Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Zły serw - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zły serw - ebook

To największy rywal mojego brata w hokeju… Ale to on sprawia, że się rumienię.

Isabelle Callahan ma dwa cele: odzyskać dawną pozycję w siatkówce i zapomnieć, że kiedykolwiek znała diabelnie przystojnego obrońcę Nikolaia Abneya-Volkova. Jest najmłodszą i jedyną córką w rodzinie pełnej sportowców, a więc porażka nie wchodzi w grę. Ale kiedy Nik ponownie pojawia się w jej życiu, dziewczyna nie potrafi trzymać się od niego z daleka. Wraz z kolejnymi potajemnymi spotkaniami i szczerymi rozmowami granice między przyjaciółmi z korzyściami a czymś więcej zaczynają się zacierać…

Kiedy Izzy i Nikolai docierają do miejsca, z którego nie ma powrotu, muszą dokonać wyboru: wspólnie walczyć o przyszłość albo patrzeć, jak płonie.

„Zły serw” to pikantny romans sportowy, którego nie możecie przegapić. Idealny dla fanów Elle Kennedy i Hannah Grace.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68218-26-8
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

PRO­LOG

Czer­wiec

Niko­lai

High Line o zacho­dzie słońca jest piękny.

Isa­belle Cal­la­han o zacho­dzie słońca jest osza­ła­mia­jąca.

Opie­ram się o barierkę w parku, obser­wu­jąc, jak prze­suwa pal­cami po sadzonce jasno­fio­le­to­wych jeżó­wek. Wokół są inni ludzie, tury­ści, a także nowo­jor­czycy, ale nie zwra­cam na nich uwagi. Nie, gdy mogę podzi­wiać jej ciemne włosy nie­dbale prze­rzu­cone przez ramię i to, jak jej zwiewna różowa sukienka opada na opa­lone nogi.

Popra­wiam avia­tory, cie­sząc się, że nie widzi moich oczu. Ból, który czuję za każ­dym razem, gdy na nią patrzę, nie znik­nął nawet po tygo­dniach takich spo­tkań. Noc w Lit­tle Sister Lounge. Popo­łu­dnie w Met. Poca­łunki z tyłu tak­sówki, wspól­nie wypite butelki wina i spa­cery po Cen­tral Parku. To tak łatwe jak oddy­cha­nie i zawsze pro­wa­dzi do tych samych miejsc: jej lub mojego łóżka.

Jest odu­rza­jąca. Nie­bez­pieczna.

Ide­alna.

Isa­belle pro­stuje się, wsu­wa­jąc oku­lary prze­ciw­sło­neczne w kształ­cie serca na swój pie­go­waty nos.

– Naprawdę nie widzia­łeś _Legal­nej blon­dynki_? Ni­gdy?

Wzru­szam ramio­nami.

– Czyż nie jest stary?

– Nie nazwa­łeś wła­śnie mojego ulu­bio­nego filmu sta­rym?

– Jestem pra­wie pewien, że powstał, zanim któ­re­kol­wiek z nas się uro­dziło.

– I trzyma się dosko­nale. – Izzy sztur­cha moje ramię swoim. – Dziś wie­czo­rem go obej­rzymy.

– Myśla­łem, że oglą­damy _Jess i chło­pa­ków_.

– To zbyt ważne. – Zmarsz­czyła nos. – Będę nawet cicho i pozwolę ci tego doświad­czyć.

Uśmiech­ną­łem się.

– Nie, nie będziesz.

Wybu­cha śmie­chem. Moje serce prze­ska­kuje jak pory­so­wana płyta. Obej­muję jej brodę, kciu­kiem pocie­ram poli­czek i całuję ją. Uśmie­cha się przy moich ustach, gdy odwza­jem­nia poca­łu­nek.

– Wiesz, Elle Woods w zasa­dzie stwo­rzyła mój styl.

– Róż na różu i różem poga­nia?

– Podoba ci się to.

– Tak. – Bawię się cien­kim ramiącz­kiem jej sukienki. – Wyglą­dasz jak zachód słońca.

Potrzą­snęła głową.

– Flirt. Dosko­nale wiesz, że przy­cho­dzę do cie­bie. – Pochyla się, by zerwać jeden z kwia­tów. – Ten ma zła­maną łodygę.

– Ale ładny. – Wsu­wam go za jej ucho. Drży, gdy przy­trzy­muje moją dłoń, a jej poma­lo­wany na biało kciuk naci­ska mój puls. Nawet widoczny spoza oku­la­rów prze­ciw­sło­necz­nych, nie­koń­czący się błę­kit jej oczu pozo­sta­wia mnie bez tchu.

Wiem, że nie powi­nie­nem, ale wycią­gam tele­fon. Jest nie­moż­li­wie piękna. Ten moment musi zostać uwiecz­niony. Ni­gdy nie czu­łem się mocno przy­wią­zany do lata, ale ostat­nio nie chcia­łem, żeby się skoń­czyło. Kiedy nadej­dzie jesień, będziemy dla sie­bie tylko wspo­mnie­niami. Moje serce zaci­ska się na tę myśl.

– Uśmiech­nij się.

– Myśla­łam, że powie­dzie­li­śmy, że żad­nych zdjęć – drażni się.

– Usunę je póź­niej.

– Nik.

Prze­krzy­wiam głowę na bok.

– Izzy.

Sapie.

– Cof­nij to!

– Ale co? – pytam, uda­jąc nie­win­ność.

– Wiesz co. – Całuję ją ponow­nie, sadza­jąc na porę­czy i wcho­dząc mię­dzy jej nogi.

– Isa­belle. – Opuszki moich pal­ców stu­kają o dół jej krę­go­słupa, żebra roz­sa­dza nie­bez­pieczne cie­pło. – Moja sło­neczna dziew­czyna.ROZDZIAŁ 1

1

Sier­pień

Izzy

Prze­szu­kuję paczkę M&M’sów w poszu­ki­wa­niu reszty żół­tych, ude­rza­jąc stopą o pod­łogę. Wciąż jestem zaru­mie­niona po tre­ningu, włosy przy­kle­jają mi się do karku.

Spę­dzi­łam lato w sukien­kach, będąc na stażu w fir­mie pla­nu­ją­cej śluby i uga­nia­jąc się za pod­wy­ko­naw­cami, więc bolące nogi i otar­cia po pierw­szym tre­ningu siat­kówki w sezo­nie to nic wiel­kiego, ale mimo wszystko byłoby wspa­niale, gdyby tre­nerka Ale­xis mogła się pospie­szyć. Im dłu­żej sie­dzę przed jej biu­rem, tym więk­sza pokusa, aby spraw­dzić mój tele­fon.

To nie tak, że ocze­kuję cze­goś nowego. Niko­lai nie pisał od dwóch tygo­dni. Dwa tygo­dnie to jak dwa lata, jeśli cho­dzi o prze­lotne zna­jo­mo­ści.

Prze­bi­jam się przez resztę żół­tych M&M’sów, a potem przez poma­rań­czowe.

Dla­czego w ogóle ist­nieją brą­zowe? Fakt, że różowy nie jest stan­dar­do­wym kolo­rem, to prak­tycz­nie zbrod­nia.

Zer­kam na tele­fon. Żad­nych powia­do­mień; nie muszę nawet otwie­rać wia­do­mo­ści. Nie­do­koń­czony wątek na­dal tam będzie, drwiąc ze mnie, a to tylko spo­wo­duje, że będę chciała zacząć od zie­lo­nych M&M’sów.

Wiem, że powin­nam go usu­nąć z kon­tak­tów. Mój letni romans się skoń­czył, a wią­zało się z nim o wiele wię­cej spro­śnych wąt­ków niż uczuć. Ale ostat­nie SMS-y, które wysłał mi Nik, nie są czymś, o czym mogę zapo­mnieć, nawet jeśli rano obu­dzi­łam się sama po naszym ostat­nim spo­tka­niu.

Spo­glą­dam na kory­tarz. Nie ma jesz­cze Ale­xis. Jak tylko spo­tka­nie naszego zespołu się skoń­czyło, pobie­głam na górę do jej biura. Nie może mnie zigno­ro­wać, gdy jestem tuż przed jej drzwiami.

Otwie­ram wątek.

N: Jesteś pro­mie­niem świa­tła w czło­wieku, Isa­belle.

N: Tak cho­ler­nie piękna.

Moje serce się zaci­ska.

Nie mógł mieć tego na myśli. Gdyby tak było, może sprawy poto­czy­łyby się ina­czej. To tylko tekst, nie­ważne jak dobry, a to, że wciąż mam obse­sję na jego punk­cie, jest żało­sne. Nie zmie­nia to faktu, że to, co zaszło mię­dzy nami, było przy­pad­kowe. Eks­plo­ra­cja atrak­cyj­no­ści bez obiet­nicy cze­goś głęb­szego. Zabawny czas, dokład­nie to, do czego się nadaję, a moja rodzina – zwłasz­cza mój brat Cooper – abso­lut­nie nie może się o tym dowie­dzieć. On i Nik są dwoma naj­lep­szymi obroń­cami w kraju, kapi­ta­nami rywa­li­zu­ją­cych uni­wer­sy­tec­kich dru­żyn. Na dru­gim roku wdali się już w jedną bójkę i to tylko z powodu hokeja. Ostat­nią rze­czą, jakiej potrze­buję, jest spro­wo­ko­wa­nie do kolej­nej, bar­dziej oso­bi­stej.

Przy­naj­mniej Nik wró­cił do Mas­sa­chu­setts na UMass Amherst na ostatni rok, a ja jestem na dru­gim roku na Uni­wer­sy­te­cie McKee, w Nowym Jorku. Ni­gdy nie byłam tak wdzięczna za to, że ist­nieją gra­nice mię­dzy sta­nami. Wkrótce zapo­mnę o jego krzy­wym uśmie­chu i o tym, że obcho­dził się z moim cia­łem z taką samą wprawą jak z kijem hoke­jo­wym, a zwłasz­cza spo­so­bie, w jaki wypo­wia­dał moje imię – zawsze pełne imię, Isa­belle – jak aksa­mitną piesz­czotę.

Jego matka była moją sze­fową tego lata, a pierw­szego dnia stażu wszedł do jej biura bez puka­nia, gdy była na lun­chu. Draż­nił się ze mną, dopóki nie zda­łam sobie sprawy, kim jest… i nazy­wał mnie Isa­belle od samego początku. Isa­belle, nie Izzy, jak wszy­scy.

Wciąż pamię­tam naj­drob­niej­sze szcze­góły: nie­bie­ska koszula, rękawy pod­wi­nięte do łok­cia. Nie­chlujne włosy, bystre oczy. Ukradł moje M&M’sy i nawet ich nie zjadł – gno­jek – i naba­zgrał swój numer na jed­nej z różo­wych kar­te­czek samo­przy­lep­nych, z mru­gnię­ciem, pod wpły­wem któ­rego się roz­to­pi­łam.

Przez resztę dnia nie mogłam prze­stać myśleć o tym, jak moje imię brzmiało w jego ustach. Zła­ma­łam się i napi­sa­łam do niego, a nasz pierw­szy poca­łu­nek był jak setny. Kiedy zaczę­li­śmy, nie mogłam się powstrzy­mać i pozwo­li­łam, by spo­tka­nia trwały całe lato.

Wpa­truję się w te dwa krót­kie tek­sty, aż mój wzrok się roz­mywa.

– Izzy?

Pod­no­szę głowę, wrzu­ca­jąc tele­fon do torby.

– Cześć, tre­nerko.

Tre­nerka Ale­xis unosi brew. Jest ubrana swo­bod­nie, tylko w leg­ginsy i koszulkę McKee, ale pełny maki­jaż i ide­al­nie uło­żone roz­ja­śnione włosy nadają jej poczu­cie nie­po­ko­ją­cego wyra­fi­no­wa­nia. Matka Nika, Kathe­rine, jest rów­nie efek­towna, ale ni­gdy nie zacho­wała się tak, żebym kuliła się jak tylko pod samym spoj­rze­niem Ale­xis.

– Upew­nij się, że zdej­miesz naszyj­nik przed następ­nym tre­nin­giem – mówi, wska­zu­jąc na mój dia­men­towy amu­let.

Cho­lera. Myśla­łam, że zdję­łam go razem z bran­so­letką teni­sową i kol­czy­kami, ale ponie­waż noszę go tak czę­sto, cza­sami o nim zapo­mi­nam.

– Rze­czy­wi­ście, prze­pra­szam. Mogę z tobą chwilę poroz­ma­wiać?

– Teraz? Wła­śnie mie­li­śmy spo­tka­nie zespołu.

Mówiła swoim wyraź­nym gło­sem, poru­sza­jąc zwy­kłe rze­czy – har­mo­no­gram, zna­cze­nie trzy­ma­nia się z dru­żyną pod­czas meczów wyjaz­do­wych, nasze tre­ningi i kon­dy­cję, naj­pierw prze­mowa, potem pyta­nia. Szcze­rze mówiąc, było to raczej prze­mó­wie­nie bez pytań. Ona woli, aby jej plan był jedy­nym pla­nem, dla­tego mój żołą­dek jest zwi­nięty teraz w jeden wielki węzeł.

Moim pierw­szym odru­chem jest, aby powie­dzieć, że mogę wró­cić póź­niej, ale nie wiem, czy będę w sta­nie zebrać się na odwagę dwa razy, więc kiwam głową.

– Pro­szę. To tylko chwila.

– W porządku – mówi, pro­wa­dząc mnie do swo­jego biura. – Mam tylko kilka minut.

Podob­nie jak we wszyst­kich obiek­tach spor­to­wych, w McKee domi­nuje kolo­ry­styka fio­letu i bieli. Ale­xis oczy­wi­ście doko­nała tego, że jest glam. Kanapa ma zachę­ca­jący odcień lawendy, a nad nami wisi ele­gancki biały żyran­dol. Przy­sia­dam na końcu skó­rza­nego śnież­no­bia­łego fotela, z logo szkoły McKee wytło­czo­nym z tyłu, i uśmie­cham się do niej moim naj­pięk­niej­szym uśmie­chem.

– Pozwól mi grać jako roz­gry­wa­jąca.

Zakłada jedną długą nogę na drugą.

– Odwa­lasz kawał dobrej roboty jako ata­ku­jąca.

– To dla mnie nowa pozy­cja.

– W zeszłym sezo­nie była nowa. Spo­dzie­wam się, że w tym sezo­nie już ją opa­nu­jesz.

– Pro­szę, tre­nerko. – Wycie­ram spo­cone dło­nie o spodenki. – To nie jest pozy­cja, w któ­rej się zako­cha­łam, kiedy zaczę­łam grać w siat­kówkę. Wiem, że mogę zro­bić wię­cej dla dru­żyny jako roz­gry­wa­jąca.

Wzdy­cha. To wes­tchnie­nie, które można by wydać na widok malu­cha, który usma­ruje się masłem orze­cho­wym. Zaci­skam palce, nad­miar ener­gii bie­rze nade mną górę. Gryzę się w język, aby nie zacząć wyrzu­cać z sie­bie bzdur.

W zeszłym sezo­nie spoj­rzała na mnie i uznała, że jestem dru­go­rzęd­nym gra­czem.

Popeł­ni­łam błąd, poka­zu­jąc się na naszym pierw­szym ćwi­cze­niu inte­gra­cyj­nym i nie gra­łam naj­le­piej na tre­nin­gach, a kiedy zin­te­gro­wała pierw­szo­rocz­nia­ków z resztą dru­żyny, prze­nio­sła mnie z roz­gry­wa­ją­cej na przyj­mu­jącą.

Nie jestem naj­lep­szą siat­karką na świe­cie, ale kocham ten sport i nie chcę być odsu­nięta na bok, gdy te cztery lata w McKee to jedyny czas w moim życiu, kiedy będę rywa­li­zo­wać na tak wyso­kim pozio­mie. Utrata pozy­cji bolała, a utrata czasu w grze bolała jesz­cze bar­dziej. Moi rodzice byli zasko­czeni zmianą i cho­ciaż tego nie wyra­zili, rów­nież byli roz­cza­ro­wani. Jeśli jest coś, kim my Cal­la­ha­no­wie jeste­śmy, to bycie spor­tow­cami. Moi trzej starsi bra­cia – nie wspo­mi­na­jąc o moim eme­ry­to­wa­nym zawo­do­wym roz­gry­wa­ją­cym ojcu – mogą to potwier­dzić.

W zeszłym roku zaak­cep­to­wa­łam decy­zję Ale­xis, zamiast z nią wal­czyć, ale wiem, że jestem lep­sza. Przy­naj­mniej mam taką nadzieję.

– Naprawdę chcesz to zro­bić, Cal­la­han? Chcesz pójść tą drogą?

– Nie…

– Jestem pewna, że byłaś naj­lep­szą roz­gry­wa­jącą w swo­jej lice­al­nej dru­ży­nie. Ale tutaj nie jesteś gwiazdą. Nie jesteś na szczy­cie listy. – Pochy­liła się, bęb­niąc pal­cami po szkla­nym bla­cie biurka. – Rozu­miem, że przy­kro jest to sły­szeć. Ale ktoś musi ci powie­dzieć, że nie dosta­niesz auto­ma­tycz­nie wszyst­kiego, czego chcesz, tylko dla­tego, że stać cię na uczęsz­cza­nie do szkoły. Zna­łam wiele dziew­czyn takich jak ty, kiedy gra­łam, i każda z nich musiała w końcu nauczyć się tej lek­cji.

Mru­gam raz. Dwa razy. Potem jesz­cze raz, na tyle mocno, że oczy mnie szczy­pią, żeby nie widziała, że pła­czę. Wie­dzia­łam, że nie jestem jej ulu­bie­nicą, ale nie sądzi­łam, że uważa, że muszę dostać nauczkę.

– Co, fut­bo­li­sta zła­mał ci serce czy coś? – wymam­ro­ta­łam. – Czy dla­tego mnie nie lubisz?

Jej oczy roz­bły­sły.

– Izzy.

– Prze­pra­szam, prze­pra­szam.

– To nie ma nic wspól­nego z twoją rodziną. Nie kon­kret­nie. Czy były inne dziew­czyny, które chcia­ła­bym zwer­bo­wać? Inne zawod­niczki, które może lepiej paso­wa­łyby do dru­żyny, ale któ­rych rodzice nie byli jed­nymi z naj­więk­szych dar­czyń­ców McKee? Jasne. Jesteś doro­sła, nie mam nic prze­ciwko byciu z tobą szczerą. Tak jak powie­dzia­łam, im szyb­ciej zdasz sobie z tego sprawę, tym lepiej dla cie­bie.

– Więc nie byłam twoim pierw­szym wybo­rem.

– Nie mówię, że nie masz talentu. Ale może powin­naś być w pro­gra­mie bar­dziej dopa­so­wa­nym do two­jego… poziomu.

Igno­ruję to. Nie zga­dzam się ze wszyst­kim, co mówi, ale nie ma potrzeby mnie obra­żać.

– Pozwól mi udo­wod­nić, że mogę to zro­bić.

– Widzia­łam to, co musia­łam zoba­czyć w zeszłym sezo­nie.

– Ten sezon będzie inny. – Opie­ram się na łok­ciach. Nie chcę zabrzmieć zbyt despe­racko, ale nie wiem, kiedy znów dostanę taką szansę. – Pro­szę, obie­cuję. Pozwól mi poka­zać, że mogę to zro­bić.

– Mam zobo­wią­za­nia w sto­sunku do roz­gry­wa­ją­cych, któ­rych mam.

– Bro­oklyn jest seniorką. Nie będzie jej tutaj w przy­szłym sezo­nie, a do tego czasu będę juniorką. Nie musisz mnie tam od razu umiesz­czać. Po pro­stu daj mi kilka setów. Pokażę ci, że pora­dzę sobie w przy­szłym sezo­nie.

– Nie.

– Pro­szę, tre­nerko. Kocham ten sport. Pod­cho­dzę do niego poważ­nie. Chcę pomóc nam wygrać i wiem, że naj­le­piej mogę to zro­bić jako roz­gry­wa­jąca.

Okręca obrączkę wokół palca i patrzy na mnie. Nie mam odwagi powie­dzieć ani słowa. Po naj­dłuż­szej minu­cie mojego życia, w któ­rej tłu­mię chęć powie­dze­nia jesz­cze co naj­mniej dzie­się­ciu rze­czy, coś zmie­nia się w jej wyra­zie twa­rzy.

Może to współ­czu­cie. Nawet jeśli tak jest, nie obcho­dzi mnie to. W tym momen­cie wezmę wszystko. Wystar­czy pół szansy, a ja z niej sko­rzy­stam.

– W porządku. Widzę, że pod­cho­dzisz do tego poważ­nie.

– Tak.

– Chcesz mojej uwagi, to ją masz. Ale musisz się sku­pić, Cal­la­han. Pra­cuj nad oce­nami tak samo jak nad tech­niką. Poświęć dodat­kowy czas na siłowni i na tre­nin­gach. Pokaż mi, że masz to, czego potrzeba i że mogę ci zaufać.

Kiwam głową. Moi rodzice powie­dzieli mi to samo, zanim przy­je­cha­łam do kam­pusu kilka dni temu.

– Żad­nego roz­pra­sza­nia.

_Zwłasz­cza_, gdy są to nik­czem­nie przy­stojni, uta­len­to­wani hoke­iści o imie­niu Niko­lai Abney-Vol­kov.ROZDZIAŁ 2

2

Izzy

Kiedy docie­ram do domu znaj­du­ją­cego się poza kam­pu­sem, który dzielę z Coope­rem i naszym bra­tem Seba­stia­nem, wrzu­cam trampki do szafy i sia­dam na kana­pie. Z jękiem roz­plą­tuję kucyk. Cooper sie­dzi w fotelu i czyta, a sądząc po roc­ko­wej muzyce i pysz­nych zapa­chach docho­dzą­cych z kuchni, Seba­stian przy­go­to­wuje obiad.

Zer­kam na tele­wi­zor.

– Ostatni mecz Jamesa przed sezo­nem?

Nasz naj­star­szy brat, James, gra na pozy­cji roz­gry­wa­ją­cego w Phi­la­del­phia Eagles.

Z naszej czwórki jest jedy­nym, który poszedł bez­po­śred­nio w ślady taty. Jest praw­dzi­wym cele­brytą, roz­gry­wa­ją­cym NFL, który inspi­ruje spra­gnio­nych postów na Insta­gra­mie, krzy­czą­cych fanów i ludzi, któ­rzy chcą jego auto­grafu, zdję­cia, czasu i uwagi. Tata był taki sam, a kiedy Cooper skoń­czy szkołę i zacznie pro­fe­sjo­nal­nie grać w hokeja, nie będzie daleko w tyle.

Seba­stian mógł mieć to samo, co jego ojciec – mama i tata adop­to­wali go po tym, jak jego rodzice zgi­nęli w wypadku samo­cho­do­wym wiele lat temu – ale zde­cy­do­wał się rzu­cić base­ball pod koniec ostat­niego sezonu, aby sku­pić się na goto­wa­niu. Coś mi mówi, że nawet jako szef kuchni będzie przy­cią­gał wiele uwagi.

Pomimo tego wszyst­kiego, wciąż myślę o nich jak o moich bra­ciach. Moi śmieszni, dzi­wacz­nie wyspor­to­wani, nie­sa­mo­wici starsi bra­cia. James zawsze kupuje mi nowego plu­szaka na uro­dziny. Cooper wda­wał się w bójki, by bro­nić mojego honoru. Seba­stian spał na pod­ło­dze w moim pokoju przez tydzień, kiedy za młodu oglą­da­łam _Mroczne dzie­dzic­two_ i nie mogłam prze­stać śnić kosz­ma­rów o klau­nach.

– Tak – powie­dział Cooper, odkła­da­jąc książkę na bok. – Grał tro­chę na początku, wygląda dobrze. Roz­ma­wia­łaś z tre­nerką?

– Daje mi szansę, abym udo­wod­niła, że pora­dzę sobie z grą na pozy­cji roz­gry­wa­ją­cej.

Uśmie­cha się cie­pło.

– To świet­nie, Iz.

Cie­szy mnie jego apro­bata.

Seba­stian wychyla głowę z kuchni ze ścierką w ręku.

– Kola­cja za pięć minut.

– Ooch, super. – Zsu­wam się z kanapy. – Mam nakryć do stołu? Możemy użyć moich nowych różo­wych pod­kła­dek.

Rzuca mi pyta­jące spoj­rze­nie, ale zanim zdąży odpo­wie­dzieć, otwie­rają się drzwi wej­ściowe.

– Niech mi ktoś przy­po­mni, jak nie­le­galne jest mor­der­stwo – mówi dziew­czyna Seba­stiana, Mia, wcho­dząc z Penny, dziew­czyną Coopera. – Daj mi coś, zanim zro­bię coś, czego będę żało­wać.

Penny wzdy­cha cier­pięt­ni­czo, wysu­wa­jąc się z dżin­so­wej kurtki. Cooper spo­gląda w jej stronę, wyglą­da­jąc na zako­cha­nego jak zawsze, gdy rzuca na nią okiem. Ona zde­cy­do­wa­nie skoń­czy na jego kola­nach. Prze­wra­cam oczami piesz­czo­tli­wie przed dołą­cze­niem do Seba­stiana i Mii w kuchni.

Jasne, sły­szę jej krzyk.

– Cooper!

– Super­nie­le­galne – mówi Seba­stian, a jego zie­lone oczy tań­czą z roz­ba­wie­niem.

– Cał­kiem pewne jest to, że nie możesz jeść domo­wych posił­ków swo­jego chło­paka, jeśli jesteś w pace.

Do bani jest być pią­tym kołem u wozu, kiedy wszy­scy jemy razem kola­cję, ale uwiel­biam nie być jedyną dziew­czyną w domu. Moi bra­cia tylko wzru­szyli ramio­nami, gdy poka­za­łam im uro­cze pod­kładki, które kupi­łam w Tar­ge­cie na początku tego tygo­dnia i naj­wy­raź­niej Seba­stian już zapo­mniał o ich ist­nie­niu, ale wiem, że Penny i Mia je doce­nią.

Cóż, przy­naj­mniej Penny. Nie sądzę, żebym kie­dy­kol­wiek widziała Mię ubraną na różowo. Nawet gumki do wło­sów. Cza­sami nie mogę uwie­rzyć, że są naj­lep­szymi przy­ja­ciół­kami, cał­ko­wi­cie nie­za­leż­nymi od swo­ich chło­pa­ków. Nie mogę też uwie­rzyć, że zarówno Cooper, jak i Seba­stian są w związ­kach, ale zeszłej jesieni Cooper zako­chał się w Penny – która jest córką jego tre­nera – a na początku tego roku Seba­stian i Mia w końcu prze­stali tań­czyć jedno wokół dru­giego i zwią­zali się ze sobą.

James także się zako­chał, gdy prze­niósł się do McKee na ostatni rok; spo­tkał Bex, a teraz są zarę­czeni i spo­dzie­wają się dziecka.

No i jestem ja, świeżo po sekret­nym let­nim roman­sie z naj­więk­szym hoke­jo­wym rywa­lem Coopera.

Mia przy­tula mnie jedną ręką, zanim pozwoli się porwać Seba­stia­nowi. Wyciera kciu­kiem plamkę na jego policzku, marsz­cząc nos, gdy przy­kuc­nął, by ją poca­ło­wać.

– Czy to Alice? – mru­czy.

– Nie. – Sku­bie coś na jego koszuli swo­imi czar­nymi paznok­ciami. – Jakiś idiota, który praw­do­po­dob­nie pod­nieca się zdję­ciami Elona Muska.

– Fuj – mówię. – Nie­na­wi­dzę tego, że umie­ści­łaś ten obraz w moim umy­śle.

Ona tylko się uśmie­cha.

– Jak leci, Iz?

Wzru­szam ramio­nami, wycią­ga­jąc sztućce i chwy­ta­jąc ser­wetki. Wcze­śniej sprząt­nę­łam kuchenny stół i posta­wi­łam wazon z kwia­tami. Ukła­dam nakry­cia, podzi­wia­jąc przez chwilę moje dzieło.

– Ład­nie to wygląda, prawda? Chcemy wina?

Zer­kam na nich i widzę, że oni też się całują. Po pro­stu fan­ta­stycz­nie.

– Halo? Zie­mia do kosmicz­nych idio­tów.

W kuchni włą­cza się minut­nik, a Seba­stian nie­chęt­nie odrywa się od Mii, by wycią­gnąć coś z pie­kar­nika.

Mia patrzy na mnie, przy­gry­za­jąc wargę z poczu­ciem winy.

– Prze­pra­szam. Wygląda świet­nie.

– Mhm.

– Naprawdę. Pod­kładki są miłym akcen­tem. Czy kwiaty są z Tra­der Joe?

Nie złosz­czę się długo. Mia jest moją przy­ja­ciółką i zawsze miło jest widzieć Seba­stiana wyglą­da­ją­cego na szczę­śli­wego.

– Oczy­wi­ście. Ich bukiety są naj­lep­sze.

– Kola­cja gotowa – oznaj­mia Seba­stian na tyle gło­śno, że Cooper i Penny mogą go usły­szeć. Na tale­rzu układa sma­żo­nego na patelni kur­czaka, ziem­niaki i warzywa ocie­ka­jące sosem, który, wiem z pierw­szej ręki, jest pyszny, i wyciąga butelkę bia­łego wina z lodówki. – Dla cie­bie, Izzy.

– Ach, Sebby. – Zabie­ram talerz na moje miej­sce. – Jesteś naj­lep­szy.

Po tre­ningu umie­ram z głodu, więc sku­piam się na jedze­niu, pod­czas gdy wokół mnie toczy się roz­mowa. Lek­cje jazdy na łyż­wach, które Penny i Cooper pro­wa­dzą razem na miej­skim lodo­wi­sku, zaczy­nają się od nowa. Seba­stian, który koń­czy szkołę po tym seme­strze, ma roz­mowę kwa­li­fi­ka­cyjną w szkole kuli­nar­nej znaj­du­ją­cej się nie­opo­dal zagra­nicz­nego pro­gramu z astro­fi­zyki, który Mia będzie reali­zo­wała w Szwaj­ca­rii w przy­szłym roku. Odchy­lam się na krze­śle z kie­lisz­kiem wina w dłoni. Szcze­rze mówiąc, powin­ni­śmy zro­bić zdję­cie tej chwili. Mama byłaby szczę­śliwa, widząc nas sia­da­ją­cych razem do jedze­nia. Taką miała nadzieję, kiedy prze­ko­nała tatę do wyna­ję­cia domu w Moor­bridge, mie­ście połą­czo­nym z kam­pu­sem McKee, aby­śmy mogli z niego korzy­stać pod­czas stu­diów.

– Szkoda, że James i Bex prze­ło­żyli ślub – mówi Seba­stian.

– Kiedy teraz to zro­bią? Na wio­snę? – pyta Mia.

– Tak – odpo­wia­dam. – Praw­do­po­dob­nie w kwiet­niu lub maju. Ale to ozna­cza, że dziecko będzie mogło być z nami na impre­zie!

Począt­kowo zamie­rzali zor­ga­ni­zo­wać ślub latem, ale zde­cy­do­wali się nie spie­szyć i zro­bić to, gdy już przy­zwy­czają się do bycia rodzi­cami. Bex ma uro­dzić w grud­niu, aku­rat na Boże Naro­dze­nie. Jeśli dziecko uro­dzi się tydzień wcze­śniej, możemy nawet dzie­lić uro­dziny. Uśmie­cham się na tę myśl. Bex i James będą naj­lep­szymi rodzi­cami, a ja nie mogę się docze­kać, żeby zostać cio­cią.

– Może będzie dziew­czynką sypiącą kwiatki? – zasta­na­wia się Cooper. Wyciąga rękę nad opar­ciem krze­sła Penny, okrę­ca­jąc jej mie­dziane włosy wokół palca. Ona uśmie­cha się i pochyla, by go szybko poca­ło­wać.

– Już sta­ram się prze­ko­nać Bex – infor­muję, igno­ru­jąc maleń­kie ukłu­cie samot­no­ści, które wzbiera na ich widok. Seba­stian i Mia rów­nież prak­tycz­nie przy­tu­lają się do sie­bie. Pra­co­wa­łam latem nad przy­go­to­wa­niami do ślubu, gdzie obrączki nio­sło naj­słod­sze maleń­stwo.

– Oczy­wi­ście wró­cimy do tego – odpo­wiada Seba­stian.

Penny upija łyk wina i zwraca uwagę na mnie.

– Mówiąc o miło­ści, jak udał się letni romans, Izzy? Czy w końcu go poznamy? Jeśli kie­dy­kol­wiek powie nam, kto to jest – drażni się Mia.

To pyta­nie powo­duje przy­spie­szone bicie mojego serca. Igno­ruję spoj­rze­nia wszyst­kich, a zwłasz­cza Coopera, koń­cząc wino. Lato się skoń­czyło. Nik jest w Mas­sa­chu­setts, a ja w Nowym Jorku, a kiedy jego dru­żyna przy­je­dzie grać z McKee, znajdę wymówkę, aby nie iść na mecz.

To i tak boli i nie­na­wi­dzę tego bólu.

Mał­żeń­stwo moich rodzi­ców to zwią­zek o zło­tym stan­dar­dzie. Moi trzej starsi bra­cia są bez­na­dziej­nie zako­chani w swo­ich part­ner­kach. Mimo że cie­szę się z ich szczę­ścia, boli mnie świa­do­mość, że jestem tak daleko od nich w tej kwe­stii. Nie jestem bły­sko­tliwa jak Mia, kre­atywna jak Penny, czy zde­ter­mi­no­wana jak Bex. Nie jestem moją matką, pozor­nie zdolną do radze­nia sobie z każ­dym aspek­tem jej zaję­tego, kolo­ro­wego życia, w tym mężem i czwórką dzieci.

