- promocja
Zła wola - ebook
Zła wola - ebook
Podwójny zabójca Tom Kerr zgadza się wskazać miejsce ukrycia zwłok swojej trzeciej ofiary. Chociaż służby zachowują wszelkie środki ostrożności, zdarza się coś, co wydawałoby się niemożliwe.
Pięć lat wcześniej nad jeziorem Nøklevann w Oslo zostają odnalezione ciała dwóch nastolatek. Sprawca zgwałcił je, a po dokonaniu zabójstwa rozkawałkował ich zwłoki. Mordercę ujęto i skazano na karę dwudziestu jeden lat pozbawienia wolności. Tymczasem Kerr twierdzi, że zabił jeszcze jedną dziewczynę, a jej ciało zakopał na terenie podlegającym jurysdykcji komisarza Williama Wistinga. Śledczy z sekcji cold cases w Kripos, Adrian Stiller, organizuje wizję lokalną, a jej dokumentację filmową zleca córce Wistinga, Line.
I wtedy dzieje się coś niewytłumaczalnego. Kerrowi udaje się zbiec, a w wyniku jego ucieczki rannych zostaje wielu policjantów. Nagranie Line ujawnia, jak do tego doszło. Policja od dawna podejrzewała, że Kerr miał wspólnika w zbrodni. Teraz wszyscy zadają sobie pytanie, czy spektakularną ucieczkę także zorganizował „Ten drugi”?
Zła wola to czternasty tom serii o komisarzu Williamie Wistingu.
„Czyste zło w solidnej powieści kryminalnej. (…) Jørn Lier Horst jak zawsze oddaje w nasze ręce wiarygodny kryminał.” - Verdens Gang
„Najnowsza książka Jørna Liera Horsta daje mu miejsce na najwyższym stopniu podium, podium zwycięzcy. (…) Zła wola jest jak na razie jego najbardziej brutalną i bezwzględną powieścią. Ale tej bezwzględności autor przydaje elegancji. (…) Współpraca ojca i córki, policjanta i dziennikarki, po raz kolejny jest znakomicie pokazana.” - Tvedestrandsposten
„Powieścią Zła wola Horstowi udało się tchnąć nowe życie w całą serię o Williamie Wistingu. (…) Kawałki układanki powoli trafiają na swoje miejsce, a droga do zakończenia i rozwiązania zagadki jest niezwykle dramatyczna”. - Tønsbergs Blad
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66420-13-7 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Line uniosła głowę, przeniosła wzrok na drzwi i spojrzała przez szybę ze szkła zbrojonego. Dostrzegła go na końcu korytarza. Tom Kerr. Zmierzał w jej kierunku prowadzony przez strażników więziennych.
Zmienił się.
Cztery lata temu, po aresztowaniu i procesie sądowym, jego wizerunek był we wszystkich mediach. Gładko ogolona twarz, ciemne oczy i gęste, krótko przystrzyżone włosy. Dbał o swój wygląd, ponieważ zależało mu na zrobieniu dobrego wrażenia. Teraz bardziej przypominał człowieka, którym tak naprawdę był. Człowieka zdolnego do popełnienia czynu, za który został skazany. Miał szersze barki i wysuniętą klatkę piersiową. Włosy spadały mu na czoło. Twarz miał bladą i kostropatą. Patrzył przed siebie ponurym wzrokiem, żując gumę z otwartymi ustami. W kąciku ust zebrała się spieniona ślina.
Doszedł do drzwi oddzielających go od policjantów, którzy na niego czekali. Zabrzęczały klucze. Tom Kerr poruszył głową na boki, uniósł ramiona i zatoczył nimi koła, jakby chciał rozluźnić zesztywniałe mięśnie.
Line zerknęła na Adriana Stillera, który skinął głową. Wtedy uniosła kamerę i przygotowała się, robiąc krok do tyłu.
Gdy strażnik więzienny otworzył drzwi, do pokoju wleciało zimne powietrze. Kerr wykrzywił usta w uśmiechu, jakby właśnie usłyszał coś, co sprawiło mu radość. Potem przestąpił próg. Line uchwyciła go w obiektywie i rozpoczęła nagrywanie. Miał na sobie niebieskie dżinsy, szary T-shirt i ciemną sportową bluzę.
Stiller zrobił krok do przodu i znalazł się w kadrze. Był o pół głowy niższy od stojącego przed nim mężczyzny. W jednej ręce trzymał aktówkę, a w drugiej nadajnik radiowy, tak aby nie móc uścisnąć mu dłoni.
– Panie Kerr – powiedział Stiller spokojnym, formalnym tonem. – Zgłosił pan gotowość udziału w wizji lokalnej.
Wskazał głową kamerę.
– Wszystko, co pan powie, zostanie nagrane i stanie się częścią pańskich oficjalnych wyjaśnień. Ma pan prawo konsultować się ze swoim obrońcą. Wasze rozmowy nie będą rejestrowane.
Line pomniejszyła obraz, tak aby Claes Thancke również znalazł się w kadrze. Adwokat był w ciemnym garniturze i czarnych eleganckich butach, które nie nadawały się do przeprowadzenia wizji lokalnej.
Thancke miał na koncie wiele kontrowersyjnych spraw. Jego klienci należeli do najgorszych z najgorszych. Do tych, przed którymi należało chronić społeczeństwo. Uchodził za wyjątkowo skutecznego obrońcę, ale Line nie podobało się to, że wypowiadając się w mediach, bagatelizował drastyczność spraw, które prowadził.
– Ja poprowadzę wizję – mówił dalej Stiller. – Obaj będziemy wyposażeni w mikrofon i nadajnik, żeby rejestrować składane przez pana wyjaśnienia.
Poruszył dłonią, w której trzymał nadajnik.
– Przymocuję go do pańskiego ubrania.
Kerr odpowiedział skinieniem głowy. Stiller wręczył mu mały mikrofon. Chciał, żeby mężczyzna sam wpiął go sobie pod T-shirtem i przytwierdził do taśmy przy szyi. Potem obszedł go i nie spiesząc się, przyczepił nadajnik do jego paska na plecach.
– Czy może pan coś powiedzieć, żebyśmy wiedzieli, że nadajnik działa?
– Próba mikrofonu – powiedział osadzony. Jego głos był chropowaty jak żwir.
Line sprawdziła poziom wejściowy audio i skinęła głową na Stillera. Kamera mogła nagrywać do dwunastu godzin, ale Line nie załatwiła opiekunki do dziecka na tak długo.
– Ma pan coś przy sobie? – spytał Stiller.
– To znaczy?
– Czy ma pan coś w kieszeniach?
– Nie.
Stiller wyjął z tylnej kieszeni spodni parę lateksowych rękawiczek.
– Muszę to sprawdzić.
Kerr uniósł ręce w wyuczonym geście. Stiller przeszukał kieszenie jego dżinsów.
– Proszę otworzyć usta!
Więzień wysunął język i dotknął nim podniebienia, żeby pokazać, że nie schował niczego w jamie ustnej.
– Proszę zdjąć buty – ciągnął Stiller.
Kerr czubkiem sportowego buta zsunął szybko ze stopy drugi but.
– Siedzę od czterech lat – rzekł, ściągając obuwie. – Myśli pan, że w pudle znalazłem coś, co chciałbym przemycić na zewnątrz?
Stiller bez słowa podniósł buty z ziemi i zaczął je dokładnie sprawdzać, zwrócony bokiem do kamery.
Line podniosła wzrok znad kamery i przyglądała się jego plecom i silnym mięśniom, na których opinała się cienka koszula.
– W porządku – powiedział w końcu i postawił buty przed więźniem. – Poza kierowcą i kamerzystką będzie nas w samochodzie sześciu, nie licząc pana.
Zdjął rękawiczki i rozejrzał się za koszem na śmieci, ale go nie znalazł.
– Inspektor Gram będzie odpowiedzialny za bezpieczeństwo podczas wizji lokalnej – powiedział, wskazując policjanta w kombinezonie.
Line najechała na niego kamerą.
Gram przygotował kajdanki transportowe na ręce i nogi. Podszedł do więźnia i dał mu znak, żeby wyciągnął ręce przed siebie.
Kerr zwrócił twarz w stronę Stillera.
– Muszę mieć skute nogi? – spytał z rezygnacją w głosie.
– On decyduje – odparł Stiller, wskazując głową Grama.
Można było odnieść wrażenie, że zastosowali sprawdzony podział ról: umundurowany policjant wziął na siebie konfrontację z więźniem.
– Według oceny biegłych istnieje wysokie ryzyko, że będziesz próbował uciec – stwierdził szorstko.
Adwokat zamachał rękami.
– W samochodzie będzie was ośmioro przeciwko jednemu – zaprotestował. – A na miejscu jeszcze więcej. Czy to naprawdę konieczne?
– Ta kwestia nie podlega dyskusji – stwierdził Gram. – Wysłałeś odwołanie do Komendy Głównej Policji i uzyskałeś zgodę na to, aby policjanci biorący udział w wizji lokalnej byli nieuzbrojeni.
– Doskonale wiecie, dlaczego to zrobiłem – rzekł adwokat. – Podczas zatrzymania mojego klienta dwóch funkcjonariuszy oddało strzał, chociaż nic tego nie uzasadniało. Tylko zbieg okoliczności sprawił, że go nie zastrzelono.
Gram zignorował go i spojrzał Kerrowi prosto w oczy.
– Odepnij pasek – poprosił. Kerr wykonał polecenie. Line trzymała kamerę nieruchomo, dokumentując to, jak Gram przeciąga przez nogawkę spodni Kerra łańcuch łączący kajdanki na rękach z kajdankami na nogach, a następnie zamyka stalowe obejmy na jego nadgarstkach i kostkach u nóg.
Istniało realne niebezpieczeństwo, że Tom Kerr spróbuje zbiec. Został skazany na dwadzieścia jeden lat pozbawienia wolności z możliwością warunkowego zwolnienia po piętnastu latach. To oznaczało, że po upływie tego czasu karę można było przedłużyć o kolejnych pięć lat, jeśli sąd uzna, że ryzyko popełnienia przez Kerra nowego czynu zabronionego nadal jest wysokie. W rzeczywistości zasądzona kara więzienia mogła oznaczać dożywocie. Kerr nie miał nic do stracenia. Uciekając, niczym nie ryzykował.
– Jesteśmy gotowi? – spytał Stiller.
Gram skinął głową i przekazał wiadomość przez radio. Jeden z oczekujących strażników więziennych otworzył kolejne drzwi, żeby wyprowadzić ich do podstawionego mikrobusu.
Line trzymała się na dystans. Do Toma Kerra zbliżała się wyłącznie za pomocą obiektywu. Teraz szedł w jej stronę, skuty kajdankami transportowymi. Stawiał krótkie kroki i powłóczył nogami. Kiedy ją mijał, odwrócił głowę i spojrzał prosto do kamery. Był tak blisko, że czuła jego zapach. Stęchły i nieprzyjemny jak zapach domu, który długo stał pusty.2
– Tam – powiedział Hammer, machnąwszy ręką.
Boczną żwirową drogę blokował oznakowany radiowóz policyjny. William Wisting zwolnił, włączył kierunkowskaz i zjechał na pobocze.
Radiowóz wycofał się, żeby go przepuścić. Szyba w oknie zjechała w dół i młoda policjantka wystawiła głowę na zewnątrz. Była jednym z nowo zatrudnionych funkcjonariuszy w sekcji patrolowej, ale Wisting nie mógł przypomnieć sobie jej nazwiska.
Podjechał bliżej, zatrzymał się na wysokości radiowozu i opuścił szybę. Miała na imię Marlene. Marlene Koht.
– Jeszcze nie przyjechali – oznajmiła.
– Jesteśmy przed czasem – rzekł. – Jakiś ruch na drodze?
Koht zaprzeczyła ruchem głowy.
– Stoimy tu od trzech godzin – odparła i podniosła z kolan podkładkę do pisania. Do podkładki przypięta była metalowym zaciskiem kartka z krótką listą osób, które wjeżdżały lub wyjeżdżały.
– Sami mieszkańcy – wyjaśniła.
Siedzący w fotelu pasażera Hammer przechylił się i spojrzał na nią.
– Żadnych dziennikarzy? – upewnił się.
– Żadnych – potwierdziła.
Wisting podziękował skinieniem głowy. Gdy ruszył, kilka drobnych kamyków uderzyło o nadkola. Pojechał dalej.
Po obu stronach ciągnęły się czarne pola uprawne. Nierówna droga w końcu doprowadziła ich do gęstego lasu liściastego. Była połowa września. Część drzew już zaczęła gubić żółte liście.
Droga biegła wzdłuż niskiego kamiennego ogrodzenia. Tu i ówdzie stały małe drogowskazy informujące o zjazdach do okolicznych domków letniskowych. Po kilku minutach dojechali do otwartej polany, gdzie wciąż znajdowały się pozostałości starego tartaku.
Wisting zawrócił i zaparkował tak, aby nie tarasować drogi innym pojazdom.
Była dziesiąta pięćdziesiąt.
Pchnął drzwi auta, chwycił odrzwia obiema rękami i podciągnął się w górę i na zewnątrz. Dzień był przyjemny i słoneczny. Przez krótką chwilę komisarz stał nieruchomo, słuchając śpiewu ptaków, po czym zatrzasnął drzwi, obszedł auto i oparł się o maskę.
Hammer stanął obok niego i schował ręce do kieszeni spodni.
– Co sądzisz? – spytał.
– To jest możliwe – odparł Wisting i mrużąc oczy, spojrzał na niewielki zagajnik po drugiej stronie łąki.
On i Hammer byli tutaj przed czterema dniami i przeszli większość okolicznych ścieżek wzdłuż i wszerz. Znali ten teren. Eftanglandet¹. Półwysep z niemal pięciuset hektarami pagórkowatych la-sów i gruntów rolnych. Jego wschodnią część stanowiły bagniste tereny z naturalną granicą na rzece Ulaveien. We wszystkich innych kierunkach krajobraz kończył się linią brzegową z charakterystycznymi nagimi skałami lub piaszczystymi płytkimi zatokami.
Mogła gdzieś tam leżeć.
Taran Norum.
Miała dziewiętnaście lat, gdy zaginęła, wracając do domu z imprezy w Bekkelaget, na której była z kilkoma koleżankami z klasy. Miała do przejścia niecałe sześćset metrów, przez dobrze sobie znaną okolicę. Akcja poszukiwawcza ruszyła następnego dnia około godziny drugiej. Znaleziono jedynie jej telefon i jeden but.
Nic nie łączyło Toma Kerra z tym zaginięciem, ale dwa miesiące wcześniej w dzielnicy mieszkaniowej w Stovner w taki sam sposób zaginęła Thea Polden. Niektórzy od początku wskazywali na pewne podobieństwa, ale głośno zaczęto o tym spekulować dopiero wtedy, gdy zniknęła bez śladu Salwa Haddad. Wracała od swojego chłopaka na Hellerud. Trzy dziewczęta w tym samym wieku zaginęły w takich samych okolicznościach. Ciała Thei Polden i Salwy Haddad odnaleziono w pobliżu jeziora Nøklevann. Przed śmiercią obie zostały brutalnie zgwałcone. Taran Norum zaginęła jako druga, ale w trakcie śledztwa i późniejszych procesów sądowych nazywano ją trzecią ofiarą. Tą, której nigdy nie odnaleziono.
– Psy powinny chyba coś zwęszyć? – zastanawiał się na głos Wisting.
Hammer wyciągnął spod górnej wargi snus i rzucił go na stos szarych trocin.
– To było niecałe pięć lat temu – zauważył. – Nie wiem, jak dobre są w tym, co robią. Poza tym nie jest powiedziane, że gdzieś tutaj leżą całe zwłoki. Pozostałe ciała były przecież rozkawałkowane.
Wisting w zamyśleniu czubkiem buta wiercił dziurę w ziemi. Pięć dni temu zostali poinformowani, że zwłoki trzeciej ofiary Toma Kerra być może zostały ukryte na terenie ich okręgu policyjnego. Współwięzień skontaktował się z naczelnikiem zakładu karnego i przekazał wiadomość, jakoby Kerr przyznał się przed nim do zabójstwa Taran Norum. Kerr, skonfrontowany z oskarżeniami, dość nieoczekiwanie przyznał się śledczym z sekcji _cold cases_ w Kripos² do zamordowania nastolatki i wyraził chęć pokazania, gdzie zakopał jej ciało.
– Nie wiem, co Kerr kombinuje – ciągnął Hammer. – Ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że postanowił pójść na współpracę.
– Strategiczne działanie – skomentował Wisting.
W zamian za przyznanie się do winy Kerr zażądał przeniesienia do zakładu karnego o złagodzonym rygorze w Halden. Dzięki temu nie musiałby przebywać z więźniami chorymi psychicznie i miał większą szansę na zdobycie wykształcenia. Bezwarunkowe przyznanie się do winy zostałoby odczytane jako chęć rozliczenia się z przeszłością oraz zmiana zachowania i postawy życiowej, niezbędna do tego, by później sąd zechciał rozpatrzyć wniosek o przedterminowe zwolnienie.
Wisting nie wierzył w to, że w dłuższej perspektywie taki manewr pomoże Kerrowi wydostać się z więzienia. Czyny, których się dopuścił, były tak brutalne i do gruntu złe, że samo przyznanie się do winy nie mogło wystarczyć, by Kerr dostał szansę powrotu do społeczeństwa.
W negocjacje z Kerrem zaangażowali się zarówno prokurator generalny, jak i Komenda Główna Policji. Rozmowy trwały wiele tygodni. Wisting nigdy wcześniej nie miał z nim do czynienia. Śledztwa w sprawie zabójstw prowadziła stołeczna policja. Kerra nic nie łączyło z Vestfold, a mimo to wskazał Refsholtsaga jako miejsce zbiórki, w którym miał ujawnić, gdzie ukrył zwłoki trzeciej ofiary.
Kerr na pewno kiedyś tu był. Bardzo szczegółowo opisał łąkę, dawny tartak i pozostałości po maszynach do obróbki drewna, ale nie wyjaśnił, dlaczego wybrał właśnie to miejsce.
Zatrzeszczała krótkofalówka, którą Hammer miał przypiętą do paska. Transport z Kerrem zameldował, że wjechał na główną drogę.
Gdy Kerr wyznaczył miejsce spotkania, teren wokół nieczynnego tartaku został przeszukany z wykorzystaniem psów zwłokowych w nadziei, że uda się go ubiec. Jednak akcja nie przyniosła żadnych rezultatów. Stała się jedynie wodą na młyn tych wszystkich, którzy uważali, że cała sytuacja została zaaranżowana wyłącznie po to, by umożliwić więźniowi ucieczkę. W godzinach porannych przy drodze zorganizowano punkt kontrolny, a wzdłuż pobliskich dróg ustawiono pojazdy zwiadowcze. Podjęto wszelkie możliwe środki ostrożności.
------------------------------------------------------------------------
PRZYPISY:
1 Eftang lub Eftanglandet – półwysep w Larviku, w okręgu Vestfold, położony między zewnętrzną częścią Viksfjorden a Skagerrakiem. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
2 Kripos (_Den nasjonale enhet for bekjempelse av organisert og annen alvorlig kriminalitet_) – do 1.01.2005 Centrala Policji Kryminalnej, obecnie Centralna Jednostka ds. Przestępczości Zorganizowanej i Przestępstw o Wysokiej Szkodliwości Społecznej.3
Czarnemu mikrobusowi towarzyszyły dwa oznakowane radiowozy. Za nimi jechał adwokat w mercedesie z przyciemnianymi szybami.
Kiedy samochody się zatrzymały, pies policyjny umieszczony w klatce z tyłu jednego z radiowozów zaczął szczekać.
Pierwszy wysiadł Stiller. Od czterech lat nie prowadzono żadnych aktywnych działań związanych z zaginięciem Taran Norum. Policjanci poruszyli niebo i ziemię, zajrzeli pod każdy kamień. Ślady ostygły i sprawę rutynowo przekazano sekcji _cold cases_ w Kripos. Z tego powodu odpowiedzialność za nowe dochodzenie przejął Stiller.
Wisting uścisnął mu dłoń. To samo zrobił Hammer.
– Śmigłowiec? – spytał Stiller, podnosząc wzrok na bezchmurne jesienne niebo.
– Nowy śmigłowiec został skierowany do akcji poszukiwawczej w okolicach Kongsvinger – wyjaśnił Hammer. – Zaginął dziewięciolatek. Mogą tu być w ciągu trzydziestu pięciu minut. Stary jest w remoncie. Gram został poinformowany.
Hammer skinął głową na policjanta, który stał w drzwiach mikrobusu i rozmawiał przez telefon. Kittil Gram uczestniczył w zebraniach przygotowawczych, na których przydzielono zadania. Wisting i Hammer od razu zaznaczyli, że chcą być jedynie obserwatorami.
– Chciałbym, żeby przelecieli się nad zaznaczonym terenem z kamerą termowizyjną i sprawdzili, czy nie ma tam jakichś ludzi – powiedział Stiller.
Podszedł do Grama i odbył z nim krótką konsultację. Gram wydał kilka rozkazów. Wyprowadzono psa patrolowego i mikrobus powoli się opróżniał. Najpierw wysiadło dwóch policjantów i jedna policjantka. Stiller przywitał ją krótkim skinieniem głowy. Maren Dokken. Odbywała staż w wydziale dochodzeniowo-śledczym i dała się poznać jako osoba obdarzona zmysłem analitycznym, który był niezbędny do tego, by móc wyodrębnić ważne szczegóły. Zapowiadała się na doskonałego śledczego, ale chwilowo pracowała w sekcji patrolowej.
Line wysiadła z kamerą w dłoniach. Wisting skrzyżował ręce na piersiach. Nie podobało mu się to, że zaangażowała się w sprawę. Nie podobało mu się to, że Stiller ją zaangażował.
Ich ścieżki zawodowe wielokrotnie się krzyżowały. Jej jako dziennikarki i jego jako śledczego. Ich role były jasno określone i oboje dbali o zachowanie swojej niezależności, ale nie życzył sobie, żeby jego córka przebywała w pobliżu takiego człowieka jak Tom Kerr, wcielenie zła.
Line myślała dalej i szerzej. Zapewniła sobie prawo pierwszeństwa do późniejszego wykorzystania nagrań w filmie dokumentalnym i była w stałym kontakcie z producentami, którzy zainteresowali się jej pomysłem. Nietrudno było to zrozumieć. To, czego dopuścił się Tom Kerr, było czystym bestialstwem, a jego proces nie przyniósł odpowiedzi na wszystkie pytania. Wręcz przeciwnie. Kerr miał nieznanego pomocnika. Kogoś, kogo media nazywały „Tym drugim”.
Wisting protestował, wskazując na mieszanie się ról i możliwy konflikt interesów. Line nie mogła pracować nad filmem dokumentalnym i jednocześnie realizować zlecenia dla policji. Wiedziała, że musi formalnie zakończyć współpracę z Kripos, zanim zaangażuje się w produkcję filmu, ale uważała, że udział w wizji lokalnej pomoże jej stworzyć unikalną technikę narracyjną. Tym bardziej, że do filmu było jeszcze daleko. Najpierw trzeba było rozwiązać sprawę zabójstwa Taran Norum, a Tom Kerr musiał zostać skazany prawomocnym wyrokiem. To mogło ciągnąć się latami, ale Line zamierzała śledzić ten proces.
Wisting cofnął się do pozostałych, którzy stali w półokręgu przed mikrobusem. Kerr pojawił się w drzwiach. Kiedy zrobił ostatni krok i zszedł na ziemię, zabrzęczał łańcuch spinający kajdanki na nogach.
Przez chwilę stał nieruchomo. Potem podniósł głowę i spojrzał na niebo, a następnie rozejrzał się po twarzach wszystkich osób, które zebrały się tam z jego powodu. W końcu jego wzrok zatrzymał się na adwokacie.
– Musimy porozmawiać – powiedział.
Claes Thancke zrobił krok do przodu i spojrzał na Stillera.
– Gdzie mogę spokojnie porozmawiać z klientem? – spytał.
– Możecie wrócić do środka – zaproponował Stiller, wskazując głową mikrobus.
Adwokat nie krył sceptycyzmu. Najwyraźniej obawiał się, że będą podsłuchiwani.
– Nie możemy tego zrobić w moim samochodzie? – spytał.
Stiller zerknął na Grama.
– Jeśli odda mi pan kluczyki – rzekł tamten.
Thancke wyjął kluczyki z kieszeni i rzucił je policjantowi w kombinezonie.
– Wyłączcie dźwięk – poprosił Tom Kerr.
Stiller podszedł do niego, wyciągnął przewód mikrofonu i wziął nadajnik, podczas gdy Gram sprawdził wnętrze mercedesa.
– Usiądźcie na tylnej kanapie – powiedział i przytrzymał drzwi.
Adwokat i jego klient wsiedli do samochodu. Umundurowani policjanci zajęli pozycje wokół pojazdu.
Claes Thancke reprezentował trzecie pokolenie obrońców i był jednym z najbardziej kontrowersyjnych adwokatów w kraju. Wisting spotykał go już wcześniej w związku z kilkoma sprawami i miał dla niego szacunek. O Thanckem dyskutowano i krytykowano go, ponieważ lubił prowokować. Poparł między innymi legalizację narkotyków, aktywnej eutanazji i prostytucji, chciał także zniesienia wieku uprawniającego do współżycia seksualnego. Jego kontrowersyjne poglądy rozgniewały wiele osób. Nazywano go seksistą i mizoginem, chociaż Wisting uważał go za strażnika praw mniejszości i rządów prawa. Był znanym i nieustraszonym profesjonalistą, stawał w obronie najsłabszych i wyrzuconych na margines społeczeństwa, podejmował się prowadzenia spraw, które nie przynosiły mu popularności. Nie był do nikogo uprzedzony i dbał o swoich klientów. Dużą ich część stanowili ludzie, którymi gardzono. Pedofile, gwałciciele, zabójcy, rasiści i damscy bokserzy.
Jedną z takich osób był czterdziestotrzyletni Tom Kerr. Po raz pierwszy Thancke bronił go dwadzieścia pięć lat temu. Wówczas Kerra skazano między innymi za siedem przypadków podglądactwa i uśmiercenie zwierząt domowych wielu osób ze swojego sąsiedztwa. Wisting czytał akta spraw. W sądzie Kerr tłumaczył, że dręcząc i zabijając zwierzęta, dawał upust złości.
Wisting dostrzegał kontury obu mężczyzn za przyciemnianymi szybami. Czasem rejestrował ruch, jakby jeden z nich coś pokazywał albo wyjaśniał.
– O czym oni rozmawiają? – spytał Hammer z rezygnacją w głosie. – Przecież przed wyjazdem dostali godzinę na rozmowę w zakładzie karnym.
Wisting zastanawiał się właśnie, czy podejść do Line, ale wtem otworzyły się drzwi mercedesa. Thancke poprawił marynarkę. Kerr przyjął postawę wyczekującą. Chwilę później podszedł do niego Stiller i ponownie podłączył mikrofon do nadajnika. Line nałożyła słuchawki.
– Gotowy? – spytał Stiller.
Kerr skinął głową i splunął na ziemię. Potem podniósł dłonie tak wysoko, jak pozwalały na to kajdanki, i wskazał ścieżkę po drugiej stronie łąki.
– Pójdziemy tamtędy – oznajmił.4
Ścieżka była mało uczęszczana. Line szła piąta, tuż za Stillerem, i musiała ciągle odgarniać smagające ją po twarzy gałęzie gęsto rosnących drzew.
Znała Stillera z dwóch spraw. Pierwszy raz zetknęła się z nim, gdy pracowała w „VG”. Przygotowywała wówczas podkast o niewyjaśnionej sprawie zaginięcia, do którego doszło jeszcze w latach osiemdziesiątych. Po raz drugi pracowali przy sprawie w ubiegłym roku. Line została włączona do ekipy dochodzeniowej, która miała wyjaśnić pochodzenie sporej sumy pieniędzy znalezionych w letniej posiadłości znanego polityka. Line przyczyniła się do rozwiązania obu tych spraw.
Stiller był dobrym śledczym, ale we wszystkim, co robił, zawsze miał ukryty jakiś cel.
To było trzecie zlecenie, które wykonywała dla niego i sekcji _cold cases_. W pierwszym chodziło o dostarczenie dokumentacji zdjęciowej do wewnętrznej publikacji. W drugim o udokumentowanie tego, jak pewien mężczyzna przyznaje się do zbrodni popełnionej niemal dwanaście lat wcześniej.
Tym razem było inaczej.
Gdy tydzień temu zadzwonił, w pierwszej chwili miała wrażenie, że chce ją zaprosić na randkę. Czuła to. I była gotowa uprzejmie mu odmówić. Wprawdzie był atrakcyjnym mężczyzną, a różnica wieku między nimi – był od niej sześć lat starszy – nie stanowiła dla niej problemu. Ale chciała, żeby ich relacje miały charakter czysto zawodowy.
Długi konwój poruszał się ścieżką w całkowitym milczeniu.
Line nie wiedziała, co Tom Kerr powiedział śledczym o zabójstwie Taran Norum, ale znała szczegóły dwóch pozostałych zbrodni.
Kerr okazał się prawdziwym zwyrodnialcem. Obie dziewczyny były więzione przez kilka dni. Zostały poddane torturom i zadręczone na śmierć. Wielokrotnie gwałcone, również przy użyciu różnych narzędzi. Niektóre były podgrzewane, zanim Kerr wepchnął im je do pochwy. Ofiary miały liczne obrażenia wewnętrzne, między innymi rozerwane jelita i drogi moczowe. Sekcja zwłok wykazała, że ich sutki zostały wyrwane obcęgami, kiedy dziewczyny jeszcze żyły. Po dokonaniu zabójstw Kerr rozkawałkował ich ciała. Głowa, ręce i nogi zostały odcięte od tułowia, zapewne po to, by łatwiej było pozbyć się zwłok.
Odwróciła się, nie obracając kamery, i zobaczyła, że ojciec szedł prawie na samym końcu. Wydał jej się stary i ociężały. Gdyby nie to, że Kerr miał założone kajdanki transportowe, ojciec zostałby pewnie daleko w tyle.
Na ścieżce leżało zwalone drzewo. Konwojenci musieli pomóc więźniowi pokonać przeszkodę.
– Stiller!
To był głos ojca.
– Tak?
– Możemy zamienić dwa słowa, zanim pójdziemy dalej?
Stiller poprosił konwojentów o krótką przerwę. Wisting podszedł do niego. Line słyszała ich cichą rozmowę w słuchawkach przez mikrofon Stillera.
– Nie podoba mi się to – powiedział ojciec. – Przeszliśmy tą ścieżką już ponad sto metrów. To nielogiczne.
– Co masz na myśli? – spytał Stiller.
– Pozostałe dwa groby znajdowały się w odległości mniejszej niż dwadzieścia metrów od miejsca, w którym zaparkował samochód. Po co miałby nieść zwłoki ponad pięć razy dalej?
Stiller odwrócił się i spojrzał w głąb ścieżki.
– Daleko jeszcze? – spytał.
Line zrobiła zbliżenie twarzy Kerra i usłyszała przez słuchawki, jak mężczyzna zebrał ślinę i znowu splunął.
– Nie – odparł.
– Jak daleko jeszcze?
Kerr wzruszył ramionami, milczał przez chwilę, po czym rzekł:
– Jakieś dwieście metrów. Po prawej stronie będzie stare ogrodzenie dla owiec. Jest w nim otwór. Wtedy będziemy już prawie na miejscu.
Stiller zrobił kilka kroków w jego stronę.
– Dlaczego zawlokłeś ciało tak daleko od drogi? – spytał.
– Żeby nikt go nie znalazł – odparł Kerr. – I opłaciło się, co nie?
– Wiem, o które ogrodzenie mu chodzi. – Line usłyszała komentarz ojca. – To co najmniej trzysta metrów stąd.
Po chwili podszedł do nich Gram.
– Co robimy? – spytał.
Stiller nie zdążył odpowiedzieć, bo do rozmowy wtrącił się Claes Thancke:
– Przepraszam, że musicie iść tak daleko, ale zdaje się, że mój klient miał wskazać rzeczywiste miejsce ukrycia zwłok, a nie takie, które najbardziej wam pasuje – stwierdził ironicznie.
– To powinno być z nim wcześniej ustalone – skwitował Gram.
– Nie chciał nam podać dokładnej lokalizacji – tłumaczył się Stiller. – Ani w którym kierunku będziemy szli, ani jak długo.
Nagle zabrzęczał łańcuch od kajdanek na nogach więźnia. Żeby podrapać się w czoło, Kerr musiał opuścić głowę.
– Idziemy dalej – zdecydował Stiller.
Kittil Gram wysłał naprzód przewodnika z psem, wydając mu rozkaz jak najszybszego dotarcia do ogrodzenia dla owiec. Pozostali poruszali się w tempie Kerra. Zaledwie kilka metrów dalej więzień potknął się o wystający korzeń. Przewrócił się do przodu i chociaż próbował zamortyzować upadek, uniemożliwiły mu to kajdanki na nogach. Mimo to udało mu się obrócić i upaść na prawe ramię zamiast na twarz.
Dwóch policjantów musiało pomóc mu wstać.
– Wszystko w porządku? – spytał Stiller.
Kerr nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął ruszać ciałem, próbując strząsnąć z siebie ściółkę leśną.
– Kajdanki transportowe nie nadają się do chodzenia po lesie – zaprotestował Claes. – Niepotrzebnie narażamy mojego klienta na niebezpieczeństwo. Przecież współpracuje z policją.
– I to jest część tej współpracy – skomentował Gram i sprawdził, czy kajdanki na rękach nie obluzowały się. – Idziemy dalej.
Ruszyli przed siebie. Kerr nadal narzucał tempo. Pod ich stopami chrzęściły zeszłoroczne liście. Line przełożyła kamerę do drugiej ręki i niosła ją na wysokości biodra. Kamera nie ważyła więcej niż kilka kilogramów, a mimo to ciężko jej było trzymać ją przez cały czas w górze.
Ścieżka poszerzyła się i skręciła lekko na północ. Las zmienił charakter. Gęste drzewa liściaste ustąpiły miejsca większym drzewom o krzywych, chropowatych pniach i powykręcanych gałęziach.
Kerr spojrzał za siebie. Line słyszała jego oddech w słuchawkach. Krótki i przerywany.
Kiedy znowu się odwrócił, stracił równowagę. Policjant idący najbliżej próbował go złapać, ale Kerr i tak upadł.
Line zrobiła zbliżenie. Kiedy go podnieśli, miał małą krwawiącą ranę na policzku.
– Zadrapałeś się – powiedział do niego Thancke. – Mamy coś z tym zrobić czy idziemy dalej?
Claes Thancke znowu zaprotestował przeciwko zastosowaniu kajdanek transportowych, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
– Idziemy dalej – odparł Kerr.
Po dwóch minutach marszu po prawej stronie zobaczyli stare ogrodzenie z siatki. Dawne pastwisko dla owiec było zarośnięte. Część słupków zbutwiała, a fragmenty zerwanego ogrodzenia leżały w wysokiej trawie.
Policjant z psem czekał już na nich przy pozostałościach furtki. Stamtąd, aż do strumienia, rozciągało się trawiaste zbocze.
Konwój zatrzymał się.
– Musimy tam zejść – powiedział Kerr, wykonując ruch głową.
– To jeszcze bardziej nierówny teren niż ścieżka, którą szliśmy – stwierdził Thancke. – Schodzenie po zboczu w kajdankach na nogach jest absolutnie niewskazane. Ryzykujecie, że mój klient dozna poważnych obrażeń.
Gram i Stiller podeszli do Wistinga. Line poprawiła słuchawki. Skóra pod nimi stała się wilgotna, ale nie zdjęła ich, ponieważ chciała słyszeć, co mówią mężczyźni.
– Ma rację – powiedział ojciec.
Stiller przytaknął.
Ojciec rzucił okiem na więźnia i przeniósł wzrok z powrotem na Grama.
– Co ty na to, żeby zdjąć mu kajdanki z nóg?
Gram skinął głową.
– Zgadzam się, o ile zostanie w kajdankach na rękach.
– Okej, jak chcecie – powiedział Stiller.
Kerr dostał polecenie, by rozpiąć pasek. Gram otworzył kluczem obręcze zaciśnięte wokół jego kostek i wyciągnął łańcuch górą przez jedną z nogawek. Następnie odłączył kajdanki na nogi od tych na ręce i podał je policjantowi, który niósł plecak.
Kerr podniósł ręce na wysokość twarzy i potarł dłonią po zadrapaniu na policzku. Na dwóch palcach zebrała się krew. Przez chwilę przyglądał się jej, po czym włożył palce do ust i oblizał je do czysta.
Pies policyjny zaszczekał niecierpliwie. Gram wydał rozkaz, by kontynuować marsz.
Kerr ruszał się swobodniej, ale nie przyspieszył. Schodził po dawnym pastwisku w kierunku strumienia wypływającego z lasu. Zdawało się, że na dole w ogrodzeniu rzeczywiście jest otwór, a po drugiej stronie biegnie polna droga.
Umundurowani policjanci szli za nim, ale w pewnej odległości, w rozproszonym szyku liniowym, jakby żaden z nich nie chciał znaleźć się zbyt blisko więźnia. Line rozejrzała się, szukając wzrokiem ojca. On i Hammer uformowali tylną straż. Adwokat w butach na śliskiej podeszwie również został daleko w tyle.
Nagle Kerr zaczął poruszać się inaczej. Ugiął kolana i przechylił tułów do przodu. Line usłyszała, że wziął głęboki oddech. A potem… rzucił się biegiem naprzód.5
Wistinga zaalarmowały krzyki. Szedł na samym końcu czternastoosobowego konwoju i myślami był już przy kolejnej fazie operacji. Gdyby Kerr rzeczywiście wskazał miejsce ukrycia zwłok Taran Norum, to on, Wisting, byłby odpowiedzialny za wydobycie szczątków i przeprowadzenie badań kryminalistycznych. Będą musieli odpowiednio przygotować ścieżkę, by mógł nią przejechać quad z niezbędnym sprzętem.
Gdy usłyszał krzyki, zorientował się, że Kerr biegnie w kierunku polnej drogi, która znikała w głębi lasu po drugiej stronie pola. W niewytłumaczalny sposób udało mu się zdjąć kajdanki z jednego nadgarstka. Kiedy przebiegał przez otwór w ogrodzeniu, miał już niemal dziesięciometrową przewagę nad konwojentami.
Wtem rozległ się potężny huk. Wisting, oślepiony intensywnym błyskiem światła, upadł na ziemię. Przed oczami wirowały mu bezsensowne kolorowe wzory. Powietrze wypełniły wrzaski i przeciągłe krzyki. Ziemia i piasek wyrzucone w górę rozsypały się wokół niego.
Dzwoniło mu w uszach. Z trudem oddychał. Musiał tłoczyć powietrze do płuc.
Podniósł się na łokciach. Uklęknął na czworakach, żeby wziąć się w garść. Próbował zorientować się w sytuacji. Po zboczu czołgał się w panice młody policjant, wydając z siebie niezrozumiałe dźwięki. Podniósł się, potknął o własne nogi, upadł i czołgał się dalej. Inny szedł chwiejnym krokiem, rozstawiając sztywno ręce na boki. Jego ubranie było w strzępach, a pokrytą kurzem twarz zalewała krew. Był nie do rozpoznania. Podniósł głowę, spojrzał w górę, po czym upadł na kolana i wybuchnął płaczem.
Wisting wstał i otworzył szeroko usta, żeby odetkać przewody słuchowe. Ktoś krzyczał. Przeraźliwie. Odwrócił się tam, skąd dobiegał dźwięk. Maren Dokken już biegła do swojego kolegi równolatka, który leżał na ziemi i zwijał się z bólu. Jej mundur był cały w strzępach. Krwawiła z wielu ran ciętych na twarzy, a jej lewe ramię, z którego ściekała krew, zwisało sztywno wzdłuż ciała.
Zrobił kilka kroków, rozejrzał się i zobaczył Line. Leżała na ziemi. Rzucił się w jej stronę, ale ona już szukała ręką kamery i próbowała się podnieść.
– Zostań tutaj! – powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu. – Nigdzie się stąd nie ruszaj!
Stał tak, z dłonią na ramieniu córki, i starał się ocenić sytuację. Wszystkie mięśnie miał napięte. Adrenalina krążyła po całym ciele. Dudniło mu w skroniach. Zapach materiałów wybuchowych kręcił w nosie.
Przy wejściu do lasu powstał krater, a pozostałości po ogrodzeniu dla owiec zostały wysadzone w powietrze. Dwaj policjanci leżeli na ziemi. Krzyczeli i zwijali się z bólu i przerażenia.
– Zostań tu! – powtórzył.
Przewodnik wydał psu komendę i puścił owczarka niemieckiego w pogoń za Tomem Kerrem, a potem sam pobiegł za nim. Gram usiłował ich zawrócić.
– Ścieżka może być zaminowana! – ostrzegał.
W tej samej chwili usłyszeli dwa szybkie wystrzały z pistoletu i ujadanie psa ucichło.
Wisting skupił się na rannych policjantach. Jeden z nich zdołał usiąść. Kaszlał, wypluwając przy tym sporą ilość krwi. Drugi wyglądał tak, jakby oderwało mu stopę. Już nie krzyczał. Leżał blady i nieprzytomny w wysokiej trawie. Hammer podbiegł do niego i sprawdził mu oddech i puls. Komisarz uniósł nogę policjanta z uszkodzoną stopą, żeby zatamować krwotok. Poluzował but. Z otwartej rany zwisały zerwane ścięgna i mięśnie.
Hammer zdjął kurtkę, a potem jednym ruchem ściągnął też koszulę. Podarł ją na paski i podał Wistingowi, który przycisnął kilka z nich do rany, a pozostałymi skrawkami materiału mocno obwiązał nogę.
– Potrzebuję natychmiastowej pomocy medycznej – usłyszeli głos Grama zgłaszającego zdarzenie przez radio. – Wybuchł granat. Trzech policjantów jest poważnie rannych, a co najmniej czterech ma lżejsze obrażenia.
W centrali wiedziano, jaką operacją dowodzi Gram. Oficer łącznikowy potwierdził przyjęcie zgłoszenia, nie zadając zbędnych pytań.
Wielu konwojentów miało drobne rany cięte twarzy i krwawiło z nosa i uszu. Gram rozkazał dwóm z nich wrócić do samochodu i przynieść apteczkę i broń. Jeden z policjantów zajął miejsce Wistinga.
Odezwała się radiostacja. Inny, bardziej władczy głos poprosił Grama o złożenie raportu.
Gram spojrzał w stronę polnej drogi, którą uciekł Kerr, po czym zameldował:
– Nie kontrolujemy obiektu. Jest uzbrojony i porusza się pieszo w kierunku południowo-wschodnim.
– Trzeba zarządzić blokadę dróg – powiedział Wisting. – I niech przyślą śmigłowiec.
Gram ponownie sięgnął po nadajnik radiowy. Dobrze znał teren, więc poprosił o rozmieszczenie punktów kontrolnych na skrzyżowaniach i w innych strategicznych miejscach.
– Proszę również o wsparcie Heli 3-0 i skompletowanie załogi Uniform 3-0 – mówił dalej.
Uniform 3-0 to była łódź policyjna. O tej porze roku zwykle cumowała przy nabrzeżu.
– Przyjąłem – padła odpowiedź.
Stiller rozmawiał przez telefon. Zakończył rozmowę i podszedł do nich. Twarz miał brudną od ziemi i piasku.
– Mam do dyspozycji cywilny zespół rozpoznawczy, który kontroluje okoliczne drogi – wyjaśnił. – Cztery jednostki.
Zatrzeszczał radionadajnik.
– Śmigłowiec LPR jest już w drodze – zameldował oficer łącznikowy. – Centrum Powiadamiania Ratunkowego wysłało pięć karetek, w tym jedną specjalistyczną.
Gram potwierdził odbiór wiadomości.
Bez przerwy przychodziły nowe zgłoszenia. Jednostki, które były w drodze, zgłaszały swoją pozycję i przewidywany czas przybycia na miejsce. Gram odpowiadał na zgłoszenia i kierował załogami.
Sytuacja wokół nich powoli zaczęła się klarować. Ranni otrzymali pierwszą pomoc przedmedyczną. Chwilowo niewiele więcej można było dla nich zrobić.
Wisting spojrzał na nieprzytomnego dwudziestokilkuletniego policjanta. Prowizoryczny opatrunek wokół jego kostki przesiąkł, ale wyglądało na to, że krwawienie zostało zatamowane. Twarz również miał zakrwawioną, a mundur cały w strzępach.
– Wszystko będzie dobrze – zapewnił go Hammer. – Nie ma żadnych poważnych obrażeń zewnętrznych poza tą stopą.
– Najbardziej martwię się o to, że ciśnienie mogło spowodować uraz wewnętrzny – powiedział Stiller i rzucił okiem na policjanta, który kaszlał i pluł krwią. – Że mogą mieć uszkodzone płuca.
Hammer podniósł z ziemi kurtkę, włożył ją.
– Co się właściwie stało? – spytał, rozglądając się dookoła.
Wisting obszedł krater, przyjrzał się ziemi i już po chwili znalazł to, czego szukał. W trawie leżała żyłka wędkarska.
– Zaczepił o nią nogą – stwierdził Hammer.
Chwycił żyłkę i przyciągnął ją do siebie. Na jej końcu wisiała zawleczka granatu ręcznego.
– Przebiegając przez otwór w ogrodzeniu, spowodował wybuch granatu – skomentował.
Komisarz spojrzał w głąb polnej drogi, którą uciekł Kerr. W ich kierunku szedł przewodnik psa. Dłonie i mundur miał poplamione krwią owczarka, który leżał gdzieś w lesie.
Z oddali dobiegało wycie syren.
Przewodnik psa ściszył dźwięk w krótkofalówce, którą miał przyczepioną do kieszeni na piersi, i rozejrzał się dookoła zagniewany. Jego wzrok zatrzymał się na adwokacie Kerra, jakby wszystko, co się stało, to była jego wina.
– Kurwa, miał pistolet! – zawołał. – Ktoś mu go dostarczył.
Policjanci, których Gram wysłał do samochodu po broń i apteczkę, byli już z powrotem. Jeden z nich niósł też mapę. Kiedy ją rozłożył, natychmiast otoczyli go inni funkcjonariusze. Wisting stanął nieco z tyłu, a mimo to zdołał zorientować się w sytuacji. Dostrzegł strumień i zaznaczoną przerywaną linią polną drogę, którą uciekł Tom Kerr. Ścieżka łączyła się z prywatną drogą prowadzącą do osiedla domków letniskowych, położonych w pobliżu wybrzeża szkierowego.
– W porządku – powiedział Gram i wyprostował się. – Potrzebuję trzech ludzi.
Wyznaczył przewodnika psa i dwóch najstarszych i najbardziej doświadczonych policjantów, którzy byli w stanie pracować.
– Chcę, żebyście przeszukali tę drogę, aż do samego strumienia.
Policjanci uzbroili się w pistolety maszynowe. Dowódcą zespołu został przewodnik psa.
Gram chciał jeszcze coś dodać, ale dostał wezwanie z centrali operacyjnej:
– Komendant zwołał sztab – poinformował go oficer. – Wydał następujący rozkaz wstępny: Tom Kerr nie może opuścić tego obszaru. Należy go zatrzymać za pomocą wszelkich dostępnych środków.
– Przyjąłem – odparł Gram, po czym rozejrzał się wokół siebie, żeby mieć pewność, że wszyscy usłyszeli komunikat.
Claes Thancke, który przez cały czas milczał i trzymał się z tyłu, teraz zabrał głos:
– Za pomocą wszelkich dostępnych środków? – powtórzył. Jego głos był cieńszy niż zwykle. – Co to dokładnie oznacza?
Nie doczekał się odpowiedzi.
Metal uderzył o metal, gdy przewodnik psa przeładował broń. Dwaj pozostali funkcjonariusze zrobili to samo. I ruszyli przed siebie.