- W empik go
Złoty Szlak - ebook
Złoty Szlak - ebook
Mimo trudów życia w dolinie, waszej uśpionej czujności i poległej nadziei znaleźliście się na tej wycieczce. Złoty Szlak zaczyna się właśnie tutaj. Wielu z was zrezygnuje, ale to nie szkodzi, bo równie wielu z was będzie walczyć oto, aby przejść do następnego etapu pokonując porywiste rzeki, wodospady, równiny, skały, przepaści i rozległe jeziora, ale przede wszystkim swoje własne słabości, przekonania, walcząc ze swoim wyobrażeniem o sobie.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-714-3 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W dolinie jest pięknie, jest zielono, nauczyliście się żyć w ciasnocie pomiędzy drzewami i zaroślami. Jest duszno, parno, a słońce uroczo, lecz niezdarnie przepycha się pomiędzy bujnymi koronami. Każdego ranka, kiedy się budzicie, wdychacie ochoczo powietrze, i mimo tego, że czujecie, że skądś zalatuje, to machacie na to ręką. Całe życie mi zalatuje, tak już jest, mówi wielu z was. W tej dolinie uczyliście się żyć od niemowlaka, trudno żebyście oczekiwali zapachu gwiazd wśród podniebnych szczytów. Żyliście w przekonaniu, że poza tą mało zrozumiałą i rozległą przestrzenią w ogóle coś istnieje. Mogliście chodzić wzdłuż i wrzesz, ale spotkaliście nie wiele więcej ponad bagna, drobne osady, niebezpiecznych rabusiów, groźne zwierzęta, a także masę przesądów, zabobonów i przypowieści ludowych, które zalęgły się głęboko w waszych głowach. Jest jeszcze Bóg. Tak, to do niego nauczyliście się kierować swoje zwątpienia, potrzeby i marzenia w bożych domach. Słuszny kierunek, jednak prawdziwego bóstwa najpewniej nigdy nie doświadczyliście. Wpojona wiara przepoczwarzyła się w obowiązek i tradycję. Tak wcale być nie musi. Mimo trudów życia w dolinie, waszej uśpionej czujności i poległej nadziei znaleźliście się na tej wycieczce. Złoty Szlak zaczyna się właśnie tutaj. Wielu z was zrezygnuje, ale to nie szkodzi, bo równie wielu z was będzie walczyć oto, aby przejść do następnego etapu pokonując porywiste rzeki, wodospady, równiny, skały, przepaści i rozległe jeziora, ale przede wszystkim swoje własne słabości, przekonania, walcząc ze swoim wyobrażeniem o sobie. Niebawem wiele z waszych wyobrażeń zacznie mienić się w zwierciadle waszej duszy, a o swoim ciele nieraz na chwile lub dłużej zapomnicie. Opuścicie je zupełnie tak, jak opuściliście swoje domy w dolinie.
Wszyscy mamy swoje plecaki już na plecach. Niektórzy się uginają w kolanach od tego dobytku, ale to nie szkodzi, przyzwyczaicie się. Łydki się wzmocnią, plecy też. Ból ramion i barków wszyscy będziecie czuli jeszcze długo po tym dzisiejszym, pierwszym spotkaniu w dolinie, choć w plecaku będzie coraz mniej do noszenia. Niebawem znajdziecie w nim artefakty wartości, na których widok będziecie się sami do siebie uśmiechać. Skupmy się jednak najpierw na waszych myślach, którymi wielu z was posługuje się chaotycznie. Skupmy się na tej nieprzebranej, smolistej masie, która zatyka wam wszystkie zmysły. Czym może być myśl? Jakim jest tworem? Jakie ma znaczenie? Jest energią czy antymaterią? Przemierzając Złoty Szlak, będziemy wspólnie odkrywać odpowiedzi na te pytania. Zostaliśmy wyposażeni w tę nadzwyczajną machinę produkcyjną, która nadaje nam przekonanie, że jesteśmy świadomi. Podczas snu, kiedy śnimy, także myślimy, bardzo intensywnie myślimy, myślimy obrazami, kolorami i zapachami. We śnie jesteśmy często w ruchu, pozostając w spoczynku — leżymy w łóżku. Nocne myślenie różni się tym od tego za dnia, że kontrolę przejmuje nasza podświadomość. Zatem myślenie na co dzień, a w szczególności myślenie w nadmienianej ilości, wpędza nas nie raz z stan marazmu, znużenia, zaćmienia, w skutek czego zaczynamy malować na wielkim płótnie wymyślne obrazy. Chaotyczne serpentyny, przeplatane dziwnymi girlandami, w których sami się gubimy, kiedy na nie patrzymy. Czy nie jest tak, że często ktoś do was podchodzi i domalowuje wam coś, a czasem w ogóle na jakiś czas przejmuje panowanie nad tym, co powstaje na obrazie. O co mi chodzi?! Chodzi oto, że dajecie wtedy sobą manipulować, a następuje to wtedy, kiedy inni ludzie: rodzice, przyjaciele oraz nieznajomi — wmawiają wam straszne bzdury, z którymi sie nie utożsamiacie. To mam na myśli przez utratę kontroli nad malowaniem obrazu. Ten obraz niby z wolna, a jednak w mgnieniu oka zamienia się w rzeczywistość, której potem doświadczacie. Niektórzy wtedy mówią, że życia jest dziwne i niezrozumiałe, fakty się nie łączą, a oni mają pecha. Na dobitkę nikt nie raczył im przekazać scenariusza ich losu. Dlatego właśnie myślenie wymaga naszej kontroli i wielkiej uwagi, abyśmy malowali rozważnie i mądrze. A każdemu kto chwyta się za nasz pędzel — wara! Wtedy okaże się, że zaczynamy ufać sobie, że powstaje bardziej zrozumiały obraz rzeczywistości, i że scenariusz ma sens.
Jest wiele przypowieści o tym, jak należy traktować myśli. Jedna z moich bardziej ulubionych poleca traktować myśli niczym pieski w parku. O tak: Idzie myśl, zobacz jaka fajna, taka rozbrykana, idzie sobie, i wącha korę drzewa, a teraz szczeka. Ależ piskliwie szczeka. O, znika za rogiem bloku, i po piesku. Czy ktoś z was śledzi pieski w parku, siedzi im na ogonie i maniakalnie obserwuje co robią, kiedy znikają za rogiem budynku, na kogo zaszczekają, kto do nich podejdzie, dokąd zmierzają i co je spotka jak dotrą do celu? Nie!? Naprawdę? Nie powinniśmy tego robić także ze swoimi myślami. Niech przechodzą jak pieski, niech płynął niczym statki na morzu, niech przemijają niczym chmury na niebie, niech przelatują niczym wiosenne ptaki, a my, obserwujmy je, nie oceniajmy ich. Powinniśmy się zastanowić skąd pochodzą i dokąd zmierzają. Tylko uważna obserwacja może nam to umożliwić. Nawet kiedy przychodzi myśl gorąca jak lawa, która z wolna zaczyna palić wasze zwoje mózgu, przetrwajcie to, a kiedy przeszywa wasze serca, prztrwajcie to również. Dowiedzcie się zagłębiając się w siebie, dlaczego napłynęła, jaką reakcję wyzwoliła i z jakiego powodu was coś tak gniewa, porusza, przejmuje? To nie wina pingwina. To nie wasza wina. To niczyja wina. Obserwujcie tę myśl. Dajcie jej przeminąć. To nie łatwe, wiem o tym doskonale. Jeśli jednak uda się komuś z was choć trochę, ten poczuje wielką ulgę. Gniew minie, a wy pozostaniecie nieporuszeni. Flauta. Na Złotym Szlaku czeka nas bardzo wiele takich małych zwycięstw, sukcesów, radości, a każda jedna z nich będzie nam wyjątkowo smakować. Będziemy się nimi cieszyli i dzielili entuzjazmem. Najlepsze jest to, że Złoty Szlak nigdy się nie kończy.
Moi drodzy, ruszamy. Już czas!Mitologiczne Bagno
Oto stoimy przed największym bagnem jakie istnieje. Jego historia sięga bardzo daleko, nikt dokładnie nie wie gdzie sięga, bowiem najprawdopodobniej nie jest to możliwe. Z tym trzeba nauczyć się żyć. Na ten czas nie jest nam dane poznać najczystszej prawdy naszego pochodzenia. Mówi się, że z tego bagna zrodził się pierwszy człowiek doliny: Hinazed. Wyrzeźbił on dla siebie kobietę z drzewa tkwiącego pośrodku bagna. Nazwał ją Jamesza, a następnie ją ożywił. To są nasze wierzenia. Czymże jest wiara? To przecież jedynie nasze dogłębne przekonanie o czymś, czego nie da się w żaden logiczny sposób wytłumaczyć, czego nie można dotknąć, czego nie udaje nam się wyrazić nawet tak skutecznym narzędziem jak słowa. Możecie odnieść takie wrażenie, że stoję w opozycji do wiary. To jedynie wrażenie. Wiara może być naprawdę potężna. Lecz wiara ta nie ma wiele wspólnego z opowieściami ludowych bajarzy. Biorąc pod uwagę, że ani Hinazed ani Jemesza nie potrafili pisać, nie mogli nam też niczego przekazać. Skąd zatem możemy wiedzieć kim byli, co robili i jak wyglądał świat za ich życia. Nie wiemy czy byli sami, czy z kimś się porozumiewali, czy mieli jakiś cel, który przed śmiercią mieli osiągnąć. A wszelkie przekazy ustne z pokolenia na pokolenie nabierają barw z każdym stuleciem, aby z ich zwyczajnej historii rodu stworzyć wielką legendą o bohaterstwie i przeznaczeniu. W końcu mówi się, że tych dwoje wraz z dziećmi, a następnie całym ludem dotarli na pobliską górę Semjase. Tam zaś mieli wybudować skalne miasto, będące stolicą kraju. Jest wiele przypowieści i mitów, dlaczego potomkowie Hinazed i Jemeszy zamieszkali znów w dolinie. Z każdej z nich wynika, że było to ważne, że był to historyczny wówczas powrót do korzeni.
Teraz mamy wielki zamek w ruinach na skale — pozostałości miasta warownego, najpotężniejszego narodu tamtej epoki. Dolina zaś stała się symbolem pokoju, ciszy i życia blisko natury. Przez tę ciasnotę wśród drzew i miliony cieni ich koron staliśmy się zamknięci na świat. Jesteśmy potomkami błotnych ludzi, i z tego powinniśmy być dumni, co do tego nie mam wątpliwości. Nie mam też wątpliwości co do tego, że powinniśmy na nowo odkryć ten zapomniany świat, otworzyć szeroko oczy, czyli uwolnić dusze, oraz oddać serca, czyli miłować bez wzajemności. Osiągnięcia, sukcesy, wzrastanie i rozwój są drogą do Boga, nie zaś karmą dla pychy. Na razie nie pytajcie kim jest Bóg! Jeśli w ogóle będzie dane nam go poznać, nie będzie na pewno tym, za kogo go mamy, ani tym, co wymyślamy w naszych pięknych głowach. I nie celem samym w sobie jest do tego dążyć, aby go wymyślić i poznać — co już samo w sobie brzmi groteskowo. Celem samym w sobie ma być proces dążenia do niego. Samo bowiem do niego dotarcie, o ile możliwe, nie będzie sukcesem, lecz faktem — skutkiem całego ciągu sukcesów, efektem naszej wewnętrznej siły, ciężkiej pracy, pokonanych wyzwań. I to tyczy się każdego, najmniejszego celu. Każdy krok się liczy. Jeden w przód, dwa w tyłu, trzy w przód — tak w przybliżeniu wygląda postęp. Z każdym krokiem nasze oczy i serca stają się szlachetniejsze, pokorniejsze i silniejsze. Czerpmy przyjemność z przekraczania swoich granic przemierzając Złoty Szlak. Te najpiękniejsze chwile przeżywamy wtedy, gdy wykazujemy się uznaniem dla samych siebie; wtedy, kiedy możemy obejrzeć się za siebie i zadumać nad bezmiarem przebytej drogi pełnej przeszkód. Obróćmy się, zobaczmy… Proszę bardzo… Przeszliśmy kilkanaście kilometrów brodząc w grząskim błocie, aby tu dotrzeć. Jesteśmy po kolana oblepieni śmierdzącym archaicznym błotem. Bijmy sobie brawo. Teraz, teraz, o tak, głośniej! Wszyscy, wszyscy! Bijemy brawo!
To na tej drodze musieliśmy się napocić, utrzymywać równowagę, stawiać rozważnie kroki, pomagać sobie nawzajem, główkować i znajdywać rozwiązania, aby pokonać przeszkody. I nie jest już dla nas takie dziwne, że tu dotarliśmy, prawda? W końcu wiemy, ile kosztowało nas to wysiłku. I oto właśnie w tym chodzi. Nie cel, lecz droga do celu nas kształtuje. Żeby utrwalić sobie ten fakt, rozbijemy tutaj obóz i zostaniemy kilka dni. Nauczymy się współpracować, nauczymy się wiele o sobie, o innych, i o tym co nas otacza.Ogień Wyobraźni
Jest już późno, wszyscy się napracowaliśmy, wreszcie możemy się ogrzać i zjeść posiłek. Mamy w sobie coś nadzwyczajnego, wiecie? Każdy to ma. Nie da się tego w żaden sposób dotknąć, ani zbadać. A jednak na co dzień tego używamy, niejedni są silnie z tym związani, wręcz zniewoleni. Nie, nie jest to dusza, jak niektórzy z was próbują zgadywać szeptem. Mówimy o czymś, nad czym rzadko kto potrafi zapanować. I nie są to myśli, które wszelako mogą być pochodną… no właśnie. Czego? Tym niesamowitym czymś, właściwie nieistniejącym z punktu widzenia przeciętnego człowieka, jest wyobraźnia. Nieistniejąca? Czy na pewno wyobraźnia nie jest swego rodzaju bytem? Czy na pewno jest tak odległa i nie przystająca do nas jak nam się wydaje? Kiedyś myślałem, że to ktoś obcy we mnie, kto ma mnie prowadzić przez życie. A prowadził mnie często ścieżkami przez piekła, topił w czarnym morzu, prowadząc ku mulistemu dnu. Nieświadomy tej drogi myślałem, że to szlachetna droga ku śmierci. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że ta niezmiernie trudna droga była, paradoksalnie, drogą do skarbu. Ta symboliczna stara skrzynia, którą znalazłem na dnie, była pusta. Długo się głowiłem zanim zrozumiałem, że muszę w niej coś zostawić, aby móc zacząć się wynurzać z tych zimnych, lodowatych morskich wód. Czy dobrze mnie rozumiecie? Skarbem miała być pusta skrzynia, potem myślałem, że to ja, pozostawiając w niej swój strach, lęk i złość na przestrogę, mam dopiero uczynić z niej skarb, by móc rozpocząć podróż w kierunku powierzchni. Kiedy wreszcie się wynurzyłem, tu niedaleko, w archaicznym bagnie, zrozumiałem, ze skarbem były wszystkie te lata w czasie których doświadczałem i uczyłem się życia, po prostu. Jednocześnie wyobraźnia była w stanie transferować mnie w tak odległe zakątki przestrzeni, zagłębienia ludzkich dusz, fałdy czasu, przeszłe wcielenia i malować mój świat barwami tak bujnymi, których nie da się wyrazić w żaden dostępny nam sposób — napełniając mnie tym samym niezwykle silnymi emocjami. Każdy z nas ma w sobie wyobraźnie, a to zanczy, że każdy ma w sobie wszechświat możliwości, wszyscy mamy w sobie zapisany kod życia, zalążek wielkiej mądrości, dlatego, w dużej mierze, jesteśmy zdolni do tego, aby ze sobą rozmawiać, reagować na pojawiające się obrazy i je analizować, odpowiadać sobie na trudne pytania, tak jakby gdzieś w nas znajdowało się źródło wszystkiego. Wyobraźnia to ogromna inteligencja. Wyobraźnia to sen naszej duszy. Ten sen widzimy nie tylko jak śpimy. Potrafimy go wywołać także na jawie, zupełnie jakbyśmy puszczali film w kinie. A dusza jest boskim tchnieniem — czymś czego w żaden sposób nie da się wytłumaczyć — i to wyobraźnia jako jedyna stara się podołać temu wyzwaniu. Wyobraźnia filozofów, artystów, mnichów, intelektualistów i zwykłych, prostych ludzi. Wszyscy mamy ten wspólny mianownik, co powoduje, że nie powinniśmy się różnić na lepszych czy gorszych. Tak samo jak ten ogień tutaj jest wspólny, i pierwszy ogień kiedykolwiek, który posłużył człowiekowi. Ogień dał ludzkości integrację, domowe zacisze, ciepło, bezpieczeństwo, odpowiedź na wiele pytań, a przede wszystkim możliwość rozwoju, nie tylko umiejętności jednostki, lecz także nauki o świecie. Taki sam ogień tli się w nas, w naszych umysłach i w naszych duszach. Tym ogniem jest wyobraźnia. Potrafimy się nią dzielić między sobą, jeśli tylko tego chcemy. Wyobraźnia więc nie tyle sama w sobie jest bytem, ale to dzięki niej jesteśmy w stanie umiejscowić swój byt i go urzeczywistnić — wyobrazić go sobie! Czymże innym może być rzeczywistość, jak nie tym wszystkim, co w danym momencie postrzegamy jako prawdziwe, realne, mające miejsce. Ta rzeczywistość nie jest jednak stała, ponieważ nasze przekonania — czyli to, co uważamy aktualnie za prawdę — się zmieniają, wtedy my się zmieniamy, nasze postrzeganie się zmienia, a tym samym świat w naszych oczach się zmienia, bo już inaczej go widzimy — mamy inne o nim wyobrażenie. A to nasze wyobrażenie o otaczającym nas świecie i o nas samych równa się temu, kim się stajemy. I często przez lata, a nawet dekady nie jesteśmy sobą, lecz kimś, kim się staliśmy. Wyobraźnia jest bardzo elastyczna, podatna, miękka, łatwo nią sterować, dlatego my, jako ludzie, w głębi duszy wrażliwi, musimy nauczyć się kontrolować wyobraźnie, posługiwać się nią we właściwy sposób, unikać wpływowych źródeł i się przed nimi bronić. Wyobraźnia jest ogniskiem naszego bytu — tu wszystko się zaczyna i kończy. Dzięki ogniu człowiek może żyć, ale i od ognia może zginąć.
Kto wymyślił ogień i po co nam go dał? Gdzie znajduje się źródło wyobraźni i dokąd nas zaprowadzi? To są te cudowne tajemnice życia, dzięki którym powinno nam się chcieć żyć, w moim odczuciu. Mam nadzieję, że i wam będzie chciało się jutro wstać, aby wyruszyć w dalszą podróż, tak po tym świecie, jak i po swej duszy. W obu przestrzeniach jest tak wiele do odkrycia. A jeśli ogarnął was mdlące ciemności podczas tych niezwykłych przygód — wyobraźcie sobie, że gdzieś na dnie ukryty jest skarb, który wynagrodzi wam te przykre trudności i zaprowadzi was na powierzchnię. Tego się trzymajcie, nie poddawajcie się, a tak się stanie.
Dobranoc.Studnia Słońca
Obóz spakowany! Możemy być z siebie dumni. Mamy za sobą pierwsze noce spędzone na szlaku. Rozbiliśmy obóz i podzieliliśmy się obowiązkami. Wielu z nas dużo pracowało, inni mniej, poświęcając swoją uwagę wspieraniu i podziwianiu tych pierwszych. Taki podział jest zupełnie naturalny i potrzebny. Poradziliśmy sobie świetnie, zbliżyliśmy się do siebie i mamy wszelkie podstawy do tego, aby wyruszyć w kierunku Studni. Na pewno o niej słyszeliście. Droga nie jest najtrudniejsza, ale dość długa. Musimy obejść Bagno i zajść z drugiej strony Skalnego Miasta. Zajmie nam to sześć godzin. Jeśli nam się uda, zobaczymy słońce padające na wieżę ruin, a jest to szczególny moment, o którym wam opowiem na miejscu. Moi drodzy, ruszamy!