- promocja
Zło wyłania się z mgły - ebook
Zło wyłania się z mgły - ebook
Rozległe lasy Kentucky, lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku i odosobniona stadnina. Sielanka? Ale tylko do czasu... Spokojne życie Jeffa i Lisy Armstrong zakłóca pojawienie się nieznajomego. Mężczyzna wzbudza niechęć zarówno pracowników, jak i samego szefa, choć jego żona obdarza przybysza zaufaniem. Jego zachowanie wywołuje podejrzenia, tym bardziej że po jego pojawieniu się następuje seria dziwnych wypadków. Nikt nie ma wątpliwości, że winien jest obcy, ale też nikt nie może tego udowodnić. Podczas gdy Jeff wraz z przyjaciółmi próbują poznać zagadkową i budzącą wątpliwości przeszłość przybysza, on stara się dopasować do nowego otoczenia. Nie jest to jednak łatwe, gdyż otaczają go wrogowie, a na jaw wychodzą kłamstwa. Jedyną życzliwą mu osobą jest Lisa oraz... wyjątkowa i niepokorna klacz, która go sobie upodobała. Katie Davids to pseudonim literacki mieszkanki Ostródy. Studia i pierwsze lata życia zawodowego spędziła w Warszawie, następnie wyjechała na Islandię Jej pasją jest podróżowanie i głównie stąd czerpie wenę do pisania. Jest wielbicielką powieści historycznych, thrillerów oraz z gatunku fantasy. Jej debiutem była młodzieżowa powieść Ocaleni. W swoim dorobku literackim posiada także kryminał Po właściwej stronie oraz jego kontynuację Zatarty trop. Podobnie jak poprzednie powieści, fabuła thrillera Zło wyłania się z mgły osadzona jest w realiach Ameryki Północnej.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-346-1 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drzwi celi, w której odsiadywał wyrok, zostały otwarte i do pomieszczenia wbiegło pięciu strażników.
– Odsuń się! – jeden ze strażników krzyknął do pochylającego się nad kolegą więźnia i wycelował karabin prosto w jego pierś. – No już! Do tyłu!
Mężczyzna cofnął się od leżącego na pryczy towarzysza, z którym przesiedział ostatnie trzy lata. Wtedy klawisz popchnął go pod ścianę i zaczął przeszukiwać.
– Stój tu, dopóki nie pozwolimy ci się ruszyć – rzucił, kiedy skończył i ponownie skierował w jego stronę lufę karabinu.
Pozostali strażnicy zajęli się starszym mężczyzną leżącym na pryczy. Kilka sekund później pojawił się lekarz z więziennego szpitala, który praktycznie natychmiast stwierdził zgon. Mimo iż na pierwszy rzut oka nie zauważył żadnych nietypowych oznak świadczących o działaniu osób trzecich, to zabezpieczył się, mówiąc, że nie wyklucza zabójstwa. Oznajmił, że dopiero po przeprowadzeniu sekcji potwierdzi ustalenia.
Już kilka minut później ciało zostało wyniesione i w pomieszczeniu pozostał tylko stojący nadal pod ścianą więzień i pilnujący go strażnik. Nikt nie zamknął drzwi, jakby klawisze wiedzieli, że coś jeszcze musi nastąpić. Rzeczywiście, za moment pojawił się naczelnik więzienia i z lekkim uśmiechem podszedł do osadzonego.
– Wkrótce zostaniesz przeniesiony – powiedział z wyraźnym zadowoleniem.
– Dokąd? – spytał mężczyzna.
– Jeżeli sekcja zwłok wykaże, że został uduszony, a to właśnie podejrzewa lekarz, resztę życia spędzisz w więzieniu stanowym o zaostrzonym rygorze.
– Nie zabiłem go! – Zdenerwowany więzień podniósł głos. Zauważył, że naczelnik i strażnik wymienili spojrzenia i obydwaj się uśmiechnęli. Żaden nie skomentował jego słów. Nie doczekawszy się reakcji, mężczyzna uniósł głowę i syknął: – Nie dam się wrobić w morderstwo. Nic mu nie zrobiłem.
– Naprawdę myślisz, że kogoś to obchodzi? – Naczelnik zaśmiał się, po czym spojrzał na strażnika i kiwnął głową. Klawisz podszedł do osadzonego i z całej siły uderzył go kolbą karabinu w brzuch. Mężczyzna zgiął się wpół i próbując zaczerpnąć powietrza, osunął na podłogę.
– Potraktuj to jako nasze pożegnanie – rzucił naczelnik więzienia i wraz ze strażnikiem wyszli, z głośnym hukiem zamykając za sobą drzwi od celi.Rozdział 1
Wyobraź sobie, że biegniesz przez las. Niewiele widzisz, bo jest bardzo gęsty, a całą dolinę spowija mgła. Zapada zmrok, a każda upływająca minuta działa na twoją niekorzyść. Dostrzegasz zaledwie kilka drzew, tylko te rosnące najbliżej, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Resztę skrywa mleczny opar. Działasz więc po omacku, zdając się na instynkt i przeczucie.
Opadasz z sił. Jesteś zmęczony, przemoczony i głodny. Ale biegniesz szybko, bo od tego wiele zależy. W prawej ręce trzymasz tylko jedną rzecz, której za nic w świecie nie możesz zgubić. Mimo że waży niewiele, to i tak cię to spowalnia. Ale nie poddajesz się.
Co jakiś czas potykasz się o wystające z ziemi korzenie. Kilka razy upadasz, ale szybko się podnosisz. Nie możesz sobie pozwolić na odpoczynek. Jeszcze nie teraz. Mgła coraz bardziej gęstnieje, więc niejednokrotnie wpadasz na jakieś przeszkody. Gruba gałąź rozcina ci skórę na policzku i chwilę później czujesz ciepło spływającej krwi. Pospiesznie ocierasz ranę wierzchem dłoni, ale mimo to nie zwalniasz. To jest nieważne. Ból minie, a dla ciebie liczy się tylko cel i to, co jest przed tobą.
Biegniesz dalej i nagle dostrzegasz, że las się przerzedził. Już po chwili przed tobą pojawia się asfaltowa droga. Zatrzymujesz się. Łapczywie próbujesz zaczerpnąć powietrza, jednocześnie rozglądając się wokoło.
I wtedy dostrzegasz wyłaniające się z mgły reflektory nadjeżdżającego samochodu. Widzisz, że zwalnia, a światła delikatnie rozpraszają mleczne opary i rzucają słabą poświatę na pobocze. Robisz krok w tył i czekasz.
Pojazd zwalnia, zjeżdża na bok i po chwili szyba w oknie od strony pasażera opuszcza się trochę. Widzisz zatroskaną i pełną napięcia twarz pięknej blondynki. Kobieta uśmiecha się nerwowo i proponuje pomoc. Jest gotowa wpuścić nieznajomego mężczyznę do swojego samochodu, a ty jesteś pewny, że nawet przez myśl jej nie przeszło, iż może to odmienić jej życie na zawsze. Zauważasz oznaki jej skrępowania, lecz uśmiech nieznajomego je rozwiewa. Chwilę potem oboje już są w aucie. Odjeżdżają.
I wtedy rozumiesz, że nie masz już wyjścia. Sytuacja się zmieniła, a los kobiety został właśnie przypieczętowany. Porzucasz więc dotychczasową linię działania i zaczynasz się zastanawiać nad kolejnymi posunięciami. Blondynka w samochodzie pokrzyżowała ci plany, ale bierzesz głęboki wdech i opanowujesz emocje. Nie martwisz się. Nadal masz wszystko pod kontrolą. Jesteś spokojny, bo wiesz, że tak naprawdę to niczego nie zmienia. A przynajmniej nie na dłuższą metę. Wystąpiła tylko drobna komplikacja, ale nie jest to dla ciebie duży problem. Wszystko można pokonać, tylko musisz pamiętać, aby cały czas mieć przed sobą swój cel, do którego zmierzasz, niezależnie od przeciwności. Szybko analizujesz sytuację, bierzesz pod uwagę możliwe scenariusze i układasz w głowie nowy scenariusz, którego będziesz się teraz kurczowo trzymać.
Samochód przyspiesza i dalej jedzie drogą prowadzącą na zachód. Mgła zagęszcza się z każdą chwilą, a ty zaczynasz dokładnie rozważać wszystko od nowa. Chwilę później mimowolnie się uśmiechasz, bo wiesz, że cokolwiek się wydarzy, ty nadal masz przewagę. Pod żadnym pozorem i niezależnie od sytuacji nie możesz dopuścić, aby stracić kontrolę nad wydarzeniami. Wtedy mogłoby się to naprawdę źle dla ciebie skończyć…
***
Lisa miała już dosyć wrażeń jak na jeden dzień. Wyjechała z domu bardzo wcześnie, żeby zdążyć na spotkanie z wydawcą, z którym umówiła się na dzisiejszy poranek. Podróż zazwyczaj trwała nieco ponad dwie godziny, ale dziś musiała skorzystać z objazdu, bo na trasie zdarzył się jakiś wypadek. W radiu słyszała, że nic poważnego się nie stało, ale droga miała pozostać nieprzejezdna aż do południa. Ta nadplanowa godzina kosztowała ją sporo zdrowia, więc do siedziby wydawnictwa wparowała zdenerwowana.
Na szczęście wszystko przebiegło zgodnie z planem. Sporo czasu zajęło negocjowanie nowych warunków umowy, którą ostatecznie podpisała. Miała teraz dużo pracy, bo zgodnie z harmonogramem w ciągu najbliższych dwóch lat miała wydać co najmniej trzy powieści.
W trakcie powrotu do domu zatrzymała się na stacji benzynowej, żeby napić się kawy. Wiedziała, że nie powinna tego robić, bo potem znowu będzie miała problem z zaśnięciem. Z reguły nie spożywała kofeiny po szesnastej, ale dziś postanowiła zrobić wyjątek od reguły. Czekało ją jeszcze ładnych parę kilometrów za kółkiem, no i może popracuje trochę po powrocie, o ile Jeff nie będzie miał innych planów. Na myśl o mężu uśmiechnęła się lekko. Od jakiegoś czasu starali się o dziecko. Martwiła się tym, że nie może zajść w ciążę. Oboje zawsze chcieli mieć całą gromadkę, a fakt, że nie mogą począć pierwszego, kładł się cieniem na ich związku. Mimo że Jeff nigdy wprost tego nie powiedział, wiedziała, że mąż bardzo to przeżywa i traktuje jako osobistą porażkę. Po blisko siedmiu latach małżeństwa nadal byli dla siebie oparciem i kochali się tak samo mocno jak przed ślubem, lecz fakt, że oboje już skończyli trzydzieści pięć lat, tylko potęgował ich obawy, że nigdy nie doczekają się potomka.
Lisa starała się zdusić w sobie wyrzuty sumienia z powodu wypicia podwójnej kawy, ale inaczej nie miałaby siły, żeby dojechać do domu. Po drodze nie było też żadnego hotelu, a nie uśmiechało się jej spać w aucie zaparkowanym gdzieś na poboczu.
Poza tym była jeszcze jedna ważna przyczyna: na zbliżający się weekend zapowiadano złe warunki pogodowe i w radiu odradzano podróżowania samochodem.
Lisie zostało do przejechania jakieś dwadzieścia mil, kiedy gęsta mgła zdecydowanie ograniczyła jej widoczność. Zwolniła i włączyła światła przeciwmgielne. Droga nie była zbyt uczęszczana, więc nie spodziewała się dużego natężenia ruchu. Zresztą już od dłuższego czasu nie minęła żadnego samochodu.
Bardzo lubiła jeździć tą trasą.
Z dwóch stron otaczał ją las pełen zwierzyny. Nieraz na asfalt wyskakiwały z przydrożnych chaszczy sarny bądź dziki. Nic dziwnego, że okoliczni mieszkańcy zapuszczali się tu, by polować, więc czasami, gdy tędy przejeżdżała, słyszała huk wystrzałów. W dole, po prawej stronie, płynęła rzeka. Teraz oczywiście z powodu mgły nie było jej widać, lecz przy dobrej pogodzie widoki zapierały dech w piersiach. Lisa kochała przyrodę, dlatego cieszyła się, że zamieszkali z Jeffem wśród pól i lasów, z daleka od wielkich miast. Nie przeszkadzał jej nawet fakt, że w najbliższej okolicy nie mieli sąsiadów, a po zakupy musieli wyprawiać się do miasteczka oddalonego o dziesięć minut jazdy samochodem.
Teraz jednak wiele by dała, żeby znaleźć się w końcu w domu. Marzyła o ciepłej kąpieli i jakiejś dobrej kolacji. Nie zdradziła też jeszcze Jeffowi szczegółów spotkania w wydawnictwie. Czekała z tą informacją do wieczora, bo chciała zobaczyć jego minę, kiedy się dowie, że jej kariera pisarska nabiera tempa.
Zaczęła w myślach układać sobie fabułę do kolejnej powieści, gdy nagle zauważyła przed sobą coś niepokojącego. Zwolniła i gdy zobaczyła, że na poboczu stoi jakiś mężczyzna, zatrzymała samochód. Opuściła szybę od strony pasażera i pochyliła się w jego kierunku.
– Pomóc panu? – spytała uprzejmie, na co mężczyzna podszedł bliżej i nachylił się do okna. – Mogę pana podwieźć.
Mężczyzna był mniej więcej w jej wieku. Okazał się przystojnym brunetem z ciemnymi oczami, miał odrobinę za długie włosy, które opadały na oczy, co najwyraźniej mu przeszkadzało, bo co chwila niecierpliwie odgarniał je ręką. Miał też mocny, niegolony już od wielu dni zarost, który bardzo go postarzał. Lisa zauważyła, że z jego ubrania kapie woda. Zdziwiło ją to, gdyż już od kilku dni nie padało w okolicy. Pomyślała, że zbyt pochopnie się zatrzymała. Zdaje się, że miała do czynienia z włóczęgą, bo na turystę nie wyglądał. Nie miał przy sobie nawet najmniejszej torby, w której każdy rozsądny człowiek zabiera rzeczy niezbędne w podróży. Trochę ją to zaniepokoiło, lecz gdy posłał jej uśmiech, momentalnie odgoniła złe przeczucia. Spojrzała mu prosto w oczy i zauważyła w nich pewien błysk. To nie są oczy złego człowieka, pomyślała.
– Z przyjemnością, jeśli to nie kłopot – odparł mężczyzna i wsiadł do samochodu.
***
Jeff zaczynał się niepokoić. Właśnie skończył ostatnią w tym tygodniu lekcję. Odprowadził do stajni najmłodszą klacz, Montanę, i zaczął ją wycierać i czesać. Mimo iż nie musiał tego robić, bo zatrudniał kilkoro pracowników do prac związanych z obsługą szkółki jeździeckiej, której był właścicielem, to i tak lubił zajmować się swoimi końmi. Czuł z nimi więź i chciał, żeby one czuły to samo.
Teraz natomiast próbował zająć czymś myśli, bo czekając na powrót Lisy, nie był w stanie wysiedzieć w domu. Niepokoiła go gęstniejąca z każdą chwilą ciemność i usłyszana w radiu prognoza pogody. Zaniepokoiły go ostrzeżenia dotyczące mgły i opadów, które miały się utrzymywać kolejne dwa dni. Miał nadzieję, że żona wróci bez problemów. Lisa nie była wybitnym kierowcą, więc za każdym razem, gdy udawała się sama w dłuższą podróż, Jeff chodził spięty.
Mężczyzna starał się uspokoić sam siebie, mówiąc, że nie ma powodu do obaw. Droga, którą wybrała Lisa, zazwyczaj była pusta, więc jedyne, co mogłoby jej zagrażać, to warunki atmosferyczne. Przed wyjazdem z wydawnictwa zadzwoniła do niego, ale minęło już sporo czasu, a jej nadal nie było. Na pewno jedzie wolno, dlatego tyle to trwa, pocieszył się w myślach i westchnął ciężko.
– Jeff! – Nagle usłyszał za sobą wołanie, które wyrwało go z zamyślenia. – Kolacja będzie za pół godziny!
– Zaraz kończę – odparł. – Niedługo przyjdę.
– Lisa też będzie?
– Tak – rzucił przez ramię i z niepokojem rysującym się na twarzy wrócił do czesania Montany.
Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszał warkot silnika zbliżającego się samochodu. Poklepał klacz po grzbiecie i z uczuciem ulgi wyszedł na zewnątrz.
Zmrużył oczy, próbując coś dostrzec, lecz mgła skutecznie mu to uniemożliwiała. Chwilę później biały jeep podjechał pod stajnię i pojawił się Roger, jego zaufany pracownik, który właśnie wrócił z miasta.
– Udało ci się wszystko kupić? – zagadnął go, próbując zdusić w sobie narastający niepokój o żonę.
– Tak jest, szefie – odparł z uśmiechem mężczyzna.
Roger niedawno przekroczył trzydziestkę, więc różnica wieku między nimi była niewielka. Mimo to lubił się zgrywać i mówił do Jeffa per „szef”, bo wiedział, że jego pracodawca tego nie lubi. Już od pierwszych dni pracy w szkółce jeździeckiej Roger przypadł Jeffowi do gustu i szybko się zaprzyjaźnili. Jeff wiedział, że może polegać na Rogerze. Ufał mu i wiedział, że mógłby mu się zwierzyć naprawdę ze wszystkiego. Nie mieli przed sobą tajemnic.
Roger pracował w ich posiadłości już od ponad pięciu lat i w domu dla pracowników zajmował największy pokój. Mimo bliskiej zażyłości z Jeffem i Lisą Armstrong nie mieszkał z nimi pod jednym dachem. Tuż po przeprowadzce do posiadłości małżonkowie zgodnie postanowili, że nikt obcy nie będzie się im pałętał po domu. Wszyscy, czy byli zatrudnieni na stałe, czy tylko na sezon, dostawali kwatery w stojącym tuż obok stajni dwupiętrowym budynku, w którym mieściła się kuchnia, dwie łazienki i osiem pokoi.
– Ale pogoda się zrobiła – rzucił Roger i zaczął wypakowywać zakupy.
– Daj, pomogę ci. – Jeff podszedł do niego i wyciągnął z bagażnika torbę z żywnością. – Sporo tego.
– Wziąłem tylko to, co kazałeś. – Mężczyzna się zaśmiał.
Kiedy wnieśli zakupy do domu dla pracowników, Jeff wyszedł na zewnątrz i z poważną miną spoglądał w stronę bramy.
– Lisa jeszcze nie wróciła? – zapytał Roger, uważnie przyglądając się szefowi.
Jeff pokręcił smutno głową.
– Na pewno zaraz wróci – pocieszał go przyjaciel i poklepał szefa po ramieniu. – Pogoda jest do bani, więc pewnie jedzie wolno.
– Mam nadzieję, bo powinna już dawno tu być.
Stali tak jeszcze jakiś czas, po czym Jeff nagle uśmiechnął się i spytał:
– A jak tam u ciebie?
– Sam nie wiem. – Roger wzruszył ramionami. – Julia całymi dniami się uczy – zawahał się – a przynajmniej tak mówi.
Jeff obrzucił przyjaciela uważnym spojrzeniem.
– Co masz na myśli? – zapytał z niepokojem. – Myślisz, że kogoś tam poznała?
– Czasami mam takie wrażenie. – Roger włożył ręce do kieszeni spodni i oparł się o ścianę budynku. – Myślałem, że wpadnie w ten weekend, ale powiedziała, że w przyszłym tygodniu ma jakiś egzamin, więc… – urwał i utkwił wzrok w swoich butach.
– Może tak jest rzeczywiście. – Jeff starał się go pocieszyć. – Wiesz, jak to jest. Studia nie są tanie, więc Julia musi się dobrze uczyć, żeby utrzymać stypendium.
– Może i tak…
– Daj spokój, stary! – Jeff szturchnął go po przyjacielsku. – Ona świata poza tobą nie widzi. Pozwól jej tylko w spokoju skończyć naukę, a potem się chajtniecie i zamieszkacie tutaj.
Roger zaśmiał się, lecz jego oczy nadal pozostały smutne i zamyślone. Jeff wiedział, że przyjaciel już od jakiegoś czasu martwi się o związek.
Julia studiowała weterynarię i miała nadzieję, że w przyszłości będzie pracowała z końmi u Armstrongów. Praktycznie wychowała się w tym miejscu i czuła się tu jak w domu. Była córką kucharki, Sophie, która kilkanaście lat temu, po rozwodzie, przeprowadziła się do pobliskiego miasteczka.
Gdy starsi państwo Armstrong szukali pomocy kuchennej, trafili na Sophie. Zatrudnili ją tu najpierw na sezon, a gdy okazało się, że i poza sezonem kucharka jest potrzebna, Sophie wraz z córką wprowadziła się na stałe do domu dla pracowników.
Po tragicznej śmierci rodziców posiadłość przejął ich jedyny syn, Jeff. Teraz nie wyobrażał sobie tego miejsca bez tej uroczej kobiety, która była dla niego prawie jak matka. Sophie zajęła się gotowaniem obiadów zarówno dla pracowników, jak i dla Jeffa i Lisy, a w sezonie, kiedy odbywały się tutaj kursy jeździeckie, przygotowywała posiłki także i dla uczniów.
Pięć lat temu, kiedy Roger zaczął tu pracować jako instruktor jeździectwa, poznał Julię i od razu wpadli sobie w oko. Połączyła ich pasja do koni i spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Zmieniło się to, kiedy dziewczyna wyjechała na studia. Od tego czasu Julia przyjeżdżała tylko na wakacje i przerwy świąteczne, co niestety odbiło się na ich relacji. Jednak Jeff wierzył, że związek na odległość w ich przypadku przetrwa. Bardzo lubił zarówno Rogera, jak i Julię, więc z całego serca życzył im jak najlepiej.
– Rozmawiałeś z Sophie? – zapytał przyjaciela. – Może ona coś wie? W końcu na pewno rozmawia z córką.
– Rozmawia, ale sam wiesz, jak to jest. Mają swoje tajemnice i na pewno nic mi by nie powiedziała. A poza tym wiesz, że tu byle co pierdnie i już nie można normalnie pogadać przez telefon – odparł Roger i westchnął. – Żeby normalnie do kogoś zadzwonić, trzeba pojechać do miasta.
– Takie są uroki życia na wsi. – Jeff się zaśmiał. – Izolacja totalna. Tylko natura, konie i my. Ale przyznaj, że jest w tym jakiś urok.
– Taa, może i masz rację – rzucił Roger i uśmiechnął się zdawkowo. – Co powiesz na piwko? – spytał, by zmienić temat.
– Zaraz kolacja, więc…
– Przestań – przerwał przyjacielowi wesoło. – Jedno piwo przed jedzeniem jeszcze nikomu nie zaszkodziło. A póki nie ma Lisy, to korzystaj chłopie, bo straszny pantoflarz się z ciebie ostatnio zrobił.
Jeff uśmiechnął się i już po chwili obydwaj siedzieli na schodkach domu dla pracowników i popijali piwo prosto z butelki.