- W empik go
Złodziej - ebook
Złodziej - ebook
Co byś zrobił, gdyby świat jaki znasz nagle stanął na głowie? Co byś zrobił, gdyby w Twoje życie wdarł się niezrozumiały mrok, niszcząc podstawowe prawa na jakich opierałeś swoje istnienie?
Przed podobnym dylematem staje Karol Morski, kochający mąż, ojciec, uczciwy pracownik i zwykły, poukładany mężczyzna. Mężczyzna wrzucony w wir przerażających, niezrozumiałych wydarzeń.
Czy uda mu się rozwikłać zagadkę? Czy pokona demony przeszłości? I jaką rolę w tym wszystkim odgrywa tajemniczy nieznajomy, którego obecność pokrywa się z pierwszymi mrożącymi krew w żyłach zjawiskami?
Złodziej to książka dla miłośników klasycznego horroru z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w odmienionym, tchnącym świeżością wydaniu. Wyjątkowo oryginalna mieszanka horroru z urban fantasy z pewnością przypadnie do gustu nawet najbardziej wymagającym czytelnikom.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8166-373-1 |
Rozmiar pliku: | 544 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chłopiec siedział na podłodze z watą wciśniętą do uszu. Drewniana, zabawkowa lokomotywa o wyblakłych kolorach skrzypiała, kiedy jeździł nią do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu. Dźwięk odbijał się od ścian, z każdą sekundą wydawał się nasilać. Na bladej twarzyczce chłopca widać było smugi łez, które odbijały słabe światło rzucane przez zapaloną biurkową lampkę. Łzy musiały być świeże, choć obecnie chłopiec nie płakał. Zaciskał spuchnięte wargi z wyrazem złości na twarzy. Mimo waty, docierały do niego krzyki ojca, który po powrocie do domu najpierw dotkliwie pobił chłopaka, chociaż ten nie zrobił nic złego, a teraz wyżywał się na swojej żonie. A jednak chłopcu nie było jej żal. Miał dopiero pięć lat, ale nie brakowału mu inteligencji i zdążył wyciągnąć pewne wnioski ze swojego upstrzonego przemocą i bólem życia. Zdawał sobie sprawę, że ojciec już się nie zmieni. Z każdym dniem ich życie coraz bardziej przypominało koszmar i nie było widać żadnego światełka w tunelu. Powinni od niego uciec, schować się tak, żeby nigdy ich nie znalazł i zacząć życie na nowo, we dwójkę. A skoro on, pięciolatek, to wiedział, to z pewnością musiała to również wiedzieć jego matka. Mimo to nie zrobiła nic, żeby pomóc im obojgu.
Ojciec często zostawał dłużej w pracy, a przynajmniej tak twierdził. W takie dni mama pozwalała chłopcu oglądać razem z nią telewizję. Włączała filmy, bardzo różne filmy, lecz jemu w pamięci zapadł tylko jeden z nich. Mężczyzna znęcał się nad swoją żoną i dziećmi. W końcowych scenach kobieta spakowała bagaże, zadzwoniła na policję i wyjechała do innego miasta, żeby wieść lepsze, szczęśliwe życie. Gdy pojawiły się napisy końcowe, mama rozpłakała się i zapewniła chłopca, że oni też tak zrobią, że jak tylko tata wróci, to ona wykrzyczy mu wszystko w twarz, że wszystko się zmieni. Jej zapał utrzymywał się do momentu, w którym usłyszeli pisk opon parkowanego na podjeździe samochodu. Wtedy wszelka odwaga z niej uleciała, ramiona zapadły się, worki pod oczami i zmarszczki pogłębiły, oczy zgasły, wchodząc w tryb obojętności, który tak często włączała, żeby przetrwać swoje osobiste piekło. Kiedyś, w przedszkolu, pani puściła im filmik, na którym w przyspieszonym tempie pokazany był proces wysuszania się kwiatu. Coś bardzo podobnego działo się z matką, gdy do domu wracał jej mąż.
Czasami, kiedy „tatuś” miał gorszy dzień, chłopiec wraz z mamą zamykali się w łazience. Któregoś razu ojciec nie mógł wyważyć drzwi, więc poszedł do piwnicy po siekierę i porąbał framugę w drzazgi. Na szczęście zamek wytrzymał, a ojciec szybko stracił przytomność, bo kto wie, jak skończyłby się ten wieczór.
Odgłosy szamotaniny dobiegające z dołu skutecznie wyrwały chłopca z rozmyślań. Poruszał lokomotywą coraz szybciej, zwiększając tempo wraz ze wzrastającym natężeniem krzyku rodziców. Puste oczy wyglądały wręcz nienaturalnie, nienormalnie u tak młodego człowieka.
W pewnym momencie z dołu, jeden po drugim, dobiegły go dwa odgłosy. Najpierw głuche uderzenie, a potem huk upadającego na podłogę ciała. Ojciec musiał uderzyć czymś matkę, a ta, nieprzytomna, wylądowała na podłodze. Takie rzeczy zdarzały się regularnie.
Chłopiec znieruchomiał. Wyraz twarzy zmienił się, kiedy zrozumiał, że ojciec nie jest jeszcze na tyle pijany, żeby iść spać. A to oznaczało, że to może być jedna z „tych” nocy. Najgorszych nocy...
Pustkę w oczach dziecka zastąpiło bezkresne przerażenie. Chłopiec podbiegł do drzwi i zamknął je od środka, ale przecież ojciec i tak miał klucz. Sprintem przemierzył swój pokój i wślizgnął się bardziej, niż wszedł, pod łóżko. Nienajlepsza kryjówka, ale instynkt kazał działać, a nic lepszego nie przyszło mu do głowy. Łzy samoistnie popłynęły po policzkach. Słyszał powolne kroki na schodach...
Przypomniał sobie, jak w przedszkolu dzieci opowiadały o swoich planach na święta. Ktoś wyjeżdżał do Warszawy, ktoś inny do Berlina. Do kogoś przyjeżdżali dziadkowie, ktoś jechał do dziadków. Pamiętał również opowieść koleżanki z klasy o tym, jak zbierają się całą rodziną, wychodzą na podwórko i gdy pojawi się pierwsza gwiazdka, każdy wymyśla życzenie na najbliższy rok. Nikt nie zdradza go na głos, a podczas następnej kolacji wigilijnej opowiadają, jakie mieli życzenia i komu się spełniły.
„A żeby zdechli. Ten pijak – za to wszystko, co robi, i matka – za to, że nie robi nic, żeby go powstrzymać” – pomyślał chłopiec.
– Da się zrobić. Jest jednak warunek – odpowiedział ktoś lodowatym, niskim głosem, dobiegającym z ciemnego rogu pokoju, na wypowiedziane w myślach życzenie dziecka. Chłopiec, który myślał, że nic nie jest w stanie przerazić go bardziej od kroczącego po schodach ojca, przekonał się, że był w błędzie.