Złote czasy - ebook
Złote czasy - ebook
Tom Złote czasy składa się z trzech nowel: Złote czasy; Trzydzieści lat, Wiek dojrzałości oraz Lata płyną jak woda. Opisują one bohatera w kolejnych dekadach życia – jako nastolatka zesłanego na wieś w okresie rewolucji kulturalnej, jako trzydziestolatka pracującego na uczelni i jako dojrzałego czterdziestoletniego mężczyznę, który wraca myślami do czasów niespokojnej młodości. Choć wszystkie dotykają okresu obłędnej przemocy, Wang Xiaobo obiera bardzo szczególną perspektywę ‒ okrucieństwo wielkiej chińskiej utopii zostaje u niego podważone przez nieokiełznaną naturę ludzką, która szuka sposobu na wyrażenie siebie, a groza zyskuje absurdalny wymiar.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8196-381-7 |
Rozmiar pliku: | 7,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dwie dekady minęły jak jedna chwila. Xiaobo odszedł już dwadzieścia lat temu. Wspólnie spędzone trudne czasy w moich snach widzę tak wyraźnie jak wczoraj.
Przypominam sobie wiersz poety Su Shi o jego śnie: Dziesięć lat rozłąki, ja żywy, ty martwa,/ nie staram się pamiętać,/ lecz zapomnieć nie sposób./ Twój samotny grób tysiące mil oddalony, gdzież mój żal wypowiem?/ Poznać mnie nie zdołasz, nawet przy spotkaniu/ twarz kurzem pokryta, skronie oszronione./ Wyśniłem, żem w domu i w oknie cię widzę,/ stoisz, czesząc sobie włosy./ W milczeniu patrzymy na siebie, a strugi łez płyną./ Ile lat cierpienia mnie czeka? Wyniosłe sosny, pagórek w blasku księżyca. Ten wiersz wprawia w podniosły nastrój i pogrąża w rozpaczy. Gdybym znów zobaczyła Xiaobo, również płakałabym w milczeniu.
Xiaobo naprawdę był szczęściarzem, jego już nie ma, ale zostały po nim słowa, przy których ludzie płaczą, śmieją się, rozmyślają, popadają w zadumę. Ocenę jego dorobku zostawiam krytykom literackim, dla mnie ważna jest radość, jaką mi przynosi. Niedawno tak mocno się śmiałam, czytając nowelę 2015, że omal nie dostałam ataku astmy. W chińskiej literaturze istnieje wiele słów, które usypiają, które wprawiają w zażenowanie, które są wulgarne i obsceniczne, a słowa Xiaobo przypominają lekki wietrzyk przynoszący ludziom radość, czystość i mądrość. Xiaobo zbudował dla nas duchowe domostwo, niezwykłej urody i wyrafinowania, po którego ścieżkach przechadzają się filozofowie antycznej Grecji, a osobistości dawnych Chin unoszą się jak ptaki nad ulicami starożytnego Chang’anu, nasi rówieśnicy zaś pękają ze śmiechu przy dźwiękach arii śpiewanej przez starego majstra z warsztatu w sąsiedztwie, a przyszłe pokolenia przeżywają horror w srebrnych czasach¹. Xiaobo stworzył dla nas groteskowy i różnobarwny świat, tak odległy od rzeczywistości, a równocześnie tak mocno związany ze światem, w którym żyjemy. Podobny nie formą, a duchem.
Minęło już dwadzieścia lat od chwili pierwszego wydania Złotych czasów w wydawnictwie Xuaxia w 1995 roku, książki Xiaobo wyszły w niezliczonych nakładach, pojawiło się także mnóstwo pirackich wydań. Aby uporządkować kwestię praw do publikowania Xiaobo, począwszy od 2016 roku w Chinach wydaje go wyłącznie oficyna Xinjingdian, która skrupulatnie przygotowała tę przekazaną w ręce czytelników najnowszą edycję dzieł Xiaobo upamiętniającą dwudziestą rocznicę jego śmierci. Mam nadzieję, że pozwoli to młodym czytelnikom na doświadczenie piękna słów Wang Xiaobo i podążanie za jego piórem prosto do tego oślepiającego kolorami i nieziemsko pięknego duchowego świata, który stworzył swoim pisarskim geniuszem.
Li Yinhe
marzec 2017 rokuZŁOTE CZASY
1.
Gdy miałem dwadzieścia jeden lat, wysłano mnie na reedukację do Junnanu. Chen Qingyang miała wtedy dwadzieścia sześć lat i pracowała jako lekarz w mojej komunie. Należałem do Brygady nr 14 ulokowanej u stóp wzgórza, ona zaś do Brygady nr 15 znajdującej się na szczycie. Pewnego dnia zeszła na dół, żeby przedyskutować ze mną pewną kwestię – zapytać, czy nie jest przechodzonym towarem. Nie znałem jej za dobrze, właściwie to prawie wcale. Chciała porozmawiać o tym, że chociaż niektórzy nazywali ją przechodzonym towarem, ona sama wcale tak nie uważała. Przechodzony towar to złodziejka facetów, a ona nigdy tego nie zrobiła. Chociaż jej mąż już od roku siedział w więzieniu, nigdy nie spała z nikim innym. Wcześniej też tego nie robiła. Dlatego po prostu nie mogła pojąć, z jakiego powodu niektórzy nazywają ją przechodzonym towarem. Pocieszenie jej nie byłoby trudne. Wystarczyłoby użyć logiki i udowodnić, że wcale nie jest przechodzonym towarem. Gdyby nim była, to musiałaby z kimś sypiać, co najmniej z jednym mężczyzną. Nikt nie potrafił takiego wskazać, więc zarzut był nie do utrzymania. Mimo to powiedziałem, tak, Chen Qingyang, jesteś przechodzonym towarem, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Chen Qingyang zjawiła się, abym potwierdził, że nie jest przechodzonym towarem, ponieważ wcześniej poszedłem do niej na zastrzyk. Było to tak: w okresie intensywnych prac polowych naczelnik brygady nie wysłał mnie do orki, ale do sadzenia ryżu, przez co większość czasu spędzałem pochylony. Wszyscy znajomi wiedzieli o mojej starej ranie na plecach, co więcej, byłem wysoki, miałem ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Po miesiącu schylania się plecy bolały mnie tak bardzo, że nie mogłem zasnąć bez zastrzyku kortyzonu. Igły w naszym punkcie medycznym się łuszczyły, a zadziory na czubkach często wyszarpywały ze mnie kawałki ciała. Po jakimś czasie moje plecy wyglądały jak strzelnica, a rany długo się nie goiły. Przypomniałem sobie, że lekarka Chen Qingyang z Brygady nr 15 skończyła Pekiński Uniwersytet Medyczny, zatem powinna odróżniać igłę strzykawki od szydełka, stąd moja wizyta. Niecałe pół godziny później przyszła do mnie i zażądała dowodu, że nie jest przechodzonym towarem.