- promocja
Złodziej pocałunków - ebook
Złodziej pocałunków - ebook
Podobno na pierwszy pocałunek mężczyzna powinien zasłużyć. A mój pierwszy raz skradł diabeł w masce balowej pod nocnym niebem w Chicago.
Podobno przysięgi złożone w dniu ślubu są święte. W moim przypadku zostały złamane, zanim wyszliśmy z kościoła.
Podobno serce kobiety bije tylko dla jednego mężczyzny. Moje się przepołowiło i krwawi dla dwóch rywali, którzy walczą o nie do samego końca. Miałam wyjść za Angela Bandiniego, dziedzica jednej z najpotężniejszych rodzin wśród chicagowskiej mafii. A zostałam porwana przez senatora Wolfe’a Keatona, który miał haki na mojego ojca i mógł mnie zmusić do małżeństwa.
Podobno wszystkie wspaniałe historie miłosne mają szczęśliwe zakończenie. Ja, Francesca Rossi piszę swoją opowieść od początku aż do ostatniego rozdziału. Jeden pocałunek. Dwóch mężczyzn. Trzy życia. Splecione ze sobą. A moje szczęśliwe zakończenie znajdę z jednym z nich.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-389-1 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moja przyszłość została zamknięta w starej drewnianej szkatułce. I to było najgorsze.
Odkąd mi o niej powiedziano – a miałam wtedy sześć lat – wiedziałam już, że to, co znajduje się w środku, albo mnie zabije, albo uratuje. Nic więc dziwnego, że wczoraj rano, gdy słońce dopiero całowało niebo, postanowiłam ubiec los i ją otworzyć.
Nie powinnam była wiedzieć, gdzie moja matka chowa klucz.
Ani gdzie tata trzyma tę szkatułkę.
Niestety, tak to już jest, kiedy siedzisz w domu całymi dniami i wychodzisz z siebie, żeby sprostać wziętym z kosmosu standardom rodziców. Ma się po prostu czas na wszystko.
– Nie ruszaj się, Francesco, bo cię dziabnę – jęknęła klęcząca na podłodze Veronica.
Po raz setny przemknęłam wzrokiem po żółtej karteczce, gdy stylistka matki pomagała mi włożyć sukienkę, jakbym była niepełnosprawna. Słowa wyryły się już w mojej pamięci; zamknęłam je w szufladzie w mózgu, do której nikt poza mną nie ma dostępu.
Ekscytacja płynęła moimi żyłami jak jazzowa nuta, w lustrze naprzeciwko widziałam determinację w swoich oczach. Drżącymi palcami złożyłam kawałek papieru i wcisnęłam go w stanik niezawiązanego gorsetu.
Znowu zaczęłam krążyć po pokoju, bo nie mogłam ustać w miejscu. Fryzjerka i stylistka mamy warczały, komicznie ganiając mnie po całym pomieszczeniu.
Jestem jak Groucho Marx w _Kaczej zupie_. Złapcie mnie, jeśli potraficie.
Veronica pociągnęła za sznurek gorsetu jak za smycz i siłą zmusiła mnie do powrotu przed lustro.
– Ej, to boli! – Skrzywiłam się.
– Mówiłam, że masz się nie ruszać!
Nic nowego, że pracownicy moich rodziców traktują mnie jak wyszkolonego hodowlanego pudla. Nie żeby miało to jakieś znaczenie. Dzisiaj pocałuję Angela Bandiniego. A dokładniej – pozwolę, żeby to on pocałował mnie.
Prawdę powiedziawszy, myślałam o tym każdej nocy, odkąd rok temu wróciłam ze szwajcarskiej szkoły z internatem, do której wysłali mnie rodzice. Gdy skończyłam dziewiętnaście lat, Arthur i Sofia Rossi postanowili przedstawić mnie chicagowskiej śmietance i pozwolić mi wybrać przyszłego męża z setek powiązanych z mafią i pożądanych Amerykanów włoskiego pochodzenia. Był pierwszy dzień sezonu wydarzeń i spotkań towarzyskich, które mnie czekały, ale ja już wiedziałam, kogo chcę poślubić.
Mama i tata poinformowali mnie, że studia nie są częścią mojej przyszłości. Musiałam znaleźć sobie idealnego męża, bo byłam jedynaczką, dziedziczką imperium Rossich. Marzyłam o tym, żeby zostać pierwszą w mojej rodzinie kobietą z tytułem, ale nie byłam aż tak głupia, żeby sprzeciwiać się rodzicom. Nasza pokojówka Clara często mawiała: „Twoim zadaniem, Frankie, nie jest znalezienie męża odpowiedniego dla siebie, tylko takiego, który sprosta oczekiwaniom twoich rodziców”.
Nie myliła się. Żyłam trzymana pod kloszem. Miałam dużo przestrzeni, ale to i tak była niewola. Próba ucieczki skończyłaby się śmiercią. Nie podobało mi się bycie więźniem, ale na pewno lepsze to niż skończenie sześć stóp pod ziemią. Dlatego też nigdy nie próbowałam wyglądać poza kraty swojej celi, żeby zobaczyć, co znajduje się po drugiej stronie.
Mój ojciec Arthur Rossi był szefem chicagowskiej mafii.
Groźny tytuł jak dla człowieka, który zaplatał mi warkocze, uczył mnie grać na pianinie, a nawet uronił łzę, gdy występowałam przed tysiącami w Londynie.
W oczach moich rodziców Angelo był mężem idealnym: atrakcyjny, z dobrej rodziny i bogaty. Jego rodzina posiadała co drugi budynek na terenie Little Italy, dzielnicy Chicago, a większość nieruchomości wykorzystywał mój ojciec do swoich nielegalnych projektów.
Znałam Angela od urodzenia. Dorastaliśmy razem, rozwijaliśmy się niczym kwiaty, powoli, ale nieustannie. Obserwowaliśmy siebie w trakcie luksusowych wakacji pod surowym okiem naszych krewnych – pełnoprawnych członków mafii – i ochroniarzy.
Angelo miał czworo rodzeństwa, dwa psy i uśmiech, który potrafił roztopić włoskie lody. Jego ojciec prowadził firmę księgową, która współpracowała z moją rodziną. I oboje jeździliśmy co roku na wakacje na Sycylię, do Syrakuz.
Widziałam, jak na przestrzeni lat miękkie blond loczki Angela ciemnieją i zostają ujarzmione. Jego oczy w kolorze oceanu przestały błyszczeć łobuzersko, zrobiły się bardziej ponure, groźniejsze, bez wątpienia z powodu tego, co ojciec mu pokazał i czego go nauczył. Jego głos się pogłębił, włoski akcent wyostrzył, szczupła chłopięca sylwetka nabrała mięśni, wzrostu i pewności siebie. Stał się bardziej tajemniczy, mniej impulsywny i rozmowny, ale kiedy już się odzywał, jego słowa roztapiały moje wnętrze.
Zakochanie się to istna tragedia. Nic dziwnego, że ludzie są później tacy smutni.
Niestety, nie tylko ja się rozpływałam, gdy Angelo rzucał swoje słynne rozbrajające spojrzenie.
Mdliło mnie na myśl, że kiedy ja wyjechałam do katolickiej żeńskiej szkoły, on mieszkał w Chicago i mógł spotykać się z innymi dziewczynami, rozmawiać z nimi i je całować. Mimo to zawsze traktował mnie tak, jakbym była tą jedyną. Wkładał mi kwiaty we włosy, pozwalał pić wino, gdy nikt nie patrzył, śmiał się ze wszystkiego, co mówiłam. Kiedy jego młodsi bracia się ze mnie nabijali, on pstrykał ich po uszach i ostrzegał. W każde wakacje udawało mu się porwać mnie na chwilę i pocałować w czubek nosa, gdy nikt nie patrzył.
– Francesco Rossi, jesteś nawet ładniejsza niż rok temu.
– Ciągle to powtarzasz.
– Ale zawsze mówię prawdę. Wiesz, że nie lubię marnować słów.
– W takim razie powiedz mi coś znaczącego.
– Pewnego dnia zostaniesz moją żoną, bogini.
Pielęgnowałam każde wspomnienie z każdego lata jak święty ogród – otaczałam je troską, podlewałam, aż zaczynało przypominać ogród z bajki.
Najbardziej wryło mi się w pamięć to, jak każdego lata wstrzymywałam oddech i czekałam, aż on zakradnie się do mojego pokoju, pojawi się w sklepie, który odwiedzałam, albo podejdzie do drzewa, pod którym czytałam książkę. Pamiętałam również to, że gdy dorośliśmy, zaczął przedłużać nasze wspólnie spędzane chwile. Zawsze z rozbawieniem obserwował mnie, kiedy próbowałam zachowywać się jak chłopak – i nie udawało mi się, bo niestety byłam tylko dziewczyną.
Wcisnęłam liścik głębiej w stanik, gdy Veronica wbiła swoje pulchne palce w moją jasną skórę, zebrała gorset za moimi plecami i ściągnęła go mocno w talii.
– Ach, chciałabym mieć znowu osiemnaście lat i być taka ładna! – jęknęła dramatycznie. Jedwabiste kremowe sznurki napięły się i wydusiły ze mnie oddech. Tylko najważniejsi członkowie mafii korzystali z usług stylistów i pokojówek, gdy szykowali się na jakieś wydarzenie. A moi rodzice uważali się za rodzinę królewską. – Pamiętasz tamte dni, Almo?
Fryzjerka prychnęła, spinając mi grzywkę z boku, żeby stworzyć elegancki kok.
– Skarbie, nie przesadzaj. Ty w wieku dziewiętnastu lat byłaś ładna jak tani obraz. Francesca, dla porównania, jest jak obraz Michała Anioła. To zupełnie inna liga. A nawet inny mecz.
Czułam, że moja skóra robi się czerwona ze wstydu. Odnosiłam wrażenie, że ludziom podoba się to, co we mnie widzą, ale myśl o pięknie mnie zawstydzała. Uroda dawała władzę, ale była bardzo podstępna. Czułam, że to pięknie opakowany prezent, który pewnego dnia stracę. Nie chciałam go otwierać ani się w nim pławić. Rozstanie się z nim byłoby wtedy boleśniejsze.
Dzisiaj zależało mi tylko na tym, żeby podczas balu maskowego w muzeum sztuk pięknych w Chicago moje piękno odnotował wyłącznie Angelo. Tematem przewodnim gali byli bogowie z greckich i rzymskich mitologii. Wiedziałam, że większość kobiet przebierze się za Afrodytę i Wenus. W przypływie oryginalności może również za Herę lub Reę. Ale nie ja. Postanowiłam zostać Nemezis, boginią zemsty. Angelo zawsze nazywał mnie boginią, więc chciałam dzisiaj sprostać temu pieszczotliwemu określeniu i pokazać się jako najpotężniejsza ze wszystkich bogiń.
Większość ludzi uznałaby w dwudziestym pierwszym wieku aranżowane małżeństwo nastolatki za żart, ale w mafii wszyscy szanowaliśmy tradycję. Nasza zaczęła się w dwa wieki wcześniej.
– Co jest w tym liściku? – Veronica przypięła do moich pleców czarne skrzydła. Miałam na sobie suknię bez ramiączek, w kolorze czystego letniego nieba, wykończoną pięknymi falbanami z organzy. Tiulowy tren ciągnął się za mną jak fale. – Tym, który schowałaś w gorsecie – dodała drwiąco, wkładając mi w uszy złote kolczyki w kształcie piór.
– To – uśmiechnęłam się znacząco, napotykając jej spojrzenie w lustrze przed nami, i przycisnęłam drżącą dłoń do klatki piersiowej w miejscu, gdzie znajdowała się karteczka – jest początek mojego życia.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Francesca
– Nie wiedziałem, że Wenus miała skrzydła.
Angelo pocałował wierzch mojej dłoni przy drzwiach muzeum sztuki. Poczułam bolesny ucisk w klatce piersiowej, ale szybko odpuściłam. On tylko się ze mną droczył. Poza tym wyglądał oszałamiająco w smokingu, więc mogłam wybaczyć mu ten błąd i go nie zabijać.
Mężczyźni, w przeciwieństwie do wszystkich obecnych na gali kobiet, mieli na sobie smokingi i maski. Angelo dopełnił swój garnitur wenecką maską ze złotymi zdobieniami, która zakrywała niemal całą twarz. Nasi rodzice wymienili uprzejmości, gdy my staliśmy naprzeciwko siebie, przyglądając się każdemu piegowi i centymetrowi naszych ciał. Nie czułam potrzeby, żeby wyjaśniać, kim była Nemezis; będziemy mieć całe życie na omawianie mitologii. Musiałam tylko zadbać, żebyśmy dzisiaj zostali sam na sam, jak w trakcie wakacji. Tylko że tym razem, gdy on pocałuje mnie w nos, ja uniosę głowę i nasze usta się spotkają. Nasz los zostanie przypieczętowany.
Jestem Kupidynem strzelającym z łuku miłości prosto w serce Angela.
– Wyglądasz jeszcze piękniej, niż kiedy widziałem cię po raz ostatni. – Angelo złapał się za serce.
Wszyscy wokół ucichli, a ja zauważyłam, że nasi ojcowie wymienili konspiracyjne spojrzenia.
Dwie potężne, bogate włoskie rodziny połączone silną więzią.
Don Vito Corleone byłby dumny.
– Przecież widzieliśmy się tydzień temu na weselu Gianny. – Walczyłam ze sobą, żeby nie oblizać warg, gdy Angelo patrzył mi prosto w oczy.
– Wesela ci służą. Ale bardziej podobasz mi się, gdy mogę mieć cię tylko dla siebie – odpowiedział zwyczajnie, a moje serce zabiło jak szalone. Potem odwrócił się do mojego ojca. – Panie Rossi, czy mogę zaprowadzić pańską córkę do stołu?
Ojciec poklepał mnie po ramieniu. Spowijała mnie tak gęsta mgła euforii, że niemal zupełnie zapomniałam o jego obecności.
– Tylko ręce na widoku.
– Oczywiście.
Angelo wziął mnie pod ramię, a kelner wskazał nam miejsca przy stole nakrytym złotym obrusem i zastawionym czarnymi talerzami. Mój partner nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
– Albo przynajmniej do chwili, gdy nie staniesz się oficjalnie moja.
Nasze rodziny dzieliło kilka krzeseł – nie zdziwiło mnie to, ale poczułam rozczarowanie. Mój ojciec zawsze był sercem każdego przyjęcia i sowicie płacił za to, żeby zajmować najlepsze miejsca. Naprzeciwko mnie siedział gubernator Illinois Preston Bishop, a jego żona obok skupiała się na karcie win. Obok nich znajdował się mężczyzna, którego nie rozpoznawałam. Miał na sobie zwykłą czarną maskę i smoking, który zapewne kosztował fortunę, sądząc po drogim materiale i nienagannym kroju. Towarzyszyła mu jakaś głośna blondynka w białej tiulowej sukni, kolejna Venus.
Mężczyzna wyglądał na śmiertelnie znudzonego. Obracał alkohol w szklance i ignorował piękną kobietę przy swoim boku. Kiedy spróbowała się nachylić i coś do niego powiedzieć, on obrócił się w przeciwnym kierunku i sprawdził telefon, a potem zupełnie stracił zainteresowanie czymkolwiek i wbił wzrok w ścianę za mną.
Poczułam w sercu bolesny skurcz. Ta kobieta zasługiwała na kogoś lepszego, a nie na takiego oziębłego, niepokojącego towarzysza, od widoku którego aż ciarki chodziły po plecach. Mimo że nawet nie zaszczycał cię spojrzeniem.
Idę o zakład, że przy nim lody długo by się nie rozpuściły.
– Ty i Angelo jesteście tacy w siebie zapatrzeni – zauważył mój tata, a potem zerknął na moje łokcie oparte o blat. Szybko je zdjęłam i uśmiechnęłam się uprzejmie.
– Jest miły. – Powiedziałabym megamiły, ale tata gardził współczesnym slangiem.
– Pasuje do ciebie – mruknął. – Pytał, czy może cię zabrać na randkę w następnym tygodniu, a ja się zgodziłem. Oczywiście w towarzystwie Maria.
No jasne. Mario był jednym z mięśniaków taty. Kształtem przypominał cegłę i miał IQ jak ona. Coś czułam, że dzisiaj tata nie pozwoli mi nigdzie się wymknąć, właśnie dlatego, że ja i Angelo zdążyliśmy się poznać nieco zbyt dobrze. Ogólnie tata zawsze nas popierał, ale chciał, by wszystko szło po jego myśli. Większość ludzi w moim wieku w takiej sytuacji od razu by się wycofała, a może nawet uznała to za barbarzyńskie metody. Ale nie byłam głupia. Wiedziałam, że sama się krzywdzę, bo nie walczę o prawo do edukacji i niezależną pracę. Wiedziałam, że to ja powinnam zdecydować, kogo chcę poślubić.
Jednak wiedziałam również, że albo postąpię według woli ojca, albo skażę się na potępienie. Jeśli wybiorę wolność, będę musiała zostawić swoją rodzinę – a moja rodzina była dla mnie całym światem.
Nie licząc zamiłowania do tradycji, chicagowska mafia wcale nie przypominała tej przedstawianej w filmach. Żadnych ciemnych uliczek, wychudzonych narkomanów czy krwawych zatargów z prawem. Aktualnie chodziło głównie o pranie pieniędzy, przejmowanie firm i recykling. Mój ojciec otwarcie wspierał policję, utrzymywał relacje z ważnymi politykami, a nawet pomagał FBI łapać głównych podejrzanych.
I właśnie dlatego tutaj dzisiaj byliśmy. Tata zgodził się przeznaczyć znaczną sumę pieniędzy na fundację charytatywną, której celem była pomoc dzieciom z trudnych rodzin w uzyskaniu edukacji.
O ironio.
Upiłam łyk szampana i popatrzyłam na siedzącego kawałek dalej Angela, który rozmawiał z Emily – jej ojciec był właścicielem największego w Illinois boiska do baseballu. Angelo powiedział jej, że wkrótce zamierza zacząć magisterkę w Northwestern i jednocześnie pracować w firmie księgowej ojca. Prawda była jednak taka, że miał prać pieniądze dla mojego ojca i służyć chicagowskiej mafii do końca swoich dni.
Nagle przestałam skupiać się na ich rozmowie, bo gubernator Bishop przeniósł na mnie swoją uwagę.
– A co z tobą, mała Rossi? Zamierzasz iść na studia?
Wszyscy wokół nas rozmawiali i śmiali się, poza mężczyzną siedzącym naprzeciwko mnie. On wciąż ignorował swoją partnerkę, opróżniał szklankę z drinkiem i patrzył z rezygnacją na ekran telefonu, na którym wyświetlały się setki wiadomości na minutę. Zerknął na mnie jakby niewidzącym wzrokiem. Zaczęłam się zastanawiać, ile on ma lat. Wydawał się starszy ode mnie, ale na pewno nie był w wieku taty.
– Ja? – Uśmiechnęłam się uprzejmie, prostując kręgosłup. Wygładziłam serwetkę leżącą na moich kolanach. Miałam nienaganne maniery i zawsze świetnie szło mi prowadzenie niezobowiązujących konwersacji. Uczyłam się w szkole łaciny, etykiety i wiedzy ogólnej. Potrafiłam zagadać tak do prezydentów, jak i kawałka przeżutej gumy. – Och, rok temu skończyłam szkołę, a teraz skupiam się na nawiązywaniu znajomości w Chicago.
– Innymi słowy ani nie pracujesz, ani się nie uczysz – skomentował beznamiętnym tonem mężczyzna siedzący przede mną. Wypił drinka i posłał mojemu ojcu drwiący uśmiech.
Czułam, że końcówki moich uszu robią się czerwone. Zerknęłam na tatę, szukając pomocy. Chyba jednak nie usłyszał, bo nie skomentował przytyku.
– Jezu Chryste – odezwała się blondynka siedząca obok nieuprzejmego faceta. Zrobiła się czerwona jak burak, ale on ją zlekceważył.
– Jesteśmy wśród przyjaciół. Nikt nie upubliczni tej informacji.
Upubliczni? Kim on, u diabła, jest?
Wyprostowałam się, biorąc łyk drinka.
– Oczywiście są jeszcze inne rzeczy, którymi się zajmuję.
– Zamieniam się w słuch – prychnął, udając zainteresowanie.
Wszyscy po naszej stronie stołu ucichli. Zrobiło się jakoś dziwnie, jakby zaraz miało dojść do katastrofy.
– Uwielbiam akcje charyta…
– To nie jest żadna praca. Czym się zajmujesz?
Wymyśl jakieś czasowniki, Francesco. Czasowniki.
– Jeżdżę konno i lubię pracować w ogrodzie. Gram na fortepianie. I… Ach, chodzę na zakupy. – Wiedziałam, że się pogrążam, ale on uparł się na ten temat. I chyba nikt nie chciał mnie uratować.
– To zwykłe hobby i przywileje. Jaki jest twój wkład w społeczeństwo, panno Rossi, poza wspieraniem amerykańskiej ekonomii poprzez kupowanie tylu ubrań, że można by ubrać wszystkich mieszkańców Ameryki Północnej?
Sztućce brzdęknęły o drogą porcelanę. Siedząca obok niego kobieta zapowietrzyła się. Rozmowy zamilkły natychmiast.
– Wystarczy – syknął mój ojciec lodowatym tonem, gromiąc mężczyznę morderczym spojrzeniem. Skrzywiłam się, ale facet był niewzruszony. Siedział prosto, a nawet wydawał się rozbawiony tematem konwersacji.
– Muszę się z tobą zgodzić, Arthurze. Dowiedziałem się o twojej córce wszystkiego co trzeba. I to w niecałą minutę.
– Chyba zapomniałeś o swoich politycznych i publicznych obowiązkach, a dobre maniery zostawiłeś w domu, nieprawdaż? – zapytał mój ojciec, jak zwykle dobrze wychowany.
Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie.
– Wręcz przeciwnie, Rossi. Wydaje mi się, że jednak o nich pamiętam. I chyba nie będziesz z tego zadowolony.
Preston Bishop i jego żona pogrążali mnie jeszcze bardziej, wypytując o mój pobyt w Europie, o koncerty i o to, co chciałabym studiować (botanikę, chociaż nie byłam na tyle głupia, by uważać, że trafię na uczelnię). Rodzice z uśmiechem obserwowali moje doskonałe umiejętności prowadzenia rozmowy; nawet kobieta siedząca obok bezczelnego mężczyzny włączyła się do pogawędki i zaczęła rozmawiać o wycieczce po Europie w trakcie swojego _gap year_. Okazało się, że jest dziennikarką i podróżuje po całym świecie.
Mimo że wszyscy byli dla mnie bardzo mili, nie potrafiłam otrząsnąć się z upokorzenia, które odczułam przez złośliwe komentarze jej partnera. Teraz mężczyzna ponownie skupiał się na dnie kolejnej szklaneczki z drinkiem. Jego mina wyrażała znudzenie.
Chciałam mu powiedzieć, że kolejny drink nie załatwi niczego, ale profesjonalna pomoc psychologiczna może zdziałać cuda.
Po kolacji przyszedł czas na tańce. Każda kobieta obecna na sali miała przy sobie plakietkę z nazwiskami osób, które wylicytowały taniec właśnie z nią. Zebrane w ten sposób pieniądze miały zostać przekazane na cele charytatywne.
Sprawdziłam swoją plakietkę i moje serce zabiło szybciej, kiedy zauważyłam nazwisko Angela. A potem obleciał mnie strach, bo dotarło do mnie, że oprócz niego na liście jest cała masa włoskich nazwisk. Odnosiłam wrażenie, że kolejka do mnie jest dłuższa niż do innych kobiet i że na koniec wieczoru stopy odpadną mi od tych wszystkich tur na parkiecie.
Pocałowanie Angela może okazać się trudne.
Pierwszy taniec ze mną zaklepał sobie sędzia federalny. Potem nawalony playboy włoskiego pochodzenia, który mieszkał w Nowym Jorku; zdradził mi, że przyjechał tutaj tylko po to, żeby sprawdzić, czy plotki o moim wyglądzie są prawdziwe. Pocałował rąbek mojej spódnicy jak jakiś średniowieczny dżentelmen, a potem jego przyjaciele zaciągnęli go do stołu. Błagam, oby nie poprosił mojego ojca o zgodę na randkę ze mną!, jęknęłam w duchu. Robił wrażenie bogatego głupka, przez którego moje życie zaczęłoby przypominać _Ojca Chrzestnego_. Trzeci taniec zarezerwował gubernator Bishop, a czwarty Angelo.
Z politykiem odbębniłam krótkiego walca, bo nie chciałam popsuć sobie humoru na cały wieczór.
– Tutaj jesteś. – Twarz Angela pojaśniała, kiedy podszedł do mnie i gubernatora.
Nad naszymi głowami wisiały żyrandole. Ludzie stukali obcasami o marmurową podłogę. Angelo skinął głową, ujął moją dłoń, a drugą położył na mojej talii.
– Wyglądasz pięknie. Jeszcze bardziej oszałamiająco niż dwie godziny temu – westchnął. Jego ciepły oddech owiał moją twarz. Poczułam, jak serce trzepocze mi w piersi.
– Dobrze wiedzieć, bo w tej sukni nie mogę oddychać – skwitowałam ze śmiechem, patrząc mu w oczy.
Wiedziałam, że mnie teraz nie pocałuje i nagle ogarnęła mnie panika. A co, jeśli w ogóle nie będziemy mieli okazji tego zrobić? Wtedy liścik okaże się bez sensu.
Ta drewniana szkatułka albo mnie uratuje, albo zabije.
– Chętnie zrobiłbym ci usta-usta, gdybyś przestała oddychać. – Obrzucił spojrzeniem moją twarz i przełknął ślinę. – Ale lepiej zacznijmy od zwykłej randki za tydzień. O ile jesteś zainteresowana.
– Jestem – odpowiedziałam, nieco zbyt pośpiesznie.
Roześmiał się, opierając swoje czoło o moje.
– A nie chcesz wiedzieć, kiedy…?
– Kiedy wyjdziemy? – zapytałam głupio.
– To też. W piątek. Ale chciałem powiedzieć: czy chcesz wiedzieć, kiedy zrozumiałem, że będziesz moją żoną? – zapytał niewzruszony.
Z trudem pokiwałam głową. Chciało mi się płakać. Poczułam, że jego ręka zaciska się wokół mojej talii. I dobrze, bo niewiele brakowało, żebym się przewróciła.
– To było w te wakacje, kiedy ty skończyłaś szesnaście, a ja dwadzieścia lat. Byłaś wtedy jeszcze za młoda. – Roześmiał się. – Dość późno przyjechałem z rodziną do naszej sycylijskiej posiadłości. Szedłem ścieżką z walizką, kiedy zauważyłem, jak w porcie związujesz kwiaty w bukiet. Uśmiechałaś się. Byłaś tak piękna i nieuchwytna, a ja nie chciałem się odzywać, żeby nie zepsuć chwili. A potem zerwał się wiatr i kwiaty rozsypały się wszędzie. Nawet się nie zawahałaś. Wskoczyłaś na główkę do rzeki i wyciągnęłaś każdy z nich, chociaż wiedziałaś, że nic z nich już nie będzie. Dlaczego to zrobiłaś?
– Moja mama miała w tym dniu urodziny – przyznałam. – Dlatego nie mogłam pozwolić sobie na porażkę. A bukiet jednak wyszedł mi ładnie.
Spuściłam wzrok, gapiąc się na nasze stykające się klatki piersiowe.
– Nie mogłaś pozwolić sobie na porażkę – powtórzył Angelo zamyślony.
– Tamtego dnia w łazience w restauracji pocałowałeś mnie w nos – zauważyłam.
– Pamiętam to.
– A dzisiaj zamierzasz skraść mi pocałunek? – zapytałam.
– Nigdy niczego bym ci nie ukradł, Frankie. Zapłacę za pocałunek z tobą każdą cenę – wyszeptał łagodnie i puścił do mnie oko. – Ale obawiam się, że wziąwszy pod uwagę, ilu panów ustawiło się do ciebie w kolejce, a także to, że ja muszę porozmawiać z każdym mafiosem, który zjawił się na tym przyjęciu, będziemy musieli ten pocałunek przełożyć. Ale nie martw się. Już zapłaciłem hojnie Mariowi, żeby w piątek wieczorem nie śpieszył się z odbieraniem samochodu po naszej randce.
Przypływ paniki przeszedł w najprawdziwsze przerażenie. Jeśli on mnie dzisiaj nie pocałuje, przepowiednia z liściku się nie sprawdzi.
– Proszę… – Spróbowałam lekko się uśmiechnąć, żeby zamaskować trwogę ekscytacją. – Moje nogi muszą trochę odpocząć.
Przygryzł pięść i uśmiechnął się.
– Nie kuś, Francesco.
Nie wiedziałam, czy mam płakać z rozpaczy, czy krzyczeć z frustracji. Pewnie i jedno, i drugie.
Piosenka jeszcze się nie skończyła, więc wciąż kołysaliśmy się w swoich ramionach, jak spowici mrocznym zaklęciem. Nagle na nagich plecach poczułam czyjąś silną rękę.
– Teraz moja kolej – zadudnił za mną niski głos.
Odwróciłam się z niezadowoloną miną i zobaczyłam bezczelnego mężczyznę w czarnej masce.
Był wysoki, na pewno metr dziewięćdziesiąt lub nieco więcej. Czarne jak atrament włosy zostały idealnie przygładzone, sylwetka smukła, ale umięśniona. Szare, lekko skośne oczy ciskały gromy, a kwadratowa szczęka oraz idealnie zarysowane wargi dodawały mu szorstkości. Na jego ustach tańczył wyniosły, pogardliwy uśmiech, który miałam ochotę zetrzeć. Widać było, że wciąż bawi go to, co powiedziałam przy stole. Zauważyłam, że ludzie gapią się na nas otwarcie. Kobiety pożerały go wzrokiem jak piranie, a mężczyźni przyglądali się sytuacji z rozbawieniem.
– Ręce przy sobie – warknął Angelo, gdy zmieniła się piosenka i nie mógł mnie przy sobie dłużej zatrzymać.
– A ty nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy – odparł z kamienną twarzą mężczyzna.
– Czy na pewno jest pan na mojej liście? – Rzuciłam mu uprzejmy, choć chłodny uśmiech.
Wciąż nie potrafiłam pozbierać się po rozmowie z Angelem. Mimo to mężczyzna niezwłocznie przycisnął mnie do twardego ciała i zaborczo przyłożył dłoń do moich lędźwi, tuż nad tyłkiem.
– Czekam na odpowiedź – syknęłam.
– Ja zapłaciłem za ten taniec najwięcej – odpowiedział oschle.
– Oferty są anonimowe. Nikt nie wie, kto ile płaci – odparłam, starając się nie krzyczeć.
– I wiem już, że ta suma nie była adekwatna do przyjemności.
Niewiarygodne.
Zaczęliśmy walc z boku sali; kobiety łypały na nas zazdrośnie. Te bezwstydne spojrzenia świadczyły o tym, że blondynka, która mu towarzyszy, nie jest jego żoną. A ja mogłam się wpieniać, jednak nie potrafiłam zaprzeczyć temu, że wszystkie go pożądały.
Tańczyłam z nim sztywno, cała spięta, ale on chyba nawet nie zwrócił na to uwagi. A może po prostu miał to gdzieś? W przeciwieństwie do większości facetów potrafił tańczyć walca, ale robił to bardzo mechanicznie. Brakowało mu ciepła i swobody Angela.
– Nemezis – zauważył. Zaskoczyło mnie to. Poczułam się naga pod jego drapieżnym spojrzeniem. – Zsyła na ludzi niepowodzenie i wymierza im sprawiedliwość. Nie pasuje do uległej dziewczyny, która zabawiała przy stole Bishopa i jego paskudną żonę.
Zadławiłam się własną śliną. Czy on właśnie nazwał żonę gubernatora paskudną? A mnie uległą? Odwróciłam wzrok i starałam się nie zwracać uwagi na upajający zapach jego wody kolońskiej oraz dotyk marmurowego ciała.
– Nemezis to moja duchowa patronka. To ona zwabiła Narcyza do zwierciadła wody, w którym ujrzał swoje odbicie i umarł z zachwytu nad sobą. Próżność to okropna choroba. – Uśmiechnęłam się do niego kusicielsko.
– Niektórzy z nas mogliby na nią umrzeć. – Obnażył równe, białe zęby.
– Arogancja to zaraza. Współczucie jest lekarstwem. Większość bogów nie przepadała za Nemezis, bo miała zasady.
– A ty masz? – Uniósł ciemną brew.
– Czy ja co…? – Zamrugałam, mój zalotny uśmiech zaczął znikać.
Na osobności facet był jeszcze bardziej bezczelny.
– Czy masz zasady? – podsunął.
Pytał mnie o to tak wyzywająco i uwodzicielsko, że poczułam się, jakby tchnął w moją duszę ogień. Zapragnęłam odsunąć się od jego dotyku i wskoczyć do basenu pełnego lodu.
– Oczywiście, że tak – odpowiedziałam, prostując się. – Gdzie pańskie maniery? Wilki pana wychowały?
– Chcę usłyszeć jakiś przykład – odpowiedział wymijająco.
Spróbowałam się od niego odsunąć, ale szarpnął mnie i przyciągnął do siebie. Pięknie rozświetlona sala balowa rozpłynęła się w tle. Zaczęłam zauważać, że mężczyzna za maską jest nienaturalnie piękny, jednak jego paskudne zachowanie to przyćmiewało.
Jestem wojowniczką i damą… Jestem zdrową na umyśle osobą, która potrafi sobie poradzić z tym okropnym człowiekiem.
– Naprawdę lubię Angela Bandiniego – odezwałam się cicho, patrząc w jego oczy, a potem w stronę stołu, przy której siedziała rodzina Angela. Mój ojciec znajdował się parę miejsc dalej. Patrzył na nas chłodno, otoczony przez mafiosów, którzy gawędzili w tle. – I widzi pan, w mojej rodzinie mamy tradycję, która ciągnie się od pokoleń. Przed weselem panna młoda z rodziny Rossich musi otworzyć drewnianą szkatułkę, ręczne wyrzeźbioną przez wiedźmę zamieszkującą włoską wieś moich przodków, i przeczytać trzy liściki napisane przez dziewczynę z rodziny, która jako ostatnia wyszła za mąż przed nią. Ma to przynieść szczęście i powodzenie. To coś w rodzaju przepowiedni i talizmanu. Dzisiaj wykradłam tę skrzynię i otworzyłam jeden z liścików, żeby ubiec los. Na karteczce napisano, że dzisiaj pocałuję miłość swojego życia i… Cóż… – Przygryzłam dolną wargę, zerknąwszy spod rzęs na puste miejsce Angela. Mężczyzna patrzył na mnie spokojnie, jakbym była filmem w obcym języku, którego nie rozumiał. – Dzisiaj go pocałuję.
– I to pani zasady?
– Chcę przez to powiedzieć, że jestem ambitna. Gdy czegoś pragnę, dążę do tego.
Zauważyłam, że jego twarz pod maską ściągnęła się w drwiącym grymasie, jakby chciał powiedzieć, że jestem skończoną idiotką. Popatrzyłam mu prosto w oczy. Mój ojciec nauczył mnie, że z mężczyznami trzeba postępować stanowczo, a nie uciekać. Bo ten facet na pewno by mnie gonił.
Tak, wierzę w tradycję.
Nie, nie obchodzi mnie, co sobie pomyślisz.
Wtedy dotarło do mnie, że on usłyszał już całą historię mojego życia, a ja nawet nie zapytałam go o imię. Nie chciałam go poznać, ale etykieta wymagała, żebym choć udawała.
– Zapomniałam pana spytać o nazwisko.
– Pewnie dlatego, że to pani nie obchodzi – warknął. Przyglądał mi się w milczeniu, znudzony. Nic nie odpowiedziałam, bo była to prawda. – Senator Wolfe Keaton – odparł ostro.
– Nie jesteś za młody na senatora? – Postanowiłam przejść na ty i trochę się popodlizywać, żeby sprawdzić, czy jestem w stanie rozpuścić lodową powłokę, którą się otoczył. Niektórych ludzi po prostu trzeba mocno przytulić. Najlepiej za szyję.
Chwila, w tym momencie miałam ochotę go udusić. A to nie to samo.
– Mam trzydzieści lat. Skończyłem we wrześniu, zostałem wybrany w listopadzie.
– Gratulacje. – A co mnie to obchodzi? – Pewnie jesteś zachwycony.
– Skaczę z radości. – Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Docisnął moje ciało do swojego.
Odchrząknęłam.
– Czy mogę zadać ci osobiste pytanie?
– Jeśli ja też będę mógł – odparował.
Zastanowiłam się.
– Zgoda.
Udzielił mi pozwolenia skinieniem głowy.
– Dlaczego poprosiłeś o taniec ze mną, nie wspominając, że słono zapłaciłeś za tę wątpliwą przyjemność, skoro ewidentnie masz mnie za płytką i odpychającą?
Po raz pierwszy tego wieczoru na jego twarzy pojawił się grymas przypominający szczery uśmiech, u niego nienaturalny, zakrawający na iluzję. Stwierdziłam, że na pewno nie śmieje się często. Możliwe, że wcale.
– Chciałem sprawdzić osobiście, czy plotki o twojej urodzie są prawdziwe.
No i znowu się zaczyna!
Chciałam go kopnąć, ale się powstrzymałam. Mężczyźni to takie proste istoty! Chociaż Angelo uważał, że już wcześniej byłam ładna… Nawet gdy miałam aparat na zębach, piegi pokrywały mój nos i policzki, a niesfornych włosów w nijakim brązowym kolorze nie potrafiłam jeszcze układać.
– Teraz moja kolej – odpowiedział, nie komentując mojego wyglądu. – Czy już wybrałaś imiona dla swoich dzieci z Banginim?
Dziwne pytanie, które bez wątpienia miało mnie rozdrażnić. Ileż bym dała, żeby w tym momencie obrócić się na pięcie i zostawić go na środku sali. Ale muzyka już cichła i byłoby głupio przerwać taniec, który i tak się kończył. Poza tym najwyraźniej nie podobała mu się żadna moja odpowiedź. Dlaczego miałabym psuć świetną passę?
– On nazywa się Bandini. I tak, właściwie to już wybrałam. Christian, Joshua i Emmaline.
Zgoda, wybrałam również płeć dzieci. Tak to już bywa, kiedy ma się zbyt dużo wolnego czasu.
Senator w masce uśmiechał się teraz szeroko. Gdyby gniew nie sprawiał, że czułam się tak, jakby moimi żyłami płynął czysty jad, doceniłabym jego zęby jak z reklamy pasty. Zamiast jednak pochylić głowę i pocałować wierzch mojej dłoni, zgodnie z zasadami balu maskowego, zrobił krok w tył i zasalutował drwiąco.
– Dziękuję, Francesco Rossi.
– Za taniec?
– Za to, że otworzyłaś mi oczy.
Po przeklętym tańcu z Keatonem wieczór tylko się pogorszył. Angelo siedział przy stole z grupką mężczyzn, pogrążony w ożywionej rozmowie, a ja tańczyłam po kolei z każdym, rozmawiałam, uśmiechałam się, coraz bardziej tracąc nadzieję i odchodząc od zmysłów z każdą kolejną piosenką. Cóż za absurd: ukradłam szkatułkę matki, jedyną rzecz, jaką wzięłam bez pozwolenia w całym swoim życiu, i przeczytałam liścik, żeby zebrać się na odwagę i pokazać Angelowi, co do niego czuję. Czy jeśli on mnie nie pocałuje – albo w ogóle nikt tego nie zrobi – moje życie miłosne zostanie przekreślone na zawsze?
Trzy godziny później udało mi się wymknąć na zewnątrz. Stanęłam na betonowych schodach przy wejściu i wciągnęłam do płuc rześkie nocne powietrze. Mój ostatni partner w tańcu musiał natychmiast wyjść, bo jego żona zaczęła wcześniej rodzić. Całe szczęście.
Otoczyłam się ramionami, żeby ochronić się przed chicagowskim wiatrem. Roześmiałam się sama do siebie. Żółta taksówka minęła wysokie budynki, jakaś tuląca się do siebie para przeszła zygzakiem po chodniku.
Klik.
Czułam się tak, jakby ktoś wyłączył świat – lampy przy ulicy nagle zgasły i nic już nie widziałam.
Zrobiło się upiornie i klimatycznie; tylko księżyc nad moją głową rzucał jakieś światło. Poczułam, że ktoś za moimi plecami otacza mnie ramieniem w talii. Dotyk był stanowczy, jakby mężczyzna, do którego należał, chciał poznać moje ciało.
Odwróciłam się. Gdy zobaczyłam czarno-złotą maskę Angela, powietrze uszło z moich płuc, a ciało zmieniło się w galaretę.
– Jednak przyszedłeś. – Odetchnęłam z ulgą.
Musnął kciukami moje policzki i delikatnie skinął głową, nic nie mówiąc.
Tak.
Nachylił się i przycisnął swoje usta do moich.
Serce biło mi jak szalone.
O ja pierniczę! To się dzieje naprawdę.
Złapałam go za poły marynarki i przyciągnęłam. Wcześniej wielokrotnie wyobrażam sobie nasz pocałunek, ale nie sądziłam, że będzie smakować aż tak – jak dom, tlen, wieczność. Jego pełne usta przesunęły się po moich, gorący oddech owiał mój język. Odkrywał, skubał i droczył się ze mną. Przygryzłam jego dolną wargę i przekrzywiłam głowę, ochoczo pogłębiając pocałunek. Rozwarł usta i wysunął język, który owinął się wokół mojego. Odwdzięczyłam się. Przycisnął mnie do swojego ciała; pieścił mnie powoli, namiętnie, jęcząc w moje usta, jakby spijał wodę cudem znalezioną na pustyni. Ja lizałam każdy zakątek jego ust, chociaż nie miałam żadnego doświadczenia. Czułam się zawstydzona, podniecona, ale co najważniejsze – wolna.
Wolna. W jego ramionach. Czy istnieje uczucie bardziej wyzwalające od miłości?
Kołysałam się w jego bezpiecznych objęciach, całując go jeszcze przez dobre trzy minuty, aż w końcu zaczęłam odzyskiwać zdrowy rozsądek.
Smakował whiskey, a nie winem, które Angelo pił całą noc. I wydawał się znacznie wyższy ode mnie – wyższy od Angela. Następnie wyczułam zapach jego wody po goleniu i przypomniałam sobie szare lodowate oczy, dzikość i mroczną zmysłowość, która rozpalała we mnie ogień.
Zaczerpnęłam powietrza. I się wściekłam.
Nie.
Odsunęłam się od niego tak gwałtownie, że straciłam równowagę. Próbowałam przytrzymać się barierki, ale on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, żebym nie upadła. Nie próbował powrócić do naszego pocałunku.
– To ty! – krzyknęłam roztrzęsiona. Światło na ulicy rozbłysło – cóż za wspaniałe wyczucie czasu! – więc mogłam zobaczyć ostre rysy twarzy.
Twarz Angela była łagodna, choć z mocno zarysowaną szczęką. Natomiast ten mężczyzna wydawał się jak wykuty z kamienia. I nie patrzył na mnie tak, jak mój ukochany.
Jak on to zrobił? Dlaczego to zrobił? Oczy zaszły mi łzami, ale nie chciałam się rozpłakać. Nie zamierzałam rozkleić się na oczach tego człowieka i dać mu satysfakcji.
Zrobił krok do tyłu i zdjął maskę Angela – Bóg jeden wie, jak wszedł w jej posiadanie – a potem rzucił ją na schody, jak skażoną. Teraz jego twarz wyglądała jak najlepsze dzieło sztuki. Była brutalna, zawstydzająca, ale nie mogłam oderwać od niej wzroku. Odsunęłam się, żeby zwiększyć dystans między nami.
– Jak? To było banalne. – Do wszystkiego miał lekceważące podejście; nawet flirtował z nieskrywaną niechęcią. – Bystra dziewczyna zapytałaby dlaczego.
– W takim razie dlaczego? – prychnęłam, nie chcąc przyznać się do tego, co działo się przez ostatnie pięć minut. Pocałował mnie jakiś obcy. Angelo, zgodnie z moją rodzinną tradycją, nie zostanie miłością mojego życia. Ale ten dupek…
Tym razem to on się odsunął. Do tej pory jego szerokie barki blokowały mi widok na wejście do muzeum, więc nie widziałam, kto tam stał. Ze skulonymi ramionami, otwartymi ustami, bez maski.
Angelo zerknął na moje opuchnięte usta, a potem obrócił się i zniknął w budynku. Emily pobiegła za nim.
Wolfe, już nie w przebraniu owcy, odwrócił się do mnie plecami i ruszył po schodach na górę. Kiedy dotarł do drzwi, dołączyła do niego jego partnerka. Otoczył ją ramieniem, a potem oddalili się razem. Mnie nawet nie zaszczycił spojrzeniem.
Stałam, przytrzymując się barierki. Słyszałam, że jego partnerka coś mamrotała, a on odpowiadał jej oschle. Jej śmiech rozbrzmiewał w powietrzu jak dzwonki.
Kiedy drzwi ich limuzyny się zamknęły, usta zapiekły mnie tak bardzo, że musiałam ich dotknąć, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie płoną. Pokaz siły nie był przypadkowy. On zrobił to specjalnie.
Odebrał mi władzę.
Wyszarpnęłam karteczkę z gorsetu i rzuciłam ją na stopnie schodów, a potem zdeptałam jak rozwścieczony dzieciak.
Wolfe Keaton to złodziej pocałunków!