Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Złote kwiaty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 listopada 2023
Ebook
45,00 zł
Audiobook
49,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Złote kwiaty - ebook

Kiedy tajemnica oplata jak nieustępliwy bluszcz

Hermina Wasylik dochodzi do siebie po dramatycznych przejściach w pracy. Nie jest już policjantką, a żeby wyzdrowieć, musi przyjmować silne leki psychotropowe. Bardzo chce jednak znów czymś się zajmować, dlatego godzi się na przeprowadzenie śledztwa dla twórców popularnego podcastu „Zbrodnik”. To, do czego ją ono doprowadzi, okaże się wyjątkowo przerażające i zmieni jej życie na zawsze.

„Złote kwiaty” to drugi tom kryminalnej serii Śledztwa Herminy Wasylik.

Magdalena Sobota – jest autorką cyklu powieści kryminalnych z serii Śledztwa Herminy Wasylik, podcastu Paliptacje oraz współautorką serii True Monsters. Interesuje się kryminalistyką, literaturą i teatrem, nieustannie starając się pogodzić swoją największą pasję – pracę – z pisaniem opowieści.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67875-50-9
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Adwokat przed rozpoczęciem czynności zawodowych składa wobec dziekana ślubowanie następującej treści: „Ślubuję uroczyście w swej pracy adwokata przyczyniać się ze wszystkich sił do ochrony praw i wolności obywatelskich oraz umacniania porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej, obowiązki swe wypełniać gorliwie, sumiennie i zgodnie z przepisami prawa, zachować tajemnicę zawodową, a w postępowaniu swoim kierować się zasadami godności, uczciwości, słuszności i sprawiedliwości społecznej”.

Artykuł 5 Ustawy Prawo o adwokaturzeProlog

Kamila weszła do pokoju, w którym gęsto było od dymu papierosowego, i zatrzasnęła za sobą drzwi. Oparła się o nie i przez chwilę walczyła o zachowanie równowagi. Była mocno pijana, balansowała na granicy świadomości i dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Jeszcze jeden drink i odpłynęłaby gdzieś na ulicy, jak już jej się kilka razy zdarzało. Nie znała gorszego uczucia, niż to, które towarzyszyło obudzeniu się z kacem na wilgotnym, lśniącym od porannej mgły chodniku, w zupełnie pustej, cichej, sennej alei, z bałaganem w głowie i nagłym przerażeniem rosnącym w gardle. Co ja zrobiłam? Czego nie pamiętam? Co mi się stało?

Odetchnęła głęboko, ale od zatęchłego zapachu unoszącego się w sypialni zakręciło jej się w głowie jeszcze mocniej.

W końcu stanęła prosto, zdjęła przemoczony trencz i rzuciła go na stos albumów z reprodukcjami obrazów, niebezpiecznie chwiejący się na krześle. Krzesło miało antyczny wygląd, było stylizowane na stare, ale tak naprawdę kupiła je w jakimś nowoczesnym sklepie, gdzie wszystko było identyczne, sterylne i starannie postarzone.

Kamila upadła bez choćby odrobiny gracji na łóżko. Było w tym pomieszczeniu tylko jednym z czterech mebli, więcej bowiem nie zmieściłoby się w ciasnej przestrzeni, dodatkowo pomniejszonej przez butelkowozielony kolor ścian i liczne rośliny, które tylko jakimś cudem jeszcze nie uschły. Nie podlewała ich właściwie wcale, nie dbała o nie tak samo, jak o siebie ani o nic innego.

Miała tym razem pójść na to cholerne wieczorne seminarium z rzeźby średniowiecznej. Zaczynało się za chwilę… Nie, to zegarek na jej nadgarstku się zatrzymał. Przyjrzała mu się uważnie i odkryła, że szybka na tarczy jest stłuczona i złote wskazówki się nie poruszają. Dostała ten zegarek od matki.

Szlag by to trafił, pomyślała Kamila, zerkając na telefon. Seminarium skończyło się dwie godziny temu. Za kilka kolejnych zaczynały się za to wtorkowe zajęcia, na które pewnie zaśpi, a nawet jeśli uda jej się ogarnąć, i tak nie przyswoi ani słowa z wykładów.

Znowu była na siebie wściekła, ale ta wściekłość powoli znikała pod zmęczeniem. Kamila oparła głowę o poduszkę, pachnącą olejkiem migdałowym i czymś o wiele mniej przyjemnym, wspomnieniem nocnych eskapad, z których niewiele pamiętała, i usnęła, z trudem pokonując zawroty głowy, ale głęboko, tak jak tylko po whisky jej się zdarzało.Rozdział I

Hermina półleżała na niskiej ławeczce i wpatrywała się w swoją obleczoną w czarne legginsy nogę, która rytmicznie poruszała się w górę i w dół, a czasem też powoli, ostrożnie zginała w kolanie. Był to dziwny, nienaturalny widok, do którego jednak zaczynała się powoli przyzwyczajać.