Nic dziw­nego, że dla face­tów takich jak Niko­lai, a zwłasz­cza Chance, mój jedyny były chło­pak, który zdra­dzał mnie bez zasta­na­wia­nia się nad moimi uczu­ciami – nie jestem poważną opcją. Nie cho­dzi tylko o to, że nie jestem mate­ria­łem na żonę. Jestem ledwo mate­ria­łem na _dziew­czynę_. I w porządku, zna­łam zasady, kiedy wpa­dłam do łóżka z Nikiem, ale to nie zna­czy, że to nie boli, zda­jąc sobie sprawę, że nawet w innych oko­licz­no­ściach ni­gdy nie była­bym wystar­cza­jąco atrak­cyjna, aby skraść jego serce.

– To po pro­stu wyga­sło – odpo­wia­dam, wzru­sza­jąc ramio­nami. – Wie­cie, jak to jest.

– Szkoda – mówi Penny. – A co z innymi moż­li­wo­ściami? Jakieś pod­boje, o któ­rych powin­ni­śmy wie­dzieć?

– Nie. – Mój żołą­dek wzdry­gnął się na to kłam­stwo, ale tak jest łatwiej. Ni­gdy nie powin­nam wspo­mi­nać im o Niku, nawet mgli­ście. Nic się nie dzieje. Muszę sku­pić się na siat­kówce. Pod­no­sić swoje oceny. Wszyst­kie te dobre sprawy.

Kiedy po kola­cji udaje mi się uciec do pokoju, bez­rad­nie zer­kam na tele­fon. Nic, poza nie­do­koń­czo­nym wąt­kiem.

Pro­mień świa­tła w czło­wieku.

Tak cho­ler­nie piękna.

Czy były to kłam­stwa, czy tylko pół­prawdy? Słabe, bez­u­ży­teczne kom­ple­menty, któ­rych można użyć do każ­dej dziew­czyny?

Coś mi mówi, że nie chcę znać odpo­wie­dzi. Gdyby chciał praw­dzi­wie i dobrze się poże­gnać, zro­biłby to.

Sku­bię zębami dolną wargę i uci­nam wątek. Lato prze­śli­zguje się w lusterku wstecz­nym i muszę patrzeć w przy­szłość. Jeśli nie będę sku­piona w tym seme­strze, nie mam szans na prze­ko­na­nie Ale­xis do gry na pozy­cji roz­gry­wa­ją­cej, a to jest waż­niej­sze niż romans, który ni­gdy nie miał przy­szło­ści. Może nie jestem na pozio­mie moich braci, ale to nie­do­pusz­czalne, aby Cal­la­han zato­piła się w tle jej wła­snego sportu.

Wąt­pię, że jesz­cze kie­dy­kol­wiek zoba­czę Nika, ale jeśli tak się sta­nie, będziemy tylko nie­zna­jo­mymi. Nie­ważne, co to zrobi mojemu głu­piemu, dur­nemu sercu.ROZDZIAŁ 3

3

Niko­lai

– Jakieś uszko­dze­nia mie­nia, poza oknem?

Przez lata mia­łem do czy­nie­nia z wie­loma tyra­dami, ale żaden tre­ner – z wyjąt­kiem taty – nie zbliża się do gwał­tow­no­ści mojego dziadka, kiedy jest wku­rzony. A teraz? Sku­pia całą tę ener­gię na mnie.

Zaci­skam ręce za ple­cami. Jak tylko wsze­dłem do miesz­ka­nia mamy, nio­sąc połowę tego gówna, które mam, kazała mi się prze­brać w gar­ni­tur i wysłała do dziadka. Jakby poka­za­nie się w koszuli z koł­nie­rzy­kiem miało coś, kurwa, zro­bić z fak­tem, że wła­śnie wyrzu­cono mnie z col­lege’u.

A jed­nak jestem tutaj. Dziś rano zosta­łem kapi­ta­nem dru­żyny UMass Amherst Men’s Hoc­key. Teraz nie jestem nawet stu­den­tem.

– Nie, pro­szę pana. Roz­bi­li­śmy tylko jedno okno.

Dzia­dek pry­cha, bęb­niąc pal­cami o ramę krze­sła. Zmu­szam się, by się nie wier­cić. Jesz­cze nie strze­lił mi krąż­kiem w twarz i nie nazwał tego tre­nin­giem, ale w pew­nym sen­sie jego dez­apro­bata jest gor­sza niż taty. Pro­mie­niuje na cały pokój jak tru­ci­zna. Jestem pewien, że dla niego ta sytu­acja jest potwier­dze­niem tego, co już podej­rzewa: że jestem takim samym dra­niem jak mój ojciec.

– Ale ten Grady Szabo…

Donna, jego asy­stentka, pochyla się i mru­czy, na tyle gło­śno, że sły­szę:

– Jeden z byłych kole­gów Niko­laia z dru­żyny. Świe­żak, nowy w tym roku. – Uśmie­cha się, nazy­wa­jąc Grady’ego moim byłym kolegą z dru­żyny. Ty też się pier­dol, Donna.

– Dzię­kuję. Pan Szabo jest na­dal w szpi­talu, prawda?

Nie odwie­dzi­łem Grady’ego w szpi­talu przed opusz­cze­niem Mas­sa­chu­setts. Gra w hokeja przez całe życie ozna­cza, że kon­tu­zje nie są mi obce, ale myśl o Gra­dym w szpi­tal­nym łóżku – wszystko dla­tego, że nie pora­dzi­łem sobie z dru­żyną tak jak powi­nie­nem – spra­wia, że mój żołą­dek kur­czy się z poczu­cia winy.

Nawet jeśli to nie ja kaza­łem Grady’emu, żeby się naćpał, ude­rzył głową jakie­goś idiotę z dru­żyny fut­bo­lo­wej i wyle­ciał przez okno pierw­szego pię­tra, mogłem zro­bić wię­cej. Grady jest dopiero pierw­szo­rocz­nia­kiem, i teraz zamiast brać udział w tre­nin­gach, zmaga się ze zła­maną nogą. Przy­naj­mniej unik­nął urazu głowy, dzięki krza­kom, na które wpadł.

– Prawda – udaje mi się powie­dzieć. – Reha­bi­li­ta­cja potrwa długo, ale myślą, że do przy­szłego…

– Czy wie­dzia­łeś o nar­ko­ty­kach?

– Nie.

– Nie okła­muj mnie, Nicho­las.

Zaci­skam zęby. Wiem, że nie­na­wi­dzi tego, że moje imię ma wyraźne piętno mojego ojca, ale na­dal, to moje imię_. Niko­lai_, nie Nicho­las.

– Nie kła­mię. Nie mia­łem poję­cia, że ktoś przy­niósł nar­ko­tyki.

– Uni­wer­sy­tet wyda­wał się nie mieć tej pew­no­ści.

Waham się.

– Musia­łem być lojalny wobec kole­gów z dru­żyny.

– Więc wie­dzia­łeś i ich okła­ma­łeś. – Wes­tchnął głę­boko, ści­ska­jąc nos mię­dzy pal­cami. – Nic dziw­nego, że moja oferta bar­dzo hoj­nej daro­wi­zny spo­tkała się z mil­cze­niem.

– Dowie­dzia­łem się o tym póź­niej. Nie wie­dzia­łem o tym w tam­tym momen­cie. – Z całych sił sta­ram się nie zała­mać. – Chcę tylko zna­leźć spo­sób na ukoń­cze­nie stu­diów i grę w hokeja.

– Dobrze. Bo ja też tego chcę. – Wstaje, obcho­dząc swoje nie­ska­zi­telne drew­niane biurko i rzuca mi wyra­cho­wane spoj­rze­nie. Jego oczy są jak kawałki krze­mie­nia, a srebrne włosy ma sta­ran­nie zacze­sane na skro­nie. Może i jest stary, ale potężny. Nie można dojść do punktu, w któ­rym jest się wła­ści­cie­lem połowy budyn­ków w Nowym Jorku i setek na całym świe­cie, gra­jąc bez­piecz­nie. Pen­tho­use przy Pią­tej Alei, który nazywa domem, jest tak jasny i nowo­cze­sny jak awan­gar­dowe dzieło sztuki, ale to biuro wyróż­nia się, jest relik­tem z dawno minio­nych cza­sów.

Za jego biur­kiem stoi na straży wykoń­czony mar­mu­rem gazowy komi­nek. Boaze­ria z ciem­nego drewna nadaje całemu pomiesz­cze­niu ciężki, dra­ma­tyczny kli­mat. Ostat­nim razem, gdy zakra­dłem się tutaj z moją kuzynką Cric­ket pod­czas nie­zno­śnej imprezy, aby ukraść łyk dobrej brandy, nie mogłem zro­zu­mieć, jak łatwo opa­dła na skó­rzaną kanapę. Z dru­giej strony paso­wała do tego świata przez całe życie. Kiedy mama roz­wio­dła się z tatą i prze­pro­wa­dzi­li­śmy się z Moskwy do Nowego Jorku, mia­łem już trzy­na­ście lat.

Dzia­dek odwraca wzrok, patrząc na jedno z jedy­nych zdjęć w pokoju: moja matka, Kathe­rine, obej­mu­jąca swoją star­szą sio­strę, kiedy miały osiem i dzie­sięć lat. Pomimo fal­ba­nia­stych sukie­nek, które mają na sobie, wyglą­dają poważ­nie. Zawsze zasta­na­wia­łam się, czy foto­graf gro­ził, że utopi ich szcze­niaka czy coś w tym stylu.

– Chcia­łem, żeby­ście ty i twój kuzyn pozo­wali do cze­goś podob­nego, ale Andrei na to nie pozwo­lił – mówi, wyplu­wa­jąc imię mojego ojca, gdy popra­wia man­kiety bia­łej koszuli. – Powi­nie­neś tu być od samego początku. Mój jedyny wnuk, a ja ledwo cię zna­łem, dopóki nie sta­łeś się nasto­lat­kiem.

– To nie­for­tunne.

– To nie­do­pusz­czalne – wark­nął.

Pomimo swej gwał­tow­no­ści, rzadko pod­nosi głos, więc jestem zasko­czony tak samo jak Donna. Grzecz­nie odwraca wzrok.

Powstrzy­muję panikę, która nara­sta na jego ton. Prze­szłość to prze­szłość, a teraz muszę wymy­ślić, co do cho­lery zro­bię z ostat­nim rokiem stu­diów.

– Gdzie­kol­wiek się prze­niosę, musi tam być pro­gram hoke­jowy równy UMass. Czę­ściowo czas mojego debiu­tanc­kiego kon­traktu wynika z siły…

– Nie musimy się o to mar­twić. – Gestem wska­zuje kanapę. Krysz­ta­łowe karafki na wózku baro­wym obok mru­gają w świe­tle lampy, gdy wyj­muje dwa kie­liszki. – Usiądź.

– Dziadku.

Nalewa po kilka pal­ców brandy do każ­dego kie­liszka.

– Usiądź, Niko­lai.

Na dźwięk mojego praw­dzi­wego imie­nia, słu­cham. Powi­nie­nem był wie­dzieć, że jego pomoc będzie miała swoją cenę. Dzia­dek nie widzi róż­nicy mię­dzy decy­zjami biz­ne­so­wymi a spra­wami rodzin­nymi.

– Jeśli zro­bię to dla cie­bie, musisz mi coś obie­cać.

Wpa­truję się w szklankę. Bez względu na to, jak ciężko pra­co­wa­łem na tre­nin­gach i jak dobrze gra­łem w meczach, ni­gdy nie zasłu­ży­łem na miłość ojca, ale wciąż mogę na nią zasłu­żyć u dziadka. Cokol­wiek to jest, nie może być takie złe.

Cokol­wiek.

– Pra­cuj dla mnie po ukoń­cze­niu stu­diów. – Pra­wie zakrztu­si­łem się brandy.

– Co?

– Pomogę ci prze­nieść się do innej uczelni, takiej z dobrą dru­żyną hoke­jową, a w zamian, kiedy skoń­czysz szkołę, będziesz pra­co­wać dla rodzin­nej firmy.

– Ale… zamie­rzam grać w hokeja.

– Kilka lat spę­dzo­nych w bez­li­to­snej lidze, która roze­rwie twoje ciało na strzępy? Albo gorzej, dołą­cze­nie do ojca w KHL? Nie. Nie pozwolę na to.

– Poważ­nie myślisz, że zgo­dził­bym się na kon­trakt z dru­żyną mojego ojca? W Rosji?

– Był twoim pierw­szym tre­ne­rem.

– Dla mnie on nie żyje. – Wyplu­wam te słowa, mimo że serce mnie boli. Wska­zuję na bli­znę na mojej twa­rzy. – Dał mi to.

– Dosko­nale zdaję sobie z tego sprawę.

– Więc w ogóle mnie nie znasz.

– Znam cię, Niko­lai. Chcę dla cie­bie jak naj­lep­szej przy­szło­ści. Przy­go­to­wa­nie cię do prze­ję­cia Abney Indu­stries jest spo­so­bem, aby to się stało. Myśla­łeś, że nie mówię poważ­nie? Firma nie może przejść do byle kogo, kiedy odejdę. Albo ty, albo nikt.

Kiedy apli­ko­wa­łem na stu­dia, dzia­dek chciał, żebym poszedł na Harvard, jego alma mater. Dru­żyna hoke­jowa Harvardu jest świetna, ale UMass Amherst miał lep­szy sztab tre­ner­ski, więc powie­dzia­łem „tak” ich rekru­te­rom. Nie był też zachwy­cony dra­ftem Natio­nal Hoc­key League, ale i tak pogra­tu­lo­wał mi, gdy Sharks wybrali mnie w pierw­szej run­dzie. SKA St. Peters­burg, dru­żyna, którą mój ojciec tre­nuje w Kon­ti­nen­tal Hoc­key League, rosyj­skim odpo­wied­niku NHL, rów­nież mnie wybrała, ale ni­gdy nie trak­to­wa­łem tego jako poważ­nej opcji. Poczy­ni­łem inne ustęp­stwa – stu­dio­wa­łem nauki poli­tyczne, dając jasno do zro­zu­mie­nia, że chcę ukoń­czyć stu­dia przed pro­fe­sjo­nalną grą – ale dzia­dek ni­gdy nie powie­dział, że chce, abym dołą­czył do rodzin­nego biz­nesu zamiast, grać w hokeja.

Stoję, gdy dociera do mnie skala tego, o co mnie prosi.

– Nie możesz tego zro­bić.

– To jest hojne, synu. – On też wstaje. Jeste­śmy tego samego wzro­stu, więc jeśli nie chcę wyglą­dać jak tchórz, muszę patrzeć mu pro­sto w oczy. – Ukoń­czysz dobry uni­wer­sy­tet i roze­grasz kolejny sezon w swoim spo­rcie. Powiesz NHL i KHL, że prze­cho­dzisz na eme­ry­turę, przyj­miesz pracę i zaczniesz MBA na Colum­bii. Teraz wolał­bym Harvard na ostat­nim roku, ale pomy­śla­łem, że chcesz pozo­stać w tej samej lidze. Jest dla cie­bie miej­sce na Uni­wer­sy­te­cie McKee, a tre­ner jest gotowy, aby zacząć.

Na wzmiankę o McKee czuję ciarki na karku.

Przed tym bała­ga­nem mia­łem dobre lato. Obóz roz­wo­jowy z Shark­sami, czas spę­dzony z Cric­ke­tem i sza­leń­stwa z Isa­belle Cal­la­han, która, tak się składa, jest młod­szą sio­strą Coopera Cal­la­hana, kapi­tana dru­żyny hoke­jo­wej McKee – naj­więk­szego rywala szkoły UMass Amherst. Tego ostat­niego nie pla­no­wa­łem, a jeśli się o tym dowie, dostanę w szczękę, jak w przed­ostat­nim sezo­nie, ale pie­przyć to, jeśli nie było to tego warte.

Jeśli przejdę do McKee, będę na jej tere­nie. Tym razem z Cal­la­ha­nem jako kapi­ta­nem dru­żyny. Jestem pewien, że byłby pod­eks­cy­to­wany grą ze mną po tym, co powie­dzia­łem mu o jego dziew­czy­nie – nawet jeśli nie wie­dzia­łem wtedy, że się spo­ty­kają – kiedy zmie­rzy­li­śmy się zeszłej jesieni.

Na swoją obronę dodam, że to był pierw­szy raz, kiedy zoba­czy­łem Isa­belle. Minutę przed upad­kiem krążka i nie mogłem prze­stać się gapić; wymam­ro­ta­łem coś o niej jak głu­piec. Ukry­cie tego przez drwie­nie z Coopera na temat rudo­wło­sej, na którą nie mógł prze­stać się gapić, wyda­wało się wtedy mądrą decy­zją.

Zwy­kle kiedy gram, publicz­ność jest roz­ma­zana, ale Isa­belle pozo­stała kry­sta­licz­nie czy­sta. Śmiała się. Roz­ma­wiała z rodziną. Wyska­ki­wała z fotela, by dopin­go­wać brata, a jej uśmiech zapie­rał dech w pier­siach, tak że nie pra­gną­łem niczego wię­cej, niż by był skie­ro­wany do mnie. Jej ciemne i falu­jące włosy opa­dały luźno wokół twa­rzy w kształ­cie serca. Absur­dal­nie przy­po­mi­nała mi syrenę, może z powodu oczu nie­bie­skich jak ocean pod­czas burzy. Gdyby nie nazy­wała się Cal­la­han, zna­la­zł­bym ją po meczu i zacza­ro­wał drogę do jej łóżka.

Byłem gotów trzy­mać się od niej z daleka, gdy dowie­dzia­łem się, że była na waka­cyj­nym stażu u mojej matki. Nie zamie­rza­łem nawet tego _rusza_ć.

Ale potem spo­tka­łem ją i nie mogłem się oprzeć. Nie dla­tego, że jej brata by to wku­rzyło, ale dla­tego, że cały czas, od kiedy zoba­czy­łem ją po raz pierw­szy, wie­dzia­łem że jest wyjąt­kowa, a wyjąt­ko­wość nie poja­wia się codzien­nie.

Tęsk­ni­łem za nią jak cho­lera, odkąd zakoń­czy­li­śmy nasz romans, ale ni­gdy nie spo­dzie­wa­łem się, że znów ją zoba­czę. Jeśli się zgo­dzę, nie będziemy tylko w tym samym mie­ście przez kilka mie­sięcy. Będziemy na tym samym kam­pu­sie, w tym samym małym mia­steczku. Nie mogę ryzy­ko­wać ponow­nego pój­ścia z nią do łóżka, zwłasz­cza tuż pod nosem jej brata.

– McKee? Mówisz poważ­nie?

– To dosko­nała szkoła.

– Nie możesz mnie do niczego zmu­sić.

– Nie – powie­dział lekko dzia­dek. – Jesteś doro­sły, możesz doko­ny­wać wła­snych wybo­rów. Ale pro­szę cię, abyś doko­nał wła­ści­wego.

– Zda­jesz sobie sprawę, że jestem dobry w tym, co robię, prawda? To całe moje życie.

– To wła­śnie mnie mar­twi. – Mocno ści­ska moje ramię. – Nie zaprze­czam, że masz talent. Wyraź­nie odzie­dzi­czy­łeś wiele rze­czy po swoim ojcu. Ale mar­twię się, że odzie­dzi­czy­łeś zbyt wiele nie­wła­ści­wych rze­czy.

Mru­gam, mocno. Mój umysł wiruje. Mógł­bym mu powie­dzieć, żeby się odpier­do­lił, ale nie wyklu­czył­bym, że zablo­kuje mi dostęp do każ­dej naj­lep­szej szkoły hoke­jo­wej w kraju, choćby tylko po to, żeby mnie wydy­mać, bo nie zga­dzam się na to, czego on chce. Mógł­bym spró­bo­wać grać w lidze junio­rów, dopóki Sharks nie będą gotowi do omó­wie­nia kon­traktu debiu­tanta, ale jest powód, dla któ­rego wybra­łem col­lege. Chcia­łem zdo­być wykształ­ce­nie i szansę na udział w Fro­zen Four. McKee wygrał go w zeszłym sezo­nie. Wielu ich pod­sta­wo­wych gra­czy wciąż jest w dru­ży­nie, w tym brat Isa­belle. Nic nie powstrzyma ich przed ponow­nym zwy­cię­stwem, zwłasz­cza ze mną na lodzie.

Dotar­cie do taty nie jest realną opcją. Ni­gdy nie mia­łem zamiaru grać w KHL, nawet jeśli nie był jesz­cze czę­ścią tej ligi.

To zosta­wia miej­sce dla McKee.

Jesz­cze jeden rok.

Jesz­cze jeden _sezon_.

I Isa­belle też tam będzie.

– Mówisz, że nie chcesz być taki jak on? Udo­wod­nij to. Wybierz inną ścieżkę.

Słowa dziadka wiszą w powie­trzu przez kilka dłu­gich sekund, drwiąc, gdy do mnie docie­rają.

Mówię wszyst­kim, że nie­na­wi­dzę mojego ojca, ale to nie­prawda. Wciąż go kocham, ponie­waż to on spo­wo­do­wał, że jestem taki, jaki jestem i cho­ciaż część z tego jest dobra, hokej zawsze był jedyną dobrą rze­czą w moim życiu – wiem, że okła­muję samego sie­bie, że nie odzie­dzi­czy­łem reszty. Prze­raża mnie dzień, w któ­rym się obu­dzę i zoba­czę go patrzą­cego na mnie w lustrze. To odła­mek w moim sercu, bolący z każ­dym ude­rze­niem.

I dla­tego nic poważ­nego nie mogło się wyda­rzyć z Isa­belle. Co, jeśli spró­buję i wszystko spier­dolę? Co, jeśli zra­nił­bym ją tak, jak przez pie­przone lata mój ojciec ranił moją matkę?

Nie mogę jej mieć, ale przy­naj­mniej mogę mieć hokej jesz­cze przez jeden sezon.

– Dobra. Zadzwoń do McKee.ROZDZIAŁ 5

5

Izzy

– Semestr wła­ści­wie jesz­cze się nie zaczął – mówi Vic­to­ria, cią­gnąc mnie za rękę do Haver­hill House. – Poju­trze posłu­chaj Ale­xis.

Wbi­jam stopy w zie­mię, zatrzy­mu­jąc nas obie. Ubra­łam się, gdy poja­wiła się w domu, uzbro­jona w maki­jaż i zapew­nie­nia, że zosta­niemy na tej impre­zie tylko przez chwilę, ale słowa tre­nerki wciąż odbi­jają się echem w mojej gło­wie. Nie powie­działa mi wprost, żebym nie impre­zo­wała, ale z pew­no­ścią nie roz­pra­szać się, ozna­cza rów­nież nie być nawa­loną w domu senio­rów.

Z dru­giej strony Vic­to­ria ma rację. Z natury jestem towa­rzy­ska i może będę w sta­nie lepiej sku­pić się na zaję­ciach, gdy już zaspo­koję impre­zowy głód. Tylko tro­chę. Kilka piw, kilka tań­ców, może tro­chę flirtu. I zde­cy­do­wa­nie przy­da­łaby mi się ta druga opcja, ponie­waż nie zapo­mnę o Niko­laiu, dopóki nie znajdę odpo­wied­niej roz­rywki.

– Dwa drinki – mówię, sta­ra­jąc się przy­brać surowy ton. Usta Vic­to­rii drgają, gdy wal­czy z uśmie­chem. – Dwa drinki i pięt­na­ście minut tańca. To wszystko.

– Jej! – Wciąga mnie w lepki uścisk. Pod koniec sierp­nia powie­trze jest nie­mi­ło­sier­nie wil­gotne; w Haver­hill będzie tro­pik. Na szczę­ście piwo jest na wpół zimne. – To będzie świetna zabawa.

Oprócz tego, że jest moją naj­lep­szą przy­ja­ciółką, Vic­to­ria jest świetną siat­karką. Gra na pozy­cji libero i nawet jako pierw­szo­rocz­niak z prze­ko­na­niem kie­ro­wała obroną. Pozna­ły­śmy się w gim­na­zjum pod­czas obozu siat­kar­skiego i przez lata tylko się do sie­bie zbli­ży­ły­śmy. Rów­no­wa­że­nie inten­syw­nych har­mo­no­gra­mów spor­to­wych czwórki dzieci nie było łatwe dla moich rodzi­ców i za każ­dym razem, gdy mój tur­niej nie był na szczy­cie listy, jej rodzina miała na mnie oko. Jadły­śmy pizzę w łóżku w hotelu, gdy w tele­wi­zji pusz­czali _Przy­ja­ciół_, a następ­nego dnia dawa­ły­śmy z sie­bie wszystko, by jak naj­le­piej roze­grać każdy set. Wciąż robi mi się cie­pło na sercu, gdy pomy­ślę o tym, jak bar­dzo były­śmy pod­eks­cy­to­wane, kiedy obie dosta­ły­śmy się do McKee.

Masze­ruje chod­ni­kiem, zmu­sza­jąc mnie do pod­bie­ga­nia.

– Te obcasy nie są prze­zna­czone do szyb­kiego poru­sza­nia się.

– Im szyb­ciej pój­dziesz, tym szyb­ciej zali­czysz.

– Powie­dzia­łam poflir­to­wać, Torie.

– Naj­lep­szym spo­so­bem na prze­zwy­cię­że­nie roz­sta­nia jest odskocz­nia.

– A ty się na tym znasz? Ty i Aaron jeste­ście prak­tycz­nie sta­rym mał­żeń­stwem.

Vic­to­ria spo­tyka się z Aaro­nem Rem­beau, bram­ka­rzem w dru­ży­nie Coopera. Jest to na tyle poważne, że spę­dziła więk­szość lata w jego rodzin­nym domu nad jezio­rem w Michi­gan, opa­la­jąc się na jego łodzi i budu­jąc więzi z jego kuzy­nami. Mała, samo­lubna część mnie nie­na­wi­dzi tego, że tak dobrze wyszło jej z hoke­istą, ale cho­wam to głę­boko. Może uda mi się zapla­no­wać ślub Rem­beau – Yoon.

Uśmie­cha się, okrę­ca­jąc włosy wokół palca. Jestem pewna, że myśli o sze­ścio­paku Aarona.

– Tak, uwiel­biam tego głupka.

– W każ­dym razie, Nik i ja ni­gdy się nie spo­ty­ka­li­śmy. Nie ma się nad czym roz­wo­dzić.

– Spę­dzi­łaś lato, włó­cząc się po całym Man­hat­ta­nie. I Hamp­tons. – Zatrzy­muje się na szczy­cie wzgó­rza i kła­dzie ręce na bio­drach.

Haver­hill House – który w rze­czy­wi­sto­ści jest osie­dlem zwy­kłych domów, kupio­nych i prze­kształ­co­nych przez uni­wer­sy­tet w miesz­ka­nia poza kam­pu­sem dla senio­rów – błysz­czy tuż za nim, z okien wylewa się świa­tło.

– A czy w grę nie wcho­dził jacht? Obser­wo­wa­łam te pry­watne histo­rie jak jastrząb.

– Nie był jego… nie­ważne. To nie ma zna­cze­nia. Nawet go tu nie ma. – Sta­wiam kilka nie­pew­nych kro­ków. Cho­lera, te głu­pie szpilki. – Zacze­kaj.

Facet przy drzwiach spo­gląda na nas z uzna­niem, zanim zapra­sza nas do środka. Cena wstępu na taką imprezę – wygląd jak prze­ką­ska – ni­gdy nie prze­staje mnie obrzy­dzać, ale wiem, że nie ubra­łam się tak dla face­tów na impre­zie.

Jasne, mogą patrzeć, ale wci­snę­łam się w tę obci­słą żółtą sukienkę, wło­ży­łam stopy w te śmier­cio­no­śne szpilki i nało­ży­łam pełny maki­jaż, ponie­waż uwiel­biam wyglą­dać sek­sow­nie.

– Drinki? – Vic­to­ria prze­krzy­kuje Oli­vię Rodrigo. Ktoś włą­czył tu świa­tło stro­bo­sko­powe, przez co tłum tań­czą­cych, roz­ma­wia­ją­cych i flir­tu­ją­cych ciał wygląda dziw­nie, nie­mal kosmicz­nie. Cała ta scena już przy­pra­wia mnie o ból głowy, ale ubra­łam się i przy­je­cha­łam aż tutaj, więc tylko uśmie­cham się i kiwam głową.

Wypi­jam jedno piwo, potem dru­gie i na tym koń­czę. Vic­to­ria robi to samo, po czym cią­gnie mnie na par­kiet. Ska­czemy w rytm muzyki, śpie­wa­jąc słowa pio­se­nek i pozwa­la­jąc naszym kucy­kom wiro­wać dookoła. Pot spływa mi po skroni; jest tu tak samo wil­gotno jak na zewnątrz, ale wiem, że to tylko dodaje bla­sku mojej twa­rzy. Błysz­czący roz­świe­tlacz, prze­zro­czy­sty błysz­czyk. Eyeli­ner, który Vic­to­ria nało­żyła pewną ręką.

Po kilku pio­sen­kach zaczy­nam zauwa­żać spoj­rze­nia. Dzięki obca­som moje nogi wyglą­dają na wyjąt­kowo dłu­gie, a jasna sukienka jest prak­tycz­nie latar­nią w bły­sku świa­tła stro­bo­sko­po­wego. Vic­to­ria obraca mnie, śmie­jąc się, gdy pra­wie tracę rów­no­wagę. Robię to samo w odwe­cie i prze­wra­camy się nawza­jem. Jestem tylko oszo­ło­miona, ale nie mogę prze­stać się uśmie­chać. Ener­gia muzyki i tłumu wokół nas działa jak magia, tka­jąc zaklę­cie, które utrzy­muje moje bio­dra w ruchu.

Ktoś chwyta mnie za nad­gar­stek, odwra­ca­jąc. To absur­dalne, ale czuję szczyptę roz­cza­ro­wa­nia, gdy widzę, że to tylko kolejny facet ze zbyt cza­ru­ją­cym uśmie­chem. Mocna szczęka, szczu­pła talia, wygląda jakby chciał mnie posma­ko­wać.

Nik jest kilka godzin stąd, w Amherst. Muszę wziąć się w garść. Ni­gdy nie ruszę dalej, jeśli nie udo­wod­nię sobie, że jestem do tego zdolna.

Uśmie­cham się sama do sie­bie, więc chło­pak przy­ciąga mnie, ocie­ra­jąc się o mnie.

Koły­szę bio­drami w rytm muzyki, wdy­cha­jąc kwa­śny zapach jego potu. Jego dłoń prze­suwa się po moim boku, zatrzy­mu­jąc na żebrach. Zabor­czy, mimo że go nie znam. Ni­gdy wcze­śniej go nawet nie widzia­łam. Odwra­cam się w jego uści­sku, mając przy­naj­mniej nadzieję zapy­tać o jego imię. Potrak­to­wał to jako pozwo­le­nie na prze­je­cha­nie pal­cami tuż nad moim tył­kiem.

Uśmiech znika z mojej twa­rzy. Dla­czego faceci zawsze chcą przejść do seksu? Jestem pewna, że gdy­bym rzu­ciła mu odpo­wied­nie spoj­rze­nie, zna­la­złby nie­za­miesz­kany pokój w tym domu i wycią­gnął pre­zer­wa­tywę z port­fela. Nie jest nie­atrak­cyjny. Ma miły uśmiech. Gdy­by­śmy zamiast tego spo­tkali się na zaję­ciach, a on zapro­siłby mnie na kola­cję, praw­do­po­dob­nie bym się zgo­dziła. Nie chcę wpaść w zeszło­roczny sche­mat, zado­wa­la­jąc się pod­ry­wami, które ni­gdy do niczego nie pro­wa­dziły.

I tak, w porządku, spę­dzi­łam lato zaspo­ka­ja­jąc tę sferę z Nikiem, nie ocze­ku­jąc wię­cej. Ale pomimo tej swo­body, Nik trosz­czył się o mnie. Może nie zale­żało mu na tyle, by zostać ze mną aż do mojego prze­bu­dze­nia, tego ostat­niego ranka, ale z tego nie wynika, że nic dla niego nie zna­czy­łam. Kiedy spo­tka­li­śmy się po raz pierw­szy, zapy­ta­łam go, czy chce się ze mną prze­spać tylko dla­tego, że będzie mógł góro­wać nad Coope­rem. Ale potrzą­snął głową i powie­dział, że zauwa­żył mnie po raz pierw­szy w zeszłym roku, pod­czas meczu UMass w McKee. Powie­dział, że jestem wyjąt­kowa, a ja mu uwie­rzy­łam.

_Pro­mień świa­tła w czło­wieku._

_Tak cho­ler­nie piękna._

Spo­sób, w jaki wypo­wia­dał moje imię, zawsze przy­spie­szał mój puls.

„Isa­belle”, ktoś mówi do mnie.

Tak wła­śnie było. Tak wła­śnie jak…

Moje serce przy­spie­sza.

Zer­kam przez ramię i napo­ty­kam spoj­rze­nie Niko­laia.

Pozna­ła­bym tę twarz wszę­dzie. Zmierz­wione brą­zowe włosy i twarz pełna kuszą­cych kątów. Głę­bo­kie, prak­tycz­nie grzeszne oczy. Bli­zna cią­gnąca się od dol­nej powieki aż do szczęki, nada­jąca jego twa­rzy nie­za­prze­czalną powagę. Naka­zuje – nie, domaga się – uwagi.

I oto jest, patrzy na faceta tań­czą­cego ze mną, jakby chciał urwać mu głowę.

Nie sły­szę już muzyki. Nie czuję potu na skó­rze. Nie zauwa­żam niczego ani nikogo oprócz niego, uśmie­cha­ją­cego się do mnie, jakby ni­gdy nie odszedł.

– Sło­neczko – mru­czy. – Tęsk­ni­łaś za mną?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: