- W empik go
Złamane emocje - ebook
Złamane emocje - ebook
Drugi tom nowej serii autorki słynnych „Złączonych”!
Nino Falcone jest człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek emocji. To idealna cecha dla brata oraz prawej ręki capo Camorry. W jego świecie bezduszność zdecydowanie jest błogosławieństwem, a nie przekleństwem.
Kiara Vitiello, kuzynka Luki, musi poślubić Nino, żeby zapobiec rozlewowi krwi między rodzinami. To, co słyszała o mafii z Las Vegas, naprawa ją niepokojem i przerażeniem. Ale dziewczyna nie ma wyboru.
Po tym, jak jej ojciec zdradził swojego capo i zapłacił za to życiem, jej rodzina sądzi, że małżeństwo Kiary to jedyna szansa na odzyskanie honoru. Jednak tylko Kiara wie, że nie jest tak cenna, jak wszyscy myślą. Nie jest tak czysta, jak wszyscy by chcieli. Nawet ona.
Kiedy dojdzie do nocy poślubnej, nie będzie dowodu jej niewinności. Jej czystość dawno temu została odebrana siłą. I mimo że Kiara słyszała o Nino wiele złego, zdaje sobie sprawę, że bez względu na to, co mężczyzna z nią zrobi, nie uda mu się jej skrzywdzić tak, jak już została skrzywdzona.
Mafia z Las Vegas poczuje się oszukana, a to może oznaczać tylko jedno – wojnę.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-609-6 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiara
Bracia Falcone poczują się oszukani. W zamian za pokój potworom z Las Vegas obiecano dziewicę. A ja nigdy nie dostałam szansy, żeby nią być. Ten wybór został mi odebrany.
Boleśnie wyrwany.
Strach, przenikliwy i pierwotny, rozrywał moją pierś, kiedy Nino wprowadził mnie do sypialni, w której mieliśmy spędzić tę noc, a następnie zamknął drzwi przed swoimi szczerzącymi się braćmi. Gdy mnie puścił, szybko zwiększyłam między nami dystans.
Chociaż minęło już sześć lat, nadal budziłam się w nocy, ponieważ wracały wspomnienia. Bałam się być blisko jakiegokolwiek mężczyzny, a w szczególności tego – mojego męża.
Przesuwałam się w kierunku łóżka, aż stanęłam zaledwie kilka kroków od niego. Zerknęłam na białe prześcieradło. Prześcieradło, które moja rodzina spodziewała się zobaczyć rano poplamione krwią.
Krwią, której miało tam nie być.
Powoli podeszłam bliżej.
Za pierwszym razem, za drugim i nawet za trzecim było dużo krwi. A także bólu, przerażenia i błagania. Wtedy nikt nie oczekiwał prezentacji prześcieradła. Wyprała je nasza służąca. Nigdy nie przyszła mi na ratunek.
Tej nocy nie zamierzałam błagać. To nie powstrzymało niegdyś mojego oprawcy.
To nie powstrzymałoby mojego męża.
Słyszałam o nim różne historie. Widziałam, jak walczy w klatce.
Jedyne pocieszenie stanowił fakt, że raczej nie może złamać mnie bardziej, niż zostałam złamana lata temu.ROZDZIAŁ 1
Nino
Wcześniej
– Pamiętasz, co powiedziałem Luce ostatnio, kiedy się z nim widziałem? Po czymś takim raczej nie będzie zainteresowany współpracą z nami – wymamrotał Fabiano, chodząc po pokoju. – Uwierz, zastrzeli mnie, jak tylko postawię stopę na terytorium Famiglii. Kurwa, na jego miejscu też bym to zrobił.
Remo pokręcił głową.
– Jest zły, ale uda nam się go przekonać.
Przytaknąłem.
– Chciał chronić swoją własność, swoją żonę, jednak nie przestał być biznesmenem, a my możemy dostarczyć mu dobre argumenty przemawiające za współpracą. Nadal utrzymuje się głównie z handlu narkotykami i nasz informator pracujący w jego wytwórni przekazał, że nie nadążają z produkcją, a popyt się zwiększa. Luca musi je importować, ale na razie nie może, ponieważ Zachód pozostaje pod naszą kontrolą, z kolei w centrum kraju władzę sprawuje Dante. Jego przemytnicy tracą zbyt dużo prochów podczas przerzucania ich na Wschodnie Wybrzeże. Jeśli zgodzi się z nami współpracować, zagwarantujemy mu bezpieczny transport na naszym terenie, a w zamian za to on obieca, że nie będzie się wtrącał do sporu pomiędzy nami a Dantem Cavallaro. Nawet nie chcemy jego pomocy.
– Nie potrzebujemy jej – wtrącił Remo, a jego spojrzenie stało się twarde.
W tej kwestii się nie zgadzaliśmy; dodatkowe wsparcie przy walce z przeciwnikiem pokroju Dantego Cavallaro byłoby bardzo mile widziane, ale Remo, podobnie do Luki, pozwalał, by jego emocje stawały na drodze racjonalnego myślenia.
Fabiano zmarszczył brwi.
– Luca nie jest taki jak ty, Nino. Przy podejmowaniu decyzji nigdy nie kieruje się logiką. Teraz jest wściekły, ponieważ obraziliśmy Arię. Uwierz mi, duma powstrzyma go przed dokonaniem rozsądnego wyboru.
Duma i wściekłość. Żadna z tych emocji nie była przydatna.
– Jeśli powiesz swojej siostrze, że dałeś Leonie tę bransoletkę, to ona go przekona. Pomyśli, że znowu jesteś jej młodszym bratem. Będzie chciała w to wierzyć. Weź ze sobą Leonę, jak dla mnie możesz nawet sprawić, żeby wyglądało to na rodzinną wizytę. Spraw, żeby nas wysłuchali. Powiedz Luce, że spotkam się z nim osobiście – powiedział Remo.
Zerknąłem na niego z ukosa. Jego ostatnia rozmowa z Vitiello nie przebiegła zbyt dobrze. Minęło już kilka lat, lecz jeśli Luca miał tendencję do długiego żywienia urazy, na pewno pamiętał również o tym. A Remo miał tendencję do prowokowania ludzi, co nie podobało się temu drugiemu capo.
– Nie zaufa nam – odparł Fabiano. – Poza tym wasze spotkanie jest, kurwa, najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się wydarzyć. Remo, jesteś pieprzoną bombą zegarową. Do cholery, staje ci już od wyobrażania sobie, jak by to było wykąpać się we krwi Luki. Naprawdę myślisz, że mógłbyś się powstrzymać i go nie zabić?
Remo odchylił się na siedzeniu, rozciągając usta w znajomym uśmiechu. Wiedziałem, że powinienem zachować ostrożność, kiedy pojawia się na jego twarzy.
– Famiglia lubi tworzyć więzi, żeby zachować pokój, co nie? W takim razie damy im to, czego chcą. To, czego twoja siostra chciała dla ciebie i wszystkich innych – oświadczył, nie odpowiadając na pytanie.
Scuderi przestał chodzić po pokoju i skrzyżował ręce na piersi.
– Czyli co konkretnie?
– Pokój i miłość. – Remo wyglądał, jakby zaraz miał się roześmiać. – Zasugerujemy małżeństwo między naszymi rodzinami. W przypadku Chicago i Famiglii zadziałało to na jakiś czas.
Remo nic mi o tym nie wspominał. Zazwyczaj konsultował się ze mną, zanim podejmował takie decyzje. A musiałem przyznać, że to zaskakująco rozsądny plan jak na mojego brata. Przez wieki małżeństwa często zapobiegały wojnom… i oczywiście równie wiele z nich zaczynały.
Fabiano zaśmiał się, ale po tym, jak zmrużył oczy, poznałem, że nie podoba mu się ten pomysł.
– Zadziałało na kilka lat. Teraz znowu się mordują.
– Nie potrzebujemy więcej niż kilku lat – wtrąciłem. – Wszyscy dobrze wiemy, że każde porozumienie tego typu trwa krótko.
– Chyba nie wierzycie, że Luca naprawdę zgodzi się na aranżowane małżeństwo – odezwał się Fabiano.
– Czemu nie? – Remo uśmiechnął się szeroko. – Spójrz tylko na niego i twoją siostrę, są obrzydliwie zakochani. Na pewno odda nam jedną ze swoich kuzynek. Musi mieć kilka w odpowiednim wieku. Przecież mówiłeś, że jego ojciec miał trzy siostry i dwóch braci, prawda? Jeśli o mnie chodzi, mogą być nawet w drugiej linii.
– Jedna z tych sióstr poślubiła zdrajcę, którego zabił nasz ojciec – przypomniałem. – Ona raczej nie odda nam swojej córki.
– Jedna z jej córek jest seks zabawką tego bydlaka Growla. I tak nie przyjąłbym do naszej rodziny ani jej, ani jej siostry – wycedził Remo, na co skłoniłem głowę, przyznając mu rację.
Wysłalibyśmy błędny sygnał, gdybyśmy się zgodzili, żeby Famiglia dała nam resztki po naszym zdradzieckim przyrodnim bracie.
– Luca nie wybrałby żadnej z nich. Ale tak w ogóle kto ma poślubić kobietę z Famiglii? – zapytał Fabiano. Uniósł blond brwi i patrzył na mojego brata. – Nie mów mi, że to będziesz ty, Remo. Nie złożę takiej oferty. Wszyscy wiemy, że jesteś ostatnią osobą, jaką możemy zaproponować na męża. Cały czas tracisz nad sobą panowanie. To skończyłoby się, kurwa, krwawym ślubem. I świetnie o tym wiesz.
Remo wyszczerzył zęby i przeniósł wzrok na mnie.
To wyjaśniało, dlaczego pominął etap konsultacji.
– Nie zamierzam brać żadnego ślubu. Nino to zrobi.
Spojrzałem na niego zmrużonymi oczami.
– W rzeczy samej?
Fabiano z grymasem opadł na sofę.
– Bez obrazy, ale Nino też nie jest najlepszą osobą do zabawy w męża.
Przechyliłem głowę.
Nigdy nie rozważałem małżeństwa. Zdawało mi się zbędne.
– Jeśli masz na myśli mój brak uczuć, zapewniam cię, że mogę udawać, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Remo wzruszył ramionami.
– Przecież to i tak nie będzie małżeństwo z miłości. Nino nie musi niczego czuć, żeby wziąć ślub. Musi tylko powiedzieć „tak”, przelecieć pannę młodą, może spłodzić dziecko albo dwoje, no i utrzymać swoją żonę przy życiu, dopóki będziemy chcieli pokoju z Famiglią – wyjaśnił, po czym zwrócił się do mnie: – Potrafisz to zrobić, prawda?
Nie spodobał mi się jego ton. Zmarszczyłem brwi.
– Tak, potrafię.
Fabiano pokręcił głową.
– To cholernie zły pomysł i doskonale o tym wiecie.
– Jest niekonwencjonalny – przyznałem – ale w naszych kręgach robi się tak od pokoleń. Nasze rodziny planowały małżeństwa jeszcze przed przybyciem do Stanów, tworząc w ten sposób między sobą więzi. A Famiglia kieruje się wartościami ze starego świata. Jako jedyni spoza Włoch nadal kultywują tradycję krwawego prześcieradła. Rodzinie Luki na pewno spodoba się pomysł zaaranżowania małżeństwa. Vitiello musi zadowalać tradycjonalistów z Famiglii, szczególnie teraz, kiedy przyjął do siebie część krewnych z Sycylii. A w Camorrze też nie brakuje tradycjonalistów, którzy przystaną na taki układ.
Fabiano znowu zaprzeczył.
– Powtarzam: Luca się nie zgodzi, zabije mnie.
Remo uśmiechnął się krzywo.
– Zobaczymy. Podobno musi chronić swoje dzieci.
Scuderi podskoczył.
– Aria ma dzieci?
Remo i ja wiedzieliśmy o tym już od jakiegoś czasu. Powiedział nam to jeden z naszych informatorów. Luca trzymał żonę i dzieci z dala od dziennikarzy i nawet zabił kilku fotografów, którzy nie znali pojęcia prywatności. Remo nie chciał, żeby Fabiano się o tym dowiedział, bo martwił się, że ten podejdzie wtedy zbyt emocjonalnie do wizyty w Nowym Jorku. Najwidoczniej teraz zmienił zdanie.
– Córkę i syna – odpowiedział Remo. – Więc obietnica pokoju na Zachodzie powinna go przekonać.
– Jak długo o tym wiecie? – zapytał Fabiano po chwili.
– Czy to ważne? Luca i tak nie pozwoliłby ci zbliżyć się do swoich dzieci – odparł Remo, na co Scuderi przytaknął, ale zacisnął usta w cienką linię.
– Pamiętajcie, że to nie Dante był siłą napędową ataku na nasz bar. Był nią mój ojciec. – Spojrzał na mnie, a następnie na Remo. – Dante może zabić mojego ojca, zanim my go dorwiemy. Nie chcę, by do tego doszło. Pozwólcie mi pojechać do Chicago i przywieźć go do Las Vegas. A potem nadal będziemy mogli poprosić Lucę o pokój.
Remo posłał mi znaczące spojrzenie, najwyraźniej chcąc, żebym jak zwykle to ja był głosem rozsądku.
– To wydaje się niezbyt mądre – oznajmiłem. – Jesteś za bardzo zaangażowany, by przeprowadzić atak na terytorium Chicago, szczególnie że chodzi o twojego ojca. I nie mamy pewności, czy on zrobił to bez wiedzy Dantego. Możliwe, że Cavallaro go nie zabije.
– To był plan mojego ojca. Słyszałeś, co ten kutas z Chicago mówił, kiedy rozrywaliśmy go na strzępy. Mój ojciec nasłał na nas te łajzy, bo chciał mnie zabić – warknął Fabiano. – A ja chcę zabić jego. Chcę rozszarpać go na kawałki, kończyna po kończynie.
– I zrobisz to – zapewnił Remo, dotykając jego ramienia, a potem zamilkł. Moment później ponownie uśmiechnął się w ten charakterystyczny sposób. – Ale to byłby dobry prezent ślubny. Gdybyśmy dopadli Scuderiego, moglibyśmy zaoferować jego śmierć Luce i jego klanowi w zamian za pokój. W końcu siostry Scuderi też raczej nie pałają miłością do swojego ojca.
– Oczywiście, że nie. To nikczemny dupek – odparł Fabiano.
– Nie możemy tak po prostu wmaszerować do Chicago i wywlec z miasta ich consigliere. Zdajecie sobie z tego sprawę, prawda? Dante zadba o całkowite bezpieczeństwo. – Musiałem to powiedzieć, ponieważ stawało się dla mnie coraz bardziej oczywiste, że żaden z nich nie podejmie rozsądnej decyzji w sprawie obalenia rządów w Chicago. – Jedynym logicznym wyborem jest wysłanie na spotkanie z Lucą w Nowym Jorku mnie. Nie jestem zaangażowany emocjonalnie. Będę w stanie załagodzić sprawę, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Remo pokręcił głową.
– To ja jestem capo, więc powinienem być na pierwszej linii frontu. Tylko pierdolony tchórz wysyła w takiej sytuacji własnego brata, żeby ten ryzykował swoim żałosnym tyłkiem.
– A co z moim pieprzonym tyłkiem? – wymamrotał Fabiano.
– Twój tyłek jest bezpieczny dzięki twojej siostrze. Bez względu na to, co mówi Luca, i tak zawsze pomyśli dwa razy, zanim wpakuje ci kulkę w łeb. W przypadku Nino nic go nie hamuje.
– Nie zastrzeli mnie. W ciągu najbliższych kilku dni przez granice naszego terytorium będzie przemycana jego dostawa prochów… jeśli wierzyć naszym informatorom z Meksyku. Przechwycimy ją, przetrzymamy jego ludzi i narkotyki do czasu spotkania, po czym rozkażemy ich wypuścić w zamian za zgodę jako dowód naszej dobrej woli.
– Narkotyki i zbędni żołnierze nie powstrzymają Vitiello przed zabiciem ciebie – stwierdził Fabiano.
– Zobaczymy – odparłem. – To jedyna logiczna opcja.
– Twoja pieprzona logika mnie wnerwia – mruknął Remo.
– To ja będę mężem, więc wysłanie mnie tam jest logiczne – podkreśliłem ostatnie słowo. – Zrobimy to na moich warunkach, Remo. Nie pozwolę, żebyście zepsuli to swoimi uczuciami.
– On chyba naprawdę próbuje mnie wkurzyć – powiedział mój brat do Fabiano.
– Chyba tak – przyznał Scuderi.
– Nie trzeba dużo, żeby cię wkurzyć, Remo.
Zmrużył powieki, patrząc w moją stronę.
– Logicznym wyborem byłoby kogoś ze sobą zabrać. Nie powinieneś jechać tam sam. Weź Fabiano.
Blondyn przewrócił oczami.
– Jasne, weź mnie. Bo najwidoczniej jestem kuloodporny, ponieważ mam, kurwa, na nazwisko Scuderi.
Przyjrzałem mu się uważnie.
– Twoja obecność mogłaby otworzyć rany Luki. Nie chcielibyśmy źle zacząć tej znajomości.
– Na to już chyba za późno – stwierdził.
– Chcesz pojechać ze mną do Nowego Jorku? – zapytałem, spoglądając na niego z powątpiewaniem.
– Wolałbym pojechać do Chicago i zabić swojego pierdolonego ojca, ale jeśli szalone małżeństwo między tobą a jakąś biedną kobietą z Famiglii zbliży mnie do tego celu, to pojadę do Nowego Jorku i pogadam z Lucą pieprzonym Vitiello. Chociaż raczej nie ucieszy się na mój widok. Nie uwierzy, że się zmieniłem.
– Bo tak właściwie się nie zmieniłeś. Poza zachowaniem w stosunku do Leony. Nadal jesteś okrutnym bydlakiem, więc Vitiello nie powinien ci ufać – oświadczyłem.
Fabiano przeniósł wzrok na Remo, a następnie z powrotem na mnie.
– To jadę czy nie? Bo jeśli tak, to muszę wymyślić jakiś sposób, żeby powiedzieć o tym Leonie i jej nie przerazić.
Mój brat westchnął.
– To ja powinienem jechać jako capo.
– Zostawimy wasze spotkanie na czas, kiedy Luca zyska pewność, że skorzysta na tej więzi i nie będzie już czuł tak ogromnej chęci odcięcia ci głowy – powiedziałem.
– Czyli rozumiem, że to ja jadę. – Fabiano wstał. – Mam ogromną nadzieję, że przejście tej pieprzonej gehenny zbliży mnie do zabicia ojca. W przeciwnym razie będziecie musieli mi to solidnie wynagrodzić.
Wciąż nie byłem pewny, czy obecność Fabiano poprawi tę sytuację. Prawda, był bratem Arii, ale nawet to nie mogło go wiecznie chronić. Zabranie Remo jednak nie wchodziło w grę. Musiałem dopilnować, by Luca oraz Fabiano przystali na mój plan i nie pozwolili nieprzewidywalnym uczuciom wziąć góry.
Kiara
Jak zwykle stałam z boku, na tyle daleko, żeby nikt nie czuł się zobligowany zaprosić mnie na parkiet. Przyglądałam się Giulii tańczącej ze swoim mężem Cassio. Uśmiechnęła się, kiedy nasze spojrzenia na chwilę się spotkały. Należała do niewielu osób, które patrzyły na mnie życzliwie, a nie z wyższością. Co prawda sześć lat wcześniej, gdy musiałam wprowadzić się do ciotki Egidii i wuja Felixa, ona nie mieszkała już w domu rodzinnym, ale i tak stałyśmy się sobie bliskie. Była mi bliższa niż moi starsi bracia. Im pozwolono zostać w Atlancie po tym, jak Luca zabił naszego ojca.
Zadrżałam na to wspomnienie. Oparłam się chęci potarcia rąk; cały czas było mi zimno. Nawet muzyka nie podziałała uspokajająco. Nie mogłam się doczekać, aż wrócę do domu i poczuję pod palcami klawisze fortepianu.
Spięłam się, kiedy dostrzegłam, że w moją stronę rusza Luca. Pewnie jego żona Aria kazała mu poprosić mnie do tańca, bo zaczęła mi współczuć. Wolałabym jednak tego uniknąć.
– Chciałabyś zatańczyć? – zapytał, wyciągając rękę.
W zeszłym roku skończyłam osiemnaście lat, więc nie mogłam dłużej omijać wydarzeń towarzyskich. Nawet ciotka Egidia i wuj Felix nie umieli już znaleźć żadnej wymówki, żebym miała szansę nie przebywać wśród ludzi. Wielu nadal mnie unikało; co prawda nie otwarcie, ale widziałam, jakie posyłają mi spojrzenia, gdy myślą, że nie zwracam na nich uwagi.
– To zaszczyt – powiedziałam cicho i ujęłam jego dłoń.
Chociaż moje ciało nie znosiło kontaktu fizycznego, zmusiłam je do poddania się i poszłam za Lucą na parkiet. Znałam go całe życie, chociaż niezbyt dobrze – był moim kuzynem, jednak mieliśmy ich tak dużo, że nie łączyła nas bliska więź.
Starałam się przygotować na następny krok, czyli jego palce na mojej talii. Nie chciałam drgnąć, ale gdy tylko Luca dotknął mojego biodra, cała się spięłam. Kuzyn przyjrzał mi się, lecz się nie odsunął. Pewnie był przyzwyczajony do takiej reakcji ze strony ludzi. Nawet normalne kobiety uciekały przed nim ze względu na jego reputację i pozycję. Choć próbowałam się rozluźnić podczas tańca, to było na nic. Wreszcie się poddałam.
– Twój ojciec był zdrajcą, Kiara. Musiałem go zabić.
Mój ojciec zdawał sobie sprawę, co grozi za dopuszczenie się takiego czynu. Nigdy nie miałam Luce za złe tego, co zrobił. A jednak on najwidoczniej uznał, że właśnie z tego powodu nie mogę znieść jego dotyku. Pragnęłam, żeby chodziło jedynie o to. Boże, tak bardzo chciałam, by wyłącznie dotyk Luki wywoływał niemal panikę.
Przełknęłam ślinę, a wraz z nią wspomnienia nocy, które mnie złamały.
– Musiałeś – przyznałam. – I nie tęsknię za nim. Nie był dobrym ojcem. Tęsknię za matką, ale to nie ty ją zabiłeś, tylko mój ojciec.
Przez ostatnie tygodnie pracowałam nad melodią, którą teraz zaczęłam odtwarzać w głowie, licząc, że mnie uspokoi. Nie stało się tak.
Luca przytaknął.
– Rozmawiałem z Egidią i Felixem. Martwią się, że jeszcze nie masz męża.
Miałam dziewiętnaście lat i na razie nikomu mnie nie obiecano.
– Kto chciałby poślubić córkę zdrajcy? – wymamrotałam.
W głębi duszy czułam ulgę. Małżeństwo ujawniłoby sekret, którego strzegłam. Tajemnicę, przez którą w naszych kręgach zostałabym wyklęta.
– Nie zrobiłaś nic złego. Czyny twojego ojca nie określają tego, kim jesteś.
Zauważyłam, że ludzie mnie obserwują.
– W takim razie może powiedz to im – wycedziłam, spoglądając na naszą widownię. Skrzywiłam się na ton swojego głosu. – Przepraszam.
Luca był capo. Musiałam okazywać mu szacunek.
Przyjrzał mi się, zachowując kamienny wyraz twarzy.
– Nie chcę obiecywać cię żołnierzowi. Masz na nazwisko Vitiello i powinnaś poślubić któregoś z moich kapitanów albo podszefów.
– W porządku. Mam jeszcze czas. – Zarumieniłam się ze wstydu.
Tak naprawdę nie miałam czasu. Już sam fakt, że byłam córką zdrajcy, wystarczył, żeby ludzie gadali, a do tego nadal nie mogłam znaleźć męża.
Kiedy skończyliśmy tańczyć, posłałam Luce szybki, wymuszony uśmiech, po czym wróciłam w róg sali. Następnie zrobiłam to, co umiałam najlepiej – co nauczyłam się robić najlepiej – zaczęłam udawać, że mnie tam nie ma. Na szczęście dostawałam od ciotki skromne sukienki w stonowanych kolorach, a to z pewnością pomagało. Nie mogłam się doczekać, aż przyjęcie świąteczne u Vitiellich dobiegnie końca. Święta przywoływały wiele strasznych wspomnień.
Święta Bożego Narodzenia, siedem lat wcześniej
Nie mogłam zasnąć. Niezależnie od tego, w jakiej pozycji się ułożyłam, cały czas trafiałam na siniaki. Ojciec był dzisiaj w okropnym humorze. Według matki miało to związek z tym, że przebywaliśmy w Nowym Jorku. Nazajutrz planowaliśmy wreszcie wrócić do Atlanty, gdzie jego nastrój się poprawi. Wkrótce wszystko się poprawi. Wkrótce tata rozwiąże wszelkie swoje problemy i w końcu będziemy szczęśliwi. Wiedziałam, że to nieprawda. Nigdy nie miał osiągnąć szczęścia. Nigdy nie miał przestać nas bić. Lubił własną nieszczęśliwość. Lubił też sprawiać, żebyśmy cierpiały.
Na dole coś szczęknęło. Wstałam z łóżka i rozciągnęłam się, starając się pozbyć bólu w kończynach wywołanego dzisiejszym biciem. Na korytarzu rozbrzmiał jakiś dźwięk, więc podeszłam do drzwi, uchyliłam je i wyjrzałam przez szparę.
Nagle rzucił się na mnie wysoki mężczyzna. Nad moją głową coś rozbłysło i po chwili w futrynę był wbity nóż. Otworzyłam usta, chcąc krzyknąć, ale facet zasłonił mi je ręką. Zaczęłam się wyrywać, przeraźliwie bojąc się nieznajomego olbrzyma.
– Cicho. Nic ci się nie stanie, Kiara. – Zamarłam, potem skierowałam wzrok do góry. To był mój kuzyn Luca, capo mojego taty. – Gdzie jest twój ojciec?
Wskazałam drzwi na końcu korytarza, czyli sypialnię rodziców, a on puścił mnie i przekazał informację Matteo, mojemu drugiemu kuzynowi. Nie byłam pewna, co się dzieje.
Dlaczego są tutaj w środku nocy?
Matteo zaczął mnie odciągać i wtedy z sypialni wyszła mama. Spojrzała z przerażeniem w moim kierunku i chwilę później upadła.
Luca rzucił się na podłogę, dzięki czemu kula trafiła w ścianę za nim. Matteo popędził do przodu, a mnie przechwycił kolejny mężczyzna. Nie mogłam oderwać wzroku od matki oraz jej pustych oczu.
W pokoju był z nią tylko ojciec, więc to on musiał ją zabić.
Martwa. Tak po prostu. Jeden mały pocisk i już jej nie było.
Zostałam pociągnięta po schodach w dół, wywleczona z domu, a następnie wepchnięta na tylne siedzenie auta. Byłam sama z dźwiękiem mojego przyspieszonego oddechu. Objęłam się rękami, a kiedy dotknęłam palcami siniaków na ich górnej części, skrzywiłam się z bólu. Powstały po tym, jak ojciec pobił mnie tego ranka. Zaczęłam kołysać się w przód i w tył, nucąc melodię, którą od kilku tygodni ćwiczyłam z nauczycielką gry na fortepianie. W samochodzie zaczęło robić się zimno, ale mi to nie przeszkadzało. Było wręcz przyjemnie, uspokajająco.
Ktoś otworzył drzwi samochodu, więc odsunęłam się przestraszona, przyciskając nogi do klatki piersiowej.
Do środka zajrzał Luca. Na gardle miał krew. Niezbyt dużo, lecz i tak nie mogłam oderwać od niej wzroku.
– Ile masz lat? – zapytał.
Nie odpowiedziałam.
– Dwanaście?
Spięłam się i wtedy Luca zamknął drzwi, po czym usiadł z przodu obok swojego brata Matteo. Zapewnili, że jestem bezpieczna.
Bezpieczna?
Jeszcze nigdy nie czułam się bezpiecznie. Matka zawsze mówiła, że w naszym świecie bezpieczeństwo można znaleźć jedynie po śmierci. I teraz je odnalazła.
Kuzyni zawieźli mnie do starszej kobiety, Marianny. Do tej pory jej nie poznałam. Była miła i kochająca, ale nie mogłam z nią zostać. Honor nakazywał, żebym zamieszkała u kogoś z rodziny, dlatego zostałam wysłana do Baltimore, do ciotki Egidii oraz jej męża Felixa, który był podszefem tego miasta, tak samo jak mój ojciec był podszefem Atlanty. Z ciocią widywałam się tylko podczas uroczystości rodzinnych, ponieważ ona i tata się nienawidzili.
Pojechałam do nich z Lucą kilka dni po pogrzebie mamy. Siedziałam obok niego w samochodzie, nie odzywając się, a on też nie próbował ze mną rozmawiać. Wyglądał na podirytowanego i spiętego.
– Przepraszam – wyszeptałam, kiedy zatrzymaliśmy się przed dużą willą.
Przez lata nauczyłam się przepraszać, nawet jeśli nie wiedziałam, co takiego zrobiłam.
Luca zmarszczył brwi.
– Za co?
– Za to, co zrobił mój ojciec. – W naszym świecie honor oraz lojalność były najważniejszymi wartościami, a tata złamał przysięgę i zdradził Lucę.
– To nie twoja wina. Nie masz za co przepraszać – powiedział kuzyn.
Wierzyłam w to do momentu, aż zobaczyłam wyrażającą dezaprobatę twarz ciotki Egidii i usłyszałam, jak Felix mówi do Luki, że źle by to o nich świadczyło, gdyby się zgodzili. Luca jednak nie przyjął odmowy, więc zostałam z nimi i z czasem nauczyli się mnie tolerować. Niestety nie było dnia, żebym choć na chwilę zapomniała, że jestem córką zdrajcy. Nie miałam im tego za złe.
Od dziecka uczono mnie, że nie istnieje gorsza zbrodnia niż zdrada. Ojciec splamił honor naszej rodziny, mojego rodzeństwa i mój, a my już zawsze będziemy musieli nosić tę skazę. Moi bracia mogli przynajmniej spróbować odzyskać reputację, stając się odważnymi członkami mafii, ale ja byłam dziewczyną.
Mogłam liczyć wyłącznie na litość.
Teraz
Najgorsze w tych spotkaniach nie było to, że patrzono na mnie jak na córkę zdrajcy, ani to, że sama musiałam patrzeć na współczucie lub obrzydzenie malujące się na twarzach gości. Ani trochę. Najgorszy był on. Spojrzał mi w oczy z drugiego końca sali, nawet nie próbując ukryć triumfu. Miał pełną świadomość tego, co zrobił. Co mi odebrał. Stał obok mojej ciotki – jego żony – a także swoich dzieci – mojego kuzynostwa – i wszyscy odnosili się do niego z szacunkiem. Jego wzrok przyprawiał o dreszcze. Nie podszedł bliżej, ale obleśne gapienie się wystarczyło; zresztą przypominało jego dotyk. Było upokarzające, bolesne. Nie mogłam tego znieść. Oblał mnie zimny pot, a żołądek zawiązał się w supeł. Odwróciłam się i pognałam do łazienki dla kobiet. Zamierzałam przeczekać w niej do końca wieczora, dopóki nie będę musiała wyjechać stąd z ciotką Egidią oraz wujem Felixem.
Przemyłam twarz, ignorując minimalną ilość makijażu, jaką nałożyłam. Na szczęście był to tylko wodoodporny tusz do rzęs i odrobina korektora ukrywająca cienie pod oczami, więc różnica nie okazała się zbyt wielka. Potrzebowałam zimnej wody, żeby opanować narastającą panikę.
Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wślizgnęła się Giulia. Wyglądała pięknie w odważnej, ciemnofioletowej sukience, która cudownie współgrała z jej jasnobrązowymi włosami. Od zawsze nosiła się z pewnością siebie. Pewnie dlatego udało jej się sprawić, że małżeństwo z Cassio było udane pomimo różnicy wieku.
Podeszła bliżej i dotknęła mojego ramienia, marszcząc brwi.
– Wszystko w porządku? Uciekłaś z przyjęcia.
– Nie czuję się za dobrze. Wiesz, że nie lubię, kiedy dookoła jest tyle osób.
Spojrzała na mnie jeszcze łagodniejszym wzrokiem i już wiedziałam, co zaraz powie.
– Luca by go zabił, gdybyś powiedziała mu, co ci zrobił.
– Nie – zaprotestowałam ochrypłym głosem, następnie zerknęłam w stronę drzwi w obawie, że ktoś wejdzie i nas usłyszy. Często żałowałam, że wkrótce po tym, co się wydarzyło, poinformowałam o wszystkim Giulię, ale byłam załamana i skołowana, a ona zawsze była dla mnie taka miła. – Obiecałaś, że nikomu o tym nie powiesz. Obiecałaś, Giulia.
Przytaknęła, lecz nie wyglądała na zadowoloną.
– Tak, obiecałam i zamierzam dotrzymać słowa. Decyzja należy do ciebie, ale myślę, że wuj Durant powinien zapłacić za to, co zrobił.
Zadrżałam na dźwięk jego imienia. Odwróciłam się plecami do Giulii i umyłam ręce.
– Wiesz, że to ja za to zapłacę, Giulia. Nasz świat nie jest dobry, a najgorzej traktuje się tu kobiety takie jak ja. Nie mogę nikomu o tym wspominać, bo wtedy znajdę się w jeszcze gorszej sytuacji. Twoi rodzice już teraz nie mogą znaleźć dla mnie męża. Jeśli prawda wyszłaby na jaw, umarłabym jako stara panna. Za nic w świecie by mi tego nie wybaczyli.
Zacisnęła usta.
– Moi rodzice nigdy nie traktowali cię tak, jak powinni byli. Przepraszam.
Pokręciłam głową.
– Nie szkodzi. Przyjęli mnie do siebie, nigdy nie bili, nie wymierzali mi surowych kar. Mogło być gorzej.
– Mogłabym zapytać Cassio, czy któryś z jego ludzi byłby dla ciebie dobrą partią. Ma u siebie sporo porządnych facetów.
Porządnych.
Cassio rządził Filadelfią żelazną ręką. Ci, których on uznawał za porządnych, pewnie nie uchodziliby za takich w oczach innych ludzi, ale nie miałam prawa być wybredna ani nikogo oceniać.
– Nie. To uraziłoby twoich rodziców. Wiesz, jacy są.
– Tak, wiem… – Zmarszczyła brwi.
– Nie martw się, nie spieszy mi się ze ślubem – zapewniłam.
Wiedziałam, że małżeństwo kompletnie mnie zrujnuje.ROZDZIAŁ 2
Nino
– Zakładam, że podczas naszego spotkania będziesz się hamował i nie obrazisz Vitiello – powiedziałem do Fabiano, gdy wsiadaliśmy do samolotu.
– Może nie jestem takim geniuszem jak ty, ale daleko mi też do imbecyla. Nie martw się, wiem, kiedy trzymać gębę na kłódkę.
Pokiwałem głową, siadając w jednym z wygodnych, skórzanych foteli. W przeciwieństwie do mojego brata Scuderi zazwyczaj potrafił panować nad emocjami.
– To, że Luca w ogóle zgodził się na spotkanie z nami, jest dobrym znakiem.
Fabiano usiadł naprzeciwko mnie.
– Rzeczywiście, może tak być. Albo chce nam wpakować po kulce w łeb.
– Nie – zaoponowałem. – Nie doprowadzi do wojny z Camorrą. Gdyby to uczynił, Remo by go zaatakował i nie zrobiłby tego, korzystając z subtelnych taktyk tak jak Dante Cavallaro. Poleciałby do Nowego Jorku i urządził tam rzeź, jakiej jeszcze nigdy w Famiglii nie widziano.
Fabiano uśmiechnął się szelmowsko.
– No zrobiłby tak. Ale Luca podobno sam niedawno urządził kilka rzezi, żeby zapanować nad Famiglią i zamknąć gębę Braci. On i Remo są pod tym względem podobni.
– Do pewnego stopnia, ale Remo nie ma żony i dzieci, które musi chronić.
Scuderi uniósł brew.
– Remo chroni Savio i Adamo, a w pewnym sensie nawet ciebie i mnie.
– To coś innego – stwierdziłem.
Przyjrzał mi się uważnie.
– Naprawdę myślisz, że ślub to dobry pomysł?
– To…
– Tylko nie mów, że to logiczny wybór – wymamrotał. – Chcę wiedzieć, czy naprawdę potrafisz być tak z kobietą. Jesteś popaprany, Nino. Nie w taki sposób jak Remo, ale i tak, kurwa, popaprany. Nawet ja jestem popaprany, przez co prawie straciłem Leonę. Czasem nadal jest cholernie trudno, ponieważ mówię albo robię coś, co wywołuje w niej niepokój. Mimo że, bądźmy szczerzy, w porównaniu z tobą stanowię pieprzoną kwintesencję normalności. Kobiety są inne. Chcą pierdolonych rycerzy w lśniących zbrojach. Chcą róż i tego całego uczuciowego gówna. Chcą deklaracji miłości. Nie będziesz mógł tego zapewnić swojej przyszłej żonie. Szczerze mówiąc, myślę, że większość kobiet popełniłaby samobójstwo po kilku tygodniach bycia z tobą, żeby tylko nie mieszkać pod jednym dachem z wami, bydlakami Falcone.
– Według mojej wiedzy aranżowane małżeństwa nie są zawierane w oparciu o uczucia. Dochodzi do nich ze względu na tradycję i rozsądek. Kobieta, której ręka zostanie mi zaoferowana, wie, czego się spodziewać. Będzie rozumiała, że chodzi wyłącznie o biznes. Że jest jedynie pionkiem w grze. I mogę cię zapewnić, że powstrzymam ją przed samobójstwem na tyle długo, na ile od jej przetrwania będzie zależało utrzymanie pokoju.
Fabiano westchnął i dotknął skroni.
– Może ty też powinieneś zachowywać swoje myśli dla siebie. Większość tego, co wychodzi z twoich ust, nikogo nie uspokoi, a już na pewno nie kobiety.
***
Moje mięśnie spięły się, kiedy zaparkowałem wypożyczony samochód przed starą, porzuconą elektrownią w Yonkers. Gdy wylądowaliśmy w Nowym Jorku, Romero przysłał mi SMS-a z informacją, że właśnie tutaj spotka się z nami Luca. Budynek był zniszczony, a okolica opuszczona. Musiałem przyznać, że to dobre miejsce na torturowanie i zabijanie.
– Kurwa, świetnie – powiedział Fabiano i się skrzywił. – Nie jestem dzisiaj w nastroju na umieranie.
– Żaden z nas dzisiaj nie zginie – oznajmiłem, po czym otworzyłem drzwi i wysiadłem z auta.
Rozejrzałem się dookoła. Na dachu budynku zauważyłem dwóch snajperów gotowych do oddania strzału. Gdy tylko Fabiano stanął obok mnie, brama się otworzyła i przeszło przez nią kilku facetów. Poznałem ich. To byli Luca, Matteo i Romero.
– Zakładam, że widziałeś snajperów celujących w nasze głowy – wymamrotał Scuderi, mimo to z zewnątrz wyglądał na opanowanego.
Przytaknąłem.
Trzech mężczyzn zatrzymało się jakieś dwie długości samochodu od nas. Luca przyglądał mi się badawczo przez chwilę, następnie zmrużonymi oczami spojrzał na Fabiano.
– Pamiętasz, co ci powiedziałem ostatnio, kiedy byłeś w Nowym Jorku?
Matteo i Romero stali z wyciągniętymi pistoletami. Wydawało mi się, że ten pierwszy z radością skorzysta z każdej okazji, żeby wpakować Fabiano kulkę.
Widziałem, że Fabiano to odwzajemnia. Pokiwał głową.
– Powiedziałeś, że jeśli kiedykolwiek wrócę do Nowego Jorku, to będę martwy.
Luca przytaknął.
– No i jesteś tutaj, prosząc się o śmierć.
– Jesteśmy tu, by zaproponować rozejm, Luca. – Postanowiłem przerwać tę wymianę zdań, która wkrótce mogła zmienić się w niezbyt przyjemną sprzeczkę. – Jako consigliere Camorry mogę negocjować traktat pokojowy między naszymi rodzinami.
Matteo prychnął i spojrzał znacząco na Romero.
Luca zrobił krok do przodu.
– Naprawdę myślisz, że będę współpracował z Camorrą po wiadomości, jaką Remo przekazał mi ostatnio przez Fabiano, i po tym, jak kilka lat temu groziliście mojej żonie?
– Remo chciał cię sprawdzić. Nie zamierzał obrażać ani krzywdzić twojej żony. – To była tylko w połowie prawda, ale nie było sensu tego ujawniać.
Vitiello prychnął.
– Każde słowo, jakie wychodzi z twoich ust, jest kłamstwem. Wiem, że przechwyciliście jedną z naszych dostaw narkotyków. Pewnie w tym momencie ćwiartujecie moich żołnierzy. Nie mam żadnego powodu, żeby ci ufać.
– Ja nie ufam nikomu, Luca. Poza tym zaufanie nie jest potrzebne do zawarcia pokoju. – Odwróciliśmy się z Lucą w stronę głosu. W naszym kierunku spacerowym krokiem szedł Remo, ubrany jedynie w czarne bokserki. – Nie mam przy sobie broni, jak widzisz.
Mój brat nawet nie włożył butów. Popatrzyłem na niego spod zmrużonych powiek. To było szaleństwo. Nie wiedziałem, po co w ogóle obmyślam plany, skoro on i tak zawsze robi, co chce.
– Pewnego dnia zabiję tego szalonego bydlaka – mruknął Fabiano. – Właśnie podpisał na nas wyrok śmierci.
Remo posłał mi swój niebezpieczny, szeroki uśmiech, klepnął w ramię najpierw mnie, a potem Fabiano i podszedł do Luki oraz pozostałych.
– Pomyślałem, że będzie dobrze porozmawiać twarzą w twarz, Luca. Jak jeden człowiek honoru z drugim. Jak capo z capo.
Na twarzy Vitiello malowała się nienawiść, lecz był na niej także szacunek.
– A już sądziłem, że jesteś tchórzem, który wysyła swojego egzekutora i brata, żeby walczyli za niego.
– Można powiedzieć o mnie różne rzeczy, ale na pewno nie to, że jestem tchórzem – odparł Remo.
– Wiesz co? Może wpakujemy ci kulkę w łeb i pomożemy Las Vegas znaleźć sobie nowego capo. Kogoś mniej popierdolonego – powiedział Matteo, celując w Remo. Romero z kolei mierzył do mnie.
Fabiano też wyciągnął broń, ale mój brat pokręcił głową. Stanąłem obok niego.
– Zabicie nas niczemu by nie służyło – oznajmiłem spokojnie. – Jak tylko zginiemy, Savio skontaktuje się z Cavallaro i zaproponuje mu współpracę, a nawet wy nie mielibyście szans przeciwko połączonym siłom Camorry i Chicago.
– Wasz brat ma dopiero szesnaście lat. Nie zdoła zapanować nad Camorrą.
– Ja miałem tylko siedemnaście, jak zacząłem walczyć o odzyskanie swojego terytorium. Ty miałeś tylko siedemnaście, jak zmiażdżyłeś facetowi tchawicę. W Savio płynie krew Falcone. To urodzony zabójca, Luca. Zdoła zapanować nad Camorrą. Nazwisko Falcone jest poważane w Las Vegas i poza nim – oświadczył Remo.
Vitiello zmrużył oczy. Nie odpowiedział, ale jeszcze nas nie zastrzelił, co było dobrym znakiem.
– Chcesz zaryzykować i doprowadzić do współpracy między Chicago i Camorrą? Sam nie możesz liczyć na pokój z Dantem Cavallaro, chyba że wyślesz mu swoją szwagierkę i kapitana. – Skinąłem głową na Romero.
Luca wciąż milczał. Pewnie zastanawiał się, czy powinien nas teraz zabić. Mój palec luźno spoczywał na spuście, lecz biorąc pod uwagę snajperów na dachu, moje umiejętności nie zdołałyby nas ocalić.
Remo podszedł jeszcze bliżej Luki, przez co znajdowali się od siebie na wyciągnięcie ręki. Vitiello był jakieś dwa centymetry wyższy od Remo, chociaż to mnie nie zdziwiło.
– Nie ma o czym gadać, Remo. Tym razem wiem, że twój brat Nino nie celuje do mojej żony, więc nic mnie nie powstrzymuje przed wykąpaniem się w twojej pieprzonej krwi.
Remo uśmiechnął się szeroko.
– Camorra nie ma interesu w tym, żeby skrzywdzić twoją rodzinę, Luca. Ani twoją żonę, ani twoje dzieci – zaakcentował trzy ostatnie słowa.
Vitiello rzucił się na niego i zacisnął palce na jego gardle. Remo nie wykonał żadnego ruchu, aby się bronić. Nie odrywał wzroku od capo Famiglii.
– Nie tylko my dowiedzieliśmy się o twoich dzieciach – chrypiał. – Chicago też o nich wie, tak samo jak Brać. Ludzie z oddziału Chicago zaatakowali mnie na moim terytorium w chwili, kiedy myśleli, że łatwo będzie się mnie pozbyć. Jak sądzisz, Luca, kogo zaatakują, żeby skrzywdzić ciebie? Scuderi próbował zlikwidować Fabiano, własnego syna. Swojego następcę. Co zrobi z córkami, które tak bardzo go rozczarowały i zniszczyły pokój między oddziałem z Chicago i Famiglią?
Luca wyglądał, jakby pragnął zmiażdżyć Remo tchawicę, i wiedziałem, że umiałby to zrobić. Chociaż mój brat był naprawdę zawziętym wojownikiem, brutalnym do szpiku kości, pewnie obaj zginęliby w trakcie walki. Nie moglibyśmy z Fabiano temu zapobiec. Nie, kiedy byli tu też Matteo, Romero oraz snajperzy.
Twarz Remo poczerwieniała, ale ten nie przestawał mówić.
– Dante Cavallaro jest naszym wrogiem, więc zamierzam wejść do Chicago i pokazać mu, co oznacza wojna z Camorrą. Pokazać, dlaczego gardzi się nami nawet pośród naszych. Sprawię, że zapłaci, a kara nie będzie ani szybka, ani sprawiedliwa. Z kolei jeśli chodzi o Scuderiego, to Fabiano zabije go bardzo powoli. Jak będziesz chciał, wyślemy ci nagranie, żebyś mógł pokazać je siostrom Scuderi. Pragniesz śmierci Cavallaro równie mocno, co my.
Luca puścił Remo.
– Nie lekceważ Dantego Cavallaro. Z pozoru to zimna ryba, ale jest tak samo okrutnym bydlakiem jak ty i ja. A Scuderi to wstrętny śmieć, jednak jest geniuszem w opracowywaniu strategii. Dlatego pozostał consigliere nawet podczas rządów Dantego.
Fabiano mruknął coś pod nosem.
Remo pokiwał głową, pocierając gardło.
– Wiem, jakim człowiekiem jest Cavallaro. I nie wątpię, że Scuderi to mistrz tworzenia pokręconych planów, ale zaatakuję tam, gdzie żaden z nich się nie spodziewa. Pobiję ich w ich własnej grze. I będę się napawał każdą pieprzoną sekundą tej rozgrywki.
Vitiello zmrużył oczy.
– Nie zamierzam przyłączać się do twojej krucjaty. Mam przeczucie, że nie spodoba mi się twój plan. Jesteś, kurwa, szalony.
– Nie proszę cię, żebyś się do mnie przyłączał. Proszę cię, żebyś nie wtrącał się do mojej walki. Camorra i Famiglia już kiedyś współpracowały. Pokój na naszych terytoriach może doprowadzić także do pokoju we Włoszech.
– Moje terytorium to moje zmartwienie.
Remo wzruszył ramionami.
– Obaj możemy zyskać na tym sojuszu. Proponuję ci bezpieczne trasy dostaw narkotyków przebiegające przez mój teren. Tracisz ponad połowę towaru, ponieważ przechwytują go albo moi żołnierze, albo ludzie oddziału z Chicago. Dzięki pokojowi nie będziesz już musiał się tym przejmować. Możesz podwoić zyski. Ja zaatakuję Dantego, więc ty będziesz mógł się skupić na Braci i nie martwić tak bardzo o swoją rodzinę.
– A ja mam po prostu nie pakować się w twoją wojnę z Chicago? – zapytał Vitiello podejrzliwie.
– Dante może się do ciebie zwrócić po tym, jak zaczniemy go atakować – wtrąciłem. – Chcemy mieć pewność, że nie uda mu się przekonać cię do współpracy.
Na twarzy Luki pojawił się chłodny uśmiech.
– Nie zamierzam współpracować z Chicago. Uwierz mi, chcę, żeby Dante Cavallaro był martwy. – Zmrużył powieki. – Więc jak wyglądałoby zawarcie pokoju?
– Najpierw oddamy ci twoich żołnierzy i narkotyki – powiedział Remo, unosząc kąciki ust.
Wskazał na mnie, więc sięgnąłem po telefon, przez co w moją stronę skierowały się dwa pistolety. Szybko wysłałem do Savio SMS-a, żeby zorganizował wypuszczenie żołnierzy Famiglii, i pokiwałem głową.
– Właśnie w tym momencie twoi ludzie są wypuszczani, a narkotyki dotrą niedługo bezpiecznie na twoje terytorium.
– Wydusicie to z siebie wreszcie? – wymamrotał Matteo. – Tutaj chodzi o coś więcej. Zaczynam się niecierpliwić.
Zerknąłem znacząco na Remo. Matteo brzmiał tak samo jak on.
– Chcemy pokazać wam, że Camorra jest gotowa na zmiany – powiedziałem spokojnym głosem. – Fabiano jest z kobietą spoza mafii. Dał jej bransoletkę, którą dostał od twojej żony.
– Mam to w dupie – mruknął Luca. – Nie obchodzi mnie, że Fabiano znalazł sobie dziwkę do ruchania.
– Uważaj, Luca – wysyczał Scuderi, po czym zrobił krok do przodu.
Luca uniósł brwi.
– Może wróćmy do interesów – zasugerowałem. – Zależy wam na pokoju. My także go potrzebujemy. Chcecie śmierci Cavallaro i Scuderiego. My ich zabijemy.
Remo rozpostarł ramiona.
– A żeby pokazać wam, że poważnie traktujemy ten rozejm, chciałbym zaaranżować małżeństwo między kimś od was i kimś ode mnie.
Matteo się zaśmiał.
– O, robi się fajnie.
– Mówimy serio – oznajmiłem, bo zmartwił mnie wyraz twarzy Remo. Widziałem, że Matteo naprawdę zaczyna go wkurzać. – Aranżowane małżeństwa między familiami od lat zapewniały pokój, a Famiglia zawsze podtrzymywała tę tradycję. Ty i Aria jesteście dowodem, że to idealne rozwiązanie.
Luca zacisnął usta na wspomnienie o siostrze Fabiano.
– Nasze małżeństwo miało przynieść pokój, a mamy wojnę.
– Cóż – Remo wskazał na Matteo i Romero – to była wina Famiglii. Mogę cię zapewnić, że my dotrzymamy swojej części układu.
– Gdybym oddał Camorrze jedną z naszych kobiet, kto mógłby mi zagwarantować, że będzie u was bezpieczna? – zapytał Luca.
– Nasze kobiety są równie bezpieczne, co wasze, uwierz mi. Nie mają się czego obawiać na naszym terytorium – powiedziałem.
A przynajmniej niczego ponad to, czego i tak muszą się obawiać, zawierając małżeństwo w naszym świecie.
Vitiello skrzywił się z obrzydzeniem, przyglądając się mojemu bratu.
– Nie oddam ci żadnej kobiety, Remo. W ogóle ci nie ufam. Jak na mój gust jesteś zbyt popieprzony.
– Nie zamierzam brać ślubu. Ma to zrobić mój brat Nino, który, jak widać, jest niezwykle opanowany. Spójrz tylko na niego. Czyż nie wygląda jak marzenie każdej teściowej?
Posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym zwróciłem się do Luki:
– To dobry układ zarówno dla Famiglii, jak i dla Camorry. Nie pozwól, by stare żale albo waśnie zniszczyły twoje szanse na zoptymalizowanie dochodów twojej familii i ochronę jej terytorium.
– To niedorzeczne – prychnął Matteo.
Luca milczał. Był biznesmenem, zatem wiedział, co mogły dla niego oznaczać bezpieczne trasy dostaw biegnące przez nasz teren. Skinął na swojego brata i Romero, potem odeszli nieco dalej, tak żebyśmy nie mogli ich słyszeć.
Remo się uśmiechnął.
– Nie wiem, z czego się tak cieszysz. To nie jest Texas Hold’em i w tym przypadku granie va banque nie jest najlepszym pomysłem – wymamrotał Fabiano. – To jest, kurwa, jakaś masakra.
– Luca się zgodzi – powiedziałem stanowczo.
Popatrzyli na mnie z zaciekawieniem.
– Jesteś pewny? – zapytał Remo.
– Luca nie jest tym samym mężczyzną, którym był, zanim pojawiły się w jego życiu żona i dzieci. Nie zaryzykuje otwartą wojną z Chicago, nawet jeśli chce śmierci Dantego. I woli, żebyśmy byli po jego stronie. Gdy ma się coś do stracenia, wybiera się tę bezpieczniejszą opcję.
W następnej chwili podszedł do nas Romero.
– To on zakończył pokój między Famiglią a oddziałem z Chicago, rozdziewiczając twoją siostrę, nie? – wyszeptał Remo do Fabiano, na co ten się skrzywił.
– Tak, a ja pozwoliłem im mnie, kurwa, postrzelić, żeby mogli uciec. Byłem cholernym idiotą.
Romero przyjrzał nam się z nieskrywaną nieufnością.
– Luca rozważy waszą ofertę. Za trzy dni mamy kolejną dostawę narkotyków. Jeśli bez problemów dotrze na nasze terytorium, wtedy bardziej szczegółowo przedyskutujemy warunki pokoju.
– Nie martw się, bez problemów dotrze na miejsce – oznajmił Remo.
Romero pokiwał głową.
– Luca chce, żebyście wyjechali już z Nowego Jorku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, skontaktujemy się z wami za kilka dni.
– Na pewno pójdzie zgodnie z planem. – Remo uśmiechnął się szeroko. – Luca powinien zacząć szukać żony dla mojego brata. Nie możemy się doczekać, aż ją poznamy.