Złodziejka matek - ebook
Powieść o kobiecie, która została matką, ale nie rozprawiła się z demonami własnego dzieciństwa. Czy skoro według staropolskich wierzeń poród miał łączyć z zaświatami, to możliwe jest, że Emma urodziła nie tylko dziecko? Bohaterka eksperymentuje, a czasem bezmyślnie naśladuje, by zrozumieć siebie i poczuć się autentyczną. Jednak czy reszta świata jest autentyczna? „Złodziejka matek” to sensualna i przejmująca opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, dorastaniu w latach 90., a także o samotności w czasach dobrostanu i kryzysu klimatycznego. Książka dla wszystkich, którzy mimo lęku próbują przezwyciężać fatum „braku przynależności” oraz zakotwiczać się w rolach społecznych na własnych warunkach i zasadach.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368310948 |
| Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kobieta, którą nazywam matką, szkicuje zwój nawinięty na drążki. Na zrolowanym płótnie widać dom z niskim płotem, sarnę i krasnala.
Wpisuje do pamiętnika dedykację:
Kochanej Emmicze,
Życie to nie bajka ani baśń tęczowa, ale jedna wielka walka, bądź do niej gotowa.
Mama
„Emmicze” to forma pisana, wymyślona długopisem, niewymawialna. Nie wspominając o tym brokatowym przymiotniku na literę „K” i jego formie czasownikowej, która przynależy do innego gatunku ludzi.
Kiedyś i ja próbowałam narysować dom na zwoju, ale nie wyszło. Wpisywałam się do „złotych myśli” koleżanki. Mama ratowała obraz, jakby to był jej podpis. Z czasem nauczyłam się rysować. Szybko uwierzyłam, że prawdziwe jest tylko to, co namalowane.BLIŹNIAKI SYJAMSKIE
Wyłączam światło, kiedy słyszę chrobot żwirku na drodze dojazdowej. Wiem, że to on. W tej wiosce każdy ma przypisaną godzinę powrotu. Spoglądam w niebo, ale nie widać gwiazd. To dobrze – styczniowa ciemność jest moją sojuszniczką. Lubię wpatrywać się w nią tak długo, aż zaczyna się otwierać. Pod bukiem miga, jakby świetlik wabił samiczkę. To nie ich pora. Gardłowe chrumkanie. Nocą oczy dzika mogą być wszystkim. Zwierzęta czekają na zmrok jak ludzie na wschód słońca.
Nasza wioska, Rakownia, jest szyją, którą opatula szal lasu. Wieczorami na drogi wychodzą sarny, które odkąd do puszczy Zielonki powróciły wilki, ciągną po zmierzchu w stronę domów. Karol w zeszłym miesiącu potrącił jedną z nich. Wcześniej zająca i jaskółkę. Czy kogoś jeszcze? Nie wiem, bo już mi nie mówi. Ma za złe, że bardziej niż jego zdrowie interesuje mnie zwierzyna.
Czerń nocy rozmywają światła srebrnego SUV-a volvo. Wiem, że nie tylko ja obserwuję Karola. Jest jeszcze ona. Mieszka w bliźniaku syjamskim zszytym z naszym przejściem w piwnicy. Nigdy nie chowa się za firankami jak ja. Przeciwnie, otwiera okno i ostentacyjnie zagaduje, a zimą przykleja swoją twarz tak blisko szyby, że nie ma możliwości udawania, że się jej nie widzi.
Karol po zaparkowaniu nie wysiada z samochodu. Chwilę jeszcze siedzi za kierownicą, nie wyłączając silnika. Mrok kruszy się na karoserii, a wilgoć zamienia się w rdzę. Kabinę oświetla ledowa listwa, która dodaje jej futurystycznego vibe’u. Karol zainstalował ambientowy światłowód, podłączając go do gniazda zapalniczki samochodowej. Steruje nim za pomocą aplikacji w telefonie, wybierając z tysiąca kolorów palety RGB. Dziś tapicerkę ożywia elektryczny fiolet. Ma w sobie coś ze świetlika.
Widzę kontury jego twarzy, kiedy wpatruje się w choinkę zapachową. Nie znam tego spojrzenia, nie jest przeznaczone dla mnie. Może zaciąga się aromatem Wunder-Baum? Fascynuje mnie ten jego rytuał, ale jednocześnie przeraża – czy mój mąż nie potrafi normalnie wejść do domu?
A może właśnie rozmyśla, na czym mógłby jeszcze uruchomić Dooma, swoją ulubioną grę? Grał już na aparacie fotograficznym, kalkulatorze, oscyloskopie, czytniku e-booków czy na bankomacie, nie przejmując się kolejką chętnych do wypłacenia pieniędzy. To dzięki Doomowi poszedł na informatykę. Jako nastolatek tworzył w oparciu o silnik gry własne mody. Wydaje mi się, że wyeksportował fragment własnego mózgu do komputera. Albo odwrotnie – kod Dooma naniósł na swoją genetyczną drabinkę, tworząc trzecią nić DNA. Lubi opowiadać, że w DNA ludzkiej komórki jest tyle danych, ile można zapisać na czterech płytach CD.
Mnie też kiedyś zaimponował grą. Odpalił ją na teście ciążowym. Kupiliśmy cyfrowy. To był trzeci test ciążowy w tamtym miesiącu. Poprzednie dwa wyszły negatywnie, a jednak czułam się tak śpiąca i otępiała, że jeżeli nie byłaby to ciąża, to podejrzewałabym nowotwór mózgu. Karol do testu podłączył mikrokomputer.
– I jak, kochanie? – zapytałam, bo zabrał test i gdzieś z nim poszedł.
– Trafiony, zatopiony!
Na wyświetlaczu zobaczyłam poruszające się ikonki. Przez kilka sekund wierzyłam, że w jakiś sposób nawiązał łączność z brzuchem i że test działa jak USG. Ciążowy lag umysłu. Karol oczywiście zawiadywał ikonkami z poziomu klawiatury.
Wyglądam zza firanki. Pada śnieg, ale topi się jeszcze w powietrzu. Ciekawe, czy kiedyś pójdę z moją córką na sanki? Nie podejmuję takich tematów z mężem. Karol nazywa globalne ocieplenie jedną z najbardziej nachalnych ideologii po upadku faszyzmu.
Metaliczny dźwięk zamykania auta. W końcu się wylogował. Idzie właśnie przez ogród, a wilgoć kładzie się przed nim jak wycieraczka. Koty trącają pyszczkami drzwi. Chcą wyjść na dwór, ale nie pozwalam im na to, żeby nie zjadły zimującego w drewutni rudzika.
Kiedy Karol wchodzi do domu, ja krzątam się po kuchni. Zawsze jest coś do roboty: wyciągam naczynia ze zmywarki, spryskuję płynem do mycia szyb drzwiczki piekarnika, przejeżdżam szmatą po blacie. Zdążyłam wyłączyć Netflixa, choć byłam w połowie odcinka Lostów. Zgasiłam telewizor, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, że mój mąż wchodzi do domu, a ja leżę na kanapie z pilotem w ręku.
– Jak tam? Co tam? – pyta, ściągając kurtkę. Podchodzę i całuję go w czoło. – Mam dla ciebie prezent. Rosły przy sklepie. – Wyjmuje z siatki trzy browary i trzy dorodne kanie. – Nie będzie nic na ciepło?
Karol unosi nos i pociąga nim jak chomik. Potem przelatuje wzrokiem po blacie i pustej, ale za to czystej płycie indukcyjnej. Podążam za jego spojrzeniem, próbując rozczytać wynik audytu. Nie komentuje, zwraca się do telefonu:
– Okej, Google, włącz Gaming Hub.
– Zrobię ci sowy.
– Dzięki. Ledwo żyję. Mój zegarek pokazuje, że mam tylko dziesięć procent energii.
Sięgam po nóż nieco przesadnym gestem, jakbym robiła w powietrzu kółko. To chyba efekt oglądania tych wszystkich vlogerek, które machają rękoma, opowiadając o tuszach do rzęs, szamponach, ulubieńcach listopada, okładkach książek, albo przeciwnie – mówią, jak mieć w domu tylko trzydzieści ubrań, sprzątać po japońsku czy prowadzić dom zero waste.
Przejeżdżam kciukiem pod kapeluszem grzyba. Tryskają białe opiłki. Kiedyś po kilku dniach suszenia ze środka kani wylazły białe robaki. Od tego czasu dokładniej sprawdzam wnętrze.
Kroję klawiszowe blaszki. Są jak fiszbiny wieloryba.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Debiuty prozą
w Biurze Literackim
Julia Fiedorczuk Poranek Marii i inne opowiadania (2010)
Filip Zawada Psy pociągowe (2011)
Katarzyna Jakubiak Nieostre widzenia (2012)
Bronka Nowicka Nakarmić kamień (2015)
Tadeusz Dąbrowski Bezbronna kreska (2016)
Elżbieta Łapczyńska Bestiariusz nowohucki (2020)
Marta Sokołowska Imperium Dzieci (2021)
Krzysztof Chronowski Nieobecność (2021)
Jakub Wiśniewski Myja (2022)
Maria Krzywda Wszystko dobrze (2022)
Iwona Bassa Głodni (2023)
Aleksandra Kasprzak Wydrąż mi rodzinę w serze (2024)
Krzysztof Siwczyk Na przecięciu arterii (2024)
Maciej Wnuk Miejsca odległe (2025)
Magdalena Genow Złodziejka matek (2025)