czarne włosy w kok na czubku głowy i idę w stronę wejścia. Widzę mężczyznę pochylonego nad witryną z tortami weselnymi.

– W czym mogę pomóc…

Prostuje się i obraca w moją stronę, a mi zaczyna brakować powietrza.

Cooper Chance. Wysoki, czarnowłosy, o jasnoszarych oczach schowanych za okularami w czarnych oprawkach. W prostych jeansach podwiniętych do kostek i brązowych sztybletach wygląda jak typowy mieszkaniec północno-zachodniego wybrzeża. Znoszone jeansy kontrastują z wyprasowaną szaroniebieską koszulą i oliwkowym kardiganem podwiniętym do łokci. Gdyby Superman i L.L. Bean mieli dziecko, to byłby nim Chance Cooper.

Przyjaciel rodziny od lat.

Mężczyzna krytykant.

Mężczyzna, który wyprowadza mnie z równowagi.

I jedyny mężczyzna, z którym spędziłam przygodną noc.

– Cooper – odzywam się i czuję, że odbiera mi dech.

Wpycha ręce głęboko do kieszeni.

– Cześć, Nora. – Wzrokiem przebiega po moim ciele, chłonąc każdy jego centymetr.

– Co cię dzisiaj sprowadza? – Zbieram się w sobie i związuję pasek fartucha.

– Ja… muszę zamówić tort na rocznicę rodziców. – Cooper spogląda w bok.

– Tak, przypominam sobie maila z zaproszeniem, który niedawno dostałam. Bardzo był poetycki. Nie mogę się już doczekać tej świetnej zabawy, o której tak niejasno pisałeś.

Widzę, że się nie uśmiecha, więc wyjmuję spod lady notes z zamówieniami i sięgam po długopis.

– Co mogę dla ciebie zrobić? – pytam, zapominając o zdenerwowaniu wywołanym jego widokiem.

– Tort – odpowiada po prostu.

Nie dodaje nic więcej, więc spoglądam w jego kierunku.

– Domyślam się, że tort, skoro jesteśmy w cukierni, która piecze tylko torty. Jaki to ma być tort?

– Nie mam pojęcia. – Wzdycha. – Smaczny.

– Twoja dbałość o detale jest niesamowita.

Cooper przeciąga ręką po twarzy, a mi ciężko nie zauważyć, jak rękawy opinają jego kształtne ramiona.

– Nie mam na to czasu. Muszę dziś przeredagować dwie autobiografie. Każda z nich usypia mnie przed pięćdziesiątą stroną. Nie możesz po prostu wybrać smaków i oboje będziemy mieć to z głowy?

Odkładam długopis i krzyżuję ręce, patrząc prosto w jego stalowoszare oczy.

– Chcesz powiedzieć, że nie masz czasu dla rodziców?

– Jezu – mamrocze Cooper, podchodząc do lady i wyciągając swoją dużą dłoń. – Gdzie jest karta?

– Tak myślałam. – Podaję mu skrócone menu. – Tutaj są smaki biszkopta, po prawej wszystkie nadzienia. Polewa może mieć ten sam smak co środek, ale to nuda.

– Kto, do cholery, wybiera polewę o smaku gumy balonowej? – pyta, unosząc brew.

– Zdziwiłbyś się – odpowiadam, starając się uspokoić bicie serca spowodowane widokiem tej jednej uniesionej brwi.

Cooper uważnie przegląda listę i wzdycha.

– Znając Forda i Palmer, będą oczekiwali czegoś eleganckiego jak „francuski jedwab”, cokolwiek to jest. Taką mają osobowość. Ale nasi rodzice są prości.

– Trudno się nie zgodzić – przytakuję.

Znam rodzinę Chance’ów tak długo, jak sięgam pamięcią. Dorastałam co prawda w pobliskim Seattle, ale dla dziecka Marina Island mogła równie dobrze leżeć za oceanem. Nie poznałam ich wszystkich dobrze, nasze mamy grały jednak razem w kości, więc brałam udział w wielu imprezach rodzinnych. Byliśmy tymi dzieciakami, które widywały się na imprezach, lecz skrępowane nigdy nie spędzały razem czasu. Tak więc znałam Coopera Chance’a z widzenia. Przynajmniej do tej jednej nocy…

– Lubią karmel i czekoladę. Masz coś takiego? – pyta, odkładając kartę.

– Mogę zrobić biszkopt karmelowy nasączony karmelem, z karmelowym nadzieniem w środku i polewą o smaku karmelu. Myślisz, że będzie im smakował?

Kącik ust Coopera odrobinę podnosi się w górę. Gdybym nie znała go tak dobrze, nie zauważyłabym tego ironicznego uśmieszku.

– Tak, na pewno – odpowiada, wyciągając portfel z tylnej kieszeni. – Zapłacić z góry?

– Nie trzeba. – Tłumię śmiech, kręcąc głową. – Zazwyczaj przyjmuję zaliczkę, a resztę przy odbiorze. Ale od waszej rodziny nie potrzebuję zaliczki. Muszę tylko wiedzieć, ile będzie osób, żeby zrobić odpowiednią liczbę pięter.

– Pięter? – Cooper marszczy nos. – Nie upieczesz po prostu zwykłego tortu? Myślałem, że zrobisz prostokątne ciasto ze zdjęciem rodziców na górze.

– Odpuściłam ci smaki, bo takie lubią twoi rodzice. Ale piekąc tort piętrowy, ratuję twój tyłek przed gniewem rodzeństwa – odpowiadam, powstrzymując uśmiech. – To utnie wszelkie potencjalne kłótnie.

– No dobra. – Zastanawia się nad tym przez chwilę, wpycha portfel w tylną kieszeń i robi krok do tyłu. – Wszystko gra? – Jego wzrok ponownie przesuwa się po moim ciele. To intensywne spojrzenie, wędrując od twarzy do piersi, dosłownie mnie pożera. Wydaje się, że nie minął rok od tego, co się wydarzyło. Czuję się, jakbyśmy znowu byli w barze, a jego spojrzenie pełne obietnic zapowiadało to, do czego dojdzie.

– Tak, wszystko w porządku – stwierdzam, z trudem przełykając ślinę.

– Jak twoja mama zapyta, czy zamówiłem tort, powiesz jej, że tak? Żeby moja mama dała mi spokój? – upewnia się.

– Naprawdę widać twoją miłość, Cooper. – Chwytam się za serce.

Przewraca oczami, odwraca się i wychodzi. Widzę jego oddalające się plecy. Kiedy zamykają się za nim drzwi, głośno wypuszczam powietrze. Siadam na stołku koło kasy.

Cooper Chance.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz go widziałam.

A nie… pamiętam. Wymykał się z mojej sypialni. Ale wtedy byłam naga.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: