Zło pójdzie za tobą - ebook
Zło pójdzie za tobą - ebook
Daniel i Laura, trzydziestoparolatkowie z Londynu, wyruszają w wielką podróż po Europie. Po powrocie planują się pobrać, założyć rodzinę. Gdy ich poznajemy, są w Budapeszcie – wsiadają właśnie do nocnego pociągu jadącego do Rumunii. Zapowiada się niezapomniana wyprawa. I rzeczywiście, na mocne wrażenia nie trzeba długo czekać. Już wkrótce para ląduje na nieczynnej stacyjce, gdzieś na rumuńskim odludziu. Usunięta z pociągu przez pograniczników za brak dokumentów. Bo dokumenty i plecaki skradziono im, gdy spali w najlepsze w kuszetce.
Postanawiają, idąc wzdłuż torów, dotrzeć do najbliższego miasteczka, ale ponieważ w dziwnych okolicznościach znika ich rumuńska towarzyszka Alina – zapuszczają się w głąb lasu. Gdy szukają dziewczyny, trafiają na rozległą polanę i stojący na niej samotny dom. To, co tam zobaczą przyprawi ich o dreszcze…
Ta upiorna rumuńska przygoda będzie się odzywać ponurym echem także po powrocie do Londynu. Na zdruzgotane nerwy Laura poszuka pomocy u psychoterapeutki. Daniel wynajmie detektywa, żeby zbadał sprawę. Wrażenia z Rumunii pozostawią trwały, niezbywalny ślad już na zawsze. I Laura, i Daniel będą cierpieć na zespół stresu pourazowego. Co go spowodowało? Jakie mroczne zagadki skrywał dom na odludziu?
Edwards po mistrzowsku stopniuje napięcie, zwodzi czytelnika, sprowadza go na manowce wyobraźni i zaskakuje, nie tylko nagłymi zwrotami akcji.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2451-8 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przedział sypialny okazał się maleńki. Mieścił dwa miejsca do spania, a między nimi było około metra wolnej przestrzeni. Za oknem czerń. Toczyliśmy się teraz przez węgierską prowincję. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak wygląda krajobraz za oknem. Jakieś lasy? A może pola? Zbliżyłem twarz do szyby. Ciemności nie rozpraszał nawet blask jakichkolwiek gwiazd. Gdyby od czasu do czasu w tym atramentowym mroku nie migotały światła jakiegoś pojedynczego domu, byłbym gotów uwierzyć, że jesteśmy w kosmosie. Mogliśmy być gdziekolwiek, choćby na końcu świata.
Laura zrzuciła buty ze stóp i klapnęła na jedno z posłań. Ja usiadłem na drugim, z kieszeni plecaka wyciągnąłem telefon. Bateria prawie już padła – jak zresztą zawsze – ale i tak nastawiłem budzik, licząc, że zdąży zadzwonić, nim aparat się wyłączy.
– Co myślisz o naszych nowych znajomych? – zagadnąłem.
– Sama nie wiem. Ten cały Ion robi na mnie wrażenie egocentryka. Całe szczęście, że nie zadręcza nas opowieściami o swoim wiekopomnym dziele. – Laura przewróciła oczami. – Ale powieść graficzna, nad którą pracuje Alina, może być ciekawa. Jej tematem jest, jak sama twierdzi, siła kobiet. To typowa historia o superbohaterze, ale z feministycznymi podtekstami. Obiecała, że podeśle mi egzemplarz.
– Fajnie. – Przesiadłem się na jej łóżko. Nachyliłem się, licząc na buziaka. – Wspomniałaś, że zawsze marzyłaś o seksie w pociągu.
– Jesteś niesamowity. Gdybyś zarezerwował taki przedzialik na całą noc, może coś by z tego wyszło. A teraz jesteśmy tu tylko po to, żeby się przekimać.
– Zgódź się, będzie super. – Nachyliłem się jeszcze bardziej, szukając jej ust. – Dasz się namówić?
– Mmm. Może. – Odwzajemniła mój pocałunek.
W miarę jak moja dłoń sunęła w górę jej uda, jej oddech stawał się coraz szybszy. Czułem szybkie bicie jej serca.
– Zamknij drzwi na zamek – poleciła, odrywając się na chwilę ode mnie. Skóra na wysokości jej obojczyka była zaczerwieniona.
Wstałem i przez chwilę mocowałem się z zamkiem.
– Nożeż kurwa mać. Jest zepsuty. Nie działa.
Pewnie dlatego ten przedział był wolny.
– W takim razie pozostaje ci zimny prysznic.
Posłała mi jeden z tych swoich niewinnych uśmieszków, które tak uwielbiałem, po czym odwróciła się twarzą do ściany. Parsknąłem śmiechem – szyki pomieszał mi przeklęty popsuty zamek. Ułożyłem się na sąsiedniej pryczy i przyglądałem Laurze. Po paru minutach jej oddech uspokoił się i odleciała.
Żeby nie zasnąć, sięgnąłem po telefon. Zamierzałem w coś pograć, mimo że oznaczało to szybsze zużycie baterii. Teoretycznie mógłbym spróbować podładować aparat, ale wtyczka-przejściówka była zagrzebana w bagażu, a nie miałem siły zwlekać się z pryczy i jej szukać. Ale w sumie nawet jeśli bateria padnie ostatecznie, trudno – i tak zamierzałem pozostać przytomny, na wypadek gdyby do przedziału zajrzeli jacyś nieproszeni goście. Postanowiłem, że telefon podładuję, zanim dotrzemy do celu. O ile oczywiście znajdę jakieś działające gniazdko.
Podczas naszego pobytu we Włoszech upuściłem telefon na ziemię, więc teraz zmuszony byłem wpatrywać się w wyświetlacz, który pokrywała pajęczyna pęknięć. Oczy mi się same zamykały. Obiecałem sobie, że pogram jeszcze chwilę, a potem wstanę, żeby rozprostować kości i napić się wody. Stukot kół na torach i miarowe kołysanie pociągu działały usypiająco. Powtarzałem sobie, że nie wolno mi zasnąć.
W końcu jednak pozwoliłem, by powieki mi opadły. Tylko na chwilkę.
Zerwałem się i usiadłem na pryczy wyprostowany jak struna. Byłem zziębnięty, a równocześnie mokry od potu. W ustach czułem jakiś paskudny smak. Telefon zsunął się na podłogę. Śniło mi się, że jestem zamknięty w trumnie i ktoś wali w jej wieko.
ŁUP, ŁUP, ŁUP.
Laura przewróciła się na drugi bok, uchyliła powieki. W tej samej chwili drzwi otworzyły się na oścież i męski głos z wyraźnym miejscowym akcentem zażądał paszportów.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji