- nowość
- W empik go
Złamane Serce w Toskanii - ebook
Złamane Serce w Toskanii - ebook
Justyna i Radek są parą wiodącą idealne życie. Mają bogatych rodziców, artystyczne marzenia i są w sobie bezgranicznie zakochani. Tworzą idealny związek i są otoczeni miłością. Ich przeznaczenie jest jednak inne — wszystko zmienia się w jednej chwili. To opowieść o szczęściu, złym losie, załamaniu, utraconej nadziei, ale także o dążeniu do celu, wytrwałości i pojawiającej się szansie na rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Czy tym razem się uda?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8384-285-1 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ostatnio zwróciłem uwagę na to, że osoby młode próbują odnaleźć się w świecie technologii, w którym zaczyna królować sztuczna inteligencja oraz robotyka. Młodzi zadają wiele inteligentnych pytań, szukając autorytetów, które ich poprowadzą. Brakuje niestety sensownych odpowiedzi. Ja nie czuję się autorytetem, ale wiem jedno: jeżeli ktoś mówi Ci, abyś przestał się uczyć i rozwijać, to ostatnie, czego chce, to twojego dobra. Spójrz na polski rynek — gdzie się podziali krawcowe i szewcy? Oni dosłownie wyginęli, przechodząc na emeryturę albo zwyczajnie żegnając się z tym światem. Zaczyna brakować mechaników, elektryków samochodowych oraz blacharzy, ponieważ zostały pozamykane zawodówki, a nie wprowadzono więcej liceów profilowanych, które mogłyby uczyć tych zawodów. Teraz reszcie osób wmawia się, że wszystko za człowieka zrobi sztuczna inteligencja. Kim stanie się człowiek, jeśli przestanie się uczyć i straci know-how? Niewolnikiem.
Kochane moje córeczki Saro, Lilio, Oliwio oraz kochane córeczki mojej siostry Haniu, Alicjo, Helenko — nigdy nie słuchajcie tych, którzy radzą Wam przestać się uczyć! Bo to źli ludzie.
PS Bardzo dziękuję pani redaktor dr Katarzynie Wróbel za jej wkład w powstanie tej, mam nadzieję inspirującej, książki.Krakowskie Przedmieście
Justyna Ziółkowska była piękną osiemnastoletnią kobietą o długich blond włosach, jasnej cerze i niebieskich oczach. Lubiła ubierać się w luźne ubrania — w dżinsowe spodnie o poszerzanych nogawkach, bluzę w kwiaty o rozmiar za dużą oraz wielkie czarne glany. Miała wiele przyzwyczajeń, na przykład zakładała skarpety nie do pary, a na każdej ręce nosiła po trzy różnokolorowe bransoletki. Była również po uszy zakochana w swoim chłopaku, Radku, którego poznała w kościele na jednym ze spotkań Ruchu Światło-Życie. Parą byli od trzech lat. Radosław Ryszkowski mierzył prawie dwa metry. Był szczupłym osiemnastoletnim chłopakiem o wątłej posturze i długich czarnych włosach. Lubił ubierać się na czarno. Przypadkowy przechodzień pomyślałby, że jest fanem metalu, jednak nic bardziej mylnego. Radek uwielbiał bowiem muzykę poważną. Celem jego rodziców było wychowanie kolejnego Chopina, a chłopak już od wielu lat zdobywał laury na konkursach pianistycznych. Justyna również miała artystyczną duszę, w wolnych chwilach zajmowała się rzeźbieniem w glinie. Jej marzeniem było dostać się do akademii sztuk pięknych. Radek jeszcze nie wiedział, jakie studia wybrać. Miał pewne przemyślenia, jednak do tej pory nie podzielił się nimi ze swoją dziewczyną. Oboje byli osobami głęboko religijnymi. W ich rozmowach wiele razy, mimo ich młodego wieku, przewijał się temat zaręczyn i ślubu. Zwłaszcza że od paru miesięcy zaczęli uprawiać ze sobą seks. Doszli do wniosku, że i tak planują wspólne życie, więc po co czekać do ślubu.
Tego dnia świętowali trzecią rocznicę swojego związku. Radek postanowił zabrać Justynę do włoskiej restauracji w centrum Warszawy. Był 2 lipca, godzina 20:00. Szli, trzymając się za ręce. Wspominali pierwsze spotkanie Ruchu Światło-Życie w kościele św. Anny. Dla Justyny był to najwspanialszy dzień. Cały czas w sercu miała poczucie, że idzie z osobą, z którą spędzi resztę życia.
— Pamiętasz, jak po spotkaniu w kościele zaprosiłeś mnie do naszej restauracji? Wyglądaliśmy trochę śmiesznie, chyba byliśmy tam najmłodsi. — Justyna uśmiechnęła się na myśl, że trzy lata wcześniej byli zaledwie dziećmi.
— Bardzo dobrze pamiętam! Zwłaszcza gdy podszedł kelner i zapytał, czy ma przyjąć zamówienie, jak rodzice przyjdą. Rany! Cały czerwony się zrobiłem. Taki byłem zestresowany naszą randką, a ten pomyślał, że jesteśmy rodzeństwem czekającym na rodziców. — Radek znowu poczuł się zawstydzony, wspominając tamto upokorzenie.
— A ja mu się nie dziwię — powiedziała Justyna. — Wiesz, powinieneś wybrać stolik dla dwóch osób, a wybrałeś dla czterech i jeszcze, zamiast usiąść naprzeciwko mnie, usiadłeś obok, więc rzeczywiście wyglądało to tak, jakbyśmy na kogoś czekali. A wiesz, trzy lata temu to naprawdę wyglądaliśmy jak dzieci.
— Myślisz, że ten kelner nadal tu pracuje?
— Rok temu jeszcze był, więc liczę, że i w tym roku będzie. Ale nie wiadomo, czy trafimy na jego zmianę.
Gdy dotarli do restauracji, Radek otworzył drzwi Justynie. Weszli do środka. Kelner od razu do nich podszedł, a potem zaprowadził ich do zarezerwowanego stolika. Chłopak wszystko skrupulatnie przygotował, pamiętając o rezerwacji. Nie mógł sobie pozwolić na ryzyko, że nie będzie dla nich miejsca, zwłaszcza że była to oblegana restauracja.
Siedząc naprzeciwko siebie, zastanawiali się, co zamówić.
— Na co masz ochotę, moja droga?
— Może grillowaną pierś? — Justyna rozejrzała się po restauracji. — Nie ma go! Kurka wodna! Nie ma!
— Naszego kelnera?
— No tak! Zawsze był! Myślisz, że może to nam przynieść pecha? — zapytała przestraszona.
— Nie pleć głupot! Jesteśmy ze sobą szczęśliwi, planujemy wspólną przyszłość. Co miałoby się zmienić? Jak brak jakiegoś tam kelnera może zaszkodzić naszemu związkowi? — Radek pokręcił głową.
— Chyba nie, ale wiesz, jaka ja jestem przesądna — odparła lekko zawstydzona.
— Justyna, spokojnie. Lepiej zamówmy jedzenie, bo bardzo zgłodniałem.
Kelner przyjął zamówienie.
— Powiem ci, że uwielbiam to miejsce — powiedziała dziewczyna. — Miło też patrzy się na ludzi siedzących wokół. Patrz na prawo. — Wskazała ukradkiem.
Radek powoli przekręcił głowę.
— I co mam tam zobaczyć?
— No nie widzisz? Widać, że to ich pierwsza randka. Jak miło tak popatrzeć i sobie przypomnieć naszą pierwszą — rozmarzyła się i po chwili dodała: — Już tak na mnie nie patrzysz jak on na nią.
— A jak on patrzy? — uśmiechnął się Radek.
— No, z takim pożądaniem, aż chciałby ją rozebrać. Widzisz, ty mnie już rozebrałeś i uległam ci, dlatego już tak na mnie nie patrzysz.
— No co ty gadasz… ja ciągle patrzę na ciebie z pożądaniem. Czy sprawiłem, że poczułaś się chociaż przez chwilę nieszczęśliwą? Albo niekochana?
— Oj tam! Sprawdzam cię tylko… przecież widzę, jak na mnie patrzysz. Twoje uczucie jest w pełni szczere — odpowiedziała z uśmiechem Justyna.
Kelner podał jedzenie. Przez chwilę panowała cisza, gdy para zaczęła pochłaniać zamówione dania.
— Czemu nic nie mówisz? — próbowała zagaić rozmowę dziewczyna. Liczyła na to, że nie będą siedzieli w ciszy.
— Właśnie miałem coś powiedzieć…
— Tak, tak, pewnie! Gdybym się nie odezwała, to nadal byśmy siedzieli w ciszy. — Spojrzała na chłopaka tak, jakby miała go zabić.
— No naprawdę! Chciałem się dowiedzieć, czy już złożyłaś papiery na ASP. Ostatnio wspominałaś, że to będzie twój pierwszy wybór. Czy jednak prawo?
— Eh, kombinujesz… Ale odpowiem ci! Tak, będę startowała na ASP, wolę postawić na sztukę i być artystą. Okej, prawo to pewnie duże pieniądze, mogłabym zrobić aplikację w kancelarii mojego taty. Jednak wolę iść za marzeniami i najwyżej będę biedną artystką, ale artystką! A ty już w końcu wiesz, co dalej?
— Nadal się zastanawiam nad paroma kierunkami. Na pierwszym miejscu jest teraz Uniwersytet Muzyczny albo dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.
— Na dziennikarstwo z taką twarzą? Chyba biedę będziemy klepać. Ja artystka, a ty bezrobotny dziennikarz…
— No co masz do mojej mordki? — roześmiał się Radek. — Ważne, że jestem ładniejszy od małpy. Poza tym mogę być dziennikarzem radiowym, wtedy nawet jakbym przypominał małpę, to i tak nikt by nie wiedział.
Justyna pochyliła się i pocałowała namiętnie Radka, potem on złapał ją za dłoń. Wyglądali na szczęśliwą i dobraną parę.
Po kolacji wzięli rachunek, zapłacili i poszli w kierunku kościoła św. Anny, trzymając się za ręce. Było to dla nich szczególne miejsce. Obydwoje mieszkali niedaleko kościoła, a jednak nigdy wcześniej na siebie nie wpadli, dopiero tam. Weszli do świątyni i się przeżegnali.
Justyna była naprawdę wdzięczna, że poznała Radka. Przez chwilę w ciszy w kościele podziękowała za to, że jest z tak wspaniałym chłopakiem.
— Justyś! Widzisz? Ksiądz Mariusz tam stoi.
Ksiądz Mariusz Rumsztyk był proboszczem w kościele św. Anny. Mężczyzna po pięćdziesiątce, lekko zgarbiony, niskiego wzrostu, z pozytywnym wyrazem twarzy. Nietrudno było go zauważyć, bo miał sporą nadwagę. Emanowała od niego pozytywna i pełna miłości energia, widać było, że jest kapłanem z powołania. Zawsze się troszczył o innych, starał się doradzać, ale nigdy nie narzucał swojego zdania. W kościele św. Anny pracowało kilku księży, ale opiekę nad Ruchem Światło-Życie sprawował bezpośrednio proboszcz. Ruch był dla niego szczególnie ważny, przyciągał bowiem młodych do Kościoła. Szczególnie studentów, jednak trafiały się również młodsze osoby, takie jak Radek i Justyna.
— Może podejdziemy? — zaproponowała Justyna.
Podeszli do proboszcza.
— O, witajcie! Co wy tu robicie o tak później porze? — zdziwił się ksiądz.
— Nasza trzecia rocznica! — odpowiedziała Justyna z uśmiechem.
— To już trzecia? Nieprawdopodobne! Nie spodziewałem się, że nasz ruch połączy dwie tak wspaniałe osoby. — Proboszcz odwzajemnił uśmiech.
— Dużo księdzu zawdzięczamy — powiedział Radek i dodał: — A czemu ksiądz nie na plebanii?
— Chciałem jeszcze tak w ciszy przed Najświętszym Sakramentem się pomodlić. Dziękuję Panu za wstawiennictwo i za wszystko, co mnie spotkało każdego dnia.
— To my może pójdziemy. Ksiądz chciał się pomodlić w samotności — powiedziała Justyna, lekko zakłopotana.
— Justynko! Nie przeszkadzacie. Ja właśnie skończyłem się modlić, jak przyszliście.
— Proszę księdza, zawsze imponowała mi księdza wiara — odezwał się Radek.
— Wiesz, Radku, to nie religijność, a jedynie miłość do Jezusa Chrystusa. Jak tutaj nie kochać naszego Pana? A w tej świątyni człowiek aż chce się pomodlić i zastanowić się nad swoim życiem — westchnął proboszcz.
Gdy skończyli rozmawiać, para opuściła kościół i zaczęła kierować się do mieszkania Justyny, które znajdowało się nieopodal jej szkoły. Uczęszczała do liceum imienia Emiliana Konopczyńskiego. Jej chłopak był natomiast uczniem liceum Jana Zamoyskiego, nie mieli więc daleko do siebie. Po dotarciu na miejsce Radek dał Justynie prezent.
— Piękny! Zawsze o takim marzyłam! — Dziewczyna nie mogła się napatrzeć na złocony zegarek z niebieską tarczą i cyrkoniami w środku.
— Cieszę się, że ci się podoba. Zawsze staram się dla mojego skarbka wybrać to, co najładniejsze. — Radek uśmiechnął się i dodał: — Zapomniałbym, ale w środę około osiemnastej w Pałacu Kultury odbędzie się mój recital. Będzie mi miło, jak się zjawisz, moja droga.
— Oczywiście, że będę, ale za brak kwiatka masz u mnie minusa — odparła dziewczyna, po czym sięgnęła do swojej kieszeni i podała chłopakowi pudełeczko.
Radek się roześmiał, gdy zobaczył prezent. Był nim srebrny zegarek z granatową tarczą.
— Dziękuję, kochanie, bardzo mi się podoba.
— Czy to nieprzeznaczenie? Nawet takie same prezenty sobie kupujemy — roześmiała się Justyna.
Radek pocałował ją namiętnie, a potem zaczekał, aż wejdzie do bloku.
Dziewczyna wjechała windą na trzecie piętro i zadzwoniła dzwonkiem. Drzwi otworzyła jej mama, Jagoda. Miała czterdzieści osiem lat i była piękną kobietą o czarnych włosach i zielonych oczach. Mierzyła sto siedemdziesiąt cztery centymetry, zaledwie o cztery więcej od córki. Ich mieszkanie było wykonane w nowoczesnym stylu, z elementami marmuru w kuchni i z dębową deską w pokojach. Widać było, że nie należało do biednej rodziny. W ogromnym salonie znajdował się wielki telewizor oraz ogromna szara kanapa. W czteropokojowym mieszkaniu była jadalnia, dwie sypialnie oraz gabinet ojca Justyny, Stanisława.
— I jak udała się rocznica? — zapytała mama.
— Udała się, w restauracji było naprawdę sympatycznie. Po kolacji poszliśmy do kościoła św. Anny i spotkaliśmy księdza Mariusza.
— O, to fajnie, że akurat dzisiaj. Przecież to podczas jego spotkań poznałaś Radka. A prezent się spodobał?
— Tak. Chociaż on wpadł na ten sam pomysł co ty.
— Kupił ci zegarek?
— Tak! — roześmiała się Justyna, pokazując prezent.
— Piękny!
— Tata już wrócił?
— Pisał, że zostaje dłużej w kancelarii.
Matka z córką poszły razem do kuchni. Justyna co prawda już jadła, ale szybko dała się namówić na kolorowe kanapeczki przygotowane przez mamę. Ich relacje były prawdziwie przyjacielskie. Nie była to tradycyjna relacja matki z córką. Justyna mogła powiedzieć swojej mamie o wszystkim. Zwierzyła się jej również, że uprawiali seks z Radkiem. Mama nie była z tego zadowolona, jako osoba głęboko religijna, ale nie osądzała córki, wiedząc, że to była prawdziwa miłość.
Po dwóch godzinach do domu wrócił tata Justyny. Stanisław miał pięćdziesiąt lat, czarne włosy, brązowe oczy i duży nos. Był bardzo zadbanym mężczyzną. Systematycznie chodził na siłownię, miał umięśnione ciało.
— Witam moje skarby! A wy znowu ten program oglądacie?
— Oj, tato, a ty znowu przyszedłeś i narzekać będziesz? — uśmiechnęła się Justyna.
— Mądralo! A nie powinnaś już spać? Jutro do szkoły, a jesteś w klasie maturalnej. Chyba nie muszę ci przypominać, jak ważny to rok?
— Już idę! — mruknęła córka, kierując się do swojego pokoju.
— Zaczekaj jeszcze! Powiedz mi, czy przemyślałaś moją propozycję?
— Tak. I nie zamierzam iść na prawo, a na ASP.
— Twoja decyzja, córciu, ale pamiętaj, wybierając prawo, byłabyś już przeze mnie ustawiona.
— Tak, wiem! Wolę jednak być biedną artystką. Kocham cię, tato! Idę spać! — zawołała, po czym weszła do swojego pokoju.
Położyła się na łóżku. Leżąc, przejrzała jeszcze na telefonie najnowsze newsy. Potem napisała miłosną wiadomość do swojego chłopaka i poszła spać.
Następnego dnia, gdy budzik zadzwonił, Justyna wstała. Bardzo nie chciało jej się iść do szkoły, ale miała to samo zdanie co tata — wiedziała, że to kluczowy rok dla spełnienia jej marzeń. Aby dostać się na ASP, trzeba było nie tylko mieć talent artystyczny, ale również dobrze zdać maturę. Wzięła prysznic, ubrała się, umalowała i poszła do kuchni. Rodziców już nie było, poszli do pracy. Jednak mama przed wyjściem do biura rachunkowego zdążyła przygotować córce pyszne kolorowe kanapeczki. Po śniadaniu Justyna umyła zęby, włożyła buty i wzięła torebkę z książkami i zeszytami.
Przed wejściem do szkoły spotkała swoją najlepszą przyjaciółkę — Ulę. Była to filigranowa dziewczyna o niebieskich oczach i blond włosach. Ubierała się przeważnie na różowo. Dziewczyny znały się od przedszkola, wspólnie przeszły przez dotychczasowe szczeble nauki. Co do studiów, to razem startowały na ASP. Dziewczyny przywitały się, po czym zaczęły rozmawiać.
— Dziś pierwsza matma. Jak ja nienawidzę tego przedmiotu — westchnęła Ula.
— Ja też mam jej dość. Jak dobrze, że wystarczy tylko zdać maturę, żeby dostać się na ASP.
— No nie tylko, bo potem trzeba zdać bardzo trudny egzamin praktyczny z rysunku albo malarstwa, co wcale nie jest proste. — W głosie Uli wyraźnie słychać było obawę, czy poradzi sobie z tym egzaminem.
— Ula, przecież od dziecka się tym zajmujemy! Tego się nie boję, ale matury tak. Tak bardzo chciałabym mieć to za sobą — odparła Justyna.
Poszły w kierunku klasy. Uczniowie zaczęli wchodzić do sali, a uśmiechnięta pani nauczyciel wypowiedziała dwa słowa, których żaden uczeń nie chce usłyszeć.
— Wyjmujemy karteczki!
Justyna bardzo nie lubiła matematyki, zawsze uważała się za humanistkę i artystkę. Od pierwszej klasy liceum ledwo była w stanie utrzymać trójkę na koniec roku. Tak samo było z chemią i fizyką. Te trzy przedmioty były dla niej czarną magią. Nienawidziła ich z całego serca, tak samo mocno jak Ula. Czuła, że ten rok zakończy z dwójką z matematyki, bo dziś szykowała się jedynka. Gdy usłyszała pytania, miała poczucie, jakby jej zadaniem było rozszyfrować egipskie hieroglify. Z posępną miną oddała pustą kartkę. Wiedziała, że tata po wywiadówce nie będzie szczęśliwy.
Po oddaniu kartkówek uczniowie przystąpili do rozwiązywania zadań matematycznych z funkcji i ciągów. Justyna szybko policzyła, które zadanie dostanie, i próbowała je rozwiązać, zanim zostanie wezwana do tablicy.
— Justyna, teraz ty! — odezwała się niskim głosem nauczycielka.
— Już idę, pani profesor.
Gdy dziewczyna próbowała rozwiązać zadanie, nauczycielka przewracała oczami.
— Justynko, widzę, że nie bardzo wiesz, co robisz…
— Pani profesor, muszę przyznać, że coś mi to zadanie nie przypadło do gustu.
Klasa zaczęła się śmiać. Jednak nie to było najgorsze. Najgorsze było wysłuchiwanie przy tablicy, co zrobiła źle. Jako że kompletnie nie rozumiała, co mówi do niej pani profesor, większość czasu musiała potakiwać głową. Dzięki temu jej zadanie rozwiązała nauczycielka wraz z kilkoma fanami matematyki z klasy.
— Dobrze, usiądź. Widzisz, Justynko, nie było to wcale takie trudne zadanie.
— Tak, dzięki pani już bardziej wiem, niż nie wiem.
Pani profesor przeszła do omawiania kolejnego tematu. Po dwudziestu minutach zadzwonił dzwonek na przerwę.
— Uff, jak dobrze, że nie musiałam nic rozwiązywać — stwierdziła z ulgą Ula. — Jeszcze wyszłabym na debila.
— Czy coś sugerujesz? — zapytała Justyna, uśmiechając się do koleżanki.
— Nie, skąd. Przecież rozwiązałaś zadanie.
— Dobra, chodźmy na drugie piętro, bo teraz chemia.
— O Boże, chemia! Już sama nie wiem, którego przedmiotu bardziej nie lubię — mruknęła Ula.
— Jeszcze jakbyśmy robili jakieś fajne eksperymenty, a tam tylko teoria, całkowicie niezrozumiała, no i te pierwiastki, masakra — dopowiedziała Justyna.
Po lekcji chemii dziewczyny miały jeszcze dwie lekcje języka polskiego oraz WF na końcu. Najprzyjemniejszy dla Justyny był język polski, bardzo lubiła też polonistkę. Na WF-ie dziewczyny zagrały w siatkówkę i tak zakończył się szkolny dzień.
Gdy Justyna opuszczała szkolny budynek wraz z Ulą, pod szkołą czekał już na nią Radek. Postanowili przejść się we troje do kawiarni. Na miejscu usiedli przy jednym ze stolików. To miejsce było wyjątkowe. Siedzieli na krzesłach z miękkimi poduszkami, a wokół otaczały ich regały pełne książek. Justyna zamówiła zieloną jaśminową herbatę, Ula yerba mate, a Radek pu-erh. Gdy herbata została podana, Justyna zrobiła to, co uwielbiała. Podniosła swoją herbatę i zrobiła głęboki wdech, wyczuwając jej pełen aromat.
— To jak ci, kochanie, minął dzisiejszy dzień? — powiedział Radek do swojej dziewczyny.
— Była kartkówka i na nic nie odpowiedziałam, a do tego wyszłam na debila na matematyce — odpowiedziała lekko przygnębiona Justyna. — Ale teraz właśnie w pełni się relaksuję i staram się zapomnieć o tym beznadziejnym dniu.
— Justyś, nie tylko ty nic nie napisałaś. Ja też czekam na pałę — pocieszyła ją Ula. — Mam tylko nadzieję, że oceny będą po wywiadówce.
— Wątpię, żeby zdążyła sprawdzić, zawsze to z tydzień jej zajmuje, a wywiadówka już zaraz. Ja do Radka na recital, a mój tata na wywiadówkę. Dobrze, że inne oceny mam pozytywne. — Justyna starała się szukać pozytywów. Wyjście na herbatę z chłopakiem oraz najlepszą przyjaciółką było tym, czego teraz najbardziej potrzebowała.Recital
Na jednym z pięter Pałacu Kultury znana warszawska szkoła muzyczna wynajęła salę, gdzie tego dnia miał się odbyć recital Radosława Ryszkowskiego, chłopaka Justyny. Na prowizorycznej scenie stało wielkie czarne pianino z siedziskiem. Przygotowano również sto krzeseł dla gości. Jednym z ważniejszych zaproszonych był znany pracownik Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jako że ministerstwo wspierało chłopaka w ramach stypendium. W pierwszym rzędzie było miejsce dla rodziców Radka oraz jego dziewczyny. Na miejscu nie zabrakło również proboszcza parafii św. Anny, prywatnie przyjaciela rodziny Ryszkowskich i wielkiego fana talentu chłopaka.
Justyna pojawiła się piętnaście minut przed recitalem. Byłaby nieco wcześniej, gdyby jej tata, który ją przywiózł, przyjechał po nią na czas. Po odwiezieniu córki od razu wybrał się na wywiadówkę. Dziewczyna ubrana była w czarną sukienkę oraz czarne pantofelki. Na sali grzecznie przywitała się z rodzicami Radka. Mama, Jola, była czterdziestoośmioletnią szatynką o zielonych oczach i krótkich blond włosach. Ojciec, Michał, tak jak syn mierzył prawie dwa metry wzrostu, był zadbanym szczupłym mężczyzną o krótkich czarnych włosach i długiej czarnej brodzie. Rodzice — podobnie jak Justyna — byli bardzo dumni z Radosława.
Wszyscy zasiedli na swoich miejscach. Po chwili na salę wszedł bohater wieczoru, ubrany w czarny garnitur. Ukłonił się publiczności. Jego mamie ze wzruszenia po policzkach popłynęły łzy. Justyna patrzyła na swojego chłopaka z uwielbieniem. Była w nim zakochana po uszy, a teraz towarzyszyła mu na recitalu. Usłyszawszy pierwsze dźwięki, zamknęła oczy i zaczęła się w pełni relaksować.
Po godzinie, z krótkimi przerwami, Radosław zakończył koncert. Cała sala wstała z krzeseł i zaczęła klaskać. Na twarzy chłopaka widać było prawdziwy uśmiech i dumę.
Po koncercie, gdy goście już opuścili salę, rodzice czekali na syna wraz z Justyną.
— Justynko, i jak ci się podobała gra Radka? — zapytała zaciekawiona Jola.
— Bardzo! I myślę, że nie byłam wyjątkiem, bo rozglądałam się po sali i widziałam, że inni też się zachwyceni.
Radek podziękował swojej nauczycielce oraz kolegom ze szkoły muzycznej za to, że mu towarzyszyli. Widać było, że właścicielka szkoły jest bardzo zadowolona. Zapewne liczyła na dodatkowe wsparcie ministerstwa dla jej szkoły. Potem chłopak wyszedł z sali i dołączył do Justyny i swoich rodziców.
— Synku! Byłeś genialny. Jestem z ciebie taka dumna! — zawołała mama i od razu przytuliła swojego syna.
Justyna poczuła się trochę ubiegnięta, też chciała przytulić swojego chłopaka.
Tata poklepał syna po ramieniu.
— Radek, naprawdę dałeś czadu. Mama ma rację, byłeś genialny. — Michał poklepał syna po ramieniu. Widać było na jego twarzy dumę.
Chłopak podszedł do dziewczyny.
— A tobie, Justyś, podobało się? — zapytał z uśmiechem.
— Wiesz, że ja jestem twoją największą fanką. Bardzo cię kocham i nawet gdyby nikomu się nie podobało, ja zawsze bym cię wspierała — odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
Tata Radosława zaproponował wspólne wyjście do restauracji. Uważał, że warto zwieńczyć tak wspaniały dzień pyszną pizzą. Nikt nie protestował. Po wyjściu z Pałacu Kultury Radosław szedł za rękę z Justyną, a rodzice obok nich. Co chwilę powtarzali, jak bardzo są dumni ze swojego syna.
Gdy doszli na miejsce, kelner zaprosił ich do stolika. Usiedli i zamówili po jednej małej pizzy dla każdego.
— Tak sobie myślę, że może byście chcieli wyskoczyć nad morze? — zaproponował ojciec Radka. — Na razie nikt nie będzie wynajmował naszego apartamentu. Odpoczęlibyście sobie trochę, bo przecież zaraz matura, więc warto mieć czystą głowę.
— Wiesz, tato, to całkiem dobry pomysł, a mógłbym pożyczyć twoje porsche? — zapytał z nadzieją Radek.
— A nie możesz wziąć mercedesa? — westchnął tata, ewidentnie niezadowolony z pomysłu.
— Oj, Michał! Pożycz młodemu samochód — odezwała się Jola. — Widzisz przecież, że jest odpowiedzialny. Sam im wyjazd proponujesz, a dziewięćset jedenastki nie pożyczysz? –Mama mrugnęła do syna.
— W sumie… to może lepiej, żebyście poszli do kina w weekend? — wymamrotał ojciec.
— Michał! — krzyknęła Jola.
— Dobra, dobra, tylko jak mi, synku, zarysujesz, to koniec ze studiami i idziesz do pracy, żeby mieć na lakiernika.
— Tato, spokojnie, nie zarysuję. Gdzie twoje zaufanie do mnie? Czy kiedykolwiek cię zawiodłem?
Justyna przysłuchiwała się dyskusji. Czuła się nieco dziwnie, bo nikt nie oczekiwał na jej odpowiedź, czy chce jechać w weekend nad morze, czy może ma inne plany. Jednak pomyślała sobie, że skoro jest ciepło, a zaraz matura, to z chęcią wybierze się nad morze z Radkiem. Gdy podano jedzenie, dyskusja straciła nieco tempo.
— Powiedz mi, Justynko, to gdzie ty w końcu chcesz iść na te studia? — zapytała Jola.
— Postanowiłam razem z moją najlepszą przyjaciółką iść na ASP.
— O Boże! A to nie prawo jak twój znany tata? — zdziwiła się kobieta.
Justyna poczuła się dziwnie, widząc taką reakcję.
— Prawniczką zostałabym bez problemu, zwłaszcza że tata ma swoją kancelarię. Jednak to mnie nie kręci. Wolę być artystką.
— Justynko, ale w życiu nie zawsze wybiera się to, co się lubi. Trzeba patrzeć, co może dać nam więcej pieniędzy.
— Mamo! — zdenerwował się Radek. — Wy tylko o pieniądzach i pieniądzach. Czasem, jak was tak słucham, to mi się rzygać chce.
— Radku! Tak agresywnie do mamy?
— No jak nie pozwalasz komuś mieć własnego zdania i marzeń, tylko ma iść tak, jak wam się wydaje, to inaczej zareagować nie można — mówił zdenerwowany. — Kasa, tylko kasa, ale jakoś mnie na studia muzyczne namawiacie, a przecież mógłbym przejąć taty salon samochodowy i w ogóle nie iść na studia.
— Widzisz, Jolciu, Radek mówi to, co ja mówiłem. Po co mu studia? — wtrącił się ojciec.
— Oj, zamknij się, Michał! I będzie taki jak ty: zero wykształcenia i wychowania — odpowiedziała zdenerwowana Jola. — Synku, może trochę przesadziłam. Justynko, możesz iść tam, gdzie chcesz.
— No oczywiście, że może — zirytował się Radek. — Gdybym ja chciał pójść do seminarium, też nie mielibyście nic do gadania.
Justyna spojrzała na niego, zdziwiona niecodziennym porównaniem.
— Jakbyś chciał, to pierwsza bym cię tam wysłała — odparła Jola. — Byłabym wręcz dumna, mając syna bliżej Boga. Może jednak wróćmy do rzeczywistości. Masz Justynę, idziecie na studia i kiedyś trzeba będzie pomyśleć o zaręczynach i ślubie — tłumaczyła. Czuła, że syn się z nią droczy, próbując po prostu postawić na swoim. Oczywiście, że nie chciałaby, aby został księdzem. Dla niej już teraz Justyna mogłaby być jego żoną. Nie miałaby również nic przeciwko posiadaniu wnuczki, którą mogłaby rozpieszczać. Urodził jej się Radek, a zawsze marzyła o córce. Niestety przez pewne komplikacje nie mogli mieć więcej dzieci.
Gdy spotkanie dobiegło końca, rodzice pożegnali Justynę, a Radek postanowił ją odprowadzić.
— Justyś, przepraszam cię za moich rodziców.
— Spokojnie, mam tak samo w domu. Tata też by wolał, żebym poszła na prawo. Ale życie jest jedno, więc po co mam robić coś, czego nie czuję?
— Może masz rację. A co, jeśli większość uzna, że zwariowałaś?
Justyna wzruszyła ramionami.
— Wtedy to ich problem, a nie twój.
Radek ją przytulił. Sam ostatnio miał wiele życiowych przemyśleń. Rozmowa z dziewczyną utwierdziła go co do wyboru studiów.
— Pomyślisz, że jestem wariatem, ale chyba wybiorę teologię.
— Pamiętasz, co mówiłam przed chwilą? — uśmiechnęła się Justyna. — Zapomnij! Idź tam, gdzie są pieniądze. Oczywiście żartuję… wolę być biedną artystką z bidnym katechetą niż z bogatym facetem z depresją, wykonującym pracę, której nienawidzi.
— Kocham cię! — odpowiedział chłopak.
— Wiem, ja ciebie też.
Gdy byli już pod blokiem, pocałował dziewczynę i się pożegnał.
Justyna weszła po cichu do mieszkania, licząc na to, że tata zabrał mamę tak jak zwykle do restauracji. Jednak po jej wejściu do mieszkania od razu zapaliło się światło. Ojciec był cały czerwony na twarzy i miał groźną minę.
— Cześć, tato! — powiedziała, próbując się uśmiechnąć, mimo że wiedziała, że chodzi o wywiadówkę.
— Matma, chemia i fizyka, córko, no porażka! Jeszcze pałę dostałaś ostatnio z kartkówki z matematyki — mówił zdenerwowany, wymachując rękoma.
— Eh, zdążyła jednak sprawdzić… — mruknęła.
— Co powiedziałaś?
— Nic, nieważne! Tak mi się coś przypomniało — odparła, robiąc teraz smutną minę. — Tato, ja jestem humanistką! Mnie przedmioty techniczne nie wchodzą do głowy.
— To nie mogłaś poprosić o korepetycje?
— Ale, tato, po co? Ważne, że zdaję, a na ASP nikt na chemię, fizykę i matematykę patrzeć nie będzie.
— No dobrze — westchnął. — Przyjmuję twoje argumenty, mają nawet sens.
— Przyjmujesz, bo jesteś najlepszym prawnikiem w Warszawie, a dobre argumenty tak dobrego specjalistę jak ty zawsze przekonają. — Poszła przytulić się do swojego taty.
Po chwili ojciec już się uspokoił. Poszedł z Justyną do kuchni i przygotował córce kanapki. Mama w tym czasie była u znajomej na ploteczkach. Dziewczyna wzięła kanapki i zaniosła do swojego pokoju. Potem zadzwoniła do Uli.
— I jak po wywiadówce? — zapytała zaciekawiona Justyna.
— Było trochę narzekania, ale obyło się bez rękoczynów — roześmiała się przyjaciółka.
— Wiesz, ja wchodzę po cichu do mieszkania, a tu widzę tata cały czerwony. No czuję, że będzie się działo. Zaczyna krzyczeć jak z matematyki, fizyki i chemii tak słabo. Na szczęście jest prawnikiem i przekonałam go argumentami, żeby wyluzował.
— A koncert jak?
— No powiem ci, że Radek jak zawsze dał radę. Miałam zamknięte oczy i ta muzyka aż koiła moje zmysły.
— Ja to nie wiem, ale ja nadal jestem sama. Tobie trafił się pianista, a mnie ciągle podrywają wyłącznie nieudacznicy. No masakra! Co drugie słowo „kurwa” i zaprasza do restauracji… na kebab. Jeszcze, żeby chociaż marzyciel się trafił, piknik na trawie urządził, a ci obecni to trawę co najwyżej zaproponują, ale do zapalenia — mówiła zgorszona Ula.
— Kebab i seks, a gdzie seks z miłości? Część idzie na totalną łatwiznę. Wyda taki dwadzieścia złotych na kebab i zbiera mu się na amory. Dziewczynę traktuje taniej niż prostytutkę, bo one biorą sto pięćdziesiąt za godzinę. Dobrze, że ja mam Radka, a ty się szanujesz. Bydło powinno się omijać. Ja czekałam z Radkiem prawie trzy lata, żeby zacząć się z nim kochać, a przecież to wspaniały chłopak. Zawsze stał w mojej obronie, inteligentny i marzyciel. To związek z miłości — mówiła pełna emocji Justyna.
— Pamiętasz, że w piątek mamy ASP?
— O Boże! Zapomniałabym… Dobra, to jutro do szkoły, a potem wpadniesz do mnie na nocowanie. Obejrzymy coś, a w piątek po szkole może zamówimy pizzę, a potem skoczymy do ASP.
— Dla mnie brzmi okej.
Dziewczyny rozmawiały jeszcze przez godzinę o szkolnych ploteczkach. Potem Justyna zakończyła rozmowę. Poszła do swojej szafki z książkami i wzięła jedną. Dziś miała ochotę na romans. Czytając, w pewnym momencie zasnęła. Gdy Jagoda wróciła do domu i zobaczyła śpiącą córkę, odłożyła książkę na półkę, a córkę przykryła kołdrą.
Nazajutrz Justyna wstała równo z dzwonkiem budzika. Pospałaby dłużej, ale niestety trzeba było zbierać się do szkoły. Dziś, na szczęście dla niej, dzień zaczynał się językiem polskim, a potem miała być historia. Był to jej ulubiony początek dnia, a ponieważ jednocześnie był to piątek, czuła się w pełni szczęśliwa. Wzięła swoją torebkę i wyszła z domu. W szkole, przed salą, spotkała znajomych, przywitała się i przez chwilę zastanawiała się, gdzie jest Ula. Przyjaciółka po chwili się pojawiła. Zadzwonił dzwonek i razem weszły do sali.
Justyna uwielbiała swoją panią profesor. Lekcje prowadziła z pasją i uwielbiała polską oraz zagraniczną literaturę. Nie ograniczała się do książek, które proponowało ministerstwo, tylko wybierała wszystkie, które wywarły na niej wrażenie. Czasem brała do ręki dzieła współczesne i czytała na lekcji fragmenty. Chciała zarazić uczniów miłością do literatury, a każdy lubi słuchać pasjonatów. Tego dnia pani profesor postanowiła omówić dramat Williama Shakespeare’a pod tytułem _Romeo i Julia_. Profesor była zakochana w dziełach Shakespeare’a.
Justyna oglądała film i czytała książkę. Film dużo bardziej przypadł jej do gustu, książka, mimo że krótka, napisana była według niej specyficznym językiem. Tak obcym w porównaniu do współczesnego, że trudno jej się ją czytało. Jednak książka brzmiała dużo lepiej, gdy zaczęła ją czytać pani profesor. Słychać było emocje, zmiany barwy głosu, gdy wypowiadała kwestie poszczególnych bohaterów.
Justyna, słuchając, zastanawiała się, co by zrobił Radek, gdyby ona umarła. Nawet posmutniała, wyobrażając sobie, że musiałaby opuścić tak wspaniałego chłopaka. Uważała, że ich miłość była co najmniej tak wielka, jak Romea i Julii. Na szczęście w ich przypadku nikt trucizny pić nie musiał, a rodzice darzyli się szacunkiem.
Pani profesor spojrzała po klasie i zadała pytanie swojej ulubionej uczennicy.
— Justynko, co cię najbardziej urzekło w tej historii?
— Pani profesor, myślę, że bezgraniczna, nieszczęśliwa miłość. Autor chciał nam ukazać, czym jest prawdziwa miłość oraz jak bezsensowne zachowanie dwóch rodzin doprowadziło do tragedii. Wydaje mi się, że kiedyś rodzice mieli dużo większy wpływ na małżeństwa. Przecież czasem zdarzało się, że panna młoda tylko raz przed ślubem widziała swojego męża. Zapewne dzieło Shakespeare’a, mimo że nadal wywołuje emocje z powodu tragicznej śmierci zakochanych, w czasach, kiedy zostało wydane, musiało być nawet uznane za kontrowersyjne. Postawienie się rodzicom w imię miłości? Cała ta historia pod wieloma względami jest genialna. Jednak mnie bardziej odpowiadał film niż książka — powiedziała Justyna, starając się uzewnętrznić swoje przemyślenia.
— Tak, teraz mało kto zwraca uwagę, że w momencie powstania dzieła liczba kontrowersyjnych tematów, które poruszało, była dużo większa niż obecnie. Rodzice nie mają już przecież takiego wpływu na waszych partnerów albo partnerki, choć pewnie by chcieli — roześmiała się pani profesor.
Wszyscy słuchali jej w głębokim skupieniu. Nawet ci, którzy przeważnie w ostatnich ławkach rozrabiali i woleli, aby im nie przeszkadzać. Pani profesor była wyjątkową osobą i każdy ją cenił.
Reszta lekcji tego dnia szybko minęła. Po szkole dziewczyny szły w kierunku mieszkania Justyny.
— Justyś, nie mówiłam ci tego wcześniej, ale moi rodzice są w separacji — powiedziała cicho Ula.
— Boże, współczuję! A co się stało? — zapytała zdziwiona Justyna.
— Ostatnio nie układało im się w małżeństwie i tata się wyprowadził. Jestem załamana, wiesz, jak bardzo kocham mojego tatę. Mam nadzieję, że wrócą do siebie. Urodziny obchodziłam oddzielnie z rodziną mamy i oddzielnie z rodziną taty. Ktoś by powiedział, że dostałam dwa prezenty, ale wcale nie jest mi do śmiechu w tej sytuacji.
— Nie dziwię się, sama nie wiem, co bym zrobiła na twoim miejscu. Czyli coś się wypaliło? Czy zdrada?
— Wypaliło się, tak mama mówiła.
— A nie próbowali pójść do specjalisty? Może to uratowałoby ich związek?
— Też im to zasugerowałam i w przyszłym tygodniu są umówieni do specjalisty. Widzisz, czasem jest tak, że ludzie przestają robić wspólnie rzeczy i zaczynają się od siebie oddalać. Niestety dotknęło to moich rodziców. Mam nadzieję, że specjalista im pomoże — westchnęła Ula.
— Jestem przekonana, że pomoże, najgorzej poddać się bez walki. Wiesz, ile ludzi teraz bierze rozwody? To jest plaga ostatnio. Większość nawet nie próbuje ratować związku, tylko od razu składa papiery rozwodowe. Dobrze, że twoi rodzice będą próbować coś z tym zrobić.
— Wiesz teraz, czemu ostatnie dwa tygodnie taka przybita byłam.
— Ula, trzeba mi było wcześniej powiedzieć. Wiesz przecież, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Po wejściu do mieszkania dziewczyny przywitały się z mamą Justyny, a następnie poszły do pokoju. Ula poczuła się nieco lepiej, zwierzając się ze swoich problemów najlepszej przyjaciółce. Wcześniej sama nosiła ten wielki ciężar. Teraz, pełna nadziei, wierzyła, że jest to jedynie problem przejściowy, a rodzice uratują swój związek podczas terapii. Pół godziny później dziewczyny odebrały zamówioną pizzę. Siedziały na łóżku, jedząc i oglądając komedię romantyczną.
— I jak, lepiej trochę? — zapytała Justyna.
— Tak, dziękuję za twoje wsparcie. Ktoś powie: krótka rozmowa albo zwykła pizza i film. Jednak czasem po prostu trzeba być obok. Cieszę się, Justyś, że zawsze mogę na ciebie liczyć — powiedziała wzruszona Ula.
— Tak, zawsze możesz liczyć! Dlatego to ja zjem ostatni kawałek pizzy — powiedziała Justyna i szybko zabrała go z pudełka.
— Ej, Justyś, to był mój…
— Może twój, ale zawsze można na mnie liczyć, więc właśnie zadbałam o twoją linię. — Justyna uśmiechnęła się i ugryzła pizzę.
Ula roześmiała się, po czym wróciły do oglądania filmu.Roztrzaskane marzenia
O 1:30 zadzwonił budzik. Justyna ledwo otworzyła oczy, a Radek nawet nie drgnął. Dziewczyna zaczęła go szturchać, aż w końcu się przebudził.
— Już? — zapytał zmęczonym głosem.
— No już! Wstawaj! Zbieramy się!
Wstał z łóżka, z trudem otwierając powieki.
— Pospałbym jeszcze — uśmiechnął się. — Ja to chyba jestem jak niemowlę, bo parę godzin mi nie wystarczy na pełną regenerację.
— Oj, nie przesadzaj! Trochę jednak pospałeś! Zbierajmy się, bo na rano mam do szkoły.
— Tylko zrób mi kawę, moja ukochana!
— Dobra, zrobię, ale pijemy i jedziemy.
Poszli do kuchni. Radek usiadł przy stole, a Justyna zaczęła przygotowywać kawę. Już nie mogła się doczekać, aż ruszą w kierunku Warszawy. Gdy woda się ugotowała, zalała dwie szklanki rozpuszczalnej kawy do połowy. Potem dodała łyżkę miodu do każdej ze szklanek. Następnie drugą połowę uzupełniła zimnym mlekiem, prosto z lodówki. Kawa była gotowa do picia.
— I jak, zadowolony?
— Zadowolony! Po takiej mocnej kawie to z tydzień spać nie będę.
— No to co, idziemy?
— Idziemy!
Radek umył szklanki po kawie. Potem pogasili wszędzie światła, wzięli swoje bagaże i zamknęli drzwi. Po zejściu na dół zauważyli, że pogoda nie jest najlepsza. Tej nocy padał deszcz i było wietrznie. Zapakowali bagaże do samochodu. Wsiedli do środka, chłopak uruchomił silnik i włączył radio. Gdy maluch ruszył, zaczęli ze sobą rozmawiać. Mimo silnej kawy po paru minutach dziewczyna zaczęła zasypiać.
— Justyś, widzę, że odpływasz. Idź spać, ja nas bezpiecznie zawiozę do domu — powiedział Radek, przez chwilę głaszcząc swoją dziewczynę po głowie.
— Kocham cię! Jesteś wspaniałym chłopakiem! A za jakiś czas pewnie wspaniałym mężem i tatą — uśmiechnęła się i zaczęła przysypiać.
— Spokojnie, na tatę mam jeszcze trochę czasu — odpowiedział z uśmiechem Radek.
— Dobrze, dobrze — mruknęła cicho, po czym zasnęła.
Deszcz padał dużo mocniej niż wtedy, gdy rozpoczynali podróż. Wielkie krople spadały na przednią szybę samochodu. Wycieraczki ustawione na maksymalną prędkość nie zbierały dokładnie wody z przedniej szyby. Radek był zdenerwowany ulewą oraz słabą widocznością, jednak starał się skupić na trasie, najlepiej jak potrafi. Wiedział, że wiezie ze sobą miłość swojego życia. Po paru godzinach zaczął odczuwać zmęczenie. Właśnie minął Elbląg, a kawa przestała działać już jakiś czas temu. Radek nie był przyzwyczajony do nocnych podróży, w dodatku ulewa utrudniała widoczność. W pewnym momencie na prostej drodze, znajdując się na prawym pasie drogi dwupasmowej, przysnął. Samochód zaczął zjeżdżać na lewą stronę. Drugim pasem pędziło akurat BMW, którego kierowca, widząc prawie pustą drogę, znacznie przekroczył dozwoloną prędkość, jechał dwieście kilometrów na godzinę. Gdy maluch zaczął zjeżdżać w lewo, właściciel BMW, mimo wciśnięcia hamulca, niewiele zwolnił na deszczowej nawierzchni i uderzył w lewy bok jadącego około dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę malucha. Samochód z prawej strony został wręcz rozerwany. Przekręcił się wielokrotnie i wylądował na poboczu. Kierowca BMW, młody, dwudziestotrzyletni mężczyzna średniego wzrostu o brązowych oczach, zatrzymał się na poboczu i od razu wezwał karetkę. Potem wyszedł sprawdzić, co z pasażerami. Kierowca malucha i pasażer byli cali we krwi. Jednak od razu dostrzegł, że kierowca ma roztrzaskaną głowę i nie żyje. Za to pasażerka oddychała. Nie ruszał ich w oczekiwaniu na policję.
„Zabiłem człowieka!” — mówił w myślach. „Po chuj tak pędziłem…, ale to nie moja wina, przecież zajechał mi drogę… Ale jakbym jechał wolniej, może bym go nie zabił!”
Mężczyzna czekał na policję i karetkę. Był przerażony całą sytuacją. Wyciągnął telefon i zadzwonił.
— Mamo!
— Janku, coś się stało? Ja spałam…
— Mamo, zabiłem człowieka…
— Jak to zabiłeś?! — zawołała mama.
— No zabiłem! Zajechał mi drogę i go uderzyłem, zrobił parę obrotów. Potem zobaczyłem, że głowa kierowcy jest rozbita, a pasażerka chyba żyje, tylko straciła przytomność.
— Nic nie mów bez swojego prawnika! Zaraz z tatą będziemy u ciebie i zaraz zadzwonię do Bogdana. Dopiero po rozmowie z Bogdanem możesz złożyć zeznania.
— Dobrze, mamo, czekam. — Zawsze pewny siebie, butny mężczyzna w czarnym dresie był teraz dzieckiem proszącym mamę o pomoc.
Pierwsza przyjechała karetka. Ratownicy medyczni podbiegli do samochodu.
— Sprawdzał pan, czy żyją? — zapytał ratownik.
— Dziewczyna oddychała, jak sprawdzałem, a kierowca nie żyje — odpowiedział mężczyzna w dresie.
Ratownik podszedł do kierowcy i zobaczył jego roztrzaskaną głowę.
— Faktycznie nie żyje! A dziewczyna jak?
— Dziewczyna żyje, zabieramy ją!
Pobiegli po nosze. Jeden z nich wyciągnął dziewczynę z samochodu, potem obaj przypięli ją do noszy. Gdy wchodzili do karetki, nadjechała druga karetka oraz strażacy.
— Jak tam drugi pasażer? — zapytał ratownik z drugiej karetki.
— Trup na miejscu. My zabieramy dziewczynę — odpowiedział ratownik z pierwszej karetki.
Karetka z Justyną niezwłocznie ruszyła na sygnale w stronę szpitala w Elblągu. Tymczasem do wypadku przyjechała również policja. Chwilę później pojawili się rodzice oraz prawnik kierowcy BMW.
Justyna ocknęła się podczas jazdy.
— Boże, co się stało? — zapytała zdziwiona.
— Mieliście wypadek — odpowiedział jeden z ratowników.
— O mój Boże! A co z Radkiem?
— Z kierowcą? Niestety nie żyje — odpowiedział ratownik.
Justyna wpadła w furię. Trzęsła się i krzyczała. Widząc jej reakcję, jeden z ratowników podał jej dożylnie leki uspokajające i po chwili zasnęła. Gdy dojechali na miejsce, ratownicy przenieśli ją na noszach na jeden z oddziałów. Po sprawdzeniu dokumentów oraz telefonu do szpitala wezwano jej rodziców.
Następnego dnia Justyna obudziła się na dwuosobowej sali szpitalnej. Miała unieruchomioną lewą nogę oraz prawą rękę. Podczas wypadku doznała złamania. Była również posiniaczona na twarzy.
— Gdzie ja jestem?! — zawołała po otwarciu oczu.
Podniosła tułów, rozejrzała się po sali. Obok zobaczyła drugie łóżko szpitalne. Leżała na nim około czterdziestopięcioletnia kobieta niskiego wzrostu o brązowych oczach i czarnych włosach.
— Jest pani w szpitalu. W nocy panią przywieźli. Już wzywam pielęgniarkę, proszę się nie denerwować — powiedziała kobieta.
— W szpitalu? Boże, Radek… — zaczęła szlochać.
Po chwili na salę weszła pielęgniarka.
— Czy to prawda, że mój chłopak nie żyje? Czy to po prostu zły sen? — pytała nerwowo dziewczyna.
— Niestety to prawda.
— Boże! To niemożliwe! — krzyknęła Justyna.
— Proszę się uspokoić. Zaraz coś pani podam, aby poczuła się pani lepiej. — Pielęgniarka wyjęła jakiś płyn, który strzykawką dodała do kroplówki.
— Jak to się stało?! — wykrzyknęła dziewczyna, kompletnie nie panując nad emocjami.
— Podobno pani chłopak przysnął i zjechał na drugi pas, którym jechał inny samochód. Potem wylądowaliście w rowie.
Justyna rozpłakała się na dobre. Już nie krzyczała, tylko wyglądała, jakby była w innym wymiarze. Jakby właśnie teraz przeszła załamanie nerwowe. Do pomieszczenia wbiegli jej rodzice.
— Córciu, jak się czujesz?! — zapytała rozdygotana Jagoda.
Justyna wymamrotała coś pod nosem. Mama ponowiła pytanie.
— Dobrze się czuję. — Dziewczyna nie zwróciła uwagi, że ma złamaną rękę, nogę oraz liczne siniaki.
Jagoda płakała, widząc córkę.
— Boże, całą trasę dziękowaliśmy Bogu za to, że przeżyłaś — powiedział ojciec, równie roztrzęsiony, jak żona.
— Radek nie żyje. Wiecie? — powiedziała Justyna cichym głosem.
— Tak, od razu nam powiedzieli — potwierdziła mama.
— Nie rozumiem, dlaczego właśnie nas to dotknęło? Czemu Radek zginął, przecież był dobrą osobą. Czemu właśnie mój Radek?
— Nie wiem, córciu, nie wiem — płakał tata, odpowiadając córce, patrzącej w jakiś punkt na ścianie.
— Rodzice Radka wiedzą?
— Tak, córciu, byli właśnie w kostnicy. Prawie całą drogę rozmawialiśmy przez telefon. Tak współczuję Joli i Michałowi. Nawet nie chcę wiedzieć, co właśnie czują.
— Życzyli Radkowi udanego wyjazdu, a teraz będą go chować w zimnym, głębokim grobie — powiedziała Justyna, będąc jakby w innym wymiarze.
— Przepraszam, że się wtrącam, ale niech pacjentka jeszcze odpocznie — poprosiła pielęgniarka, widząc, w jakim stanie jest dziewczyna.
Po chwili Justyna zasnęła. Silne leki uspokajające, które otrzymała od pielęgniarki, zaczęły działać. Jej świat całkiem się zawalił. Nie czuła bólu złamań ani siniaków, mając duszę i serce rozdarte.
W środę rodzice odebrali Justynę ze szpitala. Wsiedli do samochodu i ruszyli w kierunku Warszawy. Dziewczyna zachowywała się niczym duch. Widać było, jak bardzo wpłynęła na nią utrata osoby, którą kochała najmocniej na świecie. Po pół godziny jazdy nagle zaczęła się odzywać.
— Wiecie, kiedy pogrzeb Radka? — zapytała, patrząc przez szybę na zmieniający się krajobraz.
— W piątek w kościele Świętej Anny. Ma go odprawić ksiądz Rumsztyk. Tak mi powiedziała Jola. Chcesz się wybrać? — dopytała Jagoda, nie wiedząc, czy córka jest w stanie brać udział w pogrzebie.
— Wyobrażasz sobie, żeby mnie nie było? Co wtedy oznaczałoby moje słowo „kocham”? Byłoby niczym rzucone na wiatr. Ja go, mamo, nadal kocham. Ja wiem, że zginął, ja wiem, że nie ma go na tym świcie, ale ja go nadal kocham. On mi został wyrwany! Mój Radek! — Dziewczynie po policzkach płynęły łzy, gdy to mówiła.
— Nie wiem, córciu, co mamy ci z tatą powiedzieć. — Rodzicom również płynęły łzy.