Na udzie i kostce kobiety zaciskał palce postawny, dość przystojny rehabilitant. Pożałowała przelotnie, że niemal w ogóle nie czuje dotyku jego palców, i prawie roześmiała się na tę niechcianą myśl.

Miała się skupić, do cholery. Powiedzieli jej w klinice, którą opłaciła Amelia, że jeżeli będzie wystarczająco długo i intensywnie wysyłać sygnały do bezwładnej, kalekiej nogi, jest jakaś szansa, że kiedyś sprawność powróci, chociażby w minimalnym stopniu.

– Szansa? – zapytała wtedy Amelia, bo Hermina nie była w stanie się odezwać. – Jak duża?

Lekarz wbił w obie kobiety przygaszony wzrok, pokiwał głową, jakby namyślając się, czy dawać im nadzieję, czy mówić prawdę.

– Mała – oznajmił w końcu, wybierając drugą opcję. – Ale zawsze jakaś jest.

Herminę w tamtym momencie zupełnie opuściło pozytywne nastawienie. Straciła wiarę, że odzyska władzę w nodze, tak samo, jak nie było żadnych perspektyw na to, że wszystkie palce w lewej dłoni ponownie zaczną się zginać i wróci w nich czucie. To było zupełnie nieprawdopodobne – jak coś, co obecnie stanowiło tylko obcy, ciężki kawał mięsa, miało zmienić się na powrót w funkcjonującą kończynę? Z jednej strony już prawie zapomniała, jak to jest normalnie chodzić, a z drugiej czasami nadal bezwiednie, odruchowo opierała ciężar ciała nie na tej stopie, na której powinna, i traciła równowagę. Trudno było z tym żyć.

– Halo, słyszysz mnie? – dotarł do niej głos rehabilitanta. Jego imię po raz kolejny wyleciało jej z głowy. Chociaż widywali się regularnie od trzech miesięcy dwa razy w tygodniu, we wtorki i niedziele, nie potrafiła zapamiętać, jak się nazywa. Wiedziała, że to przez leki, które wmusił w nią psychiatra. Nie tylko w zakresie imion miewała problemy z pamięcią, ale to był najmniejszy z jej obecnych problemów.

– Tak – odparła. – Prawie.

– Prawie? – zaśmiał się. Miał miły, uprzejmy śmiech. – Prosiłem, żebyś sama spróbowała zrobić to samo ćwiczenie, które przed chwilą zademonstrowałem. Pięć razy.

– No tak.

Wykonała polecenie, ścisnęła kolano i przyciągnęła w stronę mostka. Powtórzyła sześciokrotnie i zamarła. Kiedyś tego typu aktywność byłaby dla niej bułką z masłem, dzisiaj poczuła napięcie i musiała natrudzić się, by nie rozluźnić uchwytu. Jęknęła, kiedy skurcz przebiegł przez zdrową dłoń. Mimo wszystko jednak dokończyła ostatnie powtórzenia, choć ból w stawach się nasilił.

– Na dzisiaj dość – zdecydował rehabilitant. – Pamiętaj, że musisz ćwiczyć też w domu, codziennie rano i wieczorem. Plan masz rozpisany w dzienniczku, który ci dałem. – Powtarzał to za każdym razem, zresztą słusznie, zważywszy na stan jej pamięci. A Hermina naprawdę starała się samodzielnie wracać do sprawności.

– Wiem, wiem. Dziękuję.

Usiadła z jego pomocą, odetchnęła z ulgą. Nie była nawet szczególnie zmęczona, ale bolało ją całe ciało. Kiedyś, aby doprowadzić się do takiego stanu, musiałaby przebiec kilka kilometrów, teraz męczyło ją półtorej godziny czegoś, co nie było nawet pełnoprawnym sportem.

A może po prostu była zmęczona życiem.

Rehabilitant ścisnął jej rękę, by mogła się podeprzeć przy wstawaniu. Hermina złapała opartą o ścianę kulę, bez której nigdzie się nie ruszała, i postąpiła parę kroków w stronę drzwi niedużej, kameralnej salki. Zawahała się.

– Mam pytanie… – urwała, zaciskając usta.

– Mam jednak nosić plakietkę z imieniem?

Zapomniała, że kiedykolwiek wspominał o plakietce. Zakłopotana potrząsnęła głową.

– Nie trzeba – wymamrotała. – Przepraszam.

– Bazyli. – Mrugnął do niej. Jak mogła zapomnieć tak nietypowe imię? – Słucham cię.

– Chcę spytać, czy widzisz w ogóle sens tych ćwiczeń – mruknęła. – Bo ja nie czuję poprawy.

– Widzę – odrzekł, zakładając ręce na piersi, jakby strofował nieposłusznego ucznia. – Zawsze należy dawać z siebie wszystko i starać się, jak najbardziej się potrafi. Gdyby nie to, nikt by niczego nie osiągał.

Hermina miała ochotę powiedzieć mu, że marzy jednak o innych osiągnięciach niż samodzielne poruszanie nogą, ale powstrzymała się i westchnęła tylko przeciągle.

– Pytam cię jako profesjonalistę – podkreśliła. – Chcę wiedzieć, czy jestem beznadziejnym przypadkiem.

– Nie jesteś – odpowiedział, wbijając w nią błękitne, uśmiechnięte oczy. – Nie beznadziejnym, chociaż…

– Chociaż nigdy nie będę już biegać – dodała gorzko, widząc, że Bazyli nie dokończył. – No cóż, dziękuję.

– Chciałbym móc zrobić coś więcej – rozłożył umięśnione ręce. – Zobaczymy, jakie będą efekty, przecież i tak mamy już duży postęp. Nie poddawaj się, proszę.

Skinęła głową i wyszła z pomieszczenia.

Amelia już na nią czekała. Siedziała na plastikowym krzesełku w poczekalni pomalowanej na jaskrawą żółć i przeglądała coś w telefonie. Kiedy Hermina wyłoniła się z sali numer sześć, Amelia wstała i uśmiechnęła się promiennie. To nie mógł być szczery uśmiech.

– Cześć – powiedziała swobodnym tonem, chwytając Herminę pod rękę niby to z nonszalancją, ale tak naprawdę po to, by ją podtrzymać i nie pozwolić na utratę pionu. Nigdy nie dała po sobie poznać, że to właśnie w tym celu nawiązuje kontakt fizyczny, ale Hermina i tak czuła się głupio, ilekroć Amelia podpierała ją, wyciągała do niej dłoń albo chwytała za ramiona.

– Hej – odrzekła Hermina.

– Jak dzisiaj było?

– Właściwie jak zwykle, bez zmian.

– Żadnej poprawy?

– Nie bardzo.

Poszły razem korytarzem w kierunku wyjścia. Amelia odebrała płaszcz Herminy z recepcji, pomogła jej narzucić go na ramiona i wyszły obie na pachnący czystym powietrzem, wyludniony parking tonący w półmroku. Dochodziła dopiero szósta, ale zapadł już zmrok, zresztą na niebie kłębiły się śnieżne chmury, a latarnie ledwo rozświetlały ciemność.

– Wszystko w porządku? – zapytała Amelia, gdy wsiadły już do jej białego SUV-a. – Jak się czujesz?

– Normalnie, dziękuję.

– No, to dobrze. Ważne, że nic cię nie boli.

Serce Herminy przeszyło ukłucie, nawet nie tyle wspomnienie, co jego marna pozostałość. Kiedyś, przed wieloma laty, tak właśnie wyglądały ich rozmowy – tylko tak. Bez prawdziwego zainteresowania, bez dobrych intencji, były pobieżne i sprawiały, że Hermina przez długi czas czuła się w stosunku do matki obco.

– A jak w pracy? – zapytała.

– Prawie wszystkie koleżanki z wydziału są na L4. Jak zwykle w lutym, to sezon chorobowy – mruknęła Amelia, wyjeżdżając z parkingu na śliską drogę, która wydawała się prowadzić donikąd w zapadającej ciemności. – Mam przez to sto razy więcej roboty. Zresztą w bagażniku są ze trzy torby akt, dzisiaj będę nad tym siedzieć chyba do północy.

Herminie zrobiło się nagle wstyd, że matka straciła przez nią czas, siedząc w poczekalni.

– Musiałaś na mnie czekać, wybacz – westchnęła.

– Daj spokój – ucięła Amelia. – Żaden problem.

Hermina wiedziała, że matka kłamie – klinika rehabilitacyjna wcale nie znajdowała się na trasie z pracy do domu Amelii. Ale skoro kobieta nie wydawała się rozdrażniona, Hermina wolała nie drążyć tematu.

– A co u Cezarego? Jak ta sprawa Wojkowskiego? – rzuciła, wbijając wzrok w szybę i przesuwające się za nią prędko drzewa. Jej matka jeździła jak wariatka, bardzo szybko, nie bacząc na przepisy i warunki pogodowe. Mimo to Hermina się nie bała.

– Nie powiem jak. – Amelia używała tego określenia w każdej sytuacji, w której Hermina bez wahania rzuciłaby „chujowo”. – Ale Cezary znowu będzie siedział w kancelarii do rana. Za niecałe dwa tygodnie początek rozprawy odwoławczej, a szanse są nikłe. Zresztą chyba nie ma w Gdańsku człowieka, który by wierzył w niewinność Wojkowskiego.

DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA W WERSJI PEŁNEJ
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: