Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Złowrogi Szept - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 maja 2025
27,99
2799 pkt
punktów Virtualo

Złowrogi Szept - ebook

Warszawa. Lasek Bielański staje się sceną makabrycznego rytuału. Komisarz Aleksandra Nowak, twarda, bezkompromisowa policjantka, rozpoczyna śledztwo, które szybko prowadzi ją poza granice racjonalnego świata. Ciało z rytualnymi znakami. Ślady kopyt. Szept w ciemności. Wszystko wskazuje na to, że ktoś próbuje odtworzyć pradawny, słowiański rytuał ofiarowania czterech żywiołów — mający na celu przywołanie Leśnego Demona – Leszego. Sprawa przybiera osobisty wymiar, gdy okazuje się, że niemal identyczne morderstwa miały miejsce 25 lat wcześniej… a prowadził je ojciec Aleksandry. Demony przeszłości, nie tylko w przenośni, wracają. Z każdą kolejną ofiarą linia między mitologią a rzeczywistością zaciera się coraz bardziej. A zegar tyka — do letniego przesilenia zostało tylko kilka dni. "Złowrogi Szept" to pierwsza część mrocznej serii kryminalnej z elementami słowiańskiej grozy, łączący realizm policyjnego śledztwa z legendą o Leszym — strażniku lasu i mścicielu natury.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788384144022
Rozmiar pliku: 349 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Mrok opadł na Warszawę, jakby miasto zanurzyło się w gęstym, ciężkim całunie nocy. Marcin Kowalski przyspieszył kroku, mijając stary dąb na skraju Lasku Bielańskiego. Coś go niepokoiło. Uczucie bycia obserwowanym było tak wyraźne, że niemal namacalne.

Nagle usłyszał szept. Cichy, lecz wyraźny.

— Już czas...

Zatrzymał się gwałtownie. Rozejrzał się wokół, ale nikogo nie dostrzegł. Tylko wiatr szumiący wśród gałęzi.

— To tylko wiatr — próbował uspokoić samego siebie i ruszył dalej.

Kiedy znalazł się w najciemniejszym fragmencie parku, coś błysnęło pomiędzy drzewami. Sekundę później poczuł przenikliwy ból w piersi. Upadł na kolana, chwytając się za miejsce, z którego wypływała krew.

Ostatnim, co zobaczył, była postać wyłaniająca się z cienia. Wysoka. Ludzka sylwetka z jelenią głową.To nie mogło być prawdziwe.

— Pierwsze ofiarowanie… dokonane — usłyszał, zanim zapadł w ciemność.Komisarz Aleksandra Nowak nienawidziła poniedziałków. A ten zapowiadał się wyjątkowo paskudnie. Deszcz zacinał od świtu, jakby niebo postanowiło wypłakać wszystkie swoje łzy nad Warszawą. Stała nad ciałem mężczyzny, ignorując wodę spływającą po jej krótkiej, ciemnej grzywce.

– Co mamy? – zapytała, spoglądając na technika policyjnego, który przykucnął nad ofiarą.

– Marcin Kowalski, lat 38, znaleziony przez biegacza o świcie. Rana kłuta w klatce piersiowej, prawdopodobnie zadana nożem myśliwskim lub podobnym narzędziem – odpowiedział mężczyzna, nie odrywając wzroku od ciała. – Ale jest coś dziwnego.

– Dziwnego?

Technik odchylił koszulę denata, odsłaniając klatkę piersiową. Wokół rany widoczne były dziwne symbole, wyglądające jak wyryte w skórze.

– To nie jest typowe dla zwykłego zabójstwa – powiedział, wskazując na znaki. – Ktoś się z tym napracował.

Aleksandra pochyliła się, by lepiej przyjrzeć się symbolom. Były precyzyjne, wykonane ostrym narzędziem. Niektóre przypominały runy, inne – splecione gałęzie drzew.

– Zrób dokładne zdjęcia – poleciła. – I sprawdź, czy podobne znaki nie pojawiły się w innych sprawach.

– Już to zrobiłem – odezwał się młody mężczyzna podchodzący do miejsca zbrodni. Mikołaj Wiśniewski, nowy w zespole, ale już dający się poznać jako skrupulatny śledczy. – Nie mamy podobnych przypadków w ostatnich pięciu latach.

– A wcześniej?

– Sprawdzam archiwa – odpowiedział, przeczesując dłonią mokre włosy. – Ale jest coś jeszcze. Świadek, który znalazł ciało, twierdzi, że widział coś dziwnego.

– Dziwnego?

– Ślady kopyt prowadzące od ciała w głąb lasu. I nie, nie mówię o jeleniach czy sarnach. Te ślady były głębokie, jakby zostawiło je coś ciężkiego.

Aleksandra spojrzała w kierunku gęstego lasu. Mimo wczesnej pory dnia, panował tam półmrok. Coś w tej sprawie było nie tak. Czuła to w kościach.

– Przesłuchaj dokładnie świadka – poleciła Mikołajowi. – I znajdź mi kogoś, kto zna się na tych symbolach. Mam wrażenie, że to dopiero początek.

Dr Kazimierz Leszczyński od trzydziestu lat zajmował się badaniem słowiańskich wierzeń i mitów. Jego gabinet na wydziale etnologii przypominał muzeum – pełen był ksiąg, artefaktów i dziwnych przedmiotów, których przeznaczenia Aleksandra nie potrafiła odgadnąć.

– Fascinujące – mruknął starszy mężczyzna, przyglądając się zdjęciom znaków z ciała ofiary. – Absolutnie fascynujące.

– Wiesz, co to jest? – zapytała Aleksandra, obserwując profesora znad filiżanki kawy, którą jej zaproponował.

– To stare symbole ochronne, używane przez Słowian do odstraszania złych duchów – odpowiedział, nie odrywając wzroku od fotografii. – Ale tutaj... tutaj jest coś więcej. Spojrzyj na układ znaków.

Wskazał palcem na jeden z bardziej skomplikowanych symboli.

– Ten znak to wezwanie. Wezwanie do Leśnego Demona, którego niektórzy nazywali Borowym lub Leszym. Strażnikiem lasu. Ale ten tutaj – przesunął palec na inny symbol – to znak ofiarowania. Ktoś złożył tego człowieka w ofierze.

Aleksandra poczuła, jak dreszcz przebiega jej po plecach.

– Ofiara? Sugerujesz, że mamy do czynienia z jakimś... kultem?

Kazimierz spojrzał na nią poważnie.

– Nie wiem, czy to kult. Ale ktoś wierzy, że te symbole mają moc. I wierzący są najbardziej niebezpiecznymi ludźmi, jakich możesz spotkać – powiedział cicho. – Jest coś jeszcze, czego nie powiedziałem. Te rytuały... one zwykle wymagają więcej niż jednej ofiary.

– Ile?

– Cztery. Po jednej dla każdego żywiołu – ziemi, wody, ognia i powietrza. Ten człowiek... to dopiero początek.

Aleksandra wróciła do komendy z głową pełną pytań. Mitologia słowiańska nigdy nie była jej mocną stroną. Pamiętała tylko podstawowe informacje z lekcji historii – że starożytni Słowianie czcili siły natury, duchy lasu, rzek i wiatru. Ale nigdy nie interesowała się szczegółami.

Teraz żałowała.

Mikołaj, który w tym samym czasie rozpoczął przeglądanie archiwów szukając podobnych spraw z przeszłości, był człowiekiem logiki. Techniczne myślenie, chłodna analiza, żadnej przestrzeni dla emocji. Ale nosił w sobie ciężar – i każdy, kto widział go w chwilach ciszy, mógł to dostrzec. Dwa lata wcześniej jego młodszy brat zaginął w lasach pod Przasnyszem. Mikołaj szukał go przez trzy dni, bez snu, bez jedzenia, tylko z mapą i starą latarką. Ostatniego dnia znalazł kurtkę – podartą, mokrą. A obok niej ślady. Nie ślady butów. Dziecięce rysunki wyryte w błocie.

Śledczy zamknęli sprawę, a rodzice zapadli się w ciszę. Mikołaj został sam – z winą, że nie ochronił, że nie przewidział. Że był starszym bratem tylko z nazwy.

Od tamtej pory każde zaginięcie uruchamiało w nim ten sam mechanizm – niepokój, analiza, frustracja, ale nie wiara w jakieś siły nadprzyrodzone. Dla niego to była droga na skróty. Kiedy inni snuli teorie o rytuałach, on patrzył na warunki terenowe, kalendarz polowań, przebieg spraw z przeszłości.

– Mam coś – Mikołaj wpadł do gabinetu Aleksandry z laptopem w ręku. – Sprawdziłem archiwa. Dwadzieścia pięć lat temu mieliśmy podobną serię zabójstw. Cztery ofiary, wszystkie z dziwnymi symbolami na ciele. Sprawca nigdy nie został złapany.

– Dwadzieścia pięć lat? – Aleksandra zmarszczyła brwi. – To długi czas na przerwę.

– Jest coś jeszcze – Mikołaj otworzył folder ze zdjęciami. – Sprawdziłem daty tych zabójstw. Wszystkie miały miejsce w okolicach przesileń i równonocy. Wiosna, lato, jesień, zima.

– A wczoraj...

– Pierwsza noc po równonocy wiosennej – dokończył Mikołaj. – Jeśli to ten sam sprawca, mamy około trzech miesięcy do następnego zabójstwa.

Aleksandra poczuła ciężar na barkach. Trzy miesiące na zapobieżenie kolejnemu morderstwu. Trzy miesiące na znalezienie sprawcy, który przez dwadzieścia pięć lat pozostawał w ukryciu.

– Sprawdź, kto prowadził tamtą sprawę – poleciła. – Musimy porozmawiać z tym policjantem.

– Już sprawdziłem – Mikołaj wyglądał na zakłopotanego. – To był twój ojciec, Aleksandro. Komisarz Stanisław Nowak. Jeśli mamy znaleźć sprawcę, musimy przestać słuchać lasu, a zacząć słuchać ludzi. Las nie składa zeznań. Ludzie tak. Ale jego dłonie, gdy mówił, drżały lekko. Może od kawy. A może od czegoś, co wracało nocą, razem z obrazem tej kurtki na mokrej ściółce.

Dom ojca stał na obrzeżach miasta, otoczony starymi drzewami, które pamiętały czasy, gdy Warszawa była znacznie mniejsza. Aleksandra nie była tu od lat. Od śmierci matki ich relacje stały się napięte, a potem zupełnie się urwały.

Zapukała do drzwi, czując niepokój. Co powie? Jak zacznie rozmowę po tylu latach milczenia?

Drzwi otworzyły się, ukazując wysokiego mężczyznę o siwych włosach i zmęczonych oczach. Na jej widok zastygł w bezruchu.

– Ola? – zapytał, jakby nie wierzył własnym oczom.

– Cześć, tato – odpowiedziała, próbując się uśmiechnąć. – Mogę wejść?

Stanisław Nowak odsunął się, przepuszczając ją w progu. Gdy weszli do salonu, przez chwilę panowało milczenie. Aleksandra rozejrzała się po znajomych kątach. Na komodzie, pośród pożółkłych zdjęć, dojrzała jedno – stare, czarno-białe. Mała dziewczynka w kaloszach, trzymająca za rękę mężczyznę w mundurze leśnika.

— Pamiętasz? — odezwał się ojciec, widząc jej wzrok. — Las Kabacki. Miałaś wtedy siedem lat. Pokazywałem ci, jak rozpoznać tropy sarny, byłaś w tym tak dobra że od razu wiedziałem że zostaniesz dobrą policjantką.

Aleksandra przytaknęła cicho. Pamiętała. Ale też pamiętała jego zmęczone oczy i wiecznie napięty głos po śmierci matki.

— Wtedy jeszcze cię słuchałam — powiedziała półgłosem.

Ojciec spojrzał na nią smutno - Ja też kiedyś słuchałem. A potem przestałem.

– Co cię tu sprowadza? – zapytał ojciec, prowadząc ją do salonu.

– Sprawa – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Morderstwo w Lasku Bielańskim. Mężczyzna z dziwnymi symbolami wyrytymi na ciele.

Stanisław zamarł w pół kroku. Powoli odwrócił się, a w jego oczach Aleksandra dostrzegła coś, czego nigdy wcześniej nie widziała. Strach.

– Więc wrócił – powiedział cicho. – Po tylu latach... wrócił.

– Kto?

Ojciec podszedł do jednej z półek, wyjmując stary, zakurzony segregator. Położył go na stole przed nią.

– Nazywaliśmy go Leśnikiem – powiedział, otwierając folder. – Cztery ofiary. Cztery żywioły. Nigdy go nie złapaliśmy. Ślad urwał się po ostatnim morderstwie.

Aleksandra przeglądała akta, widząc zdjęcia ofiar – dwie kobiety i dwóch mężczyzn, wszyscy z podobnymi symbolami na ciele.

– Dlaczego "Leśnik"?

– Jeden ze świadków... – Stanisław zawahał się. – Twierdził, że widział coś dziwnego. Postać z głową jelenia, stojącą nad ciałem ofiary.

Aleksandra poczuła, jak jej serce przyspiesza.

– Nasz świadek też widział ślady kopyt.

Stanisław przysiadł ciężko w fotelu.

– To nie są zwykłe morderstwa, Ola. Ten człowiek... on wierzy, że przywołuje coś z dawnych czasów. Coś niebezpiecznego.

– Co takiego?

– Lesza. Demona lasu z dawnych wierzeń słowiańskich. Opiekuna dzikich zwierząt i strażnika kniei. Ale również mściciela, który karał tych, którzy naruszali równowagę natury.

Aleksandra spojrzała na ojca z niedowierzaniem.

– Chcesz powiedzieć, że zabójca wierzy w demony?

– Nie tylko wierzy – odpowiedział Stanisław, wyjmując z segregatora stare, pożółkłe kartki. – On je przywołuje. A przynajmniej tak mu się wydaje.

Podał jej kartkę – była to odręczna notatka, zawierająca opis starożytnego rytuału, mającego na celu przywołanie leśnego demona.

– Cztery ofiary, złożone w określonym czasie i miejscu, mają otworzyć bramę między światami – wyjaśnił Stanisław. – Każda ofiara jest symbolicznie związana z jednym z żywiołów. Pierwsza – z ziemią. Druga – z wodą. Trzecia – z ogniem. Czwarta – z powietrzem.

– I co się dzieje po złożeniu czwartej ofiary?

Stanisław spojrzał na nią poważnie.

– Według legendy, brama między światami otwiera się, a demon może przejść do naszego świata.

Aleksandra pokręciła głową z niedowierzaniem.

– To brzmi jak bajka dla dzieci.

– Może i tak – zgodził się ojciec. – Ale nasz morderca w to wierzy. I to czyni go najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem, z jakim się kiedykolwiek zmierzysz.Deszcz nie ustawał przez kolejne dni, jakby niebo płakało nad losem Marcina Kowalskiego. Aleksandra spędzała większość czasu w biurze, przeglądając stare akta i próbując znaleźć jakikolwiek trop, który poprowadziłby ją do mordercy.

Mikołaj wpadł do jej gabinetu, trzymając w ręku tablet.

– Mam coś – powiedział podekscytowany. – Sprawdziłem bazę danych pod kątem podobnych symboli. Znalazłem artykuł z lokalnej gazety sprzed trzech lat. Ktoś narysował podobne znaki na ścianach starego bunkra w Kampinowskim Parku Narodowym.

Aleksandra spojrzała na zdjęcie. Rzeczywiście, symbole były łudząco podobne do tych, które znaleziono na ciele ofiary.

– Kto zgłosił sprawę?

– Leśniczy, Andrzej Borowski. Wciąż pracuje w Kampinosie.

– Jedźmy do niego – zdecydowała, wstając. – Może coś pamięta.

Leśniczówka Borowskiego tonęła w półmroku, przesiąknięta zapachem dymu, żywicy i czegoś jeszcze – starego, jakby zaklętego w drewnie. Gdy pokazała mu zdjęcia znaków, jego spojrzenie stwardniało.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